Andrew "Andy" Morrison - pogodny szturmowiec ~ Tak Cosmo, tak. Krzycz na mnie. Zarządzaj. Rozkazuj. Przecież to ja tu jestem na twoje posyłki i tak tylko sobie do siebie nawijam w przerwie pomiędzy strzelaninami bo mi się nudzi a fajek jak Irish nie palę... I oczywiście przecież to ty jesteś naszym specem od CQC... ~ szturmowiec zjeżył się widząc niesubordynację młodego speca. Kompletnie nie rozumiał jego zachowania. Nie był głuchy bo nawijał i do niego i do tamtych. Miał ranną nogę ale nie na tyle poważnie by być unieruchomiony. Generalnie wyglądało, że odstawia jakieś prywatne widzimisie. U Morrisona w oddziale. Na polu walki. - Cosmo, zasuwaj natychmiast do środka do Sam. To rozkaz. Potem mi się potłumaczysz. - syknał do niego biorąc go pod ramię i zmuszając do powstania czy tego chciał czy nie. Głos miał ostry i oschły choć niezbyt głośny. Dało się bez trudu wyczuć niechęć i tłumioną złość. Ale była szansa zakończyć sprawę teraz a innymi rzeczami zajmą się potem, jak się sprawa wyjaśni. Sam obserwował cały czas podejrzanie cichy obecnie budynek 2-ki. - Ellen! Daj przyślij tu do mnie Irish'a i szeryfa. Sprawdzimy to. Osłaniajcie nas. Idzie do was Cosmo, jak Sam się nim zajmie niech do nas dołączy z John'em. Zostawię krótkofalówkę na nadawanie więc będziecie słyszeć co się u nas dzieje. Max ty z chłopakami tez nas osłanajcie. Macie kontakt wzrokowy co się tam dzieje? - załatwiwszy jeden etap zajął się nastepnym. Trochę musiał zmodyfikować pierwotny plan z rajdem. Nada poszliby we trzech ale bardziej otwartą trasą. Ellen i jej ludzie dalej stanowiliby osłonę jak i w pierwotnym planie. Czas na rozeznanie się chyba powinien starczyć Sam na opatrzenie Cosmo. Wtedy mogłaby do nich dołączyć pod osłoną John'a. Zaś Max mogłaby meledowac jeśli coś zauważy. - Więc się poddajcie! - krzyknął w stronę "2-ki". Co jak co ale nawet teraz jakoś nie uśmiechało mu się wyłazić na otwartą przestrzeń bez osłony i liczyć na dobrą wolę czy trzęsące się ręce przeciwnika. - Wyjdźcie wszyscy z rękami w górze! Bez żadnych numerów! Wyjdźcie wszyscy i stańcie w linii przed domem a potem na kolana! Wówczas zabierzemy was i wasi ranni otrzymają pomoc medyczną tak jak ci co są już w naszych rękach! Daję wam jedną fajkę czasu do namysłu! Jeżeli nie wyjdziecie to koniec rozejmu! - wykrzyczał swoje warunki w stronę potencjalnych jeńców. Wygladało na prawdopodobne te strzelaniny u nich ale pewności nie było a własną klatą sprawdzać nie miał ochoty. Jeśli mówili prawdę to chyba nie powinni się ani dziwić jego warunkom ani mieć opory przed ich spełnieniem. Wówczas zgarnięcie ich i pomoc dla ich rannych powinna pójść sprawnie. We trzech pod osłoną całej grupy Ellen i Max powinni szybko się chyba z nimi uporać. Byliby przecież na otwartym terenie pomiędzy budynkami a gdyby ktoś próbował zostać i strzelać z okien chyba były spore szanse, że siły osłonowe go wypatrzą i zlikwidują. Ale może będzie dobrze i dla odmiany coś pójdzie gładko.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami
Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |