Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-01-2016, 08:20   #81
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Dokumenty przedstawiciela władzy skutecznie zdeozrientowały parę. Nie zorientowali się, że (nie)człowiek od Travisa podrobił je kilka dni temu. Ledwie wybrzmiały ostatnie słowa Davida, jak ten puścił się do przodu. Jego ruchy stały się nadnaturalnie szybkie. Zupełnie jak gdyby przenieść kotowate zwierzę do rozmiarów człowieka. Pierw naparł na Mohammeda. Założył mu dźwignię na tyle szczelną, że najmniejszy ruch powodował wściekle piekący ból. Bez kilku palców u lewej dłoni było to rzecz jasna problematyczne, lecz element zaskoczenia robił swoje. Zasłonił się jego ciałem, pomny że Alicia prawdopodobnie trzymała pistolet. W ułamku kolejnej sekundy skręcił mężczyźnie kark i skoczył na jego żonę. Przewrócili się na ziemię wraz z krzesłem na którym siedziała. Jego wzrok uchwycił przyspieszone tętno pulsujące na szyi. Przez jego świadomość popłynęła kusząca myśl.
Nie teraz. Pożywienie się wytrąciłoby go z rytmu, oszołomiło. Miał jeszcze tutaj coś do roboty. Pozostali wspólnicy zamachowca wciąż byli na terenie hotelu. Złapał swoją ofiarę za gardło. Uśmiechnął się drapieżnie. Dusząc ją, zbliżał twarz do bladego lica.
- Jak myślisz, czy dzisiaj też umrzesz jak twój stary? - wysapał do niej.
Rozluźnił trochę uścisk, ale nie na tyle żeby mogła krzyknąć.
- Niestety tak - znów zaczął pozbawiać jej tchu, chichocząc przy tym zajadle. Uwielbiał u swoich ofiar ten cień nadziei, który gasił jak ostatniego papierosa.
Akerman wstał i podszedł do blatu biurka. Na szybko odnalazł fragment papieru, gdzie umieścił napis: trwa spotkanie, proszę nie przeszkadzać. Następnie uchylił drzwi od gabinetu tylko na tyle, żeby móc powiesić obwieszczenie na jego zewnętrznej stronie.
Ciała przesuwam, co by nie było ich od razu widać po wejściu do pomieszczenia. Następnie na szybko przeszukuję ciała i szafki. Staram się aby całość nie zajęła mi więcej niż trzy minuty.
 
Caleb jest offline  
Stary 19-01-2016, 14:29   #82
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
gdoc - corax & Nami


Samochód zaparkował tuż przez stojącą Lisą. Drzwi po stronie kierowcy otworzyły się i z auta wysiadł przystojny, dwumetrowy mężczyzna odziany w stylu smart casual, poruszał się z leniwą gracją. Skłonił krótko głową na powitanie:
- Pani Lisa Langdon - ni to spytał, ni to stwierdził uprzejmym tonem. - Nazywam się Gerard. Przysyła mnie pani Carolina Diaz, Starsza klanu Toreador, przyjaciółka pana Kasadiana. Ze względu na pani bezpieczeństwo, pani Diaz zaprasza panią do swojej posiadłości. Resztę informacji uzyska pani bezpośrednio od niej. - Gerard zrobił uprzejmy gest by pomóc wampirzycy wsiąść do auta.
Gdy tylko samochód zatrzymał się przed jej nosem, ta poczuła w sobie gorąc nieopisanej wściekłości. Miała wrażenie, że ten samochód to celowo jej na drodze stanął, co by jej utrudnić życie, dlatego kopnęła w jego oponę swoim pięknym butem.
- Wypierdalaj z tym gratem! – warknęła swoim słodkim, choć w tej chwili szorstkim głosem, jednak prawdopodobne było, że kierowca jej nie usłyszał… Albo zignorował. Aktorka zerknęła na Kiliana i przewróciła oczami.
- Widzisz tego tam? Tego FRAJERA? Tak kończą Ci, co się spóźniają by mnie odebrać. – powiedziała do Gerarda i wysłała swemu menedżerowi fucka na odległość, a gdy nagle drzwi do auta się przed nią otworzyły i została zaproszona do środka, szarpnęła je mocno wyrywając z rąk kierowcy, który po nią podjechał.
- Wywalaj mi z tymi łapskami, co Ty mnie masz za upośledzoną?! Że nie umiem sobie drzwi otworzyć?! – nawrzeszczała na niego jak rozwydrzone dziecko i popchnęła mężczyznę na tyle, na ile miała sił, a wiele ich nie miała.
- Suń dupsko, Księżniczka wsiada. – Oznajmiła wyniośle i klapnęła dupskiem na fotel obok kierowcy, po czym chwyciła za klamkę od drzwi i pierdolnęła nimi tak mocno, że aż szybko zadrżała.
- Ruszaj srakę Piękny, bo mi spieszno! – Jej ton głosu nie zmienił się ani rusz. Nacisnęła na włącznik od samochodowego radia, żeby się włączyło. Chciała czegoś posłuchać.
Gerard nie skomentował zachowania Lisy. Wsiadł za kierownicę, wcisnął przycisk zamykanych drzwi pasażera.
- Proszę zapiąć pas. - z radia poleciał jazz, a ton głosu Gerarda nie zmienił się z profesjonalnie uprzejmego. Silnika jednak nie włączył czekając aż Księżniczka zapnie pas.
Lisa spojrzała na niego spode łba
- No chyba Cię Bóg opuścił, sam się zapnij. – Odparsknęła i zaczęła nerwowo klikać w przyciski radia, przełączając każdą stację jak opętana. Im więcej stacji przeleciało, tym szybciej i mocniej naciskała przyciski, aż w końcu wkurwiona beznadziejnością utworów wyrwała radio z wnętrza panelu i cisnęła nim o podłogę samochodu
- Nosz kurwa, czy zawsze muszą puszczać takie gówno?! Twoje radio ssie pałe, wieź mnie szybciej bo nie usiedzę w tym aucie – poruszyła tyłkiem chcąc się jakoś usadowić wygodnie
– Te fotele też jakieś po taniości kupowane, rozwaliłabym ryj producentowi, gdyby taki chłam mi wcisnął.
- Proszę zapiąć pasy - Gerard powtórzył cierpliwie wciąż uprzejmym tonem, podnosząc resztki radia i przekładając je na tylne siedzenie.- Jest pani zbyt cenna dla pani Diaz, by ryzykować jazdę bez pasów.
- Wiadomo, kurdeż. - Uniosła się dumnie wypinając pierś i uśmiechając się pod nosem. Przerzuciła swoje piękne, blond włosy na plecy - No niech Ci będzie, tylko masz ruszyć od razu jak zapnę, bo jak nie to będzie łomot od moich kolegów - oznajmiła i wzięła pociągnęła za nieszczęsny pas, by wpiąć go w odpowiednie miejsce. Ścisnęła go między cycki, co by je uwydatnić i wciąż, najwyraźniej, była z siebie niesamowicie dumna.
- Ciśnij! - ponagliła go.
Gerard wyprowadził auto spod klubu Markizy i zgodnie z życzeniem Księżniczki pocisnął. Nagłe przyspieszenie chwilowo wbiło Lisę w siedzenie bo auto rozpędził w ułamu kilku sekund do ponad 150 km/h prowadząc pewnie i spokojnie po krętych uliczkach Tobago.
Gdy wyjechali już z centrum wysepki zapytał uprzejmie:
- Jest pani głodna? Mam zapas vitae w schowku przed panią.
Lisa gwałtownie otworzyła schowek wyrywając z niego drzwiczki, którymi tak niezbyt się przejęła, bo rzuciła je od razu na kolana Gerarda. Poprawiła uciskający ją pas, który najchętniej by urwała, ale wszystko w swoim czasie. Dorwała ze schowka wspomniany woreczek i rozerwała go zębami jak dzikus, ochlapując się przy tym. Całe szczęście, pomyślała zawczasu ubierając czerwoną sukienkę i ta, mimo plam, nie wyglądała tak tragicznie, jak wyglądałaby biała.
- Szybciej! - wrzasnęła znowu spijając jednocześnie krew, a gdy opróżniła worek, cisnęła nim w bogu ducha winnego mężczyznę, nie zważając na to, czy ten uderzy go w twarz, czy gdziekolwiek sobie upadnie.
- I radio napraw.
(alertness + perception = 8,7,4,6)
Gerard znosił wybryk Lisy ze stoickim spokojem choć w chwili gdy Lisa rozrywała żarłocznie torebkę z krwią ochlapując się, kąciki jego ust leciutko się skrzywiły z obrzydzeniem. Nic jednak nie powiedział i gdyby nie swoja obecna nadpobudliwość, Lisa dałaby sobie ręce uciąć, że taki grymas nie miał miejsca.
- Zgodnie z życzeniem - Gerard docisnął gazu na ostrym zakręcie i Lisa zdecydowanie była zadowolona z pasa. Mimo, że wpił się on nieco mocniej w jej biust. - Radio niestety wymaga wizyty w warsztacie, podobnie jak naprawa schowka.
- Bo masz chujowe auto! - wydarła się na niego, kiedy krew ciekła jej z pyska - I durno się na mnie gapisz, masz jakiś problem?!
- Absolutnie nie. Zaś auto jest własnością pani Diaz. - wytłumaczył Gerard.
W między czasie zaś wyjechali już poza tereny znane Lisie i wjechali w obszar dziki. Bez szos, dróg. Okolica zaczęła przypominać gęsty las tropikalny, widok jak Lisa zwykła na zdjęciach kurortów lub widokówkach. Gerard nie zrażony prowadził pewnie.
- Pani Diaz oczekuje nas. Dojedziemy za około 15 minut.
Lisa zaczęła rozglądać się zdumiona, to przez szybę boczną, to przednią, to nawet się odwróciła naciągając pasy, by i przez tylną zerknąć.
- Gdzieś Ty mnie wywiózł?! DO LASU?! Co to za syf? Matko, jaka obrzydliwa okolica. Radio badziewne, drzwi, schowek, a teraz mnie po dżungli wozisz?! Ciebie to już porąbało do reszty, niech ja tą Panią Diaz spotkam, to jej nogi z dupy wyrwę za taki transport, co ona sobie myśli, że Yorka z hodowli wiezie?! - wkurwienie Lisy nie miało końca, co mogło robić się już dosyć męczące, ale może i kwestia przyzwyczajenia. Skoro biadoli już tyle czasu, to i następne piętnaście minut ujdzie w tłoku - No i cholernie długo, nie umiesz prowadzić?! Daj mi to! - wkurzyła się chcąc chwycić za kierownice, choć ledwo łapskami sięgała, bo trzęsło wozem jak młodą dziewką po wodnym materacu. Ach te pagórki!

Gerard z trudami dowiózł w końcu szalejącą Księżniczkę na miejsce spotkania z Caroliną. Oprócz Tesli, którą przyjechali stały dwa auta a obok nich stało 4 mężczyzn i jedna kobieta.
Miejscem spotkania okazała się chwilowo lokalna krematornia.
Gerard zatrzymał samochód tuż koło pozostałych zaparkowanych samochodów.
- Zapraszam. - rzucił wysiadając i obchodząc auto by otworzyć Lisie drzwi.
Mimo, iż Lisa wewnątrz siebie buzowała ze wściekłości, na zewnątrz wyraźnie się uspokoiła. Oczywiście wystarczył jeden choćby najmniejszy bodziec, by w coś kopnęła lub rozwaliła, ale wydawało się, że jest w miarę ogarnięta. Cóż, blask szybko minął, kiedy Gerard ponownie otworzył jej drzwi. Pewnie, że chciał być miły, ale aktorkę wnerwiało wszystko. Spojrzała na niego ze wściekłością i gdy wysiadła z auta wyrwała mu drzwi z łap i pierdolnęła nimi zamykając je z hukiem. Bardziej liche auto mogłoby w tym momencie zakończyć żywot szyby, jednak ten mini-czołg dobrze się trzymał i bitwa z Lisą została zwyciężona. 1:0 dla auta. Mierzyła się z mężczyzną na spojrzenia i tupała nóżką z podirytowania, wyglądała teraz bardziej jak tykająca bomba niż anioł zesłany z niebios… W sumie, wyglądała tak od samego początku.
Kobieta oderwała się od swoich towarzyszy i podeszła z szerokim uśmiechem do Lisy wyciągając ręce do uścisku ze słowami:
- Lisa Langdon… ciężko uwierzyć, że inny klan porwał nas taką piękną różę… Doprawdy, niesamowita strata dla klanu Toreador.
Lisa poczuła, że w końcu znalazła kogoś kto ją rozumie i kogo w całym tym chaosie chciałaby nazywać przyjaciółką.
(prezencja poziomu 3 = 7,7,7,1,3. Dwa sukcesy. )
Lisa z początku spojrzała na Carolinę złowrogo. Ładna, zgrabna, uroczy uśmiech; konkurencja. Jednak po miłych słowach kobiety lód wokół serca jej się roztopił.
- Też żałuję, że tak się potoczyło. Myślę, że mamy ze sobą wiele wspólnego. – odpowiedziała odwzajemniając uścisk dłoni, głosem pełnym pozytywnych uczuć, jednak po chwili spojrzała na Gerarda, a ogień zaczął bić z jej niebieskich oczu.
- No ale tego to mogłabyś wymienić. Nawet jeździć nie potrafi, wlókł się jak moja prababcia w supermarkecie pchając swój chodzik! – Skrytykowała go przepełniona złością, lecz gdy tylko z powrotem spojrzała na wampirzycę od razu mogłaby się rozpłakać z całej tej wściekłości, jaka ją rozsadzała.
- Jest tutaj Kasadian? Potrzebuję Kasadiana, zostawił mnie z tą tępą jędzą, oooj gdybym tylko teraz tam była, to rozprułabym jej trzewia aż do kręgosłupa!
Carolina wsunęła dłoń delikatnie pod ramię Lisy, odciągając ją leciutko od tłumku męskich gapiów:
- Liso, odejdźmy nieco stąd. Chciałabym porozmawiać z Tobą na osobności. - pochyliła się ku aktorce, mówiąc nieco ciszej. - Gerardem się nie przejmuj, załatwię z nim wszystko osobiście. Przykro mi, że cierpiałaś niewygody. - latynoska wypowiedziała ostatnie słowa z naciskiem. - Liso… - Carolina stanęła na przeciw aktorki i spojrzała blondynce w oczy - … mam dobre i złe wieści. Złe … niestety dotyczą Kasadiana. Dobre zaś Ciebie. Od których zacząć, querida?
- Nie mam dziś nerwów, więc sama wybierz, czy chcesz żeby jakieś obiekty pożyły dłużej, czy mogą zostać zniszczone już w tej chwili - odparła zaciskając dłonie w pięści. Sama myśl o zestawieniu słów “złe-Kasadian” już ją denerwowały, a jak się dowie o co chodzi, to na pewno nie będzie … dobrze.
- Liso, wolałabym abyś, querida, postarała się opanować, bo rzecz jest bardzo, bardzo ważna. Czy dasz radę to dla mnie zrobić? - Carolina spojrzała poważnie na aktorkę - My kobiety musimy trzymać się teraz razem.
(efekt prezencji - Lisa bardzo chce zrobic wszystko aby uszczesliwic Caroline)
- Liso, w mieście trwa stan awaryjny. Zapewne osoba tak światowa jak Ty slyszała o zamachu na kandydata na prezydenta. W związku z tym, Kasadian między innymi prowadził śledztwo. Zapewne zawiózł Cię do swej podwładnej, Henriety dla Twego bezpieczeństwa, ponieważ… zamachy nie ograniczają się jedynie do ludzi. Ktoś próbuje dopaść starszych klanów. Obawiam się, że Kasadian przestał odpowiadać na wszelkie próby kontaktu, querida. - Carolina miała poważną i smutną minę, przyglądając się z troską aktorce. - Jednakże, ponieważ, drogi Kasadian opiekował się jedną z mego klanu, chciałam się mu zrewanżować opieką nad tak wyjątkowym kwiatem jaki wybrał dla swego klanu. - Toreadorka położyła lekko dłoń na dłoń Lisy.
Lisa pokiwała głową na znak zrozumienia. Chwyciła kobietę za rękę by czuć jej wsparcie i się nie złościć, choć to nie było do końca możliwe. Dwa sprzeczne ze sobą uczucia targały jej wnętrzem, sprawiając, że staje się tym wszystkim zmęczona. Księżyc osadzony wysoko na niebie wcale jej nie koił, tak jak miał w zwyczaju, a brak Kasadiana jedynie pogłębiał nienawiść do wszystkiego, co żywe i nie. Tylko Carolina mogła być jej drogą osobą, której nie chciała zawieść w tej chwili. Dlatego ku pokrzepieniu i w poszukiwaniu ukojenia, trzymała ją za rękę, a z każdą kolejną informacją, która doprowadzało ją do wściekłości, ściskała pomocną dłoń coraz mocniej.
- Coś słyszałam, ale nie sądziłam, że to takie istotne – odparła aktorka z wyraźnym smutkiem wymalowanym na twarzy – Czy to znaczy, że dopadli też Kasadiana? – dopytała, a jej dłoń zacisnęła się mocniej – Obiecał mi, że będę najważniejsza, będę lepsza niż za życia… Kim teraz jestem? Cieniem samej siebie, nic nie wartą kukłą?! Mogłam zrobić wiele będąc śmiertelną, teraz nawet nie umiem panować nad swoim istnieniem… - Lisa wściekała się coraz bardziej, ale spojrzenie wampirzycy sprowadzało ją na ziemię. Prosiła przecież, by panowała nad sobą, a Lisa tak bardzo nie chciała jej zawieść.
- Co powinnam zrobić? Chcę być najlepsza… Bez niego nigdy mi się nie uda!
- Querida - wolną dłonią Carolina pogłaskała Lisę po głowie niemalże czułym gestem - sam fakt, że zostałaś przemieniona sprawia, że jesteś lepsza. I tak, obawiam się, że Kasadian odszedł. Ale możesz liczyć na mą pomoc. Nie martw się. We wszystkim Ci pomogę. Powiedz mi dokładnie co przekazał Ci Kasadian o byciu nieumarłą.
Mina Carolina zrzedła, gdy Lisa streściła jej całą wiedzę o byciu wampirem.
- Querida, to co ci opowiem wymagać będzie twej stuprocentowej uwagi. Więc posłuchaj mnie bardzo bardzo uważnie. Ty jesteś Malkavianką, to jeden klan. Ja jestem Toreadorką to drugi klan. Nieumarli są podzieleni na pomniejsze grupy nazywane właśnie klanami. Takich klanów jest kilka. Każdy z nich posiada specjalne talenty: talentem twego klanu jest widzenie więcej niż tylko pozorów. Dostrzeganie uczuć, rozszyfrowywanie emocji. A skoro tak, to jesteś nalepszą osobą by rozszyfrować tę kłebiącą się wewnątrz burzę uczuć.
Carolina przez chwilkę wpatrywała się w stojącą przed nią kobietę.
- Jesteś aktorką najwyższego kalibru. Zamiast publiczności śmiertelnej, teraz grasz przez nieumarłymi. Nie pokazuj im co kłębi się wewnątrz. Nie pokazuj, jak łatwo Cię sprowokować do gniewu, irytacji. Bo to zostanie wykorzystane przeciwko tobie jako słabość. A Ty moja droga wcale słaba nie jesteś.
Chyba, że chcesz grać inaczej: używać swego temperamentu jako zasłony dymnej i zza niej planować jak postępować dalej by wszystkich rzucić do swych stóp. W jednym i drugim przypadku, musisz, i to ważne, kontrolować swe emocje tak doskonale jak robiłaś to w (wrzuć tytuł filmu Lisy).
- Chcesz być najlepsza? Doskonale się składa. Masz szansę, sporą szansę, na to by jako potomkini Kasadiana przejąć jego krzesło wśród rady Primogenu - to taka rada zarządcza z najsilniejszymi przedstawicelami każdego z klanów. W tym celu musimy pokazać Księżnej tego miasta, że jesteś istnym klejnotem. A to jest prostsze niż ci się obecnie wydaje. - Carolina uśmiechnęła się ciepło do młodej wampirzycy.*
Lisa słuchała jej uważnie, choć jej myśli zamglone były pamięcią o Kasadianie. Podobał jej się, odkąd tylko usłyszała jego głos, wiedziała, że porwie ją i sprawi, że jej życie będzie lepsze. Jakże kruche okazały się marzenia o tym, co mogli razem osiągnąć. Została teraz sama, a napływ informacji gromadził się w głowie aktorki, która chłonęła informacje jak gąbka, głównie z dwóch powodów. Przede wszystkim pomszczenie Kasadiana było dla niej istotne, po drugie, nie chciała przynieść mu wstydu swoim zachowaniem. Czuła, że Carolina jest jej najbliższą osobą, ukochaną przyjaciółką, z którą mijała się tyle lat, aby w końcu skończyć w swych ramionach i pocieszać się przy litrowych lodach i smutnym wyciskaczu łez. Patrzyła na nią prawie tak, jak na Kasadiana spoglądała, gdy ten tłumaczył jej świat, w którym się znalazła.
- Ja… Miałabym go zastąpić? - przez chwilę jej twarz nie wyrażała żadnych głębszych emocji. Spojrzała gdzieś w dół, jakby liczyła ilość kostek brukowych jakie zostały użyte do zbudowania ścieżki - Nie wiem czy to możliwe… Ty jesteś idealna, ale ja… Ja bez niego i z tą moją bezgraniczną wściekłością na wszystko… Nawet teraz mnie to rozsadza! - syknęła przez zaciśnięte zęby, mimo iż początkowo była spokojna, nagle znowu poczuła ten napływ złości. Gdy tylko zerknęła na bliską sercu przyjaciółkę, nieco się opanowała. Odetchnęła głęboko przymykając oczy.
- Tak. Pewnie masz rację. To będzie najłatwiejsza rola, jaką przyszło mi zagrać - Lisa otworzyła oczy i spojrzała błękitem tęczówek na wampirzyce, zaś na jej twarzy pojawił się podstępny uśmiech.
Carolina z uznaniem pokiwała głową.
- Gdy uda ci się zająć krzesło starszej klanu, ty będziesz decydować w sprawach klanowych. Twoje słowo będzie nadrzędne. - zawiesiła głos by znaczenie słów dotarło do Lisy - Graj tak, by ugrywać dla siebie najwięcej. Zawsze. Korzystaj ze swych wdzięków, talentu, niesamowitej urody i… mocy danych ci przez twego stwórcę. - w oczach Caroliny zalśnił stalowy błysk - Najłatwiej zaś… używać tego na mężczyznach. Zresztą nie muszę Ci tego mówić. Sama doskonale o tym wiesz. Wściekłość zaś… użyj jej do zemsty. I do zniszczenia tego, kto odważył się podnieść rękę na Kasadiana. Wiem, że dasz radę.



Carola zaprowadziła Lisę do jednego z samochodów i kontynuowała:
- Querida, masz swoje kontakty, masz swą sławę. To są atuty. Warto je wykorzystać do znalezienia właściwych osób. Obracasz się w świecie jupiterów podobnie jak politycy. Możesz pod płaszczykiem blondynki - Diaz wykonała palcami cudzysłów - wybędnić informację od tych nadętych bubków. Spytasz dlaczego? Dlatego, że mimo, że jesteśmy nieumarłymi, nasz świat jest zawsze związany ze światem tych ludzkich mrówek. I to co się dzieje w ludzkiej polityce, często sterowane jest zza kurtyny przez nieumarłych. Skoro Kasadiana zabito w czasie, gdy w mieście jest chaos spowodowany problemem z ludzkim prezydentem, to co to oznacza? - Carolina spojrzała na Lisę.
- Życie z nieżyciem jest powiązane w znaczny sposób - stwierdziła Lisa po chwili namysłu, choć dalej się zastanawiała. Bardzo dużo informacji, jak na taki dzień, na taką chwilę. Nie miała kiedy tego ułożyć - Co powinnam zrobić, by stać się użyteczną? By sprowadzić to wszystko do pionu, pomścić Kasadiana? Pomóc też Tobie, Carolino? Nie wiem czy będę umiała siedzieć aż tak wysoko - tutaj powróciła do kwestii zasiadania na “tronie” wśród swojego klanu - Wiem, że stać mnie na wiele, wiem, że mogę więcej. Miałam być najlepsza i wszystko sprowadza się do tego, że chyba będę… Zupełnie jakby Kasadian to przewidział. - Wciąż była wielce zdumiona i zaczynała się wciągać w całą aferę związaną z polityką - Jeśli i tylko pomożesz, zrobię co będzie trzeba uczynić. - Stwierdziła w ostateczności, podnosząc wzrok by spojrzeć na wampirzycę.
- Isobel... - szepnęła jeszcze Lisa, a jej oczy nagle szerzej się otworzyły, gdy przypomniało jej się, kto opuszczał barak Harietty u boku Kasadiana. Była na tyle zdumiona, że nie potrafiła szybko dokończyć swoich myśli.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 20-01-2016, 02:36   #83
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Charisma + Leadership+Status ST8, 8 kości 0009611 = 2 sukcesy


- C, ona należy do K. A on żyje. Znajdziemy cię - może nie milszy, ale już nie tak zdecydowany wcisnął telefon w dłonie Isobel

Kilkanaście sekund później wjechali na spory podziemny parking; potężna metalowa brama zatrzasnęła się, zrywając połączenie.
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline  
Stary 21-01-2016, 10:38   #84
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Dawid Wheatstone

- Wyjaśnił że owszem, jesteś przyjacielem, ale nie mówił ci o naszym spotkaniu - kobiecy głos wrócił na linię, zdecydowany i pewniejszy siebie - Długo ci zajęło odebranie telefonu. Kiedy możesz nas odebrać? -
- Jestem już na waszej ulicy. Wyjdzcie proszę przed budynek.- Prawda była taka, że wcześniejszy telefon zaniepokoił Davida. Może naprawdę ładował się w pułapkę.
- Skąd...? - gwałtowny ruch po jej stronie i kroki w ciężkich butach - Nie widać cię, jakim samochodem jesteś? -
- Możesz dać mi Hosseina do telefonu? - Cała sytuacja robiła się podejrzana z każdą chwilą. Kto nosi ciężkie buty w tropikalnym państwie? Wojskowa? Policjantka? Od blisko godziny nie słyszał swojego kontaktu
- Oczywiście że nie, namierzą go po głosie. Jakim samochodem? -
Namierzą go po głosie? Kto niby? NSA? David wątpił, że w Trinidadzie ktokolwiek dysponował taką technologią. Rozejrzał się wzdłuż ulicy. Jakieś pięćdziesiąt metrów od nich stała zaparkowana Toyota.
- Przyjechałem srebrną Toyotą. Wychodźcie szybko, bo zaraz namierzą też tę rozmowę i będziemy ugotowani-
David miał dziwne przeczucie, że za chwilę coś się stanie z samochodem, który obserwował z mercedesa-taksówki.
- Nie ma tu żadnej srebrnej Toyoty - odpowiedź przyszła po kilkunastu sekundach. Dźwięk w słuchawce zmieniał się, jakby telefon był przekładany z miejsca w miejsce albo kobieta chodziła. Momentami było słychać w tle szepty kilku osób - Jesteś pewien że w ogóle jesteś we właściwym miejscu?
W tle przyszedł SMS "ZNISZCZ TĄ KOMÓRKĘ"

Stephen
Zwykłe uderzenie: Dexterity+Brawl ST6, 5 kości, 98852, 4 sukcesy, tamten nie unika
Obrażenia Siła+bonus za atak 6kości, 5 sukcesów, po odjęciu sukcesów przeciwnika na Staminę (0 sukcesów) wchodzi 5 poziomów obrażeń


Strażnik spiął się i wyuczonym krokiem rozpoczął swój ulubiony rzut, mający walnąć Stephenem o glebę tak że odechce mu się jakiejkolwiek walki. A Stephen...Stephen po prostu zaparkował mu swój łokieć prosto na szczęce, dodając do swojej siły jego impet. Z drugoczącym efektem.

Obok Matthew przykrym kopniakiem w żebra zepchnął drugiego ochroniarza do wody. Chwilę później schylił się do płytek i wpakował wyskakującemu z wody strzał z jego własnego tasera. Pete potrzepotał się chwilę jak ryba na brzegu basenu i zsunął się do wody.

Dookoła zapanowała cisza; nie było nikogo w zasięgu wzroku, choć cholera wie czy ktoś akurat nie patrzył przez jedno z kilkudziesięciu okien skierowanych na ogród. Chociaż tyle. Czas dalej gonił, a mieli do sprzątnięcia potencjalną międzynarodową dziurę w Maskaradzie.

-Cholera jasna- mruknął Matthew wyciągając nieprzytomnego mężczyznę na brzeg -Lecimy do tego domu?-

David Akerman

Dawid ma człowieczeństwo 7, czyli +- normalny człowiek. OT, wybryk mechaniki, zwykle gracze startują z wyższym niż odgrywają ;p
Podwójne morderstwo z premedytacją to grzech nawet przy 3 człowieczeństwa.
Rzut na Sumienie ST8 (zawsze jest takie), 3 kości, 841, 0 sukcesów
Dawid nie odczuwa wyrzutów sumienia.
Dwie największe mechaniczne zmiany wynikające z tego? Teraz udawanie żywego(oddech, rumieńce, właściwy kolor skóry) kosztują go 2 pkt krwi za scenę. Do tego będzie wybudzał się z snu później, tracąc mniej więcej pół godziny dziennie

Mechanika nie przewiduje trudniejszego rzutu/większego spadku za wyjątkowo potworne czyny - ale różni MG często dodają tą zasadę sami. W warsztatach lecimy wg ksiązki.



Nie rzucaliśmy, więc przyjmuję że Dawid polował wieczór wcześniej. Czyli zaczął przygodę z 10 pkt krwi, 1 na codzienne przebudzenie, i 2 wydane podczas tej walki.
Stan obecny: 7


Szafki były jednym wielkim zawodem; biuro było przygotowane do wypożyczenia dla gości, więc nie było w nich absolutnie nic pożytecznego. Ale za to denaci, nawet wyrwani z wieczornego odpoczynku, mieli przy sobie komórki. Zablokowane PINem, niestety. A torebka była małą kopalnią złota: notes, pendrive, dwie karty magnetyczne, mały pęk kluczy...

Nazwiska, daty, numery pokojów, specjalne życzenia. Mniej więcej ostatni rok.

 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!

Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 21-01-2016 o 11:19.
TomBurgle jest offline  
Stary 23-01-2016, 17:34   #85
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Isobel wzięła kurtkę i położyła ja obok siebie. Potem zajrzała do pudła – zawartość wyglądała jak wyprawka, która dostała na rozpoczęcie pierwszej klasy. Tam były kredki, kolorowe zeszyty, blok, papier.. tutaj jakieś ubrania, wszystkie męskie i dużo na nią za wielkie, dokumenty, trochę gotówki, pistolet lub inny rewolwer , nóż, komórka. Rzeczy były wrzucone luzem do środka.
Poza tym - dwie buteleczki 0,2l, jedna pomalowana na niebiesko, druga na czerwono, obie całe pokryte dziwnymi znaczkami wyrytymi w szkle. Kiedy sięgnęła po czerwoną Butcher zaczął machać żeby jej nie dotykała. Posłusznie cofnęła dłoń.
Zamiast niej podniosła płaski kamyk – o średnicy może 2cm - w kolorze zatęchłej krwi. W dotyku był szorstki jak pumeks, ale kiedy na niego spojrzała uważniej wydawał się pulsować w rytmie serca.
- Co to jest? – zapytała.
- Kamień serca, pozwoli mi cię namierzać - z tonu wynikało że z jakiegoś powodu miała to być dobra rzecz - tak długo jak masz go przy sobie.
Isobel delikatnie obłożyła kamień do pudła.

Butcher kontynuował wywód: - Skoro ciągle czujesz więź krwi - tęsknisz - za Kasadianem, to znaczy, że żyje. Znajdziemy go, o ile będziesz współpracować. A jest potrzebny temu miastu. Pomogę ci przetrwać - radą czy czynem, niezależnie od tego kogo wybierzesz - wskazał na telefon. - Carolina, będzie chciała cię przekonać...a jest w tym najlepsza

Podał dziewczynie telefon.
- Pan jest z klanu Tremere, Kasadian z Malkavian. A .. ja? – spojrzała na mężczyznę. W jej oczach ciągle czaił się strach. Już tylko strach i tęsknota. Przerażenie przygasło. – A ta Carolina, która dzwoniła? Z jakiego jest klanu? Chce mnie zabrać, prawda? Dlaczego.
- Ty...dowiem się
- zawahanie było wychwytywane. - Przyjrzyj się niebieskiej flaszce, ona później mi to powie - Carolina jest starszą Torreadorów - klanu artystów - i twierdzi że także jesteś z jej klanu. A dlaczego chce cię zabrać? Zbiera ludzi, tak jak dzieci zbierają zabawki albo dorośli narzędzia. Ma ambicję kontrolować wszystkich i wszystko, a po tygodniu z nią zrobisz dla niej wszystko, nawet bardziej niż ty dla Kasadiana.
Isobel nie podzielała jego pewności. Nie znała żadnej osoby, dla której gotowa by była zrobić „wszystko”.

Odsunęła pudło, tracąc nagle nim zainteresowanie. Choć broszurkę "O przetrwaniu w mieście" wydaną w formie książeczki, Uniwersytet Trinidad i Tobago, zapisana – nie wiedzieć czemu – ręcznym pismem chętnie by przejrzała. Ale to potem.
Znowu spojrzała bystro na Butchera.
- Gdyby Kasadian musiał mnie komuś oddać – kogo by wybrał – pana , czy Caroline? – zapytała.
- Ją - odpowiedź była szybka i krótka, ale spodziewane wyjaśnienie nie podążyło zaraz za nią.

Dziewczyna pokiwała głową. Kiedy odezwała się, miała już podjętą decyzje.
- Isobel Donovan – powiedziała, pilnując, aby głos jej nie drżał.
- Dobry wieczór, Isobel - w słuchawce zabrzmiał przyjemny kobiecy głos ze słyszalnym hiszpańskim akcentem - Nazywam się Carolina Diaz, Starsza klanu Toreador w Trinidad i Tobago. Twojego klanu - Diaz dodała miękko. - Mam nadzieję, że jesteś cała, mi cielo? - głos kobiety był napięty i wypełniony troską, zdenerwowaniem.
- Tak, dziękuję - odpowiedziała Isobel, pomna słów Butchera. Dlaczego nie miałaby być cała, skoro jest noc? - Czy może pani wie, gdzie jest Kasadian? - dopytała szybko.
- Nie mam pojęcia, Isobel. - w tle słychać było odgłosy samochodów i ciche rozmowy - Podobnie zresztą jak Lisa, która obecnie jest ze mną. – To akurat dziewczyny nie cieszyło - Moje źródła są raczej mało optymistyczne w tej kwestii. Dlatego też chciałam pomówić z Tobą. Chcę dowiedzieć się co się stało z Kasadianem i myślę, że mogłabyś w tym pomóc. Ale szczegóły chciałabym omówić twarzą w twarz i zdecydowanie bez świadków z innych klanów.
Carolina odczekała chwilę i podjęła znowu:
- Powiem krótko, Isobel. Potrzebuję Twej pomocy w poważnej sprawie. W mieście panuje stan zagrożenia i wszyscy nieumarli próbują ugrać coś dla siebie. Pomyśl o tym jak o rozgrywkach w szkole… Twoje umiejętności są niezwykle cenne a fakt, że jesteś młodym wampirem jest dodatkowym bonusem. Nie jesteś głupiutkim dzieckiem, za jakie mogą Cię brać więc na pewno rozumiesz o czym mówię. Jako starsza klanu chcę upewnić się, że będziesz bezpieczna. Nie tylko przed słońcem ale innymi niebezpieczeństwami, przed którymi nie mogę Cię ochronić na odległość. Do tej pory chronił Cię status Kasadiana. Pod jego nieobecność… - Isobel… nie chcę by stała Ci się krzywda…to byłaby niepowetowana strata dla naszego klanu.
Isabel nie miała wątpliwości, że kobieta czegoś od niej chce, tylko nie potrafiła wymyślić, czego. Skoro nikt nie potrafi odnaleźć Kasadziana to skąd przypuszczenie, ze ona wie, jak to zrobić? Wiedziała już też, że bycie wampirem nie daje nadludzkiej siły ani - co bardziej ją martwiło - urody. Trudno jej było sobie wyobrazić, w czym mogłaby pomóc kobiecie. W walkach wampirów? Brzmiało to niedorzecznie.
- Skąd pani wie, z jakiego jestem klanu?- zapytała jeszcze. - Pan Butcher nie wiedział.
- Nie wiedział czy nie chciał powiedzieć, wiedząc, że zatrzymywanie Cię pod jego kuratelą jest niezgodne z prawem?
- Carolina westchnęła -
- Nie przetrzymuje mnie! – zaprotestowała dziewczyna – Sama się zgodziłam.
- Isobel nie wiem ile opowiedział Ci o nieumarłych Kasadian. Ale każdy z nowoprzemienionych stanowi odpowiedzialność osoby, która dokonała przemienienia. Wiem o twym Stwórcy i kim był i wiem w jakich okolicznościach zostałaś objęta opieką Starszego Malkavian. Uzgodniłam z Kasadianem, że to on się tobą zaopiekuje z prostego względu: to on Cię znalazł i jemu ufałaś. Nie chcieliśmy by trudna przemiana przeistoczyła się w trudny okres nauki. W innych okolicznościach zostałabyś objęta moją ochroną i moją kuratelą do czasu uznania Cię przez księżną za pełnoprawnego członka społeczności. Księżna to osoba, która sprawuje najwyższą władzę w tym mieście. Do czasu takiego uznania, nowo przemienieni bez uznanego statusu są … cóż pionkami o najniższej wartości. I tu wracamy do początku mojej wypowiedzi. Mój człowiek może przyjechać po Ciebie i całą resztę omówimy bezpośrednio.
- Carolina z każdą minutą zaczynała tracić zainteresowanie całą sprawą. Szczególnie, że miała na głowie poważniejszą kwestię na przykład własne przeżycie. Zawsze mogła dać rozstrzygnąć przypadek Isobel Księżnej w późniejszym czasie pod warunkiem, że młoda przeżyje kombinacje Butchera. - Przykro mi ale musisz podjąć decyzję teraz.

Isobel pokiwała głową, czego Carolina nie mogła zobaczyć.
- Proszę kogoś przysłać, dziękuję za pomoc - powiedziała.
- Mój człowiek nazywa się Gerard, ma dwa metry wzrostu więc jest nie do przeoczenia. Będzie białym Teslą i zabierze Cię bezpośrednio do mnie. Gdybyś potrzebowała się komuś przedstawiać zapamiętaj to: podajesz swe imię i nazwisko, oraz dodajesz, że jesteś z klanu Toreador i że jesteś pod kuratelą Caroliny Diaz, Starszej klanu i Harpii Trinidad i Tobago. Rozumiesz? - spytała wampirzyca i dodała - Daj mi proszę profesora do telefonu. I do zobaczenia wkrótce Isobel. Czekam z niecierpliwością na spotkanie.
- Zapamiętałam - odpowiedziała Isobel i powtórzyła: - Carolina Diaz, Starsza klanu Toreador, Harpia Trinidad i Tobago. Do widzenia. Dziękuję.
Oddala telefon mężczyźnie.
- Prosi Pana do telefonu.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 24-01-2016, 21:07   #86
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
-A mamy inną opcję? Tylko postarajmy się tym razem nie wpaść na nikogo mruknął Stephen przeszukując strażnika
*Spluwa albo chociaż zapasowy kartridż do tasera, ten drugi nie użył swojego, dobrze przyda się. * myśli szybko przebiegały przez umysł Stephena *Ilu cholernych strażników może pilnować tego miejsca?*
-Wchodzimy, taserujemy pierwszych którzy wstaną resztę załatwimy inaczej potem nieprzytomnych zaniesiemy do auta, może starsi coś z nich wyciągną. Resztę podpalimy zanim przyjadą gliny. Masz lepszy plan?
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!
Leminkainen jest offline  
Stary 24-01-2016, 21:26   #87
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Chwilę później z numeru Husseina przyszedł
Nie podawał ci żadnego adresu. St Clair 10



Jakieś 43 minuty drogi. Okolice lotniska.

David podał nowy cel podróży kierowcy. Tylko na chwilę zatrzymali się w centrum, gdzie młody wampir kupił starter z nowym numerem. Miał jeszcze blisko pół godziny zanim dostrze na miejsce. Nie zaszkodzi spróbować zadzwonić na numer który samemu miał odgadnąć. Po wymianie karty i ponownym uruchomieniu telefonu wybrał pin do swojej karty, a później kolejne cztery zapamiętane cyfry. Wcisnął zieloną słuchawkę i czekał na reakcję aparatu.

PIN7653 - błąd, numer za krótki



Pomysł był absurdalny. Przecież jak ktoś mógł znać jego PIN. Z drugiej strony, gdyby mu ktoś trzy miesiące temu powiedział, że spojrzeniem będzie wzbudzać strach. Albo, że będzie pił krew żeby egzystować, to też by nie uwierzył.

W życiu Davida nie ma cenniejszej rzeczy niż pieniądze.
No może jeszcze rzeczy, które mógł za nie kupić. Wykręcił kolejny numer jaki przyszedł mu do głowy.

Numer rejestracyjny Audi Davida+7653 - błąd, nie ma takiego numeru




Wampir stwierdził, że nie ma innych najcenniejszych numerów, odpuścił zabawę w kotka i myszkę. Zadzwonił do Gerarda - ghula Caroliny - dowiedzieć się czy wszystko idzie zgodnie z planem. Przy okazji musiał kogoś poinformować, że jest pod nowym numerem.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 24-01-2016 o 21:30.
Mi Raaz jest offline  
Stary 25-01-2016, 11:41   #88
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Przyjrzał się dwójce. Wykręcone ciała nie wzbudzały u niego żadnych negatywnych uczuć. Ot gadające mięso. Stanęli po złej stronie barykady, to i sobie zasłużyli.
Samo biuro nie posiadało nic, co okazałoby się przydatne. Kilkanaście zmiętych papierzysk i mało istotnych dokumentów poleciało na ziemię. Następnie Akerman przeszukał denatów. Czuł przyjemne ciepło ich ciał, słodka krew nadal jeszcze krążyła w ich żyłach. Dlatego nie bez trudu poklepał małżeństwo po kieszeniach i wszystkich miejscach, gdzie mogli coś skrywać. Jeśli kobieta rzeczywiście posiadała broń, wziął ją dla siebie. Zgarnął też resztę fantów. Jako komplet były swoistym “sezamie otwórz się”.
Pomyślał o Stephenie i Matthew. Mieli udać się do domu właścicieli. Aczkolwiek od czasu rozdzielenia się, sytuacja uległa zmianie. Musiał zwabić resztę ofiar do jednego miejsca, plus jeszcze zebrać się do kupy z dwójką od Ventrue. W dodatku mijający czas gryzł go boleśnie w dupę i przypominał, że za kilka chwil zjawią się tu ludzie którzy nie będą bawić się w żadne podchody.
Zlokalizował w notesie numery do pozostałych wspólników. Jeśli nie należały do telefonów komórkowych, poszukał bezpośredniego połączenia do ich pokoi. Następnie wysłał lakoniczną wiadomość ze swojego LG:

Sprawa się rypła. Jesteśmy zdemaskowani. Spotykamy się u nas w domu za kilka minut. M&A

Jeśli musiał połączyć się z ich numerami hotelowymi, powiedział to samo do słuchawki przez ręcznik, szmatkę; cokolwiek tłumiącego dźwięk. Teraz musiał już tylko obrać za cel dom ex-państwa James i zjawić się tam przed resztą. Miał też szczerą nadzieję że jego wspólnicy poradzili sobie z potencjalną ochroną.
Zamknął drzwi gabinetu od środka. Potem podszedł do okna i zręcznie przeskoczył przez parapet w przyjemny chłód nocy.
 
Caleb jest offline  
Stary 27-01-2016, 02:57   #89
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Isobel
- Peractum est! - mruknął Tremere odbierając słuchawkę od Isobel. Zasłonił dłonią mikrofon - Jeżeli nie spróbujesz wyjść z parkingu, nic nie powinno ci się stać- wrócił do rozmowy telefonicznej - Czego ci potrzeba? - o ile można było oceniać po tonie, nie przejął się zbytnio decyzją dziewczyny. Obserwował ją, rozmawiając z Caroliną. Nagle skrzywił się, patrząc na coś nad ramieniem dziewczyny.

Brzydkie, kilkunastocentymetrowe stworzenie zawisło w powietrzu, ściskając w ubranych w białe rękawiczki łapkach bukłak. Z złośliwym uśmiechem na pyszczku wpatrywało się w Isobel. Cholera wie jak długo wisiało tak za nią.
- Noowa do nauuki? - głos miało śpiewny, nienaturalny

Stephen

Matthew lepszego planu nie miał, ale za to bez marudzenia zabrał się za targanie ciał w krzaki. Do tego wypatrzył otwarte okno na piętrze i nadzwyczaj sprawnie dostał się do środka. Chwilę później obaj byli już na górze.
Wyposażenie domu było w zupełnie innym stylu niż hotel; tam gdzie w hotelu dominowały jasne kolory i eleganckie krawędzie, tak tutaj bure kolory i stylistyka sprzed dwóch wieków wyzierały z każdego kąta.

Percepcja + Śledztwo ST6, 6 kości, 986641, 3 sukcesy


W domu nie było nikogo; zapalone światła na dole, zapach świeżo parzonej kawy - wciąż się parzyła, a do tego ekran blokady na włączonym laptopie sugerowały że ktoś tu niedawno był.
Dom był typowy; tak typowy że można było pomyśleć że to nierealne. Właściciele trzygwiazdkowego hotelu żyli w domku biedniejszej części klasy średniej. W pewnym momencie Stephen znalazł biurko. Było całe zasypane dokumentami. Papierki hotelu, zaległe z całego tygodnia.
Tymczasem Matthew sprawdził drzwi wejściowe były otwarte i zamknął je równie szybko jak je otworzył i syknął do Stephena - Ktoś tu idzie. Prosto tutaj -

Spryt + Streetwise, ST5, 7kości, 9865443, 4 sukcesy


Jedno spojrzenie zza firanki powiedziało Stephenowi wszystko: Francis Borde, w dodatku z jakiegoś powodu spodziewający się kłopotów. Pamiętał jego przydział: Francis służył w grupie szybkiego reagowania - a ci mieli cholernie mocną reputację na ulicach. Ubrany jak tajniak przy polowaniu na dealerów, trzymał obie ręce w kieszeniach kamizelki z kapturem, najpewniej na broni. Jasne adidasy szybko zbliżały się do budynku. Ale jego zachowanie szybko okazało się czymś więcej niż ostrożnością - kilka metrów od budynku odbezpieczył pistolet.

Dawid Wheatstone

Inteligencja + Stealth ST5, 3 kości i specjalizacja, 754, 2 sukcesy
+
Auspex 2 kości, ST7, 05, 1 sukces


Port-of-Spain nocą był cichym miastem. Prawie cały rok dało się pokonać stolicę wszerz poniżej godziny. Ruch był powolny i metodyczny. Dwie ulice, w prawo. Dwie ulice, w prawo. W analitycznym umyśle Dawida błysnął wzorzec: samochód za nimi obijał zawsze po dwóch skrzyżowaniach, zawsze w prawo...i zawsze od razu pojawiał się następny. Sprawę można by uznać za przypadek...gdyby nie to nagłe przeczucie grozy depczącej mu po piętach.
A na domiar złego kilkaset metrów z przodu zauważył feerię policyjnych świateł.

Dawid Akerman
Pierwszy numer, należący do Borde był komórką. Dwa kolejne były jedynie niewyróżniającymi się numerami pokojów, więc mógł połączyć się przez interkom. Na żadnym nie uzyskał odpowiedzi, choć przy Keirze wydawało mu się że usłyszał jakieś dźwięki w pokoju.
Jedno z założeń planu zostało brutalnie zweryfikowane kiedy tylko wyjrzał za rogu; jakiś mężczyzna w kapturze na głowie szedł prosto do domu Jamesów, i był kilkadziesiąt metrów przed nim, praktycznie pod samymi drzwiami. Do tego usłyszał trzask drzwi z prawej strony - mniej więcej tam gdzie wychodził na papierosa
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline  
Stary 27-01-2016, 12:50   #90
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Minutę przed czasem na parking wjechała zużyta, odrapana honda. Samochód się zgadzał; lata temu mechanicy Caroliny wsadzili pod tą starą powłokę nowe mechaniczne serce. Patrząc z zewnątrz, pojazd był wart nie więcej niż tysiąc dolarów.
Za modyfikację zapłacono wtedy w setkach tysięcy - pożyczki które Brudas spłacał do dziś, czego inni nie zapominali mu wypominać.

Wóz zatrzymał się w przeciwległym rogu parkingu. Mężczyzna w kominiarce otworzył drzwi i zgasił silnik.
Wybuch. Zabarwiany na zielono słup ognia tam gdzie przed chwilą wszyscy patrzyli.
Tylko ghul ustał na nogach; normalni mężczyźni stojący na zewnątrz słaniali się, próbując pozbierać się do kupy.
Na szczęście i Carolina, i Lisa były schowane bezpiecznie w środku wzmocnionego pojazdu; nie sięgnęły ich ani płomienie, ani nawet fala ciepła, a i tak poczuły ukłucie Czerwonego Strachu.
Kierowca wychylił się z fotela patrząc na swoją szefową
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172