Wątek: Brudy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2016, 21:16   #87
Fearqin
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Warszawa

Maciek stał na szpitalnym korytarzu zaciskając zęby. Poważnie zjebał. Był zbyt posłuszny dla zbyt wielu. Jego własna, mała gierka niewypaliła, dał się zwieść Davidowi i niepotrzebnie wątpił we Vlada. Teraz musiał za to wszystko zapłacić. Wiedział, że jest skończony i to tak całkowicie. Jeśli jednak miał już odejść to nie miał zamiaru robić tego sam.
Wszystkie jego problemy zaczęły się od tego jebanego szczura Nowickiego. Od kiedy tylko zajął miejsce swojego byłego dostawcy, wszystko zaczęło się walić. Miał nawet okazję go zabić i powinien to zrobić, zamiast tylko próbować go naprostować.
Nabrał głęboko powietrza i wypuścił je powoli.
Skinął głową na strażnika, policjant rzucił mu ukradkowe spojrzenie, chrząknął i ruszył w stronę łazienki.
Śliwa włożył dłoń do kieszeni dresu, poczuł zimną, metalową kolbę pistoletu, która nadała mu pewności siebie.
Powoli zaczął iść w stronę drzwi.

***

Kamiński zaklnął rzucając telefon na siedzenie pasażera i od razu syknął z bólu, gdy przez przypadek walnął kikutem brakującego palca o wajchę skrzyni biegów.
- Kurwa mać, pierdole! - Zawył patrząc na opatrunek, który znowu zabarwił się na czerwono. Pomyślał, że na całe szczęście i tak jedzie do szpitala i uśmiechnął się pod nosem.
Nie jechało się łatwo, nawet z przyczepioną syrenę. Ściemniło się i zaczęło lekko padać, idealne warunki na to by jakiś kierowca poczuł się zbyt pewnie. Przejechał przez kilka znaków stopu setką i sercem bijącym jeszcze szybciej. W domu Joanny ktoś powinien być w przeciągu dziesięciu minut, może to wystarczy, może chociaż znajdą kogoś po drodze…
Może.
Zaklnął raz jeszcze, mocniej przyciskając pedał gazu. Miał dość tego wszystkiego, jego sprawy zdawały się mieć ku końcowi. David pod wpływem zeznań wdowy po Huku przyznał się do otrucia Jacka. Potem z beznamiętnym wyrazem twarzy wyrecytował resztę swoich ofiar, przy paru puszczając mały uśmieszek, jakby przypomniał sobie całkiem zabawny, choć nie histerycznie śmieszny żart. Zdawało się, że znał zabójców wszystkich ofiar, których śmierć badał, jednak nie do wszystkich miał dostęp. Jednak zabójstwo Hanny Huk i parę innych podpiął pod śledztwo CBŚ, dotyczące Vlada i jego organizacji, które nagle zwolniło. Zdawać się mogło, że złapali tak wielu, ale choć gadali i gadali, to nagle okazało się, że nic ich nie łączy z kimś kto jest naprawde wysoko, a ani broń, ani narkotyki nie znikały z ulic, nie mówiać już o rosnącej przemocy, napadach, zabójstwach, pobiciach, kradzieżach, włamaniach…
To jednak nie było już jego sprawą. Jego chyliły się ku końcowi i był z tego powodu zajebiście szczęśliwy.
Dopóki Joanna go nie obudziła swoim telefonem…
Zaparkował byle jak przy szpitalu i wbiegł do budynku, ledwo pamiętając, żeby w ogóle wyjąc kluczyki ze stacyjki.
Winda oczywiście zajęta, chuj wie gdzie. Zaczął wbiegać po schodach, po raz drugi wykonując taki maraton, w ciągu ostatnich trzech dni.
Wbiegł do korytarza, z którego wychodziły drzwi do pokoju, w którym miał być Tomek. Dysząc spojrzał w głąb, wychylając się za dwójkę czatujących ze sobą pielegniarek. Wytrzeszczył oczy i odepchnął kobiety jedną ręką, drugą sięgając wewnątrz marynarki.
- Kurwa… - mruknął cicho - STÓJ KURWA!! - warknął odrazu, wyciągając pistolet w stronę mężczyzny przed drzwiami.
Łysy byk w dresie, podskoczył w miejscu, spoglądając w stronę detektywa. Skoczył w tył wyciągając swoją broń i strzelając byle jak w drugą stronę korytarza.
Rozległy się krzyki i piski próbujące się przebić przez wystrzały. Kamiński zaryzykował, zwolnił gdy wyciągnął pistolet, zatrzymał się przyjmując postawę strzelecką, której go wyuczyli. Gdyby się nie zatrzymał nadziałby się na przedostatnią kulę Śliwy.
Pielęgniarka obok padła na ziemię, a kawałki jej czaszki i wnętrzności głowy poleciały na podłogę.
Kamiński wystrzelił w stronę mężczyzny, który próbował się ukryć za framugą drzwi do pokoju naprzeciwko tego gdzie leżał Tomek.
Trafił, kula przeszła pomiędzy sercem a ramieniem, Śliwa zawył z bólu i obrócił się wokół własnej osi, przez co kolejny strzał detektywa nie trafił. Chłopak zawrócił spowrotem, unikając szczęśliwie kolejnej kuli i wpadł do pokoju Tomka.
- Kurwa! - zaklnął Kamiński, opuścił broń, ale nie wypuścił jej z obu dłoni. Ruszył prędko dalej by zaraz znowu się zatrzymać ze zdziwniem.
- Stój! - policjant wyskoczył z korytarza, który śledczy właśnie minął, z wyciągniętym w jego stronę pisoletem. Kamiński odwrócił się i szybko wystrzelił nie myśląc nic. Padł na ziemię pod wpływem szybkiego obrotu i odrzutu broni.
Kula przeszła przez płuco policjanta, który padając zdążył wystrzelić dwa razy, jeden pocisk przeleciał tam, gdzie przed chwilą była głowa stojącego Marka. Drugi raz wystrzelił już na ziemi, trafiając w łydkę kryjącą się pod ladą pielęgniarkę, która wszczęła wściekły wisk zarzynanej świni, której nikt nie chciał poderżnąć gardła.
- Kurwa! Kurwa! - zawył Kaminski przewracając się na brzuch. Zaczał się czołgać i podnosić jendocześnie, ślizgając się po posadce, próbując dostać się do pokoju Tomka.


Tomek zaś dyszał ciężko spoglądając w stronę drzwi i słysząc strzały i krzyki dobiegające z korytarza, gdy nagle do pokoju wbiegł nikt inny jak Śliwa, który nie tak jakoś dawno prawie go zabił i najwyraźniej przyszedł dokończyć robotę. Lewa ręką ociekała krwią zwisajac bezwładnie. Mężczyzna stanął zgarbiony, ledwo łapiąc oddech i przez dwie sekundy obydwaj wpatrywali się w siebie. Jeden zszokowany i bezsilny, drugi wściekły i zapędzony w róg. Podniósł broń… Tomek krzyknął coś co chyba nawet nie było słowem i rzucił się w drugą stronę, spadając z łóżka, które przyjęło za niego ostatnią kulę.
Zamiast kolejnych wystrzałów Tomek usłyszał wściekłe, bezskuteczne pociągnięcia za spust.
- Aaaaaaa! Kurwa! - pistolet poleciał w bok. Śliwa skoczył w stronę łóżka.
Przynajmniej Tomkowi wydawało się, że skoczył. Kolejne trzy, ciężkie huki przeszyły korytarze szpitala. Śliwa już bez krzyku zwalił się brzuchem na łóżko, jedna ręka i głowa zawisły po drugiej stronie, dokładnie nad Tomkiem, który walczył o oddech.
Śliwa w ostatnim sekundach życia, patrzył na Tomka oczami zalanymi krwią, tocząc ciemnoczerwoną pianę z ust. Ostatkiem sił zebrał się w sobie i splunął krwistą flegmą w twarz Tomkowi. Kamiński obszedł łóżko i wciąż mierząc w stronę Śliwy, wydyszał z siebie coś innego niż przekleństwo.
- W porządku? Trafił cię? Żyjesz?
Tomek nie był w stanie zrobić wiele więcej niż pokiwać głową.
- Wst… - Tomek przerwał Markowi, nagłym przypływem sił zrywając się na równe nogi i sapiąc z przerażenia chwycił prześcieradło wycierając sobie twarz.
Kamiński pokiwał głową i wybiegł na korytarz, gdzie powoli krzyki ustępowały niepokojącej ciszy. Strach zaczął przegrywać z wolą przetrwania. Krzyczał dwie ranny pielęgniarki, jedna przypadkowo zabita, nie mogła już zrobić nic, leżąc martwa obok martwego pacjenta.
Tomek wskoczył do łazienki, odkręcił jak mocno się dało i zaczał agresywnie przemywać twarz, ustając dopiero, gdy spostrzegł się jak bardzo się parzy. Wyszedł z pokoju słysząc jak Kamiński rozmawia przez telefon.
- Łapiński Adam… numer odznaki 664175… tak kurwa wiem… pierwszy strzelił tak. Dobra… nie kurwa nie wysyłać karetki, pojebało? Tak… później. Czy ktoś już jest u Drawskiej? - chwila przerwy, Tomek wytężył słuch, podszedł bliżej, chwycił się ściany poślizgując się na krwi. Szedł dalej w stronę detektywa, z wciąż brudną od rozcieńczonej krwi dłonią.


- Jadę tam… a i ten! - dodał szybko i odwrócił się w stronę Tomka, wstając od martwego policjanta, który miał chłopaka pilnować. - Biorę ze sobą Nowickiego, możliwe, że ktoś jeszcze za nim leci… - powiedział rozłączając się. Skinął głową w stronę Tomka.
- Ubieraj się, musisz mieć jakieś ubrania w pokoju, w szufladzie czy coś. Leć! - dodał mocniej. Gdy Tomek pobiegł w stronę pokoju, detektyw złapał się za głowę i szybko oderwał rękę z sykiem, znowu trafiając się w kikut.
- Kurwa mać… - mruknął cicho, oglądając już przesiąknięty krwią opatrunek. Westchnął ciężko sięgając do wewnętrznej kieszeni marynarki. Wyjął paczkę papierosów i zapalniczkę. Wyciągnął ostatniego, zgniecionego szluga i rzucił zmieloną paczę na podłogę
Westchnął raz jeszcze i zaczął próbować odpalić. W końcu odniósł nieuchronny sukces. Zaciągnął się trzy razy i… wzdrygnął się gdy oblał go zimny prysznic z sufitu połączony z wiskiem alarmu przeciwpożarowego.
Popatrzył na zamieniającego się w papkę papierosa i rzucił go na podłogę, rozgniatając.
- Chuj… rzucam.

***

Joannie nie udało się jeszcze wyjść z zasięgu policyjnych syren, obróciła się w stronę rodzinnego domu, widząc zza horyzontu nikłe przebłyski policyjnych kolorów. Nie odczuła ulgi, nie odczuła prawie nic. Najważniejsze, że była z dala od tego. Od ludzi i sytuacji, z którymi nie powinna mieć absolutnie nic do czynienia. Kimkolwiek był człowiek, który czekał w mieszkaniu, najwyraźniej nie chciał szukać na niej zemsty, ale po przebudzeniu, Apollo mógł chcieć ją odnaleźć.


Nim się spostrzegła znalazła się blisko bloku babci Hani, spojrzała na budynek ze smutkiem i spuściła wzrok tylko by zaraz go znowu podnieść, zawołana.
- Joasiu? To ty? - głos matki Hani wydawał się znacznie żywszy niż ostatnio, choć nieco zachrypnięty, co zapewno miało jakiś związek z papierosem, którego paliła i kupką niedopałkow pod jej stopami. Siedziała na ławce pod blokiem, blisko latarni i przyglądała się Joannie pytająco.
- Co ci dziecko? Wyglądasz jakbyś ducha zobaczyła? Co tu w ogóle robisz o tej godzinie? - spytałą kręcąc głową i marsząc czoło nierozumiejąc.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline