Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2016, 18:01   #11
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Wioska Krausnick, Ostland
7 Kaldezeit, 2526 K.I.
Świt


Widok tych wszystkich smutnych twarzy, zastygłych w ponurym grymasie będącym czymś pomiędzy chęcią rozpłakania się, a wybuchem nieokiełznanego gniewu, ścisnął serce starego żołnierza. Uczucia mieszkańców wioski nie różniły się między sobą ani o jotę, tak jakby każde z nich było częścią tej samej zbiorowej świadomości. Tego dnia zanikły wszelkie różnice między nimi; przestało się liczyć pochodzenie czy dawne przewinienia, pozostał jedynie smutek, ból i niemożliwa do ogarnięcia nienawiść, którą ugasić można było tylko w jeden sposób.
Albert Schulz czuł to samo, a może nawet jeszcze więcej. Dla niego horror dopiero się zaczął. Nie potrafił przestać myśleć o tym, co mogą wyrządzić jego rodzinie plugawe istoty z Lasu Cieni, ani o piekle, przez które teraz przychodzą. To dopiero musiało być straszne - znaleźć się w żelaznych okowach, pośród zmutowanych, porośniętych gęstym futrem bestyj, które oddawały hołd Mrocznym Potęgom. Mimo to, starzec wolałby znaleźć się wśród jeńców; mógłby wtedy spróbować pocieszyć swą rodzinę i pomoc im w ucieczce, choćby kosztem własnego życia, lecz tak się niestety nie stało. Los rozłączył ich, a on zastanawiał się jakim był w tym plan bogów i dlaczego darowali życie sędziwemu żołnierzowi…

- Czy... czy widziałeś też moich rodziców? Anne i Ruperta? - Z głębokich rozmyślań wyrwał go głos Klausa. Przywiodło to kolejne bolesne wspomnienia, wspomnienia ogarniętego ogniem klasztoru i zebranych przed jego murami, uprowadzonych mieszkańcach. W tym jego rodziny.
- Ny-nie wiem - odparł głosem kompletnie wyzbytym z emocji, jak gdyby umarła w nim cząstka duszy, która dawniej czyniła go człowiekiem. Być może tak właśnie było.
Albert Schulz nie pamiętał zbyt wiele z minionej nocy. Tylko przebłyski najbardziej okrutnych scen, krzyki i wykrzywione w agonii twarze konających. Pamiętał też trawione trwogą oblicza jego rodziny, kiedy żegnał ich wychodząc z karczmy. Już wtedy miał złe przeczucie, każdy kto mieszka w Ostlandzie je ma. Idziesz spać czując na gardle chłodne ostrze miecza; tak dotychczas wyglądało tu życie i nic nie wskazywało na to, by cokolwiek miało ulec poprawie. Cała ta prowincja została spisana na straty; wiedział to Książę-Elektor Valmir von Raukov, wiedzieli też jej mieszkańcy.
Najbardziej jednak nie mógł pozbyć się jednego wspomnienia, które dręczyło go za każdym razem, kiedy tylko spoglądał w stronę znajdujących się na wzgórzu zgliszczy klasztoru. Wspomnienie jego rodziny, pochwyconej i związanej przez najeźdźców, a także ich wykrzywionych w rozpaczy twarzy, kiedy oberwał obuchem w głowę. Myśleli, że zginął wtedy, razem z bestią, którą pragnął zabrać ze sobą w zaświaty.
- Nie wiem, chłopcze - powtórzył się, lecz tym razem w jego głosie odżyła pewna siła, którą powszechnie zwykło się nazywać determinacją. - Przed utratą przytomności nie widziałem zbyt wiele, ale mam nadzieję, że będzie dane nam upewnić się co do ich losu. Nie przejmuj się i ciesz się, że nie znalazłeś ich ciał, bo to dobry znak. Teraz wszystko zależy tylko od nas - mówiąc to położył swą styraną pracą dłoń na ramieniu chłopaka i poklepał go trzy razy dla dodania otuchy.
- Idź już, czas nagli... Jeśli szybko znajdziesz trop, to możesz pomóc nam w przeszukiwaniu tych zgliszczy - dodał, wskazując palcem spalone chaty na wzgórzu przed klasztorem. - Deszcz szybko nadszedł, więc może uda się nam coś odzyskać.

Gościniec Bökenhof - Krausnick, Ostland
7 Kaldezeit, 2526 K.I.
Świt

- Macie rację, krasnoludzie - odezwał się sigmaryta, słysząc liczne pogróżki Thravara pod adresem kiepskiej pogody i skrzypiącego wozu, którego miał nieszczęście powozić w tych ciężkich warunkach. Potężne zbudowany kapłan uśmiechnął się nieznacznie. Zbliżał się koniec pierwszej części jego zadania; teraz zostało tylko odebrać relikwię, co mogło nie być takie łatwe zważywszy na fakt, że mnisi nie zostali o tym wcześniej poinformowani, ale od brudnej roboty miał swoich ludzi, a po załatwieniu spraw w Krasunick; pozostanie już tylko podróż powrotna w stronę Altdorfu.
- Co gorsza; już tak dawno nie walczyłem, że chyba niedługo zapomnę podstaw fechtunku. Obawiam się, że jeśli wkrótce nie zaatakują nas jacyś bandyci to sam będę zmuszony kogoś napaść; oczywiście z błogosławieństwem Sigmara - zaśmiał się Lambert, choć na ogół daleko było mu do poczucia humoru. Pod tym względem bardziej przypominał Lexę, niż na przykład Wilhelma, który należał do zdecydowanie najbardziej wygadanych członków wyprawy.
Tym razem jednak, kapłan miał dobry powód do radości - jego misja powoli dobiegała końca, a on mógł wreszcie wrócić na front i chwalić imię swego pana poprzez rozwalanie czaszek jego wrogów. To właśnie na polu bitwy było jego miejsce, ale nie mógł też odmówić samemu prałatowi z Wielkiej Katedry w Altdrofie. Zadanie, choć najprostsze z możliwych, było wielkim zaszczytem dla Hieronima Lamberta, gdyż w jego ręce miała trafić jedna z najświętszych relikwii Imperium. Kościół musiał darzyć go i jego umiejętności sporą dozą zaufania, skoro to właśnie jemu przypadł przywilej trzymania w ręku świętego kielicha Sigmara. Zanim jednak to się stanie, pozostanie jedna, ostatnia przeszkoda do pokonania…
- Posłuchajcie mnie teraz, wszyscy - orzekł oschle i zupełnie niespodziewanie, po czym zwrócił się do Lexy, która miała w swoim zwyczaju jechać w milczeniu przed siebie, nie zwracając najmniejszej uwagi na rozmowy mężczyzn - Ty także...
- Jak już wiecie; w wiosce Krausnick znajduje się klasztor poświęcony naukom Sigmara. To jest nasz cel. Tam znajduje się relikwia, którą chcemy odzyskać i doprowadzić na ołtarz Wielkiej Katedry. Po drodze jednak mogą wystąpić pewne komplikacje - Labert spojrzał po wszystkich, upewniając się, czy go uważnie słuchają, po czym kontynuował - Mnisi mogą nie być zbyt skorzy do współpracy. Mam przy sobie podbity pieczęcią dokument, upoważniający mnie do odebrania kielicha, ale klasztor nie podlega bezpośrednio jurysdykcji Kościoła Sigmara, gdyż przez lata byli tolerowanym przez nas odłamem. Oczywiście nie jest to żadna sekta, bo już dawno grzaliby stosy, ale ów klasztor powstał przez grupę zakonników, bez wcześniej wydanego przez władzę stosownego pozwolenia - wszyscy pokiwali głową ze zrozumieniem, wiedząc do czego zmierza kapłan.
- Kwestie dyplomatyczne zostawcie mnie. Postaram się z nimi dogadać bez zbędnego rozlewu krwi, ale jeśli będą się upierać przy swoim, to nie miejcie litości. Wyrżnijcie każdego, ale zostawcie może dwóch przy życiu, ku przestrodze dla tych, którzy sprzeciwiają się woli Sigmara - łysy kapłan raz jeszcze uśmiechnął się lekko, ukazując tym samym braki w uzębieniu, które były świadectwem licznych bitew, które stoczył w swoim dość długim życiu.
- Jakieś pytania? - Dodał na koniec, przyglądając się każdemu z osobna.
 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 27-01-2016 o 19:43.
Warlock jest offline