- ...rwa, wyszli z jamy, za ciche te wrzaski. - Biegnąc podnieconym głosem złorzeczył cicho pod nosem na kamienie, korzenie, swoją naiwność. Całej tej przygody miał już dość.
Uderzone kolano mocno dawało o sobie znać, a jedyne co przyszło Franzowi do głowy to obwiązać je ciasno kawałkiem lnianej szmatki, którą trzymał w sakwie do czyszczenia narzędzi. Widząc wejście do groty, w którym najwidoczniej do jego prośby nie zastosowało się żadne z towarzyszy, ogłupiał. Po chwili z odrętwienia wyrwał go kolejny krzyk, tym razem ewidentnie Hurgara. Nim rzemieślnik zdążył wciągnąć na garb dziurawą pelerynkę, a głowę nakryć jak najgłębiej kapturem, krzyknęła Orla. Ewidentnie z bólu. Ewidentnie i on sam też niedługo krzyknie.
Zdolny był - w swojej opinii - jedynie szeptać. Pelerynka luźno zwisała mu z pleców. Spuścił w dół ramiona, przygiął się w karku. Ruszył lękliwie w mgłę. Nie myśleć. Słuchać. Spokój!
W końcu plan był najlepszy jaki miał. Bo jedyny. Jeszcze nigdy nie straszył jednak potwora.