Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-01-2016, 14:30   #5
Jaśmin
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
Jak powiedzieli tak zrobili. Piotr, Marta i Władek w towarzystwie Sławka z laboratorium wybrali się do IRISH PUB gdzie wspólnie flaszkę szkockiej obalili. Wygadali się, wyśmiali, anegdotami podzielili. No po prostu koleżeńska integracja i pełnia szczęścia.

Prawie.

Gdy wpadali do pubu była 17.40 (koledzy przyszli na zmianę tradycyjnie, czyli pół godziny wcześniej), gdy zaś Piotr po raz pierwszy zerknął na zegarek była 19.03.

-Kurde - Wasilewski zionął przetrawionym alkoholem - Umówiłem się z Anką na mieście - Wysupłał pieniądz za alkohol i przekąski, którymi to hojnie sypnął kelnerowi - Jak się spóźnię głowę mi zmyje - przez chwilę znosił z cierpiętniczym uśmiechem żarty kolegów - Spadam, bawcie się dobrze…


*****


Piotr unosił się na falach oceanu. Cichy szum wypełniał go całego, otulał i kołysał. Tylko jakiś natrętny dźwięk przeszkadzał w kontemplacji potęgi Matki Natury.

Wasyl sapnął przez nos odwracając się odruchowo w kierunki Anki.

-Kotuś, wyłącz ten telewizor, zaparz mi herbatę i pościel łóżko, dobrze?

Spodziewał się odpowiedzi, ale nie takiej.

-Piotrek, ochlapusie! Jesteśmy w teatrze!

Wasilewski ocknął się gwałtownie z miłego półsnu. Po jego lewej stronie jakiś chłopaczek chichotał w kułak. Po jego prawej Anka piorunowała go wzrokiem, na jej twarzy walczyły ze sobą irytacja i rozbawienie.

Piotr przeciągnął dłonią po podgolonej czaszce. Po czym rzucił Ance pełne wyższości spojrzenie.

-Wiedziałem o tym.

-Jasne - prychnęła klepiąc go po głowie jak szczeniaka.

Dalej Wichrowe Wzgórza potoczyły się swoim torem. Gdy Heathcliff i Katarzyna po raz ostatni wyznali sobie miłość Piotr z ulgą zaklaskał po raz ostatni po czym wspólnie wybyli do domu. By, po raz pierwszy od paru dni, spokojnie się przespać.


*****


Piotr unosił się na falach morza, uszy wypełniała mu symfonia, na którą składał się poszum fal i krzyki głodnych mew.

Nagle otworzył oczy.

Przez chwilę wydawało mu się, że jest na statku. Dopiero po kilku sekundach dotarły do niego odgłosy miasta, terkot przejeżdżającego tramwaju, klaksony samochodowe i inne odgłosy budzącego się ludzkiego ula.

Wstał z łóżka starając się nie budzić Anki śpiącej twardo, niemal bez oddechu. Po czym poruszając się bezgłośnie na grubym dywanie podszedł do okna popchnąwszy żaluzje, które zwinęły się w harmonijki.

Warszawa. Początek dnia.

Dopiero teraz przypomniał sobie, że jest w stolicy, mieście odległym od wybrzeża o dobre dwieście kilometrów. Fakt ten jednocześnie zmartwił go i podniósł na duchu. Kochał Warszawę, być może najbardziej ze wszystkich miast świata, ale najbardziej tęsknił do pokładu statku kołyszącego się pod stopami…

*****


Godzinę później Piotr wrócił z parku, zrzucił dres i wybrał się pod prysznic. W mięśniach czuł rozkoszne zmęczenie. I dobrze, jako że nie trenował porządnie już od tygodnia.

Zerknął na elektroniczny budzik.

7:05.

Zażywszy kąpieli ubrał się w czesankowe spodnie i białą koszulę. Pod pachą umieścił kaburę z wysłużoną cezetką. Dodał przewiewną ciemną marynarkę ułożoną tak by zakrywać kaburę z bronią. Założył czyste czarne półbuty. Na kieszonce zawiesił ciemne okulary. I zabrał się za robienie kawy dla dwojga.

Jak zwykle aromat zbożowej wywabił Ankę z łóżka. Piotr uśmiechnął się do dziewczyny podając jej filiżankę na spodku. Sam wypił swoją, jeszcze gorącą, za kilkoma przyłożeniami warg.

-Co tak wcześnie? - Anka piła powoli - Do pracy chyba na osiemnastą?



-Aha. Ale zaraz wychodzę. Umówiłem się z Władkiem na wycieczkę do Kampinosów. Robota - dodał tonem wyjaśnienia.

-Poślubiony swojej pracy -mruknęła - O której wracasz?

-Nie wiem. Zadzwonię do ciebie jak skończymy.

-Jakbyście skończyli przed trzynastą…

-Podrzucę ci obiadek z Maca.

-Dobry chłopiec.

-Dostanę całuska na pożegnanie?

Anka mruknęła odstawiając filiżankę. Przez chwilę wydawało się, że wyniośle zignoruje żartobliwą sugestię partnera. Nieoczekiwanie zbliżyła się do mężczyzny, chwytając go za kark i całując głęboko.

Przez chwilę trwali tak złączeni. Anka odsunęła się gdy zabrakło jej powietrza.

-To ci musi wystarczyć do wieczora -mruknęła z zadowoleniem, nieoczekiwanie klepnęła Piotra w pośladek -Do pracy, niedźwiedziu. Idź gromić zło. Widzimy się u mnie na służbówce.

-Aha - Piotr uśmiechnął się marzycielsko - Na razie.


*****


-Władek? Jestem koło bloku. Podjedź po mnie, dobra…?

Dziesięć minut później władkowy Ford wystartował jak rakieta.


Godzinę później, Kolonia Sieraków, Puszcza Kampinoska


Władkowy Ford zatrzymał się kilkanaście metrów od celu.

Śpiewały ptaki, pluskał deszcz, przyroda grała na pełnym spektrum wrażeń.

Spalony do gołych fundamentów budynek całkiem nieźle wpasowywał się w krajobraz. Po prostu gołe fundamenty, gdzieniegdzie stare ślady spalenizny, okopcony komin. Coś co mogło być starymi zabudowaniami gospodarskimi. Najbliżsi sąsiedzi kilometr dalej. Wszystko.

Władek i Piotr pogadali chwilę, wymienili się uwagami. Po czym Piotr poszedł zbadać ruinę, a Ciszewski rozpytać tubylców.

-...no przecież mówię, panoczku,że ja tutejszy, ale pana Wojtusia…

- Przestań kręcić. I nie zgrywaj głupka bo ci nie wychodzi.



-Aha
- tubylec, szczupły chłopak pod 20-kę w sportowym dresie wyszczerzył zęby - Nie wychodzi. A to dobrze. Panowie z policji?

-Z policji
- potwierdził Ciszewski - Co z tym Kleszczem. Znałeś go?

-No.

-Wiesz gdzie teraz jest?


Chłopak wsunął zapałkę w zęby.

-A skąd. Ale co z nim to coś tam słyszałem. Chcecie posłuchać? To słuchajcie. Tak, Wojtek tu mieszkał. Ze dwa lata temu. Z ojcem. Ale staruszkowi się zmarło i Wojtas wyjechał. Może do Warszawy, może zagranicę, bo to teraz w modzie, co nie?

-Aha
- Ciszewski wiercił chłopaka wzrokiem - A dom? Czemu spalony?

-A nie powiecie nikomu?
- dzieciak wyraźnie się zgrywał.

-Przestań grać głupka, już ci mówiłem…

-Dobra, dobra. Pożartować chyba można, nie? Z rok temu, na Sylwka, chłopaki z okolicy puszczali tu fajerwerki. No i zaprószyli ogień. Straż przyjechała, ale nie było co ratować. Wszystko się do gołej ziemi spaliło.

