Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2016, 19:00   #111
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację


Piąty anioł zatrąbił: i ujrzałem gwiazdę,
która spadła z nieba na ziemię,
i dano jej klucz od studni Przepaści.
Otworzyła studnię Przepaści, a dym się uniósł ze studni
jak dym z wielkiego pieca,
i od dymu studni zaćmiło się słońce i powietrze.
A z dymu wyszła na ziemię szarańcza,
której dano moc, jaką mają ziemskie skorpiony.


Szara odkąd pamięta, związana była silnie ze Śmiercią. Jej klątwa ukształtowała się w dniu, gdy zginęła bliska jej osoba. Śmierć zawsze łączyła ze sobą pewne elementy układanki, składała je jak puzzle i wyłaniała na wierzch samą prawdę. A prawda była taka, że Szarańcza zbierała swoje żniwo.

Właśnie tak czuła się Wyrocznia. Nie była roztrzęsiona śmiercią setek bezbronnych ludzi, nie była załamana, bo umarł ktoś, z kim spędziła kilka tygodni. Jej stan zawieszenia i rozpaczy powstał na skutek własnego odbioru sytuacji... A odbiór był taki, że to jej wina.

Stan kobiety był na tyle silny, że Lorath nie chciał jej zostawiać samej, na rzecz rozmowy z kapłanką i paladynem. Wziął bale, a w niej ciepłą wodę. Szarańcza robiła to, co powiedział, jeśli wziął ją za rękę, ta podeszła gdzie chciał, jeśli ujął jej dłonie, by je wyszorować, ta patrzyła pustym wzrokiem gdzieś w bok i nic nie mówiła. Samotna łza spłynęła po jej policzku, a Elf nie wiedział, co ma zrobić. Zapewne dręczyło go podobne poczucie winy, co ją trawiło właśnie w tej chwili. Chciała umrzeć, by nikt inny nie musiał umierać. Chciała cierpieć; jednak Lorath zmywał zaschniętą krew z jej dłoni na tyle delikatnie, że nie poczuła najmniejszego bólu.

W owe dni ludzie szukać będą śmierci,
ale jej nie znajdą, i będą chcieli umrzeć,
ale śmierć od nich ucieknie.



Lorath wyszedł na chwilę z pokoju, sądząc, że Szara w końcu zasnęła. Ona jednak nie miała zamiaru zostać tutaj ani chwili dłużej, nie chciała by przez nią ludzie cierpieli, by inne istoty konały na jej oczach tylko dlatego, że znajdowała się zbyt blisko nich. Sadim, Lorath... Ile imion mogła jeszcze wymienić tych osób, które znała od kilku tygodni? Więcej ich nie było...
Wstała niemalże błyskawicznie, zostawiając barbarzyńcy list, wszystkie swoje pieniądze oraz zwierzaka, którego nie tak dawno kupiła. Nawet o jego życie się martwiła.

Opuściła pokój w niezwykłym pośpiechu, stąpając najciszej jak tylko potrafiła. Jej twarz i oczy były opuchnięte od toczących się w nieskończoność łez, od żalu, smutku i poczucia winy, jakie ją zżerało. Drzwi świątyni z lekkim skrzypem uchyliły się, a kiedy Szara przez nie przeszła, dostrzegła stojącą plecami do wejścia Tamarie. Ognistowłosa towarzyszka Sadima nie pozwoliła jej, by ta sama udała się na rzekomą "przechadzkę" po mieście. Błądziła tuż przy niej, rozmawiając kilkanaście minut, o tych wszystkich morderstwach, o swoim życiu, o jej życiu... Rozmowa przyniosła skutek i w końcu Wyrocznia postanowiła zostać. Jeszcze trochę, chociaż jeden dzień, zobaczyć czy Tamarie ma rację, że to nie jest jej wina, tak samo jak nie było winą jej rozmówczyni, gdy za jej życia śmierć poniosło wielu jej żołnierzy.

Szarańcza miała zamiar wrócić do pokoju i mimo, iż na jej twarzy było widać przeszły smutek i płacz, czuła się już lepiej. Rozmowa z Tamarie jej pomogła na tyle, że zaniechała ucieczki od osób, które zdążyła polubić. Nie chciała, by przez nią umarli, a miała wrażenie, że każdy kto ma z nią jakąkolwiek styczność, po prostu ginie. Była już spokojniejsza, niż jeszcze jakiś czas temu. Szła ostrożnie korytarzem, by nie wydawać zbyt dużo odgłosów. Ponownie przetarła oczy, gdy stanęła przy drzwiach swojego pokoju. Wyciągnęła rękę w kierunku klamki, gdy drzwi nagle się otworzyły. Spojrzała w górę, na twarz wyższego od siebie mężczyzny i zaniemówiła z lekko rozwartymi oczami. Poczuła się przez chwile podle, że chciała go zostawić, że wiedząc, iż on przyszedł tutaj za nią, miała zamiar go opuścić i pozwolić, by był sam. Sam, tak jak w wiosce, gdy każdy się od niego odwrócił. Nagle jej usta posmutniały, oczy zamarły w przerażeniu, patrząc na niego zza zaszklonych od łez, szarych tęczówek. Nie wiedziała, co ma powiedzieć.
Lorath najwyraźniej też. Przez krótką chwilę, która trwała dla nich całą wieczność, spoglądał na nią. Przez moment nie był pewien czy to aby nie miraż - złuda, wytworzona przez jego zrozpaczony umysł. W końcu jednak ocknął się i zrozumiał, że oczy go nie zwodzą. Ściskany dotąd w jego dłoni list upadł na ziemię, on zaś objął Szarą i przycisnął ją do siebie. Odruch ten był tak gwałtowny, że wstrząsnął nawet nim. Zapewne przez całe swoje życie, w jednej chwili nie czuł tak żywych emocji.
- Nigdy więcej… - tylko tyle zdołał z siebie wydusić.
Kobieta stała bezwładnie, z rękami ułożonymi wzdłuż ciała. Kiedy ją obejmował, była na tyle zaskoczona, że nawet nie wiedziała, czy unieść ręce i wykonać jakiś gest, czy po prostu stać jak wryta w ziemie. Bała się, że przestanie ją lubić, że uzna, że jest kłamczuchą i wcale nie ma żadnych mocy. Że nie śni o tym, co będzie, że nie widzi, co może nadejść, a wizje przyszłości innych to tylko bajki wyssane z palca. On jednak był wciąż i chciał być dalej, co było swego rodzaju ulgą, ale i sprawiło, że ścisnęło ją w gardle.
- Ja tylko nie chciałam, żebyś umarł… - wydusiła z siebie, a jej głos był stłumiony przez wetknięte w jego tors usta oraz ukrytą tam twarz, po której spłynęła łza, jednakże szybko się wchłonęła, w jego ubranie. Jej ręce tylko lekko się uniosły, muskając opuszkami palców jego boków.
- Byłem już martwy... - mówił monotonnym głosem. Trzymał Szarą w ramionach mocno, jednak nie na tyle by zrobić jej krzywdę. Jakby obawiał się, że mogłaby mu się wyrwać i znowu uciec. Zniknąć na zawsze. Gobliny, pułapki, bandyci czy inne zagrożenia nigdy nie były w stanie wywołać w nim takiego strachu, jaki wywoływała w nim w ta pojedyncza myśl.
- Dawno temu w wiosce. Dopiero ty przywróciłaś mnie do życia.


Nie zgadzała się z nim. Nie chciała jednak się o to sprzeczać, skoro on tak uważał, to na pewno tak właśnie było w jego odczucia. Być może czuł się zbędny i niechciany, dopiero teraz jego życie nabrało jakiegokolwiek biegu, celu. Możliwe, że w końcu czuł, że jego istnienie nie jest tylko marnym kaprysem bogów, ich nieudanym żartem. Mogła tylko się domyślać, co czuje, a im więcej myślała, tym bardziej czuła się źle ze swoją decyzją. Była głupia, nieprzemyślana i dziecinna. Niedojrzała, zupełnie jak ona, bo mimo licznych lat, wśród swojej rasy wciąż nie uchodziła za osobę dorosłą.
Szarańcza pociągnęła nosem i uniosła niespiesznie głowę. Dała mały krok w przód, zmuszając go tym samym by wycofał się w stronę pokoju, który tymczasowo dostali. Nie chciała rozmawiać na korytarzu i zakłócać ciszy osobom będącym w świątyni. Spoglądając na niego z poziomu swojego wzrostu, uśmiechnęła się smutno i bardzo słabo. Wspięła się na palcach swoich stóp, aby zbliżyć się do niego i musnąć wargami jego milczących ust.
- Przepraszam. – wydusiła z siebie opierając się czołem o jego brodę i spuszczając głowę w dół. - Jestem głupia, pomyślałam po prostu… Pomyślałam, że jeśli zostanę, to umrzesz. Zobacz ilu ludzi dziś umarło, tylko przez to, że to przepowiedziałam… Że powiedziałam, że tak się stanie… Wtedy, przy bramie. Może gdyby nie ja, nic by się nie stało.
Lorath wycofał się do pokoju, praktycznie wnosząc Szarą ze sobą. Uważnie wpatrywał się w nią, wysłuchując tego co mówiła. Nie odpowiadał od razu, ważąc w myślach każde jej słowo. W końcu delikatnie palcami popchnął jej brodę w górę, tak by mogła spoglądać mu w oczy. Nachylił się lekko, tak by mogli zetknąć się czołami, a jej bliskie spojrzenie nie mogło unikać go więcej.
- Nie jesteś głupia. Nie jest to też twoja wina. - mówił już jakby z większym spokojem. Zrobił na chwilę pauzę, by zaraz znowu powtórzyć. - To nie twoja wina. I nigdy więcej tak nie myśl.
Szarańcza pchnęła nogą drzwi, gdy Lorath przenosił jej lekkie jak piórko ciało. Drzwi trzasnęły cicho, dając znak, że są zamknięte i już nie będzie słychać na korytarzu rozmowy dwójki osób. Kobieta westchnęła, potężnie nabierając powietrze do płuc, przez co jej klatka piersiowa mocno się nadęła. Przez to płakanie czuła się zmęczona i nie miała już siły na większą ilość ronienia łez.
Słowa Elfa były dla niej pocieszające. Nie mówił wiele, ale do niej zawsze potrafił coś powiedzieć, cokolwiek. Zazwyczaj były to wartościowe słowa, za które mogłaby mu podziękować, choć pewnie żadne słowa nie oddałyby jej wdzięczności. Patrzyła w jego oczy i na jego twarz. Był niesamowicie blisko, co sprawiło, że serce aasimarki nabrało tempa, a jego bicie stało się niezwykle wyraźne. Patrzyła na niego, a jej ciało lekko zadrżało. Fascynował ją zazwyczaj tylko z daleka, gdy patrzyła na jego siłę, mięśnie rąk, na to jak sprawnie potrafi walczyć. Teraz mogła ręką pogładzić jego umięśnione ramie i nie czuła, że robi coś źle. Zapewne jakby robiła, to szybko by jej o tym powiedział. W końcu, nie łączyło ich nigdy nic więcej, choć zawsze robił na niej wrażenie.
- Jeśli nie jestem głupia… To jaka jestem? – spytała zaciekawiona, nie odrywając od niego spojrzenia, a palce jej dłoni zataczały kółko na jego ramieniu.
Nastała ponowna chwila milczenia. Lorath nigdy nie był mistrzem słowa. Zawsze wolał siedzieć cicho, pozwalając by to inni za niego mówili. Teraz jednak nie mógł… nie chciał milczeć. Spoglądał głęboko w jej oczy. Tylko ona była dla niego prawdziwa, tylko ją mógł naprawdę dostrzec. Tylko ona była mu tak bliska. Tyle mógł teraz powiedzieć. W końcu jednak otworzył usta, a z nich wydobyły się jedynie dwa, banalne słowa.
- Jesteś… doskonała.
Szarańcza zaśmiała się cicho, a jej uśmiech stał się szeroki. Odwróciła spojrzenie w bok, jakby zawstydzona, a jej palce przestały błądzić po jego ramieniu
- Wcale nie jestem. – typowe zaprzeczenie dla osoby, która poczuła się onieśmielona. Niby proste dwa słowa, a jej zrobiło się cieplej. Nie tylko na sercu, tak po prostu… Było jej gorąco. Wciąż jednak miała na twarzy uśmiech. Przegryzła lekko dolną wargę zębami i kątem oka z powrotem na niego spojrzała.
- Podoba Ci się mój dinozaur? – spytała spojrzeniem wskazując na śpiącego na przeciwległym łóżku zwierzaka. Był mały, zielony i zapewne bezużyteczny, ze względu na swój wiek i wzrost, ale ona chyba się cieszyła, że go kupiła.
- Jest zielony. – dodała, pamiętając o wadzie Loratha, choć nie przyszło jej do głowy, że on i tak sobie tego nie wyobrazi.
- Tak - odparł elf. Zdziwił się samym sobą, kiedy uprzytomnił sobie, że na jego twarzy również pojawił się uśmiech. Pierwszy od dawien dawna.
- Zielony… Chciałbym móc go kiedyś zobaczyć takim, jak ty go widzisz.
- Zobaczysz. Obiecuję. - odparła z tym samym uśmiechem co wcześniej i chwyciła go za ręce, by go od siebie odsunąć. Nie mogli stać cały czas w tej samej pozycji.
- Jutro musimy ruszyć do Ostoi. Powinniśmy się położyć. - wytłumaczyła swoje zachowanie i odeszła dosłownie kawałek dalej, aby zdjąć z siebie całe ubranie.
- Możesz w tym czasie rozłożyć kołdrę na podłodze, te łóżka są do niczego. - dodała jeszcze, a jej ręce pociągnęły ku górze bluzkę, która odkryła resztę jej ciała.
Położyła się na nim tak samo jak nocy poprzedniej. Bez żadnego ubrania, zupełnie naga, z ciałem zwiniętym na jego torsie. Tylko nogi błądziły gdzieś dalej, opierając się lekko o jego miednicę oraz uda. Przykryła ich drugą kołdrą, a brak światła w pokoju był dla nich prawie niezauważalny, bowiem obydwoje doskonale potrafili widzieć w półmroku.
Tej nocy było jednak inaczej. Ona czuła się inaczej. Było jej cieplej i mniej obojętnie. Być może to smutek spowodowany utratą ludzi, których znała, bowiem doprowadził on do poczucia samotności.
- Lorath. – zaczęła spokojnym, uroczym głosem i uniosła głowę, by na niego spojrzeć. Jej ciało było miękkie i ciepłe – Będziesz żył długo, prawda? – spytała z pewną dozą smutku w głosie, a jej dłoń zawędrowała na policzek elfa. – Nie chcę być sama… Nie chcę, by Ciebie nie było.
- Obiecuję… Nie zostawię cię - odpowiedział krótko i spokojnie, ale jego głos był ciepły. Jego ręka dotychczas spoczywająca na jej ramieniu, zsunęła się na szyję, a potem na białe jak śnieg włosy, delikatnie przeczesując je. Spoglądał na nią z lekkim uśmiechem, tak rzadko widniejącym ne jego twarzy.
Szarańcza odwzajemniła uśmiech nie mogąc od niego oderwać wzroku. A serce jej biło szybko i nadzwyczaj głośno. Jego wyczulone uszy nie mogły w tej ciszy nie słyszeć jak próbuje się ono wydostać zza krat żeber. Kobieta wiedziona jego przyjemnym gestem, zbliżyła usta do jego warg. Ucałowała je delikatnie, a serce, tak wyraźnie słyszane, przyspieszyło jeszcze bardziej. Ciepło ciała, cisza, półmrok i jego przyjemny dotyk, sprawiał, że nie mogła się powstrzymać przed skosztowaniem jego ust. Choćby na krótko, byle tylko móc zbliżyć się do niego i nie czuć wokół siebie tej samotności, jaka zaczęła jej towarzyszyć. Przesunęła niespiesznie swoje ciało, siadając na niego okrakiem i nachylając się nad jego twarzą, której policzki objęła w swe smukłe i blade dłonie. Niewielkie, nagie piersi otarły się o jego tors. Nawet w ciemnościach, ze względu na bardzo jasną karnacje, była widoczna. Jej ciało naprężyło się delikatnie, a usta rozwarły się, by ponownie oddać subtelny pocałunek.
Jego oczy rozszerzyły się z zaskoczenia, jednak tylko na krótką chwilę. Wyraźnie słyszał bicie jej serca i czuł ciepło rozgrzanego emocjami ciała. W półmroku wyglądała dla niego jak prawdziwa Bogini. Przesunął ręce od jej pleców w górę, przez szyję, aż po głowę, którą pociągnął delikatnie ku sobie. Złączyli się razem pocałunku.
Chwila ta jednak nie trwała długo. Mimo silnej ekscytacji i podnieceniu, obydwoje nie potrafili zrobić nic więcej, niż pocieszyć się chwilą tej delikatnej bliskości. Gdy ich usta oderwały się od siebie, przyjemność wciąż pulsowała, jednakże nie poczynili większych kroków, prócz tego krótkie wsparcia, tej niedługo trwającej radości.
- Zależy mi na tym, żebyś żył. Jesteś dla mnie bardzo ważny. Chcę, abyś to wiedział. Jesteś… Jesteś kimś, kto mnie fascynuje i nigdy nie poznałam podobnej Tobie osoby. Zrobię wszystko, żebyś przeżył - wyszeptała muskając ponownie jego usta, jednak tylko na krótką chwilę. - Nie opuszczę Cię, póki nie umrę. Dobrze?
- Nie umrzesz - odpowiedział krótko świdrując ją spojrzeniem. - Nikt już więcej nie umrze.
Szarańcza kiwnęła twierdząco głową, a na jej ustach widniał uśmiech. Była spokojna, szczęśliwa…
- Przy Tobie czuję się bezpiecznie. - mruknęła kładąc głowę na jego ramieniu, a po chwili ziewnęła rozdziawiając usta. Potem tylko wtuliła głowę w jego szyję, którą to też ucałowała, wywołując w mężczyźnie krótkie dreszcze.
- Dobranoc. - dodała szeptem i pocałowała go ponownie. Ostatni raz, tak na dobry sen, choć wiedziała, że jak każdej nocy, tak i tej, sama będzie miała koszmary.

Ego sum Alpha et Omega.


- Powinnaś cierpieć.
Szept wyłaniający się z mroku doszedł do jej uszu niczym akustyczny pogłos. Spojrzała przed siebie i ujrzała siedzącą na huśtawce dziewczynę. Trzymała się drutów kolczastych, a te głęboko raniły jej dłonie i przedramiona. Nogi miała całe poharatane, a z każdego rozcięcia sączyła się jasne i lepka krew.
- Spójrz, co mi zrobiłaś. Patrz! - Krzyknęła zjawa wprost do jej ucha, tuż za jej plecami. Jednak kiedy Wyrocznia odwróciła się, nikogo tam nie było, prócz tej samej dziewczyny, która siedziała na huśtawce.

Tik-tok, tik-tok, tik-tok
Tik-tok, tik-tok, tik-tok
Tik-tok, tik-tok, tik-tok

Rozrywające głowę dźwięki towarzyszyły ruchom huśtawki, która poczęła się bujać w tył i przód, a krew tworzyła pod jej siedzeniem ogromną, czerwoną kałużę.
- Każdy z nas cierpi przez Ciebie. Przyciągasz jak światło ćmę, a nie potrafisz pomóc. Przychodzimy do Ciebie i błagamy o uwagę; a Ty nas nawet nie widzisz. Powinnaś cierpieć. Wszyscy umrą.
Pauza, jaka powstała na moment, okazała się być ciszą, przeszywającą na wskroś. Dławiący ból w klatce piersiowej odebrał Szarańczy mowę. Rozwarła usta jak ryba pozbawiona wody, próbując złapać choć trochę powietrza w płuca, ale jedynie dusiła się, a tlen miast wpływać przez krtań, po prostu utykał tuż na jej początku.
- Wszyscy, których kiedykolwiek pokochasz.

Wyrocznia gwałtownie otworzyła oczy. Uniosła się niespodziewanie, niemalże siadając na elfie, dłońmi opierając się o jego tors. Rozejrzała się po pokoju z przestrachem i uspokoiła się dopiero, gdy ten położył swoją dłoń na jej policzku.
- Nie bój się. - wydusił z siebie, a oczy jego nie odstępowały jej przestraszonej twarzy. Dopiero po chwili rzuciła się z powrotem na niego, aby móc objąć.
- Lorath, to było straszne. - zaczęła i przycisnęła go mocniej do swego nagiego ciała. Mężczyzna, mimo silnego uczucia, jakie sprawiało, że miał ochotę błądzić dłońmi po jej ciepłej skórze, był opanowany. Odwzajemnił jedynie uścisk i wiedziony powodzeniem nocy poprzedniej, ucałował jej blade lico.
- Jestem. - potwierdził, jakby miał wrażenie, że śniła o śmierci - I będę. - dodał krótko. Nie wiedział, co jeszcze mógłby powiedzieć, ile słów wydobyć z siebie, by ona czuła się lepiej. Chciał tego, dbał o nią odkąd tylko ją ujrzał w wiosce. Nawet jeśli ona wcześniej tego nie dostrzegała.
Kobieta kiwnęła głową i delikatnie wyrwała się z przyjemnego uścisku. Wstała prostując swoje ciało, a następnie zaczęła się ubierać. Mógł delektować oczy widokiem nagiej, bezbarwnej kobiety, której niespieszne ruchy pomału nakładały na smukłe ciało kolejne warstwy ubioru.

Szarańcza spojrzała na elfa przez ramię i posłała mu ciepły uśmiech wdzięczności. Czuła się dobrze, o wiele lepiej. Czuła się wolna, bez winy i z nadzieją na lepsze dziś oraz jutro. Na lepsze dalsze dni podróży, która będzie im sprzyjała.


Ucałowała Loratha w usta, ostatni raz, póki byli sami. I krótko, by nie przedłużać tej chwili w nieskończoność. Mieli tyle spraw do załatwienia. Jeszcze tyle rzeczy, wysiłku. Wszystko to wymagało skupienia.
Szarańcza chciała jeszcze podziękować tajemniczemu mężczyźnie, który pomagał im dnia poprzedniego w walce. Przed karczmą go wyleczyła, a mimo to on potem poszedł z nimi, pomagał im. Chciała go spotkać i zamienić z nim kilka słów. Chciała się dowiedzieć, jak ma na imię.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline