Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2016, 19:11   #16
malahaj
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Chata była na wpół spalona. Dach, nie znajdując oparcia w dwóch zburzonych ścianach, częściowo zawalił się do środka. W miejscu drzwi była tylko niekształtna dziura. Budowniczowie, bez wątpliwość raczej amatorzy, z przymusu tylko w tym fachu, umieścili w centrum domu wielkie palenisko, coś na kształt kominka. Ceglana konstrukcja o dziwo przetrwała nienaruszona. Mężczyzna, który wszedł do zgliszczy dobre półgodziny temu, ku niej skierował swe kroki. Stał tam przed zimnym paleniskiem, jakby czekał, aż znów pojawi się się ogień.

- Pamiętasz je? -

Głos miał suchy, pozbawiono emocji i zimny jak palenisko, przed którym stał. Wzrok kierował teraz nieco wyżej, gdzie nad "kominkiem" wisiała stara drewniana tarcza i przewieszony przez nią miecz. Broń była prosta, pozbawiona jakikolwiek ozdób czy znaków szczególnych, ale solidna. Podobnie jak tarcza.

- Należały do wuja Reinharda, brata ojca. Pamiętasz jak przyjechał do nas ostatni raz? Kiedy to było? Z dziesięć lat temu? -
- Pamiętam. Będzie już chyba ze dwanaście. -
- Tak... Pewnie tak. Pamiętam jak nosił ten miecz przy pasie a tarcze na plecach. Pamiętasz jak z Olegiem, Knutem, Franzem i resztą łaziliśmy za nim skomląc, aby nauczył nas nim walczyć? -
- Pamiętam. -
- W końcu udało nam się go uprosić. To znaczy mnie, Franzowi i tobie, bo byliśmy najstarsi i pewnie najbardziej upierdliwi. Wtedy po raz pierwszy trzymałem w rekach broń. Nie jakieś tam widły, cepy czy kose zabraną ze stodoły. Prawdziwą broń. Taką, co została zrobiona tylko do zbijania. Pamiętasz jak ojciec się wściekł, kiedy to odkrył, po raptem trzech takich lekcjach? -
- Pamiętam Danielu. -
- Wtedy, ten jeden jedyny raz w życiu mnie sprał. Od tamtego czasu dostałem po ryju tak wiele razy, że aż dziw, że jest w jednym kawałku, ale pamiętam tylko tamto. Pamiętam co wtedy mówił. "To nie jest dla nas! My tacy nie jesteśmy! My nie zabijamy! Nie krzywdzimy! Pracujemy i modlimy się do Sigmara a On nas chroni!" Tak mówił, pamiętasz? -
- Pamiętam Danielu, pamiętam. -
- Dziś nawet go nie zdjął z tej przeklętej ściany. Nawet nie przyszło mu to do głowy. Znalazłem go do drodze do kaplicy, razem z matką. Nawet tych pierdolonych wideł nie zabrał. Po prostu biegli do tego cholernego kościoła, jak na msze. Jakby faktycznie tam miał być ratunek i "ochrona". Głupiec! I tchórz! Cholerny, pierdolony głupiec i śmierdzący tchórz! -
- Danielu... -
- Pamiętasz jak wysyłam mnie do tej cholernej szkoły? Pamiętam jak stał w tych drzwiach i mówił "Synu, robię to dla Ciebie. To twoja szansa, aby "stać się kimś". Ostatnia szansa, aby kiedyś, jak wrócisz i na to zapracujesz, odziedziczyć po mnie swój kawałek gospodarstwa. Aby mieć swoją ziemie i być wreszcie kimś." Pamiętasz? -
- Pamiętam. -
- Tak jakby jakaś pierdolona płachta błota, z którego co roku trzeba wydzierać żelazem i pazurami ochłapy, mające utrzymać Cie przy życiu, stanowiła o tym, czy "jestem kimś". Zdaje się, że właśnie to wszystko odziedziczyłem. Czy teraz "jestem kimś"? Jak myślisz? -
- Danielu... -
- A On? Czy ciągle jest kimś? Razem z matką, Katią, Olefem i całą resztą. Tego całego "gospodarstwa" ledwo starczy, aby wykapać im mogiły. Głupiec! Cholerny, pierdolony GŁUPIEC!!! -

Krzyk mężczyzny poniósł się po zrujnowanym domu. Wściekły cios pięścią spadł na zwęgloną belkę, kiedyś podtrzymującą dach i roztrzaskał ją na dwoje.

- Danielu... -
- Pamiętasz, był jeszcze jeden. Nie wiem po co Reinhardowi były dwa takie same miecze, jak używał tarczy, ale miał je. Ten drugi też tu wisiał, pamiętasz? -
- Pamiętam. -
- Olaf go wziął. Pewnie musiał sobie przystawić krzesło, bo inaczej by nie dostał, ale wziął go. Ile on miał lat, jedenaście? -
- Dziesięć. -
- Tak, pewnie tak. Nigdy nie był wyrośnięty. Mój mały braciszek Olaf... Wiesz, złamał go na jednym z tych zwierząt, zanim roztrzaskało mu czaszkę toporem. -
- Zwierzęta nie robią takich rzeczy Danielu. -
- Tak, masz racje. Dlatego właśnie nazwalają ich zwierzoLUDŹMI. To musiała być scena! Ojciec uciekający w nocnej koszuli i onucach, ciągnący za sobą matkę, najstarszego syna, synową i on, jedenastoletni dzieciak walczący za nich, mieczem swego wuja, prawie tek wielkim jak on sam... -
- Danielu, Ona żyje. Wiesz o tym. Czujesz to w sercu... -
- Tak, wiem. Widziałem ślady. Zabrali kobiety i dzieci. Franz pewnie będzie chciał iść za nimi. Schulz na pewno, skoro jednak przeżył. -
- Musisz Ją odnaleźć Danielu. -
- Muszę? -
- To twój obowiązek. -
- Obowiązek? OBOWIĄZEK!! A co Ty możesz wiedzieć o obowiązku?! Ty... Ty... -

Mężczyzna gwałtownie odwrócił się do drzwi i podbiegł do siedzącej przy nich postaci. Drugi człowiek też był mężczyzną, trochę starszym, o rysach twarzy bardzo podobnych do pierwszego. Siedział oparty o framugę zniszczonych drzwi. W piersi miał wielką dziurę, wielkości arbuza.

- Ty jesteś martwy... Nie żyjesz, tak jak oni. Gadam z trupem. -

Człowiek ukląkł przy zwłokach i delikatnie zamknął im oczy. Zastygł na chwile w tej pozycji, po czym energicznie wstał i podszedł do "kominka". Zdjął z niego miecz i przypasał do boku. Wziął również tarcze i przerzucił przez plecy. Wyszedł przed drzwi i zabrał oparty obok nich długi łuk. Kołczan ze strzałami miał u boku, w zasięgu ręki. Raz jeszcze odwrócił się i spojrzał na zniszczony budynek i na ciało siedzące w jego wejściu.

- Jestem kimś. - szepnął do siebie i ruszył w kierunku gwaru, który dochodzi od zbiegowiska ocalałych, przed jedną z chat.



*****

Wysłuchał starego żołnierza w milczeniu, bo i co tu niby miał powiedzieć. Nie lubił go z wzajemnością, ale darzył czymś na kształt wymuszonego szacunku. W tych okolicznościach tylko on mógł ich poprowadzić. Gdyby nie obecność weterana, Daniel pewnie musiał by ruszyć sam. Choć nie, na pewno miałby koło siebie jeszcze jednego straceńca.

- Franz. -
- No? -
- Zrobimy jak on mówi. Szukaj nie tylko broni i żarcia. Znajdź sobie jakieś cieple ubranie, takie co nie przemoknie na deszczu. W lesie nie ma ciepłych strażnic do ogrzania dupy. -
- Ta? Dobrze wiedzieć, że mamy ze sobą fachowca. -
- Stary Otto, robił dla mnichów świece, kadzidła i inne takie. Jego chałupa jeszcze stoi, sprawdzę tam. Pójdę też do Brana. On chadzał na bobry w górę rzeki, jak jeszcze nas nie było na świecie. -
- Chcesz powiedzieć, że nielegalnie polował w elektorskim lesie. -
- Znajdowałem jego sidła od czasu do czasu. On pewnie moje o wiele częściej. Na pewno ma jakieś potrzaski i inne przydatne zabawki. Potrzebne nam liny, woda, bukłaki, gorzała, wszystko co nadje się na opatrunek, oliwa, nafta i wszystko co tylko znajdziesz a się pali. -
- Co ty chcesz kurwa zrobić? Las podpalić. -
- Oni przyszli tu z żelazem i ogniem. Odpłacimy im tą samą walutą. -
 
malahaj jest offline