Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2016, 22:23   #17
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Mieszkanie Indiry, ul. Na Uboczu, bardzo wczesny poranek
Indi otworzyła oczy.
Listopadowego poranka sypialnia dziewczyny wciąż tonęła w ciemności.
Obok spał on…
Faktycznie… spał jak dziecko, z lekko zarumienionymi od snu policzkami, cicho pochrapując, wyglądał tak niewiennie i spokojnie, że Indi się uśmiechnęła.
Za to oplatające jej ciało ramiona wcale nie wyglądały niewinnie, wyglądały … hmm… Indi poczuła lekkie ukłucie w podbrzuszu na wspomnienia ostatnich dwóch nocy.
Ironia losu… uciekała od jednego zaborczego i agresywnego faceta (ciekawe co on robi swoją drogą, gdzieś głęboko Indi wciąż obawiała się, że Colin tak łatwo nie odpuścił) by wpaść jak śliwka na punkcie innego, który na dzień dobry ją pobił… Indi mogła się jedynie popukać w głowę. Chociaż w zasadzie teraz było jej to obojętne. Chwilowo. Przez głowę przemknęła myśl, że doktor Pawłowicz od kopa zdiagnozowałby to jako freudowskie “daddy issues”.
Nie… nie będzie myśleć o ojcu leżąc zaplątana w ciało kochanka… no bogowie, litości.
Zamrugała.
Cmoknęła lekko ciężkie ramię Janka i powoli zaczęła się wyplątywać z prześcieradeł i jego uścisku.
Powoli.
Jedna noga, ręka...druga noga…
- Gdzie idziesz? - wymruczał, lekko ją zatrzymując.
- Pójdę pobiegać. Śpij.
- Pobiegać? Która godzina?
- Szósta, śpij.

Otworzył leniwie jedno oko i spojrzał uważnie na dziewczynę:
- Wszystko w porządku? - spytał wciąż zaspanym tonem.
- Tak, wrócę niedługo. Alex nie powinna się obudzić przed siódmą. Zdążę. Śpij. - przekręciła się i czułym gestem pogładziła mężczyznę po policzku. Pocałowała lekko.
Czuła jego spojrzenie omiatające ją, gdy wymykała się z sypialni ubrana w swój standardowy zestaw do biegania.
Zaglądnęła do pokoiku Alex. Mała spała jak zwykle zakopana w las swoich pluszaków, z ukochaną Aną pod rączką.
Indi wycofała się i nastawiła iphone’a na energetyczną muzykę . Czuła się naładowana jak bateryjka.
Na dole ruszyła szybko wpadając w swój rytm, ignorując ruch zasłonek na parterze. Blokowy cerber - pani Bożenka - już czuwał. Razem z tą jazgoczącą parodią psa, Pusią. W myślach Indi wystawiła im obu język
Kolejny kawałek gdy szybko mijała osiedlowe bloki sprawił, że odsunęła myśli o starszej jędzy i skupiła się na słowach wyśpiewywanych przez Beth - laskę, którą Indi bardzo chciałaby poznać.


Słowa przeniosły ją powoli do kuchennej rozmowy z poprzedniego wieczora.
Więc jednak nie traciła zmysłów.
To nie działo się jedynie w jej głowie.
Coś faktycznie było, coś innego na bankiecie. I czego częścią był Johnny. Mimo, że chciałaby usłyszeć od niego co to takiego, rozumiała też, że nie może jej zdradzić szczegółów. Nie chciała go stawiać pod ścianą, ani stawiać ultimatum.
Martwiła się co wymyślił, żeby zapewnić bezpieczeństwo i jej i Alex.
Narażał się, czuła to pod skórą.
Dla niej i dla Alex.
Gorzko- słodkie uczucie, ale...
Priorytetem jednak była Alex.
Nawet nie sama Indi.
Alex.

Zawsze.
Jeśli ona będzie bezpieczna, wszystko inne jest nieważne.
Niezależnie od ceny, jaką przyjdzie płacić Indirze.
Nie zauważyła, gdy przyspieszyła tempo biegu.

Po pół godzinie wyciskania z siebie potów i ścigania się sama z sobą, Indi wpadła po świeże pieczywo do miejscowej piekarni.

Mieszkanie Indiry, ul. Na Uboczu, rano
Indi weszła do mieszkania pachnącego kawą, odstawiła pieczywo do kuchni, sprawdziła czy mała jeszcze śpi. Spała. Z łazienki słychać było dobiegający szum wody.
Ciekawość nowiny zaserwowanej przez Marcina musiała chwilę zaczekać - były priorytety i priorytety.
Indira wśliznęła się do łazienki:
- Janek…
Wychylił się zza zasłonki z uśmiechem.
- Tak?
- Umyć ci plecy?
- spytała z kuszącym uśmiechem powoli rozbierając się.
Zgodził się.

Alex zjadała kanapeczki z “mjodkiem” peplając wesoło o bajkach oglądanych ostatnio i Indi jednym uchem starała się być na bieżąco ze światem świnek Pep, żyraf George’ów i innych Koralgoli. Opierając się biodrem o bok “mięśniaka” chrupiącego śniadanie (jakoś ostatnio ciężko było im utrzymać ręce z dala od siebie), pukała w pada, przeglądając maile.
Kliknęła na przesłany przez Marcina link.
Gdy zobaczyła zawartość filmiku parsknęła właśnie popijaną kawą, krztusząc się gwałtownie. Świeczki stanęły jej w oczach.
Janek zerwał się by poklepywać ją po plecach:
- Podnieś ręce do góry! Co się stało? - dopytywał kaszlącą dziewczynę. Wskazała palcem na pada i lecące nagranie. Wciąż łapała oddech.

Warszawa nocą. Rozświetlona światłami ulicznymi i reflektorami samochodów ul. Emilii Plater. Jacyś przechodnie. I ona wymijająca tłum.
W swej turkusowej sukni
rozwiewającej się bajkowo w pędzie. Bose stopy połyskujące spod brzegów materiału. ONA biegnąca na pełnym gazie.
- Ouaaa! Mama jes jak Eeeelsa!
- To… to…
- Indi nadal się krztusiła - ktoś… to nagrał!?!?!
Janek i Alex zgodnie pochylili się nad nagraniem.
- Ale, skarbie, wyglądasz cudnie… - zaczął z szerokim uśmiechem wślepiając się w pada. Pacnęła go w ramię.
- Au! Za co? Szczerą prawdę mówię. Co nie, Alex?
Alex z zapałem pokiwała główką.
Indira zrobiła oburzoną minę - jeszcze jej dziecko podburza!
- Mamusiuuuuuuuuuuu ja tes cem taką sukiemkeeeeeee - mała zeskoczyła ze stołka i naciągając swoją krótką spódniczkę zaczęła biegać po przedpokoju.
Indi schowała twarz w dłoniach i przycupnęła na stołku.
- Marketing? Jaki marketing? - Indi nadal nie mogła uwierzyć, że jest na YT. I że ma tyle odsłon. I komentarzy. - Ja… uciekałam ...a ktoś myśli …. zaraz…
Indira wpatrzyła się w swoją twarz szukając objawów paniki, jaką odczuwała w tamtej chwili.
Odetchnęła z ulgą. Nie było widać.
Jej zmysł handlowca i projektanta doszedł w końcu powoli do głosu.
- Wrzucić to na bloga? - spytała patrząc niepewnie na Janka.
- Jeszcze się pytasz?!
- No pytam bo … ale Marcin też mówi, że nieźle wyszło…
- Indi się zaczęła łamać.
- Wrzucaj! - Janek zaczynał powoli przypominać kiwaczka
No to wrzuciła. Chociaż oglądała nagranie jeszcze z kilkanaście razy obserwując krytycznym okiem szczegóły. Suknia była zjawiskowa, naszyjnik się nie przekrzywił, tempo trzymała niezłe… w zasadzie…
Machnęła dłonią i obserwowała rosnącą liczbę komentarzy pod wpisem na blogu.
Niektóre komentarze mile łechtały jej ego:
Cytat:
“No powiem wam, że chyba zacznę stac sobie na przystanku na E.P. niekoniecznie czekając na autobus... Tak od jutra.”
“To jakaś akcja marketingowa? Jak nie to niech ktoś da adres tej lali bym mogła odkupic suknię!”
“Ja tu widzę niezły głębszy motyw. To będzie wiedział ten kto wie co odbywało się tam skąd wybiegła :>”
“Fashionmarketing levelup. Zaje!”
Promocja czy jak? Zwykle Indira nie leciała w sppecjalny marketing.”
“ J.A.c.H.c.E.t.Ą.s.U.k.N.i.E.!”
“To się podzielimy, Ty sukienkę, ja tą dziewuchę…”
Inne typu “Ruchable” czy “czarna ku… sprzedaje się w PKiNie” sprawiły, że szybko włączyła filmik na pełnym ekranie. Przekonała ją do tego pulsująca żyła na szyi Janka i zaciśnięte mocno szczęki.
- No dobrze… koniec tego na dzisiaj. Zaraz jedziemy do doktora Pawłowicza. - ściągnęła siebie i “mięśniaka” na ziemię z krainy Fame’u

Mazowieckie Specjalistyczne Centrum Zdrowia im. prof. Jana Mazurkiewicza, przed południem
Indi zaparkowała samochód przed wejściem. Była zdenerwowana. Rzuciła nerowowym spojrzeniem na Janka. Na szczęście szczura ani alficy nie było. Chociaż tyle.
- Zaczekasz tu z Alex? Chcę najpierw pójść zobaczyć ośrodek. Tak się umówiłam z lekarzem. - spytała Johnny’ego.
- Poczekam. - uścisnął jej dłoń próbując pocieszyć.
Uśmiechnęła się lekko choć raczej wyglądało to na krzywy grymas niż na uśmiech.
- Alex, zaczekaj z wujkiem, dobrze? Ja pójdę spotkać się z lekarzem i potem wrócę po ciebie, ok szkrabku?
- Dooobla… wujeeeeeeeeek a włoncys bajki?
- W schowku są audiobooki.
- Indi wskazała Jankowi.
- Włącze, a którą chcesz… Na jagody czy …. - Indi wysiadła zostawiając dwójkę ich dalszym negocjacjom.

Ruszyła w kierunku wejścia głównego
Wyglądało to nieco inaczej niż sobie wyobrażała. Po korytarzach nie biegali pacjenci w kaftanach. Ośrodek wyglądał na niedawno remontowany, obsługa była pomocna. Niemniej jednak Indi nadal nie była stuprocentowo przekonana czy robi dobrze. Czy Alessandra powinna tu przychodzić. Panika młodej matki, która chce dla dziecka to co najlepsze ale krąży po omacku.
Na izbie przyjęć poprosiła o widzenie z doktorem Pawłowiczem. Lekarz przydreptał po kilkunastu minutach, przywitał się ciepło i zaprosił Indi na oględziny ośrodka. Indi ze zdenerwowania plątała polszczyznę jeszcze gorzej niż dotychczas i lekarz musiał powtarzać wszystko kilkukrotnie.
Pawłowicz poprowadził ją jednak do osobnego skrzydła, znajdującego się z dala od głównej części zakładu. Ta część wyglądała bardzo nowocześnie i Indi powolutku zaczęła nieco się rozluźniać. Batoniki miała w pogotowiu. Pół torby batoników.
- Pani Indiro, zanim zaczniemy będę panią prosił o podpisanie kilku standardowych dokumentów.
- Tak… ja…
- Indi spojrzała na plik kartek i na powrót się zdenerwowała - ja…
- Wytłumaczę: tutaj należy wpisać dane z paszportu pani i Alex, tutaj numer karty ubezpieczeniowej, adres zamieszkania, numer kontaktowy do opiekuna prawnego czyli do pani… - lekarz pomagał, prowadząc Indi krok po kroku przez część administracyjną i wypełnianie oświadczeń i zgody na leczenie.
W końcu papierki wypełnione i nie pozostało nic innego jak zacząć pogawędki przy cukierkach.
- Ja pójte po Alessandrę, tak? - pokiwała głową na znak, że to raczej nie pytanie lecz stwierdzenie.
- Tak. Lepiej będzie jeśli wejdzie pani bezpośrednim wejściem, tu z boku. - Pawłowicz wskazał osobne, boczne wejście do skrzydła, w którym się stali.
- Perfekcyjno - kiwnęła głową Indira - Pan tu czekasz?
- Tak, zaczekam tutaj.
- Dobra. Ja wracam za 5 minutes… minutów.
- Indira podrobiła do samochodu.

Zaprowadziła córeczkę do bocznego skrzydła, zostawiając Janka w aucie.
- Aleee duuuuuze to, mamo. A tam w parku to mieszkajom fruszki?
- Nie wiem, może jakieś dobre duszki tak?
- uśmiechnęła się Indi.

Obie stanęły przed Pawłowiczem. Gdy lekarz się pochylił by powitać szkrabka, Alex wyciągnęła łapkę do lekarza z drugiej strony trzymając się nogi mamy onieśmielona nowym otoczeniem.
- Nie martw się kochanie, ja jestem cały czas z tobą - Indi pogładziła malutką po główce.
Alex pokiwała na znak, że rozumie.

Ruszyli na pogawędkę przy cukierkach.
Aleksandra była lekko spięta, ale dr Pawłowicz pomógł opanowac ten stan usmiechem i kilkoma żartami. Usadził małą w głębokim fotelu, a pielęgniarka zaczęła nakładac Alex jakąś aparaturę.
Gdy rozmawiali o tym wczoraj w gabinecie Indi wyobrażała sobie bóg wie co… a to były tylko jakieś przewody mocowane specjalnymi okragłymi plastrami do skroni i czoła, oraz niewielki czepek z takowymi jakie załozyła dziecku, a doktor z powagą powiedział, że podobne czepce przed wiekami nosiły księżniczki i tutaj bardzo pasuje dla księżniczki Alex.

Przwody były podpięte do niewielkiego komputerka z wyświetlaczem w jaki ślepiła pielęgniarko-asystentka. Pawłowicz wyciągnął z szafki torbę i zaszeleścił nią lekko.
- Cukierki - wyjaśnił. - Za każdym razem działają - dodał konfidencjonalnie.
Działały.
Mała rozdziawiła usta w uśmiechu.
- Dostanem?. - spytała.
- Tak, ale powoli. Po pierwsze opisz dokładnie co widziałas w tej piwnicy, gdzie mama robiła fotki.
- Mogem temu panu?
- Możesz. Ale cukierków nie za dużo
- Indi pogroziła lekko palcem. I dalej się przyglądała i przysłuchiwała procedurze.
Alex zaczęła opowiadać, a doktor nakierowywał ją odpowiednio zadawanymi pytaniami. był zawodowcem, wyciągał z dziewczynki pojedyncze szczegóły jakich Amerykanka by zapewne nie potrafiła wyłuskac w rozmowie z córką i to w taki sposób, że nie brzmiało to specjalnie przerażająco.
Z drugiej strony zadawał sporo pytań o odczucia dziewczynki wtedy, w tej sytuacji jaka miała miejsce na Piwnej. O Janka i Maryjkę nie pytał praktycznie wcale, widocznie nie uważał tego za temat mający jakies znaczenie z tej strony z jakiej zabierał się za problem Alessandry.
Indi słyszała odpowiedzi małej kreujące aż widoczny ból, grozę i rozpacz kobiety jaka zginęła w Piwnej zapewne gdy SSmani z nią skończyli. Jednak groza wynikających z odpowiedzi Alex obrazów dotyczyła raczej dorosłych. Delikatne dziecko nie wnikało co jak i dlaczego. Alex po prostu opisywała, jej umysł nie podążał łańcuchem przyczyna-skutek.

Asystentka ciepliwie i uwaznie patrzyła w ekranik i notowała coś po każdym pytaniu Pawłowicza, jaki oszczędnym tempem dozował cukierki gawędząc z dziewczynką.

W pewnym momencie zmienił temat poruszając motyw “dziewczynki przy płocie w przedszkolu”.
I tu wynikł problem…

- Sama pani widzi pani Indiro, że sprawa jest dość poważna. - Powiedział do Amerykanki kwadrans później gdy asystentka składała sprzęt.
- Musiał nadejść ten moment w którym Alex dowie się, że nie wszyscy widzą to co ona. To już mamy za sobą. Wie też, że to nienaturalne i trochę… że tak nie powinno być. Widzi pani, wychowała pani i wciąż wychowuje bardzo dobrze, na szczęście trochę inaczej niż wiele innych osób. - Zastanowił się przez chwilę. - Może większość innych rodziców kazało swym dzieciom ignorować brudną zawszoną romską dziewczynkę jaka podchodzi czasem pod przedszkole patrząc jak bawią się inne dzieci? A Alex nie i podchodzi czasem i słyszy gniewne by sobie poszła, inne dzieci nie reagują bo rodzice zakazali się zbliżać I… i mała myśli, że to takie coś jakie widzi a inni nie. To taki efekt przeciwny, zwrotny do uznawania pewnych obrazów o jakich mówiliśmy wczoraj (fale, pamięta pani) za prawdziwe widoki. Tu prawdziwy bierze za fikcję. Rozumie pani skale problemu mam nadzieję?
Indira pokiwała głową, gładząc łapkę córeczki z uśmiechem.
- Czy znaczy she my kchcemy czekacz? Albo, she piwnica to tylko single… one - wystawiła palec - case? - spojrzała na lekarza. - Czekacz sheby naumić Alex wiedziecz kiedy to fale? - zmarszczyła brwi.
- Pani Indiro, tego to postaram się nauczyć Alex już ja - uśmiechnął się łagodnie. - Po to wszak ta terapia. Pani sama… nie wydaje mi się, żeby miała Pani pewne przygotowanie, predyspozycje… Można próbować. Nie zniechęcam. Ale sama Pani rozumie… - rozłożył ręce jak mechanik samochodowy do ignoranta “chcesz naprawiaj pan sam”. Co najgorsze miał chyba rację.
- Jest tylko jeden problem. Ja muszę mieć materiał badawczy z dwóch, trzech przypadków występujących niedawno. Niedługo po sobie. By porównać wrażenia pacjentki choćby. Tak na świeżo wystepujące. A tu mamy dziewczynę z piwnej zmarłą 70 lat temu i…. Romskie dziecko, z krwi i kości.
- Ja rozumim, nie… nie ja uczysz, pan uczysz. Ja nie wiem, jak długi czas czekach dlatego pytam.
- próbowała tłumaczyć lekarzowi o co jej biega przeklinając polski język.
- Mam pewną propozycję. Jak mówiłem, jutro wylatuję z kraju nie będzie mnie jakiś czas. Mogę w Danii posiedzieć nad przypadkiem Alex, nad ta sesją, do powrotu i następnej. chodźmy na obiad, a potem pojedziemy w dwa, trzy miejsca w których Alex powinna coś zobaczyć. wystarczy, że w jednym zobaczy. Wrócimy tu, dokończymy sesje, będę miał dwa przypadki do analizy materiału. Nie ma szans byśmy nie skończyli do wczesnego wieczora. Może za dwie godzinki będzie już po wszystkim.
- Dobrze. Ja tylko telefonuje do psyjaciel, tak?
- Indi wyciągnęła telefon - Ja może tu? - spytała pomagając Alex zejść z fotela.
- Oczywiście.
Indi powoli ruszyła z Alex za lekarzem, wybierając numer Janka:
- Cześć, chcesz z nami zjeść obiad? Potem musimy pojechać jeszcze w kilka miejsc. Chyba, że wolisz jechać załatwiać to co masz załatwić? - spytała idąc koło szkrabka objedzonego cukierkami.
- Chętnie - odpowiedział.
- Pani Justyno, proszę przynieść menu jakie dziś mamy i jakby była pani tak dobra przygotować tu jakieś nakrycia… - Pawłowicz zwrócił się do asystentki, gdy Indi rozmawiała przez telefon - Menu dla lekarzy rzecz jasna, nie pacjentów.
- Oczywiście doktorze.
- Jeszcze mój psyjaciel, to ok?
- spytała Indi podając jednocześnie wskazówki Jankowi jak dopchać się do cześci, w której są.
Projektantka obserwowała córkę uważnie, ale Alex nie wyglądała na specjalnie zestresowaną ani przejętą całymi procedurami.
Gdy Janek do nich dołączył przedstawiła go lekarzowi:
- To mój psyjaciel… Janek ….- zamarła… dotarło do niej, że nie kojarzy jego nazwiska. - A to doktor Pawłowic. My bendziemy jeszcz obiad - dukała po polsku - a potem pokierujemy z Alex a wincyj potem tu. Doktor mówisz, she to max po wieczór - Indi zakcentowała “r” tak, że wyszło lekkie warknięcie. - Oh, ja pszykro… nie… ja pszepraszał …

Pielęgniarka wróciła z menu i nakryciami jednorazowymi (niepapierowymi) i sztućcami.
Alex wybrała paluszki rybaczki, dorosłym też udało się coś znaleźć w niewielkim menu szpitala. Córeczka peplała wesoło opowiadając “mięśniakowi” o swoich zajęciach i “ksiemznickowym kapelutku” a Indi obserwowała jak Janek traktuje małą.
To wszystko było … szalone. Czy powinna wogóle Jankowi zbliżyć się tak bardzo do niej i do Alex? Pracuje dla niebezpiecznych ludzi. Samo to jest proszeniem się o kłopoty dla córki. Wiedziała, że działa obecnie przez pryzmat mgiełki zauroczenia. A to nie było najlepsze dla Alex. Złapała spojrzenie lekarza i zatuszowała powagę zamyślenia uśmiechem.

Po obiedzie ruszyli do samochodu.
- Janek, poprowadzisz? - wsiadła obok Alex na tylne siedzenie pozwalając lekarzowi robić za GPS.
- Pani Indiro, może Pani wybierze. Matczyna intuicja? - Doktor usadowił się z przodu i poprawił okulary. Dwie lokalizacje w Warszawie, jedna w Puszczy Kampinoskiej na północ od miasta. - Z pół godziny stąd. Zmrok zapada już wcześnie ja bym wolał nie chodzić po lesie po zmroku jakby w ‘miejskich’ dwóch lokalizacjach Alex nic nie zobaczyła.
- To zacznimy od Pus… pussszzy
- wystękała Indira czując się idiotycznie.

Atomowa Kwatera Dowodzenia, Puszcza Kampinoska, okolice Lasków, popołudnie.
Obiekt przy Laskach w Rejonie Dąbrowy Leśnej miał służyć jako schron dla dowództwa wojskowego na wypadek wojny atomowej. Budowano go i rozbudowywano sukcesywnie od lat sześćdziesiątych do osiemdziesiątych. Aż runął stary porządek i wojna atomowa przestała być realna.
Obiekt zatem popadł w zapomnienie, wojsko o niego nie dbało, okoliczni ludzie rozkradali co się da nawet po cegły, przez ostatnie dziesięć lat z hakiem, od kiedy armia przekazała ten teren Parkowi Narodowemu.
Dziś już nie było nawet co kraść, nikt się tu nie kręcił. Okolica sprawiała bardzo ponure wrażenie.

Gdy wysiedli było jeszcze jasno, Indi podziękowała sobie w duchu, że wybrała tę lokalizacje jako pierwszą. Gdyby faktycznie mieli tu się kręcić po zmroku…
Janek zapalił papierosa, a Doktor Pawłowicz był jakiś zamyślony, spięty i podekscytowany.
- No maluchu, gotowa?
- Taaaak, a naa co?
- Możesz tu zobaczyć, usłyszeć, albo choćby wyczuć obecność jednego pana. Ale to tak jak filmobajka będzie pamiętasz naszą rozmowę wczorajszą z mamą?
- Taaaaak, ale nie rosumiem syskiego.
- Nie musisz malutka, wystarczy byś się nie bała i powiedziała nam jak kogoś zobaczysz, usłyszysz, będziesz dzielna? Od razu pojedziemy na cukierki.

- Alex spojrzała pytająco na mamę, nie wyglądała na jakoś szczególnie przestraszoną.
Indi wyciągnęła rękę do córki:
- Potrzymasz mnie dla otuchy? - spytała uśmiechając się do Alex - Pokażesz mi gdy coś zobaczysz? Ja jestem cały czas tutaj, nigdzie się nie wybieram. - mrugnęła dziarsko do szkrabka.
- Poczymam!
- Fajnie! Jesteś bardzo dzielna. Dzielniejsza niż ja!
- Indi zaczęła się rozglądać po okolicy.
Doktor ruszył przed siebie zachęcając Indi i Alex by ruszyły za nim i przez dłuższą chwilę kluczył między budynkami uważnie obserwując małą.
Niestety ta nic nie widziała ani nie słyszała.
Pawłowicz miał już powoli zarządzić powrót do samochodu, gdy dziewczynka uniosła główkę i odwróciła się ku wejściu do jakiegoś budynku.
- Coś słyszem.
Pawłowicz i Indira definitywnie nie słyszeli niczego
Indi mocniej chwyciła rączkę małej:
- A skąd szkrabku? Tam, z tamtego budynku? - Indi próbowała zobaczyć coś, cokolwiek.
- Taaaa, ale balco słabo ktoś coś mówi.
- Halooo! Jest tam kto?
- Dr Pawłowicz na wszelki wypadek krzyknął do środka po czym spojrzał na małą.
- Mówi wcions.
- A co takiego mówi?
- Ja nieeee wiem, nie rozumiem, jakoś dziwnie inaczej niż my. Ani po polskiemu ani po amelykanskiemu.
- A możesz spróbować powtórzyć co słyszysz?
- Dr Pawłowicz był podekscytowany.
- Mogem - odpowiedziala Alex. - Patel nostel kwi en celis, sankti… ehm, nomen tum…
- Wystarczy…
- powiedział słabo. - Zupełnie wystarczy.
Zawahał się patrząc na Indi i na zegarek.
- Myślę… to mi wystarczy, spróbuję wyciągnąć z Alex jej odczucia na temat tego co czuła… czuje tu i słyszała. - Myślę, że nie ma sensu narażać dziecka na dodatkowy stres.
- Dobsze, to chodżmy. - Indi powoli odwróciła się z Alex z powrotem do samochodu.

Gdy wrócili do auta Janek spojrzał pytająco na Indi i profesora. Ale nie pytał.
- Przejedziemy przez moje biuro przy Placu Bankowym. Wezmę dokumentację na temat tego miejsca Nie jest pani ciekawa…? - lekko ruszył głową w kierunku skąd przyszli.
- Czekawa czo? Miejsce? Ja sprawdzam w Internet chyba sze masz pan wincej? - Indi pokiwała twierdząco Jankowi.
- Nie - powiedział wsiadając. - Kogo usłyszała Alex.
- Aah tak… pan wiesz?
- Oczywiście, nie wysyłałbym pacjentów tam gdzie… niektóre takie ‘obrazy’ sa bardzo złe, nieprzyjemne. Jedźmy.
- Tak…
- zgodziła się Indira. - Ah...panie wiesz czo… mam pytanie, tak? Jak to szą fale… to czo sie dzieje z temi projekcjami? Zosztajo takie zaplecione… nie… - spojrzała na Janka - Janku, zapętlone jak to po polsku? - spytała po angielsku.
- Że cały czas leci to samo? - podpowiedział doktor gdy powoli jechali drogą.
- Tak. - pokiwała głową Indi.
- To nie takie proste… - westchnął. - Zna pani powiedzenie, że komuś przed śmiercią przelatuje przed oczyma całe życie…?
- Tak… ale takie fale nie powinny sze wygasnywacz?
- Może czasem wygasną…
- powiedział i zamyślił się. Nie odzywał się.
- Ja jeszcze ciekawa czy w Pifnej widacz te panio. Moshe by patrze… nie… sprawcicz?
- Interesujące, możemy wybrać się tam następnym razem.

Indi pokiwała głową na zgodę. Więcej nie męczyła lekarza, zajęła się córeczką rozmawiając o romskiej dziewczynce. Uzgodniły, że następnym razem Alex da jej lizaka, którego specjalnie spakują.

Gdy dojechali na plac Bankowy, Indi spytała:
- Wszyscy na góre?
- Tak, chodźmy. Muszę odbyć ważną rozmowę w sprawie jutrzejszego sympozjum, bo… nie wiem czy nie przełożę lotu.
- Spojrzał na Alex.
Cała czwórka poczłapała ku gabinetowi lekarza gdzie zajęli niewielki pokoik aby nie musieli czekać w poczekalni gdy doktor rozmawiał w gabinecie. Janek bawił się telefonem, rozmawiali, Alex opowiadała o przedszkolu i spodobał jej się pomysł z lizakiem. Zasugerowała nawet, żeby podarować dziewczynce pluszaka.

- Janek, chcesz jechać? - spytała widząc jego zabawę gadżetem - My będziemy tu trochę a potem jeszcze z powrotem do Tworek. Trochę nam zejdzie. - popatrzyła uważnie na mięśniaka.
- Nie. - schował telefon do kieszeni. - Lepiej mi jak jestem z wami.
Indi uśmiechnęła się ciepło w odpowiedzi.
- Denerwujesz się tym wszystkim?
- spytała robiąc dłonią okrężny ruch po pokoiku i Alex. - czy boisz się, że zwieję - dodała złośliwie.
- Chcę być z tobą, nie muszę cię śledzić. Nigdy nie musiałem.
Indi lekko się zdziwiła. No dobrze może więcej niż lekko.
- Myślałam, że Ernest ci kazał. - spojrzała na niego baczniej, gdy znaczenie jego słów zaczynało do niej docierać - Miłość od pierwszego walnięcia? - pochyliła się i szepnęła mu do ucha, nie chcąc by Alex słyszała.
- W taxi wgrali Ci lokalizator. Cały czas wiedzieliśmy gdzie jesteś. Ale ja chciałem być obok. Widzieć Cię. - Minę miał nietęgą.
Indi przytuliła się do “mięśniaka”:
- Siedzenie pod moim blokiem nie było blisko. - uśmiechnęła się i wsunęła dłoń w jego dłoń i spojrzała na córeczkę - Lubi cię. - powiedziała cicho wciąż wpatrzona w Alex.
- Bliżej się nie dało. Indi, mogę mieć do Ciebie prośbę?
- Jaką?
- Żeby nie wiem co się nie działo, to żebyś nie zwątpiła w jedną rzecz.

Indira w końcu odwróciła wzrok od córki i spojrzała na Janka marszcząc lekko brwi:
- Jaką rzecz?
- Że Cię kocham.

Indi wstrzymała oddech wpatrzona w “mięśniaka” bez mrugania.
- Janek… - zaczęła cicho w końcu, gdy serce przestało fikać koziołki - … dobrze. Będę pamiętać. - przyciągnęła jego twarz do swojej i mimo, że nie była jeszcze gotowa na odwzajemnienie wyznania, pocałowała go. Przy Alex.
- Zakochaaaana paaalaaa… - zanuciła Alex kręcąc główką wszędzie wokół tylko nie na nich w ostentacyjnej ściemie udawania, że nie widzi.
Dziewczyna parsknęła cichym śmiechem, opierając głowę na ramieniu Janka.
- Szkrabku… - pogroziła z rozbawieniem córeczce po czym w zasadzie machnęła ręką i wtuliła mocniej w ramiona mężczyzny.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 28-01-2016 o 22:37.
corax jest offline