Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2016, 08:25   #135
AdiVeB
 
AdiVeB's Avatar
 
Reputacja: 1 AdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumny
Post wspólny Merill, AdiVeB, Lemi, MG

- Dzięki - powiedział przyjmując bandaże i zabierając się do pracy. - Co macie na łodzi? Resztę naszego sprzętu? - snajper nie za bardzo wiedział o czym mówił zastępca szeryfa. - Wojsko? - teraz to się prawdziwie zdziwił. - Co oni tu robią? Jakąś misję mają w okolicy, czy po prostu są w drodze na Front?

Gordon dorzucił:
- Maszyny są tam na dole… w tej zawalonej stodole… trzeba by się nieco pofatygować i namęczyć żeby wydostać kilka sztuk maszyn stamtąd. Mam nadzieję że was to nie przerośnie, bo my - rozłożył ręce - nadajemy się jedynie na fotel bujany… A kwestia przytargania z sobą chociaż kilka rozwalonych blaszaków jest naprawdę ważna… chcę spróbowac odzyskać mapy i informacje na temat rozmieszczenia i obecności innych maszyn w okolicy. Muszą jakieś być bo blaszaki na jednym terenie mają ze sobą łączność…

Zabójca maszyn nie chciał dać po sobie poznać że nie spodobała mu się wiadomość o wojsku… miał nadzieję że przyjezdny konwój nie miał szerokiej wiedzy o froncie i o grupie najemniczej do której należał w przeszłości… miał nadzieję że cena za jego głowę też zniknęła z momentem zapadnięcia się pod ziemię. Wszystko okaże się w praniu:
- Żołnierze mówili czego chcą? Czy to jakaś tajna wiadomość?

- To co mieliście na wozie zostało w komisariacie. To co tam przynieśliście wcześniej też tam jest. Nie wiedzieliśmy czy ktokolwiek z was tu jeszcze jest a bez sensu targać w tę i z powrotem. - rzekł spokojnie Saxton patrząc jak Lynx bandażuje kolejnych rannych. Ten zaś czuł się wycieńczony. Ręce mu się wahały i brakowało w nich precyzji. Nie był zmęczony. Był wycieńczony. I jeszcze ten rwący ból od ran po walce był tak bardzo świadom przy każdym oddechu. Prosta zazwyczaj czynność urastała do rangi trudnego wyzwania. A ran było od cholery. Dwie rolki zastępców szeryfa nie starczyłyby nawet na obandażowanie samego Gordona. A wszyscy przecież oberwali. Każdą ranę trzeba było przemyć jodyną i nałożyć bandaż. Zanim skończył wreszcie oporządzać te rolki zdążył wrócić Eliott którego Brian posłał po łódź. Okazała się to jakaś płaskodenna, kanciasta łódka którą dało się płynąć nawet po tak płytkiej wodzie jaka była wokół domu Fergusona. Eliott przybił do domku i zacumował. Z łodzi wrócił z kolejnymi dwoma rolkami. Okazało się to za mało na ilość odniesionych ran. Resztę opatrunków zaimprowizowali z jakiejś zapasowej koszuli która miała odpowiedni wedle Wood’a materiał i jak na te warunki była czystsza niż wszystko inne co mieli pod ręką.

- Nie wiemy co tu robią żołnierze. Powiedzieli, że tu zostaną. Ale przyjechali wczoraj pod wieczór więc nie właściwie nie wiadomo czy to tak na noc czy dłużej. - odpowiedział na podobne pytania Nathaniela i Gordona. Krytycznym wzrokiem rozglądał się po pobojowisku, zwłaszcza zawalonej stodole.


Natanielowi rece mdlały z wysiłku, ale zdołał opatrzć rany swoje i towarzyszy. Każde z nich połknęło po dwie pastylki penicyliny. W międzyczasie słuchał Saxtona i ta odpowiedź mu na razie wystarczyła. Watpił żeby przybyli tu w sprawie Dicksona. Padł na podłoge pod ściana i dał ulgę zmęczonemu ciału: - Pytałeś gdzie roboty Saxton? Te przestrzeliny w ścianach to nie ślady po kornikach. Zapytajcie Nico, zresztą idzcie zobaczyć do tego co zostalo ze stodoły. Resztki złomu jeszcze tam są.

Walker kiwnął głową podnosząc się pod opatrywaniu ran i dorzucił swoje podchodząc do okna przy którym stał wcześniej:
- Trzeba odzyskać jak najwięcej pozostałości po blaszakach… inaczej cała wyprawa będzie na nic, nie będziemy w stanie stwierdzić dlaczego zapuściły się tak daleko w bagna i czy jest ich więcej… A na tym chyba wam zależy?

- Niespecjalnie. - rzekł w końcu Brian wciąż ze sceptycznym tonem w głosie. - Właściwie przybyliśmy tu sprawdzić co z Nico bo miała wrócić wczoraj a nie wróciła. I ją zabrać jak znajdziemy. Was też jak chcecie możemy zabrać bo w tym stanie nie wiem jak przebylibyście z buta przez bagna. - wskazał na grupkę wycieńczonych i obandażowanych mężczyzn. - Poza tym jakoś nie widzi mi się babrać w tym błocie jak będziecie sobie tutaj siedzieć i wcinać popcorn. Ruszcie się to razem z wami możemy się tam przejść. Przynajmniej Nico i ty Lynx. Nie wyglądacie tak tragicznie jak ci dwaj. - wskazał brodą na obydwu łowców.

Snajper skinął głową, był zmęczony, ale jeśli nie pokaże Saxtonowi i Eliottowi szczątków maszyn, to był gotów się założyć, że nie uwierzyli by mu i reszcie na słowo. Zostawił większość gratów w domku, zabierając ze sobą tylko niemiecki karabinek.

Gordon zdziwił się w związku z odpowiedzią przydupasa szeryfa. Spojrzał najpierw na Nico i jej reakcję później przeszył wzrokiem Brian’a i rzekł:
- Chyba żartujesz… “Niespecjalnie”? Niespecjalnie to się maszynki natrudzą jak przyjdzie im zrównać tę waszą metropolię z ziemią… - zwrócił się do Nico - A ty? Też niezbyt specjalnie ci zależy po tym co tu wczoraj przeżyliśmy i widzieliśmy? Kurwa… po co to wszystko było, po co daliśmy się podziurawić i pociąć skoro każdemu jest wszystko jedno… Ja już sobie pogadam z tym całym szeryfem waszym… muszę sobie z nim wyjaśnić kilka spraw… - rzucił na koniec oklapując na stół przy którym stał i dodając ostatnie zdanie pod nosem już jakby dla siebie. Wyglądał źle… bardzo źle, na dodatek był wkurwiony i to na potęgę. David, który znał go długie lata wiedział że jakby nie był w tak złym stanie zrobiłbym tu teraz ogromną awanturę, a jakby jeszcze miał w łapie granatnik to pomocnicy szeryfa mogliby już zarobić po odłamkowym za tę swoją nonszalancję.

Żołnierz przysłuchiwał się wybuchowi Gordona, ale nie przerywał mu. Zabójca maszyn był zdrowo wkurwiony i tylko chyba zmęczenie i rany powstrzymywały go od zrobienia zadymy. - Nie unoś się Gordon, to nic nie da. Dla pana Saxtona i szeryfa, będziemy zawsze obcymi. A obcy przynoszą kłopoty, takie myślenie panowało tu pewnie lata przed wojną i panuje teraz. Nie zauważają, że kłopoty i bez naszej pomocy pukają już do drzwi ich małej ojczyzny. To jest kurwa Saxton smutne - wycelował palec w zastępcę - bo przez waszą dumę i kompleksy mogą ucierpieć niewinni. Sporo przeszliście przez zimę, tu się z Tobą zgodzę. Jednak to zagrożenie - wskazał ręką na resztki stodoły - jest o wiele poważniejsze niż zbierający haracz gangsterzy z Detroit. Blaszakom nie chodzi o wasze dobra czy zakładników. Zabiją wszystkich, byle osiągnąć swój cel - ton głosu Lynxa był chłodny i rzeczowy - powiesz, że was straszę? Że zmyślam? Że oni - kiwnął na rannych łowców maszyn - chcą od was wyciągnąć zapłatę za robotę? Nie ważne jak sobie to wytłumaczysz, zagrożenie nie zniknie. I przyjdzie, może nie dzisiaj i nie jutro, ale przyjdzie. Niekoniecznie z hukiem rozrywanych granatów czy seriami karabinów maszynowych. Umrzecie we śnie, w swoich łóżkach bo Puszka stwierdzi, że nie warto na was tracić zasobów, wyśle małe robociki ze strzykawkami pełnymi trucizny - kiwnął na Gordona - zapomniałem jak to kurestwo się nazywa. Przypomnij?

Gordon uśmiechnął się grymasem bólu:
- Trujki, Szpile, Szpryce… wybierz sobie co ci się najbardziej podoba… u nas w oddziale królowała nazwa Trujki… widziałem to już zbyt wiele razy… wchodzisz z oddziałem do wioski, wszędzie pusto, cicho, brak żywej duszy… zaglądasz do poszczególnych chat a tam każdy śpi… i się nie obudzi. Ale i tak jeszcze mielibyście pecha… bo trujki nigdy nie nadchodzą same… zawsze z łowcami - zerknął na Saxton’a - walczyłeś kiedyś z łowcą? Wiesz jak go pokonać? Widziałeś jak jego ostrza wbijają się bebechy bezbronnej kobiety i rozrywają jej ciało na cztery identycznie równe kawałki… wiesz że taki krzyk słychać na pustkowiu z odległości kilku kilometrów? - nieco się otrząsnął i jakby wrócił z przemyśleń do teraźniejszości, zwrócił się do David’a i Lynx’a - nie no… przecież widać że sobie poradzą, najwyżej zrobia pospolite ruszenie i postawią mieszkańców z widłami na drodze maszyn. Naiwność ludzi którzy nigdy nie mieli styczności z maszynami nigdy nie przestanie mnie dziwić…

- Dobra, starczy - przerwał mu gwałtownie Wood - nie zarzucaj im głupoty, czy naiwności, czy też braku odwagi. To duma i uprzedzenie do takich jak my Gordon. Nic więcej, no może potrzeba zgrywania bohatera jeszcze wchodzi w grę… Idziemy sprawdzić stodołę? Czy wam nie zależy? Bo my przecież tylko żarliśmy popcorn przez całą noc.

Gordon wstał z trudem ze stołu i rzucił na zakończenie:
- Wybacz… tak mi się jakoś tylko wymsknęło…”Niespecjalnie” myślałem o konsekwencjach swoich słów… - chwycił karabin i rzekł - Chodźmy, może się nie przewrócę po drodze do stodoły…

-Ej, Brian trochę więcej respektu dla chłopaków, wczoraj o mało co nie pourywało nam dupy. Maszyny były prawdziwe i bynajmniej nie wpadły na pogawędkę - milcząca dotąd Nico wtrąciła swoje trzy grosze do rozmowy.

- Respekt jest zawsze obopólny Nico. - rzekł Saxton całkiem spokojnie. - A sama widzisz jacy oni są i jakie mają podejście do sprawy. Szlachta przyjechała do Cheb i całe Cheb ma chodzić dla nich na rzęsach. - podsumował Brian krótko całą swoją niechęć jaką najwyraźniej tyrada dwójki awanturników na nowo w nim wywołała. Jeśli w chwili pobudki zastępcy wyglądali na kogoś kto faktycznie przybył z pomocą i troską obecnie znikło to, zastąpione jedynie poczuciem obowiązku. - Prowadźcie do tych robotów. To jest kupa gruzów. Nie mamy ani czasu ani sprzętu by ją przeszukać całą. - rzekł spokojnie głownie do Nico a na Lynx’a a zwłaszcza Gordona prawie w ogóle nie patrząc.
 

Ostatnio edytowane przez AdiVeB : 29-01-2016 o 08:32.
AdiVeB jest offline