Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-02-2016, 21:33   #35
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Desire przez chwilę spoglądała na zamknięte drzwi. Najchętniej podążyłaby za nim, by móc go chronić, gdy przemierzać będzie ulice nocnego Paryża. Była to niemalże bolesna tęsknota, która rozrywała ją od środka. Jej oddanie Raulowi rosło z każdym dniem, w tempie, którego się nie spodziewała. Tempie, nad którym nie sprawowała kontroli. Pokrzepiające muśnięcie Szarości odgoniło te myśli i zabrało przeszkadzającą w przyjemności tęsknotę. Razem poradzą sobie z tym problemem, gdy już nasycą się bólem i śmiercią. Odwróciła się więc plecami do drzwi.

Dottore siedział na krześle, opierając plecy o oparcie. Wpatrywał się w nią z nienawiścią i pogardą. Czy sądził, że takie nastawienie cokolwiek mu pomoże? Wątpiła… Raczej uważał, że nie posunie się dalej. Że zostawiono ją tutaj by doprowadziła go do porządku i wypłaciła sowite wynagrodzenie za krzywdę której doświadczył.

- Rusz się dziewko - warknął, nagle odzyskując rezon. Wszak on był szanowanym medykiem, u którego swe bolączki leczyli władcy paryskich salonów. Ona zaś była nikim, służącą, która nie zasługiwała nawet na to by na nią splunąć. Dobra tylko do łóżka i wykonywania rozkazów.
- Ogłuchłaś, czy też bez tego młodzika nic sama zrobić nie potrafisz. Po tym wszystkim należą mi się przeprosiny. Na kolanach! - Ostatnie słowa zostały poparte uniesionym głosem. Jego palec wskazał miejsce przed krzesłem. Jakim głupcem był ten mężczyzna… Mając przed sobą królową, widzi jedynie służkę. Czy jednak na pewno głupota ta wynikała z jego braków, czy też z wymóg społecznych? Zajmowanie się tym tematem nie było teraz potrzebne. Nie miało wpływu na dalszy jego los, bowiem ten został już przesądzony. Zginie tu, w tanim pokoju podrzędnej karczmy. Jego krew wsiąknie w podłogę, a krzyki dołączą do tych, które utknęły w ścianach. Pod sufit wzleci jego dusza, tak jak wiele przed nią. Zginie śmiercią okrutną, z której ona czerpać będzie przyjemność przekraczającą ludzkie pojmowanie. Będzie się nim bawić, aż błagać zacznie o łaskę. Zanim jednak…

- Wybacz, panie. Oczywiście, panie - posłuszna, taka właśnie powinna teraz być, słysząc jego głos i nakaz. Tak Dess, pochyl głowę i podejdź skruszona. Uklęknij tam gdzie wskazał i dłonie złóż na podołku. Stań się wzorem do naśladowania dla wszystkich tych, które kiedykolwiek targnęły się na zdrowie i pomyślność lepszych od siebie. Bądź uległa, jak na służkę przystało, bowiem niczym więcej nie jesteś. Przynajmniej dla niego. Przynajmniej w tej chwili. Podaruj mu ten moment, niech nacieszy swe oczy twoim poniżeniem. Niech serce jego uderzy szybciej, niech myśli skupią się na możliwościach. Pozwól mu na nie, niech się nimi nasyci. Tańcz ten taniec jeszcze przez tych chwil parę, by spełnienie twoje było kompletne.

- Tak lepiej, dziewko - pogardliwie wypowiedziane słowa miały być policzkiem, poprzedzającym ten faktyczny. Musiał włożyć w niego całą siłę, która mu została i całą złość, bowiem jej głowa odskoczyła, a ciało wylądowało na deskach podłogi. Poczuła metaliczny smak w ustach. Ów słodki nektar, którym się syciła. Bólu jednak nie doświadczyła. Jakim to zawodem musiało by być dla niego gdyby o tym wiedział.
- Na kolana, dziewko. Jeszcze nie usłyszałem przeprosin. - Kolejne, smagające słowa i kopnięcie wymierzone w jej brzuch. Celne, wyrażające znajomość odpowiedniej techniki. Nie powodujące obrażeń, a jedynie ból. Zwinęła się, tak jak każda normalna osoba zrobiłaby na jej miejscu. Jej jednak daleko do normalności było. Zaczęła drżeć, targana wstrząsami ciała, których nie powstrzymywała.

- Płacz w niczym nie pomoże, dziewko. Zostawił cię byś się mną zajęła, ten twój paniczyk. Jesteś tylko suką do oddania temu, komu akurat potrzeba…
Czy jednak płakała? Jakże łatwo było pomylić śmiech z płaczem. Niekiedy nawet łączyły się one ze sobą, odpowiadając na potrzeby duszy. Jak wtedy rozróżnić można było czy to znaczenie śmiechu przeważało, czy łez? Desire nie płakała. Jej ciało targała inna potrzeba, której dawała bezgłośny upust. Obie, ona i Szarość, śmiały się niczym psotne dzieci, oglądające wyniki swych knowań.

Nagle podniosła się, opierając ciało na ręce. Spojrzała mu w oczy, przywołując do siebie swoją moc. Poczuła jak Strefa wypełnia jej ciała po ostatnią jego cząstkę, jak dominuje nie tylko w jej duszy ale i w niej samej. Ukazała mu tą siłę, która w niej drzemała, spijając niedowierzanie i szok, które odbiły się na jego obliczu. Oto, jeszcze chwilę temu miał przed sobą zabawkę mającą wynagrodzić mu ten wieczór, a teraz… Strach, pan wszystkiego co napawało Szarość rozkoszą, zacisnął swe palce na jego gardle. Desire była w stanie dojrzeć je, jak jeden po drugim zaginają się, wstrzymując dopływ powietrza do płuc. Teraz już śmiała się w głos, napawając tym dźwiękiem i spazmatycznym oddechem Zerilli’ego. Czekała, aż zdobędzie się na to jedno słowo, które zawsze padało z ust jej ofiar. Tak krótkie i jednocześnie wiele mówiące.
- Potwór…



Wycierając szczypce, przyglądała się zakrwawionemu trupowi, który spoczywał na podłodze. Nie była pewna ile czasu zajęła jej zabawa. Była zadowolona, o czym świadczył rozmarzony uśmiech, w który ułożyły się jej wargi. Smak krwi wypełniał jej usta, jej zapach przenikał przez skórę. Dottore dał jej wiele, nim pozwoliła mu odejść. Jego krzyk wciąż rozbrzmiewał w jej uszach, niczym słodka kołysanka. Wyraz jego twarzy, gdy po raz pierwszy wbiła w niego ostrze, majaczył jej przed oczami. Szeroko otwarte oczy i usta. Zamarł, jakby nie do końca rozumiał to co się stało. Bo niby dlaczego ten sztylet miałby tkwić w jego dłoni, przyszpilając ją do kolana. To nie miało przecież sensu. Dla niego… Obiecała mu wszak karę za dotykanie własności jej pana. Karę tą wymierzyła sumiennie, jak na dobrą służkę przystało.

Gdy stanęła przed nim, próbował ponownie ją uderzyć. Próbował walczyć o to pozbawione wartości życie. Nie rozumiał jeszcze wtedy, że z aniołem śmierci nie wygra. Może i nazwał ją potworem, jednak ona to rozumiała i akceptowała. Niewielu było w stanie dostrzec w niej cokolwiek innego. Widzieli tylko swoje ulatujące życie, którego pragnęli utrzymać się jak najdłużej. Ona z kolei pokazywała im czym ono tak naprawdę było. Ułudą. Złudną nadzieją na lepsze jutro. Na więcej, na mocniej i na zawsze. Nic jednak nie jest trwałe w obliczu końca. To było takie proste…

Pozbawiła go przytomności, odbierając oddech na wystarczający do tego celu czas. Użyła do tego garoty, która czekała cierpliwie na swoją kolej, owinięta wokół nadgarstka dziewczyny. Dottore bronił się, lecz jego ciosy nie robiły na niej wrażenia. Ich ból został zabrany, ich moc była znikoma. Pozbawiła go jej, nie była mu bowiem potrzebna tam, gdzie zamierzała go zabrać.
Trucizna działała powoli, posłuszna tej, której dłoń ją stworzyła. Swą ofiarę umieściła na podłodze i rozebrała, korzystając z tego, że nie mógł się sprzeciwić. Z uwielbieniem przejechała dłonią po jego nagiej, bladej skórze. Była cienką barierą, która wkrótce miała się przed nią otworzyć, wpuszczając ją do wnętrza tego człowieka. Należał się jej szacunek z tego powodu. Desire miała okazję podziwiać wiele jej rodzajów. Ten, który miała przed sobą, zdecydowanie nie należał do najpiękniejszych. Życie, które prowadził dottore nie było odpowiednie dla zachowania jędrności powłoki, która go chroniła. Nie to jednak dla Dess się liczyło.

Ocknął się akurat gdy skończyła swe przygotowania. Jej zabawki zostały równo ułożone tam, gdzie miała do nich łatwy dostęp. Skrępowane ręce i nogi zostały unieruchomione dzięki wkręconym w podłogę hakom. Naciągnięte ciało czekało na jej troskliwą opiekę.
Gdy zaczął krzyczeć i wzywać pomocy swym słabym głosem, przyłożyła palec do ust. Nikt przecież nie miał się zjawić, więc po co marnować oddech. Wyjaśniła mu to, lecz jej nie posłuchał. Uciszyła go więc, zabierając mu na chwilę ową potrzebę wzywania ratunku. Zrobiła to brutalnie, tak by miał świadomość tego, że właśnie coś stracił. To, że nie mógł zrozumieć jak, tylko ją rozbawiło. Czy nie nazwał jej potworem? Roześmiały się obie, ona i Szarość…

Swoją pracę zaczęła od wewnętrznej strony ramion dottore. Te delikatne miejsca, tak często były ignorowane przez tych, którzy szczycili się biegłością w sztuce zadawania bólu… Desire lubił poświęcać im nieco więcej czasu. Mięśnie były czułe, łatwe do manipulowania i tak wspaniale nadające się by wbić w nie haki i naciągnąć. Nie zawsze z nich korzystała. Preferowała ostrza, ale i te instrumenty jej powołania cieszyły się uznaniem w oczach dziewczyny. Miały wszak tak wiele zastosowań…
Syciła się krzykami, które rozbrzmiewały w pokoju. Kolekcjonowała je, kryjąc w sobie by w potrzebie móc skorzystać z ich upojnej mocy. Były słodyczą, lukrem na ciastku. Były pieszczotą dla jej duszy. Pełne cierpienia i skargi, pełne złości, której były jedynym możliwym w tej chwili wyrazem. Jej ofiara nie mogła się zemścić, nie miała co liczyć na kolejną szansę by uderzyć. Mógł tylko krzyczeć. Gdy przestał, uniosła głowę, zdziwiona ciszą. Szarość nie pozwoliłaby jej przegapić momentu utraty przez niego świadomości, więc to nie to musiało być powodem owego milczenia. Z pewnością zaś powodem nie był brak bólu, ten bowiem ofiarowywała mu z oddaniem, jakie należało się konającemu. Wbijał w nią spojrzenie, kurczowo zaciskając zęby. Objaw buntu? Nie było to nic niezwykłego, skoro dostrzegł, że krzyk sprawia jej przyjemność z pewnością zapragnął jej owej radości pozbawić. Szarość jednak zaprzeczyła, to nie o to chodziło.
- Dottore? - Zapytała słodkim głosem, w którym brzmiały troska i czułość. Nie był wszak jej wrogiem, nie teraz.
- De Riquet - jęknął. - Pytał o hrabinę i następcę…
Jej spojrzenie stwardniało, a w pokoju nastała cisza. Nie taka zwyczajna, ale pełna groźby, którą emanowała Desire. Wspominanie jej pana w takim momencie nie było rozsądną decyzją ze strony dottore. To miejsce i ta chwila były dalekie od Raula. To był jej świat, do którego hrabia wciąż nie otrzymał dostępu. Kalanie jego osoby wspominaniem o nim na głos… Furia była słowem niedostatecznym by opisać to co Desire poczuła. Tylko bowiem ona miała do tego prawo. Dottore zaś winien był ograniczyć się do samego tylko krzyku. Nic więcej nie było od niego wymagane.
- Jest spisek… Spisek, żeby zgładzić ten ród… Mówię prawdę… Daruj mi życie, a wszystko opowiem… Słyszysz?!
Wił się pod jej spojrzeniem, wypluwał słowa. Osiągnął jednak coś, co dawno nikomu się nie udało w trakcie jej troskliwej opieki. Zainteresował ją na tyle, że odłożyła swoje narzędzie i skinęła głową by mówił dalej. Tłumaczenie mu, że proszenie jej o darowanie życia jest bezsensownym traceniem oddechu, nie wydało się Desire odpowiednim krokiem. Chciała wiedzieć o czym ma zamiar jej powiedzieć. Biorąc zaś pod uwagę, że mikstura, którą mu podała wraz z trucizną i winem, wciąż działała, nie mógł jej skłamać. Dobro jej pana zawsze wygrywało z jej przyjemnościami, co by się nie działo i jak wielkie by one nie były.
- Przysięgnij na Boga - zażądał, a ona o mało się nie roześmiała. Cóż za zgubna wiara pchnęła tego człowieka do wypowiedzenia tych słów. Czyżby faktycznie sądził, że dla niej taka przysięga będzie miała jakiekolwiek znaczenie? Niszczenie jego zgubnej wiary nie było jej jednak na rękę, więc pozwoliła mu w niej trwać tą chwilę dłużej.
- Przysięgam - skinęła głową. - Na Syna Jego i Matkę - dodała, co by dottore nie miał wątpliwości, że traktuje sprawę poważnie. Ludzie…
- Mów.
- Mazarin postanowił się ich pozbyć. Szczególnie młodego d’Arquien. Kardynał przyznał mu prawo do tego. Ma kogoś w rodzinie… Nie wiem kogo, ale jest blisko młodego hrabiego… Pewna osoba, nie zawiedzie. Kobieta… Kardynał wspomniał, że ma coś, dla czego tamta była gotowa zabić. Nie powiedział co to… Odkąd kardynał znikł, Mazarin dostał obsesji na tym punkcie. To powinno zaciekawić tego twojego paniczyka.
Serce Desire biło szybciej i to nie z powodu oczekiwanych przyjemności, a strachu. Tym razem to ona go doświadczała, a powodem było bezpieczeństwo Raula.
- Kiedy zamierza zaatakować? - Zapytała, dziękując swej opiekunce, która zadbała o to, by głos dziewczyny brzmiał obojętnie. Informacja, której od niego potrzebowała była teraz najważniejsza. Desire musiała się dowiedzieć ile czasu zostało jej by podjąć odpowiednie środki i zapobiec katastrofie.
- Jeżeli kardynał nie powróci, to pewnie niedługo. Służba w rezydencji została już poinstruowana. Sam przekazałem polecenia. - Ostatnie słowo wypowiedział słabym głosem. Upływ krwi i osłabienie robiły swoje. Wkrótce miał umrzeć i nawet gdyby chciała, nie mogła nic na to poradzić. A może mogła, tylko nie chciała? Czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Nie miało…
- Okazałeś się nad wyraz użytecznym człowiekiem - mówiąc gładziła jego nagi tors. Jej dłoń była delikatna, dotyk był pieszczotą. - Pomyliłeś się jednak w kilku kwestiach, a twój brak wiedzy stanie się twoją zgubą. Moim panem jest ów młody d’Arquien. Ja zaś jestem narzędziem kardynała, który popełnił ten sam błąd co ty, dottore. Zaufał oczom i mojemu słowu. Zgubiła go wiara, tak jak ciebie zgubiła chciwość. Obaj zginiecie z mej ręki.
- Ale.. Ale…

Jednak Desire już nie słuchała. Dalsze słowa mężczyzny nie były w stanie przedrzeć się przez osłonę, którą otuliła ją Szarość. Haki ponownie znalazły się w jej dłoni.

Kończąc, wiedziała że zrozumiał jej przesłanie. Poświęciła mu swój kunszt, wykorzystując przy tym każdą z jej ukochanych zabawek. Cierpiał posłusznie, krzycząc i błagając, jak przystało. Dotknęła nim każdej części jego ciała, nie zaniedbując niczego. Pozwoliła ponieść się uczuciu, które nią zawładnęło, oddając troski Szarości, by ta przechowała je do czasu gdy obie będą w stanie należycie się nimi zająć. Tęskniła za Raulem, jednocześnie będąc wdzięczną, że go przy niej nie ma. Być może ona była gotowa, lecz jemu wciąż wiele brakowało do tego by stanąć u jej boku. Zapewne nigdy nie miało to nastąpić. Smutek, który towarzyszył tej myśli, odpłynął w dal, kryjąc swą twarz za zasłoną szarości. Na kolejne chwile, które spędziła z dottore, odrzuciła pamięć o istnieniu czegokolwiek i kogokolwiek poza nim i nią. Byli jedynymi istotami, jakie żyły w tym świecie, którego ramy wyznaczały ściany pokoju.

Płytki oddech sprawiał że jego pierś unosiła się lekko i opadała w nieregularnych odstępach. Znaczyły ją ślady jej oddania. Idealnie odsłonięte fragmenty ciała, które pozbawione skóry ociekały posoką, tworząc wspaniały obraz bieli i czerwieni. Niewinności i żądzy. Tej drugiej dał jej całkiem sporo, a ona ją przyjęła. Pozwoliła mu nawet by ujrzał efekty, które poczynania Desire wywoływały w jej ciele. Szybki oddech sprawiał, że jej piersi napinały na materiał gorsetu błagając by zwrócić im wolność. Język raz po raz zwilżał usta, gdy pochylała się na swoją ofiarą by dać mu zaznać bólu, o którego istnieniu nie miał wcześniej pojęcia. Jego przerażenie połączone z odrazą syciło jej zmysły na równi z plugawymi słowami, które opuszczały jego usta. Kontrolowała się jedynie dzięki obecności Szarości. To ona przejmowała władzę, gdy Desire potrzebowała chwili aby w pełni nacieszyć się rozkoszą. Odchodziła wtedy w spokojny zakamarek duszy, targana falami spełnienia, gotowymi by pochłonąć ją na zawsze. Nie mogła ich porównać do tego, co otrzymała od Raula, jednak one nigdy takimi być nie miały. To nie jej ciało doznawało spełnienia, a dusza. To z kolei budziło pokusę by połączyć je ze sobą. Było jednak zbyt wcześnie, a ona chciała by jeszcze przez czas jakiś to jej pan pozostawał tym jedynym, który miał prawo z niej korzystać.

Odłożywszy ostatnie ostrze na jego miejsce, zamknęła kuferek. Jej suknia ociekała krwią, to jednak nie miało znaczenia. Liczyło się tylko to, że spełniła swoje zadanie. Obdarzyła tego mężczyznę wiedzą ostateczną i pozwoliła by zabrał ją ze sobą tam, gdzie odeszła jego dusza. Na jego martwych ustach złożyła ostatni pocałunek, nim wyszła z pokoju, który po raz kolejny stał się altarem śmierci. Teraz należało zadbać by i karczma się w niego przeobraziła. Desire postanowiła nie zawracać sobie głowy tymi, którzy zajmowali pozostałe pokoje na piętrze. Wystarczyło zająć się tymi, którzy przez wzgląd na późną porę, wypełniali salę na dole. Pozwoliła by Strefa objęła ją swymi czułymi ramionami. Zanurzyła się w niej z jękiem ulgi połączonej z przyjemnością. Oto była, królowa w swym spowitym odcieniami szarości królestwie. Pani życia i śmierci, krocząca wśród niegodnych śmiertelników. Była gotowa by pozwolić im przekroczyć granicę swego świata i nasycić ich cierpieniem.
I tak też uczyniła…

Spoglądając na płomienie słuchała krzyków barwiących szarość czerwienią. Zabrała ich wszystkich. Zawirowała w tańcu śmierci, zapraszając do niego coraz to nowych partnerów. To był jej bal. Winem była krew, a jadłem ludzkie mięso. Czuła się syta i szczęśliwa. Królowała! Jej śmiech dołączył do krzyków zaalarmowanych sąsiadów i trzasku ognia, pochłaniającego “Utracjusza”. Szara Strefa drgała, otaczając ich wszystkich niczym czające się zwierzę. Strach był uzależniający, a ona uwielbiała się w nim pławić. Podsycała go więc, wylewając z siebie uczucia, które kotłowały się w jej duszy. Sięgała nimi do tych nędznych istnień, niegodnych by poświęciła im więcej uwagi niż ta, której wymagało od niej wymierzenie ciosu sztyletem. I tańczyła dalej na tym balu, którego była gospodynią. Tańczyła do muzyki wygrywanej przez jęki dusz odchodzących w zaświaty.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline