Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2016, 18:27   #19
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Mazowieckie Specjalistyczne Centrum Zdrowia im. prof. Jana Mazurkiewicza, Pruszków, noc
Otworzyła oczy.
Z gardła wydobył się wrzask:
AALLLEEEEEEEEEEEEEX
Wrzask zmieszany ze szlochem.
Próbowała wstać.
Coś ją przytrzymywało.
Ręce… nogi… klatka piersiowa… w pasach…
Szarpnęła się....
Szarpnęła się kolejny raz wyjąc przeraźliwie imię córeczki….
Wściekłość…przysłaniająca wzrok czerwoną mgłą…
Kolejne szarpnięcie i skórzane pasy zaskrzypiały ostrzegawczo.
Powtórzyła szarpnięcie i raz jeszcze i kolejny…
Alex..
Jej mała córeczka
PAWŁOWICZ! - z gardła wydobyło się ni to zachłyśnięcie się ni to warkot….
Wściekłość, żądza zemsty, i przemożna…. rozrywająca potrzeba ochrony własnego potomstwa….
Jakiś ruch?
Odwróciła gwałtownie głowę….

Zobaczyła Janka siedzącego obok na stołku.
Siedział oklapnięty ze zwieszoną głową zakrywając twarz dłońmi,.
Choć słyszał krzyki Indiry to jego jedyną reakcją było przeniesienie zaciśniętych rąk na kolana.
Oczy miał zapuchnięte.

- Ty…. - syknęła wściekle, czerwona mgła przed oczami zasłaniała widok.... - gdzie ona jest? Coście z nią zrobili?!
W gardle narastało wycie…
Z oczu ciekł strumień niekontrolowanych łez, których Indi nawet nie zauważała.
Ciało napięte jak struna pomimo środków uspokajających kropla za kroplą spływających do jej żył.
To była pułapka.
Ona weszła ślepo.
Kolejny mężczyzna ją zawiódł.
ZDRADZIŁ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Naraziła Alex.
Alex w niebezpieczeństwie.
Zabić każdego, kto zagraża dziecku.
Alex jest tam sama… SAMA….SAMA!!!!
Chciała gryźć, rozszarpywać, chciała krwi.
Zaczęła szarpać wściekle wiążące ją pasy a z gardła wydarł się już nie płacz, nie szloch.
Jęk.
Jęk udręczonej do granic możliwości psyche.
Jęk matki, która straciła dziecko.
Indira poczuła jak rozpada się na miliony kawałeczków. Nieświadomie szarpała się w uwięziach aż skóra na ramionach i nogach zaczęła broczyć krwią. Była jak złapane we wnyki zwierzę, które odrgryza własną łapę.
Wyła przeraźliwie, jak zranione śmiertelnie stworzenie zupełnie tracąc kontakt z rzeczywistością. W głowie tłukło się jedno słowo: Alessandra...Alessandra...Alessandra.
Agonia.

- Indi… - Janek odezwał się po dłuższym milczeniu. - To, że tego nie chciałem nawet nie ma znaczenia. Dla Ernesta nie liczy się to co ja chcę. Jest tylko rozkaz.
- Gdzie ona jest?
- zachrypnięty głos ledwo wydobywał się z gardła dziewczyny.
- Tutaj, w ośrodku.
- Rozepnij mnie
- znów ściśniete gardło ledwo pozwoliło na wypowiedzenie słów.
- Indi… nie mogę. - Głos mu się łamał.
- To znajdź kogoś kto może...
W pierwszej chwili jakby chciał wstać, spiął się tylko.
- Pamiętasz co ci mówiłem? W przychodni Pawłowicza - spytał.
Indi zbyła pytanie:
- Wypnij mi to chociaż…- ruszyła ręką z podpiętą kroplówką.
Janek wstał i chyba faktycznie miał zamiar wyjąć weflon, gdy drzwi się otworzyły.
- Siad! - warknął głos należący do Ernesta.
Janek posłusznie klapnął na krześle.
- Nie interesuje mnie to, macie go znaleźć do kurwy nędzy. Przecież nie może być daleko - rzucił do słuchawki jaką trzymał przy uchu. Był podczas rozmowy gdy wchodził do pomieszczenia.
Indira miała bardzo przytłumione zmysły i myśli, ale ze zdziwieniem spostrzegła, że pewna obawa jaką miała wobec mężczyzny do tej pory, zniknęła. Zastąpił ją gniew, chęć zemsty. Było to o tyle dziwne, że myśli o Alex były dopiero później, choć żywe i intensywne.
Ernest skończył rozmawiać przez komórkę.
- Pawłowicz uciekł - warknął do Janka. - Z tej jego asystentki wydusiłem tylko, że “miał dosyć”, skurwiel przygotowywał się do ucieczki od dłuższego czasu.
- Przecież nie ma takiego miejsca na świecie gdzie się przed wami ukryje
- rzekł cicho Janek pozostając na swoim miejscu.
Otumaniona środkami uspokającymi Indira świdrowała Ernesta. Wpijała spojrzenie w mężczyznę czując rosnącą w środku furię… pasję.... uniosła lekko głowę by lepiej oszacować wroga...
- Nie ma. Ale to potrwa - powiedział ni to do siebie, ni to do Janka.
Zbliżył się do Indiry.
- A o czymś nam chyba nie powiedział kurwa. Wychodzi na to, że potrzebujemy jakiegoś klucza do klucza. Powiedz mi suko, czemu ta mała gnojówa mówi, że nie wie o jakim panu mówię, gdy tłumaczę jej o co ma wypytać Wieszczyckiego. - To ostatnie wypowiedział już do Indiry.
Indi poczuła dumę z córeczki.
- Kto to Wieszczycki? - udała zdziwienie Indi choć domyślała się, że to mamroczący koleś.
Ścisnął ją za gardło, lekko. Janek spiął się i skulił.
- Czemu. Mała. Leci. Sobie. W chuja. Dziwko.
- Widocznie rozpoznaje z kim ma do czynienia…
- wycharczała Indi - Jak...chcesz… mogę z nią pomówić. Ale musisz mnie najpierw uwolnić. - W oczach Indi paliła się jedynie czysta wściekłość i nienawiść.
Ścisnął.
Dziewczynie przed oczyma zaczęły latać czarne plamy otworzyła szeroko usta by zaczerpnąć powietrza wydając przy tym charkot.
Puścił.
Zaczęła spazmatycznie oddychać.
Wyjął komórkę wybierając numer
- Nic wam nie powie beze mnie - wycharczała między kaszlem i łapaniem oddechu, dał jej w twarz by uciszyć i uniósł telefon do ucha.
- Mała nie chce współpracować, a przecież do cholery nie zastraszę czterolatki, mam jej powiedzieć, że nie dostanie cukierków? - mówił wściekłym tonem.
Indi zachichotała lekko obłąkańczo.
- Słuchasz mnie, bucu? - spojrzała na Ernesta czując dziwną radość na sam fakt, że ten typ traci maskę opanowania - Nic wam nie powie beze mnie. Dostajecie 2 w 1 albo nic. Więc, psie, przekaż Sebastianow…
- Ucisz tą dziwkę bo nie ręczę za siebie - warknął do Janka.
Ten posłusznie wstał i zbliżył się do Indi, pochylił się i pocałował. Ernest tylko prychnął.
- A starsza harda, jakoś zbyt mocno jak na środki jakie dostała. Mogę zacząć małą lać, nie wiem ile wytrzyma.
Indi szarpała głową by umknąć przed pocałunkiem Janka:
- Dotknij ją a cię zabiję… - obiecała Ernestowi ponad ramieniem “mięśniaka” zanim ten znów odnalazł jej usta. Ugryzła go.
Głaskał przy tym lekko po policzku jakby chciał ją uspokoić, nie zwracał uwagi na krew cieknąca mu z rozgryzionej wargi.
Ernest słuchał czegoś przez telefon.
- Okey - powiedział przekręcając coś przy kroplówce.
Indi poczuła, że odpływa, znów pogrążyła się w mroku.

Pałac Kultury i Nauki, Śródmieście, pl. Defilad, noc
Indira wybudzała się powoli, czuła się słabo. Dzika walka z tym czym ją nafaszerowała asystentka Justynka w gabinecie Pawłowicza, oraz później podczas ‘wizyty’ Ernesta po jej przebudzeniu sprawiły, że nie miała sił. Czuła się jak po maratonie, choć myśli zachowały swa ostrość, tylko emocje lekko przytępione, w stanie podobnym do apatii.
Ale nie, nie mogła się pogodzić z…
Walczyła z powiekami.

- Janek odmówił dziś picia kr… - zimny głos Ernesta.
- Serio? Przez nią? - przerywający mu perlisty śmiech Magdy.
- Można to wykorzystać na DODATKOWY hak na nią? - specyficzne akcentowanie Sebastiana.
- Nie, ona myśli że on z własnej woli, że zdradził - wesołe nutki w głosie Ernesta.
- Zabij go po prostu, ma za silną wolę może chcieć zerwać więzy - sugestia Magdy
- Jest przydatny, gdzie znajdę druga taką maszynę do niektórych zadań?
- To może poczekać, są WAŻNIEJSZE sprawy.
- Och, nasza królewna się budzi!
- autentyczna radość tej robaczywej suki.

Indi otworzyła oczy, trójka jaka przed chwilą dość swobodnie rozmawiała popatrzyła na siebie.
- Za szybko, odporna bestyjka - wycedził ten którego chciałaby rozszarpać w pierwszej kolejności.
Ale nie miała sił.
- Witam pannę, Panno Indiro - odezwał się Sebastian. Na głowie miał kapitańską czapkę.
Indira rozejrzała się leniwie, powoli po pomieszczeniu i po zebranych. Mrużyła przy tym oczy, próbując skupić wzrok.
Mruknęła coś pod nosem ledwo słyszalnym szeptem i spróbowała się wyprostować w fotelu. Ręce lekko się ugięły, nie zapewniając oparcia na jakie liczyła. W gardle miała piłę i kilka wiader pinesek.
Coś chcą od Alex… do tego potrzebują jej.
Janek… - NIE! odepchnęła tę myśl.
Wykrzywiła usta z obrzydzeniem i bezbrzeżnym zdegustowaniem.
Ernest… przeniosła pływające spojrzenie na garniaka… nienawiść znowu zaczęła się tlić…
- Wody? - spytał uprzejmie Sebastian.
Indi pokiwała głową powoli. Ręce i nogi bolały i piekły ją żywym ogniem… zaczęła poprawiać włosy drżącą ręką, starając się odzyskać szczątki godności. Zaczynała odczuwać nudności.
Magda uniosła się lekko podchodząc do barku w formie stolika i otworzyła butelkę Peroni przelewając zawartość do kryształowej szklanki.
Zbliżyła się do Amerykanki podając jej szklankę, obserwowała ją z przepełnionym ciekawością uśmiechem.
Pogłaskała lekko po włosach. Dziewczyna odsunęła się do dłoni kobiety z wyrazem jakby zaraz miała puścić pawia. Znowu coś mruknęła przez zęby.
- Oddacie mi ją później? - spytała obu mężczyzn siadając na powrót w fotelu. Obaj zignorowali pytanie.
Indi zaczęła pić. Pierwszym łykiem mało co się nie udławiła. Zaciśnięte i rozorane gardło nie chciało współpracować. Zmusiła się do przełknięcia trzymając szklankę w obu dłoniach. Piła powoli by nie zakrztusić się po raz drugi. Nie straci dumy i godności. Nie dam tym skurwielom satysfakcji. Obserwują ją jak małpę w zoo. Gdzie jest Alex? Czego oni chcą? Nienawidzę ich. - mysli pływały...
- Alex jest bezpieczna, śpi, wszak mamy ŚRODEK nocy - odezwał się Sebastian jakby wiedział wokół czego kłębią się myśli dziewczyny.
Spojrzała na niego i rozejrzała się gdzie mogła odstawić pustą już szklankę.
Oni chcą czegoś. Niech zaczynają pierwsi. Podstawy negocjacji Maxwella. Podsunęła się w fotelu, oddychając ciężko.
- Czemu nie pozwoliła PANI odczuć nam radości z poznania Panią lepiej, oraz cieszenia się Pani uroczym towarzystwem trochę dłużej PODCZAS bankietu?
- Ch…
- musiała oczyścić gardło - chcę zobaczyć Alessandrę. - zignorowała jego pytanie. On chce informacji, zaspokoić ciekawość. Niech da coś w zamian. - jakby słyszała instruktaż ojca… i przestrogę Janka.
Sebastian pokiwał głową jakby się tego spodziewał. Uniósł lekko pilota, na ogromnym telewizorze na ścianie rozbłysnął. Alex spała w jakimś pokoju na wielkim łóżku. Wokół niej spoczywały jej pluszaki. Chyba jej, ich spora część. Ale przez sen ściskała swoją Anę.
W rogu z łokciami opartymi o kolana a twarzą skrytą w dłoniach siedział Janek, pomieszczenie było rozświetlone staromodną wysoką lampą stojąca przy łóżku.
Dziewczyna wpatrzyła się w córeczkę. Zacisnęła szczęki aż kości szczęki odcisnęły się ostro pod skórą. Alex była cała. Spała. Indira poczuła jakby ktoś zaczął delikatnie ją głaskać, wewnętrzna burza nieco się uspokoiła. Klarowne myśli znowu płynęły.
Nie odrywała wzroku od ekranu wpatrzona w swoje źródło siły.
- Źle się poczułam. - powiedziała w odpowiedzi Sebastianowi, coś co on i tak wiedział. Ani przez ułamek sekundy nie zakładała, że którekolwiek z trójki będzie grało fair. Ona też nie zamierzała.
- Ach - mężczyzna poprawił kapitańską czapkę i zafrasował się nieco, może nawet zmartwił. - ROZUMIEM, zjadła Pani coś? Mam nadzieję, że przeszło?
Indi powoli podniosła się z fotela i ruszyła w kierunku butelki z wodą. Szła powoli by nie potknąć się. Starannie ominęła Magdę trzymając się od niej z dala jakby mogła się czymś zarazić albo ubrudzić. Wróciła na miejsce i nalała wody do szklanki. Spojrzała na Sebastiana pytająco:
- Jak widać. To nakrycie głowy jest niemodne i nie pasuje do kształtu twarzy. - oceniła wybijając rozmówcę z negocjacji. Tak jak robił to on. Nie poganiała. To im zależało na zdobyciu czegokolwiek chcieli jak najszybciej. Ona zbierała siły w między czasie. - kolejna lekcja by Maxwell Gemmer.
- A jakie by Pani sugerowała? Cenię sobie Pani opinię w temacie mody.
- Pork Pie Hat, różne trilbies, albo klasyczną fedorę.
- wzruszyła ramionami.
- Pork Pie Hat, interesujące. Grywa Pani w SZACHY?
- Nie jestem zaawansowanym graczem. A pan?
- Nie jestem wirtuozem
- przyznał się jakby do czegoś wstydliwego - ALE uwielbiam ducha tej gry, zasady, pewne ANALOGIE. Wszystko rozgrywa się między figurami… ale czasem pionek potrafi dotrzeć do krańca planszy i sam zmienić się w FIGURĘ. Odmieniając losy partii. Piękne, nieprawdaż?
- Mój nauczyciel powtarzał “Szachy pomagają w koncentracji, w poprawieniu logicznego myślenia. Uczą jak grać według zasad, uczą odpowiedzialności za podjęte działania i jak rozwiązywac problemy w niepewnym, niestabilnym środowisku.”
- odpaliła Indi zastanawiając się, czy skojarzy kto to mówił.*
Sebastian zaczął klaskać.
- To Karpov? Maróczy? - spytał.
- Kasparov.
- Ma się Pani za PIONKA czy figurę?
- A jak pan myśli?
- nie zamierzała mu oddawać ruchu za darmo. Powoli wracały jej siły, otumanione ciało reagowało coraz lepiej...powoli…
- Ja? Ja wiem, że to gra GDZIE nie ma zasad i kraniec planszy nie definiuje zmiany w figurę.
- Jeśli nie ma zasad i nieważny jest kraniec planszy, logicznym jest, że postrzeganie siebie jako pionka czy figury jest stratą czasu. Jedyne co się liczy to tu i teraz. Za minutę, dwie, rozgrywka bez zasad ulega zmianie. Do czasu aż z chaosu gry wyjawią się zasady. I gra rozpocznie się od nowa.
- Tak, postrzeganie się NIE MA w takim razie sensu. Ale nie, zasady mogą się zmieniać, a nawet nie WYNIKNĄĆ. A rozgrywka trwa cały czas. Ważne jest tylko jedno czy to pion czy figura… czy GRACZOWI jest potrzebny, czy też nie i może go poświecić, zbyć machnięciem ręki?
- zastanowił się. - Alex to taki pocieszny pioneczek, a jakże potrzebny. I jakże związany z innym pioneczkiem, który potrzebny NIE JEST. Intrygujące, prawda?
Indira uśmiechnęła się uprzejmie:
- Więc jednak pan nie ucieka od postrzegania. Żadno z was nie ucieka od tego. - stwierdziła jakby właśnie odsłonił jej słabą kartę.
Roześmiał się.
- W GRZE między Panią a Pani ojcem, jest Pani graczem, w grze między H&M a konkurencją, jest Pani dość ciekawą figurą. W grze w jaką się Pani wplątała przez SZKRABKA jest Pani zaledwie pioneczkiem. Postrzeganie zależy od rozgrywki, a tych wokół jest pełno, w większości nie zdajemy sobie sprawy, że w NICH uczestniczymy.
Indira przyglądała się Sebastianowi. Grał na zwłokę. Ciekawa była czemu.
- Oglądał pan film “Inception?” - rzuciła.
- Nie.
- Zatem polecam. W ramach dywagacji na temat postrzegania.
- Indi pokręciła się lekko w fotelu naciągając powoli mięsnie pleców i wyprostowując ramiona. Czekała. Emocje znowu powoli zaczęły dochodzić do głosu. Mieszanka zimnego spokoju pływająca na powierzchni wulkanu.
- Nie omieszkam. A jak Pani postrzega DALSZY los dwóch uroczych pioneczków jakie właśnie dotarły na skraj planszy. Zdecydują się ODMIENIĆ losy partii i dać wygraną stronie jaka je na skraj wysłała, czy z trzaskiem zostaną strącone z szachownicy rozbijając swoje porcelanowe GŁÓWKI? Choć wystarczy strącić jeden, drugi i tak wtedy skoczy za nim z ŻALU. Hm?
- Widzę dwa scenariusze
- stwierdziła Indi - jeden to ten, gdy POMAGAMY wam w zdobyciu czego chcecie i odchodzimy. Drugi, nie dostajecie NIC i tracicie dostęp do tego na czym wam zależy.
- Alex nie jest jedyna, która widzi DUCHY
- przerwał - czy jak tam bzdurami tłumaczy to naukowo Pawłowicz. Znajdziemy inną osobę, to tylko KWESTIA czasu.
- Zapewne, że nie jest jedyną. Ale do tej pory z badanych przypadków, tylko ONA ma kontakt z jak mu tam… Wieszczyckim. Gdyby nie to, Reksio, już by zakończył kwestię w zakładzie. Nie macie też naukowca. Tymczasowo - możliwe. Ale nie MACIE. Wszystko należałoby zacząć od początku.

- Nie tylko ona - uśmiechnął się. - Ale TO dłuższa historia. A Pawłowicza znajdziemy. Nie ma takiego MIEJSCA by się przed nami schować. NO może kilka - zastanowił się. - A nie, tam w sumie też… i tamm… - myślał nad czymś. - No jednak nie ma.
- Zresztą możemy i od początku. IRYTUJĄCA strata czasu, ale my możemy sobie na to pozwolić. A PANI, może sobie pozwolić na tą alternatywę?
- Who wants to live forever?
- wzruszyła ramionami Indi, myśląc, że bez córeczki i tak nie ma dla niej życia.
- NA pewno nie PANI Indiro po tym gdy zobaczy Pani co Ernest zrobił z WNUCZKAMI Wieszczyckiego, na przykładzie ALEX. Wieszczycki też żyć nie chciał.
A więc runda gróźb. Standardowa część negocjacji.
- Jeżeli Reksio tknie Aleks, zabiję go. - również użyła groźby z lodowatym spokojem patrząc na Sebastiana.
- Reksio! - zachichotała Magda.
Ernest nie zmienił wyrazu twarzy.
- Nie, nie zrobi pani TEGO, zadbasz o to Madziu, prawda, będzie wtedy Twoja. - Sebastian zwrócił się do blondynki jaka uśmiechnęła się szeroko.
- Oczywiście jak jest kij, jest też marchewka. ZAPOMNIMY o Pani i o Alex, całkiem. Nie, Magdo nie dostaniesz jej WTEDY.
Młodziutka blond piękność ostentacyjnie zasmuciła się
- Dodam jeszcze CASUS złotej rybki, spełnię jakieś Pani życzenie. W RAMACH przyzwoitości oczywiście.
- Już powiedziałam. Nasze scenariusze brzmią zasadniczo podobnie. Skoro pan postrzega się za figurę to wybór zdaje się został dokonany.
- wzruszyła ramionami Indi - Za bonus… nie jestem w stanie się odwdzięczyć i nawet nie chcę. Więc pominiemy tę część jako… nieetyczną próbę wygrania negocjacji. Chcę udać się do córki i pomówić z nią na temat tego co się działo. Proszę przedstawić oczekiwania.
- Mała pójdzie porozmawiać z Wieszczyckim. Wydobędzie od NIEGO to czego nie zdążył wydobyć ten idiota
- lekkie spojrzenie na Ernesta - zanim go zabił. Przekona Pani do TEGO córkę, bo… dziecko nie chce współpracować, a środki gróźb czy BÓLU nie osiągną tu skutku w jej przypadku - Po raz pierwszy był szalenie precyzyjny. - Mała wróci, dostaniemy co chcemy. BĘDZIECIE wolne.
- PojedzieMY, nie puszczę córki samej.
- powiedziała Indira.
- Jestem skłonny się na TO zgodzić.
- Na miejscu będzie dla nas czekał osobny samochód z naszymi dokumentami i gotówką. Skoro zabraliście zabawki, to dostęp macie.
- wykrzywiła usta na znak, że wie przez kogo ten dostęp. - Po zakończeniu wydobywania informacji, rozjedziemy się. Reks pierwszy. - Indi myślała gorączkowo. - I nie będziecie nas próbować powstrzymywać w żaden sposób. - czuła się jakby dobijała interesu z diabłem. Kłamliwym diabłem.
- Zostaniecie dopóki nie DOSTANIEMY tego czego chcemy. To będzie weryfikacja informacji jakie UZYSKA dziewczynka.
- Jesteście w stanie zweryfikować to od ręki?
- Tak. A nawet Pani może
- uśmiechnął się. - Wieszczycki jedynie powie gdzie w schronach COŚ jest. Może Pani po prostu to wynieść, zaoszczędzi nam Pani FATYGI. Przyśpieszy też nasze rozejście się w aurze spokoju, ZAPOMNIENIA, przyjaźni?
- Od grzebania w brudach ma pan zdaje się Reksa?
- zmarszczyła brwi Indi, kiwając głową w stronę Ernesta - Zakładam, że będzie tam również. A ja nie zamierzam zostawiać córki.
- My nie możemy tam wejść NIESTETY
- Sebastian zdobył się na wyjaśnienia. - Wieszczycki… cóż, Pawłowicz WIERZY w swoje bzdury, my w swoje. Jeżeli doktor nie ma racji to tam jest DUCH, który może zrobić krzywdę każdemu u kogo wyczuje…. No w każdym razie nic, co PANIĄ by dotyczyło. Wszak między nami to tylko TRANSAKCJA, prawda? Będziemy musieli zorganizować kogoś na kolejny dzień KOGOŚ komu ufamy, że znalezioną rzecz nam zwróci. Więc… po PROSTU spędzicie wtedy dzień, może dwa tutaj Z Magdą, Ernestem i mną.
- Panie Sebastianie, po tym jak oddamy wam cokolwiek szukacie, nasz pobyt tutaj … cóż… jest oddawaniem się wam na srebrnej tacy. Więc na tę część się zgodzić nie mogę…
- Pani nie zrozumiała. Jak DOSTANIEMY to, na czym nam zależy dzięki rozmówkom Alex z Wieszczyckim, WOLNE będziecie od razu. Sama Pani nam to ODDA? Samochód będzie czekał na MIEJSCU. Nie? Poczeka Pani tu aż wydostaniemy to co nas INTERESUJE.
- Ok, ale na wyprawę jedzie tylko Reks. I nie będzie tam żadnego dodatkowego sztabu na miejscu. Ani jej
- wskazała na blondynkę - ani nikogo innego - zawahała się jakby myślała o Janku. Wykrzywiła usta robiąc odpowiednią pogardliwą minę.
- Nie, BĘDZIE więcej osób Osłona.To nie podlega DYSKUSJI. Tym bardziej, że może Pani do ślicznej GŁÓWKI przyjść ucieczka. Jednemu wywinąć się można. Większa ilość, cóż… głupie pomysły w takich sytuacjach chowają się pod PIERZYNKĘ.
- Jak niby wyobraża pan sobie ucieczkę z 4 latką po dzikim terenie?
- spytała Indi. - To nie marines. I ochrona przed czym? Kobietą z dzieckiem? - zmierzyła Ernesta z lekkim uśmiechem specjalnie go drażniąc. - Czuję się… mile połechtana. Dobrze - dodała po zastanowieniu - niech będzie. Jutro koło 11:00 możemy ruszać. Ach i chciałabym jeszcze wykonać trzy telefony.
- Świetnie. Ale nie ma SENSU czekać aż do 23:00, już po 16:00 będzie można zaczynać.
- Ucieszył się. - Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia Pani INDIRO. Naprawdę. Do kogo te trzy telefony?
- Myślałam raczej o jedenastej rano. Po co czekać aż do popołudnia. Im wcześniej zaczniemy, tym wcześniej będziemy mogli się pożegnać. Telefony do moich znajomych i rodziny powiedzieć co się z nami dzieje i kiedy mogą nas oczekiwać.
- To czemu po POŁUDNIU, niech Pani zostawi nam. A co do telefonów, to dobrze. Tylko KRÓTKIE. Tutaj, przy NAS. A jak wydadzą nam się niemiłe to z układu NICI, niciciciuszki. Choć…
- zawahał się. - Może jednak uda się przekonać drugiego PIONECZKA.
Ernest zrozumiał i wyciągnął pistolet z tłumikiem, z kieszeni wyjął komórkę Indi i rzucił ją jej. Nawet nie zadał sobie trudu by wstać i podać.
- Niegrzeczne - zniesmaczyła się Magda.
- Z drugiej strony… - powiedziała Indi zastanawiając się - … może jednak przyjmę w ramach bonusu jego głowę. - spojrzała na Sebastiana. - Upominek na pożegnanie. - uśmiechnęła się obserwując reakcję mężczyzny.
Nie drgnął mu nawet mięsień. No może w kąciuku ust... nie była pewna.
Wykręciła szybko numer do Marcina, by przekazać mu krótko, że są całe ale planują wyjechać jutro i że będzie w kontakcie. Zadzwoniła też do ojca i do Nany zostawiając podobne wiadomości na ich pocztach głosowych. Sprawdziła też szybko przychodzące połączenia i oddała Reksowi telefon w podobnym do jego stylu.

- Którędy do Alex? - podniosła się z fotela i wyprostowała.
- Magda Panią zaprowadzi.

Blondynka podniosła się z gracją i zbliżyła do dziewczyny. Indi z wysiłkiem wstała sama widząc, że piękna dziewczyna chce podać jej pomocną dłoń. Ta tylko roześmiała się perliście i ruszyła do drzwi kiwając palcem na Amerykankę.
Zaprowadziła ją do pokoju jaki Indi widziała na ekranie w apartamencie Sebastiana, nie było tu żadnych okien.
Szkrabek przebudził się i potarł piąstką oczy, po czym rozdziawił buzie.
- MAAAMAAAA!!!! - krzyknęła Alex z radością i wygramoliwszy się spod kołdry i pluszaków puściła się biegiem w objęcia Indiry.

Indi złapała małą i zamknęła mocno w ramionach, tuląc i głaszcząc i szeptając małej jaka była dzielna.
W końcu podniosła głowę i patrząc na córeczkę - nie na Janka - rzuciła w powietrze:
"Mój ty potworny potworku, tak się cieszę, że cię widzę. Ludzie czasem nie potrafią uwierzyć w swoje szczęście..."
 

Ostatnio edytowane przez corax : 29-01-2016 o 22:39.
corax jest offline