Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2016, 15:56   #87
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
=***=
Dzień piętnasty. Godzina 6 minut 00. Sektor Testowy

Reszta testu minęła w ciszy, milczeniu, braku komentarza. W bezsilności.
Kiedy na zegarze w Sektorze Testowym wybiła godzina szósta, Mule przeniósł wszystkich regularnych na plac, gdzie po raz pierwszy zebrał ich do kupy. Wówczas było 26 śmiałków, teoretycznie gotowych na wszystko.
Zdziesiątkowane oddziały regularnych powróciły z piekła zgotowanego przez tylko jednego regularnego, który - jak się okazało - w tej całej misternej grze pociągał za wiele sznurków.
Mały, wydawałoby się, nierozgarnięty mackowaty stwór okazał się na końcu cynicznym, przebiegłym wrogiem.
To on doprowadził do takiego przetrzebienia konkurencji.
To on nasłał tego piekielnego psa oraz stado gołębi na Zafarę i Strife’a w zeszłym tygodniu.
To on zainfekował tego jednego regularnego, który miał rozwalić Quena na miazgę.
Novem nie musiał się nawet wcale do tego przyznawać werbalnie. To co pokazał na teście i jego mowa ciała - to wszystko powiedziało już za niego.
Jak to możliwe, że taki potwór łaził sobie bezkarnie po ulicach Piętra? Na to pytanie mógłby odpowiedzieć tylko blondwłosy szermierz z drużyny Zafary, który czegoś podobnego doświadczył w akademii rządzonej - teraz “świętej pamięci” - pana V. Teraz milczał. Nie dziwił się, że Novema nie podciągnięto do żadnej odpowiedzialności.
Moralność w Wieży była dziwną rzeczą.
[Novem] Zgodnie z regułą Thaka - zabijał wtedy, gdy nikt na niego nie patrzył. Zgodnie z regułą Shirasei’a czy Flinta - posłużył się rękami drugich, samemu bycząc się na ławce w parku i karmiąc w nim zwierzątka, które służyły mu za narzędzia strategiczne. To, że masakrował na teście, nie stało w sprzeczności z regułami panującymi w Wieży. To, że ktoś ginął w pojedynkach, w walce, w testach - było normą w Wieży.
Najgorsze było to, że nic nie można było mu zrobić.
Gdyby nie niesamowite zdolności Zafary związane z bramami, reszta ocalałych stałaby się mięsem… częściami Novema. Otarli się o Śmierć, która przywdziała “skórę” Novema.
Quen zdał sobie sprawę, że właśnie spotkał godnego następcę Yortseda, chociaż ten nie władał ciemnością, to potrafił równie skutecznie każdego nie tylko zarazić, ale zmienić zarażonych w ucieleśnienie rodem z koszmarów. Nie chciał nawet myśleć o tym, co było drugim składnikiem tego gówna, które wpakowano do ciała Nethy…

Teraz zostało ich 14, w tym paru o dobitnie wątpliwym stanie zdrowia. Zafara tzw. kątem oka zarejestrował Strife’a, połamanego jak popsuta, badassowa lalka - chyba mu nawet jedna kość wystawała z jedynego ramienia. Dobrze, że Novem mu nóg z dupy nie powyrywał, choć z pewnością ta krwiożercza bestia miała taką ochotę mu to uczynić. Większość ocalałych była głodna, niemożebnie senna i przemęczona. Byli tacy, co byli w wyśmienitym humorze, pomimo piekła, jakie zgotowała wszystkim drużyna Novema - taki Książę, na ten przykład. Czy S-Drow, jtó również trzymał formę, ale nie wyglądał na aż tak pogodnego - był wyciszony. Podszedł do Quena, wyciągnął do niego rękę, a latarnik uścisnął jego.
- Dziękuję za pomoc w walce z tym szamanem - wyciąga dłoń w kierunku Quena. - Doceniam ją.
- Nie ma sprawy, chociaż przyznam, że więcej frajdy sprawiłoby mi, gdybym sam go pokonał. Ale na to byłem za słaby. - Quen uścisnął dłoń.
- Też nie sądziłem, że jego drużyna narobi tyle problemów. Tak się złożyło, że też natknęliśmy się na nich wcześniej.
- Wtedy, gdy spotkałem was przy bramie było was czworo. Dwójka zginęła?
- Nie, była nas piątka do końca testu, tylko Noboru poszedł na zwiad. A Harolda później nie było, bo zginął, jak pierwszy raz walczyliśmy z drużyną Novema.
- Wychodzi na to ze tylko nasza drużyna wyszła w calości z testu. A przynajmniej bez strat osobowych. - stwierdził Quen.
- Zdarza się, że ktoś ginie na testach. Ważne, że przetrwaliśmy test - oznajmił S-Drow, nie przejmując się zanadto stratą Harolda.- tak czy siak, gratuluję potyczki z Novemem. - uśmiechnął się nieznacznie S-Drow.
- Prawie nas zabił. Można powiedzieć ze zostaliśmy uratowani przez Strife’a.
- Strife’a? To tamten jegomość? - skinięciem głowy wskazał na grupkę medyków wynoszących pokrwawionego gunslingera, który teraz bardziej przypominał cudem żyjącą masę mięsa i szmat. - Nieźle go poharatano.
- Novem był cholernie silny. Trzeba było zadać duuużo obrażeń w każdą jego część by go zabić. - wyjaśnił latarnik. - Tak przez niego. Można tak powierdzieć.
- Mieliśmy z nim styczność, jak wchodziliśmy do jednego labiryntu na południu dżungli. Wtedy on i jego kamraci zaszli nam w drogę. Z tego co wiem, to Novem potrafi zarażać innych sobą i przejmować nad nimi kontrolę. Posłał na nas zarażonego jaszczura ze swojej drużyny, a on sam z lisem i koniem zwiali stamtąd. Mieli podejrzanie dużo siły jak na swoją aparycję - opowiedział.
- Novem potrafi zmieniać swoją aparycję. My walczyliśmy z nim w postali olbrzymiego pająka, a później w formie jednookiej kulki z dwoma mackami. Wtedy Strife wyręczył nas w walce. Więc co tu dużo mówić spierdoliliśmy.
S-Drow skinął głową na znak, że zrozumiał.
- Zdziwiłbym się, jakby się wam udało go rozwalić z łatwością. Załatwiliśmy resztę jego drużyny i nie powiem, byli wyzwaniem dla nas. Sądzę, że Novem wzmocnił ich sobą jeszcze przed testem.
- Naszej zwiadowczyni też się to przytrafiło. Wystarczyło, by dotknął kogoś. Najgorsze, że gdzieś tam chyba został kawałek go. Pewnie będzie chciał się zemścić.
- Harold zginął, bo Novem zmienił go w potwora. Musieliśmy go zabić, bo nam zagrażał. Co do Novema to też odnoszę takie wrażenie, że on powróci, że to jeszcze nie koniec. Dawno nie spotkałem kogoś tak silnego i innego jak on…
- Ja to bym wolał go nie spotkać. Wystarczająco miałem problemów na tym piętrze. - Quen rozejrzał się po okolicy. Gdy upewnił się, że Ansara jeszcze nie opuściła szpitala zapytał: - Ty, Ansara ma coś z tobą wspólnego może?
S-Drow uniósł lekko jedną brew.
- Nie znam Ansary, nie mieliśmy ze sobą żadnej styczności. Wiem tylko, że jest łowczynią. A czemu o to pytasz?
- Sprawdziłem informacje o twojej rasie. Ona pewnie nawet się kąpie w zbroi. Dlatego myślałem, że coś was łączy.
Wargi S-Drowa lekko drgnęły, chyba by się nawet roześmiał. Wtem podjechał do nich Książę.
- S, tutaj jesteś, gamoniu! Wszędzie cię szukałem! Martwiłem się, że wciął cię jakiś jeszcze jeden Novem! - po chwili spojrzał na Quena. - A ty jesteś Quen, dobrze pamiętam? Zdaje się, że nie mieliśmy okazji ze sobą porozmawiać. Jestem Książę, a to jest S-Drow - rzekł rubasznym głosem, zaś S-Drow zamilknął albo pasowało mu, że Książę zabrał za niego głos.
- Miło mi poznać. Muszę przyznać, że oryginalne imię. Ale przynajmniej potrafię je wymówić. - przywitał się blondyn.
- Ahaha, zgadza się! Cieszę się. Co powiecie na kawę? Ja stawiam! - Książę wydawał się być w dobrym humorze, choć ewidentnie wyglądał na niewyspanego. - Mamy ciężką noc za sobą, trzeba naładować energię przed przejściem na kolejne piętro!
S-Drow powiedział: - Nie mam nic przeciw, Książę. Lepiej jednak, abyś poszedł się zdrzemnąć.
Książę machnął ręką:
- Przeżyłem ten test, to przeżyję też kolejne kilka godzin bez snu. Jak chcesz, to załatwię wam coś ciepłego na śniadanie, w bufecie powinni mieć coś do zjedzenia - zaproponował Quenowi.
- Ja podziękuję. Moja siostra została ranna i wolałbym przy niej być. - wykręcił się latarnik.
- No, rozumiem - Książę nie obraził się za odmowę. - To my pewnie pójdziemy swoją drogą - inwalida pojechał w kierunku bufetu, zaś S-Drow spojrzał na Quena i odparł: - Do zobaczenia. - i odszedł za Księciem.
- Do zobaczenia. - Quen ruszył w stronę szpitala dla uczestników testu.
Tam spotkał Ansarę, Denetsu oraz Raziję, która jednak ze względu na stan zdrowia i przemęczenie spała jak zabita. Denetsu również spał, natomiast Ansara wyglądała na taką, co nie mogła usnąć z jakiegoś powodu. Na szyi i barku roztaczał się ogromny opatrunek, nasączony przyjemnie pachnącym preparatem.
- Cześć, braciszku… Jakbyś mógł… poproś kogoś o coś, żebym usnęła jak… kamień.
- Hm… kamień starczy, czy coś większego potrzeba by ci odebrać przytomność? - rzucił Quen na poprawę humoru. - Spoko już idę. Nie musisz rzucać toporem. - Quen spędził prośbę, po czym wrócił do półorczycy. Siadł obok i się na nią patrzył.
- Novem zjadł mi topór, więc nie mam ci jak nim przyłożyć - wybełkotała, chwytając się za głowę. - I co, przegrałam?
- Widziałem Strife’a. Żył. A topór ci kupię nowy. Nawet lepszy niż poprzedni.
- Dzięki, ale nie musisz - Ansara dostała wkrótce preparat usypiający. - Chociaż jak tam wolisz. No to smacznego - jednym haustem przełknęła środek nasenny.
- I czerwony płaszcz ci kupię. Taki nadający ci uroku i seksapilu. Coby przeciwnicy nie mogli cię zaatakować od razu. Smacznego. - rzucił do swej siostry.
Toporniczka nie odparła nic dalej. Wkrótce obudził się Den, dziwnie spocony na czole, zaś Ansara ułożyła się do snu.
- O, emm… dzień dobry… - rzucił do Quena. - Emm, ym, nie wiesz co z Raziją?
- Śpi. - latarnik nie wiedział co miał innego powiedzieć.
- Emm.. ym - Denetsu mruczał, skrzywił się chwilę po tym, jak złapał się za głowę. - Ansara też cała?
- Też. Właśnie usnęła.
- Mmm, chyba poproszę o eliksir nasenny - bąknął szermierz. Hm, właśnie tak.
- Ok. Zaraz ci przyniosę. - Quen jak powiedział tak też zrobił.
- Ymmm, dziękuję - Denetsu drżącymi rękami wziął lekarstwo do rąk, po czym wlał je sobie do gardła, jakby niczego nie pił od kilkunastu godzin.
I wszyscy poszli spać. Nawet Quen, robiąc sobie mimowolnie poduszkę z brzucha swojej siostry. Kiedy zasnął, śniło mu się, że ręka Ansary, o którą się opierał, zaczęła się rozdzierać. Ze środka rany wydostawało się mnóstwo robactwa, które oblazło chłopaka. Co ten ze względu na swój stan skwitował krótkim “Spierdalajcie”. Te nie dawały chłopakowi spokoju. Kiedy się obudził, zorientował się, że to był tylko sen. Co tam taki seneczek w porównaniu z żywym koszmarem, jakim okazał się Novem?


=***=

Zafara od niechcenia przeszukiwał regularnych w poszukiwaniu Novema, ale tego nigdzie nie znalazł. Za to znalazł drużynę Starlet solidnie poharataną, a najbardziej pouszkadzany z nich był Strife. Starlet trzymała się na nogach, chociaż u niej klatka piersiowa broczyła się w krwi. Dziewczyna kulała, zaś rogaty blondas podtrzymywał ją. Ten wyglądał na najmniej rannego z pozostałości drużyny niebieskowłosej. Ansara się denerwowała, bo nie wiedziała, czy zawaliła test czy jakimś cudem go zdała. Bardziej jednak chciało się jej położyć i glebnąć, żeby zapomnieć o nocnym, krwawym szaleństwie. Nie wyglądała najlepiej, świadczyły o tym pogrążone oczy, twarz biała jak kreda i niezbyt rzucająca się w oczy, ale jednak trudność w poruszaniu się, a także spora ilość krwi, która oblepiała jej szyję i bark.
Znajoma mysia zwiadowczyni z drużyny czerwonowłosego nie miała sił; pewnie wolała odpocząć, bo spała. Teraz właśnie leżała na ziemi i spała, a towarzyszyła jej Soni, jako jeden z nielicznych regularnych, który nie odniósł poważnych obrażeń. Soni pilnowała Raziji. Spojrzenie cyborga i czerwonowłosego wtenczas się spotkały - takim przypadkiem.
Długouchy podobnie jak jego przyjaciółka na tle reszty szczęśliwców którzy zdołali przeżyć test jaki zafundował im Novem prezentował się wręcz kwitnąco. Jego ciało nie nosiło żadnych widocznych śladów obrażeń, nie wyglądał nawet na zmęczonego czy sennego, można by wręcz powiedzieć że był gotów na powtórkę nocnych atrakcji. Nie byłaby to jednak prawda, długouchy ucierpiał w ciągu ostatnich kilku godzin, doszedł na skraj metaforycznego urwiska i spadł. Nie spojrzał Soni w oczy, przykląkł za to przy okaleczonej Raziji. Myszowata była nie przytomna i chyba tylko dlatego duch pustyni odważył się pogładzić jej zmierzwione blond włosy i złożyć na policzku delikatny pocałunek, szepcząc “Żegnaj.” Dopiero wtedy podniósł się i spojrzał na Soni.
-Przelałem jej swoje pieniądze z testu, przydadzą się jej na protezę. Doradzisz jej coś? Znasz się na elektronice.- powiedział jakby nie chcąc jeszcze przejść do właściwego tematu, który wisiał w powietrzu.
Soni skinęła głową. Chyba wyczuła, że coś jest nie tak.
- Jasne. Zafara?
-Ja…- słowa zdawały się przychodzić do czerwonowłosego nawet trudniej niż zwykle.-Cieszę się że cię poznałem, chcę cię zapamiętać na zawsze, ale… - czy zawsze musi być jakieś ale? -Nie mam siły żeby z wami zostać. Jestem za słaby. Dlatego odchodzę. Życzę ci wszystkiego co najlepsze. Żegnaj.- wreszcie udało mu się choć nieudolnie powiedzieć to co postanowił jeszcze podczas testu.
- Więc jednak odchodzisz? - Soni brzmiała na rozczarowaną, ale z drugiej strony jakby spodziewała się to usłyszeć. - Chcesz walczyć z Ar Afazem? - zgadywała powód zachowania Zafary.
-Nie pozwolę żeby zrobił z was swoje sługi.- Zafara potwierdził jej przypuszczenia. Nie miał dość sił by podjąć wewnętrzną walkę cały czas musząc uważać na to czy jego postępowanie i niepowodzenia nie sprowadzą tragicznych konsekwencji na tych na których mu zależy. Teraz kiedy wszystko było już jasne Zafara odwrócił się i ruszył do portalu prowadzącego wyżej. Na pożegnanie odmachał swojej cybernetycznej przyjaciółce, niebawem znikając w odmętach bramy międzypiętrowej.

Dzień piętnasty. Południe. Sektor Testowy
Ansara i Quen po długiej drzemce udali się razem na obiad do baru, w którym Quen wraz ze swoją drużyną obradowali jeszcze przed testem. Teraz jedli wspólnie ostatni obiad na tym Piętrze. Ansara jadła wolniej niż zwykle, ewidentnie się nad czymś zastanawiała.
- Nie wiem, czy zdałam test. Widziałeś w jakim stanie był ten Strife?
- Dożył do końca testu, a to się liczy. Wątpię czy dalej żyje. - odparł Quen.
- A Starlet i ten… jak temu rogatemu było? Uciekło mi.
- Aaa… Asad? - starał sobie przypomnieć chłopak - Widziałem ich. Żywych.
- Skoro dożył końca testu, to powinni nas puścić. Nawet jeśli Strife zmarłby po nim. Co ten ranker mówił o warunkach zdania testu?
- Przetrwać do rana. Więc przetrwaliśmy. - uśmiechnął się Quen. - Cudem.
- Więc przetrwaliśmy do rana, teoretycznie powinniśmy zdać.
- Jak nie zdamy, to zacznę robić bałagan na tym piętrze. Sami nie umieją upilnować regularnych i pozwalają takiemu Novemowi szwendać się po piętrze.
- Ano - zgodziła się Ansara. - Ale skoro dotychczas nikt tego Novema nie złapał, to wydaje mi się, że nie bez powodu on hasa sobie na wolności.
- Wszczepili go Nethcie w szpitalu. Wiem, bo blizny, które mi zadała bolały, gdy dostawał wpierdol od tego, co opanowało Strife’a. Więc współpracował z Yortesedem.
- Xun, ja w ogóle nie ogarniam tego, co się działo na teście. Ani co opętało tego Strife’a - Ansara rozłożyła ręce nad obiadem. - Nie wiem, czy chcę to wiedzieć. Ale przydałoby się wiedzieć, o co tu chodzi. By potem trzymać się od tego z daleka.
- No wiem. Alice też chce, bym zajął się tym. Eh. Ogarniemy kwestie z przenosinami i biorę się za kolejne śledztwo. Nie wychodząc z domu. Mam dość przygód na kilka najbliższych pięter.
- Mam trochę pieniędzy z testu. Nie ma problemu z przenosinami. Ja mogę nawet zaraz po obiedzie iść na następne piętro. Tam sobie kupię najpotrzebniejsze rzeczy.
- Mam nadzieję, że Netha szybko do nas dołączy. Nie chciałbym się z nią rozstawać na dłużej.
- Hmm… ja też. Ale nie mów jej o tym - mruknęła Ansara. - pewnie jej szybko nie zobaczymy, Novem z Yortsedem mogli mocno namieszać w jej zdrowiu. Szczerze, mam nadzieję, że mnie też Novem nie rozłoży.
- Ja też. Nie chciałbym walczyć z tobą. Już wolałbym z nim.
- Walczyliśmy z nim, stwierdziliśmy, że lepiej, żeby nam w drogę znowu nie wchodził.
- Ano. Co nie zmienia faktu, że i tak bardziej nie chciałbym walczyć z tobą. Jesteś straszna. - latarnik uśmiechnął się zaczepnie.
Tym razem toporniczka nie szczyciła się najlepszym humorem.
- Kiepsko mi poszło, jak na bycie straszną. Novem tylko lepiej się bawił.
Quen pacnął swoją siostrę ręką w głowę.
- On był jedynie obrzydliwy. W straszności nie sięga ci do pięt. - droczenie miało na celu poprawę humoru półorczycy jak i oddalenie przykrych wspomnień z testu.
- Tia, dzięki Xun, ale to nie poprawiło mi nastroju. Niemniej doceniam twoje starania.
- To może zrobię ci warkoczyki? Przed testem sobie nie dałaś dotknąć włosów, a miałem ci zrobić boską fryzurę. - w głosie latarnika słychać było wyrzut.
- To nic nie da. Na razie daj sobie z tym spokój.
- No dobrze, dobrze. Będę grzeczny.
- Grzeczny Xun… zresztą, chwila, kiedy ty ostatnio byłeś grzeczny, bo mnie pamięć zawodzi.
- Jak spałem? - zapytał sam siebie. - Tak chyba wtedy
- Hehehe, tak, chyba tylko wtedy - lekko zaśmiała się toporniczka.
- Bierzemy kogoś do drużyny, czy wspinamy się sami, dopóki Netha nie wyzdrowieje? - Quen zmienił temat.
- Zobaczymy, jak to będzie. A właśnie, jak tam ci się współpracowało z twoją drużyną? - zainteresowała się Ansara, przyjmując na powrót poważniejszą twarz. - Nikt się u ciebie na nikogo nie rzucał, z żądzą mordu?
- A nawet nie. Wszystko było w miarę normalne. Zafara mnie nie atakował, ja nie atakowałem jego. - odparł Quen. - A czemu pytasz?
- Test był całkiem długi, Starlet dość szybko dogadała się z tym blondasem, prędzej niż ze mną - odparła Ansara. - Miałyśmy trochę inne plany co do testu, wyszło co wyszło - wzruszyła ramionami, a następnie splotła palce i podparła podbródek o dłonie. - Ech, bredzę do rzeczy - potrząsła delikatnie głową. - Można byłoby się dogadać z tym blondwłosym miecznikiem z waszej drużyny, albo z resztą, z którą współpracowałeś.
- Wiesz… zastanawiam się, czy samemu się nie wspinać. Wiesz, trochę silnych osób za mną lata, nie chciałbym sprawiać ci więcej kłopotów.
- Sam nie jesteś dostatecznie silny, żeby wspinać się samemu. Twoja śmierć nic mi nie da dobrego - zauważyła Ansara.
- A twoja coś da? Nie będę mógł sobie wybaczyć, gdy coś ci się stanie przeze mnie.
- Dlatego zdecydowanie najlepszym pomysłem będzie trzymanie się razem.
- Dobra siostrzyczka, dobra. - Quen z zaczepną miną poklepał półorczycę po głowie. - Opowiesz mi kiedyś, co się stało, że już nie jesteś w pełni człowiekiem? - zapytał niespodziewanie.
- Może. - wzruszyła ramionami “siostrzyczka”. - To, co bierzemy kogoś teraz czy bierzemy kogoś na kolejnym piętrze?
- Na kolejnym. Szanse, że przyłączą się do nas po tym co przeżyliśmy na teście są znikome. - odparł chłopak.
- Dobra - Ansara ziewnęła, przeciągnęła się i spytała latarnika. - To co, idziemy na następne piętro?
- Może najpierw się prześpisz? Jeszcze kogoś połkniesz po drodze.
- Mówiłeś to do mnie? - do uszu Quena dotarło pytanie zaintonowane chłodniejszym, groźniejszym tonem.
- Mhm. Ziewasz przecież.
- Ale bredzisz. Idźmy stąd, a na następnym piętrze ty idziesz się przespać - Ansara łypnęła znacząco na Quena.
- Taa, jeszcze czego. - chłopak pokazał jej język. - No to chodźmy. Panie przodem.

=***=
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline