Odpisałem w google docu, w skrucie sprawa wygląda tak:
- te błąkające się owce bierzemy ze soba, łatwiej prowadzić niż nieść a i mięso będzie świerze,
To co się da odzyskać z zaszlachtowanych odzyskujemy, wieczorem, w nocy w zasadzie przy ognisku warty zajmą się wędzeniem mięsa przez całą noc - w ten sposób zachowa świerzośc na dłużej. Ew smażenie ( musiałbym znajomego podpytać co bardziej wydłuży przydatnośc do spożycia), na pewno obróbka termiczna wydłuży przydatność mięsa, niż pozostawienie je jako krwawego ochłapu
- odnośnie noszenia cięzarów na koniach tez napisałem w docu, dobrze gdyby to Schultz przedstawił propozycję szefowi najemników. W zasadzie ultimatum
Bo przecie byle wiesniak nie bedzie szedł i ugadywał się z najemnikami w takich sprawach - ba , żeby się jeszcze dało z najemnikami. trzeba wszak o takich decyzjach rozmawiać z szefem najemników, a on byle chłopa nie posłucha...
- z zwierząt padłych skóry ściagnąć trzeba. Kurcze i tu zamiast grabaża garbaż by się przydał
Ale spoko , myśle że w ramach survivalu i ogólnie myslistwa dam radę. Oczywiście na oczyszczenie itd skóry to nie będzie czasu, ale zrobi się to wieczorem na postoju. Znajde jakies mrowisko w pobliżu, mrówki załatwia sprawe
Przydałoby się też zebrac zapasy wody, nie wiadomo jak z nią bedzie po drodze a wszak z pragnienia predzej padniemy niz z głodu. Ocalałe słoiki z spiżarni mnichów i alkochol jak najbardziej sie przydadza. W zasadzie proponuje obładowac się wszystkim na maksa, w miare drogi taki ciężar będzie topniał i to szybko.