Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2016, 12:41   #9
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
- Kurwa, jebane gówno - mężczyzna gniewnie skwitował wtargnięcie dziewczyny i wyrwany przez nią łańcuch.

Wnętrze mieszkania, o dziwo, nie było w aż tak tragicznym stanie, jak można by się było spodziewać. Meble, choć nadgryzione przez czas, były zachowane w nienagannym porządku. Wąskie, okratowane z zewnątrz okienka przy suficie, przez które z sutereny można było podglądać buty przechodniów idących po ulicy, z wnętrza były czyste i pozbawione najmniejszego pęknięcia. W niewielkim palenisku dogorywał żar. Na lewej ścianie znajdowały się dwie framugi, w których zamiast drzwi znajdowały się zasłony zrobione z grubych koców.

Gospodarz najwyraźniej nie był zbyt zadowolony z wtargnięcia elfki. Dopiero po wejściu do środka, zauważyła, że Javier przez cały czas trzymał w ręku krótki miecz. W pokoju utrzymywał od niej odpowiedni dystans. “Jeden krok w przód i byłby w zasięgu katany” - miarkowała w myślach, będąc po części pod wrażeniem jego przezorności. Wiedziała, że Javier, nie byłby łatwym przeciwnikiem. Dorastał na tej ulicy od dzieciaka i nauczył się wszystkiego, co pozwoliło mu tu aż tak długo przetrwać. I jak nie dać się oszukać.

- Płatne z góry - rzekł, najwyraźniej dostrzegając podstęp w zachowaniu elfki. - Nie musi być kasa, przyjmę też inne wartościowe przedmioty, ten twój miecz…

Nie dokończył, gdy zza jednej z zasłon doszedł ich jakiś cichy odgłos. Javier najwyraźniej nie był sam. Nim zdążyła to sobie w końcu uświadomić, zza kurtyny wyłonił się czyjaś chuda dłoń, zaciśnięta nerwowo na uchwycie kuszy pistoletowej, która to mierzyła teraz w elfkę. Zaraz potem wyłoniła się jej właścicielka.


- Javier? Kto to? Masz kłopoty? - zapytała spoglądając niebieskimi oczyma z przestrachem na Ilithyię i leżącego na ziemi urzędnika.

Dziewczyna zaskoczyła elfkę. I to nie z powodu samej swojej obecności, bo w końcu każdy mógł znaleźć na ulicy choćby dziwkę, by zaspokoić swoje potrzeby. To jej wygląd ją martwił. Obsługiwanie takiej broni lewą ręką musiało być niewygodne, ale cóż innego jej pozostało zrobić, skoro z prawego ramienia wystawał jej zaledwie zabandażowany kikut. Łachmany, które na sobie nosiła, wyglądały jakby wycierano nimi ulicę po ulewie.

Jednak największą uwagę Ilithyi przykuł umieszczony na opasce błękitny diament na jej czole - symbol, z którym obnosiły się akolitki Błękitnej Damy - Bogini, której domeną była płodność, piękno i świt. Skąd ta dziewczyna wzięła się w takim miejscu? - zastanawiała się.

- Znajoma. Odłóż tą broń nim, zrobisz coś głupiego - rzekł oschle Javier. Przez cały czas nie spuszczał oczu z elfki. - A ty płać albo się stąd zabieraj, razem z tym tu, zanim uwali mi we krwi całą podłogę - wskazał mieczem na urzędnika.
 
Hazard jest offline