Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2016, 20:58   #46
Morfik
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Kolwen powoli zaczynał się nudzić całym tym marnym przedstawieniem. Widać było, że kapłanka ma nierówno pod sufitem. Nigdy w życiu nie miał do czynienia z kapłankami Umberlee, ale jeżeli każda taka jest, to nie chce mieć więcej z nimi do czynienia w życiu. Nie był człowiekiem, którego szczególnie bawiło znęcanie się nad innymi.

Musiał sobie znaleźć jakieś ciekawe zajęcie. Do Waterdeep jeszcze szmat drogi, a jakoś nikt tutaj nie zwraca uwagi, na to, co akurat robi. Wszyscy zajęci są kapłanką. Pora zmyć się pod pokład, zobaczyć, czy tam nie znajdzie nic ciekawego do roboty. Rzucił okiem na wszystkich dookoła, upewniając się, że nikt go nie widzi i powoli udał się schodami na dół.
Kiedy tylko zszedł na dół, poczuł się wrogo obserwowany. Odwrócił się powoli i zobaczył, że z wejścia do starego magazynu z prochem i bronią, a obecnie kajutą kapłanki, gapi się na niego ogromny szczur. I syczy.
Kolwen skrzywił się na widok szczura. Kapłanka miała naprawdę nie po kolei w głowie. Zrozumiałby kota albo jakiegoś psa obronnego, ale szczur?
W kubryku nie było dokładnie nikogo i teoretycznie gdyby Kolwen chciał, mógłby tam trochę powęszyć. Zgnilizna natomiast gościła Evameta, który siedział pod ścianą i polerował muszkiet.
- Kara za niestawienie się u kapitana po wczorajszym powrocie. - Wyjaśnił, po czym spojrzał na Kolwena z zainteresowaniem. - A właśnie, słyszałem że masz coś dla mnie?
Łotrzyk podszedł do towarzysza, wyciągnął sakiewkę, w której trzymał swoją i Evameta część łupu.
- Wczoraj dzieliliśmy się łupem, chcieliśmy ci to dać od razu, ale już spałeś - odliczył część Evameta, uszczuploną o kilka monet, w końcu nie musi wiedzieć, ile dokładnie wynosiła jego dola.
- Widziałeś tego szczura? Paskudztwo - powiedział Kolwen i zaczął szukać butelek z alkoholem, które udało mu się wynieść z karczmy. Wypije kilka łyków i od razu poczuje się lepiej.
- Że na górze? Tia. - Evamet rzucił okiem na dane mu pieniądze i schował je. - To chyba pupilek naszej nowej kapłanki, co ty na to, żeby to paskudztwo trochę podrażnić? W końcu to szkodnik jest, a na takim statku dla szkodników nie ma miejsca.
Kolwen uśmiechnął się szeroko, to był bardzo dobry pomysł.
- Na naszym statku nie ma miejsca na szkodniki, to oczywiste, a my jako porządni członkowie załogi, musimy się pozbyć tego problemu. Nieprawdaż? - uśmiechnął się cwaniacko. - Masz może coś konkretnego na myśli?
- Alkoholu z wczoraj szukasz? - Zainteresował się Evamet. - Zamknęli go razem z resztą trunków pokładowych. Tylko kuchcik ma klucz. Z tym szczurkiem, tak se myślałem, gdyby go zamknąć razem z kurczakami?
Kolwen nie był do końca zadowolony z tego pomysłu.
- Widziałeś jakie to jest bydle? Jeszcze weźmie i zagryzie wszystkie te kurczaki. Najlepiej by było zamknąć tego szczura w jakiejś pustej skrzynce, gdzie nie narobi za dużo szkód.

- Pusta skrzynka, powiadasz? A beczka się nada? - Evamet rozglądał się po różnych pojemnikach w magazynie. - Ty zobacz, tu cytryn jest tylko do połowy wypełnione, jakby przesypać je gdzie indziej to będzie jak znalazł.
Jaster zamyślił się przez chwilę.
- Hmmm chyba się nada, trzeba to przesypać do jakiejś skrzynki - zaczął szukać jakieś pustej, drewnianej skrzynki, do której razem z Evametem mogliby wysypać cytryny.
- Skrzynka, skrzynka… - Tropiciel szukał razem z nim. Znajdowali różne rzeczy - sucharki, warzywa, więcej cytryn, proch, amunicję, smołę. Wreszcie znaleźli dwie takie skrzynki, które miały końcówkę sucharków i przesypali zawartość jednej do drugiej. Do niej zaś wsypali cytryny.
- Dobra, mamy beczkę, teraz… - Evamet urwał, bo usłyszęli kroki na górze. Do Zgniliny wszedł Jack.
- Co wy tu cholery jedne robicie? Nikomu bez pozwolenia kuchcika albo jednego z oficerów nie wolno ruszać składu jedzenia ani broni. - Warknął, zwłaszcza do Kolwena.
Kolwena przeszedł lekki dreszcz po plechach, gdy usłyszał głos Jack’a. Od razu powróciły wszystkie wspomnienia z przeszłości. Łotrzyk kompletnie zapomniał o tym, że ten szkodnik cały czas plącze się po statku. Na szczęście nigdy nie zapomniał tego, że kiedyś nieźle mu się oberwało od życia, przez tego człowieka. Kolwen odwrócił się w stronę Jack’a.

- Po pierwsze skąd wiesz, że kuchcik nam tego nie kazał zrobić? A po drugie widziałeś tego stwora, który pilnuje kajuty kapłanki? – podszedł bliżej pirata. –[i] Nie chcieliśmy zostawiać tego jedzenia[i/] – zrobił jeszcze kilka kroków.- Wiesz na pastwę losu, żeby mu się przypadkiem nic nie stało…
Oficer zrobił wielkie oczy i zaniemówił nachwilę.
- Kolwen? Kolwen, chłopie, to naprawdę ty! - Powiedział w końcu uradowany. - Chłopie, ja w głowę zachodziłem cały czas czy to ty, czy jednak nie ty! Bo twarz jakaś taka znajoma, ale nie byłem pewien, a tak podejść, zagadać to rozumiesz…
- Ee, to wy się znacie? - Zapytał Evamet, który nagle ze zrozumiałych powodów zaczął się czuć jak trzecie koło u wozu.
- Taa, słuchaj nie mam za bardzo czasu na gadanie wiesz? Może kiedy indziej, na razie mamy tutaj robotę do zrobienia - Kolwen nie miał najmniejszej ochoty na rozmowę z tym człowiekiem. Będzie musiał jakoś się z nim uporać, ale wszystko po kolei, najpierw trzeba załatwić sprawę szczura.
- Eee... a, jasne. - Jack spojrzał na niego z rozczarowaniem. Wtem coś huknęło na górze. Ktoś z armaty wystrzelił, a z dalszych rozmów dochodzących z góry wynikało, że miało to coś wspólnego z pozbywaniem się szczurzych szkodników. - Ale jakie szczury, co wy tu w ogóle kombinujecie? Przecież Ahmed się wszystkimi szczurami i szkodnikami zajmuje na bierząco.
- Cholera, co to było? - Kolwen zaczął się nerwowo rozglądać dookoła. Odkąd na pokładzie znajdowała się kapłanka, zaczynały tu się dziać dziwne rzeczy.
- Jakie szczury? Jakie szczury? Olbrzymie szczury, które zeżrą nam wszystkie zapasy. Chodź to ci pokażę, jak nie wierzysz - pociągnął Jack’a za rękaw i razem poszli, żeby zobaczyć małe potworki w kajucie kapłanki.
 
Morfik jest offline