Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2016, 10:01   #63
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

- Cóż za niespodzianka.- rzekł Trevail wchodząc tuż za nią z trunkiem.- Nie spodziewałem zobaczyć cie baronesso tak szybko. Słyszałem, że wyszłaś za mąż.
- Owszem - Kathil uśmiechnęła się lekko pokazując pierścień - Czemuż niespodzianka? Ostatnio widzieliśmy się….- bardka postukała paluszkiem po ustach - … na balu?
- Spodziewałem się że przez następne parę miesięcy będziesz się rozkoszować podróżą poślubną lub życiem na prowincji. A tu… jakieś poważne transakcje?- zapytał zaciekawiony szlachcic dyskretnie taksując jej dekolt.
- Och szukam czegoś bliżej centrum wydarzeń. Posiadłość rodowa jest piękna ale chciałabym nie musieć spędzać z mężem tyle czasu w drodze. - Kathil odgarnęła niewidzialne pasmo włosów z twarzy wzbudzając w ruch dekolcik. - A cóż u ciebie mój drogi lordzie?
- Całkiem nieźle… wręcz kwitnąco… acz…- mruknął podchodząc bliżej Kathil.- … jak pewnie zauważyłaś w stolicy zrobiło się bardzo gorąco, nieprawdaż?
Kathil pochyliła się lekko w jego kierunku jakby nastawiając ucha do ploteczek:
- Owszem, słyszałam co nieco. A ty co sądzisz o tym wszystkim? - zasłoniła usta lekko dłonią.
- To okazja dla tych, którzy potrafią myśleć bardziej perspektywicznie.- ciepły oddech owionął jej ucho delikatnie.- Wystarczy uprzedzić obie strony i zebrać atuty, zanim one to zrobią. Zainwestowałem nieco monet w pewne przedsięwzięcia i… może cię interesuje zebrać z czasem ich profity, baronesso?
- Cóż to przedsięwzięcie, lordzie? - nadstawiła ciekawie uszko.
- No nie wiem…- cmoknął jej ucho delikatnie.- … czy powinienem cię informować tak od razu. W końcu wieści które uzyskałem są bardzo cenne. Co proponujesz w zamian? Może małe odkrycie kart? Ile szlachciców gotowa byś była zainwestować w potencjalnie bardzo opłacalne przedsięwzięcie?
Kathil położyła dłoń na torsie Trevaila i pogroziła paluszkiem ale bez złości.
- Ciężko mówić o ilości szlachciców skoro nie wiem nic na temat rodzaju twego… projekciku. - uniosła znacząco brew.
- Ale możesz już powiedzieć ile gotówki masz wolnej na ewentualne wsparcie właściwej strony, prawda?- odparł cicho Trevail.
- Wiesz, że bez zgody męża nie mam nic - mruknęła Kathil.
- Ach tak… tajemniczy małżonek. Gdzie właściwie teraz się podziewa?- zapytał cicho Trevail.
- Obecnie w podróży, w interesach wyjechał.- zrobiła naburmuszoną minkę.
- To wielce niefortunne zostawiać tak uroczą młodą żonkę samą.- i znów jego wzrok utkwił w dekolcie sukni. Ashka miała rację. Przyciągał spojrzenia i dłonie też.- Ale może to i lepiej, gdy kota nie ma… myszka harcuje? Mąż nie musi o niczym wiedzieć, zwłaszcza o hipotetycznej rozmowie na hipotetyczne tematy.
Kathil westchnęła ciężko:
- Zawsze jednak zostaje stryj. Ale może z nim chciałbyś omówić ten temat?- spytała z wyrazem zachęty na buzi.
- Z przyjemnością … choć nie z tak wielką, jak rozmawiam z tobą moja droga baronesso.- rzekł Czarnopióry z naiwnością w głosie i lubieżnością w spojrzeniu.
- Zatem najlepiej będzie jak przyjedziesz do naszej posiadłości rodowej za kilka dni. - Kathil uśmiechnęła się szerzej w odpowiedzi na komplement. Nie chciała przegapić “rozmowy” Traveila z Condradem.
- Obawiam się, że mogą być z tym problemy… ważne sprawy zatrzymują mnie w Ordulinie, muszę mieć na wszystko oko. Niemniej… może kogoś wyślę.- odparł z uśmiechem Trevail.- A może ty pani dołączysz do mnie…
Kathil jakoś nie mogła zdziwić temu co widziała z loggi. Ulicą przejeżdżała Favetta siedząc po męsku w siodle swego wierzchowca i również zapewne planując zajrzeć do tego przybytku na kieliszek dobrego wina i parę kęsów tutejszych przysmaków.
- Teraz obawiam się, że to niemożliwe. Mam inne zobowiązania, które muszę zakończyć wciąż dzisiejszego dnia. - Kathil jakby posmutniała - Ale z pewnością jeszcze się spotkamy. No i będziemy czekać na Twego wysłańca.
Kathil wzrokiem szukała miejsca, gdzie by to umknąć.
- Szkoda… naprawdę szkoda… z chęcią porozmawiałbym na interesujące nas tematy w bardziej kameralnej atmosferze.- a Wesalt widziała tylko jedną szansę ucieczki dla siebie, poza daniem dyla przez kuchnię, natychmiastowe opuszczenie przybytku zanim Favetta zdąży się w nim rozgościć.
- Cierpliwość jest cnotą, mój drogi lordzie. - Kathil uśmiechnęła się na pożegnanie i wyszła...uciekła z loggi ruszając szybkim krokiem ku Krantzowi.


- I jak wszystko ustalone? - rozglądała się przy tym sprawdzając czy wciąż zdąży czmychnąć.
- Tak... jutro zostaną dopięte formalności.- wyjaśnił Wiligian zaskoczony jej nerwowym zachowaniem.- A pojutrze będziesz dumną właścicielką owej kamienicy.
- Doskonale, doskonale. - Kathil mówiła lekko nerwowo - Dziękuję za szybkie interesy mój panie -zwróciła się do młodzika - Resztę zostawiam panu Wiligianowi. Na mnie niestety już czas. Do widzenia.
I ruszyła szybko ku wyjściu.
Prawie się udało jej wyjść z Krantzem. Prawie, bowiem wchodząca niczym burza Favetta dotarła do obojga i chowając się przed jej spojrzeniem Wesalt wepchnęła notariusza w objęcia kapitan straży. A ta… porwała biedaka ze sobą stwierdzając, że tak rzadko mają okazję napić się razem, a ponoć Wiligian szczyci się mocną głową.
I na nic się zdały zarzekania biedaka, że nie w tym akurat znaczeniu. Że chodzi o znakomitą pamięć. Favetta była nieugięta, ale przy tym nie zauważyła kryjącej w cieniu wazy zdobiącej hol Kathil.
Kathil zrobiła przepraszającą minkę i …. zwiała.
Udało się jej, ale za jaką cenę. Ashka która obserwowała wybiegającą na ulicę Kathil zachichotała podchodząc.- Uciekasz jak ta księżniczka z bajań, co buty gubi na balu… czyżby tam jakiś książę już całował twój pantofelek?
- Favetta znowu się pojawiła. Porwała Wiligiana. - Kathil miała minę jak królik złapany w nagły krąg światła. - Co za kobieta… pojawia się wszędzie…. ehhh…. trzy osiemset - mrugnęła do Ashki.
- Jest kapitan straży Ordulinu… a my jesteśmy w najlepszej z dzielnic, oczywistym jest że często będziemy się tu na nią natykać.- ocenił elfka z uśmiechem. - Co teraz?
- Teraz zabieram się na spotkanie z Yorrdachem i wracam do posiadłości doglądnąć przygotowań do przyjazdu wujów, oraz rozkoszować się prezentem od Jaegere.
