Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2016, 22:18   #52
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Garet szybkim krokiem ruszył ku grupce wieśniaków, którzy, spędzeni przez Darreńczyków niczym owieczki, czekali na rzeź niczym owe owieczki. To, że rzeź ich ominęła, było dla nich prawdziwym cudem, a Garet przeklinał pod nosem fakt, iż dla niektórych owa pomoc nadeszła zbyt późno.
Wieśniacy, żałośnie mała grupka, z niedowierzaniem spoglądali na rycerza, który przed chwilą dosłownie spadł im z nieba. I widać było, że nie wiedzą - czy się mają cieszyć, czy też oczekiwać kolejnego, gorszego jeszcze koszmaru.
I pozostawało pytanie, co się stanie, jeśli Garet ich uwolni. Padną mu do stóp, czy uciekną gdzie pieprz rośnie?
- Jak cię zwą? - Garet zamienił miecz na sztylet, po czym rozciął więzy człowieka, który wyglądał na najstarszego z wieśniaków.
W ogóle cała grupka składała się ze starszych osób. Całkiem jakby w wiosce nikt inny nie mieszkał.
- Karl, panie. Syn Elsbetha. - Starzec schylił się nisko. W jego spojrzeniu obawa mieszała się z niepewnością.
- Jestem Garet Granmont, jeździec smoka. Z łaski króla Markusa od pięciodnia pan na Złotym Dębie.
Starzec wytrzeszczył oczy. Z grupki wieśniaków dobiegło kilka westchnień i okrzyków pełnych zdziwienia.
- Uwolnij pozostałych - polecił, wskazując na pozostawioną przez Darreńczyów. - To wszyscy, którzy przeżyli? - spytał.
- Część trzy dni temu schowała się do lasu. Lord Darton przysłał ludzi z ostrzeżeniem - odparł starzec, uwalniając pierwszego pobratymca i podając mu drugi nóż. - Ale część Darreńczycy zamknęli w stodole. Panny i młode niewiasty do zabawy, potem na niewolnice. I dzieci, na handel - dodał z goryczą.
- Ci już nikogo nie sprzedadzą - zapewnił Garet, co spotkało się z aprobatą obecnych, chociaż niektórzy zdaje się żałowali, że nie mieli przyjemności dostać w swe ręce paru Darreńczyków, by móc osobiście wyrazić swą wdzięczność za wszystkie wyrządzone krzywdy.
- Pozwolicie, panie, że pójdę uwolnić pozostałych? - Jeden z mężczyzn, przed chwilą uwolniony, zwrócił się do Gareta, kłaniając się w pas.
- Idźcie w parę osób - polecił zapytany. - A nuż jakiś Darreńczyk nie zdążył uciec.
Było to mało prawdopodobne, ale zawsze tak być mogło, że któryś zawłaszczył sobie jakąś młódkę, by się z nią zabawić. Pogrążony w rozrywce mógł przegapić znaczną część zamieszania... a teraz z pewnością nie miałby dobrego humoru, więc kolejnemu z wieśniaków mogłaby się stać krzywda. A że każdy wieśniak był na wagę złota, więc każdy mądry posiadacz ziemski dbał o każdego swego człowieka. Zaczynać władanie od strat, których pewnie nawet zdobycze wojenne by nie wyrównały... Kiepsko to wyglądało.
Być może powinien porozmawiać z Rubin? Paru Darreńczyków, gdyby trafili nie do jej żołądka, a do wioski, jako jeńcy wojenni, zapewne zdołaliby odpracować te zniszczenia, jakich dokonali. Co prawda poległych by nie zastąpili, ale lepszy rydz, niż nic.
- Dlaczego nie posłuchaliście lorda Dartona? - spytał Garet.
Ucieczka przed wrogimi wojskami do lasu to przecież był często stosowany sposób. Przed swoimi wojskami też niektórzy uciekali...
- Wszak to wszystko nasze. - Starzec machnął ręką, obejmując gestem pół wsi. - Cały nasz dobytek. Pilnować trza. Co zrobim, gdy przepadnie, gdy chałupy się spalą? Dokąd pójdziem? A Darren daleko.
- Był daleko - odparł Garet, zastanawiając się nad uporem niektórych ludzi. Pewnie swym uporem niewiele ustępowali smokom. - Teraz trzeba uważać.
- Życie ważniejsze, niż chałupa - rzucił ktoś z grupki uwolnionych, co pewnie rozumu nabrał po ostatnich przejściach.
Dalsza dyskusja się nie rozwinęła, bowiem wrócili mężczyźni, wraz z dość sporą grupką uwolnionych kobiet, z których najstarsza (zdaniem Gareta) nie miała więcej niż trzydzieści lat. Ku niekłamanemu zdziwieniu Gareta towarzyszyło im (nie z własnej najwyraźniej woli) dwaj młodzieńcy, w poszarpanych strojach, których barwy wskazywały na Darren.
- Zabić! Zapłacą nam! Śmierć...! - padło kilka wzburzonych głosów, który zawtórował pełen aprobaty szmer.
- Oddać ich smokowi! - padła propozycja, która spotkała się z największą aprobatą.
- Cisza! - Głos Raula bez problemów przebił się przez podniesione głosy wieśniaków. - Związać ich. Mają być żywi.
- Milordzie, oni nas zabijali - ośmielił się powiedzieć jeden z wieśniaków. Inni pokiwali głowami.
Spojrzenie Gareta zdusiło w zarodku wszelkie sprzeciwy
- Żywi - podkreślił. - Będą potrzebni - zniżył się do udzielenia wyjaśnienia. - Na razie zbierzcie całą broń.

Po chwili obaj darreńscy żołnierze zostali związani i umieszczeni pod strażą paru uzbrojonych w widły mężczyzn, a u stóp Gareta znalazł się dość spory stosik różnorodnego oręża - od paru sztyletów, przez wiele mieczy, po kilka łuków i kusz.
- Smok! - krzyknął któryś z wieśniaków. W jego głosie zabrzmiało zaskoczenie, strach, ale i zaciekawienie. Skoro smok już raz im pomógł...
Wiara to jedno, obawa to drugie. Jedni schowali się za najbliższymi domami, wystawiając głowy i z ciekawością wpatrując się w smoka, inni, którzy do takich schronień mieli za daleko, stanęli w taki sposób, by między nimi a smokiem znalazł się Garet i dwaj darreńczycy.
- To jest Rubin - powiedział Garet. - Proszę traktować ją z szacunkiem. Z pewnością nieraz będzie gościć w tych okolicach.
Czy to ostatnie zdanie uspokoiło lub ucieszyło wieśniaków? Trochę w to wątpił.
 
Kerm jest offline