Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-01-2016, 21:44   #32
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Sorel pocił się. Na kominku w gabinecie nie palił się najmniejszy nawet ogieniek, więc z pewnością nie z powodu upału zarządca ocierał pot z czoła.
Raul na pozór od niechcenia przerzucał karty leżącej na biurku księgi, a uśmiech, jakim obdarzył Sorela, był zdawkowy. Taki, jakim obdarza się służącego, który przyniósł tacę ze śniadaniem.

Wielu panów (nie tylko tych największych) nie miało pojęcia, co działo się w ich majątkach. Powierzywszy zarządzanie zaufanym ludziom wiedli beztroskie życie w Paryżu, dbając tylko o to, by pieniądze płynęły szerokim strumieniem. A skoro płynęły, to po co się interesować tym, co się dzieje w majątku? Po co studiować księgi?
Tak nie postępował żaden z d'Arquienów. Raul, chociaż nie jemu miał przypaść rodzinny majątek, również niejedną godzinę przesiedział nad księgami, chociaż w głowie miał raczej rapier czy polowanie, a nie szeregi cyfr.
Świętej pamięci hrabina również miała taki zwyczaj, ale - najwyraźniej - ostatnimi czasy tego zaniedbała, co Sorel systematycznie wykorzystywał.
Raul przyjrzał się kolejnej kolumnie liczb.
Jeśli wierzyć tym wyliczeniom, w pałacu znajdowało się dwa razy tyle służby, a hrabina musiałaby dzień w dzień wyprawiać ucztę i przyjmować dziesiątki osób. A tak, co Raul wiedział od Lisy, bynajmniej nie mało miejsca. Marie de Riquet raz w miesiącu gościła pięć, czasami więcej osób, lecz ich liczba nigdy nie przekraczała tuzina. Hrabina najwyraźniej nie miała zbyt wielu przyjaciół, przynajmniej ostatnimi czasy.
Co się stało z różnicą między faktycznymi wydatkami, a zapisami w księdze? Łatwo było zgadnąć, do czyjej kieszeni trafiła. Ta jednak sprawa musiała poczekać, przynajmniej do powrotu Desire, które mogła wydobyć z zarządcy wszystkie tajemnice, i to bez większego problemu.
- Wygląda na to, że wszystko jest w porządku. - Raul zgrabnie i bez mrugnięcia okiem rozminął się z prawdą. - Bardzo starannie prowadzone rachunki. - To akurat było prawdą. No i jeszcze można było pochwalić staranny charakter pisma. Całkowicie niezgodny z faktycznym charakterem zarządcy.
- Dziękuję, panie hrabio. - Sorel skłonił się nisko. - Staram się...
W to akurat Raul był w stanie uwierzyć.
- To wszystko, możesz odejść. - Machnięciem ręki odprawił Sorela. - Przyślij do mnie przełożoną żeńskiej służby - polecił.
Nim Sorel zdążył dojść do drzwi, te otworzyły się i do gabinetu, bez pukania, weszła Desire.

Dziewczyna była w wyjątkowo dobrym nastroju. W jednej dłoni trzymała tacę, na której znajdowały się kolorowe wypieki, artystycznie ułożone i najwyraźniej wciąż ciepłe. Ich smakowity zapach natychmiast wypełnił wnętrze gabinetu. Dess jednak nie z powodu owego zapachu była w owym dobrym humorze. Korzystając z tego, że po jej powrocie Raul zajęty był sprawami związanymi z zarządzaniem rezydencją, udała się na mały spacer po jej korytarzach. Otulona przez Szarość, niewidoczna dla nikogo, sunęła nimi niczym duch. Większość z tego, co usłyszała było zwykłymi plotkami służby zaniepokojonej nagłą zmianą jaka nastąpiła w ich życiu. Nie wszyscy byli pewni swych posad, niektórzy w dodatku oczekiwali złego traktowania. Plotki te były co prawda ciekawe, jednak to nie w ich poszukiwaniu opóźniała swoje pojawienie się w gabinecie Raula. Czas był bowiem najwyższy by zacząć tępić szkodniki, które zalęgły się w rezydencji. Pozostałości władzy kardynała musiały zniknąć z tego miejsca, im szybciej tym lepiej. Nie mówiąc już o tym, że zapowiedź nocnych atrakcji znacznie rozbudziła ich apetyt, a jedna tylko śmierć i to w dodatku niezbyt wielkie znaczenie mająca, niezbyt zasługiwała na wspomnienie. Zawitała do kuchni, z której ukradła trochę chleba i ser, po czym ruszyła dalej na swój mały obchód. Ten zaś zawiódł ją w końcu do stajni, gdzie cisza panowała, sporadycznie tylko zakłócana przez rżenie koni. Stajennego ani jego pomocników nigdzie widać nie było, co niekoniecznie musiało być podejrzane. Takie jednak było, o czym świadczyły nerwowe fale burzące łagodny spokój Szarej Strefy. Skryta w jej odmętach Dess uśmiechnęła się do swojej towarzyszki. Bez wątpienia czekała je uczta, której kucharz hrabiny, bez względu na to jakby się starał, przygotować dla nich nie mógł…

Nic zatem dziwnego, że gdy wreszcie wkroczyła do gabinetu, na jej ustach gościł autentyczny, wesoły uśmiech.
- Kłopoty? - zapytała, zamykając drzwi za sobą, zanim gość Raula miał okazję opuścić pomieszczenie. Sygnał wysłany jej przez Szarość nakazał by przy tych drzwiach pozostała. Jej czujny wzrok spoczął na wyraźnie zdenerwowanym zarządcy.
- Drobiazg. - Raul uśmiechnął się nieco. - Pan Sorel chciał właśnie powiedzieć, co zrobił z ukradzionymi pieniędzmi.
- Jak miło… - Jej uśmiech nieco się pogłębił. - Także z ochotą wysłucham, co ma do powiedzenia.
Sorel przypominał w tym momencie rybę wyrzuconą na brzeg - z wytrzeszczonymi oczami, usiłującą złapać oddech.
- Ja... ja... - wykrztusił z siebie.
- Nieco gorąco się zrobiło. Może drogi pan Sorel chciałby coś do picia? Z wysuszonym gardłem niezbyt dobrze się człowiekowi spowiada - zaproponowała Dess, nader uprzejmie.
Sorel pokręcił głową. To było jedyne, na co było go w tej chwili stać.
- Czyżby nasz drogi pan Sorel odmawiał poczęstunku od hrabiego? - Uniosła jedną brew w wyrazie jednoczesnego zdziwienia i nagany. - Tak się nie godzi. Proszę usiąść, zaraz podam wino.
Desire większego wyboru mu nie dała. Nikt bezkarnie nie okradał jej pana, a na robienie wyjątków jakoś szczególnie ochoty nie miała. Wyciągnięcie sztyletu byłoby jednak niewłaściwym wyborem w tej sytuacji. Zarządca mógłby opuścić ten świat w nieco szybszym tempie niż na to zasługiwał, w dodatku zabierając ze sobą tajemnicę dalszych losów skradzionych pieniędzy. Zamiast więc dobyć broni, skorzystała z nowo odkrytego daru, który został jej ofiarowany. Wiedziała już że działa, więc tym razem nie poczuła niepokoju związanego z jego użyciem.
Stanowcza sugestia by posłuchać młodej dziewczyny pojawiła się w wypełnionym strachem umyśle mężczyzny. Bo dlaczego by nie, skoro ładnie prosi, ładnie się uśmiecha i oferuje wino, z którego wszak poprzednia właścicielka posiadłości słynęła. I faktycznie, gardło mu wyschło na wiór…
Zadowolona Dess skierowała się w międzyczasie do stolika, na którym stały trzy karafki i sześć kielichów. Hrabina najwyraźniej lubiła mieć pod ręką odpowiedni zestaw, z którego odwiedzający ją w interesach gości mogli skorzystać. Idealnie się składało, że jednocześnie Dess miała przy sobie ową małą fiolkę, która kosztowała ją tak wiele składników. Od chwili śmierci Marie starała się być zawsze gotowa do użycia owego specyfiku. Dopóki nie nauczy się wszystkich możliwości jakie dawała umiejętność wpływania na emocje ludzi, nie chciała ryzykować ewentualnego błędu. Nalała do trzech kielichów, by nie wyglądało to podejrzanie, a następnie do tego po prawej upuściła kroplę mikstury.
- Proszę - zaoferowała napitek Barkerowi, a następnie podała drugi kielich Raulowi. Wypieki zostały ułożone na biurku, tak by w razie ochoty można było po nie sięgnąć w dowolnym momencie. Oczywiście Dess nie spodziewała się by po wszystkim zarządca miał ochotę na cokolwiek poza szybką śmiercią.
Raul z odrobiną zainteresowania przyglądał się temu, co czyniła Desire. By zachęcić Sorela do poczęstowania się winem wziął swój kielich i wypił kilka łyków, po czym sięgnął po ciepłą jeszcze bułeczkę.
Zarządca niemal natychmiast poszedł w ślady hrabiego.
Desire zaś zaczęła powoli spacerować po gabinecie, niby wielce zainteresowana jego wyglądem i ani trochę nie przejmująca się obecnością zarządcy. Było to mylne wrażenie, niemniej jednak pozwoliło na to, by atmosfera w pomieszczeniu utraciła część owego nieprzyjemnego do Barkera posmaku przesłuchania. Służka Raula mogłaby zapewne wysilić się na to by poczuć wobec tego człowieka współczucie, jednak to nie było w planach na dzień dzisiejszy. Odczekała aż większość zawartości kielicha zniknęła w przełyku Barkera, a gdy tak się stało zatrzymała swe kroki za jego plecami. Prawa dłoń spoczęła na oparciu, tuż przy barku mężczyzny, niemal palcami dotykając materiału jego odzienia. Dess pochyliła się nieco, nie patrząc przy tym na swą ofiarę, a na Raula, który mógł przez to dostrzec jak jej oczy zmieniają kolor z zielonego na szary.
- A teraz, mój drogi panie Barkerze, odpowiesz grzecznie hrabiemu. Mów prawdę - ostrzegła słodkim głosem - bowiem każde kłamstwo będzie mieć dla ciebie niezwykle przykre konsekwencje, a nie chcemy wszak niszczyć tego jakże miłego podwieczorku, prawda?
- Od jak dawna okradałeś hrabinę de Riquet? - spytał uprzejmie Raul.
- Ja nie... - zaczął zarządca, po czym zbladł i z jękiem osunął się na podłogę. Puchar z brzękiem wylądował obok niego.
- Dobrze, że nie na dywan - stwierdził Raul. - Od jak dawna okradałeś hrabinę de Riquet? - powtórzył pytanie.
- Pół roku, trochę więcej niż pół roku.
- Dlaczego hrabina cię zatrudniła?
- Kardynał. Kardynał kazał.
Raul uśmiechnął się zimno.
- Kto jeszcze został zatrudniony z polecenia kardynała?
- Większość - odparł szybko Sorel. - Ta głupia Lisa, kucharz, masztalerz i dwóch stajennych, ci należą do starej służby.
Należeli, winno się rzec, a przynajmniej jeżeli chodziło o stajennych i masztalerza. Ich krew wciąż buzowała w Szarej Strefie, podobnie jak ich strach. Zdradzieckie szkodniki, gorsze nawet od tych, których na swojej liście płac miał kardynał. Pozbycie się ich było powodem dobrego humoru, z jakim Desire pojawiła się w gabinecie. Z całej służby jaka krzątała się po posiadłości, najwyraźniej tylko dwoje było godnych zaufania. Oczywiście o ile Dess zdecyduje się kiedykolwiek by ich takowym obdarzyć.
Nie zamierzała się wtrącać w pytania Raula. Zamiast tego obeszła fotel na którym wcześniej siedział Barker i usiadła. Szarość kontrolowała otoczenie, pozwalając by jej pani cieszyła się przyjemnością, jaką dawało jej poniżenie złodzieja, który ośmielił się położyć swe brudne łapska na własności hrabiny, a co za tym idzie, także jej następcy. Jedna ze służących miała zamiar zatrzymać się przy drzwiach i posłuchać, jednak w ostatniej chwili straciła na to ochotę, przypominając sobie jakąś okropną historię o tym w jaki sposób ich nowy pan miał zwyczaj traktować nazbyt ciekawskie osoby. Desire skinęła lekko głową zgadzając się w pełni z Szarością. Rozsiewanie niektórych plotek znacznie ułatwiało kontrolowanie ludzi. Będzie musiała popracować nad tą metodą zwiększania efektywności swojego daru.
Idąc za podpowiedzią swej opiekunki, poszła w ślady Raula i także skorzystała z dobrodziejstw, jakie zawierała przyniesiona przez nią taca. Głód wciąż ją omijał szerokim łukiem, dlatego też w pełni ufała jej podszeptom gdy w grę wchodziła częstotliwość jedzenia. Dodatkowo gest ten z pewnością powinien przypaść do gustu Raulowi, a musiała go wszak powiadomić o stracie trzech służących. Niezapowiedzianej stracie, dodać należało…
- Co się stało z pozostałymi?
- Hrabina... - Sorel jęknął. Najwyraźniej nie do końca była to prawda. - Ale ja im mówiłem, że mają odejść. Paru niechętnych miało wypadek.
- Poprzedni zarządca?
- Rozchorował się. Leonore mu w tym pomogła - dodał szybko, z twarzą wykrzywioną bólem.
- Z pałacu zniknęło kilka rzeczy - stwierdził Raul. - Co się z nimi stało?
- Nie wiem - zaprzeczył Sorel. Najwyraźniej miał krótką pamięć, skoro nie pomyślał o tym, jaki skutkami owocuje kłamstwo.
Ludzie tak wolno się uczyli. Desire z pewnym rozbawieniem spoglądała na wijącego się na podłodze mężczyznę. Najwyraźniej miał dość duże problemy ze złapaniem oddechu bowiem jego dłonie otoczyły szyję, a twarz przybrała szkarłatnego odcienia. Jednocześnie jego wnętrzności targane były spazmami kurczowych bólów, które zmusiły go do skulenia się i podciągnięcia kolan pod klatkę piersiową. To zaś bynajmniej w oddychaniu nie pomagało. Pełne cierpienia jęki raz po raz opuszczały jego usta, jednak na głośne krzyki nie miał szansy.
Cichy, tłumiony dłonią chichot, dołączył do nich po krótkiej chwili. Obie, zarówno Desire jak i Szarość, miały z powodu tego robaka wiele uciechy. Ta zaś, z jakiegoś powodu nie chciała grzecznie kryć się w Strefie.
- Powiem... wszystko powiem... - wybełkotał Sorel, gdy wreszcie odzyskał zdolność mówienia. - To Colette... i Renaud, podkuchenny... i Timon... i ja też... I jeszcze Gaston.
Raul z udawanym spokojem wysłuchał, jak Sorel wymienił wszystkie miejsca, gdzie schował lub ulokował ukradzione pieniądze, a potem dzielił się wszystkimi tajemnicami, jakie posiadał.
- Zabierz go stąd - powiedział z niesmakiem Raul, gdy spowiedź Sorela dobiegła końca. - Niech opuści pałac tak, jak stoi. Nie chcę go więcej oglądać.
Skinieniem ręki potwierdził polecenie.
Desire nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wstała, odłożyła kielich z niewypitym winem i pochyliła się nad swoją ofiarą.
- Słyszałeś - wyciągnęła dłoń by pomóc mu wstać, starając się jednocześnie, by jego niepokój przygasł. Z niesmakiem przyjrzała się obecnemu wyglądowi Sorela. Żałosne stworzenie, ledwie zdolne, by ustać na własnych nogach. Nie rozumiała, dlaczego tacy w ogóle się rodzili. Gdyby to od niej zależało, zostałby zamordowany zaraz po pierwszym hauście powietrza, który zmarnował przychodząc na ten świat. Popychając go lekko wyprowadziła byłego zarządcę, starając się zadbać o to by się nie potknął o własne stopy i by widziała go możliwie duża ilość osób. Gdyby później pytano o to, świadków tego jak opuszcza rezydencję nie miało prawa zabraknąć. Co najwyżej nieco się ich uszczupli.
Gdy drzwi się za nim zamknęły, Desire wysłała jedną ze służących by posprzątała w gabinecie, a sama ruszyła w stronę ogrodu. Tam mogła bezpiecznie zniknąć i ruszyć za Sorelem by do końca wykonać polecenie Raula. Śmierć zarządcy nie miała jej przynieść wiele, ot nieco strachu dodanego do tego, którym zdążyła się już upoić w gabinecie. Nie można go jednak było zostawić przy życiu. Z tego też powodu, gdy jakiś czas później wracała do rezydencji, czuła większy niesmak niż zadowolenie.

Raul w tym czasie zrobił krótką listę osób, które miał zamiar zwolnić skoro świt. I kolejną - tych, którzy mieli opuścić rezydencję nim minie południe. Wtedy nadejdzie pora by odszukać poprzedniego zarządcę. Jeśli, oczywiście, Sorel nie kłamał i jego poprzednik jeszcze żyje.
 
Kerm jest offline