Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2016, 10:13   #33
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Wieczór przybył nieco wcześniej niż go Desire oczekiwała. Nie narzekała jednak, a wręcz przeciwnie. Oczekiwanie wkrótce miało się skończyć, podobnie jak życie jednego człowieka. Czy jednak aby na pewno jednego? Dess z przyjemnością puściłaby z dymem także karczmę, która miała być miejscem spotkania. Dwa razy to i tak było niebezpiecznie dużo. Czy warto było kusić los i zostawiać szczura posiadającego nazbyt wiele informacji o jej sprawach, przy życiu? Wszak “Utracjuszy” było wiele. Miejsca te nosiły inne miana i w innych miejscach się znajdowały, jednak znalezienie odpowiedniego w razie kolejnej potrzeby nie powinno sprawić jej większego problemu. Oczywiście powinna wcześniej uzgodnić wszystko z Raulem, jednak nie była do końca pewna, czy to byłaby dobra decyzja. Wciąż nie była do końca pewna jakie zmiany nastąpiły w ich wzajemnych stosunkach, a brak rozmowy na ten temat zostawiał ją z koniecznością ustalenia wszystkiego na własną rękę. Miała nadzieję, że nie popełni przy tym błędu, gdyż ten mógłby okazać się kosztownym w skutkach.
Szarość jak zwykle uspokoiła ją, nakazała cierpliwość i zapewniła, że w razie czego wszystko będą mogły naprawić. Tego jednakże Dess nie była pewna. Niektórych rzeczy nie dało się naprawić.

Po kolacji, którą posłusznie zjadła pod czujnym wzrokiem swego pana i za wyraźną namową swej towarzyszki, udała się do swej komnaty by zmienić strój na bardziej odpowiedni do okazji. Plan został ułożony i omówiony, więc nic poza byciem gotową i chętną, jej nie pozostało.


Do “Utracjusza” dotarli nieco przed czasem. Desire bez słowa podeszła do Armel’a i wyciągnęła dłoń po klucz. Ten zaś bez zwlekania podał go jej, na chwilę porzucając besztanie chudej dziewki, która najwyraźniej nie spełniła wymagań swego klienta. To jedynie na chwilę skupiło uwagę Dess, która przyjrzała się dziewczynie. Nie mogła mieć więcej niż trzynaście lat, a wyglądała na znacznie więcej. Zniszczona przez ulicę pomimo młodego wieku wydawała się być u kresu swego życia. Wedle opinii Szarości, powinno się takim dzieciom skracać cierpienie dobrze wymierzonym ciosem sztyletu. Desire w zupełności się z tym zgadzała. Nie była to jej sprawa, więc nie zamierzała reagować. Wszak nie chciała zbawiać świata, a pogrążyć go w morzu krwi. Co ją zatem obchodził los byle dziewki…?

Pokój na szczęście okazał się być dokładnie taki, jakim go sobie zażyczyła. Czysta pościel, brak kurzu i pajęczyn. Nawet znalazła się w miarę czysta serweta na stół. Zapach róż całkiem skutecznie tłumił te zapachy, których nie udało się pozbyć przy użyciu gorącej wody i mydła. Zadowolona skinęła głową. Nawet jeżeli przyjdzie jej dzisiaj zakończyć dalsze losy “Utracjusza” i jego właściciela, to postara się by jej wdzięczność za wykonaną pracę trafiła do tego ostatniego w chwilę przed tym, nim zakończy jego nędzny żywot. Jakby na to nie spojrzeć, przysłużył się jej w sposób znaczny.
Odłożyła swój kuferek na miejsce przy wazonie z różami. Bez wątpienia skorzysta wkrótce z jego zawartości, jednak póki co nie był jej potrzebny. Uznając, że nie będzie potrzebna aż do przybycia dottore, zajęła miejsce przy drzwiach i pozwoliła Strefie objąć całą karczmę swymi czujnymi zmysłami. Karczma nie należała ani do cichej, ani do porządnej. Jeżeli chciało się załatwić ciemny interes, to szło się właśnie w takie miejsce. Morderstwa, kradzieże, wykorzystywanie. To tu przekazywano polecenia, tu zawierano umowy, w których stawką było życie ludzkie. Ściany przesiąkły zapachem zdrady, podłogi częściej krwi smakowały niż wody, a sufity mogłyby napisać historię tego miasta, taką po której pobożnym koszmary mogłyby się śnić po nocach. Desire mogła niemal poczuć każdy z owych ostrych smaków. Strefa wżerała się w nie, delektując się ich zepsuciem, jej pani zaś zagłębiła się w owe wrażenia, niemal zlewając z samą Szarością. Ów pełen wrażeń świat pogranicza. Nie do końca Strefa, ale już nie rzeczywistość. Jedno i drugie nakładało się na siebie, złączone niczym para kochanków. Desire zaś tkwiła pośrodku, czerpiąc z przyjemności obojga i pozwalając, by ich granice naciskały na nią, otulały się wokół niej i dostarczały upojnej mieszanki odczuć, która sprawiała, że jej serce przyspieszało.
Wysuszone nagle wargi zostały zwilżone językiem. Lewa dłoń spoczęła na piersi, a prawa na rękojeści sztyletu. Pragnienie było mocne, zniewalające. Wystarczyłaby chwila by i ona dołączyła do tego odwiecznego rytmu życia, wprowadzając do niego nowe znaczenia śmierci. Było ich wszak tak wiele. Ludzie zebrani w karczmie znali jedynie wąski ich zakres, a ona mogła wszak pokazać im, jak wiele tracili. Fakt, lekcja ta byłaby jednorazowa, jednak czy nie lepiej zostać oświeconym w godzinie swej śmierci niż wcale?
- Dess, kiedy się zjawi dottore? - spytał Raul.
Głos jej pana wyrwał ją momentalnie ze stanu zauroczenia, aczkolwiek minęła dobra chwila nim była w stanie wydobyć z siebie głos. Obie, zarówno Dess jak i Szarość były zawiedzione, jednak ta pierwsza nie mogła sobie pozwolić by ów zawód ujawnił się na jej twarzy czy w brzmieniu głosu.
- Niedługo - odparła.
W odpowiedzi dottore była wyraźna sugestia, że nie może on przybyć zbyt wcześnie z powodu wcześniejszych zobowiązań. Do północy zostały mniej więcej dwie godziny, więc wedle obliczeń i nadziei Dess, jej ofiara powinna się zjawić za kilka minut. Oczywiście mogło się także stać tak, że coś pilnego powstrzyma go przed przybyciem. Wtedy trzeba będzie odwiedzić go w domu, co wiązało się z dodatkowymi komplikacjami, na które nie miała ochoty. Nie znaczyło to oczywiście, że nie była na nie przygotowana.
Jak się wkrótce okazało dodatkowe przygotowania nie były konieczne. Szarość poinformowała ją o jego przybyciu gdy tylko przekroczył próg karczmy. Opis, który dała Amir’owi sprawił, że właściciel przybytku od razu rozpoznał jej ofiarę. Widok dottore spowodował w nim mieszane uczucia wśród których dominowała obawa. To właśnie one zaalarmowały Szarość, a tym samym Dess.
- Przybył - poinformowała Raula, odstępując od ściany. Była bardziej niż gotowa by zabawić się z tym człowiekiem. To powinno nieco powetować jej stratę zabawy, na którą miała ochotę nim z jej planów wyrwał ją głos Raula. Zabawy, która jedynie nieco została odłożona w czasie.
Raul, który do tej pory siedział na średnio wygodnym krześle, powiesił swój kaftan na oparciu tegoż krzesła, a potem położył się, w ostatniej chwili przypominając sobie o ściągnięciu butów.
Obrócił się twarzą do ściany.
Desire jeszcze raz obrzuciła pokój spojrzeniem, upewniając się, że wszystko jest tak jak sobie tego zażyczyła, po czym w odpowiedzi na pukanie otworzyła drzwi. Jej twarz przyoblekła się w maskę zatroskanej dziewczyny, która z niecierpliwością i strachem wyczekuje na przybycie człowieka, który ma ją wyratować z opresji.
- Dottore - przywitała go z ulgą brzmiącą w jej głosie i wpuściła do pokoju, zamykając za nim drzwi tuż przed nosem dziewki, która przyprowadziła go na piętro karczmy. - Jak to dobrze, że dottore mógł zjawić się w tak krótkim czasie.
Jej zachwyt nad jego poświęceniem oraz pełen słodyczy uśmiech, który pojawił się na jej twarzy, skutecznie odwróciły uwagę medyka na tych kilka krótkich chwil, w trakcie których wskazała mu krzesło i nalała wina. Widać było, że Zerilli'ego bardziej interesuje obecność dziewczyny i wino niż sam pacjent, który w dodatku wydawał się pogrążony we śnie.
Zerilli bez wahania wychylił pół kubka wina, po czym przeniósł wzrok na leżąc ego.
- Śpi? - spytał, po czym znów się zainteresował winem. Oraz nie do końca zasłoniętym biustem dziewczyny. - Gdzie i kiedy został ranny? - spytał.
W odpowiedzi na pierwsze pytanie skinęła głową. To, że dottore wykazywał takie zamiłowanie do wina jedynie ułatwić miało sprawę. Dawka, którą mu zaaplikowała była dość silna, wymieszana z wolno działającą trucizną. Przecież nie chciała by próbował powstrzymać dalszy bieg zdarzeń…
- Wczoraj, późną nocą - wyjaśniła, nadając swemu głosowi odpowiednie brzmienie, mające wskazywać na zaniepokojenie połączone z leciutką nutką gniewu. Ten ostatni bynajmniej nie był udawany, a delikatnie wyciszony by za dużo nie zostało przekazane.
Nie usiadła, a stanęła przy oknie, skromnie trzymając dłonie złożone. To że przy okazji walory jej kobiecości były przez to nieco lepiej widoczne, stanowiło dodatkowy plus mający skupiać uwagę dottore na niej, a nie na “pacjencie”.
- Opatrzyłam ranę, jednak nie mam zbytniego doświadczenia w tego typu sprawach. Gdyby to było skaleczenie, to jeszcze. Z raną od rapiera nie umiem sobie poradzić. Stąd to nagłe wezwanie, dottore - wyjaśniła, obdarzając go kolejnym uśmiechem, tym razem pełnym wdzięczności, że zgodził się przybyć. Jednocześnie delikatnie manipulowała nim by skłonić go do osuszenia kubka do ostatniej kropli.
Widać było, że Zerilli waha się między obowiązkami, które mogły przynieść kolejną garść złota, a wdziękami służki, które mogły dostarczyć wiele przyjemności. W końcu jednak chciwość przeważyła.
- Muszę go obejrzeć - powiedział. Wypił do końca wino, po czym otworzył swoją torbę z narzędziami. - Pewnie będę potrzebować trochę wody - dodał.
Desire zmierzyła go uważnym spojrzeniem. Trucizna jeszcze nie zadziałała, mikstura jednak powinna już powoli przejmować władzę nad jego nerwami. Dla pewności powinna skłonić go by pozostał na krześle jeszcze kilka chwil. Dzban z wodą i misa leżały pod stolikiem. Oczywistym było, że to nie do zadań dottore będzie podniesienie ich z podłogi i postawienie na stoliku. Kryjąc kpiący uśmieszek, który niestety musiał zostać ograniczony jedynie do jej myśli, pokonała odległość dzielącą ją od stolika i pochyliła się by sięgnąć po naczynia. Postarała się przy tym by jej postać znalazła się miedzy dottore, a leżącym na łóżku Raulem.
- Co jeszcze mogę zrobić? - zapytała, wykazując pełną ochotę by wykonać polecenia medyka. Jeszcze chwilę, jeszcze tylko krótką chwilę musiała znosić ten oślizgły wzrok na sobie. Później odbije sobie każde z owych spojrzeń.
A ten, miast cokolwiek powiedzieć, wyciągnął ozdobioną pierścieniem rękę w stronę biustu dziewczyny. Najwyraźniej uznał, że służba jest od tego, by służyć. W każdy możliwy sposób.
Desire nie cofnęła się, korzystając z pomocy Szarości by kontrolować swoje odruchy. I mimo iż najchętniej sięgnęła by po sztylet i wbiła mu go w ową dłoń, pozwoliła na to by ta spoczęła na jej piersi. Nie było rzeczy, której by nie zrobiła dla swojego pana.
- Dottore? - Uznała iż dziwnym by było gdyby nie zareagowała, więc wysiliła się na nieco zaskoczone pytanie, okraszone odpowiednią nutką poddańczości, jaką wszak dobra służka powinna się wykazać. Wszak ostatnie czego chciała to sprawić, by jakże potrzebny jej panu medyk zrezygnował nagle z pomocy przez jej nieodpowiednie zachowanie, prawda…? Rzuciła przy tym spłoszone spojrzenie na łóżko, badając na jak wiele posunie się Zerilli wiedząc, że jej pan jest ledwie parę kroków od nich. Gdy jej wzrok na powrót skupił się na medyku, postarała się by obietnica śmierci zniknęła z jej spojrzenia, zastąpiona niepokojem.
- No tak, tak... Twój pan.
Z wyraźną niechęcią oderwał wzrok i dłoń od biustu dziewczyny.
- Potem się tobą zajmę - obiecał, popierając obietnicę klepnięciem w pupę.
Odsunęła się nie będąc pewną czy będzie w stanie kontrolować swoje odruchy. Gdyby była sama, mogłaby skorzystać i pogłębić nieco tę znajomość wypytując mimochodem o niektóre z interesujących ich spraw, jednak sama nie była. Czujne spojrzenie rzucone dottore pozwoliło jej na nieco szerszy uśmiech. Rozszerzone źrenice i nieco przyspieszony oddech można było przypisać także czemuś innego, jednak kropla potu, która spłynęła po jego szyi wskazywała na to, że trucizna zaczyna działać. Mieli około godziny do dwóch nim trzeba będzie podać odtrutkę lub pozwolić by skonać. Dess liczyła na to, że czas jaki pozostał Zerilli’emu na tym padole jest nieco krótszy i bardziej bolesny.
- Co sądzisz o tej propozycji, mój panie? - Zapytała, kierując te słowa do Raula. Ciche westchnienie wydobyło się z jej ust. Koniec udawania. Wyprostowała się, ocierając policzek o otulającą ją Szarość. Nadszedł czas by nasycić się cierpieniem jego człowieka.
- Z pewnością nie pozwolę dopisać ciebie do zapłaty - odparł cicho Raul. - Płacę złotem, a nie twoimi wdziękami.
- Mój pan jest nazbyt łaskawy - odparła Dess. - W przeciwieństwie do niego, ja łaskawa nie jestem. Dotykać jego własności bez pozwolenia - pogroziła dottore palcem. - Nieładnie, oj nieładnie…
Wycofała się pod drzwi i założyła skobel. Do tej pory nawet taki zadufany w sobie głupiec musiał dojść do wniosku, że coś było nie tak. Jeżeli faktycznie posiadał jakąkolwiek wiedzę medyczną musiał także rozpoznać sygnały, które wysyłało jego ciało. Niemoc, pocenie się, problem ze skupieniem wzroku. Dess starała się kontrolować jego odczucia, tak by strach i wściekłość zbytnio nie przyspieszyły rozprowadzania trucizny po organizmie. Tyle kłopotu z powodu jednego, chciwego głupca…
- Oszukałaś mnie... - Zerilli spojrzał na stojącą przy drzwiach Desire. - Zapłacisz mi za to.
Mimo jak najlepszych chęci jego słowa nie wypadły zbyt przekonująco. Może dlatego, że jego język nagle przestał być tak sprawny, jak powinien. Mięśnie także odmawiały posłuszeństwa sprawiając, że utrzymanie się na nogach, po tym jak wstał uniesiony gniewem, kosztowało go sporo wysiłku.
- Niech pan usiądzie, dottore - poprosił Raul, który sam usiadł na łóżku i zaczął zakładać buty. W najmniejszym stopniu nie wyglądał na chorego. - Chcę zadać kilka pytań. Proszę odpowiadać szczerze, bez mijania się z prawdą.
- Skąd pan pochodzi, dottore?
- Da Roma - odparł Zerilli, dumnie zadzierając nosa.
- Od jak dawna pracujesz dla kardynała Richelieu?
- Dwa lata i trochę. - Dottore uznał widocznie, że nazwiska mocodawcy nie musi ukrywać. A nawet wprost przeciwnie - że może mu to pomóc.
- Czy to ty sporządziłeś truciznę dla hrabiny de Riquet?
- Nie - zaprzeczył Zerilli.
Nie dało się ukryć, że Desire czekała właśnie na ten moment. Pierwsze kłamstwo, którego moc wstrząsnęła dottore i to dosłownie. Cierpienie było na tyle mocne, że mężczyzna wylądował na podłodze zwijając się niczym węgorz wyciągnięty z wody. Służka Raula podeszła bliżej, chłonąc fale bólu które rozchodziły się na wszystkie strony. Soczysta czerwień na tle szarości. Piękno absolutne. Korzystając z tego, że dottore chwilowo nie był w stanie się bronić, sięgnęła po sztylet, którego ostrzem przesunęła gładko po jego twarzy, nachylając się by dobrze widzieć wyraz jego oczu. Wściekłość, ból i przerażenie. Takie upojne połączenie, niczym dobre wino do wyśmienitej kolacji. Syciła oczy i duszę tym widokiem, napawając się nim i pozwalając by radość wypełniła jej wnętrze. Cofając się uniosła ostrze do ust by dotknąć lśniącej na nim krwi koniuszkiem języka. Jęk rozkoszy wyrwał się z jej ust. Pierwsza przelana krew, wciąż nosząca w sobie znamię arogancji, podłości i poczucia pełnej bezkarności. W tej chwili nie mogła zrozumieć jak normalne pożywienie mogło się równać tej mocy, która płynęła z aktu odbierania życia. A wszystko przez potrzeby delikatnego ciała…
- Każde kolejne kłamstwo będzie boleć bardziej - poinformowała dottore, gdy tylko uznała, że wiedza ta zdoła do niego dotrzeć. - Jeżeli zaczniesz omijać odpowiedzi gwarantuję ci, że zapragniesz kłamać. Osobiście wolałabym byś skusił się na tą opcję, jednak czas mojego pana jest cenny, więc proponuję byś jednak skupił się na mówieniu prawdy.
- Czy sporządziłeś truciznę dla hrabiny? Kto ci kazał? Kto ją podał? - Raul rozszerzył nieco pytanie.
- Tak, to ja. Z polecenia Mazarina. Richelieu kazał. Rita jej podała, gdy Lisa miała wychodne.
- Kto kazał otruć wicehrabiego Raula, ciotecznego wnuka hrabiny?
- Też Mazarin. Powiedziałem Yvette, że to z rozkazu hrabiny ma podać wicehrabiemu krople. Ale Yvette zniknęła. Hrabina chciała potwierdzenia od Richelieu.

- A kardynał co na to? Dał potwierdzenie?
- Nie wiem. Nie wiem. Mazarin mówił, że tak. Nie dotarłem do kardynała. Ostatnio Richelieu ze mną nie chciał rozmawiać. - Zerilli mówił szybko, jakby jak najszybciej chciał wyznać wszystkie swoje winy.
- Kogo kazał ci zabić Richelieu, osobiście, a kogo za pośrednictwem Mazarina?
- Markiz Chabris, Alfred de Marbot, Hector de Callière, Henryk de Saint-Rémy - odparł dottore. - A za pośrednictwem Mazarina kazał usunąć Jeana d'Estrées, Paula de Bissy i Henryka de Thiard. Tego nie kazał mi osobiście.
- A kto jest jeszcze w planach do usunięcia?
- Rodzeństwo de Luynes. Nie wiem, dlaczego. Nigdy nie pytałem.

- Z kim współpracowałeś? Kogo nająłeś?
Zerilli wymienił kilka nazwisk, podał też, gdzie można było spotkać jego najmitów.
Ku niemiłemu zaskoczeniu Desire, nie posunął się do dalszych kłamstw.
- Kto stoi za podpaleniem pałacu kardynała? - zapytała, korzystając z chwili milczenia Raula. Co prawda nie planowała zadawać własnych pytań, jednak była ciekawa co na ów temat wie dottore. Co innego plotki usłyszane przy okazji spotkań towarzyskich, a co innego informacje, uzyskane w trakcie przesłuchania. Przynajmniej okazja się nadarzyła by odsiać niektóre plewy.
- Nie wiem, nie wiem - zapewnił Zerilli. - Ludzie różnie mówią. Zwykle że wrogowie kardynała. Nikt nie rozumie, nie wie, co się stało z kardynałem. Wszyscy z niepokojem czekają, co będzie, gdy wróci.
- A ty co myślisz? - spytał Raul.
- Ja... może... Mazarin... Ale nie wiem... tylko myślę...
- To chyba wszystko, dottore Zerilli. Proszę sobie wygodnie usiąść. - Raul zaczął się ubierać do końca. - Mogę powierzyć dottore twojej opiece? - zwrócił się do Desire.
- Oczywiście, mój panie - Desire pochyliła przy tych słowach głowę, zarówno w wyrazie szacunku, jak i by ukryć uśmieszek, w który ułożyły się jej usta. - Zajmę się nim najlepiej jak potrafię. Czy mój pan ma jeszcze jakieś życzenia?
- Nie, dziękuję. Wiem, że należycie wypełnisz swoje obowiązki - zapewnił ją Raul.
Ruszył w stronę wyjścia, sprawdziwszy wpierw, czy pistolety i rapier są na swoim miejscu.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline