Wreszcie! Tajga miała ochotę podskoczyć z radości. Wreszcie coś przydatnego! Och, Tymora musiała jej sprzyjać; wrzuci monetę albo dwie jak będzie mijać jej świątynię. Jeśli jeszcze coś w mieszku bardki do tego czasu zostanie. Jak na skrzydłach ruszyła do domostwa Courtezów - oby była pierwsza, wtedy stary Vinc zapłaci więcej! Po drodze porządkowała w głowie informacje. Znała wiele legend, ballad i opowieści związanych z morzem, musiała je tylko przyporządkować do tej konkretnej mieściny. Duchy wody w marsemberskim dialekcie były potomkami istot jakikolwiek sposób połączonych z żywiołem wody. Rzecz jasna nie z syrenami; Tajga nie wyobrażała sobie jak te ogoniaste panny miałyby kopulować z ludźmi - a wyobraźnię w tym zakresie miała baaardzo plastyczną. Doświadczenie też. Niemniej jednak nie można było nie skojarzyć dzieciorowego ducha wody od mapy z genasim, o którym wspomniał długouchy bard. Kto by pomyślał, że taki gówniany trop okaże się tym właściwym? Genasi był w mieście tylko trzy tygodnie, regularnie pojawiając się zaraz po świcie i znikając wieczorem. Co robił przez cały dzień? Warto się wywiedzieć, przecież takiego ryboluda trudno przeoczyć. Co prawda Tajga miała w mieście mniej kontaktów niż na wyspach, lecz nawet tu nietrudno było rozpuścić wici. Dziewczyna sypnęła groszem tu i tam obiecując wrócić po informacje za godzinę czy dwie, po czym pomaszerowała dalej. Drugiego żywiołaka zostawiła sobie na potem; teraz ważniejsze było powiadomienie Courteza. Tylko co mu powie by brzmiało wiarygodnie i uzasadniło wypłatę nagrody? Na pewno pominie źródło informacji; wiedziała, że dorośli nie ufają małolatom, podczas gdy ona nie raz i nie dwa zdobyła w ten sposób cenne wieści. W końcu te małe wszy wszędzie się wcisną i nikt na nie nie zwraca uwagi. No więc tak. Z pewnością sposobem na wywabienie Marie i Laury (choć pewnie tylko Marie, a Laura poszła na doczepkę) z miasta była “tajemnicza mapa do zaczarowanego miejsca” podarowana jej przez półżywiołaka wody, który zniknął z Marsember tak samo nagle jak się pojawił i to w tym samym dniu co i dziewczyny. Tak, to będzie dobre. Tylko co dalej? przydałoby się skierować poszukiwania w jakieś konkretne miejsce, nie tylko na osobę. Legend o skarbach w najbliższej okolicy nie znała, ale na wschód od Marsember, niedaleko delty Gwiezdnej Wody znajdowało się cmentarzysko wraków. Cóż, z wraków z pewnością wypadały cenne przedmioty, które wodne ludy mogły gromadzić w przybrzeżnych jaskiniach. Miały tym bardziej ułatwione zadanie, że tubylcy rzadko się tam zapuszczali. Fakt, że wielu marynarzy, których statki tam potonęły przeżyło w niewyjaśnionych okolicznościach uzasadniał istnienie w okolicy jakiegoś morskiego plemienia, które pomagało tonącym ludziom. Zresztą większość tutejszych ryboludów żyła w symbiozie z lądowymi. W każdym razie było to miejsce pobudzające fantazję, gdzie naiwne kupieckie córki mogły się wybrać w poszukiwaniu skarbów. A czy planokrwisty je tam zjadł, zgwałcił czy sprzedał - to już inna bajka. Tajga słyszała również o owianych grozą i unikanych przez rybaków wyspach na południowy zachód od delty. jedni mówili, że żyja tam potwory i piraci polujący na rozbitków; inni, że to skalisty brzeg jest przyczyną częstych katastrof. Tak czy siak tam młode raczej się nie udały. Ktoś by je musiał tam zawieźć, a o zaginionej łodzi raczej byłoby głośno. Uf, wreszcie. Dom Courtezów był kawał drogi od doków. Tajga poprawiła ubranie, przeczesała włosy i przywołała na twarz jeden z najbardziej stanowczych i dumnych uśmiechów. Zapukała głośno i nie znoszącym sprzeciwu tonem kazała się zaprowadzić do Courteza. W końcu pracowała dla niego, jakby nie było - i miała ważne wieści! Potencjalny powód, potencjalnego porywacza i potencjalne miejsce, w którym należało szukać. Oby tylko nikt jej nie uprzedził!! |