Telemnar
Ostrze minęło nóż i skoczyło ku szyi pirata, niestety ten wygiął się w tył. Ostrze zahaczyło jedynie o bark pozostawiając krwawą pręgę. Czarnobrody nawet nie próbował utrzymać równowagi, wiedział że elf jest za szybki i nie pozwoli mu na to. Padł i sieknął nożem ziemię ciskając piachem w twarz Telemnara.
Duncan
Rąbnięty młotem w twarz pirat padł, Duncan bez przeszkód pognał za porywaczami. Usłyszał za sobą niewyraźnie przekleństwa. Czarny Marlow gramolił się na nogi plując krwią i zębami. Co mówił ciężko było zrozumieć, ale zapewne nawiązywał do rodowodu paladyna wciągając w to także trzodę chlewną.
Elldaris
Napastnik ruszył po nieregularnym łuku, dostosowując się do zataczania elfa. Nagle jego miękki krok zgubił rytm, zwinął się w sobie i zawrócił prawie w miejscu. Szerokie cięcie poszło bokiem, a przeciwnik niebezpiecznie skrócił dystans. Elldaris odszedł w bok z serią płytkich cięć, zakończonych pchnięciem. Zadźwięczała stal, wszystkie cięcia napotkały gardę, dopiero pchnięcie znalazło lukę. Miecz wszedł pod pachę bez oporu prawie po rękojeść.
Elf spojrzał w twarz przeciwnikowi, jego kunszt wart był tego by zapamiętać tę twarz. Ze zdziwieniem Elldaris nie zobaczył bólu na twarzy wroga. Ostrze wychodzące z tyłu zabłyszczało w słońcu… było czyste. Szarpnął się w tył, akurat na czas by wyślizgnąć zamykającej się na jego nadgarstku dłoni. Bastard otarł się o pierś elfa zgrzytając na zbroi. Obaj zamarli bez ruchu oceniając przeciwnika. Słońce prześwitywało przez dziurę w kaftanie wojownika. Tak mało brakowało… albo wróg był tak dobry by pozwolić sobie na to.
Duncan
Przen nim był tylko Kapitan Brandon Steelwater. Mierzący do niego z pistoletu.
- Stój paladynie! - ryknął -
Jestem Kapitan Brandon Steelwater, z pewnością słyszałeś o mnie więc wiesz dwie rzeczy. Nigdy nie chybiam z dziesięciu kroków i nigdy nie przepuściłem żadnemu kultyście plagi.
O dziwo, Duncan musiał przyznać, że to prawda. W obu wypadkach. Przynajmniej tak mówiono.