Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-01-2016, 21:24   #16
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Billy Idol


- Jestem! – pisnęła Cathy cieniutkim głosikiem – Wprowadzam ci koordynaty.
Na wizjerze Billy’ego pojawił się rząd danych.
- Pojedziemy zobaczyć miasto – zarządziła Kicia.
Na szczęście dzisiejszego dnia nie lało, więc propozycja wyprawy krajoznawczej nie odrzucała specjalnie.


Billy ruszył według wytycznych Cathy, by przyglądać się wiszącemu miastu. Mijane widoki przypominały mu o drastycznej różnicy jego byłego i obecnego życia. Podczas, gdy ulice w dzielnicach klasy uprzywilejowanej były szerokie, zadbane i kusiły lśniącymi witrynami, nCatsaraj był ucieleśnieniem biedoty i upadku. A mimo to, można było odnaleźć w nim piękno. Gdy się tylko chciało. A chciało się niewielu, bo któż ma czas na przejażdżki i podziwianie czegokolwiek, jeśli musi kombinować jak wypełnić pusty żołądek i znaleźć kawałek dachu zanim złapie go po raz kolejny ulewny deszcz? Na szczęście ani Billy ani Cathy nie musieli się tym przejmować i Billy szybko odsunął od siebie te myśli. Gawędząc z Cathy o wszystkim i o niczym, wyjechał w końcu z wąskiej gardzieli między budynkami

Koordynaty Kici prowadziły poza standardowe granice miejskie – Billy nie pamietał by bywał w tych rejonach. To co z dołu wyglądało paskudnie i odstręczająco, nagle nabrało nowego wymiaru z pewnego oddalenia.
Feeria barw, kształtów i układów przykuwała uwagę i dawała też poczucie skali kontrukcji jaką był nCatseraj. I liczby jego mieszkańców, których gęsta masa, jak okiem sięgnąć kłębiła się na wszystkich poziomach.
- Skręć i wjedź na saaaaamą górę – poleciła Kicia brykając na ekranie. – Ooooo już. Teraz zawróć. Już! – pisnęła Cathy – Pięknie, coo? – sapnęła z zadowoleniem. Oczom Billy’ego ukazała się cudna panorama dalekich dzielnic nNY




Po przejażdżce w towarzystwie Cathy, Billy zdecydował się skontaktować z Mr. Tongiem by zdać raport.
Wywołane połączenie odebrała po pierwszym sygnale ta sama gejsza, która po raz pierwszy zapraszała Billy’ego na spotkanie, jedyną różnicą był kolor jej kimona
Skłoniła się głęboko i zaćwierkała:
- Ohayō gozaimasu, Idol-san. Mata oai dekite ureshii desu. Jak mogę pomóc? – wyprostowała się leciutko z uprzejmym uśmiechem na twarzy oczekując na odpowiedź Billy’ego.


Już wyjeżdżał z tymczasowego parkingu kierując się na poszukiwanie jakiejś jadłodajni, gdy zadzwonił Will. Mocno zaniepokojony.
- Billy! – niemal wrzasnął stojąc bardzo blisko panelu – Chciałeś wiedzieć jeśli ona nie przetrwa. No więc, dała radę ale zgłosił się ktoś po nią. Nie wiem czy to ważne, czy nie... – lekarz wyglądał na dość wytrąconego z równowagi a to nie było częste. – Mogę przesłać ci portet, Cathy już go sprawdza... – Will na chwilę odwrócił się od kamery – Przesyłam...


Uwagę zajętego rozmową z lekarzem Billy’ego przykuły dwa pojazdy zbliżające się szybko z tyłu
Miał kilka sekund na reakcję.


Luc Van Den Heen


Ciężkie, przebijające się przez muzę łomotanie przerwało lekką, popołudniową drzemkę w jaką zapadł. Lekko połamany, wyprostował się w fotelu, poruszając lekko szczęką. Pomasował policzek, na którym pojawiło się czerwone odbicie jego własnej ręki, przy okazji strącając pojarę przyklejoną do kącika ust.
Walenie w drzwi powtórzyło się.
System alarmowy założony przez Halo i jego ekipę popiskiwał radośnie, dokładając się do kakafonii dźwięków. Luc zirytowany sprawdził kto się dobija. W odpowiedzi zobaczył wyszczerzoną w szerokim, końskim uśmiechu gębę Thomasa „Edka Nożycorękiego” Zuckera, nazywanego tak oczywiście z powodu swojej protezy.
Edek podniósł do kamery mały żołnierski baniaczek i wydmuchał dym z fajka. Najwidoczniej solos, mieszkający niedaleko, wrócił ze swojej ostatniej wyprawy i się najzwyczajniej w świecie nudził. Luc mógł tylko łączyć się z nim w bólu. Sam ostatnio cierpiał na chwilową posuchę, co w zawodzie freelancera zdarzało się z regularnością godną lepszej sprawy.
- Boy, do I have news for ya or what... – powiedział Edzio na start lekko sepleniąc z powodu wypluwanego kątem ust tytoniu i dziarsko władował się do mieszkania Van Den Heena. Wcisnął mu baniaczek w objęcia i zmiażdżył w przyjacielskim uścisku, poklepując solidnie po plerach. – W domu siedzisz... nooo ... czyli idziemy dzisiaj w miasto zużyć trochę kredytów.
Uwalił się na jedyny rozsądny mebel w przybytku Luca: łóżko i mościł przez chwilę szukając wygodnej pozycji siedzącej. Spojrzał znacząco to na Luca to na tulony przez niego baniaczek:
- Otworzysz czy będziesz się do tego modlić? – spytał gasząc fajka. Założył nogę na nogę i zaczął skręcać drugiego.
Luc spoglądał chwilę tępo na kumpla, którego poznał niedługo po przyjeździe do nNJ w... knajpie. Dziwne się wiedzie na tym świecie, skoro tymczasowa rywalizacja o tę samą dżagę, próba wzajemnego obicia sobie ambicjonelnie ryja (z powodu dżagi) zamienia się w popijawę, wspólny udział w pubowej bójce, (no dobra, którą sami jakby zainicjowali, zapominając o dżadze), a następnie w długotrwałą przyjaźń... Luc westchnął i poszedł po szklanki. Nadal piastując baniaczek w uścisku.
Gdy wrócił, Edek klepnął się po udzie i ponaglająco pokiwał dłonią po szklankę z trunkiem.
- Dave przesyła z pozdrowieniami. O coś się poprztykali z Moirą ostatnio i rozdaje znajomym, żeby nie zrekwirowała. – twarz przyjaciela miała przez chwilę jakby własne życie. Chciała wyrażać smuteczek ale jednak radosny uśmiech zwyciężał ten pojedynek. Luc też poczuł ślinkę napływającą do ust - Dave pędził naprawdę dobre piwo. Takiego, którego nie przebijał żaden dostępny w handlu syf nafaszerowany chemią i uzdaczniaczami smakowymi. Ciemny trunek przyjemnie zasyczał po otwarciu baniaczka.
- Słyszałeś ostatnie wiadomości? – zapytał gdy obaj zgodnie sapnęli z zadowoleniem po pierwszych kilku łykach – te z włamem do CNS? Podobno pojawił się nowy gracz na rynku: „Matrix”. I wiem gdzie planują kolejny atak. Ile dasz za cynk? – oczy Edka błysnęły wesolutko. – No i co u Ciebie? I gdzie idziemy dzisiaj? Clockwork Rosebud? – mimo, że Luc nigdy tam dotąd nie był, to wiedział, że to jedno z topowych miejsc na liście Edzia, zatwardziałego, staromodnego punka.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 04-02-2016 o 10:20.
corax jest offline