Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2016, 18:28   #11
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Billy przyglądał się dziewczynie walczącej o życie z własnym słabnącym ciałem, wyraźnie zaskoczony. Nie spodziewał się jej tu, choć… może powinien? Lady J. i Will się przecież znali.
- Kto to?- spytał wprost lekarza.
Lekarz jednak nie odpowiadał na pytanie zajęty wydawaniem poleceń pielęgniarce i rozpoczynając resuscytację.
Vonda, lub to co można było uznać za nią, nadal wstrząsana była konwulsjami. Jej rytm serca spadał, aparatura piszczała alarmująco pomimo, podawanych przez AI dawek leków.
Billy na razie się nie wtrącał przyglądając działaniom lekarzy. Sam na medycynie się nie znał, ale jego zdaniem stan biedaczki wydawał się poważny.
W pewnym momencie aparatura zaczęła popiskiwać intensywniej, Will w pełni skoncentrowany rozkazał użycie defibrylatora. Pielęgniarka przygotowała przenośny plastikowy pojemnik z urządzeniem, lekarz szarpnięciem obnażył klatkę piersiową Vondy i przykleił niewielkie pady.
- Gotów. - i wcisnął przycisk aktywujący. Ciało kurierki wygięło się lekko i opadło. Na odczytach nic się nie zmieniło, nadal popiskiwały alarmująco.
- Jeszcze raz - stwierdził lekarz z napięciem obserwując panelik defibrylatora. Pielęgniarka z podobnym napięciem spoglądała na pacjentkę. Kolejne uderzenie elektryczności przeszyło ciało dziewczyny. Tym razem odczyty poszybowały w górę i stan alarmowy ucichł.
- Siostro, proszę tu uporządkować - przytłumiony głos Willa nosił znamiona napięcia. Lekarz poustawiał kolejne dawki na panelu i maszyneria zaczęła swój mechaniczny taniec, wbijając igły w żyły dziewczyny by podać leki natychmiast do krwiobiegu.
Pielęgniarka okryła Vondę cieniutkim kocem termicznym i zaczęła się krzątać wokół pacjentki. Will odwracając się zaś ku wyjściu zdjął maseczkę.
- Jeszcze jesteś? - zdziwił się widząc Billy’ego.
- Tak… w sumie. Wiesz że biedaczka jest obecnie w centrum zainteresowań wielu osób?- spytał Billy wskazując na kobietę leżącą pod kocem termicznym.
- Znasz ją? - lekarz spojrzał na Idola.
- Z widzenia… z nagrania. - odparł enigmatycznie Billy, dodając po chwili.- Wiem, że przedstawia się jako Vonda i wpakowała się w coś.
- Zdecydowanie - mruknął szorstko Will - jest w ciężkim stanie. To jedna z tych, których przywieźli rano. Oczywiście przywieźli bez dokumentów, bez niczego. - lekarz zrobił kwaśną minę.
- Vonda Masters… imię zapewne fałszywe. Kurierka, więc lepiej nie sprawdzaj jej odcisków palców oraz siatkówki w sieci, jeśli nie chcesz wizyty smutnych panów z uzi.- mruknął poufale Billy nachylając się ku Willowi.- Jak rokuje?
- Odcisków nie mam jak sprawdzić. Usunięte. A co do siatkówki - dzięki za tipa. Rozumiem, że nie masz na nią zlecenia?
- spytał bez większego zainteresowania, uzupełniając wpisy w logach.
- Nie na jej zabicie w każdym razie. Zresztą to bardziej kwestia marginalna dla mnie w tej chwili. I mam zaniki pamięci… jak dobrze wiesz. Po wyjściu stąd na razie nie będę pamiętał, że ją tu widziałem.- odparł z żartobliwym uśmieszkiem Idol.
- Rozumiem - Will spojrzał sponad okularów - Jeśli przetrzyma następne 24 godziny, mam Ci dać znać? - spytał nadal obojętnie.
- Bardziej jeśli nie przetrzyma… - stwierdził Billy wsuwając dłonie do kieszeni.- Trupowi nikt już zaszkodzić nie może.
- Ok, nie ma problemu. Nie zapomnij o swoich lekach
- Will wskazał palcem drogę do recepcji z krzywym uśmiechem.


Jazda karawanem była czymś ciekawym. Nie musiał się nigdzie spieszyć, nie musiał się też zbytnio martwić zazdrosnymi spojrzeniami. Jeżdżenie ze zwłokami, najczęściej w postaci skremowanego pyłu, nie było szczytem marzeń. A w tej chwili podjeżdżał do chłopaczka, który z pewnością nie spodziewał się, że Idol ma taką fuchę. Choć trzymał fason bezczelnego twardziela cały czas. Nie było to jednak tak urocze jak się chłopaczkowi wydawało. Ale z czegoś musiały wyrastać karki, myślące prawem pięści, prawda?
Idol nie skomentował też wypowiedzi Billyego, co krótkiego paska.
- Wsiadaj... co będziesz na deszczu wystawał.- zwrócił się do dzieciaka otwierając drzwi, a potem skontaktował się z Cathy.- Co u ciebie koteczku?
Przemoknięty Kim wskoczył na siedzenie:
- No, no… niezła bryka. Nie wiedziałem, że działasz w tym sektorze. - rozglądał się ciekawie po wozie - A to co? - wskazał na “bagaż” Idola. - Nie widziałem jeszcze truposzczaka w całości. Mogę zobaczyć? - ruszył się na siedzeniu w kierunku komory.
Jego gadanie stawało się nieco cichsze, gdy Idol nawiązał połączenie:
- Billy… - spytał kiciuś - jesteś …. no… masz możliwość pogadać? - awatarek spoglądał ciekawie. - Bo chyba coś mi się udało wyszperać. Tak... mi się zdaje. Na temat… ten pierwszy temat.
- Ruszysz palcem maluchu, a odstrzelę ci łeb na miejscu. I to nie jest żart.-
stwierdził poważnym tonem Billy.- Chcesz zarobić coś więcej niż kulkę w czerep, to siedź na miejscu, mordka w kubeł i niczego nie dotykaj. Poważne interesy wymagają spokoju, mały.
A potem zwrócił się do kici.- Jasne mów.
Kim lekko się nadął i założył nogę na nogę w dziecinny sposób wyrażając swe oburzenie. Zaś Cathy zastrzygła uszkami:
- Jesteś pewien? Mogę… no… poczekać…- koteczkowy ogonek zamerdał nerwowo.
- Ok... kiciu.- mruknął cicho Idol i ruszył wozem mówiąc.- Dokąd cię podwieźć mały i co zaobserwowałeś?
- Gdzieś w okolice 11-stki?
- Kim wzruszył ramionkami mając na myśli sektor 11 w nCatsaraju. - Nie wiem z czego ten motel się utrzymuje ale raczej nie z gości czy turystów - zaczął raportować chłopaczek nadal naburmuszonym tonem.- Wygląda to raczej na jakąś rozjezdnię. Dużo ludzi się kręci, mało zostaje. Czaisz?
- Orientujesz się czyją?
- zapytał Billy zamyślony najwyraźniej.
- Kręciło się kilku żółtków, ale było też kilku białasów. Więc ciężko określić, nie? W każdym bądź razie, to nie jest miejscówka co ją turysta wybierze na mapie. Z resztą o… - pokazał Idolowi swój holo z odczytem lokacji - tu jest informacja, że dopiero otwierają motel po remoncie za dwa tygodnie.
-Kręciło się paru żółtków, paru białasów… to mało Kim. Masz coś ciekawego, jakieś konkrety?-
spytał Billy udając dezaprobatę i rzucił przynętę.- Za ciekawe kąski zapłacę sporo… za rzeczy, które wiem… co łaska. W końcu nie wysyłałbym cię pod hotel bez powodu, prawda?
- Ej, zgredzie. Wysłałeś mnie bez żadnych danych co konkretnie cię interesi a teraz marudzisz. -
Kim zrobił skwaszoną minkę. Pogrzebał chwilę przy holo. - A ujęcia ci się przydadzą? - spojrzał na Idola oczekująco.
- Liczyłem na twój spryt i inteligencję. Ujęcia się przydadzą.- uśmiechnął się Billy zgadzając się z dzieciakiem.- I na bystre oko też. Rzuciło ci się coś nietypowego na nie, podczas pilnowania hoteliku?
- Tuż przed tym jak podjechałeś, no. -
Kim pokiwał z zacięciem głową - A za ile ci się przydadzą? - zaczął się targować.
- Czterysta…- Billy zamierzał dać za nie deczko więcej, ale wiedział że Kim będzie się targował. Lubił wszak udawać sprytniejszego niż był.
- Sześćset… - mruknął Kim. - … i kontakt do Kici albo do jej koleżanki. - młody przeciągał strunę i doskonale o tym wiedział. Może lubił ryzyko?
- Czterysta pięćdziesiąt. Wystarczy na te dupy które ci koledzy mogą załatwić, zresztą i tak pewnie nie wiesz do czego służą.- stwierdził obojętnym tonem Bill ignorując bezczelny charakterek Kima. Cóż… dzieciak ulicy żyje tak jak się nauczył.
- Pięćset pięćdziesiąt. I wiem. - mruknął Kim już nieco ciszej. Widać komentarz Idola lekko mu dopiekł.
- Niech ci będzie… wiesz. Hurra… tak czy siak nie wiem na co wydasz te pięćset i nie obchodzi mnie. Jeśli zapłata ci pasi, to dołóż do fotek jeszcze kontakt do siebie. A nuż się odezwę… kiedyś.- stwierdził sceptycznie Billy.
Kim rzucił spojrzenie na Idola:
- Coś nie w humorze dzisiaj? - zaczął przygotowywać miniczip pamięci wstukując coś na niego przy okazji.
- Zawsze nie w humorze. Profesjonalista w pracy nie może mieć chwil rozprężenia. -mruknął z kwaśnym uśmiechem Billy odbierając przekaz i podając mały kredytchip z sumą przez niego żądaną. - Więc ta Cathy to moja współpracowniczka przede wszystkim. Bo nie dzwoni się do panienek podczas roboty i nie rozprasza.
- A poza tym? -
spytał Kim wymieniając się z rączki do rączki z Billym.
- Koks, synthohol i panienki od rana do nocy. A potem ląduję martwy z rynsztoku z przestrzeloną głową. - odparł ironicznie Billy i zacisnął mechaniczną pięść.- Zabawa kończy się właśnie tak dla większości typków, którzy wiecznie imprezują… w końcu przychodzi jakiś solos i wyrównuje rachunki. Chcesz do czegoś dojść, zacznij od samodyscypliny i wyznaczonych jasno celów.
Kim siedział cicho przez chwilę jakby kontemplując przemowę Idola. Stukał czubkiem buta w podłogę pojazdu i wyglądał mało komfortowo. W końcu rozejrzał się po okolicy i wyjrzał przez okno:
- Typowa gadka uprzywilejowanych korpsów. - powiedział w końcu w szybę. - Ta część o dochodzeniu do czegoś. Człowieku, ogarnij się. Do czego ja mam dojść? - spytał gorzko. - Tu będzie dobrze. Dzięki za podwózkę.
- No.. do garniturka nie dojdziesz, ale jak się rozejrzysz i pokombinujesz… może i nie dojdziesz do grobu przed osiemnastką.-
odparł Billy wzruszając ramionami.- Moje życie to też nie imprezka młody.
- No… pozdrów Kicie -
mruknął Kim sięgając do drzwi. - Na ra, zgredzie. - rzucił na do widzenia wysiadając w deszcz.
A Billy ruszył dalej włączając kontakt.- Co jest Kiciu?
- Już?… Sam? -
awatarek zwiniętego w kłębek kota, uniósł łebek - Wszystko w porządku? Próbowałam Cię wywoływać... no… - kotek zaczął niepewnie i szybko zmienił temat - w każdym bądź razie… wygląda mi na to, że to dość gruba osoba ta cała Vonda, wiesz? - awatarek wyszczerzył ostre ząbki na kształt uśmiechu. - Znaczy, czemu inaczej szukali by jej prawie wszyscy? W sieci zaczął się nagle bardzo dyskretny ruch za dwójką osób. Niby nic wielkiego ale … wiesz.. no… jak ucho przyłożysz … no wiesz… - zapętliła się kicia.

Przez chwilkę nie mówiła nic przyglądając się swoim łapkom.
- Dogrzebałam się do nagrań motelowych … swoją drogą dziwna ta miejscówka wiesz… nie dość, że całkiem niezłe standardowe zabezpieczenia to jeszcze … no… mają czarny lód. Nie próbowałam nic jeszcze… ale … no bo nie wiem czy chcesz czy nie… ale stawiam 10:1, że te nagrania na policji będą guzik warte. - dodała Kicia zmartwionym głosikiem. - Co robić dalej, Billy?
- Jakie ryzyko? Na ile je oceniasz?-
spytał Billy jadąc przez miasto.- Motel to kanał przerzutowy dla podejrzanych typków, więc nie ma co się dziwić tym zabezpieczeniom. Więc… kotku, to twoja decyzja. Czarny Lód to nie przelewki, ale wiem że świetna z ciebie hakerka. Jeśli uważasz, że dasz radę?
Koteczek machnął ogonkiem … raz i drugi, zamiatając wirtualną podłogę.
- No mogę spróbować się tam dobrać. Chodzi mi głównie o to, że nie jestem pewna jakie mogą mieć powiązania z tą Twoją Vondą. Na razie wstrzeliłam się w ich monitoring. Mają go sporo. Ruch prawie jak na 11th Avenue. I każdy z przyjeżdżających bierze pokój na krótko. Mogłoby się to zgadzać z tym co mówisz. No i na przykład pojawił się tam niedawno Hiroyuki Hatake - stwierdziła Cathy jakby mówiła oczywistą oczywistość.
Koteczek zaczął pląsać i zamieniać się powoli w mozaikowy, niezbyt ostry obraz


by w końcu po chwili przed Billym widniał wyraźny obraz mężczyzny

[MEDIA]http://1.fwcdn.pl/ph/31/44/683144/476400.1.jpg[/MEDIA]

- Jakoś to mnie nie dziwi. Yakuza?- zapytał Billy bardziej dla potwierdzenia swoich podejrzeń, niż z innych powodów. To imię i twarz nic mu wszak nie mówiły.
Cathy powróciła do swojej standardowej formy i zastrzygła uszkami.
- Nieeee…. wolny strzelec, podobnie jak ty. Ostatnio pracował dla Flying D. - urwała. - Ale zazwyczaj przyjmuje same grube zlecenia. Widzę, że obecnie jest zakontraktowany na zlecenie, ale status ustawiony ma na prywatny. To ja się przygotuję do sprawdzenia co mają ciekawego. Dalej chcesz iść na posterunek? - koteczek położył uszka po sobie.
- Dobre pytanie… myślisz, że ni warto?- Billy też miał wątpliwości, ale czy to oznaczało że powinien zrezygnować. - Może lepiej użyć ważki na motelu? Jak sądzisz?
- Można… wiesz… zastanawia mnie jeszcze ten policjant. Myślisz, że … ma coś wspólnego z motelem jako takim? -
Kicia popatrzyła wprost w oczy Idola.
- Taki motel ma policyjną ochronę. Z pewnością glina siedzi u kogoś w kieszeni. Sprawdź go.- odparł cicho Billy uśmiechając się ciepło i wirtualnie drapiąc kicię za uchem w ramach nagrody.
- Dob… dobrze… - kicia się lekko zająknęła albo nie odsunęła. Zmrużyła lekko ślepka i nadstawiła pyszczek do drapania. - To…. kiedy chcesz… sprawdzać motel? - głos awatarka zmienił się na nieco niższy.
- W nocy… gdyby teraz znów tam się pojawił karawan, byłoby to podejrzane.- zamyślił się Billy przejeżdżając przez kolejne uliczki. - Teraz zdrzemnę się gdzieś na parkingu strzeżonym. A przed wieczorem wpadnę do was.
- T...ak? -
Kicia położyła uszka po sobie i uniosła niepewnie łapkę. - Dobrze… to… dogadamy szczegóły wtedy a ja … no… czekam.
- Paaa kiciu.- wymruczał i ruszył na strzeżony parking w starym dobrym stylu i za horrendalną cenę. Szkoda że był sam, ale przecież nie porwie Kiry z pracy. Zresztą wątpił by uznała figle w karawanie za coś intrygującego. Musiał jakoś wytrzymać sam. Miał już jednak z tym doświadczenie.
Parking zaś jak parking… duży, pełny i … nudny do cna. Jedynym pozytywem było uspokajające walenie deszczu o zadaszenia. Po kilkunastu dłuższych chwilach wsłuchiwania się w monotonne bicie wody i ciszę panującą wokół Billy miał wrażenie, że znajduje się sali treningowej i jednym z modułów treningowych. Co to był za scenariusz…aaa tak... odzyskanie zakładnika.
Wtedy deszcz też walił wielkimi kroplami o beton. Billy też siedział bez ruchu, stojąc na czujce. A potem z resztą chłopaków z A-J1…Billy poddał się fali wspomnień.

35 min… pobij to!
Wyzwanie. Wszystko opierało się na rywalizacji.
Najlepsza drużyna wykonała zadanie w 35 min z stratą czterech członków. A-J1 zamierzali okazać się lepsi.
- Freddie…melduj.- ciche polecenie wydane nerwowym głosem. Ich snajper powinien być już na miejscu i ze swej rusznicy zlikwidować czujki we wschodniej części parkingu.
-Trzy antipers.-boty usunięte. Macie drogę czystą do strefy 24-45 na tym poziomie. -usłyszał w odpowiedzi. On i jego troje towarzyszy broni.- Dalej… zauważyłem ruch. Próbuję namierzyć go elektronicznie, ale za dużo zakłóceń.
- Przenieś się na punkt obserwacyjny numer 3.
- oparł mu wtedy.
Spojrzał za siebie, na trzy ubrane w lekkie pancerze maskujące dwie sylwetki.
Dwa gesty wykonane jego dłonią i trzy kiwnięcia głową… trzy sylwetki rozmyły się. Także i on… ruszył od wozu do wozu oceniając jak długo maskowanie wytrzyma przy tym obciążeniu. Pięć - dziesięć minut?
Byli tu już od dziesięciu… Pięć minut wystarczy. Zabezpieczyć cel, zlikwidować ewentualne zagrożenie, uciec… z celem.
Trup… android ćwiczebny z ćwiczebną amunicją. Jeden z tych co ustrzelił Freddie.

Wybuch… krzyki… Komunikaty zalały jego hełm BC “nie żyje”, IJ “ranna… umierająca”.
- Freddie, Freddie…- krzyknął cicho.
- Cholerny blaszak.. uważaj, mamy ciężk…-łączność przerwana. FG “nie żyje”.
Pieprzyć rekord. Już ponieśli większe straty niż A-J5.
- Calvin … zabierz resztę. Zabezpiecz cel. Ja odciągnę zagrożenie.- zadecydował.
- Robi się.- odparł Daniels i ruszył ze swymi bezpośrednio w kierunku celu. A on sam wyświetlił na hełmie czujniki i pozycję Brendy Claymore.
Status “deceased”... nie miał to znaczenia. Nie żyła. Nie ma znaczenia.
Cholera…
Spokój. Zagrożenie pewnie ciągle tam jest. Coś ciężkiego. A-J5 tego nie mieli zapewne. Dowództwo dorzuciło małą atrakcję. Zawsze tak robili.
Zapomnieć o rekordzie. Wykonać zadanie. Zemścić się.
Wyłączył kamuflaż. Przekierował zasilanie do siłowników pancerza i dopalacza refleksu.
Odrzucił karabinek. sięgnął po składaną wyrzutnię pocisków przeciwpancernych. 6... tylko tyle ich miał. Sześć pocisków w pakiecie po trzy.
Brenda miała tyle samo, a zginęła. I jej team też.
Ruszył błyskawicznie przez parking przeskakując nad samochodami. Musiał przyciągnąć uwagę… Dać Danielsowi szansę.
Gdzie jesteś draniu?!
Huk broni… rakieta przeleciała koło niego. Wybuch! Nie żartowali!
Co prawda rakiety ćwiczebne nie miały takie siły rażenia co bojowe, a pancerz bojowy miał olbrzymią wytrzymałość, to jednak centralne oberwanie z takiej rakiety oznaczało tydzień w szpitalu na wyciągu.
- Tu jesteś draniu!- syknął widząc maszynę.


Przyczaiła się przy włączonym terminalu do sieci, dorwała do ich częstotliwości… monitorowała ją.
Teraz… zginie… Namierzył droida wojskowego i nacisnął spust. Szybko… zanim sześć rakiet wystrzelonych przez maszynę zmiecie go z...


Z okowów wspomnień wyrwało go ciche popiskiwanie z tyłu karawanu.
- Szlag… co znowu.- mruknął do siebie Billy i zsunął się do tyłu, by przyjrzeć stanowi zawartości jego wozu.
Dźwięki dochodzące z kapsuły brzmiały na w pełni zautomatyzowane… diody w panelu sterującym pobłyskiwały lekko. Panel jednak był zabudowany. Idol musiał pokombinować nieco by znaleźć niewielki wbudowany przycisk by w końcu móc zapoznać się z informacją na panelu. Na niewielkim ekranie wyświetlał się rząd komunikatów. Ostatni z nich domagał się jednak potwierdzenia:
“Aktualizacja zapisu danych - kontynuować? Tak - Nie”
Cholera… co to znaczyło? Miał tylko wozić tą lodową trumnę, a nie się nią bawić. Billy zaklął pod nosem i nacisnął “TAK”.
“Przetwarzanie danych - standby” pobłyskało na panelu przez parę sekund i w końcu zamieniło się początkowo puste pole a następnie w standardowy panel z datą i czasem. Zapanował spokój. Względny. Deszcz też jakby ustawał.
Łapiący drugi oddech Idol, uzyskał również informację o wiadomości.
Cathy raportowała:
“Nick C., 53l. na służbie od 32 lat. To samo stanowisko, ten sam wydział. Omijany w awansach z powodu licznych skarg obywateli za nadmierną agresję. Rozwiedziony. Dwójka dzieci, syn 22. i córka 20l. Oboje obecnie pracujący w pomniejszych korporacjach. Oboje zadłużeni, do odpracowania kredyt uczelniany, cyrografy z korpo na następne 10 lat. Była żona obecnie samotna, była nauczycielka, na emeryturze. Problemy zdrowotne. Stan konta Nicka: 1000 nUSD. Ostatnie większe przelewy na około 50 000 nUSD na konto syna. Kwota podzielona na mniejsze, poniżej 5000 nUSD. Zapewne by nie przyciągać uwagi kontrolerów.”
Komentarz Cathy: “Nudny jak flaki z olejem…raczej nie typ, który by był “opiekunem” ”.

Dopisek do raportu:
“Jedno co było ciekawe to fakt, że Nick był w ciągu ostatnich pięciu lat cztery razy w ...Polsce”.
- Ciekawe. A jakie problemy zdrowotne ma jego eks?- zapytał Billy zamyślony. - I możesz prześledzić, skąd pochodzą wpłaty na jego konto?
- Tak.. chwileczkę…
- Z tego co widzę Mona, jego eks ma problemy psychiatryczne. Zdiagnozowana schizofrenia. Mocne hmm.. mocne leczenie farmakologiczne i parę razy hospitalizowana była z tego powodu. Dlatego też na emeryturze już z resztą. Przez rok przebywała w zakładzie dla obłąkanych. Po ….
- Cathy chyba coś czytała na bieżąco - … rocznym pobycie wygląda na to, że wrzucili jej czipa i zblokowali problemy. Robiąc przy okazji z niej warzywkowego robota. Rozwód nastąpił po tym pobycie.
Sprawdzam teraz przelewy i transakcje… Sporo wpłat własnych, i przelewów między nim a dziećmi. Wpłaty od osób trzecich ale to drobnica. Wypłaty pracownicze. Jak bierze to dyskretnie i ostrożnie... Do tej Polski jeździł do… Poznania… czekaj jeszcze zobaczę co tam jest… hmmm…. miasto jak miasto… nic mi się w oczy nie rzuca.
- mruknęła Cathy na koniec.
- Ustalisz dokąd dokładnie tam jeździł? Gdzie się meldował? I jakie tam korporacje w tym Poznaniu rozdają karty?- zapytał Billy ostrożnie sprawdzając czy ładunek skończył już świrować.
- Dobrze… - zgodziła się Cathy. Ładunek był spokojny od dłuższego czasu. Zaś rozbudzony Billy mógł nieco odsapnąć.
- Hmmm… głównie medyczne -są dwie Audrel i Polfa, i IT - Mesanto, Google i MS. Tam są zlokalizowane przede wszystkim oddziały produkcyjne - tańsze koszty. A dokąd dokładnie jeździł w Polsce? Dolatywał do Poznania a potem wypożyczał auto. Przegrzebanie się przez logi sprzed kilku lat może troszkę zająć, Billy - stwierdziła Cathy ostrożnie.
- Tylko jak będzie ci się nudziło.- rzekł na pocieszenie Billy i dodał.- Wkrótce do was wpadnę.
Po drodze zaś mógł zawsze porwać Kirę z jej zmiany i podwieźć pod budynek w którym mieszkała. Skoro i tak miał wóz..
- Dzięki kiciu.- dodał na koniec.
- Zarzucę skrypcik - zaśmiała się hakerka.- samo się… wiesz… no to czekamy…
- Na razie kiciu.-
ruszył wozem w kierunku dobrze mu znajomego klubu. Nie mógł podjechać nim pod “Clockwork Rose” bo za dużą uwagę by ściągnąć, ale uruchomiwszy gogle wyszukał numer Kiry i spytał żartobliwie.- Kręci cię jazda karawanem?
- Słonko, z tobą kręci mnie wszystko ale… karawan? Nigdy się nie zastanawiałam nad tym. Myślałam, że wiesz.. standardowo kremacja i te sprawy. -
barmanka zaśmiała się lekko.- A czemu pytasz?
- Mogę cię podwieźć do domu jeśli już kończysz zmianę i masz ochotę. Niestety właśnie takim wozem dysponuję.-
wyjaśnił Billy.
- Skończyłam już. Będę za 10 minut gotowa. Gdzie mam być? - usłyszał w odpowiedzi.
- Nie podjadę do samego klubu, więc…- podał jej adres znajdujący się dwie uliczki dalej. Tam też właśnie się zatrzymywał.- Wóz rozpoznasz bez problemu.
- Dobrze, będę -
Kira nie mogła pohamować śmiechu rozłączając się.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 28-01-2016 o 10:05.
abishai jest offline