Verita ledwo miała odwagę oddychać. Znieruchomiała, gdy zimne ostrze przyciskało się do jej szyi.
Strach... przedziwne uczucie. Sprawia, że członki drętwieją, lecz nie umysł. Przez głowę księżniczki z prędkością błyskawicy przelatywały różne myśli. Tak bardzo chciała ocalić życie, bo było to niejako wpisane w naturę każdego żywego stworzenia. Z drugiej zaś strony znała swą sytuację... Wiedziała, że niewesoły los ją czeka czy to tu w szponach macochy, czy też przyszłego męża. Była tylko laleczką, kukiełką do zabawy, która musi liczyć na to, że nie znudzi się dziecku, aby nie wyrzuciło jej z obrzydzeniem do pojemnika z obierkami.
Orzechowe oczy Verity zalśniły żywo, były teraz ogromne, niemal dzikie. Dziewczyna jak nigdy czuła, że jest sama na świecie.
- Nie zrobisz tego – rzekła cicho do mężczyzny. Spojrzał na nią wściekle tymi swoimi kocimi oczami, a nóż przycisnął się do jej skóry. Czuła ból, prawdopodobnie nawet ją naciął...
- Nie zrobisz tego... – powtórzyła i tylko człowiek, który przed nią stał mógł usłyszeć te słowa. – Jesteś profesjonalistą, prawda? Prawdziwi zabójcy nie zabijają pod wpływem emocji. Puść mnie. Odrzuć mnie w stronę kanclerza i uciekaj, jeśli ci życie miłe... I tak jesteśmy tylko pionkami w tej grze.
Mężczyzna spoglądał na nią hardo, jego źrenice nieruchomo wpatrywały się w jej oczy z rosnącym zdziwieniem. Teraz dopiero księżniczka miała okazję zauważyć, że nie był stary. Był prawdopodobnie niewiele starszy od Verity, lecz ciężkie życie już teraz odciskało się piętnem w wyżłobieniach jego czoła i kącikach ust. Lecz to nie wszystko... w jego oczach kryła się ta sama dzikość, prawie szaleństwo...
__________________ Konto zawieszone. |