Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2016, 20:20   #4
Jaśmin
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
Komenda Główna, Pałac Mostowskich

Mimo wczesnej pory praca na posterunku wrzała. Wasilewski dokładał swoją cegiełkę piłując służbowy komputer.

Wszedł do sieci.

Cytat:
Zapytanie - Wojciech Kleszcz.
W pierwszej chwili Piotr nie znalazł nic, pustka. Nie karany, nie notowany, nie było go nawet w półoficjalnym ringu na policyjnym intranecie, gdzie gliniarze dzielili się info o niektórych typach jakich nie było w bazie kryminalnej.

Siedział godzinę bijąc jak głową w mur, póki nie natrafił na dość rozbudowaną dokumentację “akcji Widelec” z 2008 roku, słynnej w działaniach przeciw agresywnym kibicom. Dołączone do tego były wyjątkowo notatki służbowe patrolów. Policja miała tego dnia na tyle dużo roboty, że za pojedyncze bójki między złapanymi kibolami Legii i Polonii nie robili za dużo poza spisywaniem danych. To był dla prewencji dzień świra. Z drugiej strony notatki te traktowały o wykroczeniach, to wyjątkowo do bazy danych dołączono je w sprawę. Wojciech Kleszcz figurował tam jako jeden z tych co występował w czarno-biało-czerwonych barwach Polonii. Wykpił się wtedy ale…

Piotr zdał sobie sprawę, że archiwum notatek służbowych nie jest podpięte pod system notowań, karalności itp. - dostępny dla kryminalnych. Może tam było by więcej, bo jak kibol, to spisywany (nawet jak nigdy nie notowany) mógł być częściej.

Ustaliwszy te dane Piotr porzucił kompa. Nic więcej nie dałoby się, póki co, wygrzebać. Teraz był czas policyjnej heroiny, pani Grażynki, z archiwum.

-Pani Grażynko - Piotrek wcześniej prewencyjnie zażył gumę miętową - Ma Pani chwilkę? Bo mam tu klienta do ogolenia…

-Jasne, synku - Pani Grażyna, postawna matrona o manierach divy operowej - Dane?

Kolejne godziny wypełniło przeszukiwanie archiwum pod kątem działalności Wojtusia Kleszcza i jego ewentualnych kolegów z Polonii i nie tylko.

Była to robota straszna, bowiem brak digitalizacji notatek służbowych oznaczało mozolne sprawdzanie wszelkich oznaczonych kodem przyłapywania kiboli na mieście w bójkach i innych mniej waznych sprawach nie kwalifikujących się do brania chuliganów do komisariatów. A było tego od groma.

Cytat:
“...i wtedy zatrzymany użył przeciwko mnie przemocy słownej na co odpowiedziałem pałką służbową….”
Nie.

Cytat:
“...Huligani zaatakowali nasz radiowóz i usiłowali go wywrócić co udaremniliśmy…”
Nie.

Cytat:
“...Pseudokibic użył przeciw nam butelki podniesionej z ziemi przez co zostałem ranny [proszę o rozpatrzenie tego pod kątem premii uznaniowej]...”
Nie.

Godziny mijały, a Piotr zapoznawał się z kolejnymi wynurzeniami prewencjuszy. I nagle...

Znalazł go, w jednej z notatek.

Cytat:
Bójka na Starówce, pięciu Legionistów zmasakrowało niejakiego Wojciecha Kleszcza, urazy mocne, stan krytyczny, poszkodowany do szpitala.
Piotr, znużony żmudną robotą, poczuł tą jedyną w swoim rodzaju chwilę triumfu. Eureka.

Usiadł sobie przy stoliku w archiwum i zaczął uważnie studiować notatkę. Data? Szpital? To ostatnie ciekawiło go najbardziej. Jeśli nie w sieci policyjnej to można będzie sprawdzić sieć szpitalną…

Cytat:
2010, 14 lipca, szpital nie wiadomo…
-Zaraz wracam - Piotr rzucił przez ramię.

Na swoim stanowisku pracy wszedł do sieci szpitali w Warszawie wykorzystując priorytet służby. Pacjent: Wojciech Kleszcz. Data: 2010, 14 lipca.

Niestety w sieci szpitalnej znajdowały się tylko najważniejsze. MSWiA, oraz wojskowy na Szaserów i ich pochodne oddziały. Reszta nie była podpięta, a biorąc pod uwagę miejsce zdarzenia, Kleszcz raczej nie trafił do żadnego z nich.

Cholera. No nic. Trzeba będzie podreptać.

-Władek, pożyczysz mi samochód?

Ciszewski oderwał się na chwilę od pracy.

-Ta, jasne. Tylko masz wrócić przed 22, młody.

Wasilewski złapał rzucone mu kluczyki. już po chwili siedział w władkowym Fordzie Fiesta z przyjemnością wdychając zapach świeżej skóry. Ze starego przyzwyczajenia włączył radio i ruszył na objazd warszawskich szpitali.

Niestety, wyglądało na to, że szybciej byłoby pieszo. Dochodziła jedenasta i ruch na ulicach trwał w najlepsze.

Ale nic to. Twardego policjanta takie rzeczy nie ruszają. Wybierając trasę tak, by oszczędzać czas i paliwo Wasilewski dotarł w końcu do celu.

Szpital Czerniakowski

-Dobry -Piotr powitał pielęgniarkę w rejestracji - Aspirant Wasilewski z Komendy Głównej. Szukamy jednego z waszych byłych pacjentów. Kto zarządza archiwum?

- A Pan w jakiej sprawie?

-Szukamy pewnego pseudokibica. W lipcu 2010 trafił pobity do szpitala. Sprawdzamy teraz rutynowo wszystkie lecznice w stolicy…


Czas płynął, a Piotr odwiedzał kolejne szpitale…


Szpital Bielański


Niemłoda, postawna, pachnąca krochmalem pielęgniarka zaszła mu drogę.

-Odwiedziny od 16, proszę przyjść później…

-Ja nie w odwiedziny. Szukam ordynatora.

-ORDYNATORA? Czego pan od niego chce?


Piotr uśmiechnął się lekko. Wielkie litery były niemal widoczne. Ale cóż, on też tak potrafił.

-Jestem z policji. Mam SPRAWĘ.

Kobieta wahała się krótko.

-Pokój 116…


Kwadrans później Wasilewski grzebał już w komputerze szpitalnym. Nic. Zero. Null.


W drogę, do kolejnej lecznicy.


Szpital kliniczny im. Księżnej Anny Mazowieckiej, Powiśle, ul. Dobra, Wczesne popołudnie


-...Szukamy pewnego pseudokibica. W lipcu 2010 trafił pobity do szpitala. Sprawdzamy teraz rutynowo wszystkie lecznice w stolicy - Piotr konfidencjonalnie przechylił się przez biurko - To bardzo ważne. Ten goguś jest podejrzewany o przestępstwo na skalę międzynarodową. Współpracujemy w tej sprawie z Interpolem. Jeśli możecie udostępnijcie nam swoją bazę danych.

- Dane pacjentów są poufne - odpowiedział ordynator do jakiego odprowadzono Piotra gdy kobieta w recepcji sprawdziła coś na komputerze, jednak nie chciała decydować czy dane policjantowi przekazać, czy nie.

-A czy pan myśli, że ja jestem z harcerstwa? - żachnął się Wasilewski - Panie ordynatorze, to poważna sprawa. Szukamy niebezpiecznego przestępcy, niechże pan się wczuje w naszą sytuację. Wasze dane to póki co jedyny trop jaki mamy. A chodzi o życie i zdrowie wielu ludzi. Niech pan posłucha - Piotr zmniejszył nieco dystans - Jeśli ma pan wątpliwości to skorzystam z tych danych w pańskiej obecności. To jak będzie?

Piotr nie był specem od załatwiania spraw polubownie, grzeczne rozmowy były jego atutem na tym samym poziomie co rozwiązywanie równań kwantowych przez Artura Szpilkę.

Starał się, ale ordynator żachnął się na jego ton i splótł ramiona odchylając się na fotelu.

- Nakaz panie oficerze, albo do widzenia. Mam masę pracy.

Trzeba Wasilewskiemu przyznać, że kląć zaczął dopiero na zewnątrz. No nic. Rozsiadł się wygodnie w samochodzie i dobył telefonu.

- Dzień dobry, pani prokurator, aspirant Wasilewski z Głównej, z antynarkotykowego. Potrzebuję nakazu, żeby dobrać się do komputera szpitala Anny Mazowieckiej. Ordynator, menda jedna, nie daje dostępu, a to dla mnie jedyny trop na pewnego pseudokibica. Dałoby się to załatwić jeszcze dzisiaj?

- Na jakiej podstawie panie Piotrze?

-Ten kibol, Wojciech Kleszcz, jest podejrzewany o handel narkotykami. W 2010 trafił do szpitala i to, póki co, jedyna nasza poszlaka. Wcześniej z kolegą, niejakim Bułą, handlowali narkotykami na potrzeby vipów z ambasady. Było tam jakieś przyjątko na którym ci dwaj dostarczali narkotyki -
Piotr bujał z wprawą. Może i nie był orłem zaawansowanej dyplomacji, ale kłamać potrafił. Zresztą, jak to mówią, najlepsze kłamstwo to prawda, ale nie do końca.

- Dobrze panie Piotrze, niech Pan prześle mi akta śledztwa na służbówkę, zobaczymy co da się zrobić.

Wasilewski podziękował, pożegnał się i schował telefon. Może jednak ten dzień nie będzie zmarnowany.

Pół godziny później był na Mostowskich i zaraz siadł do sporządzania dokumentacji. I, jak to bywa w żmudnej robocie, stracił poczucie czasu.

W pewnej chwili ktoś szturchnął go w żebra. Piotr podniósł nieprzytomny wzrok. Władziu szczerzył zęby.

-Grażyna cię szuka. I oddaj mi kluczyki, Pitia.

-Aaaa...jasne, jasne.


Z pewnym zakłopotaniem (ostatecznie poinformował Grażynkę, że zaraz wróci, a minęły 3 godziny) Piotr udał się do archiwum.

Archiwistka siedziała przy biurku pełnym papierów. Wasilewski przyciągnął sobie krzesło i siadł naprzeciwko.

- Jestem. Co jest grane?

-Panie Piotrze, pogrzebałam trochę jeszcze tak raczej z rozpędu, jak Pan wyszedł…
- Pani Grażynka minę miała zamyśloną. - Znalazłem jeszcze jedną notatkę, dotyczącą tego szukanego nicponia. Bójka na Starym Mieście, jak poprzednio, tym razem nikt mocniej nie ucierpiał. Tym razem ten Kleszcz był z jakimś drugim, Aleksandrem Nowakowskim… Ale… To notatka z dwóch dni po tamtej. A przecież tam było, że odwieźli go w stanie krytycznym!

- Błąd w dokumentacji? Może komuś daty się pomyliły?

- Też tak pomyślałam, ale to zdarza się przy zapisach cyframi. Tu jest dokładnie: “Szesnasty lipca dwa tysiące dziesiątego, piątek”. Więc…

-...Więc o pomyłce raczej nie ma mowy. A co z tym Nowakowskim?


Rozłożyła bezradnie ręce.

-Dobra, pogrzebię w komputerach. To by było wszystko, Pani Grażynko. Przyjemności.

Piotr pożegnawszy się udał się na swoje stanowisko pracy. I ponownie uruchomił komputer.

Cytat:
Zapytanie - Aleksander Nowakowski.

Ur. 16 kwietnia 1990, ojciec Grzegorz, właściciel sieci Piekarni, matka Anna z domu Bąk. zamieszkały ostatnio ul. Stawki 1 m. 15, notowany, sprawa o pobicie, zarzuty wycofano w trakcie rozprawy sądowej. Kilka drobnych wykroczeń.
Piotr zapisał w pamięci kompa zdobyte informacje po czym wywołał bazę danych i zaczął wypełniać protokół śledztwa zgodnie z legendą dostarczoną prokuraturze. Skończył robotę w godzinę i zajrzawszy na zegarek (14:07) wydrukował dokument po czym udał się do swego szefa, nadkomisarza Marcina Ratajkowskiego. Grzecznie zapukał do biura i czekał na audiencję.

- Wejść

-Dzień dobry, szefie. Mam tu sprawę do podpisania.

- Hm?


Nadkomisarz, postawny mężczyzna pod pięćdziesiątkę w przewiewnym lnianym garniturze, spodniach w kancik i prążkowanym krawacie podniósł głowę znad papierów. Na jego twarzy o zdecydowanym podbródku i garbatym nosie pyszniły się bujne wypielęgnowane blond wąsy.

Wasilewski wiedział, ze teraz albo nigdy.

-Mam tu protokół śledztwa dotyczący poszukiwanego, niejakiego Wojciecha Kleszcza. Facet jest związany z handlarzami narkotyków z Matuszki Rosji. Słyszał pan już, ze w Rembertowie Hotel Moskwa dogaduje się z amerykańską mafią? Skubańcy chcą rozkręcić autostradę przerzutową z Rosji przez Polskę do Stanów. I odwrotnie… - Piotr zmilkł na chwilę czekając na reakcję bossa.

Gdy ta nie nastąpiła (Ratajkowski po prostu obserwował go beznamiętnie) Wasilewski ciągnął dalej.

-Mam kilka poszlak, ale kluczowe powinny być informacje ze szpital im. Anny Mazowieckiej, z szpitalnej sieci komputerowej znaczy. Potrzebuję nakazu, żeby się dobrać do tych danych. Dlatego dałem sygnał do prokuratury, a oni na to, ze muszę wysłać protokół śledztwa. Musiałem trochę namotać, ale jestem pewien, że te info ze szpitala będzie kluczowe.

- Co masz na tego Kleszcza w tej sprawie? Jakie to poszlaki? -
szef zabębnił palcami po biurku.

-Mam info z naszej bazy i archiwum, ale kluczowe będą informacje od Marka Piaseckiego. Mówiąc serio ten Kleszcze jest dla niego. Ja wdałem się w sprawę bo Marek obiecuje dać mi cynk co do następnego spotkania mafiosów z Rosji i Stanów.

- Piasecki…? Cholernik szuka skubańca? Dobry jest radzi sobie, po co mu zatem ty?

- Marek potrzebował kogoś kto znajdzie i obrobi informacje z naszej bazy i archiwum. Kontakty mu się posypały dlatego zaoferował mi cynk w zamian za jednorazówkę.

- Mamy coś oficjalnie na tego Kleszcza? Podejrzany, karany?

-Jest podejrzenie, że dostarczał narkotyki na jakimś przyjęciu dla oficjeli razem ze wspólnikiem niejakim Bułą. Spisano go też podczas akcji “Widelec”, w 2010 trafił pobity do szpitala Anny Mazowieckiej. Te dane ze szpitala to póki co najważniejsze info.

- Co to za impreza oficjeli?

-Jakieś przyjęcie w ambasadzie USA, dla dzieciaków urzędników. Kilka lat temu, musiałbym sprawdzić dokladnie kiedy to było.

- Trochę dupa Piotrek w takim razie. Samo to, że typ był pobity w czasie obławy na kiboli trochę lewe by go w śledztwo włączać. A jak rozpętam takie na temat ‘towaru’ na imprezie w ambasadzie parę lat nazad to mi urwą jaja. Urwą, podsmażą z cebulką i każą zeżreć. Kumasz?

-Szefie, to jest póki co tylko podpucha coby się dobrać do danych tego Kleszcza. Mamy szansę wyjąć wysokich oficerów Hotelu. Jak Marek dojdzie do siebie będę już miał tego Kleszcza i dobierzemy się do tyłka Bałałajki.

- Tak ale muszę mieć podbitkę. A nie możesz po prostu spróbować z szefem tego szpitala po ludzku pogadać?


Wasilewski oklapł.

-Próbowałem, ale albo ja jakiś niekumaty jestem albo ten ordynator to jakaś menda jest. Woła o nakaz. Może jakby ktoś inny od nas by poszedł? Bo ja się z inteligencją nie dogaduję…

Ratajkowski roześmiał się, wszak wiedział jak jego podkomendny dogaduje się “po dobroci”.

- Aha, czyli byłeś - Znów sie rozesmiał. - Zróbmy tak, pogadaj z kims od nas, spróbujcie jeszcze raz. Ciszewski? Marta? Nie wiem, pokombinuj, jak menda nieoficjalnie znów odmówi - to się zastanowimy, choć ciężko będzie.

-Dobra. Pogadam i zobaczymy co się da zrobić. Znikam.


Piotr wyszedł mając w głowie przysłowiowy mętlik. Potrzebował pomocy, a nie lubił o nią prosić. Ale nie było wyjścia.

Martę znalazł w socjalnym palącą papierosa. Była już pod 30-kę, ale nadal robiła wrażenie. Średni wzrost, średni biust, dość zgrabna, z całą masą drobnych loków. Miała ostry czujny wyraz twarzy. Od razu widać, twarda dziewczyna z takich co to się nie cackają.

-Kopnij szluga dla pasera bo cię paser sponiewiera - Wasilewski nie palił często, ale teraz poczuł się w obowiązku zintegrować się.

Kobieta uśmiechnęła się krzywo, ale dość pogodnie. Piotr przyjął kamela i usiał obok niej.

-Kiedy kończysz przerwę?

-Za 10 minut -
wzrok Marty zaostrzył się, wyczuła go - Co jest?

-Jest robota, kotuś. Mam pewnego lekarza na rozkładzie… -
przez następne 5 minut Piotr referował sprawę - Mi nie wyszło, ale tobie może powiedzie się lepiej. Jak myślisz?

-To jest polecenie służbowe?

-Nie no co ty
- Piotr błysnął uśmiechem - Prośba o przysługę.

-To dobra, ale za dwie godziny najwcześniej bo mam papierki do wypełnienia.

-Jasne
- Piotr zdusił papsa w popielniczce. Zakaszlał lekko. Nie lubił zbytnio palić, a klima nie oczyszczała zbytnio atmosfery - Wpadnij do mnie jak znajdziesz czas...


*****

- No mam teraz trochę czasu, a o co dokładnie chodzi?

-Trzeba się dobrać do szpitalnego komputera. Albo “po ludzku” albo nakaz. Myślę, że ordynator z tobą pogada chętniej niż ze mną.


Roześmiała się.

- Duża whiskey.

- Z lodem i cytrynką -
potwierdził uśmiechnięty Wasyl.

- Tylko twoim wozem jedziemy, u mnie coś z hamulcami, stoi u mechanika.

-Hamulce ważna rzecz. Ale i tak masz lepiej bo mój wóz poszedł do kasacji. Nic to. Weźmiemy wózek od Władka. Idziesz?

- Jasne
- podeszła do wieszaka biorąc kurtkę.

- Władziu, pożycz samochodzik. Wrócimy za jakieś dwie godziny.

Już z kluczykami w kieszeni Piotr udał się na parking po raz kolejny przywłaszczając sobie władkowego forda. Chwilę później odpalił jak rakieta biorąc kurs na szpital Anny Mazowieckiej.


Szpital im. Anny Mazowieckiej, 16:04


W szpitalu poszło zdecydowanie lepiej.

Ordynator w pierwszej chwili odmówił przyjęcia policji widząc Piotra i wymawiając się obowiązkami.

Ale Marta umiała używać swojego uroku. Wzrokiem i dyskretnym gestem kazała zostać Wasilewskiemu na korytarzu po czym weszła bez pukania do gabinetu pozostając tam jakieś dziesięć minut.

Wyszła w końcu dając znać by wszedł.

Ordynator uśmiechnął się cynicznie na widok Piotra wymieniając jakieś porozumiewawcze spojrzenie z Martą.

- Jak się nazywał ten urwisek co go szukacie?

-Wojciech Kleszcz -
Wasilewski obrzucił lekarza podejrzliwym spojrzeniem.

Ordynator wklepał coś do systemu.

-Co chcecie z jego danych?

-Wszystko. Mogę?

-PESEL, adres zameldowania, to wszy… -
urwał. - Ehm, mam tu adnotację, dość dziwną - Zmarszczył brwi.


-Zamieniłem się w słuch już jakiś czas temu, doktorze.


Ordynator zabębnił palcami o biurko.

-Dużo nie pomogę, ja tu jeszcze wtedy nie pracowałem. Ale opis jest taki: “Pacjent przewieziony na salę przedoperacyjną. Gdy pielęgniarka wróciła do niego po dwóch minutach wraz z lekarzem mającym prowadzić operację. Stwierdzono brak pacjenta.”


Urwał.

-Słyszałem o tym, myślałem że to takie nasze “hospital legend” - podrapał się po głowie.


-Ale adres zameldowania i PESEL są. Spisano je z dokumentów tego pacjenta?


-Tak, bo dokumenty wzięto zanim przewieziono go na przedoperacyjny. Wychodzi na to, że wypełniano jego kartę z dowodu jak jego już nie było na oddziale…
- minę miał nietęgą.


-A co z jego rzeczami? Wiem, ze minęło parę lat,a le macie je jeszcze?


-Ubrania? No panie, zakrwawione łachy? A co pan myśli, że z nimi robiono jak pacjent przepadł? Portfel daliśmy policji z dokumentami, pewnie trafił do biura rzeczy znalezionych. Ja tam nie wiem.



Piotr pomedytował chwilę.

-Żebyśmy się dobrze zrozumieli. Facet był w stanie krytycznym, a mimo to zwiał ze szpitala, tak?

- Można to tak interpretować… -
ordynator był lekko zagubiony. Wpatrywał się w dane uporczywie jakby miał na ekranie znaleźć jakieś wytłumaczenie.

-Aha. No dobrze. Adres, PESEL, niech pan poda wszystko co tam macie - Piotr sięgnął po notatnik dobywając długopisu, a ordynator podał mu te dane. Adres wskazywał na Kolonię Sieraków, w puszczy kampinoskiej.

-Dobrze, to by było wszystko. Dziękuję za współpracę, nie będziemy dłużej przeszkadzać.

Piotr wyszedł na korytarz i dopiero tam zwrócił się do Marty.

-Ty to jesteś fachura. Wiszę ci whisky. Wpadniemy do IRISH PUB po pracy? To już za półtorej godziny.

- Zapuść takie -
dyskretnie poprawiła biust - a też będziesz potrafił. I nie wykpisz się szklaneczką. Red Label, butelczyna dobrej szkockiej, misiu.

Piotr zarechotał szczerze.

-Dobra. To co? Na posteruneczek, a potem wpadniemy do pubu z Władkiem. Jemu też jestem coś winny, choćby za ten samochód.

- You lead, I follow, Piotrek.
- Odparła wsiadając do samochodu od strony pasażera.
 

Ostatnio edytowane przez Jaśmin : 26-01-2016 o 12:35. Powód: Bo mg marudzi...
Jaśmin jest offline