Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-02-2016, 13:04   #3
AdiVeB
 
AdiVeB's Avatar
 
Reputacja: 1 AdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumny
Ciężka przeprawa w okolice Birningham była trudna i wyczerpująca więc mimo bardzo niewygodnej pryczy O’Phelan padł zeszłej nocy jak kamień. Dodatkowo wizja spędzenia nocy w nieźle zabezpieczonej bazie pozwoliła mu tym razem spać dwoma zamkniętymi oczami, a nie jak to ostatnio zwykle bywało – zawsze z jednym okiem otwartym.

Usiadł powoli na łóżku łapiąc się z bólu za plecy. Przeciągnął się jednak dość skutecznie, rozruszał szyję i już po chwili wszystko wydawało się w jak najlepszym porządku. W tej chwili podszedł do niego z kawą Hammerhead. Kiwnął tylko głową na jego komunikat że szef chce się z nim widzieć. Upił czym prędzej kilka łyków kawy i zaczął się ubierać.

Wspiął się po drabince na górę. Czekający na niego żołnierze w dziennym świetle mogli lepiej przyjrzeć się nowoprzybyłemu wsparciu taktycznym. Wysoki wysportowany typ, ciemniejsza poharatana słońcem karnacja, krótkio ścięte czarne włosy z wygolonymi bokami. Ubrany w wychodzone dopasowane na styk ciemne szare jeansy i buty wojskowe, koszulę z górnej części munduru Posterunku z naszywkami starszego szeregowca. Na to zarzuconą miał kurtkę wojskową. Poprawił jeszcze nieśmiertelniki wyciągając je na wierzch i zmierzał powolnym leniwym krokiem do Grant’a, który praktycznie natychmiast wskazał mu słup dymu jakieś dwa kilometry stąd. Po chwili zaczął mówić. Harvey stanął przy nim z założonymi rękami i odpowiedział:
- Jasne, da się załatwić. Jeszcze chyba nie zostaliśmy sobie oficjalnie przedstawieni. Sierżant Harvey O’Phelan... – rzekł czekając na odpowiedź.

-Porucznik Jonathan Grant, kiedyś drugi Zwiadowczy, obecnie Poszukiwacze - mężczyzna przedstawił się spokojnie i zmierzył wzrokiem O’Phelana.

- Muszę przyznać Poruczniku, że zdecydowanie jestem fanem większej ilości informacji. Co wiemy o tym osiedlu? Rozumiem że to były „inteligentne” mutanty? – rzucił z krzywym uśmiechem wpatrując się bezustannie w kierunku wskazanym przez Grant’a – w końcu jesteście już tu ponad tydzień, prawda?

- Prawie dwa, ale ruiny są tak rozległe, że zdołaliśmy spenetrować wywiadowczo tylko fragmenty. Orientujemy się w sytuacji, ale uznałem, że przyda się więcej ludzi i przysłali mi Was, sierżancie - Harvey wyczuł, że porucznik chyba liczył na innego rodzaju wsparcie. - Tak to póki co “są” inteligentne mutanty, z tego co zaobserwowaliśmy byli pokojowo nastawieni. Trudnią się zbieractwem w ruinach i hodowlą jakiejś odmiany jadalnych grzybów, które hodują w podziemiach. Waszym zadaniem jest poznać ich status i sprawdzić co tam się stało. Nie wychylajcie się, nie chcę, żeby postronni dowiedzieli się o naszej obecności.

Harvey rzucił tylko:
- Przykro mi że Sztab Pana zawiódł przysyłając tylko mnie… - nie dało rady wyczuć czy mówi na poważnie czy żartuje - W porządku, zbieram się.

O’Phelan kiwnął głową w geście zrozumienia i odszedł. Przygotował się, spakował cały sprzęt i ruszył w kierunku słupa dymu. Gdy pokonał jakieś ćwierć trasy stwierdził że należy nieco zejść z drogi. Szwendanie się na środku drogi w dzień nie sprzyjało skutecznym ukrywaniem swojej obecności. Zszedł więc z drogi starając się być cały czas blisko jakiejś osłony. Czujnie rozglądał się szukając jakichkolwiek śladów wskazujących na przebieg zdarzeń. Po chwili do jego uszy dobiegł krzyk kobiety. Harvey postanowił sprawdzić co się dzieję. Zlokalizował skąd dokładniej dochodził krzyki - trzypiętrowy budynek z drugiej strony ulicy - ruszył cichym krokiem w stronę budynku cały czas starając się zostać dobrze skrytym. Gdy dobiegł do budynku, schował się w pobliżu wejścia i nasłuchiwał jest przez chwilę. Rozejrzał się też czy istnieje możliwość wspięcia do któregoś okna.

Nieco z boku od wejścia było okno wchodzące na parter, dałoby się do niego dostać, po dość szerokim gzymsie, jaki okalał budynek, oddzielając granicę, między suterenami a parterem. Nad jego głową były okna, przez które mógł dostać się na pierwsze piętro, bez konieczności pokonywania parteru, jednak do nich miał już o wiele dalej, to była kamienica w starym dobrym stylu, z wysokimi kondygnacjami, a co za tym szło, okna tez były wyżej. Krzyk kobiety był słyszalny coraz wyraźniej.

Harvey wyciągnął pistolet i czym prędzej wskoczył do kamienicy przez okno na parter. Rozejrzał się i gdy zlokalizował jakieś wejście na górę ruszył w tym kierunku.

Wnętrze było zniszczone i rozszabrowane, a sama konstrukcja budynku wyglądała na solidną. Gdzieniegdzie walały się szczątki połamanych mebli, jakieś szmaty i odłamki szkła. W pokoju w którym wylądował w narożniku, były nawet ślady po jakimś palenisku, ale Harvey mógł bez problemu stwierdzić, że było używane dawno temu. Widział wyraźnie schody prowadzące na piętro, były drewniane i chyba nie w najlepszym stanie, ale innej drogi na górę nie widział więc ruszył powoli i cicho na górę licząc na to że schody wytrzymają jeszcze jedno czy dwa użycia.

Konstrukcja trzeszczała niebezpiecznie, ale doświadczony zabójca poruszał się ostrożnie, stąpając tuż przy ścianie. Wychylił się zza węgła lustrując otoczenie i wydawało mu się, że teren na piętrze jest czysty. Krzyk dobiegał z mieszkania prawie na wprost schodów, do którego prowadziły na wpół wyłamane drzwi.

Harvey czym prędzej dopadł do ściany obok drzwi. Starał się zorientować się w sytuacji. Wychylił się delikatnie żeby zobaczyć co się dzieję. Był gotowy błyskawicznie wkroczyć do akcji ale najpierw musiał się zorientować w sytuacji. Z korytarza jednak nie widział co się dzieje w głębi mieszkania, mógł tylko zauważyć pusty przedpokój, wołanie dochodziło z dalszych pomieszczeń. Postarał się więc bardzo powoli i cicho otworzyć drzwi i wślizgnąć do środka. Wyciągnął broń przed siebie i był gotowy w każdej chwili do strzału. Starał się dostać cicho i niezauważenie do miejsca z którego dochodzą krzyki.

Ruszył przez przedpokój, w kierunku większego pomieszczenia, które okazało się być przestronnym salonem, a raczej kiedyś było. Część sufitu się zarwała, tworząc wielką wyrwę, na kącie na wprost po prawej stronie od drzwi, leżała na podłodze skulona kobieta, koszula na jej przedramieniu była cała w zakrzepłej krwi, a oczy i twarz poobijane. Szlochała, ale na widok Harveya zesztywniała na chwilę, po czym wydukała:
- Pomóż mi… jestem ranna… - głos miała ochrypnięty, a wargi spierzchnięte jakby od dawna nie piła.

O’Phelan zaklął w myślach. Niedobrze że go zauważyła. Jednak coś mu tu nie grało. Leżąca kobieta, ranna, roztrzęsiona jakby w szoku, a napastnika brak. Zabójca wszedł w tryb zaawansowanego zaalarmowania. Zrobił jeszcze kilka kroków do przodu pokazując palcem gest żeby kobieta była cicho. Kiwnął jej głową że pomoże. Nie ufał jej więc nie podchodził do niej. Rozejrzał się czujnie szukając tego kto napadł na kobietę. Innych drzwi i otworów oprócz wyrw w suficie i dwóch okien nie było. Harvey wodził wzrokiem chwilę po suficie i chwilę po oknach. Jednak co chwilę wracał do kobiety. Uważał na nią. Coś mu tu śmierdziało.

Zabójca przyjrzał się dokładnie otoczeniu, ale póki co nic nie wskazywało na to, by prócz rannej był jeszcze ktoś w okolicy. Dziura w suficie wyglądała raczej zrobiona z naturalnych czynników, o czym mogły świadczyć leżące na podłodze cegły i dechy. Kobieta podniosła się lekko, z grymasem bólu na twarzy, oparła się o ścianę i odetchnęła ciężko:
- Wody… masz może wodę… nie piłam od wczoraj… uciekłam… uciekłam im w nocy…

Harvey odparł bardzo cicho nadal wodząc wzrokiem po pomieszczeniu:
- Jest tu jeszcze ktoś? Czemu krzyczałaś?

Pokręciła głową przecząco, jakby kurcząc się jeszcze bardziej w sobie, trzymała się drugą ręką za pokrwawiony materiał przedramienia:
- Nie.. nikogo tu nie ma. Uciekłam im… uciekłam… - kobieta była wyraźnie roztrzęsiona, a pustymi oczami nawet nie patrzyła na O’Phelana.

Harvey’a już powoli zaczęła wkurzać ta rozmowa ale nie dał po sobie nic poznać, ponowił jednak pytanie:
- Czemu krzyczałaś?

- Już mi wszystko jedno było… - pusty wzrok nadal miała wbity w ścianę przed sobą, pocierała rękami nadgarstki, które były dziwnie nabrzmiałe i poocierane - … uciekałam całą noc… jestem ranna… co miałam do stracenia… w najgorszym wypadku, ktoś skróciłby moją mękę… przynajmniej nie umarłabym w pętach… - kobieta przerywała wypowiedź szlochaniem.

O’Phelan odpowiedział:
- Dam ci wodę i jedzenie jak opowiesz mi wszystko dokładnie od początku do końca. Kim jesteś? Komu uciekłaś i dlaczego musiałaś uciekać? Opowiedz mi wszystko, wtedy się tobą zajmę… - rzekł spokojnym ale stanowczym tonem zabójca.


- Powiem wszystko… tylko daj mi się napić… proszę - spierzchnięte wargi wykrzywiły się w akcie prośby. Faktycznie mogła wyglądać na odwodnioną.

Harvey nie podszedł do kobiety. Kucnął wyciągając bukłak z wodą i sunął ją w stronę kobiety:
- Mów po kolei… wszystko.

Kobieta łapczywie porwała bukłak z podłogi i odkorkowała, po czym ugasiła pragnienie łapczywymi haustami. Oczy jej trochę pojaśniały, odłożyła naczynie z wodą, ale niezbyt daleko od siebie:
- Łowcy niewolników zagarnęli moją wioskę nie dalej jak dwa dni temu… zabrali wszystkich, a Ci… - załkała - ...którzy się nie nadawali poszli pod nóż… uciekłam im wczoraj po południu, kiedy stanęli na popasie… - kobieta kontynuowała swoją opowieść, ale Harvey już jej nie słuchał. Wydawało mu się, że usłyszał jakiś ruch za swoimi plecami. Wyciągnął czym prędzej nóż z pochwy i ułożył ręce za pomocą tzw. harries technique tak by w każdej chwili być gotowym zarówno do strzału jak i do błyskawicznego przejścia w zwarcie. Jednak nie wszystkie techniki których nauczono go w Posterunku były do dupy. Praktyczne użycie CQC nie raz już uratowało mu dupę. To było akurat coś czego nie wyniósł ze slumsów tłukąc prowizoryczną kosą żuli z rodzinnego osiedla. Lufa broni równoległa do klingi noża bojowego powędrowała w stronę zasłyszanych kroków:
- Schowaj się za tamtymi drzwiami... - rzucił cicho wskazując głową wejście którym sam wszedł i z którego słyszał jakieś dźwięki, dzięki temu przy wtargnięciu wroga do pomieszczenia ten najpierw zobaczy nożownika a nie schowaną za rogiem kobietę, co sprawi że jak obaj zaangażują się w walkę ta będzie mogła uciec. Drugą ważną kwestią było to że O’Phelan miałby w zasięgu wzroku zarówno kobietę, której niezbyt wierzył i tajemniczego gościa. - Jak ktoś wejdzie i mnie zaatakuje uciekaj z tego budynku, przed wejściem stoi wrak minivana, schowaj się w bagażniku, znajdę cię jak się tu uporam - dodał spokojnie.

Kobieta spojrzała na niego przestraszona, skuliła się w narożniku pokoju w którym siedziała i załkała:
- Co się dzieje? - jej oczach widział strach i nieufność, zwłaszcza po tym jak wyciągnął nóż. Na jego słowa o tym, że ktoś mógł ich zaatakować, prawie wcisnęła się w kąt pokoju, szlochając bezgłośnie. Teraz już miał pewność, że na korytarzu słyszał kroki:
- Ktoś tu idzie… - rzucił spokojnie przygotowując się do ataku, wymierzył w wejście w którym mógłby się pojawić “sprawca zaniepokojenia”. Nie chciał od razu strzelać ale nie miał wyjścia. Był w tragicznej pozycji taktycznej. Stał praktycznie na środku pomieszczenia bez możliwości znalezienia osłony. Po chwili namysłu opuścił jednak lufę pistoletu i czekał na rozwój sytuacji. W momencie jak ktoś wejdzie do pomieszczenia i zauważy jest to coś rozumnego i ma złe zamiary rzuca szybko ale stanowczo:
- Spokojnie… nie jestem wrogiem… - był jednak gotowy jak najszybciej przejść do ostrzału i tym samym do ataku. Pistolet z nożem były opuszczone ale w idealnym kącie by nie musieć celować tylko podnieść lufę, która będzie wymierzona mniej więcej w stronę korytarza.

Kroki w korytarzu na chwilę ucichły, ale potem dało się jej słyszeć znowu. W drzwiach pojawił się półnagi mężczyzna z ciałem pokrytym tatuażami, w wyciągniętej ręce trzymał oberżniętą dwururkę, której wyloty luf, wydawały się Harveyowi kurewsko duże. Sam nieznajomy był konkretnej postury ciała, praktycznie zasłaniał całe wejście do pokoju.

Uśmiechał się krzywo, jednak nie patrzył wcale na O’Phelana. Tylko na ranną kobietę w narożniku. Zabójca usłyszał jak kobieta za sobą szamocze się z czymś.


Harvey oddał błyskawicznie strzał w głowę uśmiechającego się barana i trafił ale jednak szybkie złożenie się do strzału i minimalny ruch jaki zdążył zrobić rosły mężczyzna, sprawiły że kula rozerwała mięśnie na ramieniu olbrzyma, nie robiąc mu większej krzywdy. Żołnierz stał teraz na wprost luf obrzyna, ale nie plunęły one ogniem. Za to za plecami usłyszał dźwięk odwodzonego kurka rewolweru i mściwy głos kobiety:
- Rzuć broń!!! I nie odwracaj się!!! - O’Phelan nie miał żadnych złudzeń do kogo kieruje swoją groźbę kobieta. Jednocześnie nad nim przemknął jakiś cień, ktoś stał nad ziejącym w suficie otworem, a na ziemię przed nim spadły stare, zdezelowane policyjne kajdanki:
- Nie zgrywaj chojraka… jako trup jesteś dla nas bezwartościowy - głos pochodzący z gardła przeżartego gorzałą, był aż nadto stanowczy.

Harvey rzucił pod nosem do siebie:
Tego się nie spodziewałem… - rzekł z krzywym uśmiechem odchylając głowę w górę i tył i rzucając broń na ziemię. - Łowcy niewolników… - dodał z pogardą jakby wszystko stało się nagle jasne - to wy urządziliście sobie tutaj to barbeque...

O’Phelan dał się podejść jak dziecko, dawno mu się to nie zdarzyło. A mógł po prostu wpakować kulkę w łeb tej pieprzonej baby... Od zawsze miał problem, że lubił pomagać innym i to była jego największa wada. Nigdy by się do tego nie przyznawał ale tak było. Od zawsze każdy miał problemy z dopasowaniem jakichkolwiek motywów do jego działań. Był dobrym żołnierzem, perfekcyjnie wyszkolonym zabójcą i niezłym skurwysynem. W tym tkwił paradoks Harvey’a. Wiele tych i jeszcze innych myśli przelatywało przez głowę nożownika. Przede wszystkim jednak nie miał przecież zamiaru dać się sprzedać. Owszem, pogodził się z tym że dał się tak łatwo podejść ale bez przesady. Jeśli myślą że jak go zakują w kajdanki to będzie bezbronny to się grubo mylą. On już zdecydował, że poleje się krew, że poderżnie gardło im wszystkim… jak tylko zrobią jeden błąd. Harvey wychodził z prostego założenia, że słabym pozostaje tylko jedna broń, którą są błędy silnych. W obecnej chwili to O’Phelan był tym słabym. Ale planował to zmienić. Nie wiedział jeszcze jak, ale nóż w rękawie na pewno mu w tym pomoże. A przy odrobinie szczęścia nie znajdą może bandoliera z nożami do rzucania. A że i tak miał zrobić dokładny wywiad to i tak musiałby zawędrować do obozu łowców niewolników.

- Barbeque? Nie wiem o czym ty mówisz. Nie mędrkuj, rzucaj gnata na ziemię i zakładaj bransoletki. I nie rób głupot, bo wkurwiłeś Łysego - głos z góry nie był z gatunku tych, z którymi się dyskutuje. Łysy wszedł do pomieszczenia, zajmując jednak strategiczną pozycję przy drzwiach.

Harvey schylił się po kajdanki, były w złym stanie co dobrze wróżyło na przyszłość. Zakładając je starał się je wyczuć lub nie do końca je zapiąć żeby dać sobie jakąkolwiek opcję wyzwolenia się później. Kajdanki jednak tylko wyglądały jak rupieć, były niestety stare ale jare, wcale nie gwarantowały sposobu uwolnienia się. O’Phelan jednak nie miał zamiaru dawać za wygraną i kontynuował dialog z łowcami niewolników, mając nadzieję że coś ugra:
- To nie wy jesteście odpowiedzialni za tę kupę dymu która jest widoczna z każdego miejsca z odległości kilku kilometrów? - zamilkł na chwilę jakby udając że nie może się uporać z kajdankami - W takim razie może… byłbym w stanie się wykupić? Mógłbym spróbować dać wam coś co jest bardziej wartościowe niż ja jako niewolnik? Na przykład informacje od której mogłyby zależeć wasze życia? Albo… jak dobrze byście wykorzystali moją informację, pojmiecie kilkunastu niewolników więcej... - rzekł z ogromnym przekonaniem próbując delikatnie aczkolwiek stanowczo zastraszyć swoich nowych, łebskich, łasych boagctwa przyjaciół.
 
AdiVeB jest offline