Véronique Buckley (21)
Pustka i ogromny ból zarówno głowy, jak i ramienia. Ciemność... ta jakże głęboka i nieskończona ciemność, która do złudzenia przypomina nicość. Czy ja umarłam? Jestem w niebie, czy w piekle? Z pewnością nie w czyśćcu, bo tak on nie wygląda... Na pewno? Boże, dlaczego pozwalasz mi tak cierpieć? Ten ból głowy jest nie do zniesienia, a do tego to ramię... Co mi się w ogóle stało? Ech, tyle pytań i brak odpowiedzi, szlag by to trafił!
W końcu po dłuższej chwili (o ile to można nazwać chwilą) odzyskałam przytomność, co wcale nie było miłym uczuciem. Litry wody w płucach, która aż cisnęła się, aby wydostać się na zewnątrz. Cóż, zaczęłam się krztusić i wypluwać ‘HaDwaO’.
Dłoń... starałam się ruszyć dłonią. Czułam wilgotny, ciepły piasek. A więc jednak nie umarłam!
Otworzyłam powoli swoje niebieskie oczy i od razu oślepiło mnie światło słoneczne. W ogóle nie zwróciłam uwagi na otaczające mnie osoby, tylko zmieniłam swoją pozycję na siedzącą i zaczęłam wyciskać wodę z moich włosów, w których była chyba tona piasku, cudownie!
Spojrzałam na swoje ubranie. Obcisła, jasna bluzka na ramiączkach, długie i równie obcisłe spodnie, a do tego buty na szpilkach. Cholera, że też dałam się namówić na ubranie takiego czegoś!
W końcu spojrzałam na otaczające mnie osoby... większość to mężczyźni. Ach, dlaczego ja nie mam do nich szczęścia? Ale jestem pewna, że moja głęboka wiara w Boga w końcu sprawi, że spotkam na swojej drodze tego jedynego... Taa, nie bądź głupia... tobie nie jest dane się zakochać! – mówiły mi dwa różne głosy w głowie... dziwne.
- C-co się stało? Um... gdzie ja jestem? – spytałam, a mój akcent jednoznacznie wskazywał na to, iż pochodzę z Francji. Patrzyłam na nieznajomych, a dłoń mimowolnie zaciskałam na opasłej książce, romansie, który zabrałam ze sobą w rejs...
__________________ Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska. |