Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2016, 12:50   #15
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Gabinet doktora Pawłowicza, plac Bankowy 2, godzina 17:50
Indira trzymając Alex za rączkę weszła do poczekalni lekarza. Przedstawiła się sekretarce:
- Indira Gemmer, mam spotkanie z doktorem o 18:00.
- Oczywiście, proszę usiąść i zaczekać. Pan doktor wkrótce poprosi.

Indi rozebrała płaszczyk Alex i swój i wzięła córeczkę na kolana by po cichutku poczytać książeczkę przez czas oczekiwania. Zauważyła zdziwioną minę “mięśniaka” i nachylając się do jego ucha (przy okazji muskając je lekko wargami) szepnęła, że wyjaśni później. W domu. Kiwnął głową, i położył delikatnie ramię na oparciu krzesła Indiry, obejmując ją. Projektantka uśmiechnęła się delikatnie i czule do mężczyzny.

Lekarz otworzył drzwi o 18:00 i zaprosił Indi i Alex do środka gabinetu. Indi rozglądała się zaciekawiona, sadzając córkę na kolanach.
Doktor Pawłowicz był korpulentnym staruszkiem na oko po siedemdziesiatce. Siwy z dość rzadką lecz starannie utrzymaną brodą i niemodnymi okularami na nosie. Sprawiał sympatyczne wrażenie wstając i witając się najpierw z Alex, potem z Indirą. Janek został w poczekalni nie uważając za zasadne wcinać się w to skoro Indi powiedziała, że wyjaśni później.
- Jak się nazywasz, młoda damo? - spytał pochylając się lekko ku dziewczynce.
- Alessandra - ta odparła bardzo poważnie dygając lekko, a staruszek uchwycił jej łapkę i uścisnął w powitaniu.
- A druga z młodych dam to jak rozumiem Pani Indira? - zwrócił się do Amerykanki.
- Tak, to prawda. - odparła Indi, przekręcając zwrot. Uśmiechnęła się do lekarza. - Moja daughter. - wskazała na Alex siedzącą jej na kolanach. - Ja kciała mówić o niej. Ale nie bez niej. Jakiś time...mmm.. cas temu Alex mówi mi o ...ummm… special friends … co ona widzi, ja nie. Ja myślała, she to dziecko fantasy...fantasja… ale trocheł dni temu my były w photo shot - Indi zrobiła palcami “aparat” z Teresą. I potem, Alex mówi mi o pani z opasko na rence co chce by Alessandra skrywała się z inszymi dzieckami Jankiem i Maryjko. Ja szukała informacji i znalazła menszczyzneł co mieszka w tym dom. My znalazły dwa dziecka - w piwnicy domu. Alex urysowała tesh obrazek - Indira pokazała komórkę - w przedszkole… szkolu. Ja nie wiem co to …- utknęła patrząc prosząco na lekarza.
Doktor pokiwał głową.
- I uważa Pani, że mała Alex widziała ducha, czy tak?
- Nie wiem … ale choś widziała skoro znalazły my tam Janka i Maryjke.

Zdjął okulary.
- A mi się wydaje, że nic nie widziała. Duchów nie ma, pani Gemmer.
- To jak wiedziała o dzieckach?
- Indirze przestawał się lekarz podobać.
- Ta dziewczyna z powstania Warszawskiego jej o tym powiedziała. - Uśmiechnął się lekko jak nauczyciele akademiccy widzący u swoich studentów niemożność pogodzenia pewnych faktów wynikającą z braku wiedzy jaka oni, wykładowcy - mają. Splótł dłonie pod brodą czekając na komentarz lub pytanie.
- Nie rozumim. Możesz pan …. wincej - Indira zastąpiła z wysiłkiem słówko.
Doktor wstał i zaczął przechadzać się po pokoju.
- Żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie musimy wpierw odpowiedzieć sobie na inne. Co jest najbardziej niezbadane na naszej ziemi? - Przystanął i wycelował palec w Alex śmiesznie marszcząc brwi.
- Baaaajki! - odpowiedziała śmiejąc się dziewczynka.
Doktor przeniósł palec na Indi.
Indira była mocno skoncentrowana próbując zrozumieć wszystko co lekarz mówi po polsku.
- Lucki głowa? - Indi wzruszyła ramionami strzelając na ślepo.
Doktor opadł na fotel sapiąc z zadowolenia.
- Właśnie tak! Ale malutka panienka też miała rację. Bajki, wyobraźnia, to prowadzi do tego samego. Mózg!
- A teraz zastanówmy się nad tym czy na przykład ktoś mógłby usłyszeć teraz na żywo przemawiającego do niego Winstona Churchila wzywającego Anglików do boju z Niemcami?
- spojrzał bystro na Indirę.
- Chuchil is dead… no… zmarty...i chyba, ze ktosz ma maszyne do podróshy w czas.
- Churchil miła Pani mówił do radia. Fale radiowe. Jeżeli gdzieś tam miliony lat świetlnych żyją koosmici
- zrobił okulary z palców wskazujących i kciuków przykładając sobie do oczu i kierując twarz do Alex, a ta roześmiała się głośno. - To jeżeli ich mózgi są uwarunkowane by odbierac przekaz radiowy… czy mogą go słyszeć dziś, jutro, za sto lat?
- To dziewczyna z opasko zostawiła fale radiowe?
- Indira była sceptyczna.
Rozparł się w fotelu zakładając noge na noge. Zaczął już całkiem poważnie.
- Pani Indiro, to jest teoria. Mózg ludzki jest najbardziej niezbadanym kontynentem, a jego działanie opiera się na falach mózgowych. Myśli są jak głos. Może szeptać, może krzyczeć Krzyczeć głośno.

Znów wstał zbliżając się do Amerykanki.
- Telepaci, no i tak dalej. Słyszała pani o takich rzeczach. Niech sobie pani odpowie na jedno pytanie. Czy jeżeli w chwili śmierci, strasznej śmierci, mózg krzyczy, to czy..., ten krzyk może utrzymać się na tyle długo by osoba czuła na odczytywanie fal mózgowych z wrodzonych powodów, może ten krzyk usłyszeć. choćby kilkadziesiąt, sto, lat później?
- Mhm… rozumim… a jak dalij mam z Alex? Co w przedszkolu pomówicz? Ja nie kce kłopotować innych ani Alex. Ani jakiś socjalnych ludzie. Ja jestem single mother… no… jeden - podniosła palec - jedna mama. - wskazała na dłoń i brak obrączki - nie ma husband. Ludzie rozumujo ja źle Alex robić. - pytała strapiona Indira. - Kłopot. A to nie korektne. - zaczęła już mieszać angielski z polskim ze zdenerwowania.
Staruszek zauważył zachowanie Indiry i zbliżył się do niej kładąc rękę na jej ramieniu w uspokajającym geście.
- Wszystko polega na tym, pani Gemmer, by osoba z…. hm… predyspozycjami do “odbiorów” takich przekazów, nauczyła się rozróżniać co jest prawdą a co...? Mała panienko Alex, Ty wiesz kiedy widzisz bajkę a kiedy nie?
- No ttaaaaak, bajki som w telefisosze i ksiomszeczkach.
- Właśnie
- zgodził się, znów odwracając się do Indi. - Alex musi się nauczyć kto z tych kogo widzi jest jedynie projekcją. Taką bajką, choć niestety prawdziwą. Ale już dawno nieaktualną.
- Ale jak? Ja nie umię odbieracz, nie mam jak naumieć jej.
- Miałem raptem kilka takich przypadków. To dlatego tak zabiegałem o nasze spotkanie. To… nieczęste nacelować przypadek taki jak Alex. Może inaczej, nieczęsto ktoś widzi w tym problem zanim nie popadnie w szaleństwo. Czasem jest po prostu za późno. Na przykład Panna Kosińska. Ma świetne wyniki. I dochodzimy do smutnego sedna… Alex musi byc wystawiona na te projekcje, a my musimy każdą… o każdej porozmawiac, o odczuciach temu towarzyszących na przykład. Po nawet niedługim czasie osoba narażona na to potrafi rozpoznać. Nie wspomina o tym, nie… skąd Pani w ogóle wie, że Panna Kosińska coś widziała?

- Byliśmy razem. Na photo shot. Ona widzieła to samo co Alex.
- Mówiła o tym?
- Nie ze mno, nie od razu. Nie było ją troche dni. Potem dała mnie pana telefon.
- Nie wierze jakoś, żeby przyszła i zwierzała się z tego
- uśmiechnął się po raz kolejny.
- A nie… ja… szukała co to jest i jak ja mogła pomoc Alex. Alex mówiła, że Teresa widziała to co ona. Dlatego ja szukała i mówiła z niom.
- Własnie. Ona sama przeszła obok tego jak… Pani wybaczy porównanie - homofob na widok dwóch całujących się na ulicy homosek…
- urwał zerkając na Alex. - No mam nadzieję rozumie pani - zaczerwienił sie lekko. - Ot niekomfortowe, ale o czym tu mówić i z czego robić raban. Alex też może się nauczyć reagować czymś zbliżonym do obojętności na pewne rzeczy. To tylko zależy od Pani.
- To my pana pacjenty?
- Jeżeli Pani chce to będzie dla mnie zaszczyt.
- Tak. A ty Alex? Jak myślish?
- spojrzała na córkę sprawdzając czy Alex czuje się dobrze w towarzystwie lekarza.
Dziewczynka nie rozumiała wiekszości z tego co mówią, ale staruszek najwidoczniej przypadł jej do gustu.
- Jak ta dziefcynka co nie poswala mi siem bawic psy oglodzeniu w psedskolu bedzie milsa to ja kce.
Indi popatrzyła na lekarza z miną z cyklu co teraz.
- Jak dużo wizyty? I koszt?
- Tu u mnie? Żadnej. Przechodzimy do sprawy jaką… cóż, jaka będzie dla Pani chyba najtrudniejsza. -
Westchnął odchodząc i siadając z powrotem na swoim fotelu. - Domyśla się pani co chce powiedzieć?
- Nie
- Indi zmarszczyła brwi mierząc lekarza spojrzeniem.
- “Zajęcia w terenie” w miejscach… no takich gdzie niektórzy coś widzą. A później pogadanki przy cukierkach - mrugnął do Alex. - W miejscu gdzie mamy aparaturę badająca aktywność mózgu. Gdy rozmawiamy o tym co widziała, aparatura bada… To naprawdę skomplikowane. W każdym razie nieinwazyjne. Dla Alex to będzie jakby opowiadała, my wyciagamy wnioski, uczymy ją jak rozpoznawac. Ot tyle.
- Ja muszałaby zobaczyć.
- Indira zawahała się poważnie - To można? I ja muszałaby bycz tam tesz. Alex nie bez mnie.- to ostatnie zdanie wypowiedziała kategorycznie.
- Zobaczyć… Wie Pani, to trochę intymne, chciała by pani by ktoś za rok na ten przykład “chciał zobaczyć” i oglądał Alex rozmawiającej o… No wie Pani.
- Alex nie bez mnie. Nie ma opcji.
- powtórzyła Indira.- Ona jest 4 lata.
- Nieeee, źle mnie Pani zrozumiała
- przerwał. - No oczywiście, że Pani przy niej, to nie podlega dyskusji. Myślałem, ze Pani chce zobaczyć nagrania, nie wiem choćby z zajęć z Panną Teresą. O to mi chodziło.
- Nie. Ja kciała zobaczyć Alex i tam być. Z niom. To co? ja mam telefonować gdy Alex widzi czosz?
- Możemy zrobić zajęcia próbne. Trzy miejsca - to konieczne, różni ludzie dotknięci tym... Darem? Widzą różne rzeczy,. Nie da się tak zrobić z jednego miejsca poligon, jedna osoba zobaczy, inna nie. Po tych trzech miejscach jedziemy do Tworek i robimy pogadankę przy aparaturze. Pani zdecyduje czy chce kontynuować terapię.

- Dobra, ja ok z tym. Mam telefonować tu?
- Pani Indiro, dam Pani prywatny numer. Możemy się umówić na jutro, na za tydzień. Możemy i jeszcze dziś.
- Dzisz nie. Ja … nie… nie dzisz. Możemy za kilka dni. Numer prywatny - tak.
- Indira czuła się już mocno zmęczona polskim i chciała kończyć spotkanie.
- Za kilka dni nie, pojutrze wylatuje na sympozjum - rozłożył lekko ręce staruszek. - Ale… - zamyslił się. - Czy Alex widziała więcej “osób” niż ta pani z powstania?*
- To jutro ok. I za tydzień tak..

Indira spojrzała na córeczkę:
- Kochanie widziałaś? - powiedziała po angielsku - Możesz opowiedzieć. - uśmiechnęła się.
- No ja nie wieeeem… - dziewczynka stropiła się. - Bo ja nie zawse wiem cy inni widzo cy nie. Ale dwa?
Staruszek zastanowił się.
- Jeżeli to było niedawne… a mówimy o tej sprawie z Panną Teresą i, hm, dziewczynce spod przedszkola. To myśle, że można “teren” odpuścić. Jutro moglibyśmy zrobić tylko pogadanki przy cukierkach i potem zobaczymy. O ile będzie Pani chciała.
- A jutro kiedy? czas?
- Pani Indiro… Ja nie wiem jaki Pani ma zawód, co Pani robi. Ja.. ja to badam pół życia. Taki wesoły urwis jak Alex, to dla mnie jak okruch kamienia filozoficznego. To Pani mi powie jaki czas, a ja się dostosuję.

- Ja … przykro… ale ja trudno rozumić...Okruch co? - Indira zmarszczyła brwi w skupieniu - Ja może bycz o dwanasta? Jeden dwa. Tu czy w Tforki?
- Umówmy się na miejscu tylko… Pani Indiro, chcę byc z Panią szczery, żeby nie było… żeby Pani nie myślała o niedomówieniach i tak dalej. Tworki to zakład dla obłąkanych. Polska to… trochę biedny kraj. Po prostu tam jest taka aparatura. Żeby potem nie było, że się Pani dowie, że
- skrzywił się - do wariatkowa. Czy jak to słyszałem w filmie po angielsku .. nie pamiętam, ale to tylko na chwilę. Staram się być szczery.
- Ja bycz z Alex. Alex zostać w auto, my pójść razem… ja zobaczę pierwszy i wtedy pomówi z nią. Tak?
- Oczywiście.

- Dobra. Ile piniendzy dzisz? - Indi się podniosła i opuściła Alex na podłogę trzymając jej łapkę w swojej dłoni.
- Nic. - odpowiedział. - Dzisiejsza wizyta i sesja próbna jutro będzie za darmo. Każda kolejna pięćset złotych. Jeżeli nie zechce Pani kontynuować po próbnej to po prostu zapłaci Pani za nią jak za jedną stawkę. Tak to wygląda.
- Ok. To jutro my widzimy się. - Indira skierowała się ku drzwiom czując pulsowanie w skroniach od wysiłku.
Staruszek widząc to zerwał się i najpierw wyciągnął rękę ku Alex jaka potrząsnęła nią z pewną powagą, a potem uniósł dłoń Indi całując.
- Do jutra zatem. Pani wybaczy że nie odprowadzę i tak wyjątkowo przyjąłem, masa pracy - uśmiechnął się przepraszająco.
- Tak, nie problem. Do widzenia.
Indi wyszła z gabinetu z Alex zamyślona i nieco stropiona.
- Jesteście głodni? - spytała córeczkę i Janka - Kolacja?
- Zjadłbym chmurki - rzekł Janek patrząc badawczo to na Alex to na Indi. Mała roześmiała się.
- Wuuujek, na kolacje nie je sie chmureeek!
- To co byś zjadła, szkrabku? Może potworka mackowego, co?
- spojrzała na Janka - Lubisz spaghetti?
- Potworek jest ok.
- odpowiedział.
- No to domku, moje wy potworne potworki dwa - uśmiechnęła się Indi pomagając się ubrać Alex.
- Wujek scurek tes becie? - spytała dziewczynka zakładając kurtkę z pomoca mamy.
Jankowi żyły nabrzmiały na szyi.
- Nie, szkrabku. Pan Chris to nie wujek. Pan Chris ma jedzonko własne. - pogłaskała małą po głowie. - On jest w pracy.
- I jeszcze trochę a będzie mógł żreć tylko zupę
- mruknął Janek podchodząc do windy.
Chwilę później zjechali na dół.
- Janku, nie denerwuj się tak. Nie ma czym, naprawdę. - Indi dyskretnie wsunęła dłoń w dłoń “mięśniaka” - Musiałbyś większość ciągle obijać. Hmmm…. to brzmiało lepiej w mojej głowie.
Janek milczał.
- To dopse, ze on nie becie z nami na potworku, nie lubie go - Alex szepnela konfidencjonalnie do Janka. - A ja jestem stuka?
Mężczyzna jęknął tylko otwierając drzwi samochodu.
Załadowali się do auta i ruszyli do mieszkania Indiry.
- Jesteś dwie sztuki - moja i moja. - Indi roześmiała się widząc reakcję Janka.

Mieszkanie Indiry, ul. Na Uboczu, wieczór
W mieszkaniu zagoniła dwójkę do mycia i pomocy przy kolacji. Miała dziwne uczucie deja vu włączając pada z muzyką w kuchni.
Kolacja, kąpiel Alex, usypianie, której zostawiła Jankowi. Sama posprzątała kuchnię i nalała sobie wina. Klapnęła na szafkach jak poprzedniej nocy, czekając aż Janek wróci z pokoiku Alex.
Popijała wino zastanawiając się nad spotkaniem z lekarzem. Tworki. Wariatkowo. I jej słodka mała córeczka. Fale mózgowe, echo. Niby to miało ręce i nogi. A jednak Indi wciąż nie była przekonana do całego pomysłu.
Janek wyszedł w końcu z pokoju Alex lecz gestem dał znać, że idzie zapalić. Choć po dwóch krokach zrezygnował i wrócił do kuchni z przedpokoju.
Patrzył wyczekująco na Indi.
- Co? Możesz iść palić jak chcesz. - uśmiechnęła się.
- Co jej jest? - spytał.
- Widzi … hm… duchy. - mina Indiry nic nie wyrażała - Lekarz chce zrobić badania. Terenowe i w Tworkach.
- Duchy?

Indi streściła mężczyźnie historię z ulicy Piwnej. Wraz z rezultatem.
- Lekarz mówi, że to fale mózgowe, ich echa zostawiające ślady w rzeczywistości. I że to właśnie wyłapują niektórzy ludzie. Bo duchów nie ma. - powtarzała jak katarynka, sama nie będąc przekonana. - Tylko…- umilkła.
Zamyślił się, zbliżył się do okna i uchylił je.
- Mogę? - wskazał okno robiąc dyskretny uch przy wargach.
- Możesz ale tego jednego. Nie chcę dymu w domu.
Zapalił, milczał.
- W Iraku, kumpel dostał trzy kule w pierś. - Powiedział po chwili gdy się już zaciągnął. - Utrata krwi, szok. Lekarz powiedział, że będzie żył, choć … Indi, my widzieliśmy różne rzeczy, nie miał szans. Powiedział tylko by go okrywać mocno. A tam 40 stopni. Zmarł. Na zapalenie płuc. Bośmy go nie okryli a w nocy różnica temperatur. Wiesz… rozumiesz co chce powiedzieć?
- Że lekarz miał rację? Czy że miał jakieś zdolności?
- Indi, ja tylko głupi mięśniak nie?
- uśmiechnął się smutno. - Nie znam się na tym, Mała.
Indi sięgnęła po Janka i otoczyła jego biodra nogami, a talię ramionami i wtuliła w niego.
- Wiesz… to co lekarz mówił, niby ma sens. Ale… czemu w takim razie, ja śniłam o tej samej kobiecie? - mówiła cicho słuchając bicia serca Janka - W moim śnie, ta kobieta była w łóżeczku Alex. Alex jej śpiewała, bo pani była smutna. A powinna zasnąć. Ja wiem jak to brzmi. Ja to słyszę. Ale… - odsunęła się - … Janek… ja kiepsko sypiam, a jak zasnę to mam koszmary. Nie pamiętam jakie. Boję się. A po tej całej sprawie ze szkieletami… przespałam noc jak nigdy i czułam, że ktoś mi zdjął całą górę z ramion.
- A ja śpię jak dziecko zawsze. Jak zabity. A… wtedy jak cię Ernest zostawił.
- urwał i dodał gorzko - Jak cię zostawiliśmy na placu Defilad to ni usnąć nie mogłem ni sen dobry nie był. Duchy?
- Nie wiem… może to syndrom matki histeryczki? Ale… od pięciu lat nic innego nie robię jak walczę o Alex
- Indi poczuła łzy napływające do oczu - … najpierw z ojcem, żeby ją wogóle urodzić, potem komplikacje przy porodzie, potem znowu ojciec, co się nas wyrzekł, potem chronić ją przed moim eks, a teraz z wami. Więc może moja paranoja żyje własnym życiem.
Nie odpowiedział.
Przytulił.
- Jutro na 12:00 mamy spotkanie w Tworkach. Nie wiesz ile zajmie ten zakaz wyjazdu? - spytała - Nie chcę tam szczura…
- Kilka dni. Badania DNA i tak dobrze, że Ernest wziął buty, z krwi trwa dłużej niż z naskórka. Nie wiem.
- Na co wam moje DNA?
- Indi nie pytaj, proszę.
- Czemu? To chyba niezbyt trudne pytanie. Każdego co wam wchodzi w drogę testujecie na DNA?

- My… my. - skrzywił się.
- Tak? - spytała oczekująco.
- Nic. “My”, mówisz o mnie tak jak o Erneście. Krzyśku? My, Wy.
- Przecież pracujesz dla nich. Są “rodziną”. Jak mam mówić?
- Uważasz, że byłbym w stanie zrozumieć róznicę między twoimi materiałami, krojami, tym wszystkim? Nie? Ty też nie zrozumiesz. Ale jest różnica, ja nie mogę mówić, ty tak. Więc co ja ci mam powiedzieć? To nie praca. To nie do końca ”rodzina”, nie jestem członkiem rodziny. Ale służę, jak Tobie.
- Pocałował w ja w czoło. - Ot, miłość. - sięgnął do paczki ale przypomniał sobie, że pozwoliła na “jednego”. Schował ją do kieszeni z powrotem.
- Służysz? Mi służysz? - Indi zmarszczyła brwi - Jak to wogóle możliwe, że po awanturze z marines nie było nic po tobie widać? Widziałam w jakim stanie byłeś. Widziałam w jakim oni. A potem na drugi dzień nic ci nie jest… - podniosła oczy na Janka próbując wyczytać z nich odpowiedź. Trzymała go zakleszczonego między swoimi udami.
- Po co ci to, Indi? - spytał miekko. - Czemu sama dążysz do autodestrukcji?
- Do jakiej autodestrukcji? Po prostu nie rozumiem. Tak samo… jak nie… nie rozumiałam rzeczy na bankiecie. A wiem, że były. To tak jak z tymi duchami co nie istnieją…

- Nie rozumiałaś też co się działo z tą blond-idiotką. Nie pamiętam imienia. Drążyłaś. Co z tego masz? Warto wnikać w coś co może być niebezpieczne, Mała?
- Drążyłam, bo ona mogła mi pomóc znaleźć odpowiedzi dla Alex. Ona też widzi duchy. A potem nagle znika.
- Drążyłaś bo uparłaś się by odkryć prawdę co się z nią stało. Poczekałabyś dwa dni? Nie rozumiesz? Są, skarbie, rzeczy na tym świecie, którymi interesować się nie jest dobrze. Niech sobie będą, niech życie leży obok. Uwierz mi, wiem co mówię.

Indira puściła go i zeskoczyła z szafek.
- Mówisz zagadkami i traktujesz mnie jak mój własny ojciec. Też gada półsłowkami. Też chrzani jakieś głodne kawałki o byciu ponad ludzkie problemy i życiu zwykłych szaraczków.
- Indi - nie przysuwał się wyczuwając jej zły nastrój i zły moment. - Ja nie wnikam jak on cię skrzywdził, może kiedyś mi powiesz. Jak mówisz Alex by nie wciskała paluszków do kontaktu to nie tłumaczysz jej zawiłości prądu. I tak, to jest jak porównanie do dziecka, dziewczyno. Ja jestem jak dziecko w Twoim temacie mody. Ty w… ty w innym. Tylko że ja sięgając do maszyny do szycia najwyżej zmasakruję sobie palce. A ty… Zależy mi na tobie, boję się.
Indira przez chwilę mierzyła Janka gniewnym spojrzeniem ciskając lodowe błyskawice z oczu.
- Czego się boisz?
- Tego, że nie będzie Indiry.
- Dziwne… bo czułam to samo na bankiecie. Szczególnie z … Magdą. W toaletach.
- Indira wstrząsnęła się na samo wspomnienie. - Dlatego musiałam stamtąd wyjść.
- Mogłaś nie wyjść - przyznał cicho.
- Wiem. - potwierdziła równie cicho - Sebastian dał znak Ernestowi, prawda?
- Nie wiem, ja byłem przy wyjściu.
- Wiesz co najdziwniejsze…? Że mój ojciec, który najpierw wpychał mnie na ten bankiet, zadzwonił z ostrzeżeniem. Żebym uciekała. Bo się pomylił. On nigdy się nie przyznaje do pomyłek. Nigdy.

Przez chwile wyglądał jak zszokowany.
Nie pytał, nie podchodził do okna. Wyciągnął papierosa i zapalniczkę.
- Co tym razem? - spytała cicho widząc jego napięcie.
Nie odpalił jeszcze, wyglądał na przestraszonego.
W jednym ręku trzymał szluga w drugim zapalniczkę, zamknął ją w ramionach zbliżając twarz do jej twarzy.
- Indi… - powiedział w końcu. - Nie wnikam, nie chcę wnikać kim jest twój ojciec. Ale nigdy. - Zabrał jedną rękę i wsunął ją pod brodę dziewczyny. - Przenigdy. Nie mów o tym przy innych.
W jego oczach było widać nutki paniki.
- Przy innych? Mówisz o Erneście, Sebastianie? - zmarszczyła brwi nic nie rozumiejąc ale powoli jego strach zaczął udzielać się i jej. - Co to jest, Janek? Te testy powiedzą kim jest mój ojciec? Moja rodzina? Ja muszę wyjechać. Zabrać Alex. Mój ojciec jej nie uratuje. Nie ma nikogo innego. Tylko ja. Rozumiesz? - zaczęła się trząść. - On rzuci Alex na pożarcie. Rozumiesz? - nie kontrolowała reakcji ciała, trzęsąc się na samą myśl, że coś może się stać jej małej córeczce.
Przytulił ją bardzo mocno i złożył pocałunek na czubku jej głowy.
- Mam plan. - powiedział po chwili jakby uspokojony własną myślą. - Zaufasz mi? Wiem co mogę zrobić byś była w pełni bezpieczna. - Pogładził ją po policzku i uśmiechnął się. Wyglądał jakby faktycznie wiedział co mówi. - I ty i Alex.
- I mam nie pytać co, tak?
- Potrafisz mi zaufać?
- spytał mężczyzna, który nie tak dawno z kamienna twarzą bił ją do krwi.
- Nie zdajesz sobie sprawy, ile ode mnie wymagasz… - Indi trzęsła się nadal i mówiła zaciskając zęby. Wyswobodziła się z ramion Janka i otworzyła lodówkę. Zaczęła podjadać resztki z kolacji. Szybko. Nerwowo. Spojrzała na mężczyznę, zrobiła smutną, nieporadną minę i wskazała na pojemnik jedzenia z pełnymi ustami. - Nie kontroluję tego. - przełknęła i wrzuciła naczynia do zlewu. - A co z Tobą? Narażasz się, tak? Spędzając tu czas też?
- Nie. Chyba nie. Nie wiem…
- odpowiedział. - Ale to nie ważne. Jutro pojadę z wami do Tworek, a później załatwię wszystko byś była bezpieczna. Całkiem bezpieczna. Ok?
Indira pokiwała głową:
- Dobrze. Dobrze. - powtórzyła. Spojrzała niepewnie w górę - A… a potem przyjedziesz?
- Tak. - Uśmiechnął się. - Mam wyjść, albo spać na kanapie? - spytał.
- Czemu? - zdziwiła się dziewczyna. - Wolisz tak?
- Nie - pocałował ją.
- To czemu pytasz? - wtuliła się w niego ciasno.
Powiedział coś cicho po polsku, czego Indi nie zrozumiała.
- Co to znaczy? - dopytywała się jak to ona.
- Ludzie czasem nie potrafią uwierzyć w swoje szczęście - powiedział wciąż po polsku ale teraz nie z ustami w jej włosach i głośniej. Teraz zrozumiała.
Uśmiechnęła się do niego odginając głowę mocno do tyłu i opierając podbródek o jego pierś.
- To drugi raz, jak zaczynamy od kuchni. Szkoda, że taka mała. Idziemy do sypialni?
- A co takiego złego jest w kuchni? - Poczuła jego rękę na udzie. Pocałował ją w szyję.
- Nic… tylko - wyciągnęła mu koszulę zza paska spodni i wsunęła dłonie by dotknąć nagiej, ciepłej skóry - zajmujesz trzy czwarte tego pomieszczenia. W sypialni więcej miejsca. - zaśmiała się cicho, drocząc się z nim.
Wziął ją na ręce i całując ruszył w kierunku wyjścia z kuchni.
Tym razem ona nie spoglądała nerwowo ku pokoikowi Alex, a on zaniósł ją do sypialni bez nieporadnego przystanku na kanapie.
Nie było też pryskających guzików.
Ale było im obojgu dobrze.
Bardzo dobrze.
 
corax jest offline