Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2016, 15:47   #86
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Jedenasty dzień. Późne popołudnie. Sektor Testowy

Zanosiło się, że stanie niczym słup soli nie będzie owocne w cokolwiek. Wszystkie osoby, od których Bezimienny wyczuwał obecność na 3 piętrze były mu znane. Jednak cierpliwość została wynagrodzona. Uwagę lustrzanego bytu przykuł Yoto. Za nim udał się do zaułku Gotharda i znajdującej się tam drukarni. Zastał tam też Harolda.
- Witam serdecznie panów. - Bezimienny pojawił się na poddaszu. W jego dłoni znajdował się kij Jaxa. - Coś mi mówi, że mieliśmy podobną przygodę nie tak dawno temu. A przynajmniej byliśmy na tym samym piętrze. Rozwalającym się piętrze. Nie mylę się?
- Heh, raczej się pomyliłeś - uprzedził go blondasek w kraciastej koszuli i dżinsach. W obecnej chwili czyścił okulary rękawem koszuli. - Nie wiem nawet kim jesteś ani czemu.
- Ja również jestem ciekaw, co cię tu sprowadza - dołączył się fioletowowłosy, odziany w ciemny płaszcz. - Trzecie piętro, o czym ty w ogóle mówisz? - dodał, zwężając oczy.
Bezimienny wciągnął powietrze niczym pies.
- Tak, trzecie piętro. Piętro, na którym ktoś rozwalił portal. Byliśmy tam, ale z pewnością po innych stronach. Ale mniejsza o to. Porozmawiajmy. Co wiecie o Shiraseiu? - zapytał. Usiadł jakby nigdy nic przy jednej ze ścian. Jakby od niechcenia wpatrywał się w twarze dwójki mężczyzn.
Harold sprawiał wrażenie jakby słowa Bezimiennego wielce go nie zdziwiły. Jego twarz niczym maska nie zdradzała choćby cienia emocji.
- Nadal nie wiem, o co chodzi. - wypowiedzi blondyna towarzyszył pobłażliwy uśmiech.
Yoto nie panował nad twarzą tak dobrze jak jego towarzysz. Zaniepokoił się lekko. Jednak nie powiedział nic.
- No cóż… - Bezimienny powstał gwałtownym ruchem. - W takim razie będę musiał poszukać nowego źródła informacji, a was… tak dla bezpieczeństwa unieszkodliwić. - mówiąc to spojrzał znacząco na Yoto.
Mężczyzna w odpowiedzi zwęził oczy i machnął ręką. W tym samym momencie Bezimiennego otoczyła chmura mroku.
- Naprawdę wolicie trudniejszą drogę? Możemy zwyczajnie porozmawiać. Nikt, nikogo nie musi torturować. - lustrzany byt złożył ręce jak do modlitwy, a po chwili nad jego dłońmi zawisła jego mniejsza forma. Eksplodowała natychmiast, zasnuwając okolicę oślepiającym blaskiem. Jednak jedynym efektem było zniknięcie mroku. Dwójka mężczyzn niestety też zniknęła.
- Czyli trudniejsza wersja. Sami chcecie. - Bezimienny mrugnął. Jego percepcja przełączyła się na postrzeganie shinso. Rozpoczęło się polowanie na zbiegów.
Shinsoista zaklął pod nosem. Użył mocy shinso sense, by ustalić gdzie wcięło tamtą dwójkę.
Yoto miał na tyle pecha, że nie uciekł wystarczająco daleko. Korzystając ze swojego czasu jak i kija, lustrzany byt przycisnął chłopaka i zmusił do udzielenia potrzebnych informacji. A później zaproponował układ. Na którym cała trójka mogła skorzystać… lub zginąć. Pierwszym celem do likwidacji był Dopel.

=***=
Dwunasty dzień. Południe. Sektor 14. Okolice metra

Plany trójki osobników potoczyły się jednak nie do końca tak jak chcieli. Co prawda w wybuchu metra zginął Shirasei i Thak, ale Dopel - w ciele Cienia - został pojmany przez rankerów. To skutecznie uniemożliwiało wysłanie go na tamten świat. I jeszcze rozpoznał całą trójkę, odmachując zupełnie jak… Ryo.
Zuu i Aki kręcili się po miejscu wybuchu. Bezimienny postanowił porozmawiać z kobietą. Nic konkretnego się jednak nie dowiedział, a na miejsce zamachu nie mógł się dostać. Postanowił więc naradzić się ze swoimi towarzyszami.
- Z Doplerem jest tak, że gdy się w kogoś zmienia, przejmuje jego charakter. Nie wiem, czy wiedzę też. Aczkolwiek mógł przeczuwać, że ktoś na niego poluje. - powiedział Yoto.
- Mógł się też dowiedzieć. Wiesz, starczy, że się pod kogoś podszyje i wyniucha informacji, ile tylko będzie mógł. Nie wiem jednak, jak mógł się o nas dowiedzieć. Ja i Yoto kryjemy się od początku na strychu, tam gdzie nas widziałeś. Na pewno nie mieliśmy styczności z Doplem, on z nami też. - dodał Harold.
- Wydaje mi się, że podszył się wcześniej pod moją znajomą. Jeśli przejął jej charakter, to mógł z powietrza wziąć podejrzenie, że ktoś na niego poluje. Ale mniejsza. Nie dostaniemy się do niego. Więc teraz Piaskowi.
- Piaskowi najłatwiej by się skryli tam, gdzie jest pełno piasku - wysunął Yoto. - Mamy do wyboru plaże, place budowy…
- Których jest pełno na tym piętrze - mruknął Harold.
- Tak więc widzisz, posiadanie latarnika nie było głupim pomysłem.
- Damy radę, nie musimy nikogo w to więcej wmieszać. Jeszcze trafimy na paranoika jak znajoma naszego kolegi - mruknął blondas, zerkając na Bezimeinnego. - Albo na kogoś, kto będzie chciał nas sprzątnąć.
- Nie traćmy czasu na gadanie, tylko bierzmy się za szukanie. Zaczniemy od tych gorszych dzielnic. Jak znajdziecie kogoś innego od Shiraseia lub Flinta to zajmiemy się nim.
- Flintem nie ma co się zajmować teraz. Pewnie o nas zapomniał, zresztą on nie działał dla V, szkoda się nim zajmować. Na razie szukamy Shirasei’a i jego ludzi - stwierdził Yoto. - Co prawda mój były szef nie żyje, ale pozostali jeszcze chociażby Delish czy Piaskowi.
- Słyszałem, że sektor trzynasty to nieciekawa dzielnica - odezwał się Harold. - Może tam się ukrywają, wśród równych sobie. Można tam zerknąć.
- Więc chodźmy.

=***=

Piaskowi zostali odnalezieni w Sektorze 13, w jednej z poniszczonych kamienic, która miała niebawem iść do remontu. Wznosiła się w pobliżu placu remontowo-budowlanego. Gdyby nie to, że Yoto wyczuł shinso jednego z piaskowych, to trójka by przegapiła tych zbirów. Znajomi postanowili wejść do budynku - tutaj pomocny okazał się Harold, który rozbroił zamki, które nie należały do tych najwyższej klasy. Piaskowy trop doprowadził ich do mieszkania, gdzie Bezimienny wyczuł jeszcze kogoś - nieżywego. Dziecię czasu dowiedziało się od Yoto, że denat pracował na trzecim piętrze dla Shirasei’a - ot, jeden z szeregowych. Bezimienny wszedł do mieszkania, aby rozprawić się z Piaskowym. Nie cackał się z ciepłym powitaniem - Builder porozstawiał na wszystkie wyjścia z pomieszczenia - tak by Piaskowy nie miał jak się wyślizgnąć bez rozwalania czegoś. To zaskoczyło włamywacza - znalazł się w potrzasku. Poza stworzeniem zasłony z piachu nic nie zrobił. Bezimienny dotknął ścian, by wystrzelić z nich włócznie nasycone mocą czasu - wycelowane tak, by jemu nic się nie stało, a Piaskowy raczej nie miał gdzie się sunąć, ewentualnie sunąć się w róg. Piaskowy próbował uniknąć włóczni, jednakże szczęście mu nie dopisywało. Chmura pyłu w niektórych miejscach stanęła w miejscu. Piaskowa mgła nadal unosiła się w powietrzu. Wtenczas ściany z shinso Bezimiennego zwiększyły swoją grubość, aby zagęścić piach unoszący się w powietrzu. Pojedynek magów stawał się coraz bardziej zacięty - przynajmniej stawało się to widoczne z jednej strony. Piaskowy prawdopodobnie schował się gdzieś w pomieszczeniu. Nie przeszkadzało to Bezimiennemu przywołać brakujące ściany, by utworzyć sześcian do zamknięcia całego piachu wewnątrz bryły. Następnie bryła zaczęła się szybko kurczyć, do tego stopnia, że lustrzana zbroja podniosła sześcian jedną dłonią i go pochłonęła.
Po zakończeniu walki Bezimienny sprawdził budynek i jego okolicę w poszukiwaniu drugiego Piaskowego. Zajęło mu to trochę czasu, ale poszukiwania zaowocowały znalezieniem tropu drugiego piaskowego bliźniaka w piasku niedaleko placu budowy. Tutaj na nieszczęście dziecięcia czasu brat poległego Piaskowego przyuważył trójcę i natychmiastowo zwiał od nich. Szybkość ucieczki zaskoczyła przybyłe trio, jednak Bezimienny zażarcie kontynuował pościg wraz z Yoto i Haroldem. Trójka ścigała zbira po całym placu, brakowało jeszcze tylko słynnego tematu z programu pewnego brytyjskiego komika. Piaskowy ciskał po drodze chmura pyłów, aby spowolnić ścigające go “psy”. Bez względu na utrudnienia Bezimienny z determinacją biegł za Piaskowcem, nie przejmując się swymi dotychczasowymi towarzyszami.
Bezimienny zaczynał doganiać Piaskowego. Niebawem Piaskowy gwałtownie zawrócił, zadając powalająco precyzyjny cios shinso Bezimiennemu. Oponent wykorzystując przewagę znalazł się kilka kroków za powalonym zmiennokształtnym. Tutaj Harold próbował chmurą mroku zatrzymać Piaskowego - najwyraźniej bez skutku. Bezimienny nie zamierzał dać uciec przeciwnikowi cało, ale że miał już małą szansę na celne uszkodzenie uciekiniera, zastosował jedną ze swoich sztuczek związanych z czasem - Time Resonance. Pozwalała ona na dokładną nawigację wroga - co robił, gdzie robił, kiedy robił.
Miał już nadzieję, że trafił w jedynego pozostałego przy życiu szkodnika z piasku.
Nadzieja pokazała mu wała - Time Resonance trafił w Harolda.
Piaskowy uciekł z życiem. Bezimienny dość poważnie poturbowany przez dotychczasowe starcia zaniechał pościgu. Przeciwnik okazał się zbyt szybki i zwinny.

Mógł jeszcze zwalić winę na Yoto, że ten nie zatrzymał piaskowego, gdyby nie to, że coś mu się stało. Harold był w miarę cały i zdrowy, natomiast Yoto gdzieś duchem odleciał czy dokładniej mówiąc - leżał na ziemi i nie kontaktował. Harold sprawdził jego stan zdrowia - pomijając powyższe komplikacje, również był zdrowy.
Bezimienny też postanowił sprawdzić, co się stało z Yoto. Zdrowie istotnie nie szwankowało. Jeśli chodziło zaś o jego osobisty czas, to zdaje się, że ktoś przejął część jego czasu. Prawdopodobnie to się stało. Yoto po paru minutach się obudził. Jego czas powrócił do normy.
Bezimienny sprawdził shinso w okolicy szukając jakichkolwiek anomalii. Przypomniało mu się coś - miał już z tym raz do czynienia. Widział to przy seansie hipnotycznym, z udziałem Edwina i Ryo, na pierwszym piętrze. Postanowił poszuka w okolicy tego, który to zrobił (lub śladów po nim - cokolwiek co nie pasowało do reszty). Tego kogoś nie wyczuwał, tego kogoś nie było w pobliżu. Postanowił głębić się w historię tego miejsca. Zobaczył dużo ludu, codzienne życie… jednak to go nie obchodziło. Żaden chuj nie będzie się bawił czasem oprócz niego.
Yoto ktoś zabrał parę minut z jego życia. Tak jakby się ktoś bawił w jedną z mitycznych Mor - uciął kawałek nici czasu, obwiązał tak, by to się nie urwało przy byle zaciągnięciu i prządł dalej. Bezimienny wiedział mniej więcej, który strumień czasu został naruszony - ten związany z tym piętrem. Ktoś kupił sobie parę minut więcej, żeby zrobić coś niecnego na tym piętrze. I wyciął je sobie z życiorysu Yoto.
Bezimienny bez względu na wszystko postanowił wejść w ten strumień, nie przejmując się tym, że może to być jego ostatnia droga…



Rozpoznawał to miejsce. Wtedy był w nim z Eggo i Dante, na trzecim rozwalającym się piętrze. Teraz powrócił do niego drugi raz.
Na pierwszy rzut oka w świątyni nic się nie zmieniło, lecz Bezimienny czuł, że wszystko tutaj jest nie tak. Przede wszystkim nie był tu sam. Ktoś medytował pod posągiem, niższym od reszty pomników stojących w ogromnej sali. Postać ta siedziała na podłodze i miała na głowie kaptur.
Bezimienny wiedział, że to nie Mroczny tutaj siedział.
- Cześć czarownico. Nie powinno cię tutaj być.
Na te słowa zakapturzona postać zdjęła kaptur z głowy prawą ręką. “Czarownica” nie miała lewej ręki. Odsłoniła się głowa, Bezimienny widział już twarz starej znajomej. Coś się w niej zmieniło, choć zmiany te nie były drastyczne. Czarne oczy uważnie obserwowały lustrzaną zbroję. Poza ewidentnym zaniedbaniem, świadczącym o tym, że nie doświadczało się od tygodnia przyjemności prysznica czy wychudnięciem - nic się nie zmieniło.
- A ty powinieneś tutaj być? Po co tu przyszedłeś? - po chwili z jej ust padły słowa. Po raz pierwszy Bezimienny zarejestrował gładki, chłodny, niski, kobiecy głos zamiast tego silnie zachrypniętego.
- To moja świątynia, jakby nie patrzeć. - odparł również beznamiętnie Bezimienny, - Dobrze wiesz po co tutaj przybyłem. Narozrabiałaś ostatnio.
- I co zrobisz, pójdziesz poskarżyć się Aki? - dziewczyna z goryczą spytała się dziecięcia czasu. - Śmiało, na co czekasz?
- Nie przyszedłem by cię ratować. Odrzuciłaś pomoc innych dawno temu. Przyszedłem posprzątać.
- Pomoc? - cichy i zimny chichot wydostał się z ust Ryo. - Kto komu chciał pomagać? Dlaczegóż byłam dla was taka ważna?
- Bo byłaś moją przyjaciółką. Tylko dlatego. Ale teraz nie ma to najmniejszego znaczenia.
- Dlaczego mnie chcesz karać? Czy to ja sprawiłam, że Draugdin nie żyje? Czy to przeze mnie regularni z naszej akademii stracili życie? - padły pytania, tym razem zaintonowane zdziwieniem.
- Nie dlatego. Chociaż może kara to złe słowo. Przyszedłem cię uratować. Po raz ostatni.
Bezimienny zamierzał wziąć całą swoją moc, by zniszczyć to wszystko, łącznie z jego dawną przyjaciółką. Kiedy jednak zdał sobie sprawę, że to nie wystarczy, postanowił to wszystko wymierzyć w Ryo. Moc czasu i reszta energii rozbiła się o kilka płyt stworzonych z shinso w tym samym czasie, gdy ciemnowłosa prawą ręką machnęła. Iskry rozprysnęły się na wszystkie strony. Część pomników doznała uszczerbków i podłoga została zarysowana lub popalona, jednak dziewczyna nie doznała żadnych poważnych obrażeń.
Wszystko poszło na marne.
- Bezimienny… myślisz, że cię nie znam? - Ryo uśmiechnęła się smutno, wyglądała nawet na rozczarowaną. - Nie podoba mi się to słowo “byłaś”, ale cóż, skoro to tak widzisz, niech ci będzie. Tylko powiedz mi, co mam teraz z tobą zrobić? Uratować cię po raz ostatni?
- Więc taka naprawdę jesteś. - zdawał się nie przejmować swoją sytuacją. - Ludzie nie zasługują jednak na istnienie. - dodał i zaczął się dziko śmiać.
Śmiech Bezimiennego rozbrzmiewał w całej sali. Postać nic sobie nie robiła z tego - poczekała nawet, aż lustrzana zbroja się wyśmieje do rozpuku. Kiedy skończyła, Bezimienny dostrzegł, że Ryo uśmiechnęła się pod nosem.
- Masz rację, że nie zasługują. Dlatego dostaną wkrótce za swoje. A nie chcesz się może jeszcze spytać, czemu to zrobiłam? Ach, zapomniałam, nie interesuje cię to - tutaj uśmiechnęła się demonicznie. Rzadko się uśmiechała w taki sposób. Lecz teraz dobitnie podkreślało to, jak mało Bezimienny wiedział o starej znajomej.
- Poniosłaś klęskę Ryo. Najgorszą z możliwych. Przegrałaś sama z sobą. - odparł, a na jego twarzy widać było uśmiech wyższości - No śmiało, zrób to. Na co czekasz Paranojo? Czy jak tam się naprawdę zwiesz.
- Nie przegrałam ze sobą. Po prostu już nie jestem tą Ryo, którą znałeś. Zmieniłam się - Ryo powstała powoli z podłogi. Wyprostowała się; mimo żałosnego stanu, jaki prezentowała, biła z niej jej zwyczajowa pewność siebie, a wręcz arogancja. - Stałam się w pełni sobą, jak ty to kiedyś określiłeś o sobie.
- Niepotrzebnie zawierałem przyjaźń z humanoidami. No cóż. Mam za swoje. Przynajmniej zobaczę się z rodziną. I ty też się zobaczysz ze swoją.
- Zanim cię ewentualnie zabiję, powiem ci prawdę. Chociaż i tak nigdy cię nie okłamałam, ale teraz szczególnie niespecjalnie mam cokolwiek do stracenia.
- Znam prawdę. Nie musisz nic mówić.
- O tym, dlaczego nie możesz niczego dowiedzieć się o Dzieciach Czasu w Wieży również? - Ryo uśmiechnęła się niecnie. Po czym ten uśmieszek zszedł z jej twarzy. - Czy Aki opowiadała ci, co się z nimi stało?
- Nie musiała. Trochę szkoda, że się za nich nie zemszczę. Postanowiłem ratować przyjaciółkę, która tak naprawdę nigdy nią nie była. Cóż za ironia. - kolejny śmiech, chociaż zimny. - Mam nadzieję, że szybko biegasz.
- Sam uznałeś, że nią byłam. Ale mimo to powiem ci jak było naprawdę. Wiele tysięcy lat temu Dzieci Czasu było tu naprawdę sporo i zostały bezpośrednio zaproszone. Ale to rankerzy zaczęli je zabijać na rozkaz z góry. Zabili wszystkie, co do jednego. Jax również brał udział w tej rzeźni. Cóż za ironia, uznać za nauczyciela kogoś, kto wymordował twoich braci.
- Nic nowego nie usłyszałem. - odparł z dziwnym uśmiechem. - Czas jest potężnym narzędziem. A najlepsze jest to, że jeśli go uszkodzisz, to sam się naprawi. Niszcząc wszystko co zostało nim zrobione. Jeśli uda ci się stąd wyjść, raczej nie wracaj na czwarte piętro.
- Więc chcesz ze mną walczyć - Ryo stwierdziła ze smutkiem. Wyglądała na ogółem rozczarowaną wizytą Bezimiennego. - Brniesz w ślepą uliczkę, Koryu. Ale nie mogę ci tego odmówić, skoro tak usilnie o to prosisz.
- Mylisz się. Mam coś lepszego do zrobienia. Bardziej… bombowego. - zaśmiał się dziko i chwycił za kij. Jedna z jego części oddzieliła się od reszty i… została wycelowana w głowę lustrzanego bytu. - Do zobaczenia po tamtej stronie. - rzucił uwalniając energię.
Ryo tutaj ewidentnie zdziwiła się zagraniem. Niemniej nie sprawiło to, że zamroziło ją w miejscu. W prawej ręce błysnął dziwny klucz - w tym samym momencie, gdy Bezimienny zamierzał popełnić samobójstwo.
Eksplozja rozerwała całą świątynię czasu na kawałki, ubranie Ryo mignęło w portalu otwartym przy pomocy czegoś błyszczącego, co wyglądało jak długi klucz, a Bezimienny odszedł - jako ostatnie Dziecię Czasu, zabierając ze sobą dziedzictwo swego ludu...
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline