Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2016, 12:51   #47
Googolplex
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Tagren wychodzac z założenia, że z wariatami nie ma się co kłucić zdrapał jeden z prawie wygojonych strupów pozostałych mu po walce i upuścił ilka kropel krwi do morza. Zawsze była szansa, że takie grupowe kapanie czerwienią zwabi kilka rekinów. Pożerane przez nie ofiary byly by zapewne dodatkową atrakcją. Rana zamnęła sie niemal od razu gdy skończył “oczyszczanie”.
Cała ceremonia napawała go lekkim niesmakiem, za bardzo przypominała mazgajowate zawodzenia jakimi raczyli go kapłani pomniejszych bóstw - wobec Umberlee wszyscy bogowie są pomniejsi - mimo tego wytrzymał dzielnie do końca ceremonii i z nadzieją wytężał wzrok czy przypadkiem nie pojawią się rekiny. Wzrok miał już niestety nie ten co kiedyś i żadnego nie dostrzegł.

Wieczór po przedstawieniu ofiarnym dłużył mu się niemiłosiernie, bez światła dnia co ciekawsze zajęcia na statku przestały być możliwe. Co prawda na nowym okrecie miał być oficerem lecz tu i teraz… skierował swoje kroki w miejsce które ostatnio polubił. Przywitał bo jak zawsze zapach smarów i prochu.
- Znajdzie się coś do roboty? - Zapytał z nadzieją, że Haubica jest na swoim stałym miejscu, przy sprzęcie robiącym największą krzywdę. Sam wojownik lubił to miejsce, mógł się tu zajmować bronią, inną co prawda niż ta jakiej normalnie używał lecz jednak bronią. Dbanie o idealny stan sprzętu miało w sobie coś uspokajającego i napełniało go dziwną nostalgią.
- Hę? - Róża była w tamtym momencie akurat wypięta do niego tyłem, próbując wsadzić łapkę w dziurę od armaty. - A, to ty złociutki. Mam poważne podejrzenie, że szczur mi tu wlazł do otworu strzelniczego, hihi. Nie masz może jakiegoś pomysłu, jak go wykurzyć?
- Nawet dwa, można kotem albo nabić i wystrzelić szczura w cholerę. - Jakoś druga opcja bardziej mu przypadła do gustu.
- Nienienie! Nie wystrzelić, ty pustaczku ty jeden! - Haubica pacnęła Tagrena w głowę, co zaskakująco zabolało go bardziej, niż się spodziewał po kimś takiej postury. - Jeśli on tam naprawdę tkwi i wystrzelę armatę, to się rozbryzga i przez tydzień jej nie doczyszczę!
Rozległ się pisk.
- Słyszałeś? SŁYSZAŁEŚ?! On tam jest! - Gnomka przystawiła ucho do armaty.
- Zajebiemy skurwysyna. - Odparł Tagren z entuzjazmem i poszedł po proch do nabicia armaty, szczurem jeszcze nie strzelał.
- Czekaj, co ty planujesz? - Zapytała zdziwiona Róża, kiedy Tagren wracał już z małą beczułką prochu. - Przecież mówię, żeby nie strzelać z armaty!
- Wystrzelę skurwysyna. - Odparł aventi z nieskrywaną radością.
- No ale… - Zaczęła Róża, ale przerwało jej głośne piszczenie ze środka armaty. - Dobra, ale potem ty naprawiasz działo jeśli się zepsuje!
- Od szczura? Co najwyżej się szczur zepsuje… - po czym zaczął nabijać działo ślepakiem.
- Eee, no dobra. Czekaj, pójdę Jedynkę powiadomić, żeby nie było potem paniki na pokładzie. - Haubica zeskoczyła z armaty i pobiegła na górę, na pokład.
Tymczasem Tagren ubijał ładunek prochu i dociskał starymi szmatami. Upewniał się też, że wstrętny zwierz nie wylezie w międzyczasie. Potem zostało już czekać na Haubicę, i odpalać salwę z działa szczurzego, jak był je ochrzcił przed kilkoma chwilami.
Róża wróciła po chwili i kiwnęła głową na znak, że może odpalać. Zaraz za nią z pokładu zeszła do nich kapłanka, mająca na sobie już czyste szaty. Wypytywała Haubicę o składniki alchemiczne, które można by znaleźć na pokładzie, ale Róża machnęła tylko na nią ręką i kazała zatkać uszy. Powodem był fakt, iż Tagren już odpalił lont.

Rozległ się huk i jakby ciamknięcie. Oprócz zwyczajowego zapachu wypalonego prochu, w powietrzu rozszedł się też smród palonego żywcem ciała wraz z flakami.
- Mówiłam, że to zły pomysł! - Westchnęła Róża i odwróciła się do kapłanki. - Jeśli jakaś twoja miksturka uwzględnia proch czarny albo siarkę, kochaniutka, to owszem, znajdzie się. Ale jeśli potrzebujesz ziółek czy innych grzybków, to raczej nie znajdziesz.
Po kilku chwilach armata ostygła na tyle, że można było się przyjrzeć jej przodowi.
- Fuj, cuchnie jak siedem nieszczęść! - Haubica wykrzywiła się z niesmakiem. - Musisz teraz to doczyścić, kochaniutki, bo armata mająca w sobie szczurze flaki może doprowadzić do nieszczęścia!
Tagren tylko głupio się uśmiechał owijając wycior szmatami. Może i czekało go teraz sprzatanie ale za to przeżył nowe całkiem ciekawe doświadczenie.

Po chwili wszyscy usłyszęli kroki ze Zgnilizny i wyłonili się stamtąd Jack ciągnięty niemalże za rękaw przez Kolwena.
- Łohoho, ile ludzi się nagle zebrało! - Zachichotała Róża. - Przecież mówiłam, że ślepaka strzelam, żeby szczurka się pozbyć, nie?
Kolwen trochę się zdziwił, gdy zobaczył ile osób było zgromadzonych przy armacie.
- My tutaj w zupełnie innej sprawie - odpowiedział szybko Róży i zaczął szukać wielkiego szczura, co by go pokazać Jack’owi.
Jaster podszedł ostrożnie do drzwi kajuty, gdzie wcześniej widział szkodnika. Syk. Człowiek musiał przymrużyć oczy i wytężyć wzrok, żeby zobaczyć paskudnego szczura, który się na niego gapił spod ściany, z wnętrza kajuty.
Kolwen znowu się skrzywił, na widok szczura. Szybko podbiegł do Jack’a.
- Proszę bardzo, idź i sam zobacz. Mamy ogromnego szczura na pokładzie. Widać Ahmed kiepsko wykonuje swoje obowiązki.
Oficer podszedł, przyjrzał się i również skrzywił.
- Szczur. No normalnie szczur! Ale wielkie do bydle, no ja pierdolę! Nic dziwnego, że Ahmed się nim nie zajął, to coś prędzej by jego zeżarło. - Przykucnął lekko i przyjrzał się raz jeszcze stworkowi. - Ale dziwne to bydle, bo nie ucieka ani nic. Kapłanko, widziałaś jakie wielkie szczurzysko masz w kajucie? Mam się go pozbyć?
Tagren zaś sięgnał po swój nowiutki bułat, słysząc o kolejnym szczurze zainteresował się na tyle by obejrzeć bydlę i teraz był niezmiernie szcześcliwy. Oto nadarzyła się okazja by wypróbować nową broń. Nie czekal więc dłużej tylko rzucił się z obnażonym ostrzem na zwierza.
Kolwen tylko zaśmiał się głośno, wyciągnął rapier i zaczął biec za Tagrenem. Trzeba się było pozbyć szkodnika i to szybko.
- Zostaw mojego towarzysza bo obrazisz Umberlee. U mnie w kajucie nie ma szczurów jest tylko złowieszczy szur Cień. Ma tam być bo pilnuje mojego dobytku. Ciekawe co chciałeś robić w moje kajucie skoro cię przepędził. Pewnie na kardzież przyszedł. Łapać złodzeja okradającego towarzysz i powieścić na najwyższej rei, tak jak karze zwyczaj na żaglowcach. - odparła spokojnie Ellen potem rozesmiałą się dzwięcznie by trochę rozładować atmosferę.
Szczurzysko zapiszczało lękliwie i uskoczyło przed atakiem. Niezbyt dobrym atakiem zresztą, bo Tagren wciąż cierpiał na przypadłość "dnia po", a w tej konkretnej kajucie niedawny zapach prochu krzyżował się ze szczurzym smrodem i wojownik nie wiedział ile czasu minie, zanim cała zawartość żołądka cofnie mu się na podłogę.
Podobny efekt odniósł Kolwen i podobnie stwierdził, że zapach w pomieszczeniu bardzo źle wpływa na jego zdrowie.
W odpowiedzi na piski kapłanki wojownik zwrócił na nią nieco mętny jeszcze wzrok.
- To twoje kobieto? - Wskazał bułatem na szczura. - Pilnuj tego lepiej, szczury na okręcie się tępi by zapasów nie wyżerały, masz szczęście, że trochę slabuję inaczej nie było by już co zbierać.
- Mój je tylko co sam upoluje lub dostanie odemnie lubi szczury, ale sam je łapie. - potem uśmiechneła się w półmroku.
- [i] Prędzej byś sobie łeb rozbił i ściany pociachał w tym wąskim korytarzyku przy tym świetele wojowniku. A i pożar byś mógł wywołać goniąc za nim. Cień i Szybka, moja jaszczurka, chodzą tylko ze mną, albo są w mojej kajucie, w której nie macie czego szukać, gdy mnie nie ma. Będę wiedziała, gdy ktoś będzie próbował tam wejść.
Potem spojarzała na oficera.
- Teraz zaś idę poszperać, czy aby nie jednak nie znajdzie się jakiś składników alchemicznych, tak jak zewolił Pierwszy Oficer. Wszystkim radzę by zaniechali szpernia w mojej kajucie. Jeszcze wezmą coś i popełnią tragicznie - przy tych słowach uśmiechneła się ironicznie w półmroku - śmiertelną pomłykę spożywając, coś co nie jest napewno alkoholem. Zapiętajcie znam się i na alchemii. Wszystko co znajduje się w mojej kajucie, może byś śmiertelnie niebezpieczne dla nieznających się na niej.
Po tych słowach otoworzyła drzwi do swojej kajuty gwizdneła i przywołał Cienia, ten jak strzał wspiął się na ścinę i potem po legarach pokładu, błyskawicznie śmignął nad głowami stojących do jej kajuty.
Ellen nakazazała Cieniowi w języku druidzkim by pilnował kajuty.
Pejorujaca kapłanka nie zauważyła kiedy wojownik po prostu zniknął i mogła jedynie domyślać się, ile z jej słów wysłuchał.
Tagren zaś kiedy tylko zrozumiał, że nie będzie miał okazji wypróbować nowej zabawki niemal natychmiast stracił zainteresowanie i korzystajac z półmroku po prostu zapadł się w cienie. Kawalek dalej wyłonił się z nich ponownie i wrócił by dokończyć czyszczenia armaty.
- Hehe aleś pięknie wystrzeliła. - Przemawiał do niej czule czyszcząc lufę, pierwszy wystrzał szczurem przyniósł mu wiele radości. Nawet pomimo tego łupiącego bólu głowy którego się nabawił przez chuk wystrzału.
Ellen była pod wrażeniem umiejętmości mnicha-wojownika. Słyszła o takich z Kara -Tur, kórzy jak on znikali. W końcu to jego postać i jego modlitwa na statku przywołały uwagę Umberlee. Spokoju nie dawały jej słowa jego z wizji, o jego winie wobec Umberlee. W końcu jemu najbardziej powinno zlaeżeć by je odpokutować. Z takimi myślami ruszyła na poszukiwanie substancji, kótre mogła zamienić w coś przydatnego dla załogi lub statku.

- Eee, szczur… - Jack machnął ręką, rzucił jeszcze raz okiem na Kolwena, po czym poszedł na górę, na pokład. Tagren w tym czasie czyścił lufę armaty. Wyciągnął kawałek czegoś czarnego i strasznie cuchnącego ze środka…
Gdyby tylko zdążył odsunąć armatę i wychylić głowę za okienko strzelnicze! Gdyby tylko umożliwił to samo Kolwenowi! Jednak żaden z nich nie miał takiej możliwości, wobec czego zarówno Tagren jak i Jaster skulili się i zwymiotowali na podłogę.
- Fuuuuuj! - Pisnęła Róża. - Ja tego nie sprzątam, fuj!
- Kolwen, skocz po jakieś lekarstwo a ja jużto sprżatnę. - Tagren bez entuzjazmu kończył czyszczenie armaty. Oj lekarstwo było mu potrzebne by ulzyć sobie w robocie i cierpieniu. - Pani oficer chyba też potrzebuje po takich widokach.
Kolwen odkaszlną głośno, splunął na podłogę i wytarł usta o rękaw.
- Od razu lepiej się poczułem – powiedział z lekko udawaną radością w głosie. – Ale masz rację, żeby dojść do siebie, potrzebujemy lekarstwa. Zaraz postaram się coś wykombinować.
Jaster dokładnie wiedział, gdzie znajduje się alkohol, ale żeby się do niego dostać, musiał najpierw znaleźć kuchcika, który miał przy sobie klucz do magazynu.
- Zaraz wracam – rzucił do Tagrena i ruszył na poszukiwania.
Tagren zabrał się za porządki, a raczej do czyszczenia armaty dopisał sobie też czyszczenie podłogi. Westchnął, zakasał rękawy i wziął się do roboty.
Jaster dwoma susłami wskoczył na pokład i niemalże wpadł do kuchni.
- WYPAD, BO UPIERDOLĘ CHUJA I ZROBIĘ Z NIEGO ROSÓŁ! - Wrzasnął na powitanie kuchcik, odwrócony do niego tyłem.
- Potrzebuję butelki czegoś mocniejszego, dla jaśnie oświeconej kapłanki. Kazała przynieść i to staram się zrobić. Wiesz jaka ona jest, raczej nie znosi sprzeciwu. Chyba nie chcesz, żeby tu przylazła sama i jeszcze robiła ci wykład co? – powiedział szybko Kolwen, żeby nie zdenerwować kuchcika, ale jednocześnie starał się brzmieć przekonywująco.
-Hrmm… - Ronald pogładził się po brodzie, po czym otworzył jedną z szuflad i wyjął z niej grubą butelkę z wąską szyjką. Odkorkował. - Wiśniówka na krasnoludzkim bimbrze, przekaż szanownej kapłance pozdrowienia od kucharza. - Wyszczerzył czarne zęby, podając trunek Kolwenowi.
Łotrzyk uśmiechnął się szeroko na widok butelki wypełnionej alkoholem.
- Z pewnością jej przekażę – ukłonił się teatralnie przed kuchcikiem i szybko wrócił do Tagrena. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Zanim jednak podzielił się ze swoim towarzyszem trunkiem, wypił kilka łyków. Ciepło od razu rozeszło mu się po całym ciele, znów poczuł się dobrze. Jeszcze kilka łyków i będzie jak nowy.
- Proszę bardzo, oto lekarstwo - podał Tagrenowi butelkę.
- Pani Oficer się napije? - Wojownik zwrócił się do gnomki. - Nie wiem jak ale ten ty chłystek zdobył naprawę przedni trunek. - Dodał po chwili kiedy spróbował cóż to za leczniczy napój.
- Hę? Nie kochaniutki, po wczoraj mam dość. - Rzuciła przez ramię. - I wam też nie radzę pić za dużo. Kapitan bardzo nie lubi natykać się na pijanych załogantów poza okresami amnestii alkoholowej, jak wczoraj.
- To tylko w celach leczniczych. - Odparł wojownik niezrażony.
- Hmmmm i tak nie możemy wszystkiego wypić, alkohol teraz ciężko jest zdobyć, więc trzeba gdzieś skitrać tą butelkę - wziął od Tagrena trunek i napił się kilka łyków.
- Za to powinniśmy poszukać kolacji. - Odparł wojownik po dłuższej chwi. Po prawdzie robił się już okrutnie głodny, z wczorajszej kolacji niewiele już zostało.
- Kolacja sama się znajdzie, jak nadejdzie odpowiedni czas, dzieciaczki. - Powiedziała Róża spod armaty. - Jak tylko kuchcik da znać dzwonkiem. To że przespaliście śniadanie i obiad to już wasz problem.
- Problem który właśnie mamy zamiar rozwiązać. - Odparł Tagren i zabrawszy Kolwena udał się na poszukiwanie czegoś do wszamania. Poszukiwanie które mogło być szczególnie trudne teraz gdy magazyn zawłaszczyła kapłanka. Trudno, w końcu zycie to ciągłe pokonywanie mniejszych i większych trudności.
 
Googolplex jest offline