Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2016, 23:06   #31
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Powrót do jedzenie bynajmniej nie był przyjemnym doświadczeniem. Gdyby nie to, że od jej zdrowia zależało także dobro Raula, Desire pewnie zrezygnowałaby po pierwszych kęsach. Nic co brała do ust nie wydawało się jej warte czasu jaki poświęcała na tą czynność. Starała się jednak robić dobrą minę do złej gry. Nie chciała sprawiać więcej problemów niż już sprawiła. Na dodatek musiała doprowadzić się z powrotem do stanu odpowiedniego by podołać obowiązkom, które składano na jej barki. Tych, z których jej pan zdawał sobie sprawę oraz z tych, o których wiedzieć nie musiał. Szarość zgodnie przytaknęła, odbierając od niej niezbyt sprzyjające jedzeniu skurcze brzucha. Dess nie była pewna czy ta troska jest teraz wskazana. Wedle jej mniemania powinna odpokutować za swoją lekkomyślność. Jej zachowanie było wszak poniżej wszelkiej krytyki. I ten atak… Wciąż musiała rozłożyć go na czynniki pierwsze i dokładnie zbadać. Nie mógł się powtórzyć i powinna o to zadbać za wszelką cenę. To, że jej opiekunka nie do końca się z nią zgadzała, postanowiła przedyskutować później, gdy zostaną same. Zasady nieco się zmieniły i należało od nowa ułożyć panujące między nimi stosunki. Nie mogła wszak pozwolić na samowolę. To ona była panią, nie Szarość. I to bez względu na to czy jej działania były dla dobra Dess czy też nie. Istniały wszak tylko w jednym celu i on był ponad wszystko inne.

Gdy taca została opróżniona, a wino w karafce wypite, Desire skłoniła się i zabrała naczynia. Musiała zająć się planowanym spotkaniem i przygotować wszystko tak, by cień podejrzenia nie padł na hrabiego. To z kolei wykluczało dodatkowe obowiązki, na które mógłby mieć ochotę jej pan. To, że po porannym nieporozumieniu, zapewne szanse na nie były nikłe, działało na korzyść. Nie chciała mącić myśli własnymi pragnieniami, więc skorzystała z wygodnej opcji i oddała je na przechowanie swej opiekunce. Ów mały pokaz uświadomił jej jak wiele zawdzięcza Szarości i teraz z większą rozwagą postanowiła dysponować jej mocami. Gdy wróciła do pokoju by zmienić suknię i zaopatrzyć się w nieco podniszczony płaszcz, Raula już w nim nie było. Nie miała zamiaru szukać go by wyjawić dokąd się udaje. To byłaby tylko strata cennego czasu. Liczyła na to, że jej pan ufa jej jeszcze wystarczająco by nie martwić się niepotrzebnie jej zniknięciem. Powinien także odpocząć nieco od jej obecności, podobnie jak i ona potrzebowała kilku chwil wolności. Miała nadzieję, że kolejne razy, o ile takie nastąpią, pozbawione będą owego posmaku goryczy dnia następnego jaki z pewnością pozostawić miał ten poranek.

Spacer w blasku dnia był dla Dess nieprzyjemnym, zdecydowanie odmiennym doświadczeniem od tych, którymi cieszyła się od przybycia do Paryża. W świetle słonecznym miasto wcale nie prezentowało się w jej oczach tak urokliwie, jak spowite srebrną poświatą księżyca. W dzień widać było wyraźnie każdy brud, każdą ułudę i całe zakłamanie, jakie królowało wśród ulic tego miasta. Upudrowane, sztucznie uśmiechnięte twarze śmiertelnie znudzonych wielmożów i sterane, przedwcześnie postarzałe oblicza biedoty mieszały się i przeplatały ze sobą. Także smród wydawał się być jakby mocniejszy z każdym kolejnym promieniem, który okrutnie wydobywał coraz to nowe wonie z ciał ludzkich i sterty nieczystości zalegających ulice. Desire czuła, jak śniadanie podchodzi jej do gardła grożąc opuszczeniem jej wnętrzności w czasie przyspieszonym. Z jaką przyjemnością dodałaby do tych wszystkich zapachów pełną słodyczy woń krwi. O ile lepiej by się poczuła mogąc zrosić nią bruk, zmyć przy jej użyciu puder z kłamliwych obliczy i pokonać jej smakiem żółć podchodzącą do gardła. Wystarczyło jedynie by sięgnęła po sztylet, by narzuciła na ramiona szary płaszcz i ruszyła w tany. Sala balowa wszak czekała, pełna nieświadomych niczego tancerzy. Nic tylko wkroczyć w nią i wirować, wirować do ostatniego tchu. Ich, lub jej własnego…

Oczywiście nie zrobiła nic takiego. Otuliła się jedynie ciaśniej swym płaszczem i głowę nieco niżej pochyliła. Kolejna służąca załatwiająca sprawy bogatych w nędznym świecie tych mniej uprzywilejowanych. Właśnie tu pasowała, tu brylowała. Dokładnie pomiędzy światłem, a ciemnością. Otoczona szarością, z Szarością u boku i zakrapianym szkarłatem mrokiem w sercu. Cichy śmiech wydobył się z jej ust, sprawiając, że idący z naprzeciwka przechodzień obrzucił ją niespokojnym spojrzeniem. Skłoniła mu głowę, dłonią tłumiąc parsknięcie. Szaleństwo bywało słodkie w smaku…

Do “Utracjusza” dotarła tuż po obiedzie. Stali klienci, którzy zdawali się nigdy swych miejsc nie opuszczać, nawet głów nie podnieśli by sprawdzić kto wchodzi. Armel Yount, właściciel tego przybytku, był niskim, chudym mężczyzną o aparycji szczura kanałowego. I jak każdy szczur wiedział kiedy należało trzymać język za zębami. Wiedza ta oczywiście doprawiona była złotem, bez którego ów język bez wątpienia wymknąłby się na wolność. Chociaż był to dopiero drugi raz gdy zawitała w progi “Utracjusza”, właściciel przybytku rozpoznał jej twarz, gdy tylko znalazła się na tyle blisko by słabe światło lampy zdołało przebić się przez mrok kaptura. Światło dzienne z niechęcią zaglądało do tego miejsca, wiedzą iż nie jest mile widziane. Szyby w oknach były tak brudne, że równie dobrze na zewnątrz mogła noc panować. Dym unoszący się z nielicznie rozstawionych lamp i świec dodatkowo zaciemniał wnętrze. Nawet kominek nie miał tu szans, nie wspominając już o tym, że nikomu nie chciało się w nim rozpalać.
- Panienka życzy sobie pokój? - Zapytał, łypiąc na nią bez specjalnego zachwytu. Dess nie dziwiła się mu. Biorąc pod uwagę to co zostawiła po sobie ostatnim razem… Znała jednak sposób na złagodzenie jego bolączek i pozyskanie przychylności.
- Na całą noc - potwierdziła, kładąc na ladzie sakiewkę i przesuwając ją w jego stronę. - Ten sam co poprzednio.
- Już zajęty jest - oświadczył zagarniając wyjątkowo hojną zapłatę.
Jego odpowiedź nie przypadła jej do gustu. Płaciła i żądała, a jego zadaniem było słuchać i wykonywać polecenia. Przysunęła się nieco bliżej do lady i obdarzyła go uroczym uśmiechem. Jej oczy urocze jednak nie były. Były zimne jak stal, a ich naturalną zieleń zastąpiły szare odmęty jej duszy.
- Dostanę dokładnie ten sam pokój co ostatnio, Armel’u. Na dodatek każesz go wcześniej porządnie wysprzątać. Zmienisz pościel, odkurzysz stolik i krzesło, zadbasz o to żebym nie zobaczyła nawet jednego robala pełzającego po ramie łóżka. Na dodatek postawisz w nim kwiaty tkwiące w ładnym wazonie. Róże, czerwone róże w pełni swojego rozkwitu. Chcę by cały pokój był wypełniony ich zapachem.
Gdy Yount się cofnął, odczuła satysfakcję, którą jednak zachowała tylko dla siebie. Lubiła gdy się jej bano. Strach był dobry, zwiększał wrażenia których doznawała zabijając ofiarę. Na ich wspomnienie oblizała usta, niemal czując na nich posokę. Jakże jej brakowało nocnego wyjścia…
- Cokolwiek panienka rozkaże… - Zmiana w tonie jego głosu była przyjemna. Tak właśnie powinien się do niej zwracać ten plugawy pomiot. Skinęła głową, pokazując mu iż jest zadowolona z jego wysiłku.
- Nie zawiedź mnie Armel’u. Nie zwykłam wybaczać porażek - dodała jeszcze, mierząc go czujnym wzrokiem i czekając na jego poddańcze skinienie głową. Szczury… Życie bez nich byłoby o wiele trudniejsze.

Na jej szczęście nie brakowało takowych w Paryżu. Czy to prowadzących przybytki, do których się wchodziło ale już nie opuszczało ich progów. Czy to na ulicach, dbających o stały obieg cudzych sakiewek. Czy też tych nieco tłuściejszych, którzy stali o stopień wyżej w hierarchii tego miasta. Każdy z nich miał pod sobą małe stadko pcheł. Te zaś były niemal tak samo przydatne jak ich panowie. Znalezienie odpowiedniej pchły nie było trudne. Wystarczyło udać się do nieco lepszej dzielnicy, najlepiej handlowej i zlać z tłumem. Cień kaptura w tym wypadku bardziej przyciągał wzrok, niż go gubił. Desire zsunęła go więc, ukazując fale rudych włosów. Brak wymyślnej fryzury jasno dawał do zrozumienia, że dziewczyna nie należy ani do bogatych, ani też do służących bogatym. Od tych bowiem wymagano aby swym wyglądem podkreślały status swoich panów. Specjalnie na tą okazję wybrała jedną ze swoich starych sukien. Ta, gdy porównało się ją z tymi, jakimi szczyciły się paryskie damy, była wręcz żałośnie prosta i biedna. To zaś wystarczyło by tracono zainteresowanie jej osobą. Ona z kolei była zainteresowana każdym, aczkolwiek bez wątpienia nie każdy byłby z tego zainteresowania zadowolony, gdyby wiedział w jakim kierunku zmierzało.

Wybranie pchły, która miała za zadanie dostarczyć list do dottore Zerilli, nie było łatwym zadaniem. Musiała to być osoba nieco starsza niż większość dzieciarni pałającej się kradzieżą. Najlepiej chłopiec, który miałby dość oleju w głowie by odegrać powierzoną mu rolę. Słońce coraz bliższe było swemu spotkaniu z ziemią. Czas zaczynał być luksusem. Gdy więc Szarość wskazała jej swojego kandydata, Desire zadziałała szybko i sprawnie. To zaś oznaczało iż nikt niczego nie zobaczył bo i nie miał prawa. Mocno ściskając przerażonego młodzika, otuliła się szarością. I tak nie dane mu było dożyć końca tego dnia, a dodatkowy strach, którego fale biły od jego postaci, nadawał zbliżającemu się mordu, rozkoszny posmak.

Zatrzymała się dopiero gdy mrok ciasnej uliczki otoczył ich i pozwoliła na działanie. Pozwoliła by złapał haust powietrza po wyjściu z Szarej Strefy i dopiero wtedy przeszła do interesów.
- Zaniesiesz ten list do dottore Zerilli - powiedziała, pokazując chłopakowi kopertę, którą wyjęła z kieszeni. - Dostaniesz za to sowicie wynagrodzony. Zawiedziesz mnie, lub piśniesz słówko o tym, co ci się przytrafiło, a wrócę i zabawię się z tobą w nieco mniej przyjemny sposób. Rozumiesz?
Skinięcie głową w zupełności jej wystarczyło. Podała adres dottore i puściła pchłę wolno. Jego mina była rozkoszna, gdy stał tak chwilę i przyglądał się jej jakby była wcieleniem samego diabła. Kto wie, może wcale się nie mylił. Obie, ona i Szarość, zachichotały. Dźwięk ten podziałał niczym trzask bicza na biednego młodzika. Desire upewniła się jeszcze, że posłała w jego kierunku wyraźny nakaz by powrócić z odpowiedzią. Bez wątpienia po owym pokazie upewni się czy faktycznie miała rację i dzięki zespoleniu, które miało miejsce w nocy, może teraz w pełni rozwinąć swe skrzydła. Co prawda Szarość zapewniała ją, że tak właśnie jest. Dess nie widziała jednak powodu by nie przekonać się o tym naocznie.

Chwile dzielące ją od powrotu pchły, spędziła w Strefie. Co prawda Raul nie byłby z tego szczególnie zadowolony, jednak ona potrzebowała owego spokoju, który dzięki temu otrzymywała. Łagodny, dobrze jej znany świat. Pozwalał poukładać szalejące myśli, zapanować nad uczuciami i zamienić chaos egzystencji w porządek mający zapewnić dalsze jej trwanie. Powoli, po raz kolejny, przeanalizowała zadanie, którym się obecnie zajmowała. Nie wątpiła w to, że pokój będzie gotowy. Także milczenia Armel’a była pewna. Jej pan powinien być z niej zadowolony w tej kwestii. Pozostawało tylko wprowadzić na scenę głównego aktora, którym był włoski medyk. To jednak mogło być zarówno proste w realizacji, jak i szalenie trudne. Opcja z wezwaniem i dołączeniem do niego odpowiedniej sumy była najmniej konfliktowa. Przy tworzeniu listu skorzystała z sygnetu, w którego posiadanie wszedł Raul tamtej nocy, gdy spłonął pałac. Liczyła na to, że nazwisko de Mailly wystarczy by skłonić dottore do ruszenia się z miejsca i przybycia na pomoc potrzebującemu jego wiedzy i doświadczenia kawalerowi. Lokacja wybrana na miejsce spotkania także została skrzętnie wyjaśniona. Pojedynek, w trakcie którego biedny szlachcic doznał urazu, odbył się bez sekundanta, na dodatek szło o względy damy, która bynajmniej wolna nie była by swe wdzięki w nagrodzie oddać. To z kolei wymagało przyczajenia się na czas jakiś, a “Utracjusz” był wszak miejscem idealnym by w nim po cichu przeczekać dzień czy dwa. Z tego także powodu wysokość opłaty, jaką 'de Mailly' zaoferował, była dość wysoka. Desire postarała się o to by nie wydała się zbyt wysoka, a jednocześnie wciąż kusząca.

Gdy jej pchła powróciła z odpowiedzią, młoda służka musiała w duchu pogratulować sobie prostego rozwiązania problemu. Widać po zaginięciu kardynała grunt przestał być dla chciwego dottore tak stały, jak się mu wcześniej zdawało. W nagrodę obdarzyła chłopaka czystym pchnięciem, które w sposób szybki zakończyło jego marny żywot. Nie było sensu go męczyć, skoro za rogiem czekała na nią znacznie przyjemniejsza uczta. Póki co jednakże musiała wrócić do rezydencji hrabiego i przygotować wszystkie rzeczy, które miały jej być potrzebne tego wieczoru i nocy. Ta zaś zapowiadała się niezwykle upojnie…

Powrót nie zajął jej wiele czasu. Tym razem droga była prosta, a ona by oszczędzić sobie ewentualnych zaczepek, skryła swoją osobę w gościnnych ramionach Szarości. Opuściła je dopiero gdy znalazła się w swojej komnacie. Niekiedy przerażało ją jak łatwo było wejść do rezydencji uprzywilejowanych ludzi tego świata.
Czuła się nieco zmęczona, jednak nie był to najlepszy czas na odpoczynek. Sięgnęła więc po pokłady energii drzemiące w Szarości, obiecując jednocześnie, że odpocznie gdy będzie po wszystkim. Niewiara, która musnęła jej myśli, bez wątpienia miała swoje podstawy.
- Obiecuję… Odpocznę… - Zapewniła ją, zrzucając płaszcz i zabierając się za tasiemki gorsetu. Ślady krwi na sukni zdecydowanie nie nadawały się do tego by ktoś mógł je zobaczyć.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline