Słowa Verity wywarły na bandycie potezne wrazenie ... Ksieznicz poczuła jak kropelka krwi z przecietej skóry na szyji , powoli wedruje po jej dekolcie ... by “zniknac “ pomiedzy piersami ... serce kobiety zatrzymało sie na chwilę . Jednak nacisk noża na szyji ksieżniczi zelżał ... Meżczyzna sie wachał ...
Wzrok Verity , po raz kolejny spotkał sie ze wzrokiem kanclerza . Starszy człowiek był wręcz nienaturalnie spokojny , jednak jego dłon powoli zaciskała sie na rekojesci miecza ... Chwila trwała cała wiecznosc ... Ksiezniczka słuszała krótki , przerywany oddech mezczyzny od ktorego zalezało jej zycie ...
W tym momencie kobieta ktora wydawałise w bibliotece osoba przyjaza krzyknęła do bandyty
- Nie puszczaj jej ... -
Jednak jej słowa padły w chwili , gdy ciało Verity leciało w kierunku starszego człowieka a bandyta upusciwszy nóz rzucił sie do ucieczki ... potem wszytko potoczyło sie błyskawicznie ... Miecz kanclerza niczym zywe zwierze żadne krwi wbiło sie w brzuch drugiego z męzczyzn ... niemal jednoczesnie , starzec wyciagnał lewa reke przed siebie ... Korytarz przeszył przerazajacy krzyk mezczyzny , ktory własnie otwierał okno by uciec z zamku ... Verita bezwłasnie upadła na podłoge ... miecz kanclerza wykonywał krzyzowe ciecie , ktore niemal odcieło głowe i ramie zakapturzonej kobiety ... Struga krwi bryzneła na suknie i twarz Ksiezniczki . Sale wypełniła niprzyjemna won umierajacego człowieka ... rece i nogi przez chwile jeszcze trzepotały sie po zakrwawionym dywanie .
Dwuch zołnierzy , ktorzy stali u wejscia do komnaty ruszyło w strone okna . Ciało z głuchym hukiem upadło dwa pietra nizej ... A jeden ze straznikow pałacowych dokładnie zamknał rygiel okna ...
Tymczasem kanclerz sprawdził czy mezczyzna ugodzony w brzuch nadal zyje ... Bandyta miał to nieszczesnie ze rana nie była smiertelna ... Gestem reki wskazał starznikom rannego człowieka ... “ Do lochu “ - powiedział krotko . Nastepnie chowajac miecz kanclerz zwrócił sie do ksiezniczki . “Mam nadzieje ze zdarzenia dzisiejszej nocy , pozostana tajemicą “ Mowiac to odchylił połę płaszacz i z niewielkiej torby zawieszonej na skórzanym pasku wyjał mała szkatułke .. Ksiezniczka poznała ja natychmiast ... od lat trzymała w niej klejnoty ...”Zapewne ci bandyci ukradli ja dzis z komnaty Waszej Wysokosci i za ich sprawą znalazła sie w lesie “ - oczy Starca były jak zwykle spokojne , pozbawione jakichkolwiek emocji ... “Na drugi raz proszę zamykac dzwi komnaty na klucz “ ... Zapinajac płaszcz na ostatni guzik ruszył korytarzem w strone północnego skrzydła ... ostatni goscie balu powoli opuszczali pałac ... wypadało wiec sprawdzic w jakim stanie zostawili sale balową ... Verita nadal lezała na podłodze ... a krew kobiety wsiakała w koronki jej sukni ...
Ostatnio edytowane przez denis : 27-04-2007 o 10:40.
|