Słowa Augustyny Lorraine były intrygujące dla Tony’ego. Nie stawiały też nowożeńców w dobrym świetle. Lebret junior bez problemu mógł sobie wyobrazić, że Ludwika w desperacji nagabywała oboje po uroczystości. Klęknęła przed Marciem Santoni, być może kurczowo chwytając się jego marynarki żebrząc o wsparcie. Liczyła na współczucie, ale możliwe że zaprawiony szampanem i poirytowany tym, że obca dla niego kobieta psuje mu najszczęśliwszy dzień, Marco uderzył ją czymś co chwycił przez przypadek. Uderzył za mocno i ze śmiertelną skutecznością.
Klasyczne morderstwo w afekcie.
Tony wyobrażał sobie nawet że przerażony swym napadem wściekłości Marco przekonuje swą świeżo poślubioną małżonkę, że wystarczy porzucić martwą biedaczkę i uciec… na podróż poślubną poza granice państwa do czasu, aż sprawa przycichnie.
Oczywiście to wszystko było jedynie zgrabną hipotezą nie popartą żadnymi dowodami, a wynikające po części z tego, że Tony nie miał żadnych innych podejrzanych. Ba, nikogo prawie z kim można by było powiązać Ludwikę.
Miał za to nowy adres: ulicę Ponthieu na której ponoć mieszkała. Oraz osobę z którą mógł porozmawiać. Być może dozorczyni Marcelina poszerzy krąg podejrzanych, bo jeśli nie.
To póki co Tony jednak podejrzewał Marco… przynajmniej do czasu, aż dwójka śledczych wróci ze swej podróży z nowymi informacjami.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. |