-A Kleszcz? Nie pokazał się? O odszkodowanie nie walczył?

-Nie
- chłopak wzruszył ramionami, zapałka powędrowała w drugi kącik ust - Odpuścił.

-I widziałeś go od tego czasu choć raz?

-Nie. Ani razu…



*****


-...i tak to, Piotrusiu, wygląda. Zero. Null. A co u ciebie? Obejrzałeś spaleniznę?
-Obejrzałem. Nic...


Mieszkanie Nowakowskiego, Muranów, ul. Stawki, Popołudnie.

Zanim przebili się z Puszczy Kampinoskiej na Żoliborz zapadł zmrok. Władek zaparkował na parkingu pod Wieżowcem Intraco 2 pokazując ochroniarzowi na bramce legitymację służbową.

Na ulicach panował spokój, choć czasem ganiali sie tu kibole, gdy fanatycy Legii ruszali na łowy na jedyny teren w mieście jaki nie należał “do nich” i gdzie łatwo było ‘skroić’ parę szalików. No i złapać trochę adrenalinki, bo czasem łowy kończyły się tak, że sami bez barw kończyli wracając z lekka obici.

Indywidua traktujące sport jako argument do bicia w mordę siedzieli aktualnie w swoich pieleszach. Dawało to nadzieję, że Nowakowski też będzie w domu.

Był, otworzył drzwi po mocnym pukaniu Władka.

Dzwonek nie działał.

Piotr dobył odznaki.

- Aspiranci Wasilewski i Ciszewski z Komendy Głównej. Musimy pogadać.

- Tak? O co chodzi?

-Szukamy twojego znajomego. Wojtka Kleszcza.

- Nie znam człowieka
- zrobił ruch jakby zamykał drzwi policjantom przed nosem.

Piotr wsadził stopę między drzwi, a ościeżnicę.

-Ciekawe. Bo on cię zna - Wasilewski mówił spokojnie.

- Buła, no wracaj do łózka - w tle za chłopakiem ukazała się jakaś dziewczyna owinięta w prześcieradło.

- Juz idę. - rzucił przez ramię. - Jak tak twierdzi, to po co ściemniacie go szukacie?

-Nie powiedziałem, że on tak twierdzi. Tak nam wychodzi ze śledztwa
- Piotr urwał na chwilę - To twój kumpel więc od razi ci mówię, że on nie ma jeszcze kłopotów. A może je mieć jak nas olejesz.

- Nie znam człowieka
- powiedział bezczelnie. - Coś wam w śledztwie nie hula chłopaki w takim razie chyba. Skąd niby mam go znać?

-Z ambasady USA, choćby. Jak się nazywała ta dziewczyna co to ją twój kumpel napompował?

Nowakowski zrobił okrągłe oczy. Może i wcześniej ściemniał ale teraz był faktycznie zaskoczony.

-Ja w życiu w ambasadzie USA nie byłem i jaką dziewczynę napompował?

-Tak nam wyszło ze śledztwa. Słuchaj
- Piotr zrobił pół kroku do przodu - Nie chcemy ani jemu ani tobie zrobić przykrości. Szukamy Wojtka bo mam dla niego wiadomość. Z ambasady. Nic czym moglibyście się martwić.

- Już się muszę martwić jak niby w waszym śledztwie wyszło, że bylis… byłem w ambasadzie, kiedy serio nigdy tam stopy nie postawiłem. Strach kurwa człowieka oblatuje jakież to w tych śledztwach umieszczacie wyssane z palca bzdury.
- Wyglądął poważnie na zdenerwowanego.

-W 2010 obaj braliście udział w bójce. Po raz drugi w ciągu dwóch dni. Wcześniej Wojtek wylądował w szpitalu w stanie poważnym. Będziesz się wypierał?

Zastanowił się

Wypierać się tego co mogli mieć nie było sensu.

-Nie - odpowiedział.

-Dobrze. Dlatego porozmawiaj z nami. Słowo gliniarza, ze żadnej twojej ani jego krzywdy nie chcemy. Daj nam pół godziny to się dogadamy i pójdziemy.

- Przecież rozmawiam, choć dziewczyna mi stygnie - odpowiedział.

-Taka rozmowa na klatce to diabła warta jest. Nie zaprosisz do środka? Pół godziny i już nas nie ma.

- Nie zaproszę.

-Wciągasz sąsiadów w sprawy, które mogą, w najlepszym razie, narobić ci wstydu
.

- Wstydu?
- zarechotał - Że mi wciskacie bzdury że w ambasadzie byłem? Czy że mnie kibole na mieście obili? PANI KAROLKOWA, WIEM ŻE PANI PODSŁUCHUJE! W AMBASADZIE SIĘ WOŻĘ! POLICJA POTWIERDZA! - Krzyknął w stronę jednych z drzwi.

-Dobra, dobra. Widać od razu, że wstydu nie masz. To co? Zadamy ci kilka pytań, a ty się zastanowisz zanim odpowiesz. Dobra?*

- Macie 3 minuty.

-Szukamy Wojtka Kleszcza. Wiesz gdzie go można znaleźć?


Udał, że się dobrze zastanawia.

- Następne pytanie? - rzucił po dłuższej chwili.

-16 lipca, 2010 w piątek Wojtek wylądował w szpitalu. Wyszedł na własna rękę, jeszcze przed operacją. Jak to możliwe?

- Może lekarze źle zdiagnozowali, jeden dentysta kiedyś dziadkowi zdrowy ząb wyrwał, dziurawy zostawił. Wie Pan Panie władzo jak to jest ze służbą zdrowia.


-Pięć lat temu chodziłeś z jedną dziewczyną z Norwegii, z ambasady. Gdzie ją można znaleźć i jak się nazywa bo mielibyśmy do niej parę pytań?

- A no była taka. Zerwała ze mną jak wyjeżdżała. Związki na odległość,.. no średnio to się udaje. I dobrze, bo mam teraz najwspanialszą na świecie
- dodał głośniej odwracając głowę w bok by być lepiej słyszanym w mieszkaniu.

-Związek na odległość. Ale chyba nie na taką, żeby nie podała ci swojego imienia, nazwiska?

-Nikola? Nazwiska nie pamiętam, jakieś takie Shrgrdr, Skardgard? Musiałbym na fejsie sprawdzić. Ale sobie w googla wpiszecie listę konsuli w ambasadzie jacy byli to wam zabangla, bo jej tatko był jakimś tam jego krewnym z tym samym nazwiskiem i jako urzędas pracował.

-Znasz Krzysztofa Steca, ksywa Fred?


- Nope nazwisko Stec coś mi mówi, ale żeby z Krzyśkiem w parze czy “Fred” pierwsze słyszę.

-Dobra. To by było wszystko. Przyjemności.


Obaj policjanci opuścili blok i już po chwili siedzieli w samochodzie.

-Facet jest śliski jak gówno w majonezie, ale coś tam wyśpiewał. To co, Władek? Gdzie najpierw? Na komendę pogrzebać w sieci czy do urzędu dzielnicy Osiedle Sieraków?

Władek wzruszył ramionami.

-Ja tu tylko robię za kierowcę. Partnerze.

-To jedź do Firmy. A po drodze wstąpimy do maca bo muszę dziewczynie obiad podrzucić…

Cholera, za późno. Anka głowę mi urwie, zapomniałem.


Wasilewski dobył komórki, wybrał numer Anki. W tym czasie Władek wystartował już w kierunku Pałacu.

-...tak myślałam, ze zapomnisz, Piotrek. Ale spokojnie, zamówiłam sobie z telepizzy…

Piotr jeszcze raz zerknął na zegarek. 17:08. Już prawie czas na służbę.

Czekała ich praca z komputerami.
 

Ostatnio edytowane przez Jaśmin : 30-01-2016 o 14:36.
Jaśmin jest offline