Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2016, 19:44   #117
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Wystrzeliła z ganku, jak pocisk ze świeżo czyszczonej lufy. Biegiem. Byle szybciej, byle dalej. Zgarnięty w locie pas z bronią zwisał jej z ramienia. Może nawet przeszkadzał, ale jego znajomy ciężar dawał nadzieje na poprawę sytuacji. Gwizdnęła cicho imitując myszołowa. Czasze nie trzeba było przypominać sygnału. Do galopu zastartował z miejsca. Uwieszona u siodła Dahlia dwoma susami odbiła się od ziemi i w locie wskoczyła w siodło. Nie miała czasu szukać strzemion. Przez głowę, w różnych kierunkach galopowało dziesięć rożnych myśli. Nie przypuszczała nawet, że nadal pamięta jego zapach. Że jest on w stanie poruszyć coś, co przez ostatnie tygodnie zagrzebywała głęboko. Co próbowała zostawić za sobą klucząc i zacierając ślady. Pruli co - za przeproszeniem - koń wyskoczy i dopiero na wysokości fabryki gwałtowne lądowanie omal wysadziłoby ją z siodła. Znalazła ich. Wreszcie.

*

- Nie mogę teraz - zamrugała patrząc wybauszonymi od adrenaliny oczami na Portnera. Ściskała w garści wciśnięty jej tobół. - Nie mogę tam wrócić. Suka pilnuje jej jak ostatniej kości na ziemi. Gdyby nie jej stan, pewnie na wjeździe oberwałaby kulkę. Znalazłam ją - obróciła się w kierunku Eddie’go i splunęła przez zęby zniekształcony przekleństwem - a on znalazł mnie. Jest tam!
Wskazała palcem oddaloną o otchłań, wydawałoby się, rozpadlinę.

- Zbudowała, co miała zbudować! Nie mamy czasu! To się dzieje teraz, rozumiecie?
Nie rozumieli. Zbierz się w garść, głupia. Trzęsła się ze strachu i bełkotała jak potłuczona. Trzęsącymi się palcami próbowała rozsupłać rzemienny trok, którym przywiązała do siodła manierkę. Z każdym ruchem zaciągała go bardziej, aż wreszcie straciła cierpliwość. Błysnął dobyty z cholewki nóż, kawałek skóry spadł na ziemię i nikt nie zwrócił na niego uwagi. Pociągnęła sążnisty łyk. Znajoma goryczka rozlała się po jej podniebieniu płynnym opanowaniem. Przełknęła. I tak jeszcze trzy razy.

- Zaczęło się show. Mamy… myślę, że góra kwadrans.

Nadal się trzęsła, ale teraz już bardziej wewnętrznie. Świat jej zaczynał falować i szepty nabierały mocy. Bajzel Portnera zarzuciła na siodło, dobrze owijając ramię plecaka wokół rogu.

- Ok. Zajmiemy się tym później. Bałagan w Betel to betka, w porównaniu z tym, co wyrychtowała Hope - dopiero teraz zdała sobie sprawę, ze w zasadzie mówi do pleców Portnera. Cokolwiek zamierzał, puenta miało być samobójstwo. Szarpnęła Mikrusa za rękaw. - Są tam, przy tym bajzlu zmontowanym przez Hope. Musimy ruszać.
 
__________________
Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me
hija jest offline