Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-01-2016, 23:06   #31
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Powrót do jedzenie bynajmniej nie był przyjemnym doświadczeniem. Gdyby nie to, że od jej zdrowia zależało także dobro Raula, Desire pewnie zrezygnowałaby po pierwszych kęsach. Nic co brała do ust nie wydawało się jej warte czasu jaki poświęcała na tą czynność. Starała się jednak robić dobrą minę do złej gry. Nie chciała sprawiać więcej problemów niż już sprawiła. Na dodatek musiała doprowadzić się z powrotem do stanu odpowiedniego by podołać obowiązkom, które składano na jej barki. Tych, z których jej pan zdawał sobie sprawę oraz z tych, o których wiedzieć nie musiał. Szarość zgodnie przytaknęła, odbierając od niej niezbyt sprzyjające jedzeniu skurcze brzucha. Dess nie była pewna czy ta troska jest teraz wskazana. Wedle jej mniemania powinna odpokutować za swoją lekkomyślność. Jej zachowanie było wszak poniżej wszelkiej krytyki. I ten atak… Wciąż musiała rozłożyć go na czynniki pierwsze i dokładnie zbadać. Nie mógł się powtórzyć i powinna o to zadbać za wszelką cenę. To, że jej opiekunka nie do końca się z nią zgadzała, postanowiła przedyskutować później, gdy zostaną same. Zasady nieco się zmieniły i należało od nowa ułożyć panujące między nimi stosunki. Nie mogła wszak pozwolić na samowolę. To ona była panią, nie Szarość. I to bez względu na to czy jej działania były dla dobra Dess czy też nie. Istniały wszak tylko w jednym celu i on był ponad wszystko inne.

Gdy taca została opróżniona, a wino w karafce wypite, Desire skłoniła się i zabrała naczynia. Musiała zająć się planowanym spotkaniem i przygotować wszystko tak, by cień podejrzenia nie padł na hrabiego. To z kolei wykluczało dodatkowe obowiązki, na które mógłby mieć ochotę jej pan. To, że po porannym nieporozumieniu, zapewne szanse na nie były nikłe, działało na korzyść. Nie chciała mącić myśli własnymi pragnieniami, więc skorzystała z wygodnej opcji i oddała je na przechowanie swej opiekunce. Ów mały pokaz uświadomił jej jak wiele zawdzięcza Szarości i teraz z większą rozwagą postanowiła dysponować jej mocami. Gdy wróciła do pokoju by zmienić suknię i zaopatrzyć się w nieco podniszczony płaszcz, Raula już w nim nie było. Nie miała zamiaru szukać go by wyjawić dokąd się udaje. To byłaby tylko strata cennego czasu. Liczyła na to, że jej pan ufa jej jeszcze wystarczająco by nie martwić się niepotrzebnie jej zniknięciem. Powinien także odpocząć nieco od jej obecności, podobnie jak i ona potrzebowała kilku chwil wolności. Miała nadzieję, że kolejne razy, o ile takie nastąpią, pozbawione będą owego posmaku goryczy dnia następnego jaki z pewnością pozostawić miał ten poranek.

Spacer w blasku dnia był dla Dess nieprzyjemnym, zdecydowanie odmiennym doświadczeniem od tych, którymi cieszyła się od przybycia do Paryża. W świetle słonecznym miasto wcale nie prezentowało się w jej oczach tak urokliwie, jak spowite srebrną poświatą księżyca. W dzień widać było wyraźnie każdy brud, każdą ułudę i całe zakłamanie, jakie królowało wśród ulic tego miasta. Upudrowane, sztucznie uśmiechnięte twarze śmiertelnie znudzonych wielmożów i sterane, przedwcześnie postarzałe oblicza biedoty mieszały się i przeplatały ze sobą. Także smród wydawał się być jakby mocniejszy z każdym kolejnym promieniem, który okrutnie wydobywał coraz to nowe wonie z ciał ludzkich i sterty nieczystości zalegających ulice. Desire czuła, jak śniadanie podchodzi jej do gardła grożąc opuszczeniem jej wnętrzności w czasie przyspieszonym. Z jaką przyjemnością dodałaby do tych wszystkich zapachów pełną słodyczy woń krwi. O ile lepiej by się poczuła mogąc zrosić nią bruk, zmyć przy jej użyciu puder z kłamliwych obliczy i pokonać jej smakiem żółć podchodzącą do gardła. Wystarczyło jedynie by sięgnęła po sztylet, by narzuciła na ramiona szary płaszcz i ruszyła w tany. Sala balowa wszak czekała, pełna nieświadomych niczego tancerzy. Nic tylko wkroczyć w nią i wirować, wirować do ostatniego tchu. Ich, lub jej własnego…

Oczywiście nie zrobiła nic takiego. Otuliła się jedynie ciaśniej swym płaszczem i głowę nieco niżej pochyliła. Kolejna służąca załatwiająca sprawy bogatych w nędznym świecie tych mniej uprzywilejowanych. Właśnie tu pasowała, tu brylowała. Dokładnie pomiędzy światłem, a ciemnością. Otoczona szarością, z Szarością u boku i zakrapianym szkarłatem mrokiem w sercu. Cichy śmiech wydobył się z jej ust, sprawiając, że idący z naprzeciwka przechodzień obrzucił ją niespokojnym spojrzeniem. Skłoniła mu głowę, dłonią tłumiąc parsknięcie. Szaleństwo bywało słodkie w smaku…

Do “Utracjusza” dotarła tuż po obiedzie. Stali klienci, którzy zdawali się nigdy swych miejsc nie opuszczać, nawet głów nie podnieśli by sprawdzić kto wchodzi. Armel Yount, właściciel tego przybytku, był niskim, chudym mężczyzną o aparycji szczura kanałowego. I jak każdy szczur wiedział kiedy należało trzymać język za zębami. Wiedza ta oczywiście doprawiona była złotem, bez którego ów język bez wątpienia wymknąłby się na wolność. Chociaż był to dopiero drugi raz gdy zawitała w progi “Utracjusza”, właściciel przybytku rozpoznał jej twarz, gdy tylko znalazła się na tyle blisko by słabe światło lampy zdołało przebić się przez mrok kaptura. Światło dzienne z niechęcią zaglądało do tego miejsca, wiedzą iż nie jest mile widziane. Szyby w oknach były tak brudne, że równie dobrze na zewnątrz mogła noc panować. Dym unoszący się z nielicznie rozstawionych lamp i świec dodatkowo zaciemniał wnętrze. Nawet kominek nie miał tu szans, nie wspominając już o tym, że nikomu nie chciało się w nim rozpalać.
- Panienka życzy sobie pokój? - Zapytał, łypiąc na nią bez specjalnego zachwytu. Dess nie dziwiła się mu. Biorąc pod uwagę to co zostawiła po sobie ostatnim razem… Znała jednak sposób na złagodzenie jego bolączek i pozyskanie przychylności.
- Na całą noc - potwierdziła, kładąc na ladzie sakiewkę i przesuwając ją w jego stronę. - Ten sam co poprzednio.
- Już zajęty jest - oświadczył zagarniając wyjątkowo hojną zapłatę.
Jego odpowiedź nie przypadła jej do gustu. Płaciła i żądała, a jego zadaniem było słuchać i wykonywać polecenia. Przysunęła się nieco bliżej do lady i obdarzyła go uroczym uśmiechem. Jej oczy urocze jednak nie były. Były zimne jak stal, a ich naturalną zieleń zastąpiły szare odmęty jej duszy.
- Dostanę dokładnie ten sam pokój co ostatnio, Armel’u. Na dodatek każesz go wcześniej porządnie wysprzątać. Zmienisz pościel, odkurzysz stolik i krzesło, zadbasz o to żebym nie zobaczyła nawet jednego robala pełzającego po ramie łóżka. Na dodatek postawisz w nim kwiaty tkwiące w ładnym wazonie. Róże, czerwone róże w pełni swojego rozkwitu. Chcę by cały pokój był wypełniony ich zapachem.
Gdy Yount się cofnął, odczuła satysfakcję, którą jednak zachowała tylko dla siebie. Lubiła gdy się jej bano. Strach był dobry, zwiększał wrażenia których doznawała zabijając ofiarę. Na ich wspomnienie oblizała usta, niemal czując na nich posokę. Jakże jej brakowało nocnego wyjścia…
- Cokolwiek panienka rozkaże… - Zmiana w tonie jego głosu była przyjemna. Tak właśnie powinien się do niej zwracać ten plugawy pomiot. Skinęła głową, pokazując mu iż jest zadowolona z jego wysiłku.
- Nie zawiedź mnie Armel’u. Nie zwykłam wybaczać porażek - dodała jeszcze, mierząc go czujnym wzrokiem i czekając na jego poddańcze skinienie głową. Szczury… Życie bez nich byłoby o wiele trudniejsze.

Na jej szczęście nie brakowało takowych w Paryżu. Czy to prowadzących przybytki, do których się wchodziło ale już nie opuszczało ich progów. Czy to na ulicach, dbających o stały obieg cudzych sakiewek. Czy też tych nieco tłuściejszych, którzy stali o stopień wyżej w hierarchii tego miasta. Każdy z nich miał pod sobą małe stadko pcheł. Te zaś były niemal tak samo przydatne jak ich panowie. Znalezienie odpowiedniej pchły nie było trudne. Wystarczyło udać się do nieco lepszej dzielnicy, najlepiej handlowej i zlać z tłumem. Cień kaptura w tym wypadku bardziej przyciągał wzrok, niż go gubił. Desire zsunęła go więc, ukazując fale rudych włosów. Brak wymyślnej fryzury jasno dawał do zrozumienia, że dziewczyna nie należy ani do bogatych, ani też do służących bogatym. Od tych bowiem wymagano aby swym wyglądem podkreślały status swoich panów. Specjalnie na tą okazję wybrała jedną ze swoich starych sukien. Ta, gdy porównało się ją z tymi, jakimi szczyciły się paryskie damy, była wręcz żałośnie prosta i biedna. To zaś wystarczyło by tracono zainteresowanie jej osobą. Ona z kolei była zainteresowana każdym, aczkolwiek bez wątpienia nie każdy byłby z tego zainteresowania zadowolony, gdyby wiedział w jakim kierunku zmierzało.

Wybranie pchły, która miała za zadanie dostarczyć list do dottore Zerilli, nie było łatwym zadaniem. Musiała to być osoba nieco starsza niż większość dzieciarni pałającej się kradzieżą. Najlepiej chłopiec, który miałby dość oleju w głowie by odegrać powierzoną mu rolę. Słońce coraz bliższe było swemu spotkaniu z ziemią. Czas zaczynał być luksusem. Gdy więc Szarość wskazała jej swojego kandydata, Desire zadziałała szybko i sprawnie. To zaś oznaczało iż nikt niczego nie zobaczył bo i nie miał prawa. Mocno ściskając przerażonego młodzika, otuliła się szarością. I tak nie dane mu było dożyć końca tego dnia, a dodatkowy strach, którego fale biły od jego postaci, nadawał zbliżającemu się mordu, rozkoszny posmak.

Zatrzymała się dopiero gdy mrok ciasnej uliczki otoczył ich i pozwoliła na działanie. Pozwoliła by złapał haust powietrza po wyjściu z Szarej Strefy i dopiero wtedy przeszła do interesów.
- Zaniesiesz ten list do dottore Zerilli - powiedziała, pokazując chłopakowi kopertę, którą wyjęła z kieszeni. - Dostaniesz za to sowicie wynagrodzony. Zawiedziesz mnie, lub piśniesz słówko o tym, co ci się przytrafiło, a wrócę i zabawię się z tobą w nieco mniej przyjemny sposób. Rozumiesz?
Skinięcie głową w zupełności jej wystarczyło. Podała adres dottore i puściła pchłę wolno. Jego mina była rozkoszna, gdy stał tak chwilę i przyglądał się jej jakby była wcieleniem samego diabła. Kto wie, może wcale się nie mylił. Obie, ona i Szarość, zachichotały. Dźwięk ten podziałał niczym trzask bicza na biednego młodzika. Desire upewniła się jeszcze, że posłała w jego kierunku wyraźny nakaz by powrócić z odpowiedzią. Bez wątpienia po owym pokazie upewni się czy faktycznie miała rację i dzięki zespoleniu, które miało miejsce w nocy, może teraz w pełni rozwinąć swe skrzydła. Co prawda Szarość zapewniała ją, że tak właśnie jest. Dess nie widziała jednak powodu by nie przekonać się o tym naocznie.

Chwile dzielące ją od powrotu pchły, spędziła w Strefie. Co prawda Raul nie byłby z tego szczególnie zadowolony, jednak ona potrzebowała owego spokoju, który dzięki temu otrzymywała. Łagodny, dobrze jej znany świat. Pozwalał poukładać szalejące myśli, zapanować nad uczuciami i zamienić chaos egzystencji w porządek mający zapewnić dalsze jej trwanie. Powoli, po raz kolejny, przeanalizowała zadanie, którym się obecnie zajmowała. Nie wątpiła w to, że pokój będzie gotowy. Także milczenia Armel’a była pewna. Jej pan powinien być z niej zadowolony w tej kwestii. Pozostawało tylko wprowadzić na scenę głównego aktora, którym był włoski medyk. To jednak mogło być zarówno proste w realizacji, jak i szalenie trudne. Opcja z wezwaniem i dołączeniem do niego odpowiedniej sumy była najmniej konfliktowa. Przy tworzeniu listu skorzystała z sygnetu, w którego posiadanie wszedł Raul tamtej nocy, gdy spłonął pałac. Liczyła na to, że nazwisko de Mailly wystarczy by skłonić dottore do ruszenia się z miejsca i przybycia na pomoc potrzebującemu jego wiedzy i doświadczenia kawalerowi. Lokacja wybrana na miejsce spotkania także została skrzętnie wyjaśniona. Pojedynek, w trakcie którego biedny szlachcic doznał urazu, odbył się bez sekundanta, na dodatek szło o względy damy, która bynajmniej wolna nie była by swe wdzięki w nagrodzie oddać. To z kolei wymagało przyczajenia się na czas jakiś, a “Utracjusz” był wszak miejscem idealnym by w nim po cichu przeczekać dzień czy dwa. Z tego także powodu wysokość opłaty, jaką 'de Mailly' zaoferował, była dość wysoka. Desire postarała się o to by nie wydała się zbyt wysoka, a jednocześnie wciąż kusząca.

Gdy jej pchła powróciła z odpowiedzią, młoda służka musiała w duchu pogratulować sobie prostego rozwiązania problemu. Widać po zaginięciu kardynała grunt przestał być dla chciwego dottore tak stały, jak się mu wcześniej zdawało. W nagrodę obdarzyła chłopaka czystym pchnięciem, które w sposób szybki zakończyło jego marny żywot. Nie było sensu go męczyć, skoro za rogiem czekała na nią znacznie przyjemniejsza uczta. Póki co jednakże musiała wrócić do rezydencji hrabiego i przygotować wszystkie rzeczy, które miały jej być potrzebne tego wieczoru i nocy. Ta zaś zapowiadała się niezwykle upojnie…

Powrót nie zajął jej wiele czasu. Tym razem droga była prosta, a ona by oszczędzić sobie ewentualnych zaczepek, skryła swoją osobę w gościnnych ramionach Szarości. Opuściła je dopiero gdy znalazła się w swojej komnacie. Niekiedy przerażało ją jak łatwo było wejść do rezydencji uprzywilejowanych ludzi tego świata.
Czuła się nieco zmęczona, jednak nie był to najlepszy czas na odpoczynek. Sięgnęła więc po pokłady energii drzemiące w Szarości, obiecując jednocześnie, że odpocznie gdy będzie po wszystkim. Niewiara, która musnęła jej myśli, bez wątpienia miała swoje podstawy.
- Obiecuję… Odpocznę… - Zapewniła ją, zrzucając płaszcz i zabierając się za tasiemki gorsetu. Ślady krwi na sukni zdecydowanie nie nadawały się do tego by ktoś mógł je zobaczyć.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 30-01-2016, 21:44   #32
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Sorel pocił się. Na kominku w gabinecie nie palił się najmniejszy nawet ogieniek, więc z pewnością nie z powodu upału zarządca ocierał pot z czoła.
Raul na pozór od niechcenia przerzucał karty leżącej na biurku księgi, a uśmiech, jakim obdarzył Sorela, był zdawkowy. Taki, jakim obdarza się służącego, który przyniósł tacę ze śniadaniem.

Wielu panów (nie tylko tych największych) nie miało pojęcia, co działo się w ich majątkach. Powierzywszy zarządzanie zaufanym ludziom wiedli beztroskie życie w Paryżu, dbając tylko o to, by pieniądze płynęły szerokim strumieniem. A skoro płynęły, to po co się interesować tym, co się dzieje w majątku? Po co studiować księgi?
Tak nie postępował żaden z d'Arquienów. Raul, chociaż nie jemu miał przypaść rodzinny majątek, również niejedną godzinę przesiedział nad księgami, chociaż w głowie miał raczej rapier czy polowanie, a nie szeregi cyfr.
Świętej pamięci hrabina również miała taki zwyczaj, ale - najwyraźniej - ostatnimi czasy tego zaniedbała, co Sorel systematycznie wykorzystywał.
Raul przyjrzał się kolejnej kolumnie liczb.
Jeśli wierzyć tym wyliczeniom, w pałacu znajdowało się dwa razy tyle służby, a hrabina musiałaby dzień w dzień wyprawiać ucztę i przyjmować dziesiątki osób. A tak, co Raul wiedział od Lisy, bynajmniej nie mało miejsca. Marie de Riquet raz w miesiącu gościła pięć, czasami więcej osób, lecz ich liczba nigdy nie przekraczała tuzina. Hrabina najwyraźniej nie miała zbyt wielu przyjaciół, przynajmniej ostatnimi czasy.
Co się stało z różnicą między faktycznymi wydatkami, a zapisami w księdze? Łatwo było zgadnąć, do czyjej kieszeni trafiła. Ta jednak sprawa musiała poczekać, przynajmniej do powrotu Desire, które mogła wydobyć z zarządcy wszystkie tajemnice, i to bez większego problemu.
- Wygląda na to, że wszystko jest w porządku. - Raul zgrabnie i bez mrugnięcia okiem rozminął się z prawdą. - Bardzo starannie prowadzone rachunki. - To akurat było prawdą. No i jeszcze można było pochwalić staranny charakter pisma. Całkowicie niezgodny z faktycznym charakterem zarządcy.
- Dziękuję, panie hrabio. - Sorel skłonił się nisko. - Staram się...
W to akurat Raul był w stanie uwierzyć.
- To wszystko, możesz odejść. - Machnięciem ręki odprawił Sorela. - Przyślij do mnie przełożoną żeńskiej służby - polecił.
Nim Sorel zdążył dojść do drzwi, te otworzyły się i do gabinetu, bez pukania, weszła Desire.

Dziewczyna była w wyjątkowo dobrym nastroju. W jednej dłoni trzymała tacę, na której znajdowały się kolorowe wypieki, artystycznie ułożone i najwyraźniej wciąż ciepłe. Ich smakowity zapach natychmiast wypełnił wnętrze gabinetu. Dess jednak nie z powodu owego zapachu była w owym dobrym humorze. Korzystając z tego, że po jej powrocie Raul zajęty był sprawami związanymi z zarządzaniem rezydencją, udała się na mały spacer po jej korytarzach. Otulona przez Szarość, niewidoczna dla nikogo, sunęła nimi niczym duch. Większość z tego, co usłyszała było zwykłymi plotkami służby zaniepokojonej nagłą zmianą jaka nastąpiła w ich życiu. Nie wszyscy byli pewni swych posad, niektórzy w dodatku oczekiwali złego traktowania. Plotki te były co prawda ciekawe, jednak to nie w ich poszukiwaniu opóźniała swoje pojawienie się w gabinecie Raula. Czas był bowiem najwyższy by zacząć tępić szkodniki, które zalęgły się w rezydencji. Pozostałości władzy kardynała musiały zniknąć z tego miejsca, im szybciej tym lepiej. Nie mówiąc już o tym, że zapowiedź nocnych atrakcji znacznie rozbudziła ich apetyt, a jedna tylko śmierć i to w dodatku niezbyt wielkie znaczenie mająca, niezbyt zasługiwała na wspomnienie. Zawitała do kuchni, z której ukradła trochę chleba i ser, po czym ruszyła dalej na swój mały obchód. Ten zaś zawiódł ją w końcu do stajni, gdzie cisza panowała, sporadycznie tylko zakłócana przez rżenie koni. Stajennego ani jego pomocników nigdzie widać nie było, co niekoniecznie musiało być podejrzane. Takie jednak było, o czym świadczyły nerwowe fale burzące łagodny spokój Szarej Strefy. Skryta w jej odmętach Dess uśmiechnęła się do swojej towarzyszki. Bez wątpienia czekała je uczta, której kucharz hrabiny, bez względu na to jakby się starał, przygotować dla nich nie mógł…

Nic zatem dziwnego, że gdy wreszcie wkroczyła do gabinetu, na jej ustach gościł autentyczny, wesoły uśmiech.
- Kłopoty? - zapytała, zamykając drzwi za sobą, zanim gość Raula miał okazję opuścić pomieszczenie. Sygnał wysłany jej przez Szarość nakazał by przy tych drzwiach pozostała. Jej czujny wzrok spoczął na wyraźnie zdenerwowanym zarządcy.
- Drobiazg. - Raul uśmiechnął się nieco. - Pan Sorel chciał właśnie powiedzieć, co zrobił z ukradzionymi pieniędzmi.
- Jak miło… - Jej uśmiech nieco się pogłębił. - Także z ochotą wysłucham, co ma do powiedzenia.
Sorel przypominał w tym momencie rybę wyrzuconą na brzeg - z wytrzeszczonymi oczami, usiłującą złapać oddech.
- Ja... ja... - wykrztusił z siebie.
- Nieco gorąco się zrobiło. Może drogi pan Sorel chciałby coś do picia? Z wysuszonym gardłem niezbyt dobrze się człowiekowi spowiada - zaproponowała Dess, nader uprzejmie.
Sorel pokręcił głową. To było jedyne, na co było go w tej chwili stać.
- Czyżby nasz drogi pan Sorel odmawiał poczęstunku od hrabiego? - Uniosła jedną brew w wyrazie jednoczesnego zdziwienia i nagany. - Tak się nie godzi. Proszę usiąść, zaraz podam wino.
Desire większego wyboru mu nie dała. Nikt bezkarnie nie okradał jej pana, a na robienie wyjątków jakoś szczególnie ochoty nie miała. Wyciągnięcie sztyletu byłoby jednak niewłaściwym wyborem w tej sytuacji. Zarządca mógłby opuścić ten świat w nieco szybszym tempie niż na to zasługiwał, w dodatku zabierając ze sobą tajemnicę dalszych losów skradzionych pieniędzy. Zamiast więc dobyć broni, skorzystała z nowo odkrytego daru, który został jej ofiarowany. Wiedziała już że działa, więc tym razem nie poczuła niepokoju związanego z jego użyciem.
Stanowcza sugestia by posłuchać młodej dziewczyny pojawiła się w wypełnionym strachem umyśle mężczyzny. Bo dlaczego by nie, skoro ładnie prosi, ładnie się uśmiecha i oferuje wino, z którego wszak poprzednia właścicielka posiadłości słynęła. I faktycznie, gardło mu wyschło na wiór…
Zadowolona Dess skierowała się w międzyczasie do stolika, na którym stały trzy karafki i sześć kielichów. Hrabina najwyraźniej lubiła mieć pod ręką odpowiedni zestaw, z którego odwiedzający ją w interesach gości mogli skorzystać. Idealnie się składało, że jednocześnie Dess miała przy sobie ową małą fiolkę, która kosztowała ją tak wiele składników. Od chwili śmierci Marie starała się być zawsze gotowa do użycia owego specyfiku. Dopóki nie nauczy się wszystkich możliwości jakie dawała umiejętność wpływania na emocje ludzi, nie chciała ryzykować ewentualnego błędu. Nalała do trzech kielichów, by nie wyglądało to podejrzanie, a następnie do tego po prawej upuściła kroplę mikstury.
- Proszę - zaoferowała napitek Barkerowi, a następnie podała drugi kielich Raulowi. Wypieki zostały ułożone na biurku, tak by w razie ochoty można było po nie sięgnąć w dowolnym momencie. Oczywiście Dess nie spodziewała się by po wszystkim zarządca miał ochotę na cokolwiek poza szybką śmiercią.
Raul z odrobiną zainteresowania przyglądał się temu, co czyniła Desire. By zachęcić Sorela do poczęstowania się winem wziął swój kielich i wypił kilka łyków, po czym sięgnął po ciepłą jeszcze bułeczkę.
Zarządca niemal natychmiast poszedł w ślady hrabiego.
Desire zaś zaczęła powoli spacerować po gabinecie, niby wielce zainteresowana jego wyglądem i ani trochę nie przejmująca się obecnością zarządcy. Było to mylne wrażenie, niemniej jednak pozwoliło na to, by atmosfera w pomieszczeniu utraciła część owego nieprzyjemnego do Barkera posmaku przesłuchania. Służka Raula mogłaby zapewne wysilić się na to by poczuć wobec tego człowieka współczucie, jednak to nie było w planach na dzień dzisiejszy. Odczekała aż większość zawartości kielicha zniknęła w przełyku Barkera, a gdy tak się stało zatrzymała swe kroki za jego plecami. Prawa dłoń spoczęła na oparciu, tuż przy barku mężczyzny, niemal palcami dotykając materiału jego odzienia. Dess pochyliła się nieco, nie patrząc przy tym na swą ofiarę, a na Raula, który mógł przez to dostrzec jak jej oczy zmieniają kolor z zielonego na szary.
- A teraz, mój drogi panie Barkerze, odpowiesz grzecznie hrabiemu. Mów prawdę - ostrzegła słodkim głosem - bowiem każde kłamstwo będzie mieć dla ciebie niezwykle przykre konsekwencje, a nie chcemy wszak niszczyć tego jakże miłego podwieczorku, prawda?
- Od jak dawna okradałeś hrabinę de Riquet? - spytał uprzejmie Raul.
- Ja nie... - zaczął zarządca, po czym zbladł i z jękiem osunął się na podłogę. Puchar z brzękiem wylądował obok niego.
- Dobrze, że nie na dywan - stwierdził Raul. - Od jak dawna okradałeś hrabinę de Riquet? - powtórzył pytanie.
- Pół roku, trochę więcej niż pół roku.
- Dlaczego hrabina cię zatrudniła?
- Kardynał. Kardynał kazał.
Raul uśmiechnął się zimno.
- Kto jeszcze został zatrudniony z polecenia kardynała?
- Większość - odparł szybko Sorel. - Ta głupia Lisa, kucharz, masztalerz i dwóch stajennych, ci należą do starej służby.
Należeli, winno się rzec, a przynajmniej jeżeli chodziło o stajennych i masztalerza. Ich krew wciąż buzowała w Szarej Strefie, podobnie jak ich strach. Zdradzieckie szkodniki, gorsze nawet od tych, których na swojej liście płac miał kardynał. Pozbycie się ich było powodem dobrego humoru, z jakim Desire pojawiła się w gabinecie. Z całej służby jaka krzątała się po posiadłości, najwyraźniej tylko dwoje było godnych zaufania. Oczywiście o ile Dess zdecyduje się kiedykolwiek by ich takowym obdarzyć.
Nie zamierzała się wtrącać w pytania Raula. Zamiast tego obeszła fotel na którym wcześniej siedział Barker i usiadła. Szarość kontrolowała otoczenie, pozwalając by jej pani cieszyła się przyjemnością, jaką dawało jej poniżenie złodzieja, który ośmielił się położyć swe brudne łapska na własności hrabiny, a co za tym idzie, także jej następcy. Jedna ze służących miała zamiar zatrzymać się przy drzwiach i posłuchać, jednak w ostatniej chwili straciła na to ochotę, przypominając sobie jakąś okropną historię o tym w jaki sposób ich nowy pan miał zwyczaj traktować nazbyt ciekawskie osoby. Desire skinęła lekko głową zgadzając się w pełni z Szarością. Rozsiewanie niektórych plotek znacznie ułatwiało kontrolowanie ludzi. Będzie musiała popracować nad tą metodą zwiększania efektywności swojego daru.
Idąc za podpowiedzią swej opiekunki, poszła w ślady Raula i także skorzystała z dobrodziejstw, jakie zawierała przyniesiona przez nią taca. Głód wciąż ją omijał szerokim łukiem, dlatego też w pełni ufała jej podszeptom gdy w grę wchodziła częstotliwość jedzenia. Dodatkowo gest ten z pewnością powinien przypaść do gustu Raulowi, a musiała go wszak powiadomić o stracie trzech służących. Niezapowiedzianej stracie, dodać należało…
- Co się stało z pozostałymi?
- Hrabina... - Sorel jęknął. Najwyraźniej nie do końca była to prawda. - Ale ja im mówiłem, że mają odejść. Paru niechętnych miało wypadek.
- Poprzedni zarządca?
- Rozchorował się. Leonore mu w tym pomogła - dodał szybko, z twarzą wykrzywioną bólem.
- Z pałacu zniknęło kilka rzeczy - stwierdził Raul. - Co się z nimi stało?
- Nie wiem - zaprzeczył Sorel. Najwyraźniej miał krótką pamięć, skoro nie pomyślał o tym, jaki skutkami owocuje kłamstwo.
Ludzie tak wolno się uczyli. Desire z pewnym rozbawieniem spoglądała na wijącego się na podłodze mężczyznę. Najwyraźniej miał dość duże problemy ze złapaniem oddechu bowiem jego dłonie otoczyły szyję, a twarz przybrała szkarłatnego odcienia. Jednocześnie jego wnętrzności targane były spazmami kurczowych bólów, które zmusiły go do skulenia się i podciągnięcia kolan pod klatkę piersiową. To zaś bynajmniej w oddychaniu nie pomagało. Pełne cierpienia jęki raz po raz opuszczały jego usta, jednak na głośne krzyki nie miał szansy.
Cichy, tłumiony dłonią chichot, dołączył do nich po krótkiej chwili. Obie, zarówno Desire jak i Szarość, miały z powodu tego robaka wiele uciechy. Ta zaś, z jakiegoś powodu nie chciała grzecznie kryć się w Strefie.
- Powiem... wszystko powiem... - wybełkotał Sorel, gdy wreszcie odzyskał zdolność mówienia. - To Colette... i Renaud, podkuchenny... i Timon... i ja też... I jeszcze Gaston.
Raul z udawanym spokojem wysłuchał, jak Sorel wymienił wszystkie miejsca, gdzie schował lub ulokował ukradzione pieniądze, a potem dzielił się wszystkimi tajemnicami, jakie posiadał.
- Zabierz go stąd - powiedział z niesmakiem Raul, gdy spowiedź Sorela dobiegła końca. - Niech opuści pałac tak, jak stoi. Nie chcę go więcej oglądać.
Skinieniem ręki potwierdził polecenie.
Desire nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wstała, odłożyła kielich z niewypitym winem i pochyliła się nad swoją ofiarą.
- Słyszałeś - wyciągnęła dłoń by pomóc mu wstać, starając się jednocześnie, by jego niepokój przygasł. Z niesmakiem przyjrzała się obecnemu wyglądowi Sorela. Żałosne stworzenie, ledwie zdolne, by ustać na własnych nogach. Nie rozumiała, dlaczego tacy w ogóle się rodzili. Gdyby to od niej zależało, zostałby zamordowany zaraz po pierwszym hauście powietrza, który zmarnował przychodząc na ten świat. Popychając go lekko wyprowadziła byłego zarządcę, starając się zadbać o to by się nie potknął o własne stopy i by widziała go możliwie duża ilość osób. Gdyby później pytano o to, świadków tego jak opuszcza rezydencję nie miało prawa zabraknąć. Co najwyżej nieco się ich uszczupli.
Gdy drzwi się za nim zamknęły, Desire wysłała jedną ze służących by posprzątała w gabinecie, a sama ruszyła w stronę ogrodu. Tam mogła bezpiecznie zniknąć i ruszyć za Sorelem by do końca wykonać polecenie Raula. Śmierć zarządcy nie miała jej przynieść wiele, ot nieco strachu dodanego do tego, którym zdążyła się już upoić w gabinecie. Nie można go jednak było zostawić przy życiu. Z tego też powodu, gdy jakiś czas później wracała do rezydencji, czuła większy niesmak niż zadowolenie.

Raul w tym czasie zrobił krótką listę osób, które miał zamiar zwolnić skoro świt. I kolejną - tych, którzy mieli opuścić rezydencję nim minie południe. Wtedy nadejdzie pora by odszukać poprzedniego zarządcę. Jeśli, oczywiście, Sorel nie kłamał i jego poprzednik jeszcze żyje.
 
Kerm jest offline  
Stary 03-02-2016, 10:13   #33
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Wieczór przybył nieco wcześniej niż go Desire oczekiwała. Nie narzekała jednak, a wręcz przeciwnie. Oczekiwanie wkrótce miało się skończyć, podobnie jak życie jednego człowieka. Czy jednak aby na pewno jednego? Dess z przyjemnością puściłaby z dymem także karczmę, która miała być miejscem spotkania. Dwa razy to i tak było niebezpiecznie dużo. Czy warto było kusić los i zostawiać szczura posiadającego nazbyt wiele informacji o jej sprawach, przy życiu? Wszak “Utracjuszy” było wiele. Miejsca te nosiły inne miana i w innych miejscach się znajdowały, jednak znalezienie odpowiedniego w razie kolejnej potrzeby nie powinno sprawić jej większego problemu. Oczywiście powinna wcześniej uzgodnić wszystko z Raulem, jednak nie była do końca pewna, czy to byłaby dobra decyzja. Wciąż nie była do końca pewna jakie zmiany nastąpiły w ich wzajemnych stosunkach, a brak rozmowy na ten temat zostawiał ją z koniecznością ustalenia wszystkiego na własną rękę. Miała nadzieję, że nie popełni przy tym błędu, gdyż ten mógłby okazać się kosztownym w skutkach.
Szarość jak zwykle uspokoiła ją, nakazała cierpliwość i zapewniła, że w razie czego wszystko będą mogły naprawić. Tego jednakże Dess nie była pewna. Niektórych rzeczy nie dało się naprawić.

Po kolacji, którą posłusznie zjadła pod czujnym wzrokiem swego pana i za wyraźną namową swej towarzyszki, udała się do swej komnaty by zmienić strój na bardziej odpowiedni do okazji. Plan został ułożony i omówiony, więc nic poza byciem gotową i chętną, jej nie pozostało.


Do “Utracjusza” dotarli nieco przed czasem. Desire bez słowa podeszła do Armel’a i wyciągnęła dłoń po klucz. Ten zaś bez zwlekania podał go jej, na chwilę porzucając besztanie chudej dziewki, która najwyraźniej nie spełniła wymagań swego klienta. To jedynie na chwilę skupiło uwagę Dess, która przyjrzała się dziewczynie. Nie mogła mieć więcej niż trzynaście lat, a wyglądała na znacznie więcej. Zniszczona przez ulicę pomimo młodego wieku wydawała się być u kresu swego życia. Wedle opinii Szarości, powinno się takim dzieciom skracać cierpienie dobrze wymierzonym ciosem sztyletu. Desire w zupełności się z tym zgadzała. Nie była to jej sprawa, więc nie zamierzała reagować. Wszak nie chciała zbawiać świata, a pogrążyć go w morzu krwi. Co ją zatem obchodził los byle dziewki…?

Pokój na szczęście okazał się być dokładnie taki, jakim go sobie zażyczyła. Czysta pościel, brak kurzu i pajęczyn. Nawet znalazła się w miarę czysta serweta na stół. Zapach róż całkiem skutecznie tłumił te zapachy, których nie udało się pozbyć przy użyciu gorącej wody i mydła. Zadowolona skinęła głową. Nawet jeżeli przyjdzie jej dzisiaj zakończyć dalsze losy “Utracjusza” i jego właściciela, to postara się by jej wdzięczność za wykonaną pracę trafiła do tego ostatniego w chwilę przed tym, nim zakończy jego nędzny żywot. Jakby na to nie spojrzeć, przysłużył się jej w sposób znaczny.
Odłożyła swój kuferek na miejsce przy wazonie z różami. Bez wątpienia skorzysta wkrótce z jego zawartości, jednak póki co nie był jej potrzebny. Uznając, że nie będzie potrzebna aż do przybycia dottore, zajęła miejsce przy drzwiach i pozwoliła Strefie objąć całą karczmę swymi czujnymi zmysłami. Karczma nie należała ani do cichej, ani do porządnej. Jeżeli chciało się załatwić ciemny interes, to szło się właśnie w takie miejsce. Morderstwa, kradzieże, wykorzystywanie. To tu przekazywano polecenia, tu zawierano umowy, w których stawką było życie ludzkie. Ściany przesiąkły zapachem zdrady, podłogi częściej krwi smakowały niż wody, a sufity mogłyby napisać historię tego miasta, taką po której pobożnym koszmary mogłyby się śnić po nocach. Desire mogła niemal poczuć każdy z owych ostrych smaków. Strefa wżerała się w nie, delektując się ich zepsuciem, jej pani zaś zagłębiła się w owe wrażenia, niemal zlewając z samą Szarością. Ów pełen wrażeń świat pogranicza. Nie do końca Strefa, ale już nie rzeczywistość. Jedno i drugie nakładało się na siebie, złączone niczym para kochanków. Desire zaś tkwiła pośrodku, czerpiąc z przyjemności obojga i pozwalając, by ich granice naciskały na nią, otulały się wokół niej i dostarczały upojnej mieszanki odczuć, która sprawiała, że jej serce przyspieszało.
Wysuszone nagle wargi zostały zwilżone językiem. Lewa dłoń spoczęła na piersi, a prawa na rękojeści sztyletu. Pragnienie było mocne, zniewalające. Wystarczyłaby chwila by i ona dołączyła do tego odwiecznego rytmu życia, wprowadzając do niego nowe znaczenia śmierci. Było ich wszak tak wiele. Ludzie zebrani w karczmie znali jedynie wąski ich zakres, a ona mogła wszak pokazać im, jak wiele tracili. Fakt, lekcja ta byłaby jednorazowa, jednak czy nie lepiej zostać oświeconym w godzinie swej śmierci niż wcale?
- Dess, kiedy się zjawi dottore? - spytał Raul.
Głos jej pana wyrwał ją momentalnie ze stanu zauroczenia, aczkolwiek minęła dobra chwila nim była w stanie wydobyć z siebie głos. Obie, zarówno Dess jak i Szarość były zawiedzione, jednak ta pierwsza nie mogła sobie pozwolić by ów zawód ujawnił się na jej twarzy czy w brzmieniu głosu.
- Niedługo - odparła.
W odpowiedzi dottore była wyraźna sugestia, że nie może on przybyć zbyt wcześnie z powodu wcześniejszych zobowiązań. Do północy zostały mniej więcej dwie godziny, więc wedle obliczeń i nadziei Dess, jej ofiara powinna się zjawić za kilka minut. Oczywiście mogło się także stać tak, że coś pilnego powstrzyma go przed przybyciem. Wtedy trzeba będzie odwiedzić go w domu, co wiązało się z dodatkowymi komplikacjami, na które nie miała ochoty. Nie znaczyło to oczywiście, że nie była na nie przygotowana.
Jak się wkrótce okazało dodatkowe przygotowania nie były konieczne. Szarość poinformowała ją o jego przybyciu gdy tylko przekroczył próg karczmy. Opis, który dała Amir’owi sprawił, że właściciel przybytku od razu rozpoznał jej ofiarę. Widok dottore spowodował w nim mieszane uczucia wśród których dominowała obawa. To właśnie one zaalarmowały Szarość, a tym samym Dess.
- Przybył - poinformowała Raula, odstępując od ściany. Była bardziej niż gotowa by zabawić się z tym człowiekiem. To powinno nieco powetować jej stratę zabawy, na którą miała ochotę nim z jej planów wyrwał ją głos Raula. Zabawy, która jedynie nieco została odłożona w czasie.
Raul, który do tej pory siedział na średnio wygodnym krześle, powiesił swój kaftan na oparciu tegoż krzesła, a potem położył się, w ostatniej chwili przypominając sobie o ściągnięciu butów.
Obrócił się twarzą do ściany.
Desire jeszcze raz obrzuciła pokój spojrzeniem, upewniając się, że wszystko jest tak jak sobie tego zażyczyła, po czym w odpowiedzi na pukanie otworzyła drzwi. Jej twarz przyoblekła się w maskę zatroskanej dziewczyny, która z niecierpliwością i strachem wyczekuje na przybycie człowieka, który ma ją wyratować z opresji.
- Dottore - przywitała go z ulgą brzmiącą w jej głosie i wpuściła do pokoju, zamykając za nim drzwi tuż przed nosem dziewki, która przyprowadziła go na piętro karczmy. - Jak to dobrze, że dottore mógł zjawić się w tak krótkim czasie.
Jej zachwyt nad jego poświęceniem oraz pełen słodyczy uśmiech, który pojawił się na jej twarzy, skutecznie odwróciły uwagę medyka na tych kilka krótkich chwil, w trakcie których wskazała mu krzesło i nalała wina. Widać było, że Zerilli'ego bardziej interesuje obecność dziewczyny i wino niż sam pacjent, który w dodatku wydawał się pogrążony we śnie.
Zerilli bez wahania wychylił pół kubka wina, po czym przeniósł wzrok na leżąc ego.
- Śpi? - spytał, po czym znów się zainteresował winem. Oraz nie do końca zasłoniętym biustem dziewczyny. - Gdzie i kiedy został ranny? - spytał.
W odpowiedzi na pierwsze pytanie skinęła głową. To, że dottore wykazywał takie zamiłowanie do wina jedynie ułatwić miało sprawę. Dawka, którą mu zaaplikowała była dość silna, wymieszana z wolno działającą trucizną. Przecież nie chciała by próbował powstrzymać dalszy bieg zdarzeń…
- Wczoraj, późną nocą - wyjaśniła, nadając swemu głosowi odpowiednie brzmienie, mające wskazywać na zaniepokojenie połączone z leciutką nutką gniewu. Ten ostatni bynajmniej nie był udawany, a delikatnie wyciszony by za dużo nie zostało przekazane.
Nie usiadła, a stanęła przy oknie, skromnie trzymając dłonie złożone. To że przy okazji walory jej kobiecości były przez to nieco lepiej widoczne, stanowiło dodatkowy plus mający skupiać uwagę dottore na niej, a nie na “pacjencie”.
- Opatrzyłam ranę, jednak nie mam zbytniego doświadczenia w tego typu sprawach. Gdyby to było skaleczenie, to jeszcze. Z raną od rapiera nie umiem sobie poradzić. Stąd to nagłe wezwanie, dottore - wyjaśniła, obdarzając go kolejnym uśmiechem, tym razem pełnym wdzięczności, że zgodził się przybyć. Jednocześnie delikatnie manipulowała nim by skłonić go do osuszenia kubka do ostatniej kropli.
Widać było, że Zerilli waha się między obowiązkami, które mogły przynieść kolejną garść złota, a wdziękami służki, które mogły dostarczyć wiele przyjemności. W końcu jednak chciwość przeważyła.
- Muszę go obejrzeć - powiedział. Wypił do końca wino, po czym otworzył swoją torbę z narzędziami. - Pewnie będę potrzebować trochę wody - dodał.
Desire zmierzyła go uważnym spojrzeniem. Trucizna jeszcze nie zadziałała, mikstura jednak powinna już powoli przejmować władzę nad jego nerwami. Dla pewności powinna skłonić go by pozostał na krześle jeszcze kilka chwil. Dzban z wodą i misa leżały pod stolikiem. Oczywistym było, że to nie do zadań dottore będzie podniesienie ich z podłogi i postawienie na stoliku. Kryjąc kpiący uśmieszek, który niestety musiał zostać ograniczony jedynie do jej myśli, pokonała odległość dzielącą ją od stolika i pochyliła się by sięgnąć po naczynia. Postarała się przy tym by jej postać znalazła się miedzy dottore, a leżącym na łóżku Raulem.
- Co jeszcze mogę zrobić? - zapytała, wykazując pełną ochotę by wykonać polecenia medyka. Jeszcze chwilę, jeszcze tylko krótką chwilę musiała znosić ten oślizgły wzrok na sobie. Później odbije sobie każde z owych spojrzeń.
A ten, miast cokolwiek powiedzieć, wyciągnął ozdobioną pierścieniem rękę w stronę biustu dziewczyny. Najwyraźniej uznał, że służba jest od tego, by służyć. W każdy możliwy sposób.
Desire nie cofnęła się, korzystając z pomocy Szarości by kontrolować swoje odruchy. I mimo iż najchętniej sięgnęła by po sztylet i wbiła mu go w ową dłoń, pozwoliła na to by ta spoczęła na jej piersi. Nie było rzeczy, której by nie zrobiła dla swojego pana.
- Dottore? - Uznała iż dziwnym by było gdyby nie zareagowała, więc wysiliła się na nieco zaskoczone pytanie, okraszone odpowiednią nutką poddańczości, jaką wszak dobra służka powinna się wykazać. Wszak ostatnie czego chciała to sprawić, by jakże potrzebny jej panu medyk zrezygnował nagle z pomocy przez jej nieodpowiednie zachowanie, prawda…? Rzuciła przy tym spłoszone spojrzenie na łóżko, badając na jak wiele posunie się Zerilli wiedząc, że jej pan jest ledwie parę kroków od nich. Gdy jej wzrok na powrót skupił się na medyku, postarała się by obietnica śmierci zniknęła z jej spojrzenia, zastąpiona niepokojem.
- No tak, tak... Twój pan.
Z wyraźną niechęcią oderwał wzrok i dłoń od biustu dziewczyny.
- Potem się tobą zajmę - obiecał, popierając obietnicę klepnięciem w pupę.
Odsunęła się nie będąc pewną czy będzie w stanie kontrolować swoje odruchy. Gdyby była sama, mogłaby skorzystać i pogłębić nieco tę znajomość wypytując mimochodem o niektóre z interesujących ich spraw, jednak sama nie była. Czujne spojrzenie rzucone dottore pozwoliło jej na nieco szerszy uśmiech. Rozszerzone źrenice i nieco przyspieszony oddech można było przypisać także czemuś innego, jednak kropla potu, która spłynęła po jego szyi wskazywała na to, że trucizna zaczyna działać. Mieli około godziny do dwóch nim trzeba będzie podać odtrutkę lub pozwolić by skonać. Dess liczyła na to, że czas jaki pozostał Zerilli’emu na tym padole jest nieco krótszy i bardziej bolesny.
- Co sądzisz o tej propozycji, mój panie? - Zapytała, kierując te słowa do Raula. Ciche westchnienie wydobyło się z jej ust. Koniec udawania. Wyprostowała się, ocierając policzek o otulającą ją Szarość. Nadszedł czas by nasycić się cierpieniem jego człowieka.
- Z pewnością nie pozwolę dopisać ciebie do zapłaty - odparł cicho Raul. - Płacę złotem, a nie twoimi wdziękami.
- Mój pan jest nazbyt łaskawy - odparła Dess. - W przeciwieństwie do niego, ja łaskawa nie jestem. Dotykać jego własności bez pozwolenia - pogroziła dottore palcem. - Nieładnie, oj nieładnie…
Wycofała się pod drzwi i założyła skobel. Do tej pory nawet taki zadufany w sobie głupiec musiał dojść do wniosku, że coś było nie tak. Jeżeli faktycznie posiadał jakąkolwiek wiedzę medyczną musiał także rozpoznać sygnały, które wysyłało jego ciało. Niemoc, pocenie się, problem ze skupieniem wzroku. Dess starała się kontrolować jego odczucia, tak by strach i wściekłość zbytnio nie przyspieszyły rozprowadzania trucizny po organizmie. Tyle kłopotu z powodu jednego, chciwego głupca…
- Oszukałaś mnie... - Zerilli spojrzał na stojącą przy drzwiach Desire. - Zapłacisz mi za to.
Mimo jak najlepszych chęci jego słowa nie wypadły zbyt przekonująco. Może dlatego, że jego język nagle przestał być tak sprawny, jak powinien. Mięśnie także odmawiały posłuszeństwa sprawiając, że utrzymanie się na nogach, po tym jak wstał uniesiony gniewem, kosztowało go sporo wysiłku.
- Niech pan usiądzie, dottore - poprosił Raul, który sam usiadł na łóżku i zaczął zakładać buty. W najmniejszym stopniu nie wyglądał na chorego. - Chcę zadać kilka pytań. Proszę odpowiadać szczerze, bez mijania się z prawdą.
- Skąd pan pochodzi, dottore?
- Da Roma - odparł Zerilli, dumnie zadzierając nosa.
- Od jak dawna pracujesz dla kardynała Richelieu?
- Dwa lata i trochę. - Dottore uznał widocznie, że nazwiska mocodawcy nie musi ukrywać. A nawet wprost przeciwnie - że może mu to pomóc.
- Czy to ty sporządziłeś truciznę dla hrabiny de Riquet?
- Nie - zaprzeczył Zerilli.
Nie dało się ukryć, że Desire czekała właśnie na ten moment. Pierwsze kłamstwo, którego moc wstrząsnęła dottore i to dosłownie. Cierpienie było na tyle mocne, że mężczyzna wylądował na podłodze zwijając się niczym węgorz wyciągnięty z wody. Służka Raula podeszła bliżej, chłonąc fale bólu które rozchodziły się na wszystkie strony. Soczysta czerwień na tle szarości. Piękno absolutne. Korzystając z tego, że dottore chwilowo nie był w stanie się bronić, sięgnęła po sztylet, którego ostrzem przesunęła gładko po jego twarzy, nachylając się by dobrze widzieć wyraz jego oczu. Wściekłość, ból i przerażenie. Takie upojne połączenie, niczym dobre wino do wyśmienitej kolacji. Syciła oczy i duszę tym widokiem, napawając się nim i pozwalając by radość wypełniła jej wnętrze. Cofając się uniosła ostrze do ust by dotknąć lśniącej na nim krwi koniuszkiem języka. Jęk rozkoszy wyrwał się z jej ust. Pierwsza przelana krew, wciąż nosząca w sobie znamię arogancji, podłości i poczucia pełnej bezkarności. W tej chwili nie mogła zrozumieć jak normalne pożywienie mogło się równać tej mocy, która płynęła z aktu odbierania życia. A wszystko przez potrzeby delikatnego ciała…
- Każde kolejne kłamstwo będzie boleć bardziej - poinformowała dottore, gdy tylko uznała, że wiedza ta zdoła do niego dotrzeć. - Jeżeli zaczniesz omijać odpowiedzi gwarantuję ci, że zapragniesz kłamać. Osobiście wolałabym byś skusił się na tą opcję, jednak czas mojego pana jest cenny, więc proponuję byś jednak skupił się na mówieniu prawdy.
- Czy sporządziłeś truciznę dla hrabiny? Kto ci kazał? Kto ją podał? - Raul rozszerzył nieco pytanie.
- Tak, to ja. Z polecenia Mazarina. Richelieu kazał. Rita jej podała, gdy Lisa miała wychodne.
- Kto kazał otruć wicehrabiego Raula, ciotecznego wnuka hrabiny?
- Też Mazarin. Powiedziałem Yvette, że to z rozkazu hrabiny ma podać wicehrabiemu krople. Ale Yvette zniknęła. Hrabina chciała potwierdzenia od Richelieu.

- A kardynał co na to? Dał potwierdzenie?
- Nie wiem. Nie wiem. Mazarin mówił, że tak. Nie dotarłem do kardynała. Ostatnio Richelieu ze mną nie chciał rozmawiać. - Zerilli mówił szybko, jakby jak najszybciej chciał wyznać wszystkie swoje winy.
- Kogo kazał ci zabić Richelieu, osobiście, a kogo za pośrednictwem Mazarina?
- Markiz Chabris, Alfred de Marbot, Hector de Callière, Henryk de Saint-Rémy - odparł dottore. - A za pośrednictwem Mazarina kazał usunąć Jeana d'Estrées, Paula de Bissy i Henryka de Thiard. Tego nie kazał mi osobiście.
- A kto jest jeszcze w planach do usunięcia?
- Rodzeństwo de Luynes. Nie wiem, dlaczego. Nigdy nie pytałem.

- Z kim współpracowałeś? Kogo nająłeś?
Zerilli wymienił kilka nazwisk, podał też, gdzie można było spotkać jego najmitów.
Ku niemiłemu zaskoczeniu Desire, nie posunął się do dalszych kłamstw.
- Kto stoi za podpaleniem pałacu kardynała? - zapytała, korzystając z chwili milczenia Raula. Co prawda nie planowała zadawać własnych pytań, jednak była ciekawa co na ów temat wie dottore. Co innego plotki usłyszane przy okazji spotkań towarzyskich, a co innego informacje, uzyskane w trakcie przesłuchania. Przynajmniej okazja się nadarzyła by odsiać niektóre plewy.
- Nie wiem, nie wiem - zapewnił Zerilli. - Ludzie różnie mówią. Zwykle że wrogowie kardynała. Nikt nie rozumie, nie wie, co się stało z kardynałem. Wszyscy z niepokojem czekają, co będzie, gdy wróci.
- A ty co myślisz? - spytał Raul.
- Ja... może... Mazarin... Ale nie wiem... tylko myślę...
- To chyba wszystko, dottore Zerilli. Proszę sobie wygodnie usiąść. - Raul zaczął się ubierać do końca. - Mogę powierzyć dottore twojej opiece? - zwrócił się do Desire.
- Oczywiście, mój panie - Desire pochyliła przy tych słowach głowę, zarówno w wyrazie szacunku, jak i by ukryć uśmieszek, w który ułożyły się jej usta. - Zajmę się nim najlepiej jak potrafię. Czy mój pan ma jeszcze jakieś życzenia?
- Nie, dziękuję. Wiem, że należycie wypełnisz swoje obowiązki - zapewnił ją Raul.
Ruszył w stronę wyjścia, sprawdziwszy wpierw, czy pistolety i rapier są na swoim miejscu.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 05-02-2016, 21:26   #34
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Zamknąwszy za sobą drzwi Raul dokładnie sprawdził, czy pistolety są podsypane i gotowe do strzału, czy rapier i lewak da się wyciągnąć tak szybko, jak się da. A potem zawinął się w pelerynę, nasunął kapelusz na czoło i ruszył po schodach w dół, zastanawiając się, kiedy Dess uświadomi sobie, że wicehrabia de Thou i zarazem przyszły hrabia de Riquet wybrał się samopas, nocą, do miasta.

W głównej izbie, pełnej klientów, mało kto się zainteresował opuszczającym karczmę mężczyzną. Wszyscy bywalcy "Utracjusza" wiedzieli, że zadawanie niepotrzebnych pytań nie należy do najlepszych pomysłów. Szczególnie w tym miejscu, gdzie rzucone w nieodpowiedniej chwili słowo mogło zaowocować nie tylko mordobiciem, ale i ciosem noża w serce lub plecy. Parę spojrzeń, oceniających, czy wychodzący wart jest zainteresowania i ryzyka - to było wszystko. Nikt nie rzekł ani słowa, nikt wstał, nie ruszył w stronę wyjścia.

Za Raulem zamknęły się drzwi, odcinając go od panującego w "Utracjuszu" gwaru.
Raul przeszedł kilka metrów, a potem schował się w cieniu, obserwując wejście do karczmy i zastanawiając się, czy znajdzie się ktoś, kto zechce podreperować swą sakiewkę cudzym (a dokładniej wicehrabiego) kosztem. Albo jednak wszyscy byli zbyt leniwi, albo też uznano jego osobę za niewartą oderwania się od kufla piwa, butli wina bądź objęć dziewki.
Cisza, spokój... Po chwili Raul ruszył przez wąskie uliczki w stronę bardziej cywilizowanych ulic miasta.

Zniknięcie kardynała Richelieu, najważniejszej osoby w mieście, być może wywołało spore zamieszanie w kręgach arystokracji, lecz na ulicach Paryża niemal nie dało się tego odczuć. Ci, którzy załatwiali nocne interesy wszelakich rodzajów, stale krążyli po ulicach. Patrole straży nocnej przemierzały miasto, jak zawsze trzymając się szerszych ulic. Uczestnicy kończących się spotkań wracali do domów czy ze szlacheckich rezydencji, czy z karcz i gospód rozmaitych kategorii.
Noc jak każda inna. Jedynie gwardziści kardynała chodzili w liczniejszych grupach i byli zdecydowanie nie tak zarozumiali i dumni, jak zwykle. Całkiem jakby brak wieści o tym, co się dzieje z Richelieu, odebrało im znaczną część pewności siebie.

Początkowo Raulem, który w czarnej opończy sam wyglądał na nocnego drapieżnika, nikt się nie interesował. Po kilkunastu przebytych ulicach Raul miał wrażenie, że niebezpieczeństwa, przed którymi ostrzegano wszystkich, co to dopiero przyjechali do Paryża, grzecznie poszły sobie spać, pozwalając tym samym wędrującemu nocą przez wicehrabiemu na pogrążeniu się w rozmyślaniach.
A myśleć było o czym.
Dottore Zerilli kłamać nie mógł. Mówił tylko to, czego był pewien, albo to, czego mu się pozwolono domyślać. Czy i kiedy wprowadzono go w błąd, tego Raul nie wiedział. Warto było wziąć słowa dottore za dobrą monetę i tak podejść do stojących przed Raulem problemów.
Przede wszystkim stawiało to świętej pamięci hrabinę w nieco lepszym świetle. Nie ona była faktyczną zleceniodawczynią zabójstwa swego ciotecznego wnuka. Czy by to zrobiła, gdyby kardynał zatwierdził wyrok? Ostrzegłaby Raula? Wysłałaby go na koniec świata? Do Nowej Francji na przykład?
Jednak nie ostrzegła go, wysyłając w ręce Richelieu, a Raul nie sądził, by powodem była wiara w umiejętności Desire. Praemonitus praemunitus, jak to pamiętał z lekcji łaciny, a cioteczna babka nie dała mu tej broni do ręki.
Za to słowa dottore kazały zwrócić uwagę na signore Mazarina. Czyżby ambitny Włoch okazał się jeszcze bardziej ambitny, niż się tego niektórzy spodziewali, i zapragnął w mętnej wodzie złowić kilka rybek na własną rękę? Zapewne teraz on, mający w rękach wszystkie sznurki, zechce zająć miejsce kardynała. Najpierw powoli wykazując swą użyteczność (i eliminując ewentualnych konkurentów), a potem, gdy będzie już pewne, że Richelieu nie powróci, zajmując jego miejsce. Co przyjdzie mu z pewno trudnością, ale powinno się udać. Królowa nie żywiła do niego takiej antypatii, jak do Richelieu, mogli więc łatwiej dojść do porozumienia. Co prawda wpływ królowej na króla nie był wielki, ale jeden wróg mniej to zawsze zysk, szczególnie gdy ktoś dopiero się przymierzał do zajęcia miejsca na szczycie.

Postać, która wynurzyła się z cienia i ruszyła w stronę Raula, uzbrojona była jedynie w kobiece wdzięki, bez skrupułów zademonstrowane wicehrabiemu.
- Dziesięć sou za noc - zaproponowała.
Biorąc pod uwagę fakt, ze królewski muszkieter zarabiał dziennie jedynie cztery sou, cena mogła się wydać wygórowana, jednak muszkieterowie nie musieli staczać aż tak długich potyczek. Zazwyczaj.
Na dodatek oferująca swe usługi panna nie wyglądała na steraną życiem, zaś owe wdzięki nie prezentowały się źle.
- Nie tym razem - Raul odmówił, mimo widniejących jak na dłoni zalet oferentki.
- Dwie za tę piętnaście sou. - Oferta została podniesiona.
- Masz siostrę bliźniaczkę? - zainteresował się Raul.
- Młodsza, ładniejsza.
Oferta była coraz bardziej interesująca...
Raul sięgnął do sakiewki.
- Masz. - Rzucił dziewczynie monetę. - Powodzenia.
Słowa, jakimi obdarzyła go go w rewanżu dziewczyna, w niczym nie przypominały gorących podziękowań, chociaż z temperaturą wiele miały wspólnego.
Dobroczynność rzadko była doceniana...

Czy propozycja panny zarabiającej na ulicy była szczera, czy też kryło się za nią jakieś drugie dno, tego Raul nie wiedział i nie bardzo go to interesowało. Zresztą ewentualne myśli o tamtej panience zniknęły, gdy na drodze wicehrabiego stanęły podchmielone sylwetki trójki gwardzistów kardynała. Pieszych, mniej słynnych i, niekiedy, gorzej się zachowujących od tych konnych, w których szeregi rekrutowano tylko takich, co w swych żyłach mieli błękitną krew.
- Hej, ty! - Jeden z gwardzistów machnął ręką w stronę Raula. - Też się cieszysz, że kardynał zniknął?
Raul udał, że nie słyszy. Ignorowanie zaczepek jakiegoś pijaka uznał za rozsądne wyjście, jeśli się nie chce brać udziału w rozrywkach różnorakich.
- Stój! W imieniu kardynała! - wrzasnął gwardzista. Zapewne z przyzwyczajenia.
Parę uderzeń serca później Raul, który ów rozkaz zlekceważył, posłyszał za sobą tupot uderzających o paryski bruk butów.
Wyjść było kilka.
Uciec.
Zatrzymać się i przedstawić.
Pokazać tamtym, gdzie raki zimują.
Zabić cała trójkę.
Na podjęcie decyzji nie miał zbyt wiele czasu. No i musiał uwzględnić to, że d'Arqienowie nie uciekali.
Zazwyczaj.
- Won stąd! - obrócił się, trzymając w dłoni gotowy do strzału pistolet.
Miał cichą nadzieję, że arystokratyczny akcent, tudzież broń, przemówią tamtym do rozsądku.
Nadzieja...
- Jednego zatrzymasz, jeśli trafisz! - odparł najbardziej rozmowny z gwardzistów. - Rzuć broń i chodź z nami.
- Ty będziesz tym jednym, a kto drugim? - Raul wyciągnął drugi pistolet. Lufa zatoczyła niewielki łuk, jakby mierzący wahał się między jednym a drugim celem. - Jakiś ochotnik?
Najwyraźniej ilość wypitego piwa (czy co też pijali piesi gwardziści) nie była aż taka wielka, by utopił się w niej zdrowy rozsądek.
- Chodź! - Jeden z gwardzistów szarpnął za rękaw swego kompana. - Widzisz, ze to szlachcic. Porucznik jaja nam pourywa i o żołdzie będziemy mogli zapomnieć.
- Właśnie. Idziemy - dołączył się trzeci. - Prze... przepraszamy.
Ich kompan coś jeszcze zamruczał pod nosem, coś co zabrzmiało jak "Jeszcze się spotkamy", po czym obrócili się i powlekli się w mrok nocy.
Raul przez moment spoglądał za nimi, chcąc się upewnić, że żaden z tamtych nie zmieni zdania, po czym ruszył w stronę pałacu de Riquetów.

Brama była zamknięta, lecz służący czuwał. Na szczęście, dzięki czemu Raul nie musiał go jeszcze w środku nocy wyrzucić na zbity pysk.
Kolejnych dwóch służących czekało w holu na powrót pana na włościach, gotowych na spełnienie wszelakich życzeń. Najwyraźniej los zarządcy, który opuścił służbę w trybie przyspieszonym, mobilizująco wpłynęło na pozostałych.
Raul odebrał od jednego ze służących lichtarz, drugiego wysłał po wino, po czym ruszył do swego pokoju.
Przed drzwiami czekała Lisa.
- Gdy nie było pana hrabiego, przyszło to. - Podała zapieczętowane pismo.
- Możesz odejść. Nie będziesz mi dzisiaj potrzebna. - Raul wziął pismo.
Zamknął drzwi do pokoju, postawił lichtarz na stole, po czym złamał pieczęć i zabrał się za czytanie.
 
Kerm jest offline  
Stary 05-02-2016, 21:33   #35
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Desire przez chwilę spoglądała na zamknięte drzwi. Najchętniej podążyłaby za nim, by móc go chronić, gdy przemierzać będzie ulice nocnego Paryża. Była to niemalże bolesna tęsknota, która rozrywała ją od środka. Jej oddanie Raulowi rosło z każdym dniem, w tempie, którego się nie spodziewała. Tempie, nad którym nie sprawowała kontroli. Pokrzepiające muśnięcie Szarości odgoniło te myśli i zabrało przeszkadzającą w przyjemności tęsknotę. Razem poradzą sobie z tym problemem, gdy już nasycą się bólem i śmiercią. Odwróciła się więc plecami do drzwi.

Dottore siedział na krześle, opierając plecy o oparcie. Wpatrywał się w nią z nienawiścią i pogardą. Czy sądził, że takie nastawienie cokolwiek mu pomoże? Wątpiła… Raczej uważał, że nie posunie się dalej. Że zostawiono ją tutaj by doprowadziła go do porządku i wypłaciła sowite wynagrodzenie za krzywdę której doświadczył.

- Rusz się dziewko - warknął, nagle odzyskując rezon. Wszak on był szanowanym medykiem, u którego swe bolączki leczyli władcy paryskich salonów. Ona zaś była nikim, służącą, która nie zasługiwała nawet na to by na nią splunąć. Dobra tylko do łóżka i wykonywania rozkazów.
- Ogłuchłaś, czy też bez tego młodzika nic sama zrobić nie potrafisz. Po tym wszystkim należą mi się przeprosiny. Na kolanach! - Ostatnie słowa zostały poparte uniesionym głosem. Jego palec wskazał miejsce przed krzesłem. Jakim głupcem był ten mężczyzna… Mając przed sobą królową, widzi jedynie służkę. Czy jednak na pewno głupota ta wynikała z jego braków, czy też z wymóg społecznych? Zajmowanie się tym tematem nie było teraz potrzebne. Nie miało wpływu na dalszy jego los, bowiem ten został już przesądzony. Zginie tu, w tanim pokoju podrzędnej karczmy. Jego krew wsiąknie w podłogę, a krzyki dołączą do tych, które utknęły w ścianach. Pod sufit wzleci jego dusza, tak jak wiele przed nią. Zginie śmiercią okrutną, z której ona czerpać będzie przyjemność przekraczającą ludzkie pojmowanie. Będzie się nim bawić, aż błagać zacznie o łaskę. Zanim jednak…

- Wybacz, panie. Oczywiście, panie - posłuszna, taka właśnie powinna teraz być, słysząc jego głos i nakaz. Tak Dess, pochyl głowę i podejdź skruszona. Uklęknij tam gdzie wskazał i dłonie złóż na podołku. Stań się wzorem do naśladowania dla wszystkich tych, które kiedykolwiek targnęły się na zdrowie i pomyślność lepszych od siebie. Bądź uległa, jak na służkę przystało, bowiem niczym więcej nie jesteś. Przynajmniej dla niego. Przynajmniej w tej chwili. Podaruj mu ten moment, niech nacieszy swe oczy twoim poniżeniem. Niech serce jego uderzy szybciej, niech myśli skupią się na możliwościach. Pozwól mu na nie, niech się nimi nasyci. Tańcz ten taniec jeszcze przez tych chwil parę, by spełnienie twoje było kompletne.

- Tak lepiej, dziewko - pogardliwie wypowiedziane słowa miały być policzkiem, poprzedzającym ten faktyczny. Musiał włożyć w niego całą siłę, która mu została i całą złość, bowiem jej głowa odskoczyła, a ciało wylądowało na deskach podłogi. Poczuła metaliczny smak w ustach. Ów słodki nektar, którym się syciła. Bólu jednak nie doświadczyła. Jakim to zawodem musiało by być dla niego gdyby o tym wiedział.
- Na kolana, dziewko. Jeszcze nie usłyszałem przeprosin. - Kolejne, smagające słowa i kopnięcie wymierzone w jej brzuch. Celne, wyrażające znajomość odpowiedniej techniki. Nie powodujące obrażeń, a jedynie ból. Zwinęła się, tak jak każda normalna osoba zrobiłaby na jej miejscu. Jej jednak daleko do normalności było. Zaczęła drżeć, targana wstrząsami ciała, których nie powstrzymywała.

- Płacz w niczym nie pomoże, dziewko. Zostawił cię byś się mną zajęła, ten twój paniczyk. Jesteś tylko suką do oddania temu, komu akurat potrzeba…
Czy jednak płakała? Jakże łatwo było pomylić śmiech z płaczem. Niekiedy nawet łączyły się one ze sobą, odpowiadając na potrzeby duszy. Jak wtedy rozróżnić można było czy to znaczenie śmiechu przeważało, czy łez? Desire nie płakała. Jej ciało targała inna potrzeba, której dawała bezgłośny upust. Obie, ona i Szarość, śmiały się niczym psotne dzieci, oglądające wyniki swych knowań.

Nagle podniosła się, opierając ciało na ręce. Spojrzała mu w oczy, przywołując do siebie swoją moc. Poczuła jak Strefa wypełnia jej ciała po ostatnią jego cząstkę, jak dominuje nie tylko w jej duszy ale i w niej samej. Ukazała mu tą siłę, która w niej drzemała, spijając niedowierzanie i szok, które odbiły się na jego obliczu. Oto, jeszcze chwilę temu miał przed sobą zabawkę mającą wynagrodzić mu ten wieczór, a teraz… Strach, pan wszystkiego co napawało Szarość rozkoszą, zacisnął swe palce na jego gardle. Desire była w stanie dojrzeć je, jak jeden po drugim zaginają się, wstrzymując dopływ powietrza do płuc. Teraz już śmiała się w głos, napawając tym dźwiękiem i spazmatycznym oddechem Zerilli’ego. Czekała, aż zdobędzie się na to jedno słowo, które zawsze padało z ust jej ofiar. Tak krótkie i jednocześnie wiele mówiące.
- Potwór…



Wycierając szczypce, przyglądała się zakrwawionemu trupowi, który spoczywał na podłodze. Nie była pewna ile czasu zajęła jej zabawa. Była zadowolona, o czym świadczył rozmarzony uśmiech, w który ułożyły się jej wargi. Smak krwi wypełniał jej usta, jej zapach przenikał przez skórę. Dottore dał jej wiele, nim pozwoliła mu odejść. Jego krzyk wciąż rozbrzmiewał w jej uszach, niczym słodka kołysanka. Wyraz jego twarzy, gdy po raz pierwszy wbiła w niego ostrze, majaczył jej przed oczami. Szeroko otwarte oczy i usta. Zamarł, jakby nie do końca rozumiał to co się stało. Bo niby dlaczego ten sztylet miałby tkwić w jego dłoni, przyszpilając ją do kolana. To nie miało przecież sensu. Dla niego… Obiecała mu wszak karę za dotykanie własności jej pana. Karę tą wymierzyła sumiennie, jak na dobrą służkę przystało.

Gdy stanęła przed nim, próbował ponownie ją uderzyć. Próbował walczyć o to pozbawione wartości życie. Nie rozumiał jeszcze wtedy, że z aniołem śmierci nie wygra. Może i nazwał ją potworem, jednak ona to rozumiała i akceptowała. Niewielu było w stanie dostrzec w niej cokolwiek innego. Widzieli tylko swoje ulatujące życie, którego pragnęli utrzymać się jak najdłużej. Ona z kolei pokazywała im czym ono tak naprawdę było. Ułudą. Złudną nadzieją na lepsze jutro. Na więcej, na mocniej i na zawsze. Nic jednak nie jest trwałe w obliczu końca. To było takie proste…

Pozbawiła go przytomności, odbierając oddech na wystarczający do tego celu czas. Użyła do tego garoty, która czekała cierpliwie na swoją kolej, owinięta wokół nadgarstka dziewczyny. Dottore bronił się, lecz jego ciosy nie robiły na niej wrażenia. Ich ból został zabrany, ich moc była znikoma. Pozbawiła go jej, nie była mu bowiem potrzebna tam, gdzie zamierzała go zabrać.
Trucizna działała powoli, posłuszna tej, której dłoń ją stworzyła. Swą ofiarę umieściła na podłodze i rozebrała, korzystając z tego, że nie mógł się sprzeciwić. Z uwielbieniem przejechała dłonią po jego nagiej, bladej skórze. Była cienką barierą, która wkrótce miała się przed nią otworzyć, wpuszczając ją do wnętrza tego człowieka. Należał się jej szacunek z tego powodu. Desire miała okazję podziwiać wiele jej rodzajów. Ten, który miała przed sobą, zdecydowanie nie należał do najpiękniejszych. Życie, które prowadził dottore nie było odpowiednie dla zachowania jędrności powłoki, która go chroniła. Nie to jednak dla Dess się liczyło.

Ocknął się akurat gdy skończyła swe przygotowania. Jej zabawki zostały równo ułożone tam, gdzie miała do nich łatwy dostęp. Skrępowane ręce i nogi zostały unieruchomione dzięki wkręconym w podłogę hakom. Naciągnięte ciało czekało na jej troskliwą opiekę.
Gdy zaczął krzyczeć i wzywać pomocy swym słabym głosem, przyłożyła palec do ust. Nikt przecież nie miał się zjawić, więc po co marnować oddech. Wyjaśniła mu to, lecz jej nie posłuchał. Uciszyła go więc, zabierając mu na chwilę ową potrzebę wzywania ratunku. Zrobiła to brutalnie, tak by miał świadomość tego, że właśnie coś stracił. To, że nie mógł zrozumieć jak, tylko ją rozbawiło. Czy nie nazwał jej potworem? Roześmiały się obie, ona i Szarość…

Swoją pracę zaczęła od wewnętrznej strony ramion dottore. Te delikatne miejsca, tak często były ignorowane przez tych, którzy szczycili się biegłością w sztuce zadawania bólu… Desire lubił poświęcać im nieco więcej czasu. Mięśnie były czułe, łatwe do manipulowania i tak wspaniale nadające się by wbić w nie haki i naciągnąć. Nie zawsze z nich korzystała. Preferowała ostrza, ale i te instrumenty jej powołania cieszyły się uznaniem w oczach dziewczyny. Miały wszak tak wiele zastosowań…
Syciła się krzykami, które rozbrzmiewały w pokoju. Kolekcjonowała je, kryjąc w sobie by w potrzebie móc skorzystać z ich upojnej mocy. Były słodyczą, lukrem na ciastku. Były pieszczotą dla jej duszy. Pełne cierpienia i skargi, pełne złości, której były jedynym możliwym w tej chwili wyrazem. Jej ofiara nie mogła się zemścić, nie miała co liczyć na kolejną szansę by uderzyć. Mógł tylko krzyczeć. Gdy przestał, uniosła głowę, zdziwiona ciszą. Szarość nie pozwoliłaby jej przegapić momentu utraty przez niego świadomości, więc to nie to musiało być powodem owego milczenia. Z pewnością zaś powodem nie był brak bólu, ten bowiem ofiarowywała mu z oddaniem, jakie należało się konającemu. Wbijał w nią spojrzenie, kurczowo zaciskając zęby. Objaw buntu? Nie było to nic niezwykłego, skoro dostrzegł, że krzyk sprawia jej przyjemność z pewnością zapragnął jej owej radości pozbawić. Szarość jednak zaprzeczyła, to nie o to chodziło.
- Dottore? - Zapytała słodkim głosem, w którym brzmiały troska i czułość. Nie był wszak jej wrogiem, nie teraz.
- De Riquet - jęknął. - Pytał o hrabinę i następcę…
Jej spojrzenie stwardniało, a w pokoju nastała cisza. Nie taka zwyczajna, ale pełna groźby, którą emanowała Desire. Wspominanie jej pana w takim momencie nie było rozsądną decyzją ze strony dottore. To miejsce i ta chwila były dalekie od Raula. To był jej świat, do którego hrabia wciąż nie otrzymał dostępu. Kalanie jego osoby wspominaniem o nim na głos… Furia była słowem niedostatecznym by opisać to co Desire poczuła. Tylko bowiem ona miała do tego prawo. Dottore zaś winien był ograniczyć się do samego tylko krzyku. Nic więcej nie było od niego wymagane.
- Jest spisek… Spisek, żeby zgładzić ten ród… Mówię prawdę… Daruj mi życie, a wszystko opowiem… Słyszysz?!
Wił się pod jej spojrzeniem, wypluwał słowa. Osiągnął jednak coś, co dawno nikomu się nie udało w trakcie jej troskliwej opieki. Zainteresował ją na tyle, że odłożyła swoje narzędzie i skinęła głową by mówił dalej. Tłumaczenie mu, że proszenie jej o darowanie życia jest bezsensownym traceniem oddechu, nie wydało się Desire odpowiednim krokiem. Chciała wiedzieć o czym ma zamiar jej powiedzieć. Biorąc zaś pod uwagę, że mikstura, którą mu podała wraz z trucizną i winem, wciąż działała, nie mógł jej skłamać. Dobro jej pana zawsze wygrywało z jej przyjemnościami, co by się nie działo i jak wielkie by one nie były.
- Przysięgnij na Boga - zażądał, a ona o mało się nie roześmiała. Cóż za zgubna wiara pchnęła tego człowieka do wypowiedzenia tych słów. Czyżby faktycznie sądził, że dla niej taka przysięga będzie miała jakiekolwiek znaczenie? Niszczenie jego zgubnej wiary nie było jej jednak na rękę, więc pozwoliła mu w niej trwać tą chwilę dłużej.
- Przysięgam - skinęła głową. - Na Syna Jego i Matkę - dodała, co by dottore nie miał wątpliwości, że traktuje sprawę poważnie. Ludzie…
- Mów.
- Mazarin postanowił się ich pozbyć. Szczególnie młodego d’Arquien. Kardynał przyznał mu prawo do tego. Ma kogoś w rodzinie… Nie wiem kogo, ale jest blisko młodego hrabiego… Pewna osoba, nie zawiedzie. Kobieta… Kardynał wspomniał, że ma coś, dla czego tamta była gotowa zabić. Nie powiedział co to… Odkąd kardynał znikł, Mazarin dostał obsesji na tym punkcie. To powinno zaciekawić tego twojego paniczyka.
Serce Desire biło szybciej i to nie z powodu oczekiwanych przyjemności, a strachu. Tym razem to ona go doświadczała, a powodem było bezpieczeństwo Raula.
- Kiedy zamierza zaatakować? - Zapytała, dziękując swej opiekunce, która zadbała o to, by głos dziewczyny brzmiał obojętnie. Informacja, której od niego potrzebowała była teraz najważniejsza. Desire musiała się dowiedzieć ile czasu zostało jej by podjąć odpowiednie środki i zapobiec katastrofie.
- Jeżeli kardynał nie powróci, to pewnie niedługo. Służba w rezydencji została już poinstruowana. Sam przekazałem polecenia. - Ostatnie słowo wypowiedział słabym głosem. Upływ krwi i osłabienie robiły swoje. Wkrótce miał umrzeć i nawet gdyby chciała, nie mogła nic na to poradzić. A może mogła, tylko nie chciała? Czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Nie miało…
- Okazałeś się nad wyraz użytecznym człowiekiem - mówiąc gładziła jego nagi tors. Jej dłoń była delikatna, dotyk był pieszczotą. - Pomyliłeś się jednak w kilku kwestiach, a twój brak wiedzy stanie się twoją zgubą. Moim panem jest ów młody d’Arquien. Ja zaś jestem narzędziem kardynała, który popełnił ten sam błąd co ty, dottore. Zaufał oczom i mojemu słowu. Zgubiła go wiara, tak jak ciebie zgubiła chciwość. Obaj zginiecie z mej ręki.
- Ale.. Ale…

Jednak Desire już nie słuchała. Dalsze słowa mężczyzny nie były w stanie przedrzeć się przez osłonę, którą otuliła ją Szarość. Haki ponownie znalazły się w jej dłoni.

Kończąc, wiedziała że zrozumiał jej przesłanie. Poświęciła mu swój kunszt, wykorzystując przy tym każdą z jej ukochanych zabawek. Cierpiał posłusznie, krzycząc i błagając, jak przystało. Dotknęła nim każdej części jego ciała, nie zaniedbując niczego. Pozwoliła ponieść się uczuciu, które nią zawładnęło, oddając troski Szarości, by ta przechowała je do czasu gdy obie będą w stanie należycie się nimi zająć. Tęskniła za Raulem, jednocześnie będąc wdzięczną, że go przy niej nie ma. Być może ona była gotowa, lecz jemu wciąż wiele brakowało do tego by stanąć u jej boku. Zapewne nigdy nie miało to nastąpić. Smutek, który towarzyszył tej myśli, odpłynął w dal, kryjąc swą twarz za zasłoną szarości. Na kolejne chwile, które spędziła z dottore, odrzuciła pamięć o istnieniu czegokolwiek i kogokolwiek poza nim i nią. Byli jedynymi istotami, jakie żyły w tym świecie, którego ramy wyznaczały ściany pokoju.

Płytki oddech sprawiał że jego pierś unosiła się lekko i opadała w nieregularnych odstępach. Znaczyły ją ślady jej oddania. Idealnie odsłonięte fragmenty ciała, które pozbawione skóry ociekały posoką, tworząc wspaniały obraz bieli i czerwieni. Niewinności i żądzy. Tej drugiej dał jej całkiem sporo, a ona ją przyjęła. Pozwoliła mu nawet by ujrzał efekty, które poczynania Desire wywoływały w jej ciele. Szybki oddech sprawiał, że jej piersi napinały na materiał gorsetu błagając by zwrócić im wolność. Język raz po raz zwilżał usta, gdy pochylała się na swoją ofiarą by dać mu zaznać bólu, o którego istnieniu nie miał wcześniej pojęcia. Jego przerażenie połączone z odrazą syciło jej zmysły na równi z plugawymi słowami, które opuszczały jego usta. Kontrolowała się jedynie dzięki obecności Szarości. To ona przejmowała władzę, gdy Desire potrzebowała chwili aby w pełni nacieszyć się rozkoszą. Odchodziła wtedy w spokojny zakamarek duszy, targana falami spełnienia, gotowymi by pochłonąć ją na zawsze. Nie mogła ich porównać do tego, co otrzymała od Raula, jednak one nigdy takimi być nie miały. To nie jej ciało doznawało spełnienia, a dusza. To z kolei budziło pokusę by połączyć je ze sobą. Było jednak zbyt wcześnie, a ona chciała by jeszcze przez czas jakiś to jej pan pozostawał tym jedynym, który miał prawo z niej korzystać.

Odłożywszy ostatnie ostrze na jego miejsce, zamknęła kuferek. Jej suknia ociekała krwią, to jednak nie miało znaczenia. Liczyło się tylko to, że spełniła swoje zadanie. Obdarzyła tego mężczyznę wiedzą ostateczną i pozwoliła by zabrał ją ze sobą tam, gdzie odeszła jego dusza. Na jego martwych ustach złożyła ostatni pocałunek, nim wyszła z pokoju, który po raz kolejny stał się altarem śmierci. Teraz należało zadbać by i karczma się w niego przeobraziła. Desire postanowiła nie zawracać sobie głowy tymi, którzy zajmowali pozostałe pokoje na piętrze. Wystarczyło zająć się tymi, którzy przez wzgląd na późną porę, wypełniali salę na dole. Pozwoliła by Strefa objęła ją swymi czułymi ramionami. Zanurzyła się w niej z jękiem ulgi połączonej z przyjemnością. Oto była, królowa w swym spowitym odcieniami szarości królestwie. Pani życia i śmierci, krocząca wśród niegodnych śmiertelników. Była gotowa by pozwolić im przekroczyć granicę swego świata i nasycić ich cierpieniem.
I tak też uczyniła…

Spoglądając na płomienie słuchała krzyków barwiących szarość czerwienią. Zabrała ich wszystkich. Zawirowała w tańcu śmierci, zapraszając do niego coraz to nowych partnerów. To był jej bal. Winem była krew, a jadłem ludzkie mięso. Czuła się syta i szczęśliwa. Królowała! Jej śmiech dołączył do krzyków zaalarmowanych sąsiadów i trzasku ognia, pochłaniającego “Utracjusza”. Szara Strefa drgała, otaczając ich wszystkich niczym czające się zwierzę. Strach był uzależniający, a ona uwielbiała się w nim pławić. Podsycała go więc, wylewając z siebie uczucia, które kotłowały się w jej duszy. Sięgała nimi do tych nędznych istnień, niegodnych by poświęciła im więcej uwagi niż ta, której wymagało od niej wymierzenie ciosu sztyletem. I tańczyła dalej na tym balu, którego była gospodynią. Tańczyła do muzyki wygrywanej przez jęki dusz odchodzących w zaświaty.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 07-02-2016, 14:31   #36
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Raul czekał cierpliwie na powrót Desire.
Zamówione wino stało i czekało, aż wicehrabia zechce się nim poczęstować, jednak Raul nie zamierzał cieszyć się smakiem świetnego bordeaux. W Rzymie cesarzy (a i nie tylko tam) co rozsądniejsi władcy mieli swego niewolnika, który kosztował każdą potrawę, zanim trafiła na stół ich pana. A Raul doszedł do wniosku, że w tym miejscu jemu również by się przydał taki ktoś. Bez względu na to, czy jego śmierć zlecił Mazarin, czy sam Richelieu, to z pewnością nie wszyscy potencjalni wykonawcy opuścili ziemski padół. Lub choćby pałac de Riquetów.
Trzeba było jak najszybciej wymienić całą służbę, albo jeszcze lepiej - zamknąć pałac na cztery spusty i wyjechać. Tak jednak nie postępowali d'Arquienowie. Zostawienie króla w łapach jakiegoś Włocha, który do końca zrealizuje plan kardynała, kogo innego umieszczając na tronie?
Znacznie przyjemniejsze byłoby zniszczenie wszystkich nitek i paru marionetek i obserwowanie, jak nowy pająk miota się bezradnie wśród resztek pajęczyny, daremnie próbując naprawić uszkodzoną sieć, której budowa zajęła kardynałowi długie lata i pochłonęła fortunę.

Na powrót Desire trzeba było czekać dość długo. Pokusa by cieszyć się chwilą i objąć we władanie Paryż, była trudną do odparcia, szczególnie gdy przemawiała za nią Szarość. Dostępność kolejnych ofiar, ich strach, który słodyczą napełniał ich żyły… Uliczka, przy której znajdował się płonący “Utracjusz” szybko zapełniła się rodzinami, które opuściły bezpieczne schronienie nie chcąc ryzykować utknięcia w płonącym domu, gdyby ogień przeniósł się na sąsiednie budynki, co też uczynił. Dzieci krzyczące i zadające pytania, na które dorośli nie mieli odpowiedzi. Matki przygarniające pociechy i żądające od ojców by coś zrobili. Ojcowie, którzy w obliczu płomieni stawali się bezsilnymi marionetkami, które próbowały co prawda coś zdziałać jednak ich moc w porównaniu z żywiołem była znikoma. Wszyscy oni na wyciągnięcie jej dłoni dzierżącej sztylet. Bez wątpienia tej nocy przybyło sierot i przybyło rodziców którzy utracili na zawsze swe pociechy. Dla Desire i dla Szarości nie miało znaczenia w jakim wieku były ofiary. Jakby na to nie spojrzeć, każdego czekała śmierć. Na niektórych tylko tą chwilę wcześniej.

Gdy wróciła noc znajdowała się na przełamaniu. Tę najciemniejszą z godzin rozjaśniała łuna pożaru, która sprawiała, że uśmiech nie znikał z ust dziewczyny.
Nie potrzebowała służącego by dostać się do rezydencji. Spędziła w niej dość czasu by znać wszystkie możliwe wejścia i wiedzieć jak z nich skorzystać. W troskliwych objęciach Strefy przebyła główny hol i wspięła się na schody. Nie czuła zmęczenia, a siłę, która płynęła do niej dzięki upojnie spędzonym chwilom. Miała ochotę śmiać się, lecz dźwięk ten nie opuścił jej ust. W ciszy krzyki, którymi wypełniona była Strefa, brzmiały lepiej, pełniej.
Bezpieczne schronienie opuściła dopiero gdy znalazła się w komnacie. Dopiero wtedy na podłodze pojawiać się poczęły krople krwi, którymi jednak Desire się nie przejmowała. Pozwoliła nawet by spadło ich nieco więcej, gdy okręciła się wokół własnej osi, upojona do granic szaleństwa. I w takim stanie wkroczyła do komnaty swego pana. Wiedziała że nie śpi, zatem czekał na nią, a pozwolenie by ten stał przeciągał się dalej bez wyraźnego powodu byłby z jej strony niedopuszczalny.
- Mój panie - powitała go, wchodząc.
Raul nie od razu odpowiedział. Najpierw przyjrzał się dziewczynie, usiłując odgadnąć zarówno jej stan fizyczny, jak i psychiczny. I ten drugi mu się nie spodobał.
- Ogarnij się nieco - powiedział, z pewnym niesmakiem spoglądając na krople krwi, stanowiące wątpliwej jakości ozdobę tak sukni, jak i podłogi. - Potem mamy parę spraw do omówienia.
Desire posłusznie skłoniła się i wycofała do swego pokoju. Reakcja Raula zabolała, jednak Szarość nie pozwoliła by to uczucie zagościło na dłużej niż jedno uderzenie serca, w duszy dziewczyny. Zamiast tego pozwoliła by otuliła ją radość z zabawy, którą obie urządziły. To uczucie było właściwsze i bez wątpienia lesze, dla jej pani. Dess z kolei nie miała nic przeciwko temu. Pospiesznie zdjęła zakrwawioną suknie i obmyła się korzystając z wody w dzbanie i misy, które zawsze czekały na podobne okazje. Gdy uznała, że jej wygląd jest odpowiedni, powróciła do komnaty hrabiego.
Raul obrzucił ją uważnym spojrzeniem, po czym skinął głową z umiarkowaną aprobatą.
- Przygotuj się do wyjazdu - powiedział. - Jutro jedziesz do Pussay.
- Pussay? - zapytała, zaskoczona tą decyzją. - Dlaczego planujemy tam podróż?
O ile było jej wiadome, żadnych wyjazdów nie było przewidzianych i to przez dość długi czas, o ile ich udział w spaleniu pałacu kardynała i jego zniknięciu, nie wyjdzie na jaw.
- Ty. Pojedziesz i rozejrzysz się po okolicy. Za dwa dni się spotkamy.
- Tym razem bez zabijania - dodał.
- Dlaczego? - Powtórzyła pytanie, jednocześnie pozwalając by Strefa rozciągnęła się na całe pomieszczenie badając napływające od Raula sygnały, a Szarość by dbała o to aby Dess zachowała spokój.
- Co "dlaczego?"?
- Dlaczego Pussay i dlaczego mam jechać sama? - dopowiedziała posłusznie.
- Nie mogę ci powiedzieć, dlaczego Pussay, bo nie chcę, by ta wiedza wpłynęła na twoją ocenę sytuacji. A sama, ponieważ ja mam tam być dopiero za dwa dni.
- Dwa dni to długi czas, mój panie. Nie będę w stanie zapewnić ci ochrony będąc poza zasięgiem. W obliczu planowanego ataku przez Mazarina, nie widzę powodu dla takiego wyjazdu. - Mówiła spokojnie, wręcz obojętnie, w pełni kontrolowana przez uczynną Szarość.
Raul zdawał się nie słyszeć sprzeciwu.
- Wynajmiesz powóz i rano pojedziesz.
- Nie - padła jej krótka odpowiedź.
- Jak widzę, pobyt w Paryżu ci nie służy. - Raul uśmiechnął się, lecz uśmiech nie sięgnął oczu. - Możesz odejść.
Skłoniła się i bez słowa posłuchała, znikając w Szarej Strefie.
Raul wydawał się nie być zainteresowanym sposobem, w jaki dziewczyna wykonała jego polecenie. Gdy tylko Desire zniknęła mu z oczu, położył na stole pistolety i zabrał się za rozbieranie jednego z nich - całkiem jakby sprawdzenie, czy jedno z dzieł Marin'a Le Bourgeoys, świętej pamięci królewskiego rusznikarza, było najważniejszą rzeczą na świecie.

 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 07-02-2016 o 16:55.
Kerm jest offline  
Stary 10-02-2016, 13:30   #37
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Desire nie od razu wykonała jego rozkaz. Nie mogła się zmusić by całkiem go opuścić. Nie rozumiała dlaczego decydował się na takie niebezpieczeństwo. Musiał mieć ku temu powód i oczywistym było, że wykorzysta do tego swoją służącą. Tyle, że ona nie była tylko służącą. Był jej panem, oddała mu wszystko, jednak ponad tym istniał obowiązek, którego nie mogła poświęcić tylko po to by go zadowolić. Jak mógł tego nie dostrzegać, nie rozumieć. Nie mogła go opuścić na tak długo. Nie, gdy wisiała nad nim groźba śmierci. Dottore nie kłamał. Mazarin stanowił dla Raula śmiertelne zagrożenie…
Jednocześnie tak bardzo pragnęła go zadowolić. Szept podpowiedział jej, że istniała inna droga. Tak, obie wiedziały, że istniała. Nie musiała by go opuszczać, jednocześnie on mógł znaleźć sobie kogoś innego, kto wykonywałby jego polecenia bez mrugnięcia okiem. Może to właśnie tego potrzebował? Może ona i jej stała obecność zaczęła mu ciążyć? Nie były to przyjemne myśli. Bolały i to bardzo. Samotna łza została otarta.
Desire wycofała się do swojej komnaty i opuściła bezpieczne schronienie. Jeżeli chciała by odbyło się to w najlepszy dla niego sposób, musiała zacząć działać już teraz, głucha na ból. Kartka papieru i tusz nie były trudne do znalezienia. Zakon posiadał wiele sióstr, które odpowiednio wykonałyby polecenia Raula. Ona nie była wszak jedyną. Skreślenie kilku słów nie zajęło jej wiele czasu. Nie musiała nawet zapalać lampy, widziała je wyraźnie, jak pojawiają się na dziewiczej bieli. Każde raniło głębiej niż sztylet i każde z nich odcinało linę, która utrzymywała kotwicę wiążącą ją w tym świecie. Wystarczyło zalakować i przyłożyć pieczęć zakonu, która była jej znakiem odkąd przyszła na świat. Nie mogła jednak zmusić się do zrobienia tego prostego ruchu. Czy aby na pewno było to najlepsze wyjście? Jednocześnie czuła pewność i wątpliwości. Ta pierwsza pochodziła od Szarości. Te drugie zrodziły się z jej słabej, ludzkiej istoty. Wątła nić wciąż trzymała ją przy tym życiu, a ona bała się pozwolić jej pęknąć. Ni to jęk, ni warknięcie, wydobyło się z jej ust. Pozwoliła by Strefa rozciągnęła się poza jej wnętrze, by objęła we władanie całą posiadłość. By napełniła jej bólem każdy korytarz i każdą komnatę. By wgryzła się nim w ściany i wsączyła w serca mieszkających tu ludzi. Niech cierpią wraz z nią, niech ich sny staną się koszmarami, niech strach zajrzy w ich zamknięte oczy. Psy niech zawyją, a koty zaczną miauczeć. Niech konie bić poczną kopytami w podłogę i rżeniem swym dołączą do jej niemego okrzyku. Ptactwo niech wzbije się w niebo i niech rozniesie owe cierpienie po świecie. Było to jej pożegnanie i chciała by każdy o tym wiedział. Czy to istotą ludzką był czy zwierzęciem.
Gdy na powrót przywołała Strefę do siebie, jej oddech był szybki i ciężki, jak po długim i wyczerpującym biegu. Ów czyn kosztował ją wiele siły, której to wątłe ciało nie posiadało. Od teraz jednak nie miało jej być potrzebne, więc nie widziała potrzeby by dbać o nie, jak o coś istotnego. Jej dusza wszak karmiła się inną strawą, a tej na świecie nie brakowało.
- Dess? - Głosowi Raula towarzyszyło wlewające się z sąsiedniej komnaty światło.
Nie odpowiedziała. Przede wszystkim dlatego, że zabranie głosu gdy próbowało się skupić na oddechu było zadaniem nieco ponad siły. Nie bez znaczenia był także fakt, że nie widziała już sensu by odpowiadać. Ani też odwracać się w stronę tego światła, które wkroczyło do jej komnaty niszcząc ciemność, która powinna być oprawą dla tej chwili. Gdzieś na obrzeżach jej umysłu pojawiła się myśl, że przecież potrzebuje ognia by zalakować wiadomość, jednak nie wydała się ona ani szczególnie mocna ani istotna.
- Dess, co się dzieje? - W głosie Raula na upartego można było doszukać się odrobiny niezadowolenia, lecz przede wszystkim brzmiał w nim niepokój.
Czy to nie było oczywiste? Miała ochotę zadać to pytanie na głos, jednak lata przyzwyczajeń, zdusiły tą chęć. A może uczyniła to Szarość? W tej chwili było to obojętne. Podobnie jak głos, który wreszcie opuścił jej usta. Nawet ona miała problem by dosłyszeć w nim znajome brzmienie.
- Nic, mój panie. Powinieneś odpocząć.
- Nic, powiadasz? To dlaczego psy wyją, a krzyk Lisy słychać było aż mojej komnacie? Co się dzieje? - Położył rękę na jej ramieniu, zastanawiając się równocześnie, co za demon opętał nagle Desire.
- Może poczuły zbliżającą się śmierć - odparła, a jej słowa przecież nie odbiegały od prawdy.
- Jaką znów śmierć? Czyją? - Raul miał wrażenie, że tej noc wiele osób straciło życie, ale nie sądził, by miało to spotkać następnych ludzi. A przynajmniej by Desire miała o tym z góry wiedzieć. Paryż najwyraźniej zaszkodził dziewczynie bardziej, niż sądził. Przeklęte miasto.
- Zakon przyśle następczynię - poinformowała go uprzejmie, unosząc dłoń i wskazując list. Ruch ten był nieco trudny do wykonania, zupełnie jakby ktoś przywiązał kamienie do jej nadgarstka, jednak nie miało to znaczenia. Jeszcze tylko jedna nić została, a gdy i ona zniknie będą wolne. Myśl ta przywołała uśmiech na usta Desire. Długo czekała na tą chwilę. Będzie musiała podziękować temu miastu, że pozwoliło jej na ten krok.
- Nie przypominam sobie, żebym zwolnił cię ze służby - odparł Raul. - Nie mówiąc już o tym, że nie chcę nikogo innego.
- Odchodzę - stwierdziła ów prosty fakt. - Moja następczyni z pewnością odpowiednio zadba o potrzeby, mojego pana.
- Twojego pana? - W głosie Raula zabrzmiał cień ironii. - I chcesz odejść?
- Zawsze będę w pobliżu, broniąc tak jak zostałam do tego stworzona. Ona powinna poradzić sobie z wszystkim, czego ja nie zdołam zrobić.
- Nie odejdziesz. Nie interesuje mnie to, że będziesz 'gdzieś w pobliżu'.
- Tak będzie najlepiej.
- Nie. - Raul powoli zaczynał tracić cierpliwość. - Nigdzie nie odejdziesz. Zostaniesz. Nawet o tym nie myśl. Jesteś mi potrzebna, i to taka, jaka jesteś. Tutaj, a nie 'gdzieś tam'.
Pokręciła głową. Były to słowa, które miały odbudować połączenie, które ją utrzymywało w tym świecie, nic więcej. To, co mogła mu ofiarować gdy zniknie miało większą wartość niż jej niedoskonała osoba tkwiąca w tym żałosnym ciele. Nie było nawet w stanie wytrzymać jednego manifestu jej właściwego domu. Czuła jak słabnie, będąc wchłaniane do Strefy. To tak powinna istnieć, nie tutaj.
- Dość tego! - Raul odwrócił Desire, złapał za ramiona i potrząsnął z całej siły. - Obudź się wreszcie! Co ty wyprawiasz! Nigdzie nie pójdziesz. Zostajesz ze mną.
Zakręciło się jej w głowie od tego nagłego ruchu. Wrażenie było nawet przyjemne, podobnie jak słowa, które padały z ust Raula. Tyle, że tak ciężko było w nie uwierzyć, a Strefa była tak bliska i zapraszająca. Czuła jak otacza całą komnatę, wypełniając ją swoją bezpieczną atmosferą. Pozwoliła by przejęła władzę, wciągając w siebie także Raula. Świat rzeczywisty był dla niej zbyt dużym obciążeniem w tej chwili by mogła w nim funkcjonować. Potrzebowała siły, która płynęła z szarych smug spowijających jej duszę. Siły, która pozwoliłaby jej myślom złożyć się w kompletny obraz. Pozwoliła odetchnąć… I to też uczyniła. Głęboki wdech był niczym pierwszy haust powietrza po długim przebywaniu pod wodą. Uśmiechnęła się i przywołała do siebie samą Szarość. Obie mogły stawić czoła wszystkiemu.
- Ani... się... więcej... waż... choćby... pomyśleć... o... zostawieniu... mnie... - wycedził Raul. Gotów był jeszcze raz nią potrząsnąć. Znacznie mocniej. - Rozumiesz?!
- Mój panie - skłoniła głowę. Powoli odzyskiwała siły, które straciła, korzystając z krwi jaką przelała. Wreszcie mogła swobodnie oddychać, a każdy ruch nie sprawiał jej aż takich trudności. Była w domu.
- Nigdy bym cię w pełni nie opuściła. To tu jednak jest moje miejsce. Tu tkwi moja siła.
- Masz być w pełni ze mną
- stwierdził Raul. - Ten świat nie jest moim światem.
- Jest jednak moim domem - odpowiedziała łagodnie. Tu mogła istnieć panując nad wszystkim. Ten świat był jej podległy, nie ranił i nie zawodził. - Jest we mnie. Rozciąga się jednak dalej i sięga do tego, który ty, mój panie, zwiesz swoim.
Upewniła się, że jej dłoń spoczywa na jego ręce, aby przypadkiem nie stracił z nią kontaktu, rozszerzyła zasięg Strefy obejmując nią całą posiadłość. Każde z żyć tkwiących w łóżkach. Ich oddechy, nieco przyspieszone przez strach, którego doświadczyli chwilę temu. Ukryte przejścia jarzące się czerwienią. Emocje, jakimi nasiąkły ściany. Mogła sięgnąć do nich, tak jak była w stanie kontrolować czy sen, który śnił się Lisie był szczęśliwym, czy pełnym niewytłumaczalnej grozy. Jednocześnie pokazała mu jakie zmiany zachodziły w nim samym, jak kolor, który go otaczał zmieniał się w zależności od uczuć, które nim targały. Gdy zaś w pełni skupiła się na nich, zmieniła gniew w spokój. To był jej świat i ona tu panowała, w towarzystwie Szarości, która mrokiem otaczała jej postać, niemalże będącą możliwą do ujrzenia.
- To wszystko jest we mnie - powtórzyła, czując jak troskliwa dłoń Szarości przesuwa się po jej policzku. - Ty jednak nie akceptujesz tej części. Nie mogę w pełni ci służyć, nie mogąc być w pełni sobą. To zabija ciało, które istnieje w twoim świecie. Ten konflikt, który wstrzymuje moją moc. Każdy cios, który zostaje przez ciebie wymierzony, odczuwany jest ze zwielokrotnioną mocą. Tu jestem silna, tam jednak słaba. Straciłam kontrolę nad tym wszystkim odkąd przybyliśmy do Paryża. - Zdecydowała się na pełną szczerość, bowiem nie widziała powodu by kalać swój dom kłamstwem. - Ciało poddało się mocy, która w nim tkwiła i zaczęło odchodzić. Zawsze jednak istniała kotwica, którą byłeś ty, mój panie. Dzisiejszej nocy niemal ją straciłam. Decyzja o odesłaniu mnie była zbyt ciężka do zniesienia by dało się ją zagłuszyć. Nie byłam w stanie dostrzec racjonalnego powodu do takiego czynu. Dottore próbował ratować swoje życie zdradzając mi plany następcy kardynała. Nie mogę ochronić cię nie będąc w pobliżu. Z tego też powodu zdecydowałam, że czas nadszedł by przeciąć linę i skryć się tutaj, gdzie zawsze będę mogła dbać o twoje życie. Moja następczyni będzie w stanie wypełnić resztę obowiązków. Ją będziesz mógł odesłać w dowolnej chwili i w dowolne miejsce. Zawsze bowiem będę czuwać nad tobą.
- Ile lat się znamy? - spytał Raul.
- Jestem u twego boku od pięciu lat - odpowiedziała.
- Ile razy mnie zawiodłaś?
- Nigdy - padła jej odpowiedź. Gdyby zawiodła to nie byłoby go wraz z nią i ta rozmowa nigdy nie doszłaby do skutku.
- Nie licząc chwili, gdy postanowiłaś mnie opuścić, bo służba dla mnie stała się zbyt trudna.
Jego słowa sprawiły jej ból, jednak Szarość czuwała i czerwony blask został przez nią zduszony w zarodku.
- Zawsze będę w pobliżu - powiedziała spokojnie, ciesząc się, że ta rozmowa nie odbywa się w jego świecie. Tu, w Strefie miała o wiele więcej kontroli nad sobą niż tam będzie kiedykolwiek miała. Nie licząc niemal materialnej obecności Szarości, czuwającej nad nią. - Stanę się dla ciebie tym, czym ona jest dla mnie - uniosła dłoń, a ta zniknęła w objęciu Szarości. Były jednym, istniały dla siebie nawzajem. - Dlaczego miałbyś chcieć coś tak niedoskonałego jak ludzki sługa, gdy wszystko to co widzisz teraz, może otoczyć cię opieką.
Tym razem nie była pewna czy słowa te płynęły od niej czy od Szarości, była jednak ciekawa odpowiedzi.
- Masz w moim świecie służyć mi i ciałem, i duszą - odparł Raul. - Tak jak robiłaś to przez ostatnie pięć lat. Nawet jeśli będzie to dla ciebie oznaczało rezygnację z wygodnej ucieczki z mojego świata w ten. Chcę mieć przy sobie dawną Dess, bez względu na to, co sobie myślisz o jej niedoskonałości.
- Z miejsca, w którym jestem, nie ma już powrotu. Jesteśmy jednością, ona i ja. - Na potwierdzenie tych słów Szarość wniknęła na powrót w ciało Desire, co ta przyjęła z westchnieniem ulgi. - Jesteśmy gotowe służyć ci, mój panie, do końca naszych dni, jednak nie jesteśmy w stanie zwrócić czegoś, co dłużej nie istnieje. Chcemy tylko akceptacji.
- Akceptowałem taką Dess, jaką była przez cały czas. Jeśli chcesz odrzucić swe ciało i uciec na stałe do tego świata, to równie dobrze możemy skończyć tę rozmowę, bo nie dojdziemy do porozumienia.
Szarość zezłościła się na te słowa, co odbiło się w spojrzeniu Desire. Złość jednak była jej teraz niepotrzebna.
- Zostaw nas - poleciła, przygotowując się na słabość, która pojawiła się gdy tylko jej opiekunka niechętnie oddaliła się by czuwać z pewnej odległości. Zmęczenie i ból po razach dottore uderzyły w Dess z siłą zdolną powalić, jednak utrzymała się na nogach. - Czy jesteś w stanie zaakceptować naszą służbę w twoim świecie? Bez odrzucania tych jej aspektów, które mogą wydać się złe? - To, że wedle wszelkich standardów takie właśnie były, pozostało niedopowiedziane.
- Czy powiedziałem choćby jedno słowo przeciwko tobie? - spytał Raul. - Co ci się stało? - Obrócił dziewczynę tak, by światło dokładnie oświetliło jej twarz. - Jak to się stało?
Dotknął palcami siniaka.
- Dottore zachował nieco więcej sił, niż myślałam. I lubił bić, to było po nim widać. To nic jednak, zniknie gdy ona powróci. - Miała ochotę cofnąć głowę, jednak udało się jej powstrzymać i to własnymi siłami. Ciekawa to była odmiana, aczkolwiek męcząca. - Zawsze zabiera wszystkie ślady i ból. Bez niej już dawno by mnie tu nie było.
- Jeśli się nie mylę, potrafiłaś zadbać i o mnie, i o siebie. O ciało też. Sama, bez jej pomocy. Powinniśmy wrócić.
- Nigdy nie byłam sama - odpowiedziała, jednocześnie spełniając jego polecenie i opuszczając swój dom. Nie było to dla niej przyjemne doświadczenie, jednak wystarczyło zacisnąć zęby. W Strefie była chroniona, w tym przeklętym świecie, już mniej. Szczególnie gdy utrzymywała Szarość na odległość.
- Domyślam się, że nie byłaś sama. Ale potrafiłaś coś zjeść, wypić. Zachowywałaś się inaczej.
- Coś się zmieniło - zgodziła się z nim, nie mając siły na sprzeciw. - Jednak obie jesteśmy silniejsze niż tylko ja. Nie wszystkie zmiany są złe. W końcu i tak by nastąpiły.
To była naturalna kolej rzeczy i nie wydawało się jej by Raul nie zdawał sobie z tego sprawy. Ot, wszystko zbytnio przyspieszyło, to wszystko. Desire nie narzekała.
- Chodź. Siadaj. - Poprowadził ją w stronę swojego łóżka, gdzie było zdecydowanie jasniej.
- Nie może tak być - powiedział - że liczysz tylko na nią. Masz dbać o siebie. O tę - dotknął palcem jej dekolt - Dess. O to ciało. A to oznacza parę zmian. Krok lub dwa do tyłu. Jedzenie, spanie. Jesteś w stanie do tego wrócić?
Skinęła głową. Jedyne czego potrzebowała to czasu by przyswoić zmiany, ale o tym wiedziała już wcześniej. Problem polegał na tym, że póki nie dojdzie do siebie wszystko mogło doprowadzić do katastrofy. Szarość wyraziła chęć powrotu, jednak Dess pokręciła głową. Jeszcze chwilę była w stanie wytrzymać.
- Ona mówi to samo - mruknęła, darowując sobie kontrolowanie swego głosu. Bez Szarości i tak nie byłaby w stanie ukryć zmęczenia. - Twierdzi, że to wymaga czasu.
- Mam nadzieję, że będziesz mnie słuchać - powiedział Raul.
- Słowo mojego pana jest dla mnie rozkazem. - Była to jej zwyczajowa odpowiedź, która zawsze padała z jej ust. Wiedziała jednak doskonale, że nie każdy z tych rozkazów jest w stanie wypełnić. Jeżeli wciąż będzie ją chciał odesłać to ponownie się sprzeciwi. Uznała więc, że skorzysta z tej nocy, a raczej poranka, by pójść za swym szaleństwem i zachować szczerość do końca. Nie chciała już więcej tajemnic i niejasności między nimi.
- O ile nie tyczyć się będzie odesłania mnie. Tego rozkazu nie wolno mi spełnić. - Wiedziała, że z pewnością znowu spowoduje, że będzie na nią zły. Zawiodła go ostatnimi czasy wiele razy, wbrew temu co powiedziała będąc w Strefie. Przestała być narzędziem doskonałym, które było do jego wyłącznej dyspozycji i wiedziała, że nie powróci już do tego stanu. Wciąż nie rozumiała dlaczego troszczy się o kogoś takiego jak ona, gdy mógł mieć do dyspozycji najlepsze siostry z Zakonu. Myśl jednak, że miałaby się podzielić z nim na rzecz kogoś innego, takiego jak ona… Była zazdrosna? Przechyliła głowę słuchając Szarości. Ona sama miała w stanie, w którym się znajdowała, pewne problemy z zebraniem myśli, jednak jej opiekunka nie była związana słabością ciała czy umysłu. Dlaczego uważała, że to co Desire czuła, było zazdrością. Odpowiedź napłynęła, niosąc z sobą rozbawienie. Dess jednak rozbawiona nie była. Dłonią przetarła twarz, próbując odgonić zmęczenie, korzystając z własnych sił. Szarość się myliła. Myślenie było takie ciężkie bez pomocnej dłoni rozwiewającej mgłę, spowijającą umysł. Dodatkowym utrudnieniem był ból, który zdawał się szaleć w całym jej ciele. Kiedy otrzymała te obrażenia? Sceny, w których je otrzymywała, posłusznie pojawiły się w jej głowie, budząc gniew. Kiedy się tak zatraciła? I na to odpowiedź przyszła. To było takie proste, majaczące wciąż przed jej oczami, a jednak uparcie niewidoczne. Czy jednak miała teraz siłę by zmierzyć się z kolejnym faktem, który kładł się cieniem na jej życie? Nie potrzebowała odpowiedzi Szarości by wiedzieć, że nie. Odetchnęła, biorąc głęboki haust, który jednak sprawił jej więcej bólu niż ulgi. Dlaczego ten świat uparł się by zniechęcić ją do siebie…
Przez chwilę, dłuższą, Raul zastanawiał się, czy nie wybrać jednak prostszej, nie wymagającej wysiłku opcji - odesłać Dess do wszystkich diabłów i sprowadzić służącą, która będzie wykonywać wszystkie polecenia natychmiast, zgodnie z jego życzeniem, bez fumów i fanaberii. W końcu jednak zrezygnował z tego pomysłu. Dess, prócz wad, miała też swoje zalety, nie mówiąc już o tym, że się do niej zdążył przyzwyczaić. Odsunięcie jej i sprowadzenie kolejnej osoby wymagało i czasu (którego w tej chwili nie miał), i wzajemnego dopasowania.
- Chwilowo doszliśmy do porozumienia - powiedział, podkreślając pierwsze słowo. - A teraz się połóż. Do rana musisz odpocząć. Wtedy ustalimy dokładnie zakres twojej... samodzielności.
Desire przeczuwała, że rozmowa ta do przyjemnych należeć nie mogła. To, że sama była sobie winna, jakoś nie poprawiało widoków na najbliższy czas. Dopóki jednak nie zamierzał jej odprawić i pozwoli wypełniać jej obowiązki, była w stanie znieść wszystko. Gdy już odpocznie. Gdy zje. Gdy dojdzie do siebie i odzyska równowagę, którą utraciła przez własną niedbałość.
- Jak sobie życzysz, mój panie - odpowiedziała, przywołując swą opiekunkę z powrotem. Obie dadzą radę… Najpierw jednak musiała skorzystać z jej pomocy by dotrzeć z powrotem do swojej komnaty i łóżka. Ranek był tuż, tuż.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 13-02-2016, 23:37   #38
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Raul dopilnował, by Desire dotarła bezpiecznie do łóżka.
Czy spała jeszcze po drodze, tego nie wiedział, ale był pewien, że zapadła w sen ledwo przyłożyła głowę do poduszki.
Dla niego ten luksus nie był dostępny - przynajmniej dopóki się nie upewni, że jego specjalna służąca nie ucieknie do swego świata. W związku z tym Raul przyniósł wygodny fotel ze swej komnaty, po czym rozsiadł się wygodnie, czekając aż Dess się obudzi.

Desire zachowywała się tak, jakby nagle je organizm przypomniał sobie o takim drobiazgu, jak sen. A może ten organizm przypomniał sobie stare, dobre powiedzenie "sen daje zdrowie"?
Delikatne pukanie do drzwi wyrwało Raula z drzemki, a Dess nawet nie drgnęła, chociaż normalnie obudziłoby ją stąpanie kocich łap o deski podłogi.
- Panie hrabio, cztery osoby opuściły w nocy pałac - powiedziała cicho Lisa, stawiając na stole śniadanie. - Coś jeszcze podać, jaśnie panie?
- Nie, jesteś na razie wolna.


Zegar na wieży pobliskiego kościoła dawno temu wybił godzinę południe, gdy Raul wreszcie postanowił obudzić Desire.
- Dess, podano do stołu - powiedział Raul, stając w drzwiach sypialni, do której słońce jak na razie nie zdołało się przedostać przez grube zasłony.
Wydostanie się z sennych odmętów zajęło dziewczynie nieco więcej czasu niż to miała w zwyczaju. Nawet tuż po tym jak usiadła na łóżku i otworzyła oczy, wydawała się nie do końca przytomna.
- Zaspałam? - pełne niedowierzanie pytanie wymknęło się z jej ust, a świadomość tego, że faktycznie tak się stało, zadziałała lepiej niż głos Raula, który budzenie zapoczątkował.
- Można to i tak nazwać. - Raul zdawał się być nieco rozbawiony. - Ale nie mamy dzisiaj żadnych konkretnych planów. Prócz jedzenia...
A potem rozmowy, dodał w myślach. Wolał nie psuć jej apetytu na dzień dobry.
- Mimo wszystko nie powinnam była - Desire rozbawiona nie była, a wręcz rzec by można iż więcej w niej obecnie było gniewu niż radości. Szybko także zebrała się z łóżka, wyraźnie przy tym korzystając z pomocy swej opiekunki, bowiem ruchy jej był zdecydowanie zbyt płynne jak na osobę, która parę godzin wcześniej ledwo się na nogach trzymała.
- Zaraz będę gotowa - poinformowała.
- Najpierw śniadanie - powiedział Raul. - I, jeśli mogę prosić, bez zbytniego udawania, dobrze?
Widać było, że Desire najchętniej sama zatroszczyłaby się o jedzenie, jednak widocznie nie śmiała sprzeciwić się bowiem tylko skinęła głową. Skoro Raul pofatygował się i przyniósł śniadanie, nie wypadało by odrzucić ów zaszczyt.
- Siadaj i smacznego - powiedział Raul, uprzejmym gestem wskazując stolik, na którym stała taca ze śniadaniem. Znacznie spóźnionym zresztą.
Jego służka zaś spełniła polecenie bez zbędnego szemrania, zajmując wskazane jej miejsce i biorąc w dłoń widelec. Jajecznica, którą miała przed sobą, wydała się jej w tej chwili wrogiem, ale nie musiała korzystać z pomocy Szarości, by wiedzieć że jej poczynania są bacznie obserwowane. Nic jednak nie mogła poradzić na to, że każdy kęs zdawał się rosnąć w jej gardle, uparcie nie chcąc podążyć w dalszą drogę. Zdecydowanie korzystanie z innych sposobów na utrzymanie sił wydawało się jej w tej chwili przyjemniejsze i korzystniejsze. Słowa jednak nie rzekła.
- Kleik? Rosołek? - uprzejmie zaproponował Raul, którego uwadze nie umknęła walka Dess, ze smaczną jakby nie było jajecznicą.
Dziewczyna pokręciła przecząco głową. Na samą myśl o kleiku zrobiło się jej niedobrze. Odpowiedzieć jednak nie mogła, walcząc z kolejną porcją jajecznicy, która mimo iż rzadka to i tak podjęła zażartą walkę o to, by uniemożliwić Dess zadowolenie jej pana.
- Może masz ochotę na coś innego? - spytał. - Możemy zejść do kuchni - zaproponował.
Ponownie pokręciła głową. To, na co by miała ochotę, co prawda znajdowało się w kuchni ale wątpiła, by Raul pozwolił jej skorzystać z tego sposobu na wzmocnienie się.
- Poradzę sobie, mój panie - odpowiedziała, gdy udało się jej wyjść zwycięsko z toczonej batalii.
- To nie chodzi o torturowanie ciebie - powiedział. - To nie jest kara. Dlatego musimy znaleźć coś, co ci będzie smakować. Jajecznica, tak mi się zdaje, nie należy do tego zestawu potraw.
Desire westchnęła odkładając widelec.
- Nie chcesz, mój panie, wiedzieć co by mi zasmakowało. Poradzę sobie z tym śniadaniem. To tylko początkowe trudności, które miną z czasem.
Zdawała się być rozzłoszczona, ale wyjątkowo nie wykorzystała swojej towarzyszki by gniew ów złagodzić. Szarość zaś posłusznie odstąpiła, pozwalając by Dess sama poradziła sobie z emocjami, które odczuwała.
- Poczekam zatem, aż skończysz - powiedział Raul, nie komentując pierwszego zdania, jakie padło z ust Dess. - Mamy dzisiaj dużo czasu.
I dużo czasu było potrzebne by jajecznica zniknęła, a chleba ubyła jedynie odrobinka.
- Trochę wina? - spytał Raul.
Nie można było powiedzieć by Dess dobrze się czuła z Raulem nadzorującym jej poczynania i spełniającym rolę, którą ona powinna względem niego. To było nienaturalne i gryzło się z wszystkim co zostało jej wpojone i do czego przywykła. Służba powinna zajmować się panem, a nie na odwrót. Zanim więc wpadł mu pomysł by nalać wina do kielicha, sama sięgnęła po karafkę. Wino pomogło pozbyć się resztek chleba, zalegających w przełyku. Poprzedniego dnia była w lepszym stanie. To ją niepokoiło. To i zachowanie Raula.
- Jak się czujesz? - Raul usiadł na krześle, wpatrując się w twarz Dess.
- Dobrze - odpowiedziała, bynajmniej tak się nie czując pod tym bacznym spojrzeniem. Ciche zapytanie napłynęło od Szarości, jednak jej pani wciąż odmawiała pomocnej dłoni. Obie co prawda wiedziały, że wkrótce się ugnie, co jednak nie znaczyło że Dess zamierzała poddać się bez walki. Nawet, jeżeli była ona wyjątkowo męczącą i zapewne całkowicie pozbawioną racji.
- Dobrze... - Jeśli w czyimś głosie można było usłyszeć brak wiary, to z pewnością był to głos Raula. - Dokończysz śniadanie, wykąpiesz się, Lisa ci pomoże, a potem wracasz do łóżka. Jutro wyjeżdżamy.
Desire wpatrywała się w Raula niewiele rozumiejąc z jego słów. Dlaczego niby miałaby spędzić cały dzień w łóżku? Gdzie wyjeżdżali? Dlaczego tak nagle? Miała mętlik w głowie i wrażenie, że wszystko wymyka się jej z rąk, a to przyjemne nie było. Zanim jednak popełniła błąd i wyraziła swoją opinię czy też poważyła się na zbędne pytania, ugryzła się w język. Jej pozycja w tej chwili nie była najlepsza by wszczynać dyskusje.
- Jak sobie życzysz - odparła tylko.
Raul nie odpowiedział, przyjmując zgodę jako coś oczywistego. Wstał i zadzwonił po służbę. Po chwili do drzwi jego komnaty zastukała Lisa.
- Kąpiel dla panny Desire - zadysponował.

Po paru dłuższych chwilach Lisa pojawiła się ponownie.
- Kąpiel gotowa - oznajmiła.
A to oznaczało konieczność przebycia niemal całego korytarza, który ciągnął się przez prawe skrzydło pałacu.

* * *

Wykąpana, czysta, odświeżona... i daleka od uczucia szczęścia Dess powróciła do swojej komnaty, gdzie najwyraźniej spędzić miała resztę dnia. Wątpiła w to by poinformowanie Raula, że nie czuje się zmęczona, cokolwiek dało.
- Połóż się, proszę. - Głos Raula ociekał uprzejmością.
Łóżko było świeżo posłane, pokój wywietrzony, a zasłony ponownie zaciągnięte.
Posłusznie wykonała polecenie, kryjąc nagle obudzony gniew. Uczucie było silne i ledwie się jej ta sztuka na czas udała. Tym razem nie miała szansy poradzić sobie sama, więc przywołała na pomoc Szarość. Miała szczerze dość bycia traktowaną jak niedołężna, chorowita istota. Pokusa by skorzystać z mocy Szarości i zmienić jego nastawienie była bardzo silna, niemal obezwładniająca. Problem polegał na tym, że zapewne dobrze takie działanie by się nie skończyło.
- Dokąd jedziemy? - zdecydowała się na pytanie.
- Nie mówiłem? Do Pussay. - Raul przeszedł do porządku dziennego nad zanikami pamięci jego niezawodnej do niedawna służącej.
- Dlaczego? - zadała kolejne pytanie.
- Na spotkanie z pretendentem do dotychczasowego stanowiska nieodżałowanego kardynała.
Desire przez dłuższą chwilę spoglądała na Raula, dbając o to by jej twarz nie zdradzała myśli. Porzuciła dalsze próby walki i poddała się Szarości oraz jej zbawiennemu działaniu. Tak, niektórych rzeczy nie dało się naprawić. Skinęła głową, którą to następnie położyła na poduszce odgradzając się od widoku świata, powiekami. Oddała wszystkie troski, pozwalając by zapanował spokój. Za dużo, zbyt szybko i niespodziewanie. Powoli docierała do niej świadomość, że w trakcie jej pobytu w Paryżu ginęli nie tylko ci, których obierała za swoje ofiary. Umierało też coś ważniejszego, a teraz pozostało jedynie truchło, którego nie da się ożywić. Poradzi sobie jednak i z tym problemem, tak jak radziła sobie zawsze. Nie była sama. Miały siebie i to im wystarczało do istnienia.
- Desire! Co to ma znaczyć! - Zmiany w zachowaniu i wyglądzie nie dało się przegapić.
- Odpoczywam, jak nakazałeś - odpowiedziała, otwierając oczy.
- Najwyraźniej inaczej rozumiemy to słowo - stwierdził Raul. - Jesteś mi potrzebna - powiedział. - Nie uciekająca do swego odrębnego świata. Nie chowająca się w nim... a tak to czasami wygląda.
- Nie chowam się w nim, a korzystam z jego istnienia, tak jak człowiek korzysta z tego, że posiada serce. Nie uciekam, a jedynie odsyłam do niego te myśli i uczucia, które nie są mi w danej chwili potrzebne. I tak jak człowiek nie może żyć bez serca, tak ja nie mogę bez niej - wyjaśniła spokojnie. Było to logiczne przedstawienie sprawy, pozbawione zbędnej otoczki gniewu czy zniecierpliwienia. Odpowiedź była uprzejma, nie za bardzo uniżona, jednak i nie przesadnie władcza. Ot, idealnie pośrodku. Przede wszystkim zaś była szczera, aczkolwiek Dess i tak miała wrażenie, że zostanie źle zrozumiana i potraktowana jako kolejny objaw jej staczania się w odmęty Szarej Strefy. Zniechęcenie powoli zaczęło się sączyć do jej serca i uwidaczniać na obliczu, jednak jako że było ono uzasadnione wedle wszelkich miar, przytłumiła je tylko delikatnie. I tak Raul nie będzie zadowolony, doszła jednak do wniosku, że może sobie pozwolić na okazanie odrobiny tego jak jego nastawienie na nią wpływa.
- Nie powiedziałem, że masz się tego świata wyrzec - odparł - ale że pogrążając się w tamtym świecie masz nie zapomnieć o tym. A w tym świecie jesteś słaba.
- Nie zapomnę - obiecała. - Już nie - dodała nieco ciszej, ponownie zamykając oczy.
- Nie potrafię cię zrozumieć - przyznał Raul. - Przynajmniej nie do końca. W każdym razie wiesz, czego od ciebie oczekuję.
- Odzyskania sił. Dalszej służby. - Wymieniła, nie otwierając oczu. - Nie zawiodę.
- Wiem, że nie zawiedziesz. To w tobie lubię, między innymi, że zawsze można na tobie polegać.
- Nie zawsze - mruknęła cicho.
Raul uśmiechnął się lekko, czego Dess zobaczyć nie mogła.
- O tym zapomnij - powiedział. - Jesteś najlepszą służącą, jaką mogę sobie wymarzyć. A jeśli brak ci jeszcze odrobinę do prawdziwego ideału, to popracujemy nad tym.
Nieco niepewny i nie do końca chętny uśmiech pojawił się na twarzy Desire. Słowa Raula pieściły jej zranioną duszę, działając lepiej niż wszelkie łajania, których się nasłuchała. To właśnie dlatego wiernie trwała u jego boku. Był jej panem. Nie zawsze wyrozumiałym, niekiedy nie widzącym oczywistego, a czasami wręcz uparcie działającym wbrew jakimkolwiek zasadom. Dbał o nią jednak, na ten nie do końca przez nią rozumiany sposób. I była pewna, że gdy tylko dojdzie do siebie po ostatnich zmianach ich stosunki się poprawią. Wiedziała też jednak, że nigdy nie wrócą do tego, co było wcześniej. Zbyt wiele się wydarzyło i zbyt wiele zostało powiedziane. Czy jednak nowe zawsze było gorsze? Dess tak nie uważała. Z czasem, o ile dadzą sobie szansę, Raul także spojrzy na nią i Szarość, w inny sposób.
- Popracujemy - zgodziła się, zwijając pod kołdrą w kłębek, tak że widać było tylko czubek głowy. Nagle doszła do wniosku, że przespanie większości dnia nie było takim znowu złym pomysłem.
Raul przez moment jeszcze posiedział pilnując, by Desire się nie rozmyśliła, po czym wrócił do swego pokoju.
Przed wyruszeniem w drogę miał jeszcze kilka spraw do załatwienia, i to nie tylko z owym wyjazdem związanych. A w wolnych chwilach będzie mógł się zastanowić nad tajnikami kobiecej duszy i kobiecego umysłu.
A było nad czym myśleć.
Ktoś kiedyś powiedział, że ten co mówi, że rozumie kobiety, kłamie. Raul był pewien, że w tym stwierdzeniu był cały ocean prawdy. On też nie potrafił zrozumieć Dess i miał wrażenie, nie potrafi do niej dotrzeć. A to nie wróżyło zbyt dobrze ich dalszej współpracy.
Z pewnością czekała ich jeszcze niejedna rozmowa, podczas których będzie się musiał obchodzić z Dess bardzo ostrożnie.
 
Kerm jest offline  
Stary 02-03-2016, 17:48   #39
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Gdy Desire otworzyła oczy, promienie słoneczne szerokimi strumieniami wpadały do jej komnaty. Był ranek, a raczej wczesne przedpołudnie. Pozwoliła sobie jeszcze na kilka chwil lenistwa nim zmieniła pozycję, na nieco mniej horyzontalną. Przeciągnięcie się pozwoliło obudzić te mięśnie, które nie nadążały za resztą. Szarość jak zwykle przywitała ją delikatnym muśnięciem, zabierając ze sobą resztki snu, który spowijał myśli dziewczyny. Dziś mieli wyjechać, więc dłuższe wylegiwanie się w łóżku nie wchodziło w grę. Musiała jednak przyznać, że zaczęło się jej podobać. Było to wyjątkowo niekorzystne spostrzeżenie. Przywołało jednak uśmiech na jej twarz. Zdecydowanie czuła się lepiej i nie chodziło tylko o ciało. Co prawda pewien głód nadal tkwił w podświadomości, jednak nie był on aż tak dokuczliwy jak sadziła, że będzie. Wkrótce nadarzy się okazja do pozbawienia życia jakiegoś nieszczęśnika, takie zawsze prędzej czy później się pojawiały, a wtedy odbije sobie ów post. Do tego czasu postanowiła, że odzyska siły stracone przez pobyt w Paryżu i jego konsekwencje.
Skoro zaś o siłach była mowa, czas był najwyższy by wstać, co też zaraz uczyniła.
Jej bagaże były gotowe do drogi, dzięki pomocy Lisy. Korzystanie ze służby by załatwić tak drobną sprawę jak wypełnienie sakr podróżnych, było dla Desire nowością, jednak Raul nalegał by dalej odpoczywała, a ona nie zamierzała się sprzeciwiać. Tak więc praca ta została złożona na barki pokojówki. Jedynymi rzeczami, którymi Dess zajęła się sama, była jej suknia do specjalnych wyjść i kuferek z ziołami i ostrzami. Obie te rzeczy oczywiście zabierała ze sobą, bez względu na to, co jej pan miał na ten temat do powiedzenia. Był to z jej strony bez wątpienia okaz buntu i nieposłuszeństwa, jednak nie zamierzała poddawać się we wszystkim. Czas spędzony w łóżku dał jej okazję do przemyślenia wszystkiego i ułożenia planu dalszego działania. Oczywiście, nadal miała stać u boku Raula, jako jego służka. Nie była jednak zdolna nadal funkcjonować jako posłuszna we wszystkim niewolnica. To, że sama wcześniej narzuciła sobie tą rolę, odbiło się niekorzystnie w zderzeniu z nadmiarem bodźców, którymi została zaatakowana w Paryżu. Niezdolna się obronić, poległa z kretesem i gdyby nie czujność jej pana, z pewnością zatraciłaby się w pełni i zmieniła w wierny cień, podążający za nim i mordujący wszystko co chociażby w najmniejszym stopniu mu zagrażało. Należało z tym skończyć. Musiała być w stanie sama o sobie decydować. Musiała nauczyć się jak rozpoznawać zagrożenia i reagować na nie w nowy, niekoniecznie destrukcyjny sposób. Hrabia nie był dzieckiem, potrafił się bronić. Nie mogła wciąż powstrzymywać każdego ryzyka, które mogło zakończyć się raną czy poważnym urazem. W ten sposób krzywdziła zarówno siebie jak i jego. Nadmiar obowiązków pozbawiał ją czasu, który wymagała pełna regeneracja po dniu spędzonym na służbie. Niekiedy nie chodziło nawet o dzień. Pełna doba, za nią kolejna i kolejna… Wszystko po to by nawet włos nie spadł z jego głowy. Jakież to naiwne jej się teraz wydawało.
Uniosła dłoń do oczu. Nie trzęsła się już, nawet bez pomocy Szarości. Była wychudzona, wątła i wciąż w walce czy codziennych czynnościach musiała korzystać z pomocy swej opiekunki, jednak z każdą chwilą radziła sobie lepiej. Odetchnięcie pełną piersią sprawiało przyjemność, a nie ścisk w piersi i poczucie winy, że marnuje czas na rozkoszowanie się czymś tak nieistotnym w danej chwili. Cichy, nieco pobłażliwy śmiech Szarości sprawił, że sama się roześmiała, nagle czując jak mała dziewczynka, która wyszła cało z naprawdę poważnej psoty.
Z nową energią opuściła łóżko i ponownie przeciągnęła. Nie bacząc na swój niezbyt odpowiedni strój, ruszyła w stronę okna by otworzyć je na oścież. Zapowiadał się piękny dzień, w sam raz na podróż. Jej cel zgasił nieco jej radość, jednak nie na tyle by całkiem poddać się ponurym przewidywaniom. Co miało nadejść, to nadejdzie. Była gotowa stawić czoła wszelkim planom jakie miał Mazarin. To, czy była gotowa na wszystkie te, które miał hrabia, pozostawiało nieco do życzenia. Skoro zaś ku Raulowi jej myśli zawędrowały…
Ubrała się szybko, jednak nie bez zwyczajowej dbałości o to, by wszystkie jej ostrza znalazły się w odpowiednich miejscach. Najnowsza moda była coraz bardziej sprzyjająca w tej kwestii. Odpowiednio wyeksponowane piersi skutecznie odwracały uwagę od tkwiących w gorsecie noży. We włosy wpleść można było nie tylko kwiaty ale i całkiem pokaźną ilość śmiercionośnych igieł. Nie wspominając już nawet o garocie, która udawała naszyjnik i tej mniejszej, służącej tylko do podrzynania gardeł, skrytej w rękawiczce. To zaś była tylko drobna cześć asortymentu, którym dysponowała i z lubością korzystała Dess.
Gotowa, sprawdziła jeszcze czy wszystko leży tak jak powinno i czy jej osoba prezentuje się odpowiednio by służyć za towarzyszkę hrabiemu. Zadowolona skinęła głową i ruszyła w kierunku drzwi, które oddzielały ich pokoje. Jak zwykle nie zapukała, tylko otworzyła je pewnie, wchodząc do komnaty Raula.
- Dzień dobry, hrabio - przywitała się wesoło.
Raul oderwał wzrok od trzymanego w dłoni pisma, po czym uważnym spojrzeniem zlustrował Desire od stóp do głowy i z powrotem.
- Lepiej, ale jeszcze nie całkiem dobrze. Dzień dobry, Dess. Siadaj. Jadłaś już?
- Przyszłam się najpierw przywitać - odparła, nie pozwalając by cokolwiek nadszarpnęło jej dobry nastrój. - Szykuje się wspaniały dzień.
Zamiast posłuchać, ruszyła w stronę okna i także tu otworzyła je na oścież. Dopiero wtedy zrobiła to co jej kazał i zajęła miejsce w fotelu.
Raul spojrzał przez okno, potem westchnął.
- Za dużo papierów - powiedział ze smutkiem.
- Dobrze wyglądasz. Cieszę się. Przynajmniej kawałek tego pięknego dnia spędzimy na powietrzu.
Wstał, podszedł do okna i wyjrzał, całkiem jakby chciał się przekonać, czy pogoda jest naprawdę taka ładna, jak to mówi dziewczyna. Albo jakby sprawdzał, czy ktoś nie podsłuchuje za oknem.
- Cały czas się zastanawiam - odwrócił się do Dess - jak go przekonać, żeby sobie wybił z głowy bzdurny pomysł przejęcia tronu. Wiem, że najprostszym sposobem byłoby pozbawienie go życia. Ale czy najlepszym? To jest problem. Ktoś mądry i sprytny, stojący u boku króla, to skarb. Pod warunkiem, że nie trzyma łopaty i nie podkopuje króla. Gdyby mu zabrać łopatę... może coś by z tego wyszło.
Spojrzał na Desire, całkiem jakby to od niej chciał odpowiedzi.
- Mądrych i sprytnych ale przy tym wiernych koronie nie brakuje - odparła, przyglądając się hrabiemu. - Na jego miejsce pojawi się ktoś inny, zapewne gorszy w knuciu, jednak istnieje szansa na to, że będzie inteligentną osobą i dobro korony postawi na pierwszym miejscu. Nie wiemy także, kim tak właściwie jest Mazarin. Nie spotkaliśmy go, nie mieliśmy z nim kontaktu. Fakt, jego dążenie do pozbawienia cię życia, przemawia wysoce na jego niekorzyść, to jednak wcale nie jest pewne, że informacje które go ku temu skłoniły są prawdziwe. Richelieu z pewnością zadbał o to by Mazarin otrzymywał odpowiednie informacje. Odpowiednie dla niego, niekoniecznie dla samego Mazarina. I chociaż najchętniej zgotowałabym mu los podobny do tego, który spotkał kardynała, to uważam że najpierw powinniśmy się z nim spotkać i dopiero wtedy snuć dalsze plany.
- Wolałbym nikogo nie zabijać - powiedział Raul - bez ważnej przyczyny. Ale też nie chcę się pakować jak idiota w środek pułapki. Wyeliminowanie tych, którzy stanowią jego ochronę, zapewniłoby nam bezpieczeństwo. Ale... czy duże utrudnienie będzie dla ciebie stanowić pozbycie się ich bez wysyłania ich do lepszego świata?
Zamyśliła się. Zabicie oczywiście byłoby najlepszym wedle jej opinii wyjściem, jednak nie była tak ograniczona by dla niej było to wyjście jedyne.
- Minimalnie - odpowiedziała. - Nie będzie to nic, z czym nie mogłabym sobie poradzić. Pozostaje jedynie kwestia ilości chroniących go osób i ich jakości oraz czasu jaki dostanę na wykonanie tego zadania.
- Mam zaproszenie na rozmowę na jutro, na dziewiątą wieczór. Dojazd do Pussay zająłby nam pół dnia. Trzeba by się zatrzymać gdzieś w okolicy, zobaczyć, co ciekawego dzieje się w Pussay, a na spotkanie zjawić się z pewnym opóźnieniem. Mamy więc całą dobę na zbadanie miejsca spotkania, a potem co najmniej godzinę na wyeliminowanie... przeszkód. Nie chcę, by ktokolwiek dowiedział się o twoim świecie, bo to oznacza tylko i wyłącznie jedno...
- Spotkanie dojdzie do skutku tylko i wyłącznie wtedy, gdy będziemy bezpieczni. W razie czego zorganizujemy sami kolejne spotkanie, w innym miejscu, które sami wybierzemy - dodał.
Dess oczywiście zgadzała się w pełni z tym, że jej świat powinien zostać tajemnicą. Nie zamierzała także pozwolić na to by ktokolwiek, kto miałby dalej wieść swój żywot na tym padole, miał chociażby krótki kontakt ze Strefą.
- Doba wystarczy by wybadać grunt i przygotować wszystko do wyeliminowania ochroniarzy. Nie powinno być z tym żadnych problemów. Kiedy ruszamy?
- Jeśli masz wszystko, co trzeba, to po śniadaniu. Jeśli czegokolwiek ci jeszcze brak, to opóźnimy wyjazd o tyle, ile będzie trzeba. Drugie śniadanie zjemy po drodze, a potem rozejrzymy się za jakimś nie rzucającym się w oczy zajazdem, gdzie zatrzymamy się na noc.
- Jestem gotowa ruszyć w każdej chwili - potwierdziła swoją gotowość, dodatkowo skinąwszy głową. - Pójdę sprawdzić co dzisiaj jest do wyboru. Przynieść śniadanie tutaj? - zapytała, wstając i kierując się w stronę drzwi. Cały czas z jej ust nie znikał uśmiech. Również oczy się śmiały co nie zdarzało się zbyt często ostatnimi dniami.
- Tak, najlepiej będzie, jeśli zjemy tutaj. W tym czasie sprzątnę ten bałagan. - Głową skinął w stronę biurka, którego dobrą połowę zajmowały księgi, papiery i pergaminy. - Jadalnię zostawimy na inną okazję.
Desire skinęła głową i nie zwlekając zniknęła za drzwiami. O śniadanie, oczywiście, problemu nie było. Kucharz jak zwykle stanął na wysokości zadania, a nawet gdyby nie, to Dess była w stanie zadbać o jadło dla siebie i Raula. Spiżarnia była pełna, świeżych owoców nie brakowało, a znalezienie lekkiego wina czy czegoś nawet nieco mocniejszego, nie stanowiło dla niej problemu. Odczekała tyle, ile wymagało przygotowanie jajecznicy dla hrabiego i zestawu chłodnych przekąsek dla niej. Gdy dołączył do nich chleb, dzban mleka i karafka z winem, zabrała tacę i ruszyła w drogę powrotną do komnaty Raula. Rezydencja wydawała się wymarłą. Brak służby sprawiał, że każdy krok dziewczyny brzmiał jakby głośniej. To jednak nie przeszkadzało Dess. Nie musiała zachowywać się cicho więc tego nie robiła. Kolejna, dość miła odmiana.

Do komnaty weszła jak zwykle, bez pukania, drzwi otwierając łokciem.
Biurko, zgodnie z obietnicą Raula, było uprzątnięte, jedynie z brzegu leżał zwinięty rulon pergaminu.
- Postaw, proszę, i siadaj - powiedział Raul. Zamknął drzwi szafki i przekręcił klucz. Co prawda dla chcącego otwarcie takiego zamka nie stanowiło zbytniego problemu, ale otwarta szafka bardziej kusiła ciekawskich.
- Jak tam ochota na pokonanie kilku mil na grzbiecie konia? - spytał.
Desire spełniła polecenie kładąc tacę na biurku i siadając na jednym z foteli stojących przy nim.
- Będzie to miła odmiana - stwierdziła, nalewając wina do kielichów.
Raul skinął głową. Nałożył jedzenie na talerz, po czym podsunął tacę dziewczynie,
- Twoje zdrowie. - Uniósł kielich.
Nie sądziła by taki toast był szczególnie odpowiedni na chwilę przed wyruszeniem w drogę, która mogła zakończyć się ich śmiercią, jednak sprzeciwu swojego nie wypowiedziała.
- Za udaną podróż - zamiast tego wzniosła własny, który jej zdaniem bardziej był na miejscu. Z podsuniętej tacy wybrała po trochu wszystkiego, nakładając jedzenie na drugi talerz. Oczywistym było, że nie wszystko co na nim się znalazło zniknie, jednak przynajmniej spróbuje po trochu każdego z rarytasów jakie tam się znalazły.
Raul wypił kilka łyków wina, a potem dzielił uwagę między swoje jedzenie a posilającą się Desire.
Gdy dziewczyna skończyła jeść, Raul odsunął tacę na bok, po czym rozwinął rulon, który okazał się być mapą Francji.
- Tu jest Pussay, przy trakcie na Tours. A my zatrzymamy się na noc w Angerville. - Raul wskazał kolejny punkt na mapie. - Godzina pieszej wędrówki do Pussay.
- Czy nie lepsze byłoby Gommerville? - zapytała przyglądając się mapie. - Jest nieco mniej oczywistym wyborem. W dodatku ewentualnych szpiegów można by zgubić korzystając z tłoku na trakcie prowadzącym do Chartress.
- Też o tym myślałem... Nieco dłuższa droga, ale pewnie mniej kłopotów nas będzie czekać. Zgoda. W takim razie pojedziemy na Tours, a potem skręcimy na Chartres. Jeśli ktoś przypadkiem będzie nas śledzić, to się znajdzie jak na patelni.
Jego służka skinęła głową na zgodę. Ten plan dawał nieco więcej możliwości ewentualnego zadbania o śledzących ich ludzi jak i ominięcia ewentualnych pułapek po drodze.
- W takim razie zajmę się przygotowaniem koni - oświadczyła wstając.
- Tylko weź dla siebie coś lepszego, niż tamta biedna szkapa, na której przyjechałaś do Paryża - polecił Raul, również podnosząc się z fotela.
- Już wybrałam wierzchowca - odparła, nie wspominając iż stało się to przy okazji likwidowania stajennych.
Raul skinął głową.
- W takim razie za chwilę ruszamy. Wydam tylko kilka poleceń.


Gommerville

Gommerville nie można było nazwać okazałą wioską. Kilkanaście chat, mały kościółek, pamiętający zapewne czasy Filipa Pięknego, i - oczywiście - karczma. Bezimienna karczma. Bo i po co - wszak tutejsi mieszkańcy nie potrzebowali szyldu, by wiedzieć, jak tam trafić.
Wizyty szlachty w tej dziurze zapewne nie należały do zbyt częstych, bowiem na widok wchodzących do środka Desire i Raula karczmarz wybałuszył oczy, by po chwili w głębokich pokłonach ruszyć witać nowo przybyłych.
Desire obrzuciła zebranych w karczmie chłopów uważnym spojrzeniem, szybko oceniając, że zagrożenia z ich strony raczej być nie powinno. Wystrój wnętrza pasował do tego, czym ów przybytek był. Prostym, wieśniackim miejscem zebrań po dniu spędzonym na polu. Jakże odmienny od tego co widywali w Paryżu czy chociażby przy główniejszych drogach. Westchnienie Dess nie wyrażało szczególnego zachwytu. Uśmiechnęła się jednak, mimo iż na dobrą sprawę nie musiała.
- Dobry człowieku czy znajdzie się w tym przybytku stosowny pokój dla dwojga? - Zadała pytanie, uważając by jej głos zabrzmiał miło ale nie był pozbawiony nutki władczości. Co prawda szlachcianką nie była ale i nikt tu o to nie zapyta, a wątpiła by Raul na głos wyraził swą dezaprobatę dla jej zachowania.
- I coś do zjedzenia, zanim będzie kolacja - dodał Raul.
Rozejrzał się dokoła, jakby szukał miejsca godnego jego osoby.
Karczmarz rzucił się do jednego ze stołów, rozpaczliwymi machnięciami ścierki usiłując doprowadzić go do stanu czystości.
- Proszę siadać - powiedział. - Zaraz podam. I pokój też się znajdzie.
Skłonił się Desire.
- Mam nadzieję - powiedział Raul i rzucił na stół dwa liwry. - I niech ktoś się zajmie naszymi końmi - dodał.
- Tak, jaśnie panie, tak, jaśnie pani. - Karczmarz ponownie skłonił się w pół.

Wino było dokładnie takie, jak się Raul spodziewał - idealnie pasowało do miejsca, w którym się znajdowali. Kolacja była znacznie lepsza, w przeciwieństwie do pokoju, który był niewiele lepszy od wiejskiej izby. Nie przyjechali tu jednak na odpoczynek...


Gdy gwar rozmów w karczmie przycichł, a ostatni goście opuścili progi gospody, Desire była gotowa by wyruszyć w drogę. Jej strój podróżny został zastąpiony suknią, którą posiadała na takie właśnie okazje. Co prawda Raul nie życzył sobie kolejnych zabójstw, jednak nie zawsze dostawało się dokładnie to, co się chciało. Nie mówiąc już o tym, że strój ów pozwalał Dess na zaopatrzenie się we wszystko co mogło jej być potrzebne, bez niewskazanej utraty możliwości swobodnego poruszania się. Sprawdziła jeszcze czy wszystkie zabawki znajdują się na swoim miejscu, po czym przeniosła wzrok na hrabiego.
Zastanawiała się co takiego zastaną na miejscu. Wątpiła by pułapka była oczywista. Gdyby to jej dano wybór, rozegrałaby całość po cichu, maskując się napadem. Ewentualnie użyłaby trucizny i zrzuciła śmierć nowego hrabiego na barki rodzinnej dolegliwości. W ten sposób cień podejrzenia nie przyćmiłby świetliście się zapowiadającej kariery Mazarina. Nie wątpiła co prawda w to, że człowiek ów zabezpieczył się na każdą okazję. Nie można jednak było ustrzec się czegoś, czego nie dało się ani przewidzieć, ani zobaczyć, ani zrozumieć. Tym zaś bez wątpienia była młoda służąca hrabiego.
Raul nie zamierzał się afiszować.
Ubranie podróżne czarne nie było, ale w mroku nocy trudno je było zauważyć, do tego rękawice, zakrywające przed wzrokiem ewentualnego obserwatora biel dłoni. Nasunięty na czoło kapelusz nadawał co prawda noszącemu wygląd bandyty, ale tym hrabia nie zamierzał się przejmować.
Szpada, pistolety... Co prawda huk wystrzału gryzł się nieco z niechęcią do ogłaszania swej obecności, ale w krytycznej sytuacji celnie wystrzelona kula mogła rozwiązać niejeden problem.
- Idziemy - powiedział.
Otworzył okno.
Dess na końcu języka miała słowa, które z pewnością przysporzyłyby jej w tej chwili jedynie dodatkowych kłopotów. Ugryzła się jednak w porę by zatrzymać je i w milczeniu skinąć głową. O ile prostszym wyjściem byłoby wymknięcie się pod osłoną Szarości. Bez ryzykowania skręcenia kostki przy nieudanym skoku z okna czy tego, że zostaną zauważeni. Zdawała sobie jednak sprawę, że Raul z pewnością kategorycznie odmówiłby jej propozycji. Szarość w pełni się z nią zgadzała. Zamiast więc zniknąć, rozszerzyła pole swego postrzegania, sprawdzając czy aby na pewno wyjście w tej chwili było bezpieczną opcją.
- Jeszcze nie - wstrzymała Raula, gdy jej zmysły wychwyciły podpitego wieśniaka, który zboczył nieco ze swej drogi by poddać się potrzebie pęcherza, wypełnionego wypitym trunkiem.

Okno nie było na tyle wysoko, by schodzenie mało stanowić jakiekolwiek niebezpieczeństwo. I obyło się bez nieszczęśliwych wypadków.

Podobnie jak i droga do Pussay przebiegła bez przeszkód. Pogrążona we śnie miejscowość sprawiała miłe, sielskie wrażenie. Tu czy tam zaszczekał pies, odezwała się krowa…
Chociaż Pussay od biedy można było nazwać miasteczkiem, to o tej porze mieszkańcy oddawali się urokom pobytu w objęciach Morfeusza, lub własnej małżonki. W paru tylko oknach migotało światło pojedynczej świeczki czy kaganka. Jedynie w położonym na samym skraju dworku życie nie zamarło. A mieszkała tam jakaś bardzo ważna persona, bo nikomu innemu nie przyszłoby nawet do głowy ustawić przed głównym wejściem straży. A jeśli na dodatek owi strażnicy na bordowych tunikach nosili białe krzyże…
Desire uśmiechnęła się. To było niemal zbyt proste by było rzeczywiste. Oczywiście sytuacja ta mogła się w każdej chwili zmienić gdyby Raul zdecydował że i w tym wypadku powinna wstrzymać się przed wykorzystaniem swej opiekunki.
- Chcesz się trochę rozejrzeć? - spytał cicho Raul.
- To byłoby raczej wskazane - stwierdziła. - Możemy także wejść tam od razu. Skoro oczekują twojego przybycia dopiero jutro to ochrona powinna być słabsza o tej porze.
Raul przez moment przyglądał się stojącym przed dworkiem strażnikom.
- Rozmowa teraz, gdy nikt się nas nie spodziewa, mogłaby przynieść ciekawe owoce. Ale może się okazać, że tam są całe tabuny strażników. Na miejscu Mazarina, bez względu na dalsze plany, starałbym się zabezpieczyć.
- Gdybyś była tak uprzejma, i sprawiła, że żaden ze strażników nie obudziłby się do rana, byłbym ci bardzo wdzięczny. I o wiele spokojniejszy co do tego, że nikt nam tej rozmowy nie przerwie.
- Z przyjemnością - odpowiedziała.
Jako, że już wcześniej została poinformowana o jego życzeniu zachowania ewentualnych problemów przy życiu więc była przygotowana odpowiednio by wyeliminować przeciwnika bez pozbawiania go życia. To, że po obudzeniu będzie ledwie do życia się nadawać jakoś specjalnie jej nie przejęło. Dwa sztylety, które zostały wykonane na zlecenie, znalazły się w jej dłoniach, gotowe by wypełnić cel, dla którego zostały powołane do życia. Zawahała się jednak chwilę i spojrzała na Raula. W tej chwili najlepszym rozwiązanie byłoby skryć się przed wzrokiem strażników w objęciach Szarości, jednak nie chciała tego robić bez pozwolenia.
Raul zachwycony Szarością nigdy ne był, ale zdawał sobie aż za dobrze sprawę z tego, że to, co ma wady, ma też i zalety. W tym wypadku zalet było więcej.
- Zrób to najlepiej jak potrafisz - powiedział. - I w najbezpieczniejszy dla siebie sposób - dodał.
Jej uśmiech poszerzył się nieco, a głowa skłoniła. Nic więcej nie potrzebowała, a Szarość czekała by czułymi ramionami objąć jej ciało i wchłonąć do siebie. Będąc w domu była całkowicie bezpieczna i była silna siłą ich obu. Świat stracił swe barwy, które zastąpiła Ona. Desire widziała dokładnie gdzie znajdowały się słabe punkty dwójki strażników. To było takie proste. Podejść do ofiary, wysunąć ukryte ostrze w rękojeści sztyletu i drasnąć lekko szyję mężczyzny. Uniósł dłoń zdziwiony, bo niby skąd ów ból, skąd ta krew która zabarwiła jego rękawicę. Skąd to dziwne uczucie, niby muśniecie skrzydeł motyla lub ust kochanki na jego policzku? Drugi powtórzył gest kompana. Spojrzeli po sobie, a w ich oczach zalśniła iskierka podejrzenia.
Jeden otworzył usta, jakby chciał krzyknąć lub chociażby coś powiedzieć, lecz zgłoski zamarły mu na ustach. U drugiego wystąpiły te same objawy. Dłonie strażników spoczęły na rękojeściach szpad, jednak ruch ten na nic się zdał. W chwilę później osunęli się na ziemię. Desire wyszła z cienia i sprawdziła ich stan. Środek usypiający działał dokładnie tak jak miał zadziałać. Oczywiście wolałaby by była to trucizna, jednak rozkaz był wyraźny. Ponownie zniknęła z oczu i skierowała swe kroki w stronę budynku, rozciągając przy tym zasięg Strefy tak, by objęła maksymalny obszar. Nie chciała problemów przy wykonaniu tego zadania i zamierzała postarać się o to by wszelkie przeszkody zostały wyeliminowane.
Tak jak podejrzewała nie było ich tak wiele. Gwardziści w liczbie sześciu spoczywali w najlepsze w swych łóżkach i pochrapywali wygrywając melodię śpiących snem sprawiedliwych. Dess postarała się, by sen ten nie został zbyt szybko przerwany. Podobnie rzecz się miała z tymi domownikami, którzy wciąż na nogach byli, gotowi by przyjść na wezwanie ich pana. Sam Mazarin wciąż ślęczał w swym gabinecie skupiony w pełni na dokumentach jakie przeglądał. Nie mogła tam wejść nie będąc zauważoną. Nie miało to jednak znaczenia. W dostrzeganiu niebezpieczeństw Szarość była nieoceniona. Nic nie umykało jej uwadze. Ani ukryte pomieszczenie po prawej stronie od wejścia do gabinetu, ani dwie kusze przytwierdzone pod blatem biurka, gotowe by wyeliminować ewentualnego gościa, który zasiądzie na jednym z foteli. Raul będzie musiał zostać poinformowany o tych drobnych szczegółach wystroju wnętrza gabinetu ich przyszłego gospodarza. A skoro mowa była o hrabim, czas był to najwyższy by złożyć mu raport. Nie zwlekając ruszyła w drogę powrotną upewniając się przy tym, że ci, którzy zlegli twardym snem który im podarowała, nie rzucają się zbytnio w oczy. Co prawda wątpiła, by Mazarin postanowił wybrać się na nocny spacer po posiadłości w tym krótkim czasie, który ona poświęci na zapoznanie Raula z jej spostrzeżeniami, to jednak ryzykowanie zostania przyłapanym na tak błahym błędzie byłoby ze strony Desire głupotą.

Raul, wtopiony w cień, czekał cierpliwie na powrót Desire. Nie zauważył go żaden przypadkowy przechodzień, nawet przysłowiowy pies z kulawą nogą.
Gdy stojący przed wejściem gwardziści miast stać, jak przystało na wyborowych żołnierzy, na baczność, ułożyli się wygodnie niedaleko progu, młody hrabia miał kolejną okazję ujrzeć na własne oczy skuteczność działań jego osobistej służącej. Nie dało się ukryć, że bez jej udziału dotarcie do dworku nie obyło by się bez mniejszych czy większych problemów. Większych, zapewne. I - z pewnością - nie zakończyłoby się wszystko tak, jak chciałby tego Raul.
Teraz, chociaż dostęp do posiadłości Mazarina stanął otworem, Raul stale nie zamierzał ryzykować. Nawet głupiec wziąłby ze sobą większą eskortę, a Mazarin głupcem nie był, chociaż niektóre jego uczynki nie należały do najbardziej rozsądnych. Z punktu widzenia Raula, oczywiście.
Stał więc i czekał, aż Desire wróci i przyniesie wieści,

Czekać nie musiał długo, aczkolwiek z pewnością było to nieco więcej niż kwadrans od chwili, w której strażnicy osunęli się na ziemię. Wyłoniła się tuż przy nim, cicha niczym duch.
- Dworek jest zabezpieczony. Mazarin jest w gabinecie - poinformowała.
- Chodźmy więc złożyć niezapowiedzianą wizytę - odparł Raul.

Drzwi frontowe dworku były uchylone, dokładnie tak, jak je zostawiła wychodząca przed chwilą Desire. Raul zamknął je za sobą, po czym - prowadzony przez dziewczynę - dotarł do gabinetu Mazarina. Padająca przez szparę pod drzwiami smuga światła świadczyła o tym, że gospodarz jeszcze nie poszedł spać.
- Jest sam? - spytał cicho Raul.
- Jest - potwierdziła. - Ma jednak dwie kusze gotowe do strzału, przytwierdzone do spodu blatu więc może lepiej gdybym to ja weszła pierwsza? - zaproponowała, rozszerzając Strefę i przygotowując się na skorzystanie z pomoc Szarości. - Mogę uśpić jego czujność.
- Tylko nie zrób mu krzywdy - poprosił Raul.
Co prawda dobre wychowanie nakazywało najpierw zapukać, lecz w tym przypadku konwenanse można było odłożyć na bok. Tym bardziej, że niezapowiedziana wizyta również nieco się kłóciły z tymi konwenansami.

Drzwi otworzyły się bezszelestnie. Dopiero migotanie płomieni świec poinformowało pochylonego nad pergaminem mężczyznę, że w pokoju coś się zmieniło. Niezadowolenie odmalowało się na jego twarzy, gdy spojrzał w ciemność widocznego za drzwiami korytarza.
- Denis! - W głosie mówiącego również zabrzmiało niezadowolenie. - Denis!
- Blisko, ale nie do końca - wyszeptała mu do ucha Dess, jednocześnie przykładając sztylet do gardła i uważając na dłonie mężczyzny. Co prawda mogła użyć garoty, ale jednak ostrze wygrało. - Postaraj się nie ruszać dłoni z biurka - poleciła, przechylając się nieco i wsuwając drugą dłoń pod blat. Przesunięcie kurzy tak, by celowały w Mazarina nie było trudne. Mechanizm, na którym zostały zamontowane miał wszak za zadanie dać osobie siedzącej za biurkiem pewną swobodę w celowaniu. Było to jednak, jak Mazarin miał właśnie okazję się przekonać, ostrze obusieczne.
Mężczyzna drgnął, ale (na swoje szczęście) nie podskoczył, co mogłoby się skończyć niezbyt fortunnie. Otworzył usta, jakby do krzyku, ale w ostatniej chwili uświadomił sobie, że mógłby to być ostatni krzyk w jego życiu.
- Czego chcesz? - bardziej wysyczał niż powiedział.
- Ja? - zdziwiła się, powracając w pełni za jego plecy, pochylając się jedynie tyle by jej usta znalazły się przy jego uchu. - Ja jedynie twojej śmierci. On jednak chciałby zadać ci parę pytań - wskazała na drzwi. - Teraz, Mazarinie, zaproś uprzejmie swego gościa. Nie wypada by wchodził bez zaproszenia, prawda?
Mazarin wypowiedział kilka słów, których nikt, kto znał włoski, nie uznałby za zaproszenie, po sekundzie jednak opanował się.
- Uprzejmie proszę - powiedział tonem od uprzejmości dalekim.
- To nie było zbyt uprzejme - skarciła, lekko dociskając ostrze do skóry szyi wytaczając tym samym kilka szkarłatnych kropel.
Raul nie czekał na kolejną prośbę, ani tym bardziej na zmianę tonu. Nim Mazarin zdążył ponownie otworzyć usta i spełnić żądanie właścicielki ostrza, Raul wkroczył do gabinetu.
- Dobry wieczór, wasza eminencjo - powiedział.
O tytuł kardynała Mazarin dopiero się ubiegał, ale Raul nie miał zamiaru zwracać uwagi na ten drobiazg.
- Przepraszam, że zjawiłem się trochę przed ustalonym terminem spotkania, ale jak widzę wasza eminencja jeszcze nie śpi.
- D'Arquien... -
W oczach Mazarina pojawił się błysk zrozumienia.
- Do usług. - Raul skłonił się uprzejmie. - Mieliśmy porozmawiać.
Równocześnie dał znać Dess, by schowała sztylet.
Uczyniła to niechętnie, jednak bez zwlekania. Sprawdziła jeszcze czy aby na pewno nie ma nigdzie dodatkowych, ukrytych zagrożeń, które mogła wcześniej przegapić, po czym przeniosła się na brzeg biurka, na którym przysiadła. Nie zamierzała spuszczać Mazarina z oczu ani na moment. Korzystając z Szarości śledziła jednocześnie poczynania Raula by odpowiedzieć na ewentualne polecenia, zanim zdąży je wypowiedzieć. Uśmiechała się będąc w swoim żywiole. Czy był to miły uśmiech… Zależało kogo spytać. Dla Mazarina z pewnością kojarzył się bardziej z grymasem kota spoglądającego na wyjątkowo tłustą mysz.
Wyraz twarzy gospodarza stale był daleki od uprzejmości, która wszak powinna cechować człowieka dobrze wychowanego. Raczej wyglądało na to, że Mazarin najchętniej udusiłby i Raula, i jego pomocnicę. Po chwili jednak zimna krew doszła do głosu.
- Jak się pan tu dostał, panie hrabio? - spytał.
- Strażnicy się pospali - odparł Raul. - Widocznie zmęczenie ich zmogło.
Nie do końca było to zmęczenie, ale coś ich faktycznie zmogło...
Z twarzy jego rozmówcy było widać, co spotka tych strażników, Raula jednak to nie interesowało. Podobnie jak reakcja Mazarina, gdy przez dobrych kilka godzin nie zdoła postawić swej służby na nogi.
- Noc jest już późna, pan, eminencjo, jest zapracowany, nie chciałbym niepotrzebnie przedłużać naszej rozmowy. - Raul nie zamierzał się rozwodzić. - Powiem parę rzeczy, pan, eminencjo, powie tak lub nie, a potem się rozejdziemy. To znaczy ja sobie pójdę, a pan zostanie.
- A czy mam jakiś wybór? - Mazarin wydawał się bardziej zrezygnowany niż zaciekawiony. - Ale miejmy to za sobą. Słucham.
- To nic skomplikowanego - zapewnił go Raul. - Wystarczy, że zrezygnuje pan, eminencjo, z niektórych fragmentów polityki swego poprzednika i przestanie pan przedkładać swoje dobro nad dobro Francji. I króla. Nawet jeśli komuś przyjdzie do głowy myśl, że inny król byłby lepszy. Tudzież myśli "ja byłbym najlepszym królem".
We wzroku Mazarina bynajmniej nie było zaskoczenia. Widocznie obecny pierwszy minister doskonale znał plany swego poprzednika.
- Poza tym - Raul wyciągnął z wyłogów kaftana pergamin - zrezygnuje pan z działań przeciwko tym rodom.
Na liście widniało osiem nazwisk, z d'Arquienami na czele.
- A co ja z tego będę miał? - spytał Mazarin.
- Życie - odparł Raul. - I bardzo szerokie perspektywy z malutkimi, wymienionymi wcześniej ograniczeniami. Sądzę, że to jest dobry interes.
- Grozisz mi?
- Gdzież bym śmiał, wasza eminencjo. -
Na ustach Raula pojawił się nikły uśmiech. - Jestem skromnym poddanym króla Ludwika - zapewnił. - Jak mógłbym grozić pierwszej osobie na królewskim dworze.
Mazarin powstrzymał się przed odpowiedzią, która z pewnością zadałaby kłam słowom Raula.
- Jakie będę miał gwarancje? - spytał.
- Ależ eminencjo... - Raul zdawał się być autentycznie zdziwiony. - Dlaczego miałoby mi zależeć na pana śmierci? Wprost przeciwnie. Zależy mi na tym, by żył pan długo i szczęśliwie, dla dobra Francji, króla i swojego. W takiej kolejności. Poza tym... po pana śmierci przestałby mieć znaczenie glejt, jaki mi pan, eminencjo, wystawi.
- Glejt?
- Tak, podyktuję za chwilę.


Gdyby wzrok mógł zabijać...
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 02-03-2016, 18:43   #40
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
EPILOG
Trzy miesiące później


Z mojego rozkazu i dla dobra Państwa właściciel tego dokumentu uczynił to, co uczynił.
23 maja 1643 roku.



Raul zwinął pergamin, schował go do wodoszczelnej tuby i spojrzał za burtę, zastanawiając się nad poczynionymi przez siebie krokami.
Czy Mazarin zrozumiał, na czym ma polegać jego rola w królestwie? Czy teraz, gdy miecz Damoklesa zniknie znad głowy pierwszego ministra, kardynał dotrzyma umowy, którą zawarł - nie da się ukryć - nie do końca dobrowolnie? Tego Raul nie wiedział. Przynajmniej nie do końca był tego pewien. Ale miał nadzieję, że następca Richelieu okaże dosyć rozumu. Inaczej będą musieli wrócić i uporządkować kilka spraw.
Ale to później.
Teraz jednak czekał na nich inny kraj...




KONIEC...
części pierwszej
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172