- Czyli ruszamy do cioci Mei?-oceniła sytuację Ashka podając dłoń Kathil.- A czy tym przystojniakiem przyssanym ci do ucha nie był słynny cormyrski szlachcic, wyrzucony za bycie oślizgłą żabą?
- We własnej osobie, owszem. Oferował mi wspólne interesiki. Odesłałam go do rozmów z Condradem. - Kathil zachichotała.
- Dużo obietnic i mało do zaoferowania. Czyżby cyc Mirabety usechł, czy może jest łasy na kolejne jędrne cycuszki z których possie złoto?- zapytała zaciekawiona Ashka.
- Chyba chce usmażyć dwie pieczenie na jednym ogniu. I dużo, dużo obietnic.Nic więcej. - bardka zmarszczyła nosek. - Chyba zabiorę tę suknię ze sobą dla wujów. - pokiwała z uznaniem dla kroju wdzianka. - Działa.
- Dla wujów? Marnotrastwo…- odparła z łakomym spojrzeniem Ashka i spytała.- A co właściwie Yorrdach teraz porabia?
- Nie wiem… szuka swojej drugiej połówki? Figluje? - czemu pytasz?
- Bo to duże miasto więc… ciężko go będzie znaleźć.- mruknęła Ashka drapiąc się po potylicy.
- Ma się pojawić u cioteczki. Sam znajdzie miejsce. Bywał tam czasem.
- Czyli może się pojawić wieczorem… lub jeśli figluje… to rano.- westchnęła Ashka.- Jutro rano.
- Co racja to racja. Wyślę gołębia do naszego Casanovy. - stwierdziła dziewczyna z krzywą minką. - Zastanawiam się, czy zabierać służbę z posiadłości tutaj. Pani Percy to prawdziwy skarb.
- Nie poradzę ci w tym… Nigdy nie miała służby.- westchnęła Ashka i podrapała się za uchem.- To będziesz siedziała u cioci Mei i szydełkowała?
- A masz coś na myśli konkretnego? - Kathil przyjrzała się mince przyjaciółki. - Jak się Yorrdach nie stawi dzisiaj to jadę sama.
- Hmmm….- zamyśliła się Ashka pocierając podbródek.- Planowałam popijawę w karczmie która… jest za paskudna na taką ładną kieckę. Mają tam kuchcika z tyłeczkiem, który wywołałby u Yorrdacha wytrzeszcz oczu.
- Ehh…. nie wytrzymam z Tobą. Musi Ci to ktoś powiedzieć. Masz problem. - zaśmiała się Kathil - Poważny. Naprawdę duży problem. Jak tam robota? Nudzi Ci się ostatnio, co?
- Starzeję się. Nie chce mi się wkradać do domów.- zaśmiała się Ashka i wzruszyła ramionami.- Gdy już zbierzesz duży gang, to… siedzisz na tyłku i wydajesz rozkazy. To wygodne, ale i nudne… a wracając do mego problemu, to jaki on jest?
- Za mało seksu. - Kathil cmoknęła Ashkę w czubek nosa. - Może warto byś spróbowała nieco dojrzalszych kochanków?
- W moim przypadku dojrzały kochanek ma sto osiemdziesiąt, a może nawet dwieście lat.- wystawiła język Ashka.- Mało jest takich elfów w Sembii, poza tym… ja mam dużo seksu. A gapienie się na ładnego kuchcika o niczym świadczy. Co ty będziesz robiła po powrocie do domu?
- Nadzorowała służbę, ubierała ludzi Condrada w szatki służących, przygotowywała komnaty dla wujów i ich doradców. Chcesz mi pomóc?
- To ja wolę moje bary.- wzdrygnęła się elfka i przytuliła Kathil.- ładnie tobie w tej sukience, ale mnie taki strój by nie pasował.
- A chciałabyś sukieneczkę? - Kathil przytuliła Ashkę gładząć ją leciutko po policzku.
- Wyglądałabym głupio w sukience.- zaśmiała się Ashka na samą myśl.
- Zdecydowanie inaczej - uśmiechnęła się Kathil. - Pomyśl o tym zaskoczeniu u swoich wszystkich kochanków..
- Nie. Nie lubię kiecek… nie na sobie w każdym razie.- stwierdziła w końcu Ashka.- I to oni mają zaskakiwać mnie, a nie ja ich.
- Och może dlatego wieje nudą? - Kathil pokazała czubek języka - Jak siedzisz jak wielki pająk z oczekiwaniami to nic dziwnego, że ciągle musisz mieć nowych kuchcików - drażniła przyjaciółkę z uśmiechem.
- Po prostu jestem łakoma.- odparła z szerokim uśmiechem Ashka cmokając w policzek Kathil.- Bardzo łakoma.
- Widzę - Kathil obcmokała Ashkę - Dobrze, ja uciekam do cioteczki, a ty idź szukać słodkości. I w końcu popracować nad moimi zleceniami! - zrobiła surową minkę.
- Tak mamo.- mruknęła potulnie elfka.


Już zapomniała, że jej posiadłość może być taka cicha, taka spokojna i taka pusta. Trzeba przyznać że Saskia dopilnować, by jej podwładni nie zwracali na siebie uwagi. Było prawie jak… było kilka dni temu. Gdy jeszcze nie była mężatką.
Na Kathil czekał już sługa, by przytrzymać jej konia i odprowadzić do stajni. Tylko jej konia, bo Yorrdach niestety zabalował w stolicy.
Kathil zeskoczyła z konia i zabrała paczkę z prezentem dla Saskii. Ruszyła bezpośrednio do pani Percy by z nią omówić przygotowania. W głowie miała całą listę. Kolejną jej wersję.
Poszukała ochmistrzyni oceniając przy okazji stan pałacyku i zauważając jeszcze dodatkowe kwestie, które musiała ująć w dyspozycjach dla służby.
- Pani Percy? - weszła do kuchni - Pani Percy!
Ta szybko się zjawiła wyraźnie zmierzając od strony kuchni. - Tak panienko? W czym problem, czy coś się stało?
- Nie jeszcze nic się nie stało ale mamy tylko dwa dni do przyjazdu gości. Jak przygotowania? Widziałam, że sala jadalna jeszcze nie czyszczona? Jak pokoje dla wujów i ich doradców? Pani Percy, ma być dostatnio wszystko, ma zrobić wrażenie. Nie może być brudu ani kurzu. Trzeba wystawić te złote świeczniki i odczyścić lampiony. Ramy obrazów na korytarzach też zakurzone widziałam. Tak nie może być. Niechże pani pogoni służki.
- Jak z przygotowaniami do uczty? Wszystko mamy? Jak wina? Dość? - dopytywała się ochmistrzyni.
-Tak jest panienko, choć goście to mężczyźni… a mężczyźni… nie są spostrzegawczy jeśli chodzi o kurz.- wyjaśniła Percy.
- Ja wiem, pani Percy ale dla mojego spokoju ducha ma być czysto.
- Pani Percy jeszcze jedno. To na później… ale kupiłam posiadłość w Ordulin. I myślę, czy by tam się na stałe nie przenieść. - spojrzała na ochmistrzynię - Ma pani kogoś na swoje miejsce tutaj? Chciałabym, by pani przeprowadziła się ze mną. - wiedziała, że to sprawi ochmistrzyni dużą przyjemność. O dobrą służbę szlachta się zabijała.
- Nikogo jeszcze nie wyszkoliłam…- mruknęła mile podłechtana Bartolomea.
- A ktoś przejawia talent? Potrzebuję i tu mieć kogoś zaufanego. Żeby pilnował służby co tu zostanie.
- W zasadzie to nie wiem… nigdy się nad tym nie zastanawiałam.- zafrapowała się pani Percy.
- No to niech ma pani to na uwadze. Nie będziemy się na gwałt przenosić. No i chcę by pani ze mną do Ordulin pojechała zobaczyć posiadłość i sprawdzić co w kuchni trzeba ponaprawiać. A w między czasie gdy remont będzie trwać, może pani zacznie szkolić kogoś?
- Zobaczę co da się zrobić.- rzekła Bartolomea, po zastanowieniu dodając.- Zawsze uważałam się za niezastąpioną.
- No bo jest pani, pani Percy. Nie wyobrażam sobie, by kto inny zarządzał u mnie. A może ktoś z rodziny? To nie musi być nikt z obecnej służby. Ale ktoś kto ma głowę na karku by pilnować posiadłości pod mą nieobecność. Wie pani, stryj Condrad to mężczyzna. I ma wojsko pod komendą. Bez dobrej ochmistrzyni posiadłość zejdzie na psy.
- No… zdecydowanie mogą zrobić z tego pałacyku koszary.- stwierdziła z kwaśną miną kobieta.
- Otóż to! Podobno jakaś przesyłka do mnie była?
- Kwiaty są już w wazonie na sekretarzyku w pokoju pani domu. List…- Bartolomea wyjęła z pomiędzy swych piersi nienaruszony choć nieco pognieciony zwój.-...tutaj. Tak na wszelki wypadek.
- I to podsumowuje dlaczego chcę mieć panią blisko. - uśmiechnęła się Kathil odbierając zwój.
Przeszła do swego pokoju zanim rozwinęła rulonik.
Zanurzyła twarz w bukiet kwiatów i dopiero wtedy zaczęła czytać treść listu.

Cytat:
Najdroższa baronesso, miła przyjaciółko.
Liczę, że kwiaty ci się spodobają. Wybrałem je specjalnie dla ciebie. Piszę ten list, by uśmierzyć twoje niepokoje. Miewam się dobrze i z radością zjawię się w twoim dworku z związku z imprezą jaką organizujesz. Napisz tylko kiedy, a przybędę się natychmiast z moją małą, bo liczącą cztery osoby, świtą. Z pewnością ucieszy cię wieść, że statek z prezentem dla twej przyjaciółki Mei przybędzie wkrótce do sembijskiego portu, a stamtąd to już kwestia kilku dni, by ta ciemnoskóra słodycz przybyła do Ordulinu. Liczę, że sama ją odbierzesz i wręczysz ów upominek, ale o tym porozmawiamy przy najbliższym spotkaniu.
Myślę o tobie często. J.
Kathil uśmiechnęła się ciepło myśląc o Jaegere. Świta… świta… czyżby jednak owi zabójcy? Cóż, trzeba doliczyć kolejnych gości i wyznaczyć im kwatery.
Wydała odpowiednie instrukcje pani Percy. Ani się obejrzała a minęła większość dnia.
W końcu znalazła czas na odpisanie Jaegere:

Cytat:
Mój drogi przyjacielu,
Cieszę się, że doskonałe zdrowie Ci dopisuje. Niezwyklem rada z Twego listu i spieszę wyrazić me podziękowania za przepiękny bukiet. W chwili, gdy kreślę te słowa zapach kwiatów uprzyjemnia mi rozpamiętywanie nie tak dawnych wspólnych przeżyć. Doprawdy, nie mogło by być wspanialszych ram dla przemiłych wspomnień! Przyjęcie zaczyna się już za dwa dni… Cieszę się niezmiernie, że będzie mi dane ponownie spotkać i ugościć Cię, mój drogi. Dołożę wszelkich starań byś Ty i twa świta spędzili przyjemnie czas w mej posiadłości. Liczę również że pomimo atrakcji jakie szykuję, znajdziesz czas na małe tête-a-tête ze mną. Ciekawam Twego zdania w pewnej niezwykle delikatnej materii, która dotyczy również i Ciebie…
Oczekująca Cię z niecierpliwością,
Twoja przyjaciółka, Kathil
Zwinęła pergamin i wysłała wiadomość gołębiem. A potem … zdecydowała się podroczyć nieco Saskię.


Mniszka przebywała w sali balowej ćwicząc walkę wręcz, skupiona na tych działaniach. Usłyszała jednak wchodzącą Wesalt.- Twój mag nie przyjechał wraz z tobą. Kiepski z niego powiernik twego bezpieczeństwa.
- Po prostu ma zaufanie do moich zdolności - uśmiechnęła się bardka - Mam coś dla Ciebie. - podsunęła paczuszkę Saskii.
- Och… nie trzeba było.- rzekła zdumiona półelfka i rozpakowawszy prezent przyjrzała mu się krytycznie. -Zdecydowanie nie trzeba było.
- Tak? Wydawało mi się, że Ci się podobała moja nocna garderoba. - bardka miała krzywy uśmieszek - Przymierzałaś przed lustrem, przykro mi, że nie znalazłaś nic co by ci pasowało. Ale to… zdecydowanie będzie dobrze wyglądać na Tobie. - omiotła spojrzeniem postać mniszki.
- Bo mnie zdziwiła… twoja garderoba. Tyle fikuśnych ciuszków.- zaśmiała się Saskia przyglądając się prezentowi.- To miłe z twej strony, ale nie jest mi potrzebne. Mogę spać w moich szatach, albo nago.
- Wiesz… to nie jest tak do końca dla Ciebie. - uśmiechnęła się szerzej Kathil - ale również dla twych kochanków lub kochanek.
- Nie mam w zasadzie ani jednych, ani drugich.- zamyśliła się Saskia, drapiąc palcami po czole.- Ale… doceniam gest. Naprawdę.
Skłoniła się dziękując.
- W takim razie, możesz ubierać to dla mnie. Wypróbujesz sobie - mrugnęła wesoło Kathil. - A ja będę miała co podziwiać.
- Nooo… dobrze.- stwierdził bez przekonania Saskia. I uśmiechnęła się lekko.- Ale tylko ze względu na ciebie.
- Doceniam gest. Naprawdę. - Kathil roześmiała się cicho cytując oficer. - Mój przyjaciel przybywa z niewielką świtą. Więc będzie nas nieco więcej. - dodała przypomniawszy sobie o Jaegere. Mam nadzieję, że to nie będzie zbyt wiele osób do ...pilnowania.
- Kiedy?- zapytała podejrzliwym tonem Saskia.
- W tym samy terminie co wujowie - Kathil odpowiedziała tonem świadczącym, że to oczywiste. - Przewidujesz problemy?
- Nie wiem. Trochę mnie tym zaskoczyłaś. Tym przyjacielem.- stwierdziła niepewnym tonem półelfka.
- Dlaczego? Przecież to normalne zapraszać na przyjęcia?
- No cóż… masz rację pani. Przepraszam.- mruknęła Saskia cicho.- Nie znam się na przyjęciach.
- Nie przejmuj się. On jest z tych niekłopotliwych. Nadal centrum zainteresowań to wujowie i ich świty.
- Skończ trening, ja idę już do sypialni. To był długi dzień. - mruknęła Kathil i ruszyła ku swym komnatom.
-Tak jest pani.- mruknęła Saskia.


Odświeżona po przespanej nocy, Kathil pchnęła umyślnego ku siedzibie swej sąsiadki Achminy celem uprzedzenia jej o swej krótkiej wizycie tegoż samego dnia. Bardka chciała zebrać nieco wiadomości na temat wydarzeń w siedzibie Bikslinów. Skoro wszystkie przygotowania szły pełną parą, a wujowie przybyć mieli dopiero następnego dnia, postanowiła wykorzystać dzień wolny w pełni i zabić nieco dłużący się czas oczekiwania.
Kazała służbie przygotować powóz i wraz z Loganem wyruszyła ku posiadłości wdowy Timmry. Po drodze postanowiła przejechać obok ruin posiadłości rodu Bikslin - tak by wiedzieć czego się spodziewać. Tak rozmyślając, dała znak do odjazdu.
 
corax jest offline