Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2016, 16:21   #115
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Na pewne widoki po prostu nie da się przygotować. Bez względu na czas jaki się na to się poświęci. Na znajomość siebie samego.
Zabawne.
Naprawdę przez kilka długich sekund miał nieodpartą ochotę zwyczajnie puścić w niepamięć wydarzenie sprzed prawie tygodnia. Wyjść do Setha z otwartymi ramionami. Cześć starszy braciszku! Ale to była burza w szklance wody, co? Jak szczęka? Pogodzić się, wystrzelać mutantów i wrócić do pieprzonego, radosnego status quo ante. Eeeeeech, kurwa… Nie spodziewał się tego. Znacznie bardziej oczekiwał zwykłego strachu. Bo Seth w przeciwieństwie do pojękującej w starych korytarzach bazy grozy, był żywym z krwi i kości dawcą życia i śmierci. Właścicielem kilkunastu rzadko chybiających sztuk ciężkiego i lekkiego uzbrojenia, wraz z dzierżącymi je rękami. Kontraktowym zabójcą. Zręcznym manipulatorem. I, co ważniejsze, a co nie było widoczne na pierwszy rzut oka, był najzwyczajniej w świecie psychopatą. Z typu tych, którzy potrafią być cholernie czarujący.
- Poczekajcie… - rzucił Eddiemu, Dahlii i jej wierzchowcowi, po czym wziąwszy od chłopaka emiter wycofał się do wejścia do kompleksu.

Z plecaka wyjął na chybił trafił jeden z większych słoików ze specyfikami i na oczach posykujących monstrów wysypał na podłogę zawartość.
- Szlag mnie trafi jeśli to były właśnie TE pigułki… - mruknął na wpół do siebie na wpół do kreatur.
Z emiterem w dłoni zmieniło się ich postrzeganie. Nie sprawiały już wrażenia chorych hybryd tworzonych przez Molocha. Nabierały czegoś pociesznego w swoim zachowaniu.
Pobiegł do wejścia i z najbliższej ściany zeskrobał nożem do słoika pokaźną porcję rdzawej mazi, którą z braku lepszych pomysłów uznał za winowajcę szaleństwa Beswicka i Crispo. Zakręcił słoik i pośpiesznie wrócił do młodych.

- Słuchajcie mnie oboje - zwrócił się do swoich młodych towarzyszy - Cokolwiek się stanie, trzymajcie się możliwie daleko od tych ludzi. Jeśli pójdzie dobrze, dojdzie do małej wojny między nimi, a Gunem i pieskami Faith. Jeśli źle… Tak czy inaczej, lepiej, żeby nikogo na kim nam zależy nie było w pobliżu. Dahlia… zrobisz coś dla mnie? Zabierz te plecaki do Moniki. Albo chociaż do Rothsteina. W ostateczności. Ze swojej strony, mogę ci obiecać, że jeśli wpadnę na Hope, to postaram się ją z tego wydostać. Eddie… Trzeba doprowadzić, któryś ze środków transportu do stanu używalności. Jakbyście mieli przemieszczać się na widoku, okryjcie się jakimiś szmatami. Wezmą Was za jednych z tutejszych mormonów. Oby…
Dobra. Czas puentować ten pieski żart.

Wychodząc zza blach wyszedł z założenia, że znający go jak własną kieszeń Seth, też wie, że Portner będzie chciał wrócić do drużyny. Do domu. Uczepił się więc tej myśli. Oto więc wracał brat marnotrawny. Nasyć się tym widokiem Sethy, ty próżny skurwielu. Nasyć starszy braciszku.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline