Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2016, 11:35   #104
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Sterowiec La Croix, port lotniczy, Antigua.

Gdy dotarli do sterowca Richard powiedział tylko do Jonasa, żeby zajął się Arconem i w żadnym wypadku nie dopuszczał go do kontaktu z innymi członkami załogi. Ruszył do kabiny kapitańskiej, w której miała czekać na niego Eloiza z kolejnym historykiem.

Jacob rozejrzał się uważnie spoglądając ostatecznie na Eloizę z lekkim uśmiechem błąkającym się na twarzy. Nie uchybiając manierom skłonił się szlachcicowi, po czym wyprostował się. Spoglądał z ukosa na Ferata, którego przy najbliższej okazji miał zamiar zwyzywać od idiotów. Nie rozmijając się z prawdą.

Eloiza natychmiast wpadła w objęcia brata. Czuł jak jej klatka piersiowa kilkukrotnie zatrzęsła się w akcie szlochu. Miała na sobie zniszczony, wypłowiały płaszczyk. Zamykał się na jej drobnym ciele klamrą. Pod nim zaś nosiła skórzaną tunikę, również w nienajlepszym stanie.
- Tak dobrze cię widzieć. Proszę nie gniewaj się na mnie. Cezar najchętniej schowałby mnie przed całym złego tego świata. No, w tym przypadku w Betelgezie. Uciekłam - zadeklarowała z rozbrajającą szczerością.
Kiedy wymienili już uściski i powitania, a dziewczyna trochę ochłonęła, jej wzrok wyraźnie stężał. Zanim Richard zdążył się zdenerwować, poczęła tłumaczyć dlaczego tu właściwie jest.
- Kiedy wyleciałeś, podsłuchałam jak Cezar rozmawia ze swoimi doradcami. Udało im się dowiedzieć, że Enzo został przez kogoś zabity. Jeśli dobrze pamiętam, użyli słowa “utopiony”. Wspominali też o innej rodzinie, ale nie zrozumiałam o co chodzi. Gdybyś wybrał się dzień później, sam byś się od nich tego dowiedział. W każdym razie. Jako że wspominałeś o wyprawie poszukiwawczej, uznałam za stosowne ci to przekazać. Klasyczny list byłby zbyt ryzykowny, prawda?
- Bardziej niż moja siostrzyczka w roli posłańca? Nie sądzę, że cokolwiek mogłoby być bardziej ryzykowne.
Te słowa miały prawo zaboleć. Brat Richarda nie należał do osób, które lubiły podejmować ryzyko. Ale żeby jego delikatna siostra musiała mu przekazywać tak newralgiczne informacje, nie on?
- Ten człowiek tutaj to Jacob Cooper. Uratował mi życie. Myślę że o wiele lepiej streści resztę.
- Jacob! - rozpostarł nagle ręce Ferat - Wspominałem ci o nim. Pamiętasz jak KONIECZNIE chciałem go ratować z Rigel? Ale wtedy zabrakło-nam-czasu-i-musieliśmy-uciekać-na-co-nie-miałem-wpływu.
Mając beztroską minę przyczepioną do twarzy przypominał siebie z czasów akademickich, bawidamka i żartownisia.
Szlachcic mierzył wzrokiem obydwu historyków. Zachowanie Ferata uchodziło w jego mniemaniu za dziwne. Ów Cooper był dla niego zagadką.
- Nazywam się sir Richard La Croix. Drugi syn Felixa La Croix’a. Pełnię funkcję Reprezentanta Delegatury Wolnego Miasta Rigel. Dziękuję za uratowanie mojej siostry. Jestem pańskim dłużnikiem. - Ton jego głosu nic sobą nie wyrażał. Twarz również. Wiele lat służby w dyplomacji pomagało ukrywać emocje. Cały czas stał blisko swojej siostry. Jakby nadal bał się o jej bezpieczeństwo. Przy jej filigranowej postaci przywodził na myśl bardziej zahartowanego w walce wojownika, niż szlachcica-dyplomatę. Wizji dopełniała ubrudzona luźna koszula i rapier przytroczony do paska.
- Jacob Cooper. Najlepszy historyk i mitolog pośród wód i lądów.
- Zaiste nadmierna skromność nie należy do pańskich przywar. Jak to się stało, że losy pana i Eloizy się splotły?
- Nie śmiałem skłamać - odparł historyk z lekkim uśmiechem.
- Czysty przypadek zetknął nas ze sobą w bibliotece. Pechowo znajdowali się tam również wynajęci zabójcy - odparł w odpowiedzi na pytanie.
- Proszę wybaczyć moje zwątpienie - spojrzał na Ferata - ale jak historyk i mitolog radzi sobie z wynajętymi zabójcami? - Ponownie przeniósł wzrok na Coppera, jakby oceniając jego potencjał bojowy. Albo może porównywał go z potencjałem towarzyszącego im dotychczas historyka.
- Nie istnieje jednoznaczna odpowiedź. Każdy przypadek jest indywidualny. Zwykle wiedzą i elokwencją poprzedzoną spostrzeżeniami. Rzadziej przez interwencję fizyczną - odpowiedział spoglądając na Lucjusza z lekkim rozbawieniem.
- Fakt, ze spotykamy się w tym zacnym gronie każe mi przypuszczać, że ulegli pańskiej elokwencji i wiedzy. Czy zdążył pan ustalić kto ich wynajął?
- W tym akurat przypadku nie bez znaczenia okazał się ołów w ich ciałach. Mademoiselle Eloiza przeceniła jednak mój wkład, ponieważ przed faktem ulegnięcia mojej elokwencji i wiedzy uchronił ich jeszcze jeden mężczyzna. Dość niespodziewany - uśmiechnął się szeroko do dziewczyny, jakby przywoływał zabawne wspomnienie z minionego wypoczynku.
- Ciężko ustalić z całkowitą pewnością kto był ich zleceniodawcą. Tylko amatorzy obnoszą się z przynależnością. Oni nie byli amatorami.
- A czy może zaistniały jakieś przesłanki mogące świadczyć o powiązaniu tych zabójców z epidemią zarazy w Rigel? - Twarz szlachcica rozpogodziła się. Lubił rozmawiać z elokwentnymi ludźmi. Wiedział też, że żonglerka słowna nigdy nie była celem samym w sobie. Zawsze chodziło o uzyskanie jak największej ilości informacji, przy jednoczesnym przekazaniu jak najmniejszych ilości.
Jacob roześmiał się niespodziewanie nadal spoglądając na Eloizę.
- O tak. Pewne istnieją. Wręcz całkowicie pewne. Proszę zgadywać czyj palec nacisnął na spust.
Richard spojrzał na Jacoba szukając przy nim śladów broni palnej.
- Zakładam, że nie pański. Eloiza również nie zwykła nosić broni. Skoro o jej ochroniarzach nikt nie wspomniał, to albo ich tam nie było, albo są już na morzu Naosa. Zatem skoro mowa o zarażonych, to zdaje się ich sprawka. Jak nazywał się ten zarażony?
- Pewnym priorytetem było nie zostanie jednym z nich i nie dopuszczenie, by panna Eloiza dołączyła do nich. Nie mówiąc o konieczności pośpiechu w domykaniu spraw w Rigel i wyniesienia się stamtąd.
Richard kiwnął ze zrozumieniem głową.

- A jak udało wam się wyrwać z kwarantanny? Wiem, że Doktorzy mają prawo użyć siły do zatrzymania osób w strefie kwarantanny.
Eloiza poczuła silną potrzebę udzielenia się w dyskusji. Chciała być przydatna. Odparła nagle:
- Jacob miał znajomą w gildii lurkerów. Zabrała nas łodzią podwodną. Gdybyś tylko mógł zobaczyć tamte widoki - oczy rozświetliły jej się do niedawnych wspomnień.
Istotnie. W Rigel dokowanie pod wodą nie było specjalnie inwigiliowane. Na zdatne do tego statki stać było tylko paru ludzi. Ci stanowili ważniejsze postaci w mieście i to raczej oni kontrolowali innych niż na odwrót.
- Rzeczywiście. Lurkerzy mają przyjemne oku widoki - odparł niewzruszony, a następnie natychmiast podjął.
- Jedna kwestia nie daje mi spokoju. Jaki był motyw wynajęcia zabójców na pańską siostrę, monsieur la Croix?
- Wszyscy udzielający się w polityce są narażeni na ataki. Ich rodziny też. To mogła być Hanza. Zabili naszego ojca. Ostatnio zaszła nam za skórę Kompania Wilka.
Richard obszedł biurko i usiadł na fotelu za nim.
- Siądźcie proszę. Szykuje się dłuższa rozmowa - wskazał im szeroką kanapę.

Historyk zastanawiał się nieszczególnie długą chwilę, a gdy usiadł podjął ponownie:
- To nie oni. Najprawdopodobniej. Czy jest ktoś jeszcze?
Richard spojrzał na swoją siostrę. Przecież to jeszcze dziecko - pomyślał. Wziął głęboki oddech. To, że nie wyprosił Eloizy oznaczało uznanie jej dorosłości. Biorąc udział w tej rozmowie stawała się pełnoprawną członkinią rodziny. Rodziny, która była zaangażowana we wszystkie przemiany polityczne Rigel od dziesięcioleci.
- Panie Copper, zanim przejdziemy do dalszej części rozmowy chciałbym się dowiedzieć jakie kierują panem pobudki. Oczywiście będę dozgonnie wdzięczny za uratowanie siostry, ale skąd ta nagła chęć pomocy naszej rodzinie?
Jacob przyglądał się Richardowi, przez dłuższą chwilę, lecz przyglądał się wzrokiem niewidzącym.
- Dzieją się rzeczy wielkie. Może nawet większe niż te, które widział i znał Goldstein. Niektórzy ludzie mogą doprowadzić do tego, iż za naszego życia jedna epoka przejdzie w drugą. Albo zostaniemy w miejscu - odparł w zamyśleniu.
- Wolę nową epokę. Mam nadzieję, że jest to wystarczający powód - dodał z szelmowskim uśmiechem.
- Zaiste, dzieją się rzeczy wielkie. Rozumiem pańską chęć bycia blisko wydarzeń. Z tego co mówił Ferat, to wie pan wiele o Jarvis. - Richard stwierdził, zamiast zapytać, jednak wyraźnie czekał ma odpowiedź historyka.
- Kłamał - machnął lekceważąco ręką Cooper.
- Nikt nie wie wiele o tym miejscu. Jedni znają mniejsze nic, a drudzy większe. Jak zatem jest z wrogami pańskiej rodziny? Z jakiego powodu mogliby chcieć jej śmierci?
- Na ile jest pan pewien, że chodziło o śmierć? Grupy, którym zależałoby na zabiciu Eloizy już wymieniłem. Jest jeszcze pewna grupa, której mogło zależeć na uprowadzeniu dziewczyny. Szantaż od wieków jest narzędziem politycznym. Wykorzystywanym przez różne grupy. W aktualnej sytuacji to mogłoby być Black Cross. - Obserwował z uwagą reakcję historyka na wspomnienie krzyżowców.
- Dość wyraźnie widziałem nóż opadający na Eloizę. Jaki mógł być tego powód?
- Nie wiem co chciałby osiągnąć zabójca w takim razie. - Zawahał się na chwilę, po czym wyjął z kieszeni tajemniczą monetę, którą zaczął obracać w palcach. Wyraz jego twarzy sugerował, że analizuje różne możliwe przebiegi zdarzenia relacjonowanego przez Jacoba. W końcu powiedział.
- Ostatnio moje drogi krzyżowały się z różnymi osobistościami. Odziwo wszystkie te grupy oczekują ode mnie pomocy. Jedną z nich są mocodawcy czarnokrzyżowców. Oczekują ode mnie wyeliminowania zagrożenia ze strony zarażonych. Konkretnie ze strony ich przywódcy. W pierwszej chwili założyłem, że w ramach “zmotywowania” mnie chcieli uprowadzić moją drogą siostrzyczkę. Ale skoro na miejscu pojawił się też zarażony, to może chcieli jednak, żeby moja motywacja wynikała ze ślepej żądzy zemsty?
Odłożył monetę na biurko.Uniósł dłonie i rozczapierzył palce niczym szpony
- Tymi rękami rozszarpałbym każdego, kto zrobił by krzywdę naszej małej. Nie specjalnie myśląc o brudnych motywacjach ludzi, w których interesie jest jak najszybciej pozbyć się przywódcy zarażonych. Może więc o to chodziło.
- Wiem - odparł krótko nie wyglądając na zaskoczonego informacjami od Richarda.
- A motyw jest mało prawdopodobny. Prawie niemożliwy - Starr pokręcił głowa z niezadowoleniem.
- Nic innego nie przychodzi mi do głowy - szlachcic znowu zaczął obracać monetę w palcach - teraz chętnie usłyszę pana historię panie Copper.
- Kolega Lucjusz również jest historykiem, - kontynuował La Croix,- jednak jego ta historia bardzo by zaskoczyła. Co więcej nie był w stanie powiedzieć mi niczego o Black Cross. Pan za to wydaje się świetnie poinformowany. Dziwnym trafem we właściwym miejscu i właściwym czasie. Przybywa pan na Antiguę okrętem podwodnym w niecałe dwa tygodnie po tym jak okręt podwodny zatopił statek mojego znajomego. Innym dziwnym trafem tamto zdarzenie wiązało się również z zamachem na moje życie. Później “pomaga” pan opuścić mojej siostrze naszą posiadłość. Mój brat posiada odpowiednie środki, żeby zapewnić jej bezpieczeństwo. Za to pan pojawił się tutaj z nią zadając szereg pytań o moich wrogów. Zabawna koincydencja, prawda?
Jacob uśmiechnął się bardzo szeroko z zainteresowaniem.
- A to już ciekawe - stwierdził radośnie i zamknął oczy wspierając czoło na złączonych jak do modlitwy dłoniach. Uśmiech nie gasł.
- To zupełnie oczywiste, że pracuje pan dla Black Cross. Tak jak zupełnie oczywiste jest to, że chcą pozbyć się zarażonych. To trywialni antagoniści. Pokażę panu potęgę dedukcji oraz indukcji. Hanza zabiła panu ojca. To był bodziec lub jeden z bodźców pchających pana w stronę korsarzy. Jakiś czas później nawiązał pan transakcję z korsarzem Casimirem, od którego kupował pan zboże. Nikt z panów jednak nie przewidział, iż Hanzyci podrzucili do skrzyń urządzenie najprawdopodobniej pochodzące z Xanou, przez co wytropili bezpieczną, jakby się zdawało, zatokę. Pojawili się i zaczął się chaos. Problem w tym, że to byli agenci Kompanii Wilka. Zaimplantowani sprawili ogromne problemy. Dalej są dwie możliwości. Albo uciekliście panowie sterowcem, albo wygraliście batalię. No i radzę wyrzucić “Dzieło Cudownej Kreacji” Goldsteina. To śmieć, który nie powinien być opatrzony jego nazwiskiem. Politycznie poprawny chłam dostosowany przez zonę Orion. Chyba, że nie ma pan czym palić w kominku. Do tego nadaje się idealnie - otworzył oczy i wyprostował się.
- Proszę opowiedzieć o innych grupach potrzebujących pana pomocy, o zatopieniu statku znajomego, kim był znajomy i jak wiązało się z zamachem na pana. To może być trop naprowadzający na motyw zleceniodawcy zabójców. Choć uprzedzam, że nie musi - powiedział nieco poważniej.
Richard otworzył jedną z szuflad biurka po swojej prawej stronie.



- Panie Copper, jestem pod wrażeniem pańskiej dedukcji, tym niemniej w całej tej kwiecistej wypowiedzi nadal nie pojawiło się słowo na pański temat. Jestem człowiekiem cierpliwym. Nawet bardzo cierpliwym. Ale w świetle ostatnich sytuacji muszę bardzo dokładnie dobierać sobie ludzi w swoim otoczeniu.
Uśmiech nie znikał z twarzy Jacoba wciąż siedzącego wygodnie.
- Musi się pan zatem wspiąć na wyżyny swojej cierpliwości, ponieważ niczego się pan o mnie nie dowie. Przepowiedzmy sobie teraz sytuację. Pan będzie chciał wydobyć ze mnie informacje. Może nawet bronią. Pańska siostra się temu sprzeciwi ze zrozumiałych powodów. Wywiąże się konflikt rodzinny, przed którym chcemy Eloizę uchronić. Dość już miała zmartwień w ciągu ostatnich dni, a to wspaniała dziewczyna. Ja nie będę musiał nic robić. Finalnie nie dostanie pan żadnych informacji, zaś ja wyjdę stąd nietknięty. Będzie próbował pan mnie śledzić, a za jakiś czas pańscy agenci zaraportują, że zniknąłem. Finalnie spotkamy się ponownie. W mniej sprzyjających okolicznościach. Może nawet wylądujemy w tej samej celi kazamatów - zamilkł na chwilę przyglądając się sufitowi.
- A może się nie spotkamy? W takim wypadku dołączy pan do Enzo, jeśli nie zdobędzie pan karty przetargowej. Black Cross pana zdradzi. Hanza nie ma powodu do miłości do pana. To ja mogę wylądować w lochach, ponieważ mam informacje - spojrzał prosto na szlachcica.
- Jest pan skażony. Pan, cała pana rodzina i wszyscy w tym miejscu. Skażony obserwacją i podsłuchami. Pan i pan Casimir z całą pewnością. Sporo ryzykowałem, by bezpiecznie doprowadzić Eloizę do pana i ryzykuję siedząc tutaj. A jeszcze dodatkowo pana ostrzegam przed zagrożeniem. Choć słowa mają wielką moc, czyny powinny świadczyć nawet mocniej i świadczą. Gdybym chciał zabić kogoś z pańskiej rodziny, dawno bym to zrobił. Gdybym chciał śmierci pańskiej siostry, to odwróciłbym się i pozwolił zabójcom robić swoje. Gdybym chciał zabić pańskiego brata, to po prostu wbiłbym mu nóż wtedy, gdy stał odwrócony plecami do mnie podczas rozmowy sam na sam. Gdybym chciał zabić pana, to już by pan nie żył, ponieważ wszedłem tu uzbrojony pod protekcją pańskiej siostry. Sojusznik mojego wroga jest moim wrogiem. Nie ma znaczenia czy pan tak będzie mnie traktował, czy nie. Ważne jest, co pomyślą ludzie, których nie jest pan przyjacielem - kolejny raz przerwał.
- Teraz powiem panu co powinno się stać, byśmy wszyscy odnieśli korzyści. Pan podzieli się ze mną wszystkim, co wie, nie pomijając niczego, a ja nadal będę starał się zbierać informacje będąc dla wielkich graczy tylko kolejną cegłą w ścianie. Finalnie zdobędę cały ogląd. Gdy będę go miał, można będzie wyprzedzić działania wszystkich innych nie o krok, ale o dziesięć. W ten sposób jestem dla pana jedynym asem atutowym przeciw Krzyżowcom i Hanzytom. I jedyną nadzieją na przyszłość pańskiej rodziny, niezależnie od tego czy pan to widzi, czy nie. Porozmawiam z Lucjuszem, wszyscy ustalimy wspólną wersję, a następnie pańscy ludzie z hukiem wyrzucą mnie stąd, bym dla tych, którzy są pańskimi wrogami nie był pańskim sojusznikiem. Ja będę wielce oburzony i niezadowolony, zaś pan w tym czasie dokładnie sprawdzi czy nigdzie nie ma urządzeń z Xanou, których przeznaczenia osobiście pan nie zna. Jeśli stanie się inaczej, wszyscy będziemy tego mocno żałować. Prędzej czy później. Zatem raczmy przejść do rzeczy, by nie dawać agentom podstaw do podejrzeń - odparł z niegasnącym uśmiechem.
Richard przelotnie spojrzał na Ferata. Copper mu imponował butą i sposobem bycia. Był dużo wartościowszym sojusznikiem, niż historyk podróżujący z nimi dotychczas. Jednak La Croix nie przywykł do tego, że ktoś stawia mu warunki nie oferując nic w zamian. Następne spojrzenie powędrowało do otwartej szuflady, w której spoczywał gotowy do strzału pistolet.
Wypuścił powietrze i wziął niemal teatralny wdech.
- Jak na kogoś kto wykazuje się nieprzeciętną dedukcją, to stosuje pan żałosną argumentację. Gdy byłem dzieckiem żeglowałem z ojcem w różne miejsca. Wtedy nasz statek mógł zostać zatopiony przez Stugrida. Jednak wielki kraken tego nie zrobił. Podążając za pańskim regułami wnioskowania powinienem uczynić z niego sojusznika. Przecież miał okazję zabić mnie i ojca, ale tego nie zrobił. Co więcej krążą pogłoski, że zatopił kilka okrętów Hanzy.
Szlachcic odchylił się w fotelu.
- Chciałbym zostać na chwilę sam z siostrą. Może pan spożytkować ten czas na rozmowę z kolegą po fachu. Później wrócimy do naszej rozmowy.
Szlachcic zamknął szufladę.
- Nie muszę chyba dodawać, że w interesie nas obu jest, żeby pan nie opuszczał sterowca.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline