Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2016, 22:14   #110
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Wielka Świątynia Tyra, Stonebrook
16 Mirtul, 1367 DR
Wieczór


Słońce powoli zmierzało na spotkanie z horyzontem, kryjąc się za szarym pasmem gór, które majaczyły w oddali, tuż ponad nieprzeniknionym morzem wysokich konarów drzew z Ciernistego Lasu. Tego dnia spadły na ziemię pierwsze krople deszczu, gasząc płonące chaty i czyszcząc ulice Stonebrook od wszechogarniających kałuży krwi, które były ponurym świadectwem najazdu goblinów. Ostatni z intruzów zginął wraz z przybyciem wojsk Lorda Alavora, które szybko i bezwzględnie tępiły na swej drodze każdego zielonoskórego karła, który nie zdołał im uciec. Najliczniejszy z atakujących miasto oddziałów goblinów, przypuścił brawurowy szturm na magiczną akademię i w ten sposób szybko podzielił los reszty swych pobratymców - magowie na czele z ich przywódcą, Draeganem Blackwood’em, okazali się być niezwykle trudnym do pokonania przeciwnikiem. Ich kule ognia, magiczne konstrukty oraz liczne mikstury o bardzo lotnej substancji były wyjątkowo skuteczną bronią przeciw licznym najeźdźcom, którzy w starciu z doświadczonymi czarodziejami nie mieli najmniejszych szans.

W przeciągu ostatniej doby od chwili przybycia awanturników do Stonebrook, zginęło pięciu z nich (sześciu jeśli liczyć siłą wcielonego do drużyny Gibo), a na miasto swój cień rzucili najeźdźcy z Ciernistego Lasu, którzy wdarli się do środka dzięki wykopanemu pod murami osady tunelowi. Nie pozostawiało to wątpliwości, że ów brawurowy atak był jedynie akcją dywersyjną, mającym na celu zadać ludziom Alavora jak najdotkliwsze straty, a jemu samemu podkopać autorytet. Mimo to, prawdziwy cios w postaci oblężenia miał dopiero nadejść i wiedział o tym każdy, kto choć odrobinę zaznajomiony był ze sztuką prowadzenia wojny.
Większość mieszkańców, a także przybyszy z innych krain, wróciło do miasta na prośbę jego władcy, który obawiał się, że znaczną część dróg prowadzących do Stonebrook zajęły oddziały goblinów, dla których nieostrożni uchodźcy byli łatwą ofiarą. Oczyszczenie ich było dla Lorda Alavora sprawą priorytetową; nie chciał zostać odcięty od reszty świata tak jak się to stało z Bolfost-Tor, dlatego też zlecił bandom spragnionych złota poszukiwaczy przygód, aby zbadali wszystkie uczęszczane ścieżki, które prowadziły do miasta. Płacił dość hojnie, bo za jeden stosunkowo krótki patrol obiecał 200 sztuk złota na głowę.


Z pomocą zaklęć arcykapłanki Verny Lightbreeze i arcymaga Draegana Blackwood’a udało się powstrzymać dalsze rozprzestrzenianie się pożaru, a także wzmocniono najbardziej newralgiczne miejsca w obronie miasta gifami strażniczymi oraz innymi potężnymi zaklęciami, które miały utrudnić kolejną inwazję potencjalnemu najeźdźcy. Miejska studnia po raz kolejny w historii Stonebrook została zatruta, ale nie było to problemem dla doświadczonej kapłanki, która nie po raz pierwszy zmagała się z tym problemem. Łączący się z dnem kanału, prowizoryczny tunel, który wykopały gobliny został zawalony, a wraz z nim legło w gruzach rozwiązanie zagadki, czyli sposobu w jaki te prymitywne istoty zdołały przekopać ziemię pod stopami niczego niepodejrzewających wojsk Lorda Alavora i precyzyjnie trafić do studni, dzięki której wydostali się na zewnątrz.

Po pokonaniu goblinów, czarodzieje z akademii sztuk magicznych zostali oddelegowani w stronę ulic miasta, aby z pomocą zaklęć, tych wyuczonych jak i tych spisanych na zwojach, przyśpieszyć pracę przy odbudowie zniszczonych budynków. Nie wszystko udało się naprawić; stan miasta wciąż daleki było od tego sprzed najazdu, lecz poczynione w krótkim odstępie czasu postępy były widoczne i nie było wątpliwości, że dzięki pomocy magów, Stonebrook prędzej czy później wróci do swej dawnej świetności. Oczywiście pod warunkiem, że przetrwa kolejne wyzwania, które gobliny przyszykowały dla jego mieszkańców.


Po walce na placu otaczającym Wielką Świątynię Tyra, awanturnicy pogrzebali swojego towarzysza na lokalnym cmentarzu. Verna obiecała, że postawi kiedyś pomnik na cześć obrońców, których męstwo pozwoliło uchronić oblężoną świątynię przed upadkiem. Z pomocą przyszedł też Lord Alavor, który nie kryjąc swych uczuć względem kapłanki, czule objął ją, gdy spotkali się na placu świątynnym w obecności oddziałów pospolitego ruszania. Osobiście podziękował awanturnikom za uratowanie Verny i obiecał wręczyć im nagrodę.
Przez resztę dnia poszukiwacze przygód błąkali się bez określonego celu po mieście, starając się udzielić pomocy potrzebującym, a także wesprzeć mieszkańców w odbudowie zawalonych domostw. Po drodze spotkali Dagomira, który opłakiwał dogasający stos zgliszczy, będący pozostałością po jego karczmie. Obok niego stała Abria, czule go obejmując i szukając słów, którymi mogłaby pocieszyć poczciwego starca, dla którego Świński Ogon był dorobkiem całego życia i czymś na wzór zrealizowanych marzeń, które legły w gruzach.
Później tego wieczora, przy bramach miejskich bohaterowie natrafili na karawanę Kaledwyna, wokół której usypany został stos ciał goblinów, które były na tyle nierozsądne, aby stanąć w szranki z potężnym ogrem-ochroniarzem chciwego kupca. Zapytany o powód swojej ucieczki z karczmy, kiedy ta została zaatakowana, elf tylko wzruszył ramionami i powiedział, że pobiegł ratować swój majątek. Był przy tym dość przekonywujący, zważywszy na swoje przywiązanie do złota…


O zmierzchu Verna Lightbreeze posłała gońca po awanturników. Zaoferowała im nocleg w świątyni, a także zaprosiła na prywatną audiencję u siebie, gdzie mieli spotkać się z jednym z jej tajemniczych gości i ustalić szczegóły wyprawy, którą zaoferowała im kapłanka.
Po przybyciu na miejsce, bohaterowie rozpakowali się w swoich pokojach, po czym część z nich udała się na umówione spotkanie z kapłanką. Niezdolna do kontaktów z innymi, Szarańcza została na swoim miejscu, wciąż opłakując śmierć Tyriona i reszty swoich kompanów, z którymi ledwo co zdążyła się zaprzyjaźniła. Lorath został u jej boku, starając się w milczeniu pocieszyć ją swoją obecnością, choć na niewiele się to zdało. Wyrocznia była roztrzęsiona wydarzeniami sprzed ostatnich kilku godzin i sprawiała wrażenie jakby jej niekończąca się radość z życia miała już na zawsze ją opuścić. Poniekąd stała się bardzo podobna do towarzyszącego jej barbarzyńcy, któremu przysięgła pomóc…

Tymczasem reszta poszukiwaczy przygód ruszyła do głównej sali świątynnej, gdzie znajdowały się liczne ławki modlitewne, bogato zdobiony ołtarz, a także potężny posąg przedstawiający Tyra w roli paladyna. Stały tam też dwie osoby oczekujące przybycia awanturników. Pierwszą z nich była Verna Lightbreeze, piękna, ognistowłosa kobieta w długich, barwnych szatach sięgających ziemi. Tuż obok niej, stał zakuty w pełną zbroję płytową rycerz. Sprawiał wrażenie bardzo doświadczonego wojownika, a o jego skuteczności w boju mógłby świadczyć choćby lśniący miecz oburęczny, który zawieszony został w pochwie na plecach, a także robiąca wrażenie tężna budowa ciała. Mężczyzna miał blisko dwa metry wzrostu, szerokie barki i kwadratową szczękę zdradzającą zamiłowanie do walki. Jego błękitne oczy analitycznie spoglądały na awanturników, a na lekko zarośniętej twarzy rycerza malowała się charakterystyczna dla zakonnych wojowników arogancja.
- To jest… - zaczęła Verna Lightbreeze, lecz w słowo wszedł jej stojący obok mężczyzna, wychodząc naprzeciw zbliżającym się poszukiwaczom przygód.
- Logan Duskblade, paladyn na służbie zakonu Tyra. Czempion z Athkatli i prawdopodobnie wasz towarzysz podróży na najbliższe dni lub tygodnie, prawda to Verno? - Zwrócił się do ognistowłosej kapłanki.
- Taki jest plan - odparła spokojnie kobieta, po czym obdarzyła awanturników serdecznym uśmiechem.
- Jeszcze raz dziękuję za waszą pomoc w obronie miasta. Nie wiem czy spotkalibyśmy się w tym miejscu, gdyby nie wasza odwaga - powiedziała kapłanka. Chciała coś jeszcze dodać, lecz znowu wtrącił się jej w słowo paladyn.
- Zaiste, godne to pochwały. Przybył bym wcześniej, gdyby nie problemy na trakcie, Verono. W pierwszej kolejności popłynąłem w stronę Wrót Baldura, a był to spory błąd. W regionie same kłopoty, pogranicznicy uważnie przeszukują każdego podróżnego, a z tego co słyszałem mają problemy w tamtejszych kopalniach żelaza. Dostawy wstrzymano, a wiele zbójeckich band jest gotów zabić za kawałek stali, taki jak ten - powiedział pukając palcem w swoją lśniącą zbroję.
- Ważne, że przybyłeś cały i zdrowy, Logan. Obawiałam się, że zakon w Athkatli odmówi przydzielenia nam pomocy - odparła Verna, po czym zwróciła się do awanturników.
- Sadim, czy dalej jesteście zainteresowani ofertą wyprawy do Bolfost-Tor? - Spytała, zwracając się bezpośrednio do półelfa.
Sadim zmierzył paladyna spojrzeniem, które ewidentnie świadczyło o tym, że wcale nie podoba mu się ten człowiek. Nim zdołał jednak coś powiedzieć, odezwała się stojąca obok Tamarie, dotychczas spoglądająca na pancerz Logana z niejakim zainteresowaniem.
- Straciliśmy kolejnego towarzysza podróży - wyszła na przód. - Mamy najpierw w planie udać się do Samotnej Ostoi. Mamy tam sprawy do załatwienia.
Przywoływacz wzruszył ramionami. Pewnie by powiedział to samo.
- Decyzję powinniśmy podjąć wszyscy razem. Aktualnie nie ma tutaj Szarańczy.
- To po drodze - odpowiedziała kapłanka przenosząc spojrzenie na Logana, który skinął w odpowiedzi głową, a potem z powrotem na Tamarie.
- Otrzymacie od nas wierzchowce. Na nasz koszt uzupełnimy też wasze zapasy na podróż. Powinny wystarczyć do Samotnej Ostoi. To zaledwie dwa dni drogi stąd. Oczywiście, pod warunkiem, że uda się wam przedrzeć przez las…
- Z moją pomocą na pewno - powiedział Logan, podchodząc do awanturników i stając w szeregu z nimi.
- Verno, wspominałaś mi przed ich przybyciem, że gobliny nie mogły tym wszystkim kierować. Zgadzam się, ale w takim razie jeśli nie one, to kto? - Zapytał paladyn, na co kapłanka wzruszyła ramionami. Przez chwilę stała w milczeniu, po czym wydukała:
- Mam pewne przypuszczenia, choć mogą się wydawać wam dość… nierealne. Ostatniego lata wygnaliśmy z miasta pewnego młodego, ambitnego maga o imieniu Keriann. Praktykował on zakazaną w Stonebrook sztukę nekromancji, a także prowadził badania nad truciznami i innymi zabójczymi toksynami. Nie był zbyt potężny, lecz mimo to udało mu się stworzyć w jednej z cmentarnych krypt małe laboratorium, zaraz po tym jak został wyrzucony z akademii za swoją szkodliwą działalność. Niedługo później i to zostało odkryte, a jego doprowadzono przed sąd, który w tym wypadku orzekł karę śmierci. Pod moim wpływem Lord Alavor pochylił się nad losem chłopaka i zamiast powiesić go, postanowił wysłać na banicję. Keriann opuszczając miasto, pogroził jego mieszkańcom, że się zemści i od tamtej pory słuch o nim zamilknął - po skończeniu swojej krótkiej przemowy, kapłanka uśmiechnęła się nieznacznie i zamyśliła się na moment wracając wspomnieniami do wydarzeń z zeszłego roku.
- Później wydarzyło się kilka dziwnych rzeczy. Najpierw na bydło spadła zaraza, przez którą wielu farmerów straciło dorobek swojego życia, a parę tygodni później otruto miejską studnię i większość mieszkańców Stonebrook poważnie się rozchorowała. Miałam wtedy ręce pełne roboty, ale udało się powstrzymać epidemię. Magowie z akademii pobrali próbki wody pitnej i wykryli w niej obecność silnych toksyn, być może podobnych do tych, które doskonalił w swoich laboratoriach Keriann. Później przez długi czas nic się nie wydarzyło. Zima była spokojna, lecz wraz z nadejściem wiosny straciliśmy kontakt z Bolfost-Tor i każda karawana, która tam wyruszała już nigdy z tej wyprawy nie wracała. Ten sam los spotkał zbrojne ekspedycje, które wysyłaliśmy do krasnoludzkiej twierdzy… - kapłanka zapowietrzyła się w swojej energicznej przemowie, po czym wzięła kilka głębokich wdechów i dodała już spokojniej:
- To wszystko co wiem na daną chwilę i tylko tyle faktów udało mi się ze sobą powiązać, choć mogę też być całkowicie w błędzie.
Półelf podrapał się po głowie zastanawiając się. Miało to jakiś sens, jednak utracony kontakt z miastem... Bez sensu.
- A więc nasz poszukiwany specjalizuje się w nekromacji - w myślach analizował przekazane przez kapłankę szczegóły patrząc w jakieś bliżej nieokreślone miejsce w przestrzeni. - Choroby bydła miałyby sens, jednak zatruta studnia to robota alchemii, magii przywołania lub przemiany, a brak możliwości zbadania okolic Bolfost-Tor świadczy o potężnej aurze odrzucenia blokującej wszelkie formy wieszczenia związane z tym miejscem. Jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że jeśli to jest ten człowiek, o którym mówisz arcykapłanko Verno, to na pewno nie działa sam. Chyba że... - pstryknął palcami, co odbiło się echem po świątyni - Znalazł jakiś potężny magiczny przedmiot.
- Wcale mi się ta wizja nie podoba - splotła ręce na piersi Tamarie, mrużąc przy tym oczy, wyobrażając sobie czekające ich zadanie. - Swoją drogą to jeszcze mamy zająć się karawaną tamtego elfa, pamiętasz?
- Tak, do Ostoi. Pamiętam. Mam nadzieję, że go jeszcze znajdziemy - przytaknął na słowa swej towarzyszki przywoływacz.
- A więc postanowione? - Zapytała się Verna, spoglądając to na awanturników, to na paladyna. Była tak zafrasowana wydarzeniami, które dotknęły Stonebrook w przeciągu ostatnich godzin, że kompletnie zapomniała o słowach Sadima, który chciał omówić sprawę z Szarańczą.
Logan w odpowiedzi przytaknął głową, po czym położył zaciśniętą pieść na piersi.
- Będę bronić ich do ostatnich kropli krwi, a jeśli spotkam Kerianna lub kogokolwiek kto stoi za tym wszystkim… wtedy słono zapłaci.
Przekrzywienie głowy przez Sadima ewidentnie wskazywało na to, że ktoś tu o czymś zapomniał.
- No dobra... To dam znać moim towarzyszom jak... Wrócą do pełni sił. A zagwarantować nie mogę, że się zgodzą.
- Dobrze, przemyślcie tą kwestię. Chciałabym, abyście wyruszyli następnego dnia. Niestety, ale czas nie działa na naszą korzyść, a my nie wiemy, czy gobliny zdecydują się na atak jeszcze tej nocy, jak zapowiadała notatka, którą nam przekazałeś - odparła kapłanka, mając na myśli skrawek pergaminu, który wcześniej Sadim wręczył władcy miasta.
- A skoro o ataku mowa... - przywoływacz podjął temat zastanawiając się nad pewną rzeczą nie dającą mu spokoju. - Jak to się stało, że prawie cały garnizon był poza murami miejskimi?
- Żołnierze mieli strzec festynu na wypadek otwartej inwazji goblinów. Ich obecność miała dać szansę mieszkańcom znaleźć schronie za murami miasta… Ech… - Cicho westchnęła, po czym kontynuowała. - Dla Lorda Alavora bardzo ważny jest wizerunek, zwłaszcza teraz kiedy skarbiec pustoszeje w oczach, a rozwiązania kryzysu nie widać. Ten festyn miał podbudować jego wizerunek w oczach mieszkańców, a stało się zupełnie na odwrót.
Sadim kiwnął głową ze zrozumieniem.
- Nie roztrząsajmy tego tematu w takim układzie. Jak się okazało - miasto ma słaby punkt i należy się nim zająć.
Starając się nie dawać po sobie poznać, że jest zły z powodu śmierci sporej ilości osób przebywających w trakcie ataku w mieście odsunął się o krok dając znak, że ma zamiar odejść.
- Jeśli będziesz czegoś potrzebować arcykapłanko Verno, to będę u siebie w pokoju.
- Dziękuję - odparła kobieta, uśmiechając się nieznacznie. - Oczekuję, że o świcie dacie mi swoją odpowiedź. Dłużej zwlekać nie mogę...

Po rozmowie z kapłanką, awanturnicy udali się na spoczynek, gdzie mieli jeszcze omówić między sobą warunki wyprawy, którą zaoferowała im kapłanka. Niezależnie od wyników rozmowy, o świcie czekała ich długa podróż w towarzystwie Kaledwyna i jego ochroniarzy, którym przysięgli pomóc. Nie ufali jeszcze elfowi na tyle, żeby iść w obecności jego ludzi bez dłoni na rękojeści miecza, lecz obecność doświadczonego paladyna w ich szeregach nieco ich uspokajała.


 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline