Pan Błudnicki oddalił się nieco i zlustrował okolice karczmy.
Za sobą posłyszał stukot kopyt i obróciwszy się ujrzał nadjeżdząjącego Kozaka, a za nimi w pewnym oddaleniu imć Santpereja i Wardaszkę.
- Widzę że i kompanija apetytu nabrała albo i pragnienie ich morzy. Tedy naprzód mości Łopuchin nie damy się chyba Francuzowi co w koronkach chodzi i w chusteczki smarka wyprzedzić ?
Tam do czarta - pomyślał - pięciu nas a po krzach się chować mamy ?
Z fantazją, trzeba... z fantazją...
Popędził konia, ale sprawdził pistolet czy zza pasa lekko wychodzi i cugle w prawej ręce trzymał. |