Adrenalina napędzała całą naturalną maszynerię w środku Leah. Nie wszystko chciało współpracować tak dobrze, jak robiło to na trzeźwo i cios nie ogłuszył przeciwnika tak jak na to liczyła kobieta, ale posłał na ziemię. Nogi zaplątały się jej jednak, potknęła się o Ferro i byłaby wpadła wprost na pałkę drugiego z nich, gdyby nie to, że ta chwila wystarczyła Scottowi, aby się pozbierać. Trafił napastnika prosto w jaja i poprawił w głowę, pozbawiając przytomności. Tamten zwalił się jak kłoda na ziemię.
Dwóch pozostałych pozbierało się już, ale lojalność ulicy i odwaga różnymi chodziły parami. Jednocześnie rzucili się do ucieczki, w dwie różne strony. To mieli opracowane. Ferro nie był w stanie ich gonić, oberwał mocno. Krwawiła mu skroń i brew, a warga już puchła, a przecież większość ciosów trafiła w ciało pod ubraniem. Leah miała ledwie zadrapania na twarzy, więc wykpiła się, ale nogi nie były w stanie ponieść jej wystarczająco szybko za uciekinierami. Zresztą, czy to było istotne? Jeden z powalonych przez Scotta jęknął.
- Ten atak... był dziwny. Na Manhattanie? - wymruczał detektyw, podtrzymując się koleżanki po fachu. Zbliżała się już syrena policyjna, przed klubem była kamera. |