Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2016, 14:43   #28
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Obóz zbójców w lesie

Walka była szybka i brutalna, ale najemnicy poradzili sobie bardzo dobrze. Evan widząc że ostatni zbir nie stanowi już zbytniego zagrożenia, postanowił pobiec za Marvem. Krwawił z licznych, aczkolwiek niegroźnych ran na ramionach i udzie, chyba też miał pęknięte żebro i co chwila jego twarz wykrzywiał grymas bólu. Nie miał się jednak zamiaru zatrzymywać los Rose wisiał na włosku i tylko oni mogli ją uratować.

Shavri, widząc, że zarówno kapitan, jak i jego zastępca pobiegli za krzykami, wyprostował się i spróbował ogarnąć spojrzeniem zamieszanie. Doszło do niego, że znowu będzie musiał za kimś gonić i jęknął. Ale rzut oka na resztki obozu wystarczył, żeby okazało się, że to Rose brakuje.
- Bywaj tu! - zawołał do Sinary i Khergala i szybko, żeby nie tracić ani sekundy więcej, niż to potrzebne, zwrócił się też do opasłego jeńca. Spojrzał na ostatniego zbója i powiedział spokojnie, opuszczając broń, ale nie chowając jej.
- To już koniec. Możesz unieść życie, jeśli odejdziesz od niego.
- Wystarczy że odejdziesz w przeciwnym kierunku, nie będziemy Cię zatrzymywać - dodała Sinara, która stała teraz w pobliżu.
- Dokładnie. Nie mamy na to czasu. Odejdź i nigdy więcej nie wchodź nam w drogę - Shavri mówił spokojnie, jak do rannego zwierzęcia. - Nie chcieliśmy tego, podjęliście te decyzje za nas. Zostaw go.
- He? - bandyta inteligentnie skomentował wywód Shavriego i zebrał się w sobie. - Rzućcie broń! Kusze daleko! To nic mu nie zrobię!
Shavri najeżył się. Pierwszy raz w życiu zakwestionował to, czy dobrym pomysłem było, żeby Cori nauczył go czytać. Musi poważnie porozmawiać z młodszym bratem na temat szkodliwości tej czynności. Książki były pasjonujące. Ale co z tego, że czytając je, Cori zrozumie świat, skoro na dłuższą metę przestaną go rozumieć jego rozmówcy. Rozeźlony bezczelnością zbója i pomny miernych wyników swojej dyplomacji, Shavri spojrzał pytająco na Sinarę. Zbój był na przegranej pozycji, a mimo to, albo właśnie zwłaszcza z tego powodu, śmiał im dyktować warunki.
- Co robimy? - zapytał kuszniczki.

Tymczasem Orgill powoli podniósł powiekę by sprawdzić co się dzieje. Widząc zbója blisko, szybko zamknął oko i znów chciał udawać nieprzytomnego, choć chyba raczej z marnym skutkiem. Nieprzytomni nie wydają krótkich, dziewczęcych pisków (tłumionych kneblem), gdy zobaczą blisko zbója…

Kupa kości, ten sam koboldo-ludzki szkielet, który swoim trajkotaniem rozproszył zbirów przed atakiem, podniósł się z wysokiej trawy na pełną, imponującą wysokość trzech stóp.
- Jak śmiesz! - zaklekotało nieumarłe dziwo. - Łapy precz od mojego Pana! Nie wiesz, z kim masz do czynienia? To jego niegodziwość Orgill Karlov Siódmy, wielki zombi-manufaktor, władca legionu szkieletów, Pan Domu Tysiąca Czaszek! Na kolana, chłystku, przed jego Wielkością!
Szkielet szedł w kierunku zbója, zakasując nieistniejące mankiety i ciągnąc za sobą pałę z konara drzewa.
- Diaboooł!! - wrzasnął zbój, klapiąc tyłkiem na ziemię, puszczając broń i cofając się na czworakach. - Mówiła Irma, że trza go do dziury, mówiła… Nie zobijaj!! - wrzasnął i rzucił się do ucieczki, potykając i z trudem utrzymując pion. - Sune uchowaj! - Shavri stęknął ze zdumienia i odruchowo zrobił krok w tył, zasłaniając Sinarę jedną ręką. Włosy na karku mu się zjeżyły. Wrócił Mroczny Zbieracz Poziomek i już nie było najmniejszych wątpliwości, komu je zbierał. Traffo stał oniemiały ze zdumienia i grozy i nawet nie w głowie było mu lecieć za ostatnim łotrem, bo musiałby przejść obok… tego czegoś.
- Mmm-mm-mmhhm - rozkazał szkieletowi zakneblowany gruby ex-zakładnik, oczekując najwyraźniej natychmiastowego wykonania polecenia.
Shavri nawet nie drgnął. Fascynacja walczyła z nim o lepsze ze zgrozą.
Szkielet tymczasem podbiegł do związanego czarnoksiężnika i zaczął... przegryzać sznury. Kiepsko mu szło. Tymczasem więzień znów go strofował. Chyba.
- MMMMM! Mmmmm! - krztusił. Szkielet wyjął mu knebel.
- Przepraszam wasza magiczność, nic nie słyszę!
- Mówiłem WYJMIJ KNEBEL kościsty imbecylu! - wysokim głosem zapiszczał grubasek - i mam nożyk w kieszeni!- Tak wasza potężność - szkielecik skłonił się nisko, znalazł mały nożyk, chyba do papieru lub owoców i zaczął nim piłować więzy maga. A “potężność” wydała się Shavriemu zupełnie adekwatnym określeniem do zwalistej sylwetki owego Ogrilla.

Po chwili czarodziej był wolny i przerażonym wzrokiem wpatrywał się drużynę.
- Nie róbcie mi krzywdy! Jestem niegroźny! - zapiszczał wyciągając przed siebie ręce i chowając się za szkielet. - Klekot, osłoń mnie!
Szkielecik stanął między wybawcami a swoim panem dzierżąc drewnianą pałę z miną wskazującą że nie do końca podoba mu się owa rola. O ile facjata czaszki może wyrażać cokolwiek.
Shavri, który sam chciał zawołać, że jest niegroźny, naraz się zawahał.
- Zaraz, chwileczkę, co? - łykając nerwowo ślinę, opuścił uzbrojone ręce i zaryzykował: - Może nie wykonujmy żadnych gwałtownych ruchów… Czy możesz nie szczuć na nas tego kobolda? Chcieliśmy Ci pomóc…
- To może my sobie pójdziemy, a wy spokojnie dokończcie sobie wasze porachunki gangów. Obiecujemy, że nie zawiadomimy Harmonium, ani Łaskobójcow, ani w ogóle nikogo... - czarodziej, mówił powoli, jak do dzieci i zaczął się wycofywać z paniką w oczach, pokazując pokojowo że nic nie ma w dłoniach - Na Złote Sale Midasa, gdzie ja trafiłem! - dodał cichutkim głosem - chcę do domu!
Sune świetlista, ile książek ten tu musiał czytać, pomyślał Shavri, konstatując, że teraz z kolei to on nic nie zrozumiał ze słów obcego… Poza ostatnimi trzema.
- Hej, spokojnie - powiedział, starając się zastosować do własnych słów. - Nikt tu nie chce zrobić ci krzywdy. A jeśli się zgubiłeś, to możemy pomóc ci wrócić na główny trakt. Jesteśmy ochroną karawany, a ci tutaj nas zaatakowali i porwali część naszych… Właśnie! - zawołał naraz, przypominając sobie, po co tak naprawdę tu byli. - Posłuchaj! Te łotry tutaj. Mówili coś, co wydało Ci się ważne?- To zauroczeni magią skurle, którzy szukają ofiar dla kogoś. Pewnie tego, kto kontroluje tych nieumarłych w okolicy. Naprawdę mi pomożecie? - zapytał z nadzieją szaroskóry grubasek. - Jestem głodny...!- Ależ Ty brzydki… Prawie tak samo jak ja, he he he - zaśmiał się Khergal, tym samym wtrącając się do rozmowy. Olbrzymi tłuścioch z pewnością nie był kimś komu potrafiłby zaufać, ale z drugiej strony nie miał też powodu do otwartej wrogości. - A niech stracę… - powiedział krasnolud sięgając za pazuchę po kawałek suszonej szynki, którą następnie wręczył Ogrillowi. - Chleba to ja ni mam już. Dawno by spleśniał, gdybym go nie zjadł.

Człowiek zwany Orgillem zbliżył się i nieśmiało wziął kawałek szynki i zaczął łapczywie go pożerać. Przy okazji można było mi się przyjrzeć. Cóż można było o nim rzec - był jak baryłka po popijawie - nieduży, pękaty i chyba mu już się nie przelewało.




Dalibyście mu tyle wzrostu, że plasowałby się między krasnoludem a człekiem, ważył tyle co dwóch mężczyzn i chodząc wręcz zataczał się. Na palcach, w uszach i innych miejscach było widać ślady po licznej biżuterii, a ubrania wyglądały na niegdyś kosztowne, ale teraz były to łachmany, podarte i nadpalone. Najciekawsza była skóra, która miała niezdrowy, szary kolor i akcent którego nijak nikt nie poznawał.
- Porwali mnie. Związali jak prosiaka, gównojady jedne. Mnie, Orgilla Karlova Siódmego! Kiedyś kiwnięciem palca wysłałbym ich w otchłań, a patrzcie teraz - samozwańczy mag rozkleił się i zaczął chlipać.
- Niosę chusteczkę, Wasza Srogość! - zaklekotało koboldzie coś i ruszyło w kierunku czarodzieja z kawałkiem bandyckiego płaszcza.
- Nie teraz, Klekot! Nie widzisz, że rozpaczam!? - zaniósł się Orgill Karlov, ale po chwili wciągnął smarka i zapytał nieśmiało zbawców - Na który Świat Pierwszej Materialnej mnie transferowało? Straciłem wspomnienia, nie rozpoznaję...

Shavri otrzymał odpowiedź, która nie tylko zrodziła w nim kolejne pytanie, ale na dodatek dość zaniepokoiła. Nieumarli? Zabrzmiało to złowieszczo znajomo. Wprawdzie Traffo z dalszej, płaczliwej nieco wypowiedzi, rozumiał jedno słowo na trzy, ale ogólne przesłanie było jasne. Ten tu był magiem, którego uwięzili porywacze. Nie wyglądał na rannego, ale może to zauroczenie magią, o którym mówił, działało też na niego i dlatego nie mógł się uwolnić… I jeszcze to bezczelne koboldzie truchło, chwilowo przynajmniej niegroźne bardziej od żywego jaszczuroludzia... Shavri westchnął. Za dużo pytań i wątpliwości, a za mało czasu na uzyskanie składnych odpowiedzi. I choć młody tropiciel doskonale wiedział, jak to jest czuć się jednocześnie głodnym i zrozpaczonym, nie mógł zapomnieć, że tak jakby są w środku odbijania jeńców. Zwrócił się do Khergala i Sinary.
- Proszę was, przepatrzcie obóz w poszukiwaniu czegoś przydatnego i przypilnujcie naszych odzyskanych porwanych,a ja pobiegnę zobaczyć, gdzie jest Marv z Evanem. Ustalę co się dzieje, zamelduje mu, co wiem i wrócę. Nie możemy tak działać na ślepo.

Marva nie trzeba było wcale szukać. Pojawił się w obozie, zabrał swoją włócznię, linę, trochę pochodni i ze wszystkim tym pod pachą dopiero zwrócił uwagę na resztę. Zamrugał na widok rozkładającego się kobolda, ale tym razem miał ważniejsze sprawy na głowie.
- Porwali Rose! Musimy za nimi iść! - krzyknął do pozostałych i pobiegł w stronę Evana i labiryntów.
Widząc to Shavri pośpiesznie zwrócił się do maga tymi słowy:
- Panie Orgilu... Proszę, nie płacz - rzekł skonsternowany. - Spróbujemy znaleźć pytania na wszystkie twoje odpowiedzi, tylko nie natychmiast. Zostawię cię na moment tutaj z…. z tym państwem. Będziesz z nimi bezpieczny. Spróbuj im może pomóc w przeszukiwaniu obozu, a może znajdziecie coś jeszcze do jedzenia.
I nie czekając na odpowiedź, rzucił się za Marvem biegiem, rad, że oszczędzono mu wysiłku tropienia towarzyszy.
- Co ty mówisz?! - zawołał za Hundem, chcąc mu jak najszybciej zrelacjonować to, czego się dowiedział i usłyszeć to samo od niego.


 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 25-01-2016 o 14:45.
Sayane jest offline