Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2016, 01:44   #17
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Wrócili z Josefem późno. Noc już dawno objęła we władanie zarówno Krausnick, jak i resztę rozległego obszaru Lasu Cieni. Josef pozostawił wóz do przewozu drewna tam, gdzie go zatrzymał - dokładnie w połowie drogi między ich obejściami. Zlitował sie tylko nad zmęczonym drogą koniem, którego zaprowadził do obory, gdzie trzymał resztę zwierząt. Magnus zrobił podobnie - zostawił swoje rzeczy na wozie i powlókł się do domu stojącego dokładnie naprzeciwko domu Josefa i Grety. Jedno wiedział na pewno - zdecydowanie bardziej wolał rąbać drzewa, niż zajmować się ich sprzedażą. Zdawał sobie jednak sprawę, że sprzedaż nadwyżki drewna w pobliskim Bokenhof była konieczna do pozyskania pieniędzy niezbędnych do zakupu towarów, których Krausnick potrzebowało, a same nie potrafiło wytworzyć.

Tyle dobrego, że dzieciaki nocowały u sąsiadów - Greta zawsze zajmowała się nimi w czasie, gdy Magnus i Josef wyjeżdżali ze wsi - rumor, jaki powodował próbując po ciemku dotrzeć do łóżka zbudziłby umarłego.

Zasnął chyba już w chwili, gdy tylko zamknął powieki.

Obudził go hałas. Nim rozespany umysł zdołał zrozumieć co się dzieje usłyszał cos jeszcze - bicie dzwonu wiszącego na szczycie klasztornej wieży. W środku nocy jego głos mógł oznaczać tylko jedno - zagrożenie! Magnus zerwał się na równe nogi i chlusnął zawartością miednicy na siebie. Chłodna woda błyskawicznie rozprawiła się z resztkami otępienia spowodowanego snem. Ponieważ padł na posłanie w ubraniu, nie fatygując się nawet zdejmowaniem butów, mógł od razu wybiec na zewnątrz i zobaczyć, jakie niebezpieczeństwo zagrażało wsi.

Niektóre zabudowania już płonęły, a inne dopiero zajmowały ogniem. Kryte słomą strzechy przyjmowały ogień chciwie, buchając po chwili kłębami smolistego dymu. Czarne w świetle płomieni figurki przemieszczały się od chaty do chaty i coraz to nowe jęzory ognia dołączały do chaotycznego tańca niszczycielskiego żywiołu. Dostrzegł stojącego w drzwiach chaty Josefa i kryjącą się za nim Gretę.
- Chwytaj za broń! Wróg we wsi! - krzyknął do zaspanego i nic nie rozumiejącego sąsiada.

Sam pobiegł do wozu, na którym zostawił cały swój podróżny dobytek. Nie obawiał się zostawiać rzeczy na zewnątrz, bo w Krausnick każdy znał każdego, a obcy nie pojawiali się właściwie wcale. Ignorując miecz spoczywający w owiniętej pasem pochwie i okrągłą wzmacnianą żelazem tarczę sięgnął po swój wierny topór - ten sam, którym zarabiał na życie jak i niekiedy życie nim odbierał. Większy od swego jednoręcznego odpowiednika pozbawiony był jakichkolwiek zdobień poza ułatwiającym chwyt kawałkiem wyprawionej skóry na toporzysku od strony głowicy. Trudno było przy tym uznać ten element za ozdobę, bowiem poprawiał jedynie funkcjonalność, a nie wygląd broni.



Silna dłoń drwala pewnie idealnie pasowała do rozmiaru i faktury trzonka, a ciężar wiernego oręża dodał Magnusowi otuchy. Wiedział już co było celem ataku - klasztor. Sam był wewnątrz klasztornych murów tylko raz, od czasu gdy przywędrował do Krausnick. Nie wadzili mu sigmaryci, ale i nie darzył ich wielką estymą. Żył wśród wielkich lasów Imperium i przedkładał szacunek dla Taala nad zginanie karku przed Sigmarem. W każdym razie mrowie czarnych postaci kierowało się właśnie na wzgórze.
- Zamykaj drzwi i pilnuj dzieciaków Greto! - polecił przerażonej kobiecie. - Dalej sąsiedzie! Schulz zbiera wszystkich na placu! - poganiał guzdrającego się Josefa i wskazał w kierunku postaci, która najwyraźniej organizowała obronę.

Nie było im jednak dane dołączyć do pozostałych obrońców Krausnick. Byli niedaleko, gdy zza płonącej chaty bednarza wypadły na nich dwie bestie. Josef usiłował zasłonić się widłami, ale został powalony przez porośniętego futrem odmieńca z pyskiem psa. Magnus uchylił się przed mieczem kolejnego, który poruszał się na nogach kozła, górną część ciała skrywając pod zbroją zrabowaną pewnie jakiemuś imperialnemu żołnierzowi.


Wyczekawszy odpowiedniej chwili zamachnął się i ciął zamaszyście z prawej. Ostrze topora z chrzęstem rozerwało kółka kolczego pancerza zwierzoludzia i zagłębiło głęboko w ciele stwora. Trafiony potężnym ciosem przeciwnik zwalił się ciężko na ziemię wyrywając z rąk Magnusa zakleszczony w ranie oręż. Stwór z pyskiem psa poderwał się znad ciała Josefa, który leżał z nienaturalnie wykręconą szyją. Z paszczy odmieńca kapała gęsta, czerwona krew, którą ten zlizywał długim jęzorem z wyraźną przyjemnością. To była krew jego najbliższego sąsiada...

Wściekły drwal sięgnął po miecz upuszczony przez powalonego przeciwnika. Zrobił to w ostatniej chwli, bowiem zabójca Josefa właśnie skoczył w jego stronę. Magnus zszedł z linii ataku i obracając się wokół własnej osi ciął mieczem po plecach odmieńca. Ten zaskomlał zupełnie niczym kopnięty pies, by zaraz rzucić się ponownie z dobywającym się z gardła warczeniem. Magnus tym razem nie ustąpił, tylko wyciągnął miecz przed siebie - stwór nadział się na broń, aż sztych wyszedł z drugiej strony. Warkot dobiegający z wyszczerzonej paszczy ustał dopiero wtedy, kiedy zgasły żółte ślepia bestii. Magnus zaparł się nogą o truchło zwierzoludzia i wyszarpnął miecz z jego ciała. Wokół nikt się nie poruszał.


Magnusowi w żyłach pulsowała adrenalina, a w uszach huczał ogień oraz niosące się po okolicy pełne przerażenia krzyki i sporadyczny szczęk broni. Nie wiedział. gdzie znajdują się obrońcy, ani napastnicy. Wszędzie było pełno gryzącego dymu, jęzorów ognia i leżących bezładnie ciał mieszkańców.

Nagle przed oczami pojawiła mu się inna scena. Inna wieś, w której szalejący w zabudowaniach ogień już wygasł pozostawiając osmalone kikuty belek i poczerniałe kamienie i truchła zwierząt. Wiedział, co to za miejsce. Sokh. Miejsce, w którym kiedyś żył. Znowu stał przed wspólnym grobem mieszkańców, wśród których...

Coś ciężkiego uderzyło go w plecy, upadł na kolana i znów poczuł uderzenie. Potem wszystko pochłonęła ciemność.

* * *

Rankiem okazało się, że zwierzoludź, który zaatakował Magnusa na nowo przeżywającego wspomnienia z poprzedniego życia został ubity przez mieszkańców, zanim zdołał zabić drwala. Silnie uderzony obuchem dość długo pozostawał nieprzytomny i nie mógł brać udziału w dalszej walce. Ocucony przed świtem czym prędzej wrócił do domu Grety tylko po to, by z przerażeniem stwierdzić, że nie ma jej ani jego dzieciaków, a drzwi do domu, w którym się schronili zostały wyłamane. Poszukiwania jego najbliższych nie dały rezultatu.

Na słowa Schulza kiwnął tylko głową, nie mówiąc nic. Zacięty wyraz twarzy zdradzał smutek, ale też wściekłość mężczyzny, którego los kolejny raz doświadczał wielką tragedią. Już wcześniej zabrał z wozu resztę swojego podróżnego dobytku, a także tarczę i miecz, dlatego był gotów do natychmiastowego ruszenia śladami napastników.

- Gotów? - spytał Klausa. - Chodźmy. - Rzekł ponuro.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 31-01-2016 o 14:04. Powód: Korekta baboli - tak to jest, jak się pisze po nocy... :/
Gob1in jest offline