Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2016, 23:30   #118
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Dhalia Crowl/ Eddie Crispo

Eddie przechwycił plecak z lekami, w pierwszym odruchu sumienia postanowił jednak posłuchać Portnera i zająć się stawianiem Moniki na nogi. Popędził w stronę hacjendy nie przychylając się do namowy Dhalii aby udać się do serca góry i zmyślnej Hope, mrówki robotnicy, która preparuje wysokiej jakości sprzęt AGD o globalnie destrukcyjnym przeznaczeniu.
Czacha zrównał krok z monterem.
- Myślałam, że ci na małej zależy – zabolało kiedy tak to ujęła. - Musimy ją stamtąd zabrać!
- I zabierzemy – Eddie przetarł spoconą twarz. Burzowe chmury rozwiewały się w błyskawicznym tempie i słońce późnego popołudnia wypełzło w pełnym skwarnym majestacie. Czuł się już lepiej ale gdzieś tam, w środku, pozostał niesmak po podziemnej psychozie, tłukł się w czaszce jak zejście po silnych dragach. - Ale Hope ma czas a Monika nie, wiesz, że mam rację.
Wiedziała. Chwilowo małej Hope nic nie zagrażało a stan Moniki określiłaby w pół drogi między „zakurwiście zły” a „terminalny”. Rozważała co powinni zrobić, co ona sama powinna zrobić. Nie podlegało dyskusji, że Crispo zmierza do hacjendy a było to natenczas jedyne miejsce, którego Dhalia się panicznie bała bo tam czyhały jej demony. Jej przeszłość. Jej cholerny mąż.
- Jadę po Hope – wskazała palcem charakterystyczne wzniesienie. - Dojdziesz do mnie jak tu skończysz. Wytłumaczę ci drogę.
Chwilę później tętent kopyt wybijał rytm galopu wniecając tumany pustynnego kurzu. Teksanka stała się malejącym w oddali punktem a Eddiemu nie pozostało nic jak podjąć swoją wędrówkę. Uszedł połowę dystansu gdy dobiegły go z oddali szmery rozmowy. Nie łatwo ukryć się niemal w otwartym terenie ale szczęśliwie opodal piętrzyło się skupisko kaktusów.
Dwa znajome cienie zbliżały się od strony hacjendy – szeryf Gun i pasterz betelskich duszyczek – McCarthy konstatowali obecność obcych.
- Co to za jedni?
- Bóg jeden wie.
- Znaczy... zapytać o to Love'a?
- Nie to miałem na myśli.
- Ale no... jest Bogiem?
- Jest.
- To jest wszechwiedzący?
- No raczej.
- Czyli już wie, że obcy tu są. A skoro wie i nie grzmi, to mają jego aprobatę.
- Jakbyś nie zauważył to właśnie grzmiało.
- Ale przestało!
- Gun, czy ty świrujesz? Masz za sobą Trójcę Świętą, nowożytną technologię i plan boży, i nadal karmisz wątpliwości? „Włóż palec w ranę moją...”
- Dobra, już dobra. Będzie co ma być. Ale już stąd widzę, że uzbrojeni po zęby...
Głosy ucichły bo dwójka minęła Eddiego żwawym tempem kierując się ewidentnie w stronę składowiska przyczep, tam gdzie z samochodów wysypała się ekipa Setha.
- Szlag... - Eddie przeskakiwał wzrokiem z hacjendy na oddalające się sylwetki i tchnięty impulsem zmienił całkowicie plany. Musi zrobić spore kółko aby dotrzeć na camping niezauważonym. Ale czy bez Rothsteina coś właściwie wskóra? Zmarnował niepotrzebnie czas, mógł od razu tam się skierować i nie rozdzielać z Teksanką. Nic to.

Aieden Portner

Podjął decyzję. Ryzykowną ale w jego mniemaniu właściwą.
Wyszedł więc zza załomu i ruszył ku ekipie dawnych towarzyszy. Towarzyszy, z którymi pił, jadł, osłaniał nawzajem plecy, zabijał i zarabiał. Towarzyszy, którzy niemal zakatowali go na śmierć z powodu spaczonego radiacją czworonoga.
- Seth - przywitał się siląc się na swobodę aby tamten zawczasu go zauważył, nim na ten przykład otworzy ogień. Ich spojrzenia skrzyżowały się. Dawna nić porozumienia odżyła nagle, ale tylko na moment bo oboje wiedzieli, że wszystko się zmieniło.
Brisby nie sięgnął po broń ale, niewielka to pociecha, bo wyręczyli go wszyscy pozostali.
- Portner, pieprzony farciarzu... - Seth uśmiechnął się kącikiem ust, z sentymentem. - To nie było rozsądne, przychodzić do mnie dobrowolnie. Na starość tracisz instynkt. A może to przez nią tak zmiękłeś?
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 05-02-2016 o 10:39.
liliel jest offline