Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2016, 15:10   #15
Wila
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację


Kwatery Pracownicze, Reguły, pod Warszawą, ul. Królewska 11, późny wieczór
Lulu gryzła by ściany, gdyby miała wystarczająco ostre zęby. Żadna wiadomość od Pani Wilczek nie przychodziła… ale Daniel, DANIEL! Kajko siedział na łóżku czytając e-maila, a ona chodziła w tą i z powrotem po pokoju, od okna do drzwi, od drzwi do okna. Analizowała. W dłoni mocno ściskała telefon. Chłopak zerknął w jej stronę. Miała na sobie tylko za dużą koszulkę. Nic więcej, nawet pod spodem. Uśmiechnął się sam do siebie na myśl o tym co jeszcze przed chwilą robili…
- Dzwonię. - Oznajmiła w końcu zdecydowanym tonem głosu.
Czekała odliczając jak zwykle sygnały.
- Halo? - Odetchnęła lekko słysząc głos Daniela.
- Daniel! - Jej głos brzmiał jednocześnie na ucieszony i przestraszony. - Jeśli idziesz właśnie na ten pociąg, albo stoisz na dworcu to zawróć jak szybko się da. Moja skrzynka jest dobrze zabezpieczona, ale to tylko skrzynka e-mail, ale Twoja… włamałabym się do niej w trzy minuty!
- Grażynka,... - wypowiedział z ulgą. - Ja tu fiksuję, na prawdę. Tak się o Ciebie boję. Wszystko w porządku?
- Daniel, co z tym pociągiem?
- Musiałem jakoś się z Tobą skontaktować. Znajdę w takim razie inny sposób, są jeszcze busy…
- Okej, tylko nie rób nic z tego co napisałeś w e-mailu, jasne? Słuchaj i mówię dokładnie o WSZYSTKIM. - Ostatnie słowo wyraźnie i dobitnie podkreśliła. - Po pierwsze,... teraz słuchaj, słuchasz?
- Ale…
- Daniel.
- Tak.
- Po pierwsze, komisariat. Łysol o którym Ci mówiłam jest w szpitalu, nie wiem jeszcze czy nie wywinie się z kary… wolałabym unikać policji póki się tego nie dowiemy. Nie wiem, czy ten komisariat jest dobrym pomysłem… na chwilę obecną. Może jutro będziemy wiedzieć coś więcej. Okej?
- No dobra, ale dlaczego miałby…?
- Jeśli śledziłeś fakty, mówili ostatnio o karambolu na Wale. Kojarzysz?
- Nie czekała na odpowiedź. - Łysy jechał za mną w BMW i strzelał w biały dzień. Tak bardzo chciał mnie dorwać, że spowodował dwa karambole. Myślisz, że taki desperacki gest robiłby ktoś wiedząc jakie będą tego konsekwencje?
- Co? Strzelał!?
- Chwila ciszy. - Grażyna, policja…
- Nie kończ, wiem co chcesz powiedzieć. Okej, słuchaj po drugie zadzwonisz do swojej matki. Ja zaraz do ojca. Chcę wiedzieć o co mu chodziło z tym wplątaniem się w coś mojej mamy. Wiem… to nie sprawa priorytetowa na teraz, ale…
- ściszyła głos - chcę wiedzieć. Zrobisz to dla mnie?
- Grażynka…
- Słuchaj mnie dalej, a nie. Trzecia sprawa, umówić się z tą suką! Do reszty zawarowałeś?
- Krzyknęła, była zła a może nawet przestraszona. - Co Ty sobie myślisz? Że to moja koleżanka z którą przed chwilą się pokłóciłam i trzeba nas pogodzić? Ona była już dwa razy w mieszkaniu ojca. Raz wysłała mi zdjęcie, a drugi raz filmik. Miał krew na brodzie. Byłam pewna, że nie żyje. Ona tylko na to czeka, żeby dorwać kogoś kto jest mi bliski i użyć go jako wabik. Myślisz, że dlaczego kazałam Ci wyjechać! Wiesz w jakim stanie byłam jak myślałam, że on nie żyje! Chuj z tym, że jest jaki jest. Miałeś rację to mój ojciec, więc się do cholery przejęłam. Wiesz w jakim będę stanie jakbyś to był Ty! - Daniel mógł przypuszczać, po samym tonie głosu i wypowiedzi. Kajko zaś wstał z łóżka podchodząc powoli do dziewczyny. Trzęsła się na samą myśl, ba tym razem wyglądała na prawdę jakby miała zaraz się rozpłakać. Powstrzymała jednak chłopaka gestem i kręceniem głową. Stanął przed nią ze zwieszonymi dłońmi, ale w pogotowiu.
W słuchawce zapadła chwila ciszy.
- Uspokoiłaś się już? Mogę mówić…?
- Ymm…
- Okej. Policja i tak jest tu jedynym i najlepszym rozwiązaniem, skoro jak sama mówisz strzelał do Ciebie. Dobrze, możemy zobaczyć czy się nie wywinie. Rozumiem Twoje obawy. I słuchaj, ta suka jest na prawdę strasznie zdeprymowana by Cię dorwać… tylko, przecież Ty nie zrobiłaś nic takiego. Może jednak warto z nią o tym porozmawiać i wyjaśnić po prostu tą chorą sytuację. Rozumiesz? Wiem, zaraz powiesz, że nie uwierzy Ci na słowo i takie tam. Ale tak nie może być. Jak długo zamierzasz się ukrywać… a z tego co mówisz nie tylko Ty powinnaś się ukrywać, co? Więc Grażyna, wóz albo przewóz. Takie jest moje zdanie. Mamy rodziny, studia, pracę, mieszkanie. Możemy uciec na tydzień czy dwa… ale co później?
- Przerwał na chwilę.
- Daniel, cholera…
- To nie musisz być Ty. Gdybym się z nią spotkał wiesz, w jakimś publicznym miejscu i wyjaśnił sytuację. Ogarnę to jakoś, spróbuję przygotować grunt pod ugodę. Sama wiesz…
- Nie! Jeszcze raz Ci powtórzę, bo chyba nie zrozumiałeś. Ona tylko na to czeka. Dla niej nie ruszyły mnie groźby związane z ojcem. Jeśli dowie się, że jest ktoś na kim bardziej mi zależy, będziesz tylko pieprzoną przynętą? Rozumiesz. Przynętą! Jeśli Ciebie dorwie, pójdę do niej na kolanach i będę błagała o litość. To już nie będą rozmowy.
- Cholera.
- Daniel?
- Ta?
- Kocham Cie, wiesz o tym?

Usłyszała jak zaśmiał się krótko.
- Wiem Grażynka, ja Ciebie też kocham… słuchaj… - urwał na chwilę, a później zaczął spokojniejszym tonem - możesz mieć rację… widzisz… ona dzwoniła do mnie. Sugerowała bym się z nią spotkał bo chce o Tobie pogadać.
W słuchawce znów zapadła cisza. Lulu zrobiła kilka kroków w stronę łóżka i ciężko na nie usiadła. Stojący gdzieś tam Kajko, z osłupiałą miną “Kocha go?” a ja to co “pies?”... przepadł w jej umyśle póki co w zapomnienie. Zobaczył jednak, że po policzkach dziewczyny spłynęły dwie skromne łzy… a więc potrafiła płakać? Może naważone przez nią piwo, którym sama jeszcze wstrząsała z uśmiechem na ustach w końcu wybuchało w jej głowie? Dobrze, że póki co tylko w głowie… Wariactwa w końcu muszą mieć swoje konsekwencje. Był wściekły z zazdrości i nie tylko, zacisnął mocno pięści. Mimo to, usiadł koło niej i delikatnie objął ramieniem.
- Grażynka?
- Spotkajmy się jutro na działkach, okej? Weź motor.
- Dobra.
- I nie pociąg.
- Nie pociąg.
- Żadnych spotkań i głupich pomysłów. Zastanowimy się razem co dalej.
- Dobrze.
- Zapamiętaj mój numer. Kup sobie jakąś kartę w kiosku z nowym.
- Okej.
- Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.



Rozłączyła się. Uniosła wzrok na Kajko.
- Ojej. - Skomentowała tylko, gdy poczuła, że ma mokre policzki. Chciała szybko je wytrzeć, jakby miała jeszcze nadzieję, że nikt tego nie widział.
Chłopak patrzył nieco spode łba lekko skołowany i zły. Jeszcze kwadrans temu cieszył się bardzo dosłownym doświadczaniem (jak mu się wydawało) uczuć dziewczyny. Teraz po słyszanej rozmowie niczego pewny nie był. Nie odezwał się jednak ani słowem na ten temat.
- Jest ok? - spytał tylko spoglądając na nią uważniej.
Skinęła głową.
- Jasne. Po prostu… - uśmiechnęła się teraz lekko do niego, jakby chciała pokazać, że jest - przestraszyłam się.
- Obie w stosunku do siebie ostro sobie pogrywacie.
- Wiem. Wyciągnęła ostry kaliber.
- Wiesz, ty tym swoim filmikiem też z procy do niej nie strzelałaś…
- mruknął. - Jeżeli mieliśmy jakieś wątpliwości czy chce nas zabić to teraz już chyba nie mamy, nie? A co z tym twoim… przyjacielem? Policja jutro aktualna?
- Spotkamy się z nim jutro rano na działce jego rodziców. Zobaczymy co dalej. Daniel ma rację… Trzeba w końcu podjąć jakąś konkretną decyzję.
- Aaaaaa….?
- gryzło go coś i chciał spytać. Tylko że nie bardzo wiedział jak.
- Tak? - Dla zachęty spojrzała na niego, niebieskie oczy skupiły się na jego twarzy.
- O co c’mmon z tą Twoją matką?
- Nie wiem. Już dzwonię do ojca
- spojrzała na wyświetlacz telefonu by sprawdzić która jest godzina - cholera. Pewnie już leży pijany. Chociaż… może będzie miał dłuższy język, co? Ah… Kajko, bo ty chyba nie słyszałeś. Ona dzwoniła do Daniela.
- Logiczne.
- Pokiwał głową. - Straciła nadzieję na dopadnięcie cię na przynętę ojca, to sięgnęła po niego. Pewnie gdyby od początku wiedziała co czujesz do staruszka a co do tego chłopaka skupiła by się na nim od razu.
- Nie chcę żeby dopadła mnie w taki sposób. -
Uniosła wzrok na sufit.
Zakrztusił się pijąc właśnie wodę z butelki.
- A jest jakiś sposób w jaki “chciałabyś” aby cię dorwała?!
- Chodzi mi o to, że jeśli już… to nie tak, że będę bała się o Daniela czy kogoś innego… Ciebie, czy ojca. A co myślałeś?
- Przeniosła na niego wzrok. - Że chciałabym żeby dorwała mnie samą i to najlepiej nagą pod prysznicem? - Starała się mówić poważnie, ale w jej oczach przez chwilę było widać jakieś rozbawienie przy tych ostatnich słowach.
- “Pomidor” - odpowiedział niewyraźnie nie ciągnąc tematu - Skupmy się lepiej by cię nie dorwała. - Uśmiechnął się lekko.
- Dzwonię do ojca, okej? - Niby zapytała o pozwolenie, ale już wystukiwała numer telefonu. Pokiwał głową. Odliczała więc jak zwykle sygnały. Dała głośnomówiący.


Ojciec odebrał po trzech sygnałach.
- Halo? - spytał, wyglądało na to, że był trzeźwy.
- Tato? - Zapytała jakby nie poznała. Nie spodziewała się, że mógłby być trzeźwy o tej porze. A kolejne pytania utkwiły w eterze w związku z ów zaskoczeniem.
- Grażyna… - wyczuła ton lekkiego napięcia. - Możesz mi wyjaśnić w co ty się wplątałaś?
- Jaa… - W głowie miała sto tysięcy pomysłów na wymówki, ale czy tym razem ? - … cóż, Tatusiu… wydaje mi się, że byłam tak jakby w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze. - Odparła z rezygnacją, być może to był czas na szczerość z ojcem.
- Jak matka. Nieodpowiednie miejsce, czas, zainteresowania, a potem… - mówił beznamiętnie. - Jesteś bezpieczna? Ktoś przychodzi. Tu, do domu…
- Tato. Ja wiem, że my nie umiemy ze sobą rozmawiać. A tym bardziej rozmawiać … no wiesz, szczerze. Tylko się nie złość… może ten jeden raz, Ty mi powiesz szczerze o co chodzi z… mamą
- ostatnie słowo wypowiedziała jakoś tak miękko - a później ja Ci powiem szczerze o co chodzi?
Milczał. Jakby się wahał.
- Nie - odpowiedział w końcu. - Nie powiem, bo raz… że to nie na telefon. Dwa, że dopiero jak zobaczysz to zrozumiesz. Tylko, nie wiem czy jesteś na to gotowa Grażynko.
Policzyła w głowie do trzech.
- Nie spotkamy się w najbliższym czasie. - Zrobiła krótką pauzę. - Ci ludzie o których mówisz… włamałam się na kamery miejskie, dla zabawy. - Wiedziała jak to brzmiało, kontynuowała wiec dalej tak szybko jak mogła, zanim się wścieknie. - Widziałam na nich taką laskę, która… i widzisz, ona dowiedziała się, że ją widziałam na tych kamerach. Teraz mnie ściga. Ukrywam się cały czas. To ona była w mieszkaniu. Wysłała mi wiadomość, że tam jest… ja Tato, martwię się na pewno cały czas Cie obserwuje. Myślałam, że będziesz bezpieczny jak nic nie będziesz wiedział i to musiało poskutkować, bo teraz zabiera łapy za Daniela. - Wypowiedziała jednym tchem.
- Ty nie wiesz kto cię ściga, prawda? Nie wiesz kim ona jest? - wyczuła bardzo leciutką ironię.
- Nie wiem. - Odparła teraz sama lekko podirytowana, postanowiła wyciągnąć więc większy kaliber. - Kimkolwiek jest, nie będzie mnie musiała już szukać. Nie pozwolę jej by zrobiła któremuś z Was krzywdę.
- Na to już chyba za późno
- mruknął. - Poprzedniej nocy…. zabrała coś z domu. Pewne zapiski. Ona już wie co wiedziała twoja matka, co ja wiem. To, że jeszcze żyję oznacza, że nie wie gdzie jestem. A ja jestem zmęczony nie chce mi się uciekać tak jak ty.
- Tato? -
W jej głosie wyraźnie było słychać przestraszenie. - Nie wiem o czym mówisz. Czy ty… sugerujesz mi właśnie, że mama nie zginęła po prostu w wypadku? Że… jakie znowu zapiski?
- Naprawdę chcesz wiedzieć?
- Chcę czy nie chcę, w mojej obecnej sytuacji muszę wiedzieć wszystko co pozwoli mi podejmować racjonalne działania i … więc muszę wiedzieć.
- To teraz posłuchaj mnie uważnie. I zapamiętaj. Opuszczone Zakłady wytwórcze lamp im. Róży Luksemburg. Nie wchodź na teren, najpierw do mnie zadzwoń. Jeżeli odbiorę telefon - uciekaj i… i to będzie znaczyć, że już się nie zobaczymy. Jeżeli nie odbiorę i nie uchylę lekko drzwi wejściowych, to też uciekaj to będzie znaczyć że już po mnie i nie chciała mnie użyć już nawet na przynętę. Tylko jeżeli nie odbiorę telefonu, a drzwi się uchylą oznaczać będzie, że jest bezpiecznie. A ja pokażę ci czym zajmowała się matka.
- Tato, tatusiu… ja przepraszam Cie… za wszystko, za to.
- Zrobiła krótką pauzę. - Co mam robić, jeśli Ciebie zabraknie? - Jego córka pytała go o radę, chyba pierwszy raz odkąd pamiętał… chociaż w głowie Lulu grała teraz trzyosobowa orkiestra, a każdy muzykant wybijał inny rytm. Pierwszy grał coś w stylu “sukinsyn, jak zwykle zostawi mnie na lodzie”, drugi “ale, że o co k.. chodzi”, a ostatni niczym marsz żałobny “ojciec, niebezpieczeństwo, po ojcu…”.
- Sprytna z ciebie dziewczyna, dasz sobie radę. Jestem z ciebie dumny, Marcela też by była. Kocham cię. - powiedział. - I pamiętaj. Jak odbiorę w zakładach, znaczy że ona mnie ma i uciekaj. Przepraszam za wszystko. - rozłączył się.


Ściskała jeszcze przez moment telefon.
- No to się porobiło. - Stwierdziła w końcu. Wyglądała na zawieszoną w eterze swoich własnych analiz. - Pakujmy się.
- Posrane to mocno… - powiedział, ale zaczął się pakować - Daj gnata, wyciągnął rękę orientując się że nie ma go w plecaku bo przecież oddał pistolet dziadka-ubeka dziewczynie.
- A… okej.
- Najwyraźniej zapomniała o nim. - Jest w łazience. - Wśród poukładanych w kosteczkę rzeczy Grażynki. - Wiesz co, wolałabym tam nie jechać bez niego jeśli się zgodzisz. - Nie naciskała. - Nie chowaj go do plecaka. Zawiozę Cie na działkę Daniela i pojadę tam sama.
- Pojadę z tobą.
- Nie.
- Stanowczy ton.
- Pojadę z tobą. - Nie kłócił się, po prostu powiedział. - Rozumiem i szanuję, to wasze sprawy z ojcem. Nie będę w nie wnikał. Nie o to mi chodzi. Sami sobie pogadacie beze mnie. Ale… Proszę. Chcę być w pobliżu.
Zawahała się wyraźnie. W chwilowym milczeniu, stała i przyglądała chłopakowi.
- Nie chcę Cie narażać. - Powiedziała w końcu.
- Lulu, i tak siedzimy po uszy w gównie. Dobrze jak przynajmniej w doborowym towarzystwie, nie zabieraj choć tego. - Uśmiechnął się lekko.
Podeszła do niego i po prostu go przytuliła.
Chwilę później byli już gotowi do drogi.


***


Opuszczone Zakłady wytwórcze lamp im. Róży Luksemburg, ul. Karolkowa 36, noc


Podjechali pod opuszczoną fabrykę. Ostrożnie rozejrzeli się. Lulu zadzwoniła do ojca. Nie odebrał. Drzwi uchyliły się. Dziewczyna poznała stojącą w nich sylwetkę. Był tam. Wszystko zgodnie z planem. Zsiedli z motora.
- To jest bardzo, bardzo zły pomysł. - Mruknęła cicho do Kajko. - Bardzo zły. Bardzo, bardzo zły…
- Będzie dobrze, Mała.

Poszli.

 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline