Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-01-2016, 00:53   #139
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Pierwsze, co Tina zrobiła rankiem, to nakarmiła Hildę, a później siebie, dojadając nadskubane sucharki po kokoszce. Wydawała się być lekko oderwana od rzeczywistości, choć być może po prostu taką udawała. Rozmawiając tylko z siostrą i pierzastym towarzyszem, miała całkowicie wylane na stado hien, które przetarabaniło się przez obóz w kierunku auta.
- Czy kurwa w końcu mi powiesz, czy odłączamy się od tych debili czy nie?

Tymczasem siostra po kłótni z Szuterem wcale nie była w pogodnym nastroju. Uderzała nerwowo jakimś patykiem w kawalek płonacego w ognisku drewna. - I gdzie pójdziemy? - spytała w końcu. - Rozejrzyj się sama dzicz tutaj. Nawet samochody nie jeżdżą. - dodała brakującego jej kawałka krajobrazu tak znanego z domu. Ale pustka szos, tak naturalna w pogorzelisku dawnego USA w Det była czymś nie do ppmyślenia. Było to ponoć jedyne miejsce na świecie gdzie nadal można było utknąć w korku co było prawie nie spotykane gdziekolwiek indziej.

- I jak się zabierzemy jak już? Chcesz to wszystko dźwigać? I jeszcze może tą głupią kurę? I mamy się szlajać przez te błoto? Z buta? - Whit zdawała się az ociekać powątpiewaniem i sceptycznością. Tak właściwie reagowała większość populacji ich rodzimego miasta na wieść, że miałaby gdzieś iść własnymi nogami zamiast jechać na kołach. Zaś bagaże póki wiozły się same na wozach nie były jakimś specjalnym utrapieniem ale przy dźwiganiu na własnych plecach na pewno już mogły dać się we znaki. Zwłaszcza jakby miały iść więcej niż jeden dzień. A tymczasem ostatni okruch cywilizacji jaki mijały to miejsce skąd wyruszyła ta karawana. Z buta pewnie szłoby im się tam ze dwa czy trzy dni i to jakby nic się po drodze nie przydarzyło. Z drugiej strony to w końcu droga. Drogą prędzej czy później coś jeździło. Może miałyby farta załapać się na coś. Whitney wydawała się w tej chwili bardziej marudna niż oporna. Tina znała ją na tyle by wiedzieć, że jesli się uprze to zgodzi się ze zdaniem siostry - rangerki. *

- Plus jest taki… że Panewki na takim zadupiu nie będą nas szukać… - Tina próbowała zażartować ale wyszło jej… w zasadzie w ogóle jej nie wyszło. Wzruszyła ramionami. - Fajnie jest grzać tyłek przy ognisku i dostawać darmowe żarcie ale mówie ci, że szykuje się BUNT! - rangerka oczami wyobraźni widziała jak dwie frakcje ścierają się na bezludziu w walce o przetrwanie -[b] Tylko czekać, aż spróbują nam odbić Hilde, albo nas otruć, albo zabić w śnie.[b] - Wiedziała, że troche przesdza ale siedzenie z karawaniarzami, kiedy ci spiskują wcale jej się nie podobało. Dodatkowo atmosfera obozowiska była drętwa, ludzie tępi, nudni i w żaden sposób nie zgrani. Dziewczyna nie miała bladego pojęcia, jak oni wszyscy jeszcze prosperują. W Det… zostali by wprasowani w asfalt za całkowitą bezcharakterność i żelazny kij w dupie… Szutera przy okazji by zamienili jeszcze w krwawą konewkę… za sam wyraz ryja.
- Gdy tylko nadaży się okazja… będę węszyć to tu to tam… spierdalamy, jak mi kurak świadkiem… inaczej niedługo pozamieniamy się w takich niewydymanych popaprańców jak oni. - o ile już się nie zamieniły, bliźniaczka nie potrafiła powiedzieć, kiedy ostatnim razem siostry się śmiały, nie wspominając o balowaniu w barze nad pustymi kuflami piwa. Źle się działo. Tina czuła to niemalże w kościach. By poprawić sobie nastrój postanowiła zwinąć latarkę, którą wcześniej widziała w domku przed schodami do piwnicy. Niczym cień ścierwojada, sunęła do znanego jej miejsca, z kałachem na ramieniu.

- Tak, tylko ten kurak cię obchodzi. Jak tamten kretyn się na mnie wydarł to ani słówka nie pisnęłaś. A jak ci wyrwał karabin to ja od razu przyleciałam ci pomóc… - mruknęła w końcu wyraźnie rozżalonym głosem siostra bliźniaczka nie mając najwyraźniej ochoty ani się ruszać od ogniska ani dać się tak łatwo pocieszyć.

Gdy ruszyła w stronę domu, zaparkowanej przed nim osobówki i zgromadzonych wokół niej grupki karawaniarzy zauważyła też tego całego Szutera. Też tam się kręcił ale zamiast obskakiwać samochód wszedł z karabinkiem i latarką w głąb domu. Widziała jak w korytarzu minął zejście do powinicy a więc i latarkę o ile jej nikt dotąd nie zgarnął i zniknął jej z oczu wchodząc na klatkę schodową. Widocznie udał się gdzieś na wyższe kondygnacje zostawiajac na razie parter w spokoju. W tym czasie Chebanczycy rozbili boczną szybę samochodu i wydłubywali właśnie resztki kryształków z ramy zapewne by dostać się do środka. Sądząc po jękach, minach i gestach ze środka musiało zajechać niezłym zapaszkiem.

Tina niczym pies gończy, który podjął trop, dotarła do miejsca, które wyryte miała w swej pamięci niczym kamienną płaskorzeźbę z czasów antycznych. Musiała przyznać, że trapiły ją słowa Whitney, która lubiła wytykać rangerce wszelkie błędy lub niedociągnięcia. Miała nadzieję, że gdy przyniesie mechanik latarkę, ta stanie się bardziej przychylna i uśmiechnięta.

Gdy detroidzka renger dotarłą do drzwi domu i spojrzała na przestrzeń podłogi przed zejściem do piwnicy okazało się, że widzi tylko pustą podłogę. Ktoś już widocznie zaopiekował się bezpańska latarką. Nawet miała silne podejrzenia kto bo w głąb korytarza prowadził mokry, błotnisty trop jak ulał pasujący do kogos kto tędy przechodził dosłownie przed chwilą. Trop prowadził oczywiście do kuchni i porzuconego tam plecaka. Właściwie przechodząc korytarzem nie dało się go nie zauważyć.

Gdy stanęła w progu drzwi do kuchni zobaczyła oczywiście Szutera stojącego przy stole z plecakiem. Teraz oboje eksplorerzy mogli nieco dokładniej się zorientować w sytuacji porzuconych bambetli. Za stołem, i jedynym w miarę całym krzesłem leżała zwinięta karimata, koc i spiwór. Zupełnie jakby ich poprzedni właściciel naniósł sobie materiał na przygotowanie noclegowiska ale nie zdążył go już zrobic. Sam plecak był raczej srednio - mały. Jeden z tych co to można zabrać trochę bambetli jak się chce wyjść na miasto na cały dzień i wrócić wieczorem bez obładowywania się czym się da na cały weekend czy tydzień. Z wewnętrznej części plecaka wystawała plastikowa, elastyczna rurka świadcząca o tym, że jest wmontowany w niego pojemnik na płyn zwany najczęsciej cameback. Standardowy zawierał najczęściej ze 2 - 3 l miejsca na płyn.

Na stole wciąż pozostawała rozłożona menażka z rozłozonym niezbędnikiem, pustymi puszkami po groszku i fasoli, prawie pusty termos z zimną kawą zbozową oraz jakieś papiery jakby pozostałosć po reszcie zjedzonego posiłku. Na stole była też jakaś ćwiartka zgaszonej swiecy. Przyrząd oświetleniowy całkiem popularny i tani jesli nie zależało komus na skoncentrowanym, jasnym swietle a właśnie aby ciemno nie było. Plecak był rozsunięty i częściowo widac było jego zawartość. Do spodniej częsci przymocowany w poprzek był łom. Niezbyt poważnych rozmiarów ale za to sprawiajacy wrażenie poręcznego i szybkiego do dobycia z tego miejsca na plecaku. Ze srodka plecaka docierał niezbyt wyczuwalny zapach zepsutego jedzenia. Widocznie nie “zakwitło” jeszcze w pełni ale już cos zepsuć się tam zdążyło. Reszta znalezisk ukazała się oczom wędrowców gdy wysypali zawartość pojemnika na stół.

A więc hieny dotarły i tu. Brunetka wpatrywała się przez chwilę w puste miejsce po latarce, dziękując bogom i nie bogom, że nie wpadła na pomysł, wspomnienia o niej siostrze.
“ To by była długa śmierć… “ pomyślała w rozbawieniu, wzruszając ramionami i idąc po śladach do pomieszczenia, by… w rozczarowaniu stwierdzić, że z sucharków też są nici.
“Biedna Hilda… to znaczy nie! Niech ma a raczej nie ma! Przeklęty kurak, tfu!” w roztargnieniu podrapała się po szyi, przekręcając lekko głowę. Nie miała pomysłu co ze sobą zrobić. Zawinęła się więc w tył na zad i wróciła do siostry.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline