Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2016, 19:12   #127
Morfik
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Próbował otworzyć skrzynie, miał przygotowane swoje narzędzia, Nagietek stał na straży. To ostatnie, co pamiętał. W momencie, gdy już miał uchylić wieko, nastąpiła ciemność. Nie wiadomo skąd, nie wiadomo jak.

***
Nagle przebudził się. Okazało się, że leżał na swoim łóżku, w domu. Przez okno wpadały ciepłe promienie słońca. Poduszka była tak przyjemnie puszysta, a spod kołdry wprost nie chciało się wychodzić. A więc to wszystko było tylko snem. Z jednej strony szkoda, ale z drugiej może to i lepiej. Cała historia nie skończyła się dla niego najlepiej, więc w sumie to dobrze, że wszystko to okazało się tylko wytworem jego wyobraźni.

Drzwi od jego pokoju otworzyły się z trzaskiem. Do środka weszła uśmiechnięta od ucha do ucha matka z wielką tacką.
- Proszę bardzo, to dla mojej słodkie rybci – postawiła mu na nogach tacę, na której znajdowała się duża miska i szklanka z czerwonym płynem. – Masz tu świeżą zupkę, przed chwilą ojciec wrócił z polowania, więc od razu ją zrobiłam, a do tego przepyszny napój, świeżo wyciskany – pocałowała go w czoło i wyszła.

Colin zrobił bardzo zdziwioną minę. Zwykle jego matka, tak się nie zachowywała. Podejrzane… Czyżby dzisiaj były jego urodziny, o których zapomniał? Całkiem możliwe… Jednak nie ma co, zbyt mocno rozmyślać nad tym wszystkim. Trzeba wszystko zjeść, póki było jeszcze ciepłe. Z uśmiechem na twarzy Colin zjadł zupę i wypił całą zawartość szklanki.

Gdy był już najedzony, postanowił, że pora jednak wstać już z łóżka i pójść przywitać się z resztą rodziny. Wchodząc do głównej izby, przywitał się głośno z matką, która wciąż stała przy ogromnym garnku, oraz z ojcem, który jadł zupę przy stole.
- Zupa był przepyszna mamo! – krzyknął głośno.
- Bardzo się cieszę syneczku – uśmiechnęła się do niego szeroko.
- Koniecznie chce wiedzieć, z czego ją zrobiłaś – powiedział i podszedł do garnka.

To co zobaczył w środku wprawiło go w osłupienie. W garnku pływało mnóstwo kończyć ludzi, a po powierzchni unosiły się gałki oczne. Nagle jego rodzice zaczęli głośno rechotać.
- Mamo! Co się dzieje? Co to jest? – Colin zaczął wpadać w panikę.
- Smaczna zupka. Tatuś właśnie wrócił z polowania – kobieta cały czas głośno się śmiała.

Rodzice wciąż rechotali, a do tego zaczęli pokazywać na niego palcami. Colin spojrzał w dół, okazało się, że był cały goły. Szybko zamknął oczy i krzyknął tak głośno, jak tylko się dało.

Gdy otworzył oczy, leżał na pustym, zaoranym polu. Niebo było mocno zachmurzone. Spojrzał na siebie. Wciąż był nagi, a co gorsze, nie mógł się kompletnie ruszyć, był cały sparaliżowany. Colin chciał krzyknąć, ale żaden dźwięk nie wydobył się z jego ust.

Z nieba zaczął padać krwawy deszcz, który w bardzo szybkim tempie zmienił barwę skóry Colina na czerwoną. Ziemia pod nim zaczęła robić się co raz bardziej miękka. Czuł jak powoli się zapada. Chciał uciec, ale nie mógł się ruszyć. Ogarniała go, co raz większa panika.

Nagle niebo się otworzyło, a na jego nagie ciało padł promień słońca. W jego kierunku zbliżał się anioł. Gdy był już blisko chłopaka, Colin rozpoznał jej twarz. To była Mellisa. Jego ciało od razu przepełniło ogromne ciepło, zrobiło mu się bardzo przyjemnie. Anioł pocałował go w czoło. Colin zamknął oczy.

***

Gdy znów je otworzył, z błogim uśmiechem, okazało się, że Mellisa zniknęła. Pochylał się nad nim Dwukwiat. Colin skrzywił się i zamrugał kilka razy oczami. Zaczął się rozglądać dookoła. Wszyscy jego towarzysze zgromadzili się wokół niego. Garlan powoli się podniósł i usiadł na ziemi, przetarł oczy jakby dopiero co wstał.

- Nie czuję się zbyt dobrze. Co się stało? Nic nie pamiętam – powiedział lekko bełkocząc. Był cały obolały. Chciał jak najszybciej wrócić do domu i położyć się spać. Miał już dość tego wszystkiego i chciał, żeby dzień się już skończył.

Lilius zaczął odmawiać modlitwę, Colin nie miał sił nawet myśleć o modleniu się do jakiegokolwiek bóstwa. Zamknął oczy i zaczął tylko ruszać ustami, żeby Dwukwiat się nie czepiał. Gdy modły się skończyły, łotrzyk powoli zaczął wstawać z ziemi. Bolała go dosłownie każda część ciała. Nikt inny z jego grupy nie miał takiego pecha jak on. Jak tak dalej pójdzie, to nie dożyje nawet do momentu wyruszenia karawany.

- Zobaczymy się jutro rano, dziękuję za pomoc, a teraz idę spać – powiedział zmęczonym głosem i uśmiechnął się delikatnie do swoich towarzyszy. Bał się trochę wracać samemu do domu, ale na szczęście Nagietek pomógł mu w tej podróży.

Gdy weszli do jego domu, matka przywitała ich od progu. Wiedział, że jest zdenerwowana, ale powstrzymuje się, tylko ze względu na obecność Jorebhy. Colin ucieszył się, gdy okazało się, że niziołek zaopiekował się jego narzędziami.

- Dziękuję ci bardzo za to. Teraz myślę tylko o jednym, żeby położyć się spać i odpocząć. Jutro powinien już być lepszy dzień. A o ofierze pomyślimy, z moim pechem to pewnie i tak nie pomoże – uśmiechnął się do Nagietka i pożegnał się z nim.

Matka zamknęła drzwi za niziołkiem i wtedy się zaczęło.
- Gdzieś ty był?! Wyglądasz jakbyś umarł i dopiero co wstał z grobu! Ja ci dam się szlajać nie wiadomo gdzie! – złapała go za ucho i mocno szarpnęła.
- Ała, ała, no co, no co, nic mi nie jest. Chcę iść spać, nie czuję się za dobrze – powiedział szybko i jakoś wyrwał się z uścisku matki. Szybkim krokiem ruszył w stronę swojego pokoju. Matka jeszcze coś za nim krzyczała, ale kompletnie tego nie słuchał.

Łóżko. Jego kochane, najlepsze, najwygodniejsze, najcudowniejsze łóżko. Niczego więcej w tym momencie nie pragnął, tylko rzucić się na nie i zasnąć.

Gdy ułożył się na nim wygodnie, zaczął rozmyślać o tym szalonym dniu. Miał wielkiego pecha, ale też ogromne szczęście, że udało mu się przeżyć. Zawsze wydawało mu się, że jest dobry w swoim fachu, ale widać, że nie do końca. Podjęcie w końcu poważnej roboty, obnażyło wszystkie jego braki. Jutro spotka się rano z resztą grupy i ruszą na nową przygodę. To na pewno będzie dobry dzień. Z uśmiechem na twarzy zasnął.
 

Ostatnio edytowane przez Morfik : 30-01-2016 o 11:44.
Morfik jest offline