Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-01-2016, 15:04   #51
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Po zakończonym śniadaniu Rubin skorzystała z pomocy Gareta by dotrzeć do nowej komnaty. Chciała w pełni wykorzystać dodatkowe minuty odpoczynku, nim stos pogrzebowy został przygotowany. Nie chciała tego przyznać nawet przed sobą, jednak wciąż była słaba. Gdy tylko przyłożyła głowę do poduszki - usnęła.
Garet aż tak zmęczony nie był, mimo paru gorących chwil spędzonych z Rubin. No ale on nie walczył ze smokiem. Z drugiej strony... Rankiem stoczyli coś, co śmiało można było nazwać potyczką... A może nawet małą batalią? Przyjemną. Bardzo.
Rozsiadł się wygodnie na fotelu... a po chwili zaczął się zastanawiać, dlaczego, na demony, nie poprosił Dartona o jakieś odzienie dla siebie. Z pewnością znalazłoby się coś dla niego, z pewnością byłoby to coś innego, niż kusy jedwabny szlafroczek ze smokami, który co prawda fantastycznie prezentował się na Rubin, ale do niego raczej by nie pasował.

Cicho, by nie budzić Rubin podszedł do drzwi i wyjrzał na korytarz.
Drzwi, jak się okazało, pilnowała para służących - niezbyt wysoki, szczupły młodzieniec, oraz niższa od niego o pół głowy młodziutka blondynka.
- Przynieś mi coś do ubrania - powiedział Garet do młodziana.
Młodzian zmierzył Gareta fachowym spojrzeniem, po czym skłonił się nisko.
- Już idę, milordzie.
Nm Garet zdążył zamknąć za sobą drzwi do komnaty, tamten zniknąć za załomem korytarza.
Garet podszedł po cichu do okna. Po dłuższej chwili rozległo się ciche pukanie do drzwi.
- Lord Darton przesyła. Z pozdrowieniami. - Młodzian wręczył Garetowi stosik ubrań.
Garet podziękował, po czym zamknął drzwi.
Rubin mogła mówić co chciała, ale prawda była inna - smokowi wolno było robić, co mu przyszło do głowy, nawet świecić gołym tyłkiem w miejscu publicznym, a innym, nawet jeźdźcowi owego smoka, nie wypadało tego robić.
Wciągnął spodnie, które leżały jakby na niego były uszyte, elegancki wams powiesił na oparciu fotela, tak by go nie pognieść, gdy się oprze, po czym ponownie rozsiadł się wygodnie.

Na to, by smoczyca otwarła swe oczęta, czekać musiał dość długo. Widać poranne zmagania nadszarpnęły jej siły w stopniu większym niż tego oczekiwała. Służący zdążył pojawić się z informacją o zakończeniu przygotowań do spalenia ciała smoka, a następnie zniknąć. Słońce zmieniło swe położenie, na powrót zbliżając się do ziemi. Obiad podano i go zjedzono. Czas był niemalże na podwieczorek, gdy powieki Rubin łaskawie uniosły się odsłaniając zielone, wyraźnie rozespane oczy.
- Długo spałam? - Zapytała, nieco zaniepokojona. Widok za oknem sugerował ledwie parę godzin, jednak równie dobrze mógł to być kolejny dzień, lub nawet miesiąc…
- Jest jeszcze dzisiaj - zapewnił ją Garet. - Przespałaś tylko obiad.
- I to ma mnie w jakimkolwiek stopniu pocieszyć? - przymarudziła nieco, podnosząc się z łóżka. Skoro wciąż mieli ten sam dzień to oznaczało to, że czekały na nią obowiązki. I polowanie… Nie mogła zapomnieć o tym ostatnim. Przyjemne zakończenia na przyjemnie rozpoczęty dzień. Przeciągnęła się, przy okazji przyciągając wzrok Gareta.
Z zadowoleniem stwierdziła, że poza pewną sztywnością, skrzydła wróciły do sprawności sprzed upadku.
- Jak się czujesz? - upewnił się Garet. - Wszystko do spalenia smoka jest gotowe.
- Głodna - mruknęła. - To jednak może poczekać do wieczora. Skrzydła wydają się być sprawne więc mamy polowanie w planach.
Nie chcąc zbytnio czasu marnować, co mogło się niezbyt dobrze skończyć w przypadku niecierpliwej smoczycy, odsunęła narzutę i zsunęła nogi na podłogę. Podpierając się rękami uniosła swoje ciało, a następnie wyprostowała się, badając zdolność nóg do utrzymania jej wagi. Mimo iż w ludzkiej postaci nie była ona duża, to przekładała się proporcjonalnie na smoczą wersję jej samej. Sądząc po bodźcach, które do niej docierały, nie powinna mieć większych problemów z chodzeniem. Zapewne rozsądniej będzie skorzystać z pomocy Gareta, jednak do jutra wszelkie niedogodności wynikłe w związku z przebytą bitwą, powinny odejść w zapomnienie.
- Włożysz na siebie tę kreację od Dartona? - spytał.
- Nie. - Zdecydowała szybko i stanowczo. Chodzenie w cudzych ubraniach dobre było na szybkie śniadanie, a nie na spalenie smoka.
Garet się uśmiechnął.
- W takim razie chodźmy. Znajdę Dartona, a potem... - Westchnął. - Spalimy twojego przeciwnika.
Rubin nie miała nic przeciwko.


Zakole, o którym wcześniej mówił pan na Cyr, znajdowało się pół mili od zamku.
Smocze cielsko, a raczej to, co z niego zostało, spoczywało na stosie drewna wysokim na trzy-cztery stopy.
Ci, co układali stos, stali w dość sporej od niego odległości, najwyraźniej żywiąc poważne obawy co do efektów, jakich mieli stać się świadkami. Na widok Rubin odsunęli się jeszcze bardziej.
Smoczyca niewiele sobie robiła z ich reakcji. Jej uwaga w pełni była poświęcona temu, co zostało z jej przeciwnika. Musiała przyznać, że miejsce wybrano doskonale. Uroczy zakątek, w sam raz nadający się na to by dotknęła go smocza magia, czy raczej te jej resztki, które wciąż w truchle tkwiły. Po raz ostatni rzuciła okiem na czerwonego smoka, a następnie wycofała się nieco by przybrać właściwą w takiej chwili postać. Spalenie go w ciele człowieka byłoby obrazą dla duszy tej istoty. Rubin co prawda zwykle niewiele sobie robiła z obyczajów swej rasy, jednak tego jednego nie wypadało zignorować.
~ Gotowy? ~ zapytała Gareta.
~ Gotowy! ~ odpowiedział.
Rubin była ciekawa czy otaczający ich ludzie byli gotowi na widowisko, które miały ich oczy zobaczyć. Wzbudzenie ognia dla niej było czymś zupełnie naturalnym. Postarała się jednak by zionięcie nie spopieliło od razu całej konstrukcji, co z takiej odległości w jakiej się znajdowała, było całkiem możliwe. Zamiast tego wysłała słaby płomień, który łagodnie objął swą mocą równo ułożony stos i ciało, które na nim spoczywało. Odczekała, aż Garet uwolni swojego feniksa, po raz pierwszy ujawniając go światu i dopiero wtedy zwiększyła moc ognia.
Drzewo, z którego ułożono stos nie miało szans. Podobnie truchło smocze, które na nim spoczywało, aczkolwiek to broniło się dłużej i zażarciej. Brakło mu jednak mocy, która odeszła wraz z śmiercią. Poddało się na koniec by klęskę swą przypieczętować ostatnim tworem, który miał być pamiątką po szlachetnej duszy. To, że niekoniecznie miano to pasować musiało do czerwonego smoka, było nieistotne w tej chwili.



Płonące drzewo rozkwitło barwami wiosny. Ognisty pień zwieńczony został koroną, która mieniła się w blasku słońca, ciesząc oczy odcieniami zieleni, złota i bieli. Wydzielało przy tym delikatne ciepło, które nie parzyło, a przyjemnie rozchodziło się po ciele.
Zewsząd dobiegały okrzyki podziwu i zachwytu, a ludzie, którzy wcześniej trzymali się z daleka, zrobili kilka kroków do przodu, z zaciekawieniem wpatrując się w cud magii, który przed nimi właśnie się pojawił.
- Czy można tego dotknąć? - spytał lord Darton, podobnie jak jego poddani wpatrując się w magiczne drzewo.
W odpowiedzi smoczyca skinęła pyskiem i podeszła bliżej, dotykając nosem pnia. Co prawda dowód na bezpieczeństwo drzewa był to nijaki, ale…
~ Jest całkiem przyjemne ~ poinformowała Gareta. Delikatne płomienie, z których składał się pień łaskotały ją, przez co zbyt długo nie zabawiła w owej świadczącej o bezpieczeństwie, pozycji.
Garet poszedł w jej ślady, chcąc osobiście sprawdzić, jak to jest, gdy się dotknie magicznego drzewa.
Delikatne ciepło, przyjemne łaskotanie, ale i pewne ostrzeżenie... Tak jakby drzewo uprzedzało, że co za dużo, to niezdrowo.
- Można dotknąć - poinformował Dartona. - Ale nie radziłbym nikomu podejść tu z toporem, albo z drabiną, by obskubać liście. I warto poinformować o tym wszystkich, bo drzewo nie będzie tolerować takich zachowań.
- Nie wszyscy uwierzą. - Darton znał się na ludziach.
- Co drzewo może zrobić z takim głupcem? - Garet zwrócił się do Rubin.
~ A co ja robię z głupcami? ~ odparła pytaniem, na pytanie. Odpowiedź była wszak oczywista. Płomień smoczej magii mógł dać życie ale równie łatwo mógł zabić. Rubin nawet z przyjemnością zostałaby by obejrzeć ów spektakl. Była pewna, że efekty warte byłyby zmarnowanego czasu. Obawiała się jednak, że Garet nie poparłby jej poglądu w tej kwestii. ~ Bez wątpienia prędzej czy później oni sami się o tym przekonają.
Garet również był przekonany o tym, że znajdzie się paru głupców, na wszelki jednak wypadek wolał poinformować Dartona o ewentualnych skutkach.
- To jest smocza magia. Ci, co będą mieli szczęście, spłoną. A innych drzewo... wchłonie. - Garet dyplomatycznie ominął słowo 'pożre'.
Darton podejrzliwym wzrokiem obrzucił drzewo, ale po chwili skinął głową.
- Wszyscy się o tym dowiedzą. A głupcy... Ponoć im mniej głupców na świecie, tym lepiej.
Pełne zgody kiwnięcie głowy jasno dawało do zrozumienia, że Rubin w pełni popiera zdanie lorda.
~ Polowanie ~ przypomniała Garetowi, bowiem to całe dyskutowanie o głupcach przypiekanych w płomieniach drzewa, sprawiło, że jej żołądek przypomniał jej o swoich prawach. Ludzkie jadło było smaczne, jednak nic nie umywało się do dobrze przypieczonego człowieka, względnie soczystej owcy na surowo. Może obu…
- Gdzie możemy sobie urządzić małe polowanie? - spytał Garet. - Jakieś sarny, dziki?
~ Zabłąkani ludzie ~ podpowiedziała usłużnie, szczerząc kły.
~ Paru Darreńczyków ~ odparł natychmiast Garet, który w doborze ofiar był bardziej wybredny, niż Rubin.
- Trzy mile stąd, na północny wschód, są najlepsze tereny łowieckie - odparł bez wahania Darton.


Tam też się udali. Rubin owa lokalizacja jak najbardziej pasowała. Nie dość, że zapowiadała całkiem smaczne kąski to jednocześnie zbliżała ich do darreńczyków, na których także chrapkę miała. Skrzydła jej nie zawiodły. Co prawda jej wcześniejszy optymizm został nieco przygaszony ostrym ukłuciem bólu, gdy wzniosła się po raz pierwszy, to jednak wrażenie to rozeszło się wraz z kolejnymi uderzeniami, które wznosiły ich ku niebu. Bez wątpienia musiała uważać z bardziej wymagającymi manewrami. Takich jednak nie przewidywała na ten lot. Może jutrzejszego ranka, gdy ruszą na spotkanie wrogiej armii…
Leciała nisko, tuż nad koronami drzew. Dzięki temu łatwiej jej było wypatrywać zwierzynę, jednocześnie samej pozostając poza zasięgiem wypatrujących smoka wrogów. O ile takowi czaili się gdzieś w pobliżu. Jednocześnie jej bliska obecność płoszyła zwierzynę, która uprzejmie gnała tam, gdzie drzewa się kończyły. Cóż, oszalałe istoty zwykle nie myślą racjonalnie, co dla głodnej Rubin było miłym udogodnieniem. Wystarczyło odczekać, aż wybiegną na otwarte pole i zebrać je niczym śmietankę z misy. Bardzo smaczną, mięsną i krwawą śmietankę, okraszoną soczystym mózgiem, który przyjemnie pieścił podniebienie swym delikatnym smakiem.

Po tej pierwszej przekąsce, jej apetyt wyostrzył się nieco i przybrał nieco bardziej wymagającą formę. Łania łanią ale człowieka nie zastąpi, chociażby nie wiadomo jak młoda była. Każdy smok to wiedział. Jako, że Garet już wcześniej swe preferencje co do ewentualnego celu wyjawił, skierowała ich ku granicy obu królestw. Nie nad Ores ani też Przełęcz, jednak w ich okolice. Bez wątpienia bowiem Darreńczycy i sąsiednie miasteczka oraz wsie zagarnęli. Wszak pozostawienie ich do dyspozycji wroga byłoby głupotą. Spalenie wszystkiego na swej drodze - nawet większą.

Rubin nie pomyliła się w ocenie taktyki przeciwnika. Co prawda kilka wiosek poszło z dymem, to jednak te większe i zasobniejsze oszczędzono, wypełniając piechurami, którzy dbać mieli o to by ludność nie wykazywała zbytniej ochoty do wspomagania swego króla. Wybrała taką, która w miarę blisko Cyr leżała. Musiała zostać przejęta niedawno, bowiem wciąż na ziemi widać było ciała poległych. Głównie wieśniaków, nie brakło jednak i paru Darreńczyków. Gdy Rubin pojawiła się w polu widzenia, w popłochu rzucono się do broni, przerywając egzekucję, która się właśnie na placu przed największą chatą odbywała. Widać przybyli idealnie na czas by ocalić kilku poddanych Markusa.
Tym razem smoczyca w nieco większym stopniu zdała się na swego jeźdźca. Gdyby skorzystała ze swego ognia, jak nic wioska poszłaby z dymem, a nie chcieli się przecież okazać większym złem niż sami najeźdźcy. Wylądowała zgrabnie w samym środku wioski, jednocześnie osłaniając skrzydłami grupkę wieśniaków, którzy związani siedzieli czekając na egzekucję. Miała nadzieję, że nie poumierają ze strachu…
Ledwo Rubin wylądowała, ci, co przed momentem rzucili broń, poszli po rozum do głowy i rzucili się do ucieczki, dochodząc zapewne do wniosku, że przynajmniej któremuś uda się ujść z życiem.
Garet odpiął pasy i zsunął się na ziemię.
~ Pozostawiam ci resztę przyjemności ~ powiedział do smoczycy. Wyłapanie tych, co usiłowali uciec, nie powinno Rubin sprawić problemów, a i, zapewne, zabawę będzie miała przednią. A on zajmie się wieśniakami.

Bez wątpienia smoczyca niezbyt się nadawała do uspokajania ludności. Znacznie lepiej radziła sobie z polowaniem, czy raczej w tym wypadku, z zaganianiem tchórzliwych owiec. Zostawiwszy nudną pracę Garetowi, ponownie wzbiła się w powietrze, wysoko nad wioskę, co by mieć dobry widok na uciekających. Spora grupka skierowała się w stronę granicy. Druga ruszyła w kierunku Ores, a pozostali widać uznali, że najlepiej by każdy zadbał o siebie i ruszyli w pojedynkę. Rubin postanowiła udowodnić im jak bardzo się mylą. Zostawiła obie grupy i ruszyła zbierać swoje rozbiegane ofiary.
Nie każdy zmarł od razu. Smoczyca była w nastroju do zabawy, a ta sprawiała przyjemność tylko jednej ze stron. Uderzenie łapą skutecznie wstrzymywało zapędy, bez uśmiercania. Tak samo podrzucenie delikwenta w górę i pozwolenie mu zasmakować twardości gruntu pod nogami. Najlepszą jednak zabawę miała z przetrącania im nóg ogonem. Ot, co by na własnej skórze poznali jak taka przyjemność smakuje. Nie musiała przy tym jakoś szczególnie nadwyrężać sił czy poddawać próbom skrzydła. Co prawda bieganie po ziemi nie było czymś z czego często korzystała, jednak ten sposób poruszania się bynajmniej nie był jej obcy. I radziła sobie z nim całkiem dobrze, o czym świadczyć mogły krzyki tych, którzy okazali się być wolniejsi od niej.
Gdy skończyła się bawić, ruszyła za grupą, która zmierzała do Ores. Co by nie ostrzec ich zawczasu o swoim zbliżaniu się, wzleciała wysoko, tak by z poziomu ziemi stać się jedynie małym punktem na niebie. Wyprzedziła ich znacznie i dopiero wtedy obniżyła lot. Tym razem nie zamierzała się wstrzymywać. Skoro opuścili wioskę, to nie było ku temu powodu. Spadła na nich wśród dymu i płomieni, witana przerażonymi krzykami, które w znacznej większości miały być ostatnimi dźwiękami jakie z ust darreńskich piechurów paść miały. Skąpana w ich krwi i wnętrznościach była bez wątpienia zadowolona. Nikt nie miał prawa umknąć przed jej paszczą, przed zdobnymi w śmiercionośne szpony łapami, ani przed płomieniami, którymi hojnie ich obdarowywała. Ci, którzy atak przeżyli nie mieli czasu by się swym szczęściem nacieszyć. Czy jednak można było o takowym mówić? Rubin była pewna, że żaden z rannych tak nie myślał, a ona była na tyle litościwym stworzeniem, że ich męki zakończyła szybko i sprawnie. Jakby na to nie spojrzeć, zgłodniała przez te dni spędzone na ograniczonej diecie i leczeniu.
Nie mając już kogo mordować, rozłożyła skrzydła i wzbiła się w powietrze. Zastanawiała się czy by nie ruszyć za ostatnią grupą, która zmierzała do granicy, jednak zrezygnowała z tego pomysłu. Zamiast tego zawróciła do wioski, w której zostawiła Gareta. Tym razem wylądowała na jej obrzeżach i powoli ruszyła w stronę placu, na którym odbywała się egzekucja.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 29-01-2016, 22:18   #52
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Garet szybkim krokiem ruszył ku grupce wieśniaków, którzy, spędzeni przez Darreńczyków niczym owieczki, czekali na rzeź niczym owe owieczki. To, że rzeź ich ominęła, było dla nich prawdziwym cudem, a Garet przeklinał pod nosem fakt, iż dla niektórych owa pomoc nadeszła zbyt późno.
Wieśniacy, żałośnie mała grupka, z niedowierzaniem spoglądali na rycerza, który przed chwilą dosłownie spadł im z nieba. I widać było, że nie wiedzą - czy się mają cieszyć, czy też oczekiwać kolejnego, gorszego jeszcze koszmaru.
I pozostawało pytanie, co się stanie, jeśli Garet ich uwolni. Padną mu do stóp, czy uciekną gdzie pieprz rośnie?
- Jak cię zwą? - Garet zamienił miecz na sztylet, po czym rozciął więzy człowieka, który wyglądał na najstarszego z wieśniaków.
W ogóle cała grupka składała się ze starszych osób. Całkiem jakby w wiosce nikt inny nie mieszkał.
- Karl, panie. Syn Elsbetha. - Starzec schylił się nisko. W jego spojrzeniu obawa mieszała się z niepewnością.
- Jestem Garet Granmont, jeździec smoka. Z łaski króla Markusa od pięciodnia pan na Złotym Dębie.
Starzec wytrzeszczył oczy. Z grupki wieśniaków dobiegło kilka westchnień i okrzyków pełnych zdziwienia.
- Uwolnij pozostałych - polecił, wskazując na pozostawioną przez Darreńczyów. - To wszyscy, którzy przeżyli? - spytał.
- Część trzy dni temu schowała się do lasu. Lord Darton przysłał ludzi z ostrzeżeniem - odparł starzec, uwalniając pierwszego pobratymca i podając mu drugi nóż. - Ale część Darreńczycy zamknęli w stodole. Panny i młode niewiasty do zabawy, potem na niewolnice. I dzieci, na handel - dodał z goryczą.
- Ci już nikogo nie sprzedadzą - zapewnił Garet, co spotkało się z aprobatą obecnych, chociaż niektórzy zdaje się żałowali, że nie mieli przyjemności dostać w swe ręce paru Darreńczyków, by móc osobiście wyrazić swą wdzięczność za wszystkie wyrządzone krzywdy.
- Pozwolicie, panie, że pójdę uwolnić pozostałych? - Jeden z mężczyzn, przed chwilą uwolniony, zwrócił się do Gareta, kłaniając się w pas.
- Idźcie w parę osób - polecił zapytany. - A nuż jakiś Darreńczyk nie zdążył uciec.
Było to mało prawdopodobne, ale zawsze tak być mogło, że któryś zawłaszczył sobie jakąś młódkę, by się z nią zabawić. Pogrążony w rozrywce mógł przegapić znaczną część zamieszania... a teraz z pewnością nie miałby dobrego humoru, więc kolejnemu z wieśniaków mogłaby się stać krzywda. A że każdy wieśniak był na wagę złota, więc każdy mądry posiadacz ziemski dbał o każdego swego człowieka. Zaczynać władanie od strat, których pewnie nawet zdobycze wojenne by nie wyrównały... Kiepsko to wyglądało.
Być może powinien porozmawiać z Rubin? Paru Darreńczyków, gdyby trafili nie do jej żołądka, a do wioski, jako jeńcy wojenni, zapewne zdołaliby odpracować te zniszczenia, jakich dokonali. Co prawda poległych by nie zastąpili, ale lepszy rydz, niż nic.
- Dlaczego nie posłuchaliście lorda Dartona? - spytał Garet.
Ucieczka przed wrogimi wojskami do lasu to przecież był często stosowany sposób. Przed swoimi wojskami też niektórzy uciekali...
- Wszak to wszystko nasze. - Starzec machnął ręką, obejmując gestem pół wsi. - Cały nasz dobytek. Pilnować trza. Co zrobim, gdy przepadnie, gdy chałupy się spalą? Dokąd pójdziem? A Darren daleko.
- Był daleko - odparł Garet, zastanawiając się nad uporem niektórych ludzi. Pewnie swym uporem niewiele ustępowali smokom. - Teraz trzeba uważać.
- Życie ważniejsze, niż chałupa - rzucił ktoś z grupki uwolnionych, co pewnie rozumu nabrał po ostatnich przejściach.
Dalsza dyskusja się nie rozwinęła, bowiem wrócili mężczyźni, wraz z dość sporą grupką uwolnionych kobiet, z których najstarsza (zdaniem Gareta) nie miała więcej niż trzydzieści lat. Ku niekłamanemu zdziwieniu Gareta towarzyszyło im (nie z własnej najwyraźniej woli) dwaj młodzieńcy, w poszarpanych strojach, których barwy wskazywały na Darren.
- Zabić! Zapłacą nam! Śmierć...! - padło kilka wzburzonych głosów, który zawtórował pełen aprobaty szmer.
- Oddać ich smokowi! - padła propozycja, która spotkała się z największą aprobatą.
- Cisza! - Głos Raula bez problemów przebił się przez podniesione głosy wieśniaków. - Związać ich. Mają być żywi.
- Milordzie, oni nas zabijali - ośmielił się powiedzieć jeden z wieśniaków. Inni pokiwali głowami.
Spojrzenie Gareta zdusiło w zarodku wszelkie sprzeciwy
- Żywi - podkreślił. - Będą potrzebni - zniżył się do udzielenia wyjaśnienia. - Na razie zbierzcie całą broń.

Po chwili obaj darreńscy żołnierze zostali związani i umieszczeni pod strażą paru uzbrojonych w widły mężczyzn, a u stóp Gareta znalazł się dość spory stosik różnorodnego oręża - od paru sztyletów, przez wiele mieczy, po kilka łuków i kusz.
- Smok! - krzyknął któryś z wieśniaków. W jego głosie zabrzmiało zaskoczenie, strach, ale i zaciekawienie. Skoro smok już raz im pomógł...
Wiara to jedno, obawa to drugie. Jedni schowali się za najbliższymi domami, wystawiając głowy i z ciekawością wpatrując się w smoka, inni, którzy do takich schronień mieli za daleko, stanęli w taki sposób, by między nimi a smokiem znalazł się Garet i dwaj darreńczycy.
- To jest Rubin - powiedział Garet. - Proszę traktować ją z szacunkiem. Z pewnością nieraz będzie gościć w tych okolicach.
Czy to ostatnie zdanie uspokoiło lub ucieszyło wieśniaków? Trochę w to wątpił.
 
Kerm jest offline  
Stary 31-01-2016, 17:52   #53
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Rubin doszła do wniosku, że nigdy się jej nie znudzi ów okrzyk, mający powiadomić wszystkich w okolicy o zbliżaniu się smoka. Miał on w sobie coś uzależniającego. Jednoczesny podziw i strach, zazwyczaj uzasadniony. Potwierdził on słuszność decyzji by pozostać w naturalnej postaci. Nie mówiąc już o tym, że majestatyczne wejście do wioski wyglądało o wiele lepiej gdy słońce odbijało się w złotych łuskach. A przynajmniej odbijało w tych, które nie były ozdobione krwią Darreńczyków. Smoczycy to niezbyt przeszkadzało. Szkarłat był dla niej równie ładnym kolorem co złoto, a gdy się je łączyło dawały iście królewski obraz. Ona zaś bez wątpienia nie zasługiwała na nic gorszego. Jakby na to nie spojrzeć była wszak królową…
~ Przekąska na później? ~ Zapytała Gareta, pyskiem wskazując związanych jeńców.
- Źródło wiedzy, a nie dar powitalny - odparł zagadnięty. - Chyba że nie zechcą się dzielić informacjami. Mam jednak nadzieję, że coś powiedzą.
Spojrzał na Darreńczyków, którzy nie wyglądali na zachwyconych położeniem, w jakim się znaleźli.
- Powiem, wszystko powiem - zapewnił jeden z nich, gdy się okazało, że nie jest w stanie odczołgać się i zniknąć z pola widzenia smoka.
Drugi nic nie rzekł, tylko wpatrywał się wytrzeszczonymi oczami w smoka.
- Kto dowodzi wojskami Darrenu? - spytał Garet.
- Generał Finan. I hrabia Malko.
- A król Zhanes?

- Król obrał swoją siedzibę w Ores - powiedział szybko młodzik, widząc wbity w siebie wzrok smoka. - Ale to Finan i Malko bezpośrednio dowodzą wojskami.
- Ilu Darrenczyków przeszło przez granicę?
- Dwa tysiące rycerzy, piętnaście tysięcy piechoty. No i smok. Inny - dodał szybko.
- Skąd Zhanes wziął smoka? - spytał Garet.
- Nie wiem. Nikt nie wie. Tylko król i Yagmur.
- Yagmur to doradca, zaufany doradca króla Zhanesa - dodał szybko drugi, który najwyraźniej doszedł do wniosku, jeśli się okaże kiepskim źródłem wiedzy, to może skończyć w brzuchu smoka. - Przyjechał zza morza, a jakiś czas później król miał smoka. Wszyscy mówią, że Yagmur to czarnoksiężnik, że przywiózł ze sobą smoka. Malutkiego. Ale to plotki. Nikt nie wie, jak jest naprawdę. Tylko Yagmur.
- Gdzie jest teraz Yagmur? Przy królu?
- Tak, w Ores. Przynajmniej był, gdy wyruszyliśmy z miasta.

- Macie kolejnego smoka w zanadrzu?
Obaj jeńcy wbili wzrok w Rubin, potem spojrzeli na Gareta.
- Są różne plotki o różnych bestiach - odparł jeden z nich. - Ale nikt z nas żadnej nie widział. Król powiedział, że smok wystarczy, by pokonać Aden.
~ Byle młokos trzymany w niewoli miałby mnie pokonać… ~ Rubin nie wyglądała na zachwyconą takim pomysłem oraz tym, że przez przypadek omal do tego nie doszło. Prychnięcie, które towarzyszyło jej słowom, zaowocowało tym, że obaj jeńcy zostali otoczeni kłębami dymu.
~ Wcześniej o tobie nie wiedzieli ~ pocieszył ją Garet.
~ Teraz bez wątpienia wiedzą ~ stwierdziła, paskudnym uśmieszkiem, dzięki czemu jeńcy mieli okazję dokładnie obejrzeć sobie jej kły. Widok ten zdecydowanie do gustu im nie przypadł, co tylko skłoniło Rubin do poszerzenia uśmiechu, tak by reszta śmiercionośnych kłów także otrzymała należny im podziw.
- Kto jest nam bardziej potrzebny? Zhanes, czy ten Yagmur?
~ Yagmur ~ bez chwili wahania zdecydowała Rubin. ~ Król może zginąć, ale tego niby czarodzieja chcę żywego.
~ Trudne, ale nie niemożliwe. ~ Garet skinął głową. ~ Trzeba by się pozbyć króla, wtedy Yagmur ucieknie. Gdy zostanie sam, wtedy go dostaniemy w swoje ręce. I wyśpiewa wszystko, co wie.
~ Zatem postanowione. Jutro odwiedzimy jego wysokość w jego nowym, nieprawym domu. ~ Rubin najchętniej odwiedziłaby go jeszcze tego wieczoru, wolała jednak być w pełni sił gdy przyjdzie się jej ponownie zmierzyć z armią Darren. Bez wątpienia przy królu zostali najlepsi, a ci mogli sprawić nieco kłopotów nawet przyodzianemu w zbroję smokowi.
~ Jeśli dobrze pamiętam, lubisz wkraczać z przytupem ~ powiedział Garet.
~ Mam już nawet plan na całkiem ciekawy przytup ~ mówiąc wskazała łbem na ubrania, które darreńczycy mieli na sobie. ~ Co powiesz na zabawę w przebierańców?
~ Zgoda ~ Bez wahania potwierdził Garet. ~ Nie mam nic przeciwko udziałowi w balu maskowym.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 08-02-2016, 14:57   #54
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wystarczyły dwa wydane przez Gareta polecenia, by obu Darreńczyków rozwiązano, rozebrano do samych gaci, po czym ponownie związano. Co prawda Garet nie miał zamiaru posuwać maskarady zbyt daleko - nie miał zamiaru ubierać spodni czy butów któregoś z jeńców - ale tabardy w barwach Darrenu były bezwzględnie potrzebne, jeśli nie chcieli z bronią w dłoni przebijać się przez tłumy wrogów. Przytup, o którym wspomniała Rubin, warto było zachować na ostatnią chwilę. No i nie był pewien, czy Rubin, która najbardziej lubiła biegać goło i boso, zechce wyczarować sobie jakieś spodnie i buty.
Garet założył żółto-czarny tabard, ozdobiony podwójnym toporem, herbem darreńskiej prowincji Truro, graniczącej z Harpahrem i Srebrnymi Górami.
Powiadano, że praprzodek lorda Ivesa, z ramienia Zhanesa władający Truro, takim właśnie toporem zabił gryfa. Co mogło być taką samą prawdą, jak wywodzenie swych przodków w prostej linii od Iliada.
Rubin także ani myślała skorzystać ze spodni czy też butów, które zostały odebrane jeńcom. Jeszcze tego brakowało by zakładała coś, co te owce wcześniej miały na sobie. Potrząsnęła łbem, ruchem łapy odrzucając wspomniane części garderoby. Jako smok, z oczywistych powodów, nie mogła skorzystać z dostępu do barw darreńskich, więc po owym akcie buntu, zmieniła postać na niego bardziej zdatną by założyć tabard oraz hełm. Wyjątkowo, tym razem zamiast krótkiej tuniki, ukazała się w spodniach i koszuli.
- Co zamierzasz z nimi zrobić? - zapytała, ignorując wlepione w nią spojrzenia.
"Zostawić na czarną godzinę", o mały włos odpowiedziałby Garet.
- Niech tu zostaną. Przydadzą się do naprawy tego, co popsuli. A potem... - Obrzucił jeńców uważnym spojrzeniem - może uda się dostać za nich jakiś okup. Zdolny do pracy i płodzenia dzieci młodzian będzie w Darren na wagę złota.
- Włos nie może im spaść z głowy. - Garet spojrzał na wieśniaków, którzy może z niewielkim entuzjazmem, ale pokiwali głowami. - Z innych części ciała też nie - dodał. - Zamknąć, pilnować, karmić.
- Tak, lordzie Garecie. Dopilnujemy - obiecał Karl.


Wioska miała jedną zaletę - leżała w miarę blisko Cyr. W razie czego wieśniacy mogli wykazać się (dla odmiany) rozsądkiem i schronić się pod skrzydłami lorda Dartona. Bliskość Cyr oznaczała równocześnie nieco większą odległość od Ores, do którego musieli dotrzeć, jeśli mieli ochotę zamienić kilka słów z Zhanesem i Yagmurem, królewskim magiem.
Chodzenie na piechotę? Tego się po Rubin nie spodziewał.
No i smoczyca wnet wyprowadziła go z błędu.
- Tam - machnęła ręką, wskazując kierunek - widziałam stadko koni. Jestem pewna, że załatwisz dla nas jakieś dwa rumaki, odpowiednie do naszej pozycji.


Po raz kolejny Garet miał okazję się przekonać o wyższości smoczych skrzydeł nad nogami piechura. Na coś, co Rubin zajęłoby parę minut, on sam stracił dobre pół godziny.
Z drugiej strony, gdyby nad polanką, na której widziane przez Rubin stadko odpoczywało, pojawił się smok, Garet raczej miałby niewielkie szanse, by złapać choćby jednego wierzchowca. Ale skoro nie towarzyszył mu smok, obyło się bez większych problemów. Wnet w jego ręce wpadł kary ogier, zaś dla Rubin znalazła się kasztanowata klaczka, której opanowanie sugerowały, że nawet w obecności Rubin zdoła zachować spokój i nie będzie się buntować przeciwko noszeniu na grzbiecie kogoś, kto pachnie smokiem.
Ogier co prawda nieco się boczył, widocznie Garet też przesiąknął smoczym zapachem, jednak smoczy jeździec dał sobie radę z wierzchowcem


Okazało się, że o wielkim zgraniu między Rubin a klaczką mówić nie można było. Prędzej określić to można było jako zbrojny rozejm... A może zadziałała obietnica błyskawicznego przerobienia końskiej damy na potrawkę dla złego smoka? Konie swój rozum miały i z pewnością klacz doszła do wniosku, że lepiej było nosić na grzbiecie coś cuchnącego smokiem, niż znaleźć się w brzuchu owego smoka.


Najwyraźniej Darreńczycy nie rozpanoszyli się jeszcze po całej okolicy, tylko gdzieniegdzie wypuszczali swe macki, bowiem przez dobrą godzinę jazdy Rubin i Garet nie trafili ani na spalone wioski, ani na trupy, ani nawet na ślady przemarszu wojsk Darrenu. To, nie da się ukryć, odpowiadało Garetowi, który ewentualne spotkanie wolałby odłożyć na jak najpóźniej.
Miał też nadzieję, że nie spotkają Adeńczyków. Zdecydowanie nie zależało mu na wyżynaniu pobratymców.


Pierwszych przedstawicieli Darrenu spotkali, gdy na horyzoncie ujrzeli Ores. Dziesiątka konnych, podążających od strony miasta, zbliżyła się do jadącej pary na odległość głosu.
- Gdzie mogę znaleźć lorda Ivesa? - spytał Garet, zanim tamci zdążyli się odezwać.
Człowiek, który jechał na czele tamtego patrolu, spojrzał na swoich towarzyszy, po czym pokręcił głową.
- Nie wiemy nawet, czy jest w mieście - odparł, wpatrując się w wyhaftowane na tabardach podwójne topory. Sami mieli barwy i herby prowincji Nefyn. - Cisza jest tam, skąd przyjechaliście? Smoka nie widać?
- Nie, ostatnio nie widzieliśmy żadnego - odparł Garet.
Rubin się nie odzywała. Tabard maskował kobiece kształty 'żołnierza', hełm skrywał rude włosy, ale trudno by sądzić, że ktoś nie zwróci uwagi na kobiecy głos. A dość trudno by było wyjaśniać, że właśnie wiezie się do lorda Ivesa jego ulubioną kuzynkę czy też nałożnicę, co to zechciała sobie zrobić wycieczkę po okolicy.
- Coś ciekawego się dzieje w mieście? - spytał Garet.
- Zamieszanie, bo smok gdzieś zniknął. Yagmur, niech będzie przeklęty - wojak splunął na ziemię, inny uczynili znak ochrony przed demonami - odczynia jakieś czary-mary, by się dowiedzieć, co się stało.
Mieszkańcy Nefynu, graniczącego zresztą z Laizarem, znani byli i z niechęci do magów, i z wiary w najrozmaitsze ciekawe rzeczy, w tym i nawiedzające ludzi złe duchy.
- Do zobaczenia zatem - powiedział Garet. Rubin uniosła głowę do hełmu, po czym obie grupy ruszyły w przeciwne strony.


Chociaż bramy miasta były strzeżone, uzbrojeni w halabardy strażnicy przepuszczali bez pytania każdego, kto nosił barwy Darrenu. Dostanie się do środka nie stanowiło problemu. Ewentualne kłopoty mogły dopiero nastąpić.
- Zaczniemy od razu, czy poczekamy do wieczora? - spytał, gdy uwiązali konie.
Do owego wieczora pozostało jeszcze parę godzin, które można było przeznaczyć na zdobycie informacji lub wymyślenie czegoś 'z przytupem'. Lub bez.
Z dotarciem do króla mogli mieć pewne problemy, bez względu na to, czy chcieliby zastosować pierwszy, czy drugi sposób.
Mogliby na przykład wykorzystać dość swobodne podejście Rubin do strojów. Z pewnością pełna urody i uroku panienka daleko by doszła, szczególnie gdyby Garet przedstawił ją jako krewną jakiejś wysoko postawionej persony.
- Nie lubię czekać - oświadczyła smoczyca, rozglądając się po wypełnionym darreńskimi żołnierzami mieście. Jej wzrok uparcie zbaczał na najokazalszy budynek, w którym bez wątpienia znajdowała się obecna siedziba zarówno maga jak i króla. W oczach zapłonęły gniewne płomienie, a uśmieszek nie wróżył niczego dobrego tym, którzy tam stacjonowali.
Trudno było nie zauważyć, że Rubin ma plan. Bez wątpienia pełen fantazji i efektownych wejść. Iście smoczych.
- Co planujesz? - spytał Garet.
 
Kerm jest offline  
Stary 11-02-2016, 10:22   #55
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
- Nic wielkiego - odpowiedziała na pytanie swego jeźdźca.
Bo i w istocie plan był wyjątkowo prosty. Wejść, zabić króla, uwięzić rzekomego maga i zakończyć inwazję Darren. Rubin nie widziała niczego trudnego w owych zamierzeniach. No, może jedynie kwestia odpowiednio widowiskowego wprowadzenia owych planów w życie. Z tym jednak smoczyca bez wątpienia mogła sobie poradzić. W dodatku nie powinno to wymagać aż takiego wysiłku.
- Wejdziemy głównym wejściem - oświadczyła, skupiając spojrzenie na Garecie i obdarzając go szerokim uśmiechem.
- Domyślam się, że nigdy nie wchodzisz tylnym wejściem - skomentował Garag. - Co zrobimy z tą przeszkodą? - Spojrzał na straże, stojące przed wspomnianym wejściem.
- Poprosimy, by nas uprzejmie przepuścili? - zapytała, wyraźnie rozbawiona takim pomysłem. Cóż, nikt by później nie mógł zarzucić im braku dobrego wychowania.
- Bez wątpienia jeśli się ładnie uśmiechniesz, to cię wpuszczą. - Garet nie spuszczał oczu ze strażników. - Nie wiem jednak, czy mój uśmiech wystarczy, by osiągnąć to samo.
- Oj, nie doceniasz walorów odpowiednio gorącego uśmiechu, Garecie - Rubin zachichotała niczym młódka, którą jednak nie była. Nic nie mogła poradzić na to, że pomysł, który zrodził się w jej głowie, wprawiał ją w wyśmienity humor. - Jestem pewna, że gdy się nieco postarasz, będziesz w stanie każdego przekonać, by zrobił dokładnie to, na co masz ochotę.
Ostatnie słowa wypowiedziała będąc już w drodze do upatrzonego celu. Oj tak, cierpliwość zdecydowanie do cnót smoczycy nie należała.
Garet bez wahania podążył za nią, chociaż jego pewność zdecydowanie nie była taka wielka, jak ta, jaką prezentowała Rubin.
Ta zaś, po drodze pozbywając się hełmu, ze słodkim uśmiechem na ustach podeszła do najbliższego strażnika.
- Mój towarzysz i ja chcemy widzieć się z królem i Yagmurem. Czy moglibyście nas przepuścić, proszę - dodała owe, przez niektórych uważane za magiczne, słowo. Jej wiara w to, że spełnią jej życzenie była taka jaką mieć powinna, czyli zerowa. Skoro jednak rzekła, że poprosi, to nie mogła przecież zaniedbać owego drobnego szczegółu.
"Mamy ważne wieści o smoku", chciał dodać Garet, lecz okazało się jego pomoc do niczego nie była potrzebna. Strażnicy spojrzeli na Rubin, jakby po raz pierwszy w życiu widzieli kogoś o zielonych oczach i rudych włosach.
- Tak, milady - powiedział jeden z nich. - Zaprowadzę. Proszę za mną.
Usta Rubin ułożyły się w wyrażające wielkie zaskoczenie O. Szybko jednak się zmitygowała. Z pewnością darreńczycy aż tacy głupi nie byli i za owym zaproszeniem kryła się rozrywka. To, że w ich mniemaniu miała ona być jedynie po ich stronie, było jedynie drobnym szczegółem, o którego błędności, Rubin postanowiła ich nie powiadamiać. Odwróciła się za to do Gareta.
- Widzisz - oświadczyła, puszczając do niego oczko. - Pełna kultura.
- My, Darreńczycy, znani jesteśmy z kultury - odparł z (udawaną) dumą Garet.
- Oczywiście, oczywiście. Czy ja coś mówię? - zwróciła się do strażników, z olśniewającym uśmiechem zdobiącym jej twarz. - Nigdy w to nie wątpiłam. Panowie prowadzą, troszkę mi spieszno - ponagliła, nie czekając jednak i ruszając w stronę wejścia.
- Tędy proszę. - Strażnik wyprzedził ją. - Tędy.
Ruszył w stronę schodów, przy których dwaj oficerowie kłócili się zażarcie o to, który z nich powinien poprowadzić atak na Cyr.
Strażnik zasalutował, ale nie zatrzymał się, stawiając nogę na pierwszym stopniu. Oficerowie byli tak sobą zajęci, że nawet nie zwrócili uwagi na Rubin. W przeciwieństwie do sporej gromadki kręcących się po parterze wojaków różnych rang.
Co jednak ani trochę nie przeszkadzało smoczycy. Jakby na to nie spojrzeć, bycie w centrum uwagi było dokładnie tym, co lubiła najbardziej. To, że zapewne będzie musiała pozbyć się owych widzów, większej różnicy jej nie robiło. Nawet krótka uwaga była lepsza niż jej całkowity brak.
- Gdzie to ukrywa się dzisiaj Yagmur? - zapytała ich przewodnika.
Strażnik obrzucił ją posępnym spojrzeniem.
- Nie wiem - odparł. Z tonu łatwo można było się domyślić, ze wolałby się z magiem nie spotykać.
Kolejni strażnicy, udający posągi, stali przed drzwiami, ku którym skierował się ich przewodnik.
- Do króla - powiedział.
Rubin okrasiła te słowa kolejnym uśmiechem.
- Król wezwał maga. Musicie poczekać - odezwał się jeden z posągów.
- Idealnie - ucieszyła się smoczyca. - Będę miała obu w tym samym czasie. Wspaniale się składa, prawda? - Garet otrzymał kolejne mruknięcie, po którym Rubin ruszyła do przodu, ignorując strażników.
- Ej! Dokąd? Nie wolno...! - Trzy głosy zabrzmiały niemal w tej samej chwili.
"Posągi" ożyły, usiłując stanąć między drzwiami a Rubin.
Była to nader głupia decyzja. Gdy smoczyca czegoś chciała, to to brała. Był to naturalny bieg rzeczy, praktykowany przez jej ród od wieków. I nie miało znaczenia, w jakiej skórze przebywała. Delikatny ruch dłoni przywołał oba ogniste węże, które jednak zamiast w stronę strażników powędrowały do drzwi, spalając je zanim smoczyca do nich doszła.
- Drzwi są przecież otwarte - oświadczyła strażnikom, złośliwie szczerząc zęby. Jej wierni, ogniści towarzysze otoczyli ją niszcząc przy okazji barwy darreńskiego królestwa. Nie wydały się dłużej potrzebne. Na audiencję u króla w zupełności powinien wystarczyć jej zwyczajowy strój.
Strażnicy, królewska gwardia, powinni być wybierani z najlepszych i cieszyć się nie tylko sprawnością w walce, ale i wspaniałym refleksem. Ten jednak zawiódł i nim gwardziści zareagowali, Rubin zdążyła przekroczyć próg, stając oko w oko z trzema strażnikami, tworzącymi coś na kształt muru między nią a królem. Kolejni czterej pilnowali pleców króla, a następni dwaj, stojący w rogach pokoju, podnosili kusze, gotowi zabić każdego, kto śmie zakłócać spokój władcy.
Był też i mag, bo nikim inny, nie mógł być wysoki człek w czarnym płaszczu, który na widok Rubin chwycił za krótką, kościaną na oko różdżkę.
- Zhanesie, Yagmurze - przywitała interesujące ją osoby, przystając i obdarzając zebranych lekkim skinięciem głowy.
- Królu Zhanesie! - warknął właściciel tego imienia. Zerwał się z ozdobnego fotela, udającego tron.
- Przynajmniej jeszcze przez chwilę - zgodziła się z nim Rubin. - Od jakiegoś czasu czekałam na to spotkanie. Jak miło, że zrobiłeś mi tą przysługę i sam przybyłeś do Aden.
- Brać ją! - wrzasnął Zhanes. Najwyraźniej nie był w nastroju do wymiany uprzejmości. Albo też (co głosiły plotki) zawsze był z uprzejmością na bakier. - Zabij ją! - polecił Yagmurowi,
- Ten szarlatan miałby zabić mnie? Zabawne - prychnęła smoczyca, napełniając swe węże mocą wystarczającą by spopielić cały budynek, gdyby naszła ich taka ochota. Kilku ludzi nie stanowiło dla niej żadnego ryzyka. Nie gdy była gotowa by zabić.
- Raiona riri! - Yagmur machnął różdżką i między nim a Rubin pojawił się lew o czarnej grzywie. - Raiona riri! - powtórzył mag i do lwa dołączył jego brat-bliźniak.
Lwy przeciwko jej wężom… Gdyby chociaż były stworzone przez smoczą magię wody… Tak zaś staną się jedynie ciekawym dodatkiem do spożytego przez nią wcześniej posiłku.
- Nie przyzwiesz swojego smoka, Yagmurze? - Zapytała Rubin, pozwalając własnym tworom pełznąć po podłodze w stronę nowych przeciwników. Strażnikami się nie zajmowała, zostawiając ich Garetowi.

Smocze ostrze w dłoni Gareta spisało się jak należy, bez trudu przebijając się przez paradną zbroję jednego strażnika.
Nim kolejny zdążył zaatakować, Garet przywołał swego feniksa, który runął na najbliższego wroga, pozbawiając go na wieki możliwości oglądania świata.
Jeden z bełtów przemknął tuż obok głowy Gareta i wbił się w ścianę komnaty. Drugi kusznik wziął na cel Rubin, lecz pocisk, chociaż bez problemów przebił cienką tunikę, nie przebił się przez kolejną przeszkodę - smoczą zbroję.
To jednak i tak smoczycy się nie spodobało. Jeden z węży, tan który znajdował się bliżej strzelającego, przyspieszył i wystrzelił w jego stronę wbijając się w ciało. Strażnik mógł sobie mieć zbroję, jednak ta nie chroniła każdej części jego ciała. Ognisty twór z kolei był dość elastyczny by znaleźć odpowiednie dojście i zakończyć żywot nieszczęsnego celu wypalając go od środka ku uciesze tej, która owego węża stworzyła. Uznając, że nie chce się jej marnować więcej czasu niż to wszystko było warte, przyzwała trzeciego. Ten zajął się okrążaniem sali i wyłapywaniem tych, którzy chcieli z niej uciec. Pierwszy zaś zabawiał się lwami. Wedle zdania Rubin wybór tych zwierząt był głupotą. Wszyscy wiedzieli, że dzika zwierzyna boi się ognia, a właśnie ten żywioł zapanował w sali.
- Król! Strzeżcie króla! - Z korytarza dobiegły spóźnione odrobinę okrzyki.
Garet pozbawił życia kolejnego gwardzistę, po czym wysłał feniksa, by ten na kilka chociaż chwil powstrzymał ewentualne posiłki.
O skuteczności tego posunięcia świadczyło kilka pełnych przerażenia okrzyków, które wzmogły się, gdy się okazało, że ostrza nie robią krzywdy ognistemu ptakowi.
- Król i tak zginie, lepiej ratujcie swoje życie - oświadczyła Rubin. - Pozwolę odejść każdemu, kto wykaże się inteligencją i odstąpi. Każdemu poza Yagmurem - dodała.
Czy król cieszył się aż taką miłością swych poddanych (w tym i gwardzistów), tego Garet nie wiedział, w każdym razie w sali nie znalazł się ani jeden człowiek, który by się zdecydował przyjąć ofertę Rubin.
Smoczyca jedynie wzruszyła ramionami. Dla niej było to obojętne.
- Garecie, przygotuj się na wyjście - poinformowała jedynie swego jeźdźca, oceniając wielkość sali, w której się znajdowali. Na upartego smok by się w niej mógł zmieścić, a ona bez wątpienia była uparta.
Łatwo było powiedzieć, nieco trudniej zrobić. Garet właśnie zmagał się z gwardzistą, do którego dołączył kusznik, który wymienił kuszę na bardziej przydatny miecz, a krzyki dochodzące od strony korytarza świadczyły o tym, że wyjście tą akurat drogą może być nieco utrudnione, nawet w towarzystwie ognistych stworów.
Ale, o czym dobrze wiedział, Rubin bywała uparta. Jak przystało na smoka.
- Którędy? - spytał, parując cios i pakując stopę smoczej stali pod żebra swego oponenta.
Smoczyca wskazała na okna. Tamtędy najłatwiej będzie się przebić. Zanim jednak…
- Chcesz króla żywego, czy jego też upiec? - Zapytała, zupełnie jakby siedzieli sobie w saloniku i omawiali listę dań na zbliżające się przyjęcie.
- Po co mi król? - pytaniem odpowiedział Garet. - I tak nikt go nie lubi.
Zhanes do tego czasu pojął, że sytuacja nie jest dla niego zbyt korzystna, więc przepychając się z magiem schował się za tronem, swych ludzi wysyłając na spotkanie z ognistymi wężami.
- Wolałam zapytać zanim go zabiję - oświadczyła, przywołując do siebie dwa z trzech węży, które kotłując się zaczęły tworzyć wokół niej ognisty wir, który miał za zadanie nie dopuścić do niej nikogo.
- Głowa by się przydała - poprawił się Garet.
- Słyszałeś? - Rubin zwróciła się do króla, którego co prawda nie widziała, ale wyczucie go nie było znowu takie trudne. Zbliżając się do tronu uwolniła oba węże i otoczyła nimi zarówno mebel jak i tych, którzy próbowali się za nim schować. - Obawiam się, że mój towarzysz chciałby abym skróciła cię o głowę, Zhanesie. Co ty na to?
- Jestem królem! - ryknął Zhanes. - Nie wolno ci! Jestem królem! - powtórzył niczym magiczne zaklęcie, mające go chronić przed wszelkimi przeciwnościami losu. - Jego zabij! - Pchnął w stronę Rubin maga, który mamrotał coś pod nosem. Z jego różdżki zaczął się wydobywać ciemny dym.
- A ja królową - odparła Rubin, uśmiechając się złowróżbnie. - I nie martw się, jego też zabiję.
Różdżki miały to do siebie, że zwykle tworzone były z drewna. Niezbyt rozsądne, w przypadku przeciwnika, który nie dość że takowego elementu wyposażenia nie potrzebował, to na dodatek władał ogniem. Rubin nie chciała zabijać maga od razu. Miał dla niej istotne informacje o tym, skąd wziął jajo smoka. Jeżeli jednak innego wyjścia mieć nie będzie… Cóż, jeden więcej, czy jeden mniej… Jej oczy zalśniły żądzą mordu, a ciało przeistoczyło się by przybrać naturalną formę. Ci, którzy mieli pecha, zostali zgnieceni przez smocze łapy. Ci, którzy mieli go nieco więcej zostali odepchnięci i zablokowani między jej ciałem, a ścianami. Garetowi pozostało jedynie tyle miejsca by wspiąć się na siodło i nisko pochylonym, czekać na dalsze poczynania swojej smoczycy. Ta zaś złapała króla w paszczę, a maga w szpony. Potężne uderzenie ogona, zabiło kolejnego gwardzistę i wyrwało sporych rozmiarów dziurę w ścianie, na której pyszniły się zdobne okna. Szkło i drewno wyprysnęły na rynek, niczym deszcz zalewając tych nieszczęsnych, którzy znaleźli się w zasięgu. Głośne krzyki i pierwsze, nieco bardziej świadome informacje o tym, co było powodem całego zamieszania, żegnały opuszczającą ratusz Rubin. Smoczyca nie czekała na to, by żołnierze w pełni doszli do siebie. Miała to po co przybyła, a musiała wszak myśleć także o dobru swego jeźdźca. Uderzeniem skrzydeł odepchnęła tych, co bardziej odważnych i wzniosła się w powietrze.
~ Czy to było wedle ciebie z wystarczającym przytupem, czy mam się nieco bardziej postarać? ~ zapytała Gareta, ignorując wrzaski maga. Przynajmniej król siedział cicho, no ale to nie powinno dziwić. Martwi zwykle nie byli zbyt chętni do wydawania z siebie zbędnych dźwięków.
~ Wystarczająco ~ odparł Garet, pospiesznie zapinający pasy i równocześnie spoglądający w dół, chcąc się zorientować, jakie działania podejmą Darreńczycy.
Zatoczyła jeszcze jeden krąg nad Ores, na wypadek gdyby jej towarzysz miał ochotę ustrzelić tego czy owego ze strażników zajmujących swe pozycje na blankach, po czym obrała kierunek mający zawieźć ją ku Cyr. Należało wszak ogłosić odpowiednio śmierć władcy Darren.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 13-02-2016, 23:35   #56
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Strzelanie do wroga z lotu ptaka było z zajęciem wymagającym i celnego oka, i wprawy. W tej chwili przed Garetem pojawiła się okazja do nabycia owej wprawy, jednak młody pan na Złotym Dębie, a zarazem przyszły król Darrenu i następca Zhanesa, nie chciał z tej okazji skorzystać.
W Ores przebywali w tej chwili i generał Finan, i hrabia Malko. Nie mówiąc o paru lordach, z Ivesem na czele. Zanim panowie dojdą do porozumienia, kto ma pokierować atak, minie trochę czasu. A równie dobrze może się okazać, że panowie lordowie wezmą się za łby, by zawalczyć nie o kawałek Adenu, a o cały Darren. Przypominanie im w tym momencie, że mają wspólnego wroga, było rzeczą mało rozsądną.

Który z goszczących w Ores panów pierwszy dojdzie do słusznego wniosku, że tron jest do wzięcia? Który zrozumie, że jeśli jako pierwszy wróci do Mold, na dodatek na czele licznych oddziałów, to zagarnie stolicę, królową, tron.
Może zresztą królowa najmniej była ważna. Najwyżej jako dodatek do korony. To, że ta prawdziwa chwilowo była niedostępna, nie miało większego znaczenia. Nie ta, to inna...
A królewska korona tkwiła na głowie byłego już króla Zhanesa i Garet miał nadzieję, że nie spadnie, zanim nie dotrą do Cyr.
Po co Zhanes brał, na wyprawę wojenną, koronę, tego Garet nie wiedział. Podobnie jak i nie wiedział, z jakiego powodu Zhanes paradował w niej w środku dnia... Czyżby uważał, że bez niej jest za mało królewski?
To zresztą nie był problem Gareta. Złapali maga, pozbyli się Zhanesa, czego naoczny dowód tkwił w zębach Rubin. W zasadzie dobrze by było ów dowód zachować, by w śmierć Zhanesa uwierzyli nie tylko naoczni świadkowie, ale i wszyscy mieszkańcy Mold. Ze stolicy Darreny wieści szybko się rozniosą na wszystkie strony. No i byłaby gwarancja, że za parę lat nie pojawi się jakiś fałszywy Zhanes głoszący, że cudem został ocalony ze smoczej paszczy.


Po raz kolejny smocze skrzydła (chociaż tylko dwa) wykazały swą wyższość nad końskimi nogami. O ile droga do Ores zajęła im ponad pół dnia, o tyle powrót do Cyr był kwestią dwóch godzin. Niecałych, bowiem Rubin zdecydowanie się spieszyła, chcąc jak najszybciej wydusić z Yagmura wszystkie sekrety, związane ze smoczymi jajami.

Najwyraźniej smoka dostrzeżono z daleka, bowiem dziedziniec był prawie pusty - wszyscy ciekawscy stali pod arkadami, stwarzając smoczycy dogodne warunki do lądowania.
Nie żeby Rubin przejmowała się tym, czy ktoś jej stanie na drodze...
Smoczyca wylądowała na tyle ostrożnie, by nie uszkodzić jeszcze bardziej Yagmura, a ledwo jej łapy znalazły się na bruku dziedzińca, wypuściła z pyska niesionego trupa.
- Zhanes jak żywy! - powiedział któryś z obserwujących lądowanie.
Zhanes - tak, żywy - nie, pomyślał Garet, odpinając pasy i opuszczając smoczy grzbiet.
- Potrzebne nam zaciszne pomieszczenie, bez okien, z solidnymi drzwiami - oznajmił Garet, na później zostawiając ewentualne tłumaczenia. - Najlepiej w jakimś głębokim lochu.
- A te zwłoki... - Wskazał na ciało Zhanesa. - Najlepiej umieścić w jakim chłodnym pomieszczeniu i zamknąć.
Rubin w międzyczasie odczekała aż Garet zsiądzie i zmieniła swą postać, czujnym okiem obserwowała maga, który stał się jej jeńcem. Bez wątpienia czekały go chwile, które będzie chciał zapomnieć w możliwie szybkim okresie czasu. To, że takowy nie będzie mu dany, nie musiało teraz na jaw wychodzić.
- Przywieźliście gościa. - Lord Darton, opanowany jak zawsze, ukłonem powitał Rubin i Gareta. - Brayan, Kongal, zajmijcie się ciałem.
- Kto zacz? - spojrzał na Yagmura. Widocznie sława królewskiego maga nie rozniosła się poza granice Darrenu.
- Pan Yagmur, mag nieżyjącego króla, Zhanesa Trzeciego - odparł Garet.
Wspomniany Yagmur, oszołomiony porwaniem i lotem, w najmniejszym nawet stopniu nie przypominał dumnego maga. Mimo tego jednak był niebezpieczny. Przynajmniej dla zwykłych śmiertelników.
- Trzeba go związać i zakneblować - dodał Garet.
Co prawda gości nie wita się zwykle z linami w rękach, ale wystarczyły dwa słowa, by na dziedzińcu znalazły się powrozy. Po chwili Yagmur był związany niczym baleron i zakneblowany, by nie mógł rzec ani słowa. Mógł najwyżej mrugać i przewracać wściekle oczami.
- Gilmor! Weź paru ludzi i dostarcz naszego gościa do odpowiedniej komnaty - polecił Darton. - Pani Rubin oceni, czy jej ten lokal odpowiada.
Smoczyca skłoniła lekko głowę, dziękując gospodarzowi, po czym ruszyła za taszczącymi więźnia ludźmi. Na jej ustach malował się nie wróżący niczego dobrego uśmiech. Yagmur miał wkrótce poznać smak jej płomiennej zemsty.
- Czy będę ci potrzebny? - spytał Garet.
- To zależy - odpowiedziała Rubin, przystając i odwracając się do swego jeźdźca. - Masz ochotę na widowisko?
- Nie zależy mi specjalnie - odparł Garet. - Jeśli nie jestem niezbędny, to omówię z lordem Dartonem ostatnie wydarzenia.
Smoczyca skinęła głową w odpowiedzi i wznowiła swoją drogę ku ostatniej komnacie jaką Yagmur miał w swym życiu odwiedzić.

Garet już miał odejść, gdy przypomniał sobie o jednym drobiazgu... No, może niekoniecznie o jednym i niekoniecznie drobiazgu.
- Zhanes ma coś, co już do niego nie należy - powiedział, po czym podszedł do ciała króla i bez wahania zabrał i koronę, i pierścienie.


- Przyda się jego następcy - powiedział spokojnie.

- Zhanes Trzeci nie miał następcy - powiedział kilka minut później Darton. Siedzieli w obszernym gabinecie pana na Cyr i delektowali się wybornym winem. - Żona, harem kochanek, trzy córki - dodał, potwierdzając to, co już wcześniej Garet wiedział. Podobnie zresztą jak i reszta świata.
- Ktoś i tak na tronie Darrenu zasiądzie - odparł Garet. - Bardzo możliwe, że już niektórzy zaczęli się spierać o to, kto zajmie tron. Wystarczy pokonać rywali, wkroczyć do Mold. A tam już czeka królowa-wdowa.
- Każdy będzie lepszym mężem, niż Zhanes. - Darton wypił parę łyków wina. - Tak przynajmniej głosiły plotki. No i są jeszcze trzy córki.
- Trzy żony na karku, to trochę dużo. - Garet poszedł w ślady gospodarza i również poczęstował się winem.
- Jeśli odziedziczyły charakter po ojcu, to i jedna byłaby za dużo - mruknął Darton. - Opowiedz, co się wydarzyło w Ores - poprosił.

Dzban wina później, gdy Darton poznał wszystkie szczegóły akcji, obaj zaczęli się zastanawiać nad dalszymi posunięciami.
- Trzeba będzie się upewnić, że na tronie Darrenu zasiądzie ktoś bardziej nam przychylny, niż Zhanes - powiedział Darton.
- Interwencja jednego państwa w sprawy drugiego... to rzadko kiedy kończy się dobrze - powiedział Garet z namysłem. - Ale zobaczę, co da się zrobić. Mam pewne... argumenty.
- Wysłałem już wieści do króla Markusa - oznajmił Darton. - Ale nie sądzę, by w tej chwili Darren mógł nam jeszcze sprawić kłopoty. Prawdopodobnie Ives pierwszy ruszy do Truro, a po drodze do domu ma Mold. Przy odrobinie szczęścia będzie przy przełęczy, zanim tamci dwaj dojdą do jakiegoś porozumienia. Lub się wzajemnie pozabijają, co na jedno niemal wyjdzie.
- Dopóki będą się gryźli, będą mniej niebezpieczni, niż jeden, który zjednoczy oddziały. A na miejscu Ivesa zablokowałbym przełęcz i zgarnąłbym bezpański tron, nie troszcząc się o Finana i Malko, którzy będą mieli nas na karku.
- Ives jest odważny, ale czy aż taki sprytny? - Darton spróbował odnaleźć odpowiedź w pucharze z winem. Bezskutecznie.
- Szybko dojdą do wniosku, że nie wygrają... - Garet dzielił się myślami. - Mieli szansę, gdy mieli smoka. Teraz my mamy smoka, a oni nie. Poza tym stracili króla. Jeśli nikt im nie będzie przeszkadzać, to przez ładnych kilka lat będą się zajmować swoimi sprawami.
- Pytanie brzmi, czy Harpahr i Laizar nie zechcą skorzystać na darreńskim bezkrólewiu. - Darton przywołał służbę i kazał przynieść kolejny dzban wina. - A może mają kolejnego smoka? - wysunął przypuszczenie.
- Tego właśnie chce się dowiedzieć Rubin - odparł Garet.
- Ona jest bardzo przekonująca. - Darton pokiwał głową. - Za zdrowie Rubin.
Unieśli równocześnie puchary.
 
Kerm jest offline  
Stary 22-02-2016, 08:49   #57
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Rubin była nawet nieco więcej niż po prostu zadowolona z lokum, w którym umieszczono jej zdobycz. Cela w lochu nie była co prawda szczególnie obszerna czy czysta, ale zdawała się być wystarczająco głęboko pod fundamentami zamku by smoczyca nie musiała się obawiać, że puści cały budynek z dymem. Polubiła Dartona i nie chciała sprawiać mu więcej problemów niż już sprawili. Yagmur oczywiście stawiał się i wierzgał niczym młode koźle wiedzione na ubój. Cóż, za bardzo jego sytuacja od takowego zwierzęcia się nie różniła. Tak samo jak koźlę i jego czekała śmierć. Tak samo także nie miał on szans z tymi, którzy go prowadzili. Bez swojej słabowitej magii był tylko człowiekiem i to nawet nieszczególnie ciekawym okazem. Jego jedynym atutem w tej chwili była wiedza, którą posiadał. Tak długo jak będzie zadowalał Rubin odpowiednimi odpowiedziami, tak długo pożyje. Jeżeli powie jej całą prawdę to nawet pozwoli mu pożyć ciut dłużej, w którym to czasie sprawdzi czy aby nie kłamał. I lepiej by było gdyby tak się właśnie stało. Śmierć od ognia nie należała do przyjemnych czy bezbolesnych. To była powolna tortura, w trakcie której skóra powoli odchodziła od ciała, krew gotowała się w żyłach, a ból odbierał zmysły. Ci, którzy mieli szczęście tracili je szybko. Yagmur nie miał jednak co liczyć na litość nieświadomości.
Ludzie Dartona skuli nadgarstki maga i przytwierdzili łańcuchy do obręczy wbitej w ścianę celi. Następnie skłonili głowy i pospiesznie wyszli, zatrzaskując za sobą drzwi. Rubin słyszała ich przytłumione szepty i oddalające się kroki. Które jednak nie oddaliły się tak znowu daleko. Może chcieli się dowiedzieć, jakich odgłosów można posłuchać gdy smok zabawia się ze swoją ofiarą? Owa myśl sprawiła, że Rubin się roześmiała.
- Wreszcie sami - oświadczyła, przenosząc wzrok na maga.
Spojrzenie, jakim obrzucił ją Yagmur, przypominało nieco spojrzenie zapędzonego w pułapkę szczura. I daleko mu było do radości, jaką słychać było w głosie Rubin.
Co z kolei akurat pasowało smoczycy. Ten śmieć odważył się zbezcześcić jajo. Śmierć zawisła nad jego głową i nigdzie się nie wybierała. Mógł ją jedynie nieco odsunąć w czasie, na łaskę liczyć jednak nie miał co. Postąpiła krok w jego kierunku, poszerzając uśmiech gdy ten cofnął się i przytulił plecami do ściany. Przed zemstą smoka nie było ucieczki, tyle powinien już zrozumieć. Widać jednak w jego umyśle panował zbytni chaos by takowe zrozumienie odnalazło drogę.
- Gmmnmmgmm - wybełkotał mag, usiłując coś powiedzieć mimo tkwiącego w ustach knebla.
Smoczyca przez moment przyglądała się jego wysiłkom, po czym niezbyt delikatnie wyciągnęła knebel.

- Cz...czego chcesz? - w końcu wydusił z siebie Yagmur.
- Porozmawiać, czy to nie oczywiste? - zapytała, robiąc kolejny krok i zatrzymując się. Wokół jej prawego ramienia owinął się ognisty wąż, który następnie delikatnie zsunął się na podłogę u jej stóp. Płomienny język wysunął się z jego paszczy, badając otoczenie.


Rubin wyciągnęła dłoń i pozwoliła by ów płomień na powrót dotknął jej skóry.
- Mój przyjaciel także ma na to ochotę, aczkolwiek podejrzewam, że rozmowa z nim może ci się nie spodobać, Yagmurze.
- O... czym...? - Zdawać się mogło, ze zgłoski wydobywają się z gardła maga wbrew jego woli.
- O tym i o tamtym - odparła Rubin, przyglądając się z satysfakcją jak jej ofiara wije się. Nie zamierzała się spieszyć, miała dużo czasu. - Zacznijmy od czegoś prostego. Skąd wziąłeś jajo?
- Jajo? - Yagmur zamrugał. - Które jajo?
- Smocze, oczywiście - podpowiedziała Rubin, a jej ognisty towarzysz podpełzł nieco bliżej, wykazując zainteresowanie podeszwami butów maga. - Raczej nie interesuje mnie kurze czy kacze. To powinno być łatwe do odgadnięcia.
- Z wysp - odparł szybko mag.
- Z wysp powiadasz - smoczyca podeszła do drzwi i oparła się o nie plecami, ponownie skupiając wzrok na magu. Nie musiała wszak stać tuż nad nim, jej wąż wystarczał. - Wysp jest wiele, o czym zapewne ci wiadomo. Jakieś konkrety zanim mój przyjaciel straci cierpliwość? Musisz wiedzieć, że aż się pali by zawrzeć z tobą bliższą znajomość. Powstrzymywanie go zaczyna powoli być męczące.
Mag roześmiał się chrapliwie, po czym odchrząknął.
- Nie znajdziesz - powiedział. - Żaden opis nie pomoże.
Rubin zbyła jego słowa uśmieszkiem.
- Oczywiście - skinęła głową, a ognisty twór posunął się nieco dalej, dotykając podeszw butów maga. - Może jednak nie chcę ich znajdywać? Może tylko pytam ze zwykłej, kobiecej ciekawości? Przyjęcie, że szukam jaj jest nieco zbyt naiwne, nawet na kogoś takiego jak ty.
Yagmur wzruszył ramionami. A przynajmniej tak to wyglądało.
- Idź i szukaj. A nuż znajdziesz taką z wulkanem. - Spróbował odsunąć nogi od węża.
Westchnęła w odpowiedzi i pokręciła głową.
- Zdecydowanie masz problem ze słuchaniem i rozumieniem tego co słyszysz - stwierdziła, dając dłonią znak wężowi. Ten w odpowiedzi wystrzelił do przodu błyskawicznie owijając się wokół prawej nogi maga i zacieśniając na niej swoje sploty. Materiał spodni stanął w płomieniach, do których dołączył przeraźliwy krzyk Yagmura. Jego prośby i groźby, obietnice i obelgi, spłynęły po Rubin jak deszcz po jej łuskach. Odczekała chwilę, w której to celę wypełnił swąd palonego ciała, a następnie wycofała swoje narzędzie tortur.
Nie chciała kończyć z magiem zbyt szybko. To by było łaską, a tej zamierzała mu odmówić. Jego bełkotliwe tłumaczenia zawierające w sobie opis rozbitego statku oraz wyspy z zatoką i wulkanem zapadały jej w pamięć, jednak nie zamierzała się do nich chwilowo odnosić.
- Kto jest następcą tronu Darren? - zadała kolejne pytanie.
- Kuzyn Zhanesa, Virido - odparł Yagmur. - Jeśli ktoś się na to zgodzi, bo on nie ma za sobą ni popularności, ni wojska. No i najstarsza córka Zhanesa ma męża. Wyszła za lorda Tamira, ze Wschodniej Prowincji. On też może być pretendentem... - Tym razem mag nie zwlekał z udzielaniem odpowiedzi, i to wyczerpujących. Widać gorące uściski nie przypadły mu do gustu.
- Ktoś jeszcze? - zapytała uprzejmie, przyglądając się swemu rozmówcy z delikatnym uśmieszkiem błąkającym się na jej ustach. Kolejne cele zostały wyznaczone. Jakby na to nie spojrzeć by umocnić władzę Gareta należało zlikwidować wszystkich, którzy mogliby stanąć mu na drodze. Czy to od razu, czy za parę lat.
- Wody... - poprosił Yagmur.
- Woda się skończyła - odparła na prośbę. Co prawda nic jej nie szkodziło zastukać w drzwi i kazać przynieść wody, jednak po co? Podjęła już decyzję o tym co ostatecznie zrobi z tym człowiekiem i woda do niczego jej w tym potrzebna nie była.
- Kto jeszcze stoi na drodze do tronu? - powtórzyła swoje pytanie, przeciągając się bowiem rozmowa ta zaczynała ją nużyć. - Jak odpowiesz szybko, to może zawołam kogoś by się tobą zajął. Jak będę zadowolona.
- Królowa się nie liczy... chyba że ktoś ją szybko poślubi. No i obie młodsze córki. Herri, najmłodsza, jest najmądrzejsza. Ale kobiety nie mogą zasiadać na tronie Darrenu - dodał szybko. - Musiałaby mieć męża.
- Herri… - Rubin zamyśliła się na chwilę. - Jak z jej urodą sprawa się ma? - dopytywała dalej, snując jednocześnie swoje plany.
- Urodą...? - Mag wytrzeszczył oczy. - No... ładna. Chyba...
To wystarczyło Rubin w zupełności. Tron stał, przynajmniej w jej oczach, otworem dla Gareta i smoczyca była w stanie dostrzec swego jeźdźca zasiadającego na owym symbolu władzy.
- Wspaniale - oświadczyła. - Skoro już nie jesteś mi więcej potrzebny… - urwała nie kończąc i dała znak wężowi by po raz kolejny skierował się w stronę maga, jednak powoli. A nuż człowiek ów przypomni sobie coś co mogłoby przydać się Garetowi i uzna, że może to uratować to jego nic nie warte życie.
- Mogę cię zaprowadzić do tej jaskini - powiedział szybko mag.
- Mam całe życie na ich zwiedzanie, człowieku. Skąd przyszedł ci do głowy pomysł, że aż tak mi na tym zależy? - zapytała, podchodząc i spoglądając mu w oczy znad płonącego węża. - Jestem smokiem. Nie doceniłeś mnie. Pora byś zapłacił za swoją niewiedzę.
Wstała, ignorując dalsze słowa. Usłyszała tyle, ile chciała usłyszeć. Dalsze bredzenie nie było jej do szczęścia potrzebne. Ulotna nadzieja, która mag żywił w związku z posiadaną przez niego wiedzą o smoczych jajach, była niewystarczająca. Nie użył właściwych słów, nie potrafił jej sprzedać swego życia, więc je straci. Taka była naturalna kolej rzeczy.
Krzyk przerodził się w skowyt. Rubin kierowała płomiennymi splotami tak, by cierpienie trwało jak najdłużej. Delikatne muśnięcia, chwila przerwy, a po nich kolejne. Czekała cierpliwie, aż ból dotrze do miejsca, w którym nie ma on znaczenia. Do miejsca, w którym umierała nadzieja, i rodziło się zniechęcenie. Do dalszego życia, do kolejnego oddechu, do uderzeń serca w nadpalonej klatce piersiowej. Nie było bowiem sensu torturowanie kogoś, kto stracił chęć do życia. Taki czyn pozbawiony był sensu i stanowił marnowanie czasu i energii, którą można było wykorzystać w sposób nieco bardziej produktywny. Gdy więc i jęk zamarł, a spojrzenie maga zobojętniało, skinęła głową. Ognista paszcza rozwarła się, a kły płomieni wgryzły w ciało wyrywając z ust ostatni krzyk. Wąż pożerał serce, jedyny organ, który tak naprawdę się liczył. Przynajmniej dla smoka nauczonego, że serce przeciwnika to jego siła, duch i magia. W tej zaś chwili jedynie kawałek spalonego mięśnia, który powoli przeradzał się w pył.
Nie stawało się przeciwko smoczycy, nie posiadając po swojej stronie siły, mogącej ją pokonać. Nikt też nie był w stanie powstrzymać jej gniewu i chęci zemsty. Darren popełniło poważny błąd atakując jej krainę. Niewiedza nie była dla nich wytłumaczeniem. Od tej chwili staną się tym samym co Aden. Smoczymi ziemiami, którymi władał będzie smoczy jeździec. Za jakiś czas jej udział przejdzie do bajek. Z nich wniknie do legend, a po paru wiekach zniknie całkiem z ludzkiej pamięci. Czy miała dożyć tego momentu? To miało się okazać. Póki co miała tron do zdobycia i króla do obsadzenia na nim. Najbliższe dni, miesiące i lata miały być dla niej ciekawym okresem. Nie żałowała swoich decyzji. Tych dobry oraz złych. Ich efekty na zawsze naznaczyć miały ziemie, których się tyczyły i ludzi, którzy po nich stąpali. Dla samotnej smoczycy była to wystarczająca nagroda za podjęty trud. I kto wie… Możliwe, że czekały na nią kolejne…
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 27-02-2016, 14:41   #58
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Obaj panowie wstali niemal równocześnie, gdy Rubin wkroczyła do gabinetu, z wyrazem zadowolenia na twarzy.
- Panowie - przywitała się, obdarzając lorda wyjątkowo przyjaznym uśmiechem. - Garecie - zwróciła się do swego jeźdźca, a jej mina jasno sugerowała, że cokolwiek zaraz powiedzieć miała, mogło się mężczyźnie nie spodobać. - Znalazłam ci żonę.
- Ładna, mądra, z posagiem? - spytał Garet, gdy już się otrząsnął z szoku i spłukał zaskoczenie łykiem wina.
Darton nic nie powiedział, ale podobnie jak Garet sięgnął po kielich z winem. Dopiero po chwili napełnił kolejny kielich i podał go Rubin.
- Przynajmniej wedle słów naszego drogiego maga - odpowiedziała, biorąc kielich i upijając łyk wina. Była w wyśmienitym humorze. Po drodze z lochów do gabinetu, który wskazał jej służący, obmyśliła wszystko. - Poślubisz Herri, najmłodszą córkę Zhanesa. Pozostałą rodziną zajmę się sama. Czyż to nie doskonały pomysł? Lordzie Dartonie co o tym myślisz? - zawróciła się do gospodarza, podchodząc przy tym do okna by przez nie wyjrzeć i nacieszyć oczy widokiem gór w oddali. Wkrótce wszystko ułoży się tak jak ona tego chce. Kto wie, może nawet faktycznie wyruszy na te poszukiwania. Gdy już Garet bezpiecznie zasiądzie na tronie.
Darton spojrzał na Gareta, wypił pospiesznie dwa łyki wina, po chwili ponownie się napił.
- To jest świetny pomysł - powiedział. Wypił kolejny łyk. - Na twoim miejscu, Garecie, nie wahałbym się ani chwili. Będziesz wspaniałym władcą, a Aden zyska porządnego sąsiada.
- Mężczyźni żenili się z gorszych powodów - dodał Darton, gdy Garet nie odpowiedział. - Wszak dasz sobie radę z jedną niewiastą, Garecie.
Garet nie odpowiedział, bowiem zastanawiał się nad wszystkimi konsekwencjami takiego małżeństwa.
Z jednej strony - ładna i mądra żona to podwójny skarb, z drugiej - trudno było się spodziewać, że przyszła małżonka będzie zachwycona z tego, że jej rodzina zostanie wyeliminowana w dość gwałtowny sposób.
- Oczywiście, że da sobie radę - zapewniła Rubin, opierając się o parapet i z wesołą mina przyglądając mężczyznom. - Wedle słów Yagmura, Herri jest ładna i do tego mądra, idealna kandydatka na żonę nowego władcy. Pozostaje oczywiście królowa i pozostałe latorośle, jednak nie wydaje mi się byś chciał za żonę głupiutką pannę czy zahukaną i raczej już nieco zużytą wdowę. Darren potrzebuje nowego startu, a ty mu go zapewnisz.
Mówiła z przekonaniem, które czuła i była gotowa zawalczyć o to, by stało się dokładnie tak, jak tego chciała.
- Jak myślisz lordzie - zwróciła się do gospodarza. - Powinniśmy wyruszyć od razu czy wypada najpierw posłać wieść do Markusa? Polityka nie jest moją mocną stroną - dodała, uśmiechając się słodko i niewinnie.
- Uważam, że na razie nie powinniśmy zawracać głowy królowi - odparł Darton. - Markus przede wszystkim jest zainteresowany pozbyciem się Darrenu z naszego kraju. To zajmie parę dni. A gdy na dodatek się okaże, że nowy władca Darrenu jest przyjaźnie nastawiony do Aden, to będzie kolejny powód do zadowolenia. Poza tym król nie będzie w stanie pomóc w realizacji naszych planów.
Zapewne Darton doszedł do wniosku, skądinąd nawet słusznego, że dobre osobiste stosunki z nowym królem Darrenu mogą zaowocować niezłymi profitami.
- Może napędzimy trochę strachu Darreńczykom - wtrącił się Garet, który wreszcie doszedł do głosu - a potem ruszymy do Mold? Zanim tamtejsi lordowie zorientują się, że tron jest wolny, tron będzie już zajęty.
- A jak, jako przyszły król Darrenu, zapatrujesz się na dalsze losy wojsk, które weszły do Aden? - spytał Darton. - Z jednej strony, im mniej ich wróci, tym lepiej dla ciebie, mniej się będą buntować przeciwko królowi Garetowi. Ale kraj będzie słabszy i Harpahr i Laizar mogą chcieć na tym skorzystać.
Darton miał rację i Garet aż za dobrze o tym wiedział. Darren powinien zapłacić za najazd - i krwią najeźdźców, i złotem. Ale Darreńczycy mieli stać się jego ludźmi, więc im mniej krwi przeleją, tym lepiej. Co innego złoto... Biedniejsi lordowie będą mniej skorzy do buntowania się.
- Najlepiej jak najwięcej wziąć żywcem. Okup i takie tam - powiedział w końcu Garet. - No i będzie miał kto pracować na polach. I, w razie czego, bronić granic. Za to przejdą im głupie myśli o atakowaniu sąsiadów.
Rubin przysłuchiwała się wymianie zdań, jednak nie wtrącała. Ona już dość zrobiła, a jeszcze wiele miała zamiar uczynić. Żadna z tych rzeczy jednak nie tyczyła się spraw związanych z wojskiem, okupami… Chociaż z tymi ostatnimi ewentualnie mogła wspomóc Gareta. Nie mógł on wszak całkiem ogołocić skarbca i szlachty Darren z ich złota bo to jak nic wywołałoby bunt.
- Gdy zaś sąsiedzi nabiorą głupich pomysłów z przyjemnością odwiedzę ich ziemie - stwierdziła, uśmiechając się miło. - Nikt nie zagrozi panowaniu Gareta.
Garet odpowiedział uśmiechem, równocześnie jednak zastanawiając się, jak wygląda jego przyszła małżonka, i jaki będzie jej stosunek do małżeństwa. I do osoby małżonka.
Ale, jak powiedział Darton, da sobie radę z jedną kobietą, nawet jeśli to córka Zhanesa.
- W takim takim razie dajmy im szansę poddania się - powiedział Garet. - Im szybciej to zrobimy, tym lepiej.
- Zatem zaatakujemy stolicę - stwierdziła Rubin, natychmiastowo podejmując decyzję o tym, że tak zrobią. - W końcu to serce królestwa, czyż nie? Im szybciej załatwimy sprawę małżeństwa i sukcesji tym lepiej. Zostając prawowitym królem zyskasz niepodważalną władzę, a co za tym idzie poddanie się wojsk będzie zależne od ciebie. Oczywiście będą sprzeciwy ale wątpię by szło za nimi coś, z czym nie damy sobie rady. Czy nie jest to najrozsądniejsze wyjście, lordzie Dartonie? - Zwróciła się do gospodarza wyraźnie oczekując, że ten jej przytaknie.
- Oczywiście - potwierdził Darton. - Objęcie tronu wytrąci ewentualnym oponentom wiele argumentów, nie da im czasu na zwarcie szyków. Jako król - Darton ominął kwestię prawowitości - będziesz mógł zrobić o wiele więcej, niż jako jeździec smoka. Kto się przeciwstawi, będzie buntownikiem.
Wizja była nader optymistyczna. Zbyt optymistyczna, przynajmniej z punktu widzenia Gareta. Ale dla Rubin nie istniało coś takiego jak przeszkoda, zaś Darton natychmiast popierał każdy pomysł smoczycy.
- W takim razie wezmę kilka drobiazgów i lećmy na koronację - powiedział przyszły król Darrenu. - Wybacz, Dartonie, ale nie mogę cię zaprosić na tę uroczystość. Za to będziesz miłym gościem, jak się już ta sytuacja unormuje.
- Oczywiście, Garecie. Królu Garecie - Darton poprawkę podkreślił skinieniem głowy.
Garet uśmiechnął się.
- Czy możesz jeszcze polecić, żeby nam jakoś... zapakowano... doczesne szczątki Zhanesa? - poprosił. - Będzie nam łatwiej przekonać niedowiarków, że król nie żyje.
- Oczywiście. Każę przygotować do transportu.
- Dziękuję, lordzie Darton - wtrąciła się Rubin. - Obiecuję, że jak tylko załatwimy wszystkie sprawy, to znowu cię odwiedzę. Polubiłam to miejsce, a ty jesteś uroczym gospodarzem.
Była to oczywista groźba dla zamkowej spiżarni, ale Darton nie wyglądał na zmartwionego.
- Zawsze będziesz miłym gościem, Rubin - zapewnił. - Ty oczywiście też, Garecie, jeśli tylko obowiązki ci pozwolą.
W to ostatnie, w dużo wolnego czasu, Garet niezbyt wierzył, ale podziękował serdecznie i ponowił zaproszenie.
- Osobiście wyślę pismo - zapewnił.
 
Kerm jest offline  
Stary 08-03-2016, 23:56   #59
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Ciało Zhanessa zostało przygotowane do drogi w sposób, który ułatwił Rubin utrzymanie go w łapach, a który uwzględniał sieć rybacką. Smoczycy ani trochę nie przeszkadzało, że cierpiała na tym godność byłego władcy Darren. To, co ją interesowało, to dobro tego, który zastąpić go miał na tronie. Im szybciej minie im droga, tym lepiej miało być dla wszystkich. Była także bez wątpienia ciekawa owej młodej córki Zhanessa. Słowa maga były jednym, a naoczne ujrzenie owej dziewki czymś nieco innym. Gdy więc wszystko było gotowe nie zwlekała z wzbiciem się w powietrze.

Lot nad znajomymi terenami odbył się w bliskości ziemi, rzek i dachów tych wiosek i miasteczek, które nie dały się Dareńczykom i wiernie przy Markusie stały. Plotka o smoku roznieść się zdołała więc witano ich machaniem i okrzykami, a nie strzałami i paniką. Było to miłe pożegnanie i Rubin upewniła się, by każdy dostrzegł jej jeźdźca. Oto bowiem zostawiał on za sobą królestwo, w którym przybył na świat i wejść w posiadanie miał kolejnego, które zarówno szczęście przynieść mu mogło co smutek. Życie władców niosło ze sobą ciężar podobny nieco do łańcucha, który skuwał ręce i przyciskał szyję do ziemi. Głupcem był ten, kto sądził, że los króla lepszym jest od losu żebraka. Rubin jednakże postanowiła, że zapewni Garetowi spokojne władanie ozdobione latami spędzonymi na szczęśliwym władaniu ziemiami, które dla niego zdobędzie. Później odleci, by spróbować znaleźć własne miejsce w tym świecie. Nie dla niej już bowiem było zacisze smoczych jaskiń i puste ich wnętrza. Skoro taki idiota jak Yagmur był w stanie znaleźć smocze jajo, to dlaczego niby jej miałby się ów czyn nie powieść?

Noc zastała ich już za granicą gór. Rubin, nie wyjaśniając Garetowi powodów swego postępowania, skierowała swój lot ku samotnie stojącemu dworowi. Okrążyła go dwukrotnie nasłuchując płaczu dziecka i rozmów prowadzonych przez służbę. Nie zniżała się jednak zbytnio by nie płoszyć zwierząt i nie alarmować mieszkańców. Wspomnienie tego miejsca było stale żywe w jej myślach.

Gdy ujrzała jak drzwi się otwierają, a znajomy jej człowiek wychodzi na zewnątrz by zaczerpnąć świeżego powietrza, zmieniła nagle swe plany kierowana dziwną potrzebą. Tak jak wtedy, gdy znalazła się w tym miejscu po raz pierwszy, tak i teraz wylądowała nieco na uboczy, jednak nie na tyle by oczy mężczyzny nie zdołały jej dostrzec. Zamarł w pół kroku i wbił w nią swe spojrzenie. Czuła jego strach, jednak nie było to jedyne uczucie, jakie zdołała wychwycić.
~ To zajmie chwilę - poinformowała Gareta, czekając aż ten zsiądzie.
~ Oczywiście - odparł przyszły król Darrenu, zsuwając się z grzbietu smoczycy na ziemię. Wypytywanie, co spowodowało ten postój, mogło poczekać.
Rubin wyplątała łapę z sieci, w której tkwiło ciało martwego króla i zmieniła swą postać. Stopy zdawały się same prowadzić ją w kierunku nieznajomego. Tyle się wydarzyło od tamtej pamiętnej nocy… Nie zapomniał jej jednak, co przyjemnie połechtało jej duszę. Skłonił głowę nie wykazując cienia obawy o swoje życie.
- Śpi już? - zapytała kierując spojrzenie na część dworku, która nie poddała się ogniowi i wciąż uparcie tkwiła służąc mieszkańcom za schronienie.
- Tak - potwierdził jej przypuszczenia, na chwilę przenosząc spojrzenie z niej na Gareta oraz ciemny kształt zawinięty w sieć. Szybko jednak powrócił wzrokiem do stojącej przed nim kobiety. - Kim jesteś?
Pytanie to wywołało uśmiech na ustach smoczycy. Wszak widział kim była, dlaczego ludzie zawsze potrzebowali słownego potwierdzenia dla rzeczy, które widziały ich oczy.
- Nie będę go w takim razie budzić - stwierdziła miast odpowiedzieć i odwróciła się, chcąc odejść. Nim zdążyła jednak postąpić krok silna dłoń zacisnęła się na jej ramieniu wstrzymując jej dążenia. Zatrzymała się bardziej zdziwiona niż z faktycznej konieczności.
Garet odruchowo sięgnął dłonią do rękojeści miecza, jednak natychmiast opuścił rękę. W końcu Rubin potrafiła sobie poradzić z jednym intruzem.
Bez wątpienia poradzenie sobie z tym mężczyzną nie sprawiłoby jej większego problemu, jednak nie miała ochoty go krzywdzić. Odwróciła ku niemu spojrzenie, w którym lśniło pytanie.
- Zostań… Zostańcie na noc. To niespokojne czasy - powiedział po dłuższej chwili milczenia puszczając jej rękę.
Garet pokręcił głową.
- Spieszno nam - powiedział - by zmienić tę sytuację. Gdy wreszcie wszystko się uspokoi, wtedy chętnie skorzystamy z zaproszenia.
- Rozumiem
- nieznajomy skinął głową niechętnie cofając się o krok. Jego wzrok wciąż był utkwiony w Rubin, która lekko skinęła głową.
- Wrócę - obiecała. Zamierzała dotrzymać tej obietnicy.
Tym razem gdy odwróciła się by odejść nie została zatrzymana, co wzbudziło w niej lekkie niezadowolenie, jednak nie zamierzała dociekać dlaczego. Przemiana w smoka nastąpiła szybko, gwałtownie. W jednej chwili kobieta, w następnej bestia. Spojrzała jeszcze na dworek i wciąż stojącego przed nim człowieka. Odczekała aż Garet powróci na swoje miejsce, po czym złapała szponami sieć. Najchętniej by została, jednak nocą lepiej było im podróżować nie będąc widzianym z dołu. Należało wykorzystać każdą przewagę jaka się trafiała. Pochyliła łeb, na co odpowiedziało jej skinięcie głowy nieznajomego. Ponownie nie zapytała go o imię. Mawiano jednak, ze do trzech razy sztuka…
~ Lećmy - rzuciła rozwijając skrzydła i czekając na sygnał od Gareta, że jest gotowy do wznowienia podróży.
~ Lecimy - odparł, sprawdzając pasy. Skinął głową mężczyźnie, który cały czas im się przyglądał.

Polecieli… Ponad sadami i łąkami, ponad polami uprawnymi i szumiącą wodą rzek. Darren może i nie było tak piękne jak Aden, jednak bez wątpienia należało do dobrze prosperujących królestw. Gdyby nie chciwość króla, mieszkańcy tych ziem mogliby żyć spokojnie i w dostatku. Zamiast tego mieli wojnę.
Smoczyca niekiedy wzbijała się w górę, niekiedy opadała ku ziemi bez wyraźnego powodu. Zdawać się mogło iż czyniła tak dla czystej przyjemności i po części tak właśnie było. Nocne loty miały dla Rubin swój urok. W przeciwieństwie do ludzi byłą w stanie dostrzec ukryte przez mrok piękno okraszone srebrną poświatą księżyca i gwiazd. Tam gdzie inni widzieli mrok i strach, ona widziała tętniący życiem świat. Powoli uspokajała serce i koiła duszę. Nieznajomy miał na nią dziwny wpływ, podobnie jak tamto miejsce. Już od pierwszej chwili gdy ujrzała jego martwy spokój pośród chaosu jaki panował wokoło… Ponownie odłożyła rozważania na ów temat, tak jak zrobiła to tamtej nocy.

Czas płynął do przodu wyznaczany kolejnymi machnięciami skrzydeł. Kolejne przystanki nie były planowane. Droga do stolicy wiodła prostą linią i nie uwzględniała wizyt w karczmach czy zajazdach. Rubin nie była głodna, a Garet zawsze mógł skorzystać z podręcznego zapasu jadła i posilić się korzystając z łagodnego dryfu, w jaki niekiedy wchodziła smoczyca. Gdy pierwsze promienie słońca zalśniły na horyzoncie, barwiąc niebo odcieniami złota, ujrzeli wieże Mold. Smoczyca nie zamierzała marnować czasu na niepotrzebne okrążenia. Lot swój skierowała bezpośrednio ku najwyższym i najokazalszym, które zdobiły zamek królewski.
~ Gdzie chciałbyś rozpocząć swój pobyt w nowym domu? - zapytała Gareta.
~ Zacznijmy od środka - zaproponował. ~ Jakiś ładny dziedziniec, bo balkony raczej odpadają.
Zamiast marnować czas na odpowiedź, wyłowiła z licznych, wolnych przestrzeni służących głównie za ogrody, taki który jej akurat spasował i był w miarę oddalony od głównego dziedzińca, na którym bez wątpienia zostaliby przywitani niekoniecznie z otwartymi ramionami. Lądując uważała by przypadkiem nie zmienić cennego ciała w nieco mniej cenną breję. Jakby nie spojrzeć to wypadałoby by po tym całym wysiłku ukazać rodzinie zmarłego jego doczesne szczątki we względnie dobrym stanie.
Powitania się nie doczekali. Co prawda straż na blankach krzyknęła coś do tych, co stacjonowali na niższych poziomach, jednak na ich reakcję czekać było trzeba długo. To zaś co w końcu pojawiło się w ogrodzie można by policzyć na palcach jednej ręki. Rubin prychnęła wyrażając swoje zdanie o ochronie, jaką w tej chwili dysponowała królewska siedziba.
~ Na chrupko czy tylko lekko przypieczeni? - zapytała Gareta budząc swój ogień. Wątpiła by chciał przy sobie zatrzymać takich strażników.
~ Żeby stracić jak najmniej czasu - powiedział.
Co oznaczało na bardzo chrupko i tak właśnie zostali podani swemu nowemu królowi. Rubin, gdy tylko uznała, że przystawka została odpowiednio przyrządzona, a Garet opuścił jej grzbiet, zmieniła postać na nieco bardziej przyjazną zamkowym korytarzom.
- Proponowałabym salę tronową - zwróciła się do swego towarzysza.
- Zgadzam się. W końcu to serce zamku. Musimy sprawdzić, ile tam trzeba będzie zmienić, bo jakoś nie bardzo wierze w gust Zhanesa.
O zmarłych nie powinno się mówić źle, no ale cóż... Byłemu królowi Darrenu daleko brakowało do miana człowieka bez skazy.
Podniósł zawinięte w sieci ciało (na szczęście życie na szczycie władzy upodobniło Zhanesa do świni tylko z charakteru, nie z tuszy).
- Chyba nie będziemy potrzebowali przewodnika? - spytał.
- Z pewnością damy sobie radę - oświadczyła Rubin ruszając przodem.

Zapewnienie niewiele od faktów się różniło. Wystarczyło podążać za krzykami gwardzistów, tych którzy wykazali się pewną ochotą do pełnienia swej służby. Najwyraźniej sala tronowa była uważana za bezpieczne schronienie więc to w tamtym kierunku zdawali się uciekać ci, co po rozum do głowy nie poszli i nie wybrali drogi przeciwnej. Cóż, nie można było wiele wymagać od ludzi, których zaraz z rana witało się ogniem i zbliżającym się widmem śmierci. Rubin z pewnością wiele nie wymagała, ot, co by jej i Garetowi z drogi schodzili. Ci zaś, którzy tego nie uczynili i miast zwiewać gdzie pieprz rośnie próbowali stawiać zbrojny opór, czekał los podobny do ich poprzedników w ogrodzie. Braki w służbie i ochronie Garet będzie musiał uzupełnić w czasie późniejszym. Teraz liczyło się to by posadzić go na tronie, a smoczyca sprawiała wrażenie gotowej w tym celu na wymordowania każdej żywej duszy jaka się jej nawinęła.
Na szczęście nie musiało dojść do tak drastycznych akcji nim wrota prowadzące do serca zamku stanęły otworem. Zebrana w sali tronowej szlachta, służba i wojacy wyglądali jakby ich ktoś z łóżek wyrwał, co zresztą pasowało do zaistniałej sytuacji. Smoczyca uwolniła swoje węże by otoczyły i zbiły w gromadę te owce, które się skryły licząc na cud jakiś, który nie miał nastąpić. Tych strażników, którzy odważnie dzierżyli miecze i próbowali chronić niewielką grupkę osób przy tronie na razie oszczędziła, robiąc miejsce Garetowi. Od tej chwili to w jego dłoniach spoczęły dalsze ich kroki, które podjąć mieli by wyprawa odniosła skutek, jaki planowali.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 14-03-2016, 18:19   #60
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Snucie planów było rzeczą, którą wielu osobom świetnie wychodziła, gorzej było, gdy trzeba było przejść do realizacji owych planów. Gdy tylko teoria i praktyka zaczynały się rozmijać, od razu pojawiały się kłopoty.
W tym przypadku plany miały się świetnie i realizowały się wyśmienicie - do chwili, gdy Garet stwierdził, że nie do końca wie, jak ma wyglądać jego intronizacja. Ogłoszenie śmierci Zhanesa - to pierwsze i najważniejsze. I co dalej? Wystarczy siąść na tronie, wsadzić sobie koronę na głowę, a potem spytać "No, który spróbuje mi ją odebrać!"?
To by było zdecydowanie zbyt proste.
Zwykle na tronie zasiadał prawowity następca, po śmierci swego rodzica. Tutaj z następcami był pewien kłopot. Co prawda nie trzeba było usuwać żadnego syna, bowiem takowego Zhanes się nie dorobił, nawet z nieprawego łoża, ale ewentualnych pretendentów było paru.
Kto pierwszy, ten lepszy, głosiło stare powiedzenie, ale jak na razie Garet do tronu nie miał praw żadnych - prócz Rubin za plecami, korony pod pachą i miecza w garści.
- Król Zhanes nie żyje! - powiedział, z odrobiną satysfakcji obserwując uczucia, malujące się na twarzach dworzan - od zaskoczenia, po ukrytą radość. Smutek raczej dość trudno można było zauważyć - jedynie na dwóch, trzech twarzach spośród zgromadzonych tu osób. Pewnie jacyś faworyci króla...
Garet machnął mieczem w stronę dwóch najbliższych osób.
- Rozetnijcie sieć! - polecił.
Zachwytu na twarzach wyznaczonych mężczyzn nie było, ale mimo wyraźnej niechęci wykonali polecenie.
- Zhanes, król Zhanes, to król... - rozległ się szmer głosów, gdy zgromadzeni ujrzeli ciało swego króla i uwierzyli do końca w słowa Gareta.
- Zabiłeś go! - Jeden ze szlachciców wyciągnął miecz i rzucił się na Gareta... tylko po to, by po paru sekundach dołączyć do swego nieżyjącego króla.
- To nie ma sensu - oznajmił Garet. Spojrzał na moment na ogniste węże. - Albo przyjmiecie do wiadomości i się pogodzicie tym, że nastąpi zmiana i kto inny zasiądzie na tronie, albo pożegnacie się z życiem.
- Kto niby? - rzucił z tłumu jakiś śmiałek
- Mąż księżniczki Herri - odparł Garet.
Nie dodał, kto zostanie owym mężem, pozostawiając to domyślności zgromadzonych. Mniej domyśli dowiedzą się o tym w swoim czasie.
- Ona nie ma męża! - Jakiś mniej rozgarnięty szlachcic wyskoczył ze znaną wszystkim informacją.
- To się wkrótce zmieni - zapewnił Garet.
- Po moim trupie! - wrzasnął kolejny mało inteligentny szlachcic. Nim jednak zdołał przejść od słów do czynów jeden z jego sąsiadów zatkał mu usta.
- A jeśli ona nie zechce? - spytał jakiś dociekliwy dworak.
- Wszak nikt jej nie zmusi - odparł Garet. - Zresztą i tak potrzebni będą świadkowie ewentualnej zgody.
- Zatem, panowie... z pewnością ktoś z was zna drogę do komnat księżniczki Herri. W końcu mieszkacie w pałacu. Proszę przodem - dodał.
Nawet najbardziej oporni, mając na karku ogniste węże, skierowali się do wyjścia, poprzedzani przez tych, którzy wcześniej pojęli, że nie do końca mogą decydować o swym losie.


Honorowy orszak, poprzedzający świetnie się zajściem bawiącą Rubin i Gareta, który się zastanawiał, jakich słów użyć podczas rozmowy z Herri, w drodze do komnat księżniczki napotkał po drodze paru strażników, ci jednak nie próbowali stanąć na drodze grupie szlachciców i dworaków, nawet jeśli nie od razu dostrzegli ognistych towarzyszy pochodu.
Na straży snu i cnoty księżniczki stała jedna jedynie osoba.
Zresztą... stała to było źle powiedziane. Dworka leżała na wygodnej kozetce i w najlepsze spała. Gdyby nie to, że Garetowi towarzyszył cały tłum, to zapewne przyszły władca Darren zdołałby bez problemu wślizgnąć do sypialni księżniczki i przed ślubem odbyć noc poślubną...
Gwar jednak obudził panienkę, która w zwiewnym negliżu stanęła u drzwi, chcąc własną piersią bronić wejścia do sypialni. Co prawda miała czym bronić, lecz w obliczu łakomie na nią spoglądających węży uległa i pospiesznie odsunęła się na bok.
- Nie wolno... - usiłowała jeszcze powiedzieć, lecz nikt jej nie słuchał.

Herri nie spała - najwyraźniej sen miała lżejszy, niż jej pokojówka, bo gdy Garet wkroczył do sypialni księżniczka siedziała w szerokim łożu, z zaciekawieniem zmieszanym z oburzeniem wpatrywała się w obcego mężczyznę, który ośmielił się przerwać jej sen.
Po chwili jej spojrzenie przeniosło się za drzwi - na kłębiący się w sąsiedniej komnacie tłum, wśród którego królowała Rubin - po czym wróciło do Gareta.
Ten skłonił się, z umiarkowanym szacunkiem.
- Jestem Garet Granmont, jeździec smoka - przedstawił się.
Oburzenie przeszło w zaskoczenie, potem w niepokój. Ciekawość pozostała.
- Czegóż sobie życzysz, Garecie? - spytała dość zimnym tonem.
Nie czekając na pozwolenie Garet usiadł na brzegu łoża.
- Twój ojciec nie żyje. Yagmur i jego smok również. - Mając do wyboru oświadczyny i przekazanie złych wieści Garet zacząć od tego drugiego.
- Nie żyje? - Ani w tonie wypowiedzi, ani w w wyrazie twarzy nie można było dopatrzyć się smutku. Raczej zaskoczenie. I myśl "Co teraz...?"
- Czy poświęcisz się dla dobra Darrenu? - spytał cicho Garet. Na tyle cicho, by słyszała go tylko Herri. - Zasiądziesz na jego tronie u mego boku? Jako współwładczyni?
Zdecydowanie nie wyglądało to na romantyczne oświadczyny, a raczej na ofertę handlową, jednak Garet nie miał czasu na tradycyjne zaloty. Jednak Herri z pewnością miała świadomość, że prędzej czy później zostanie wydana za mąż, sprzedana z woli ojca a dla dobra królestwa. Czyż nie lepiej było wydać się za przystojnego, młodego mężczyznę, niż za jakiegoś starego pryka, który - być może - miał już paru synów, starszych od Herri o kilkanaście. I żadnych szans na to, by jej syn zasiadł kiedyś na tronie. Jakimkolwiek.
- Zjedzą cię żywcem - powiedziała Herri. Równie cicho, jak to poprzednio zrobił Garet.
- Nie zapominaj, że jestem jeźdźcem smoka. Rubin ostudzi zapały niektórych gorliwców. No i będę miał miał żonę, która jest córką Zhanesa.
Ostatni argument jakoś nie zwiększył entuzjazmu dziewczyny.
- A potem, gdy już się rozsiądziesz wgodnie na tronie, pozbędziesz się mnie, albo zamkniesz w jakimś odległym dworku i sprowadzisz całe stado... nałożnic. - Z tonu Herri przebijała gorycz, najwyraźniej spowodowana doświadczeniem. Widocznie jej matka nie należała do grona tych, które mężowie nosili na rękach.
Garet ujął ją za rękę. Dziewczyna w pierwszej chwili usiłowała cofnąć rękę, wnet jednak zrezygnowała.
- Granmontowie nie zdradzają swoich żon - powiedział Garet. - Będziesz mi wierna, a ja będę wierny tobie. Będziesz mi towarzyszyła w dzień i w nocy. Dopóki nie zaczniesz mi ufać. Co ty na to?
- A jeśli się nie zgodzę?
- Darren potrzebuje silnych, ale i mądrych władców. Moja przyjaciółka uznała, że się nadajemy - i ty, i ja. Będzie rozczarowana, jeśli się okaże, że się myliła.
- Przyjaciółka? - Herri wyrwała dłoń i odsunęła się od Gareta. - Przyjaciółka?! - powtórzyła. W jej głosie zabrzmiało wyraźny zawód. W zasadzie dość łatwo można było ją zrozumieć. Dla wielu osób słowo 'przyjaciółka' kojarzyło się ze słowem 'kochanka'.
- Rubin - wyjaśnił Garet. - Złota smoczyca Rubin.
- Smoczyca? One też gustują w... dziewicach? - Ostatnie słowo z trudem przeszło jej przez gardło.
Garet stłumił uśmiech. Powinien był potwierdzić i zaproponować jak najszybsze usunięcie tego 'problemu'. Gorzej by było, gdyby potem prawda wyszła na jaw.
- Nie, to tylko bezpodstawne plotki - powiedział. O tym, że ludzie, bez względu na płeć czy doświadczenia seksualne, stanowią przysmak dla Rubin, wolał nie wspominać. Miał jeszcze w pamięci zachowanie księżniczki Marii. - Możesz z nią bezpiecznie rozmawiać - dodał.
Herri spłoniła się.
Co mogło oznaczać, że jest dziewicą. Albo też wprost przeciwnie.
Garet wolałby tę pierwsza opcję, ale i dziewictwo było rzeczą... jednorazową. No i nie gwarantowało wcale wierności po ślubie.
- Widzę, że mam niewielki wybór - powiedziała Herri. - Kiedy?
Kuj żelazo póki gorące... Garet kowalem nie był, ale prawdziwość tego powiedzenia uznawał.
- Ślub gdy tylko znajdziemy jakiegoś kapłana - powiedział. - A koronacja zaraz po tym, jak znajdzie się dla ciebie korona. Obiad zjesz już jako królowa Darrenu.
- W południe?! - Herii zerwała się na równe nogi, nie myśląc o tym, że wpadające przez okno promienie słoneczne podświetlają jej sylwetkę, ukazując oczom Gareta całkiem wdzięczne kształty. - A suknia? A druhny? A goście?
Garet westchnął. Kobieca logika... Dość trudno było dyskutować.
- Prawda jest taka, że im szybciej weźmiemy ślub, tym lepiej - powiedział.
- Gbur! - Herri była głucha na rozsądne argumenty. - Pewnie byś najchętniej wziął mnie bez ślubu!
Garet powiódł wzrokiem po jej sylwetce, wyśmienicie widocznej mimo nocnej koszuli, po czym uśmiechnął się.
- Gbur! - Tym razem powiedziane to było nieco ciszej, a zarumieniona Herri zanurkowała pod kołdrę i zakryła się nią po szyję.
Garet spoważniał.
- Ja nie żartuję. I nie chodzi mi o to, żeby zaciągnąć cię do łóżka i nasycić się twymi wdziękami. - Gdyby wzrok mógł zabijać, Garetowi już by można urządzić pogrzeb. - Gdy wieść o śmierci twego ojca się rozejdzie, a takie wieści rozchodzą się szybciej, niż myślisz, do paru osób dotrze, że tron jest do wzięcia. Wtedy zaczną się kłopoty. W twoich rękach, między innymi, leży możliwość ich ograniczenia.
- Bardzo mało romantyczne... - mruknęła niechętnie Herri. - Brzmi raczej jak umowa handlowa. Całkiem jakbym słyszała ojca. On też by mnie sprzedał, gdyby była taka potrzeba. Moją siostrę też sprzedał. - W głosie dziewczyny znowu zabrzmiała gorycz.
Garet położył dłoń na dłoni Herri. Ta nie cofnęła ręki.
- Nie będzie ci ze mną źle - powiedział. - Będziesz dla mnie pierwsza i najważniejsza. Nie spojrzę na inną kobietę. - Herri skrzywiła usta w mimowolnym uśmiechu. - Nie zainteresuję się żadną inną kobietą - poprawił się Garet. - Prócz naszych córek - dodał.
- Jeszcze nie powiedziałam 'tak' - całkiem trafnie zauważyła Herri.
- Czy zostaniesz moją żoną? - Garet przyklęknął i ściągnąwszy z palca rodowy pierścień wyciągnął dłoń w stronę dziewczyny.
Herri zamrugała, jakby nie do końca wierząc, że to wszystko dzieje się na poważnie. Po chwili jednak wyciągnęła dłoń gestem sugerującym, że Garet ma włożyć pierścień na jej palec. Co Garet uczynił bez wahania.
- Pójdziemy oznajmić naszym przyszłym poddanym tę radosną nowinę? - zaproponował.
- Zamknij drzwi! - poleciła Herri. - Muszę się ubrać!
Garet posłusznie wypełnił polecenie, nie zwracając uwagi na kłębiący się za drzwiami i wymieniający uwagi tłum, który przed chwilą był świadkiem przyjęcia oświadczyn. Był pewien, że Rubin bez problemów poradzi sobie z tamtymi ludźmi.
- A ty? - Herri wysunęła się spod kołdry. Podeszła do szafy i otworzyła ją. - Obróć się! Po ślubie dosyć się napatrzysz.
Garet nie miał nic przeciwko temu, by zacząć oglądanie wdzięków swej przyszłej żony już w tym momencie, ale posłusznie się odwrócił. Może nie do końca, ale pozory zostały zachowane.

Po chwili Garet otworzył drzwi i para narzeczonych stanęła przed czekającym tłumem, liczniejszym o kilka osób, które przyciągnęła ciekawość, a którym Rubin nie pozwoliła odejść.
- Rubin, pozwól że ci przedstawię. Księżniczka Herri, moja narzeczona.
- Herri, to jest Rubin.
Na twarzy księżniczki odmalowało się zaskoczenie, niedowierzanie, odrobina obawy... które wnet zostały zastąpione niepewnym uśmiechem.
- Złota smoczyca?! - powiedziała.

- Przed chwilą się zaręczyliśmy - oznajmiła Herri, gdy wymiana powitań się zakończyła. - Oto mój przyszły małżonek. Pan Garet.
Nim zaskoczone głosy umilkły, księżniczka zaczęła wydawać polecenia.
- Gildas! - Skinęła na jednego z dworaków. - Wezwij ojca Kildana - poleciła.
- Aidan, Derva! Zajmiecie się przygotowaniem do zaślubin. Już! - Podniosła głos, nie widząc natychmiastowej reakcji.
Wymienieni skłonili się nisko i wybiegli z sali.
Garet nie był pewien, czy polecenia Herri zostaną wykonane zgodnie z jej wolą, ale wyglądało na to, że księżniczka jest pewna siebie.
Po chwili, dłuższej chwili, gdy Garet zaczął się odrobinę niepokoić, w komnacie pojawił się Gildas, poprzedzający starszego mężczyznę w ciemnej szacie.
- Ojcze Kildanie! - Herri skłoniła lekko głowę, ukłon mężczyzny był trochę głębszy. - Ze względu na żałobę w rodzinie ślub będzie skromny. Mam nadzieję, że kaplica jest gotowa.
Na twarzy kapłana zbyt wielkiego zachwytu nie było, ale i wahanie również się nie pojawiło. Najwyraźniej Kildan został poinformowany o zdarzeniach, jakie miały miejsce w zamku i wszystko przemyślał.
- Księżniczko. - Kildan skłonił się ponownie, nieco niżej. - Jeśli taka jest twoja wola, ślub może być przeprowadzony natychmiast. Potrzebni będą tylko świadkowie...
Kildan mówił, a księżniczka wydawała polecenia.
Ślub książęcej córki nie mógł się odbyć w tak prosty sposób, jak ślub wieśniaka czy myśliwego, którym wystarczało ślubowanie wobec bogów. Tu trzeba było zapisać całą płachtę pergaminu. O innych 'ozdobnikach' nawet nie warto było wspominać, jako że jedynym elementem, który Garet uznał za potrzebny, były pierścienie, którymi narzeczeni mieli się wymienić.
No i panna młoda musiała się przygotować, chociaż jej strój odbiegał znacznie wyglądem od tradycyjnych sukien ślubnych.


W końcu jednak przygotowania się skończyły i młoda para znalazła się przed obliczem kapłana.
- Kto oddaje tego mężczyznę...?
Garet przez moment zastanowił się, kiedy rodzina mu wybaczy, że wziął ślub nie zapraszając, ani nawet nie zawiadamiając nikogo z nich.
- Ja! - powiedziała Rubin, a kapłan nawet nie spytał, jakie ona ma prawa ku temu.
W zastępstwie nieżyjącego ojca Herri poprowadził do ołtarza marszałek dworu, wiekowy mężczyzna, który traktował dziewczynę jak własną córkę.

- Czy chcesz... czy ślubujesz...
Ani Garet, ani Herri nawet się nie zająknęli, mówiąc sakramentalne "TAK".
- Jesteście mężem i żoną - ogłosił Kildan.
Gdy wszystkie formalności zostały wypełnione i padło tradycyjne "Teraz możesz pocałować pannę młodą" Garet zachował takt i opanowanie i złożył na ustach Herri delikatny pocałunek. Na tyle, by okazać swe zainteresowanie i nie przestraszyć swej nowo poślubionej małżonki. A potem powtórzył pocałunek w mniej już oficjalny sposób.

Oklaski (być może nieco wymuszone) i okrzyki radości (nie do końca szczere, przynajmniej w wykonaniu niektórych) towarzyszyły młodej parze wychodzącej z kaplicy. Za to kwiaty, jakimi obrzucono małżonków były całkowicie autentyczne.
Na najprzyjemniejszy jednak moment pierwszego dnia małżeństwa, noc poślubną, trzeba było jednak poczekać. Równie ważna (z punktu widzenia dobra państwa) była koronacja, którą trzeba było przeprowadzić jak najszybciej - by jak najszybciej móc zawiadomić wszystkich, że na tronie nastąpiła zmiana. Posłańcy powinni wyruszyć ledwo Garet zasiądzie na tronie.

W Darrenie procedura koronacji nie była zbyt skomplikowana. Przewodniczący Rady Królewskiej wymieniał imię pretendenta, a następnie wręczał mu koronę, berło i jabłko.
Zebranie Rady Królewskiej mogłoby być nieco utrudnione, bowiem niektórzy z jej członków przebywali daleko, na wojnie, a ich powrót mógł być nieco opóźniony.
Na szczęście nieżyjący już król Zhanes zdecydowanie uprościł przebieg całej uroczystości. Nie czekając na decyzję Rady zasiadł na tronie, stawiając wszystkich przed faktem dokonanym. A potem królewskim edyktem pozbawił Radę Królewska wszelkich praw. Ewentualni niezadowoleni z takiego rozwiązania szybko zrozumieli swój błąd.
Z obecnych w zamku Radę Królewską reprezentowały dwie osoby - kanclerz Dorell i lord Revelin. Nadawali się idealnie na świadków, ale Garet nie miał zamiaru korzystać z ich pomocy podczas samej koronacji. Miał kogoś, kto znacznie lepiej nadawał się do wręczenia korony osobie, która zasiądzie na tronie.
Osobom, bo przecież koronowani mieli zostać oboje.

Korona, wręczona Herri, była nieco mniej okazała niż ta, która chwilę później trafiła na głowę Gareta. Zhanes miał swoje przyzwyczajenia, między innymi takie, że nikt nie mógł go w żaden sposób przyćmić. Dotyczyło to tak korony, jak i tronu, z tym, że tron był tylko jeden, co stworzyło pewne problemy, bowiem zbudowanie drugiego w tak krótkim czasie nie wchodziło w grę, a siadanie w dwie osoby na jednym stołku...
Na szczęście w latach przed rządami Zhanesa panowało większe równouprawnienie i w zakamarkach pałacowego skarbca znalazł się drugi tron, który paru pałacowych osiłków z trudem przytargało do sali tronowej, z której jakiś czas wcześniej zabrano ciało nieżyjącego już króla.



Imiona nowych władców wygłosiła Rubin, a koronacji nowi władcy dokonali samodzielnie - Garet ukoronował Herri, a ona - jego.
I razem odebrali przysięgę od zebranych.

Na szczęście już jakiś czas temu Darren odeszło od obyczaju pokładzin...

* * *

Czy żyli długo i szczęśliwie? Czy Rubin znalazła wyspę z opowieści Yagmura?
To już jest temat na całkiem inne opowiadanie.

KONIEC


 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172