- Vobit.* Wspaniale, ale może powstrzymalibyście wzajemne mordowanie się? - Spytał Revalion, widząc najpierw elfiego szarżownika, a w następnej chwili inną postać, która go przez wspomnianym szarżowaniem powstrzymała. - Przynajmniej na tyle, żeby mi powiedzieć co to za miejsce i czemu zostałem sprowadzony z powrotem? Co… Paskud, wracaj tu natychmiast!
Ostatnie zdanie wydał niczym rozkaz do małego, skrzydlatego stworka stworzonego jakby całego z lodu. Stworek owy wystartował w tamtej chwili z ramienia Revaliona i umyślał wzlecieć w górę, nieco ponad metr nad głową elfa. Odwrócił się nagle i spojrzał na swojego mistrza z rozczarowaniem i żalem.
- Nie Paskud, nie będziemy nowych osób obrzucać śnieżkami! No, może innym razem. - Dodał, żeby uspokoić chowańca. Paskud posłusznie wrócił na ramię czarodzieja.
Elf rozluźnił się lekko, a obejmujący go mężczyzna poczuł unoszący się od niego zapach krwi. - Puść. Mnie. - Wywarczał we wspólnym. Jego akcent był chropowaty i antyczny, tak jakby rzadko kiedy posługiwał się tym językiem. A nawet jeśli to musiało od tego czasu minąć parę tysięcy lat. - Nikogo nie zaatakuję. Tak długo jak udzielicie mi właściwych odpowiedzi. - Dodał po krótkiej pauzie, jakby się zreflektował.
- No super, wspaniale, dzięki wielkie. - Revalion przewrócił oczami. - To już jest nas dwóch w kolejce po odpowiedzi, może ktoś z tu obecnych zechciałby ją obsłużyć, hę?
Ostrze odsunęło się od gardła elfa, a Jin z powrotem cofnął się do cieni. - To będzie… ciekawe… - Ciekawe jak dla kogo, bo na razie jestem trochę… rozdrażniona. - do pozostałej trójki, zachowując bezpieczną odległość, podeszła złota elfka w równie złotej, drogiej sukni wyglądająca tak, jak się opisała - na bardzo niepocieszoną, a jej pierwsze słowa były jak fuknięcie - I cokolwiek się tu dzieje… Musi zostać wytłumaczone.
- Ty, ty, tam! Czekaj no! - Revalion zamachnął się i wskazał na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą była dziwna postać powstrzymująca elfa przed atakiem, a która teraz cofnęła się do cienia. - Skąd wiesz, że jesteśmy gośćmi? Znasz gospodarza?
Kobieta w czerni przyglądała się uważnie zebranym z jak się zdawało rosnącym rozbawieniem.
- A ciebie co tak bawi? - Czarodziej skierował swój wzrok na nią. - Pewnie wiesz co się tu dzieje i masz ubaw po pachy z czwórki zdezorientowanyh osobników, hę? - Istotnie, trafił pan w sedno panie Artemir. - Odparła bezczelna niewiasta.
Revalion zmarszczył brwi.
- Paskud, rzuć w nią śnieżką. - Powiedział.
- Eee… nie mam. - Odparł chowaniec, na co czarodziej zrobił zmieszany wyraz twarzy.
- No dobrze, tym razem ci się udało. To może teraz powiesz o co tu chodzi? - Spytał czarodziej. - Stokrotne dzięki za okazaną litość. - Zakpiła. - Jeśli i pozostali nie mają zastrzeżeń możemy kontynuować nasze drobne spotkanie. Panie Liang proszę dołączyć do nas. - Liang… Też mi miano. - mruknęła poirytowana wszystkim elfka.
- Mi wystarczy… - usłyszała szept mężczyzny, który wyłonił się za nią i dołączył do grupy. Jego odzienie nie wyróżniało się zbytnio. Jedyne co przykuwało uwagę, to czerwona maska zasłaniająca dolną cześć jego twarzy, oraz oczy pozbawione tęczówek.
Ylvaan wbił spojrzenie w elfkę zupełnie ignorując otoczenie. Spojrzenie przepełnione na poły głodem, a na poły nienawiścią. Nie był wstanie tego ukryć nawet gdyby próbował. Z jego gardła wydobył się warkot, jak od dzikiego zwierzęcia, ale powstrzymał swoje zapędy całą siłą woli, świadom stojącej za nim postaci. Nabrał powietrza w płuca, przytrzymał je i wypuścił powoli. - Idźmy.
Avaliye zerknęła z niechęcią na mężczyznę, który obdarzył ją pełnym miłości do bliźniego spojrzeniem i uśmiechnęła się mało przyjemnie podejmując tę cichą walkę, po czym odparła:
- Taak. Możemy kontynuować. - Więc proszę za mną. Panie Liang proszę od teraz uważać się za jednego z gości. - Kobieta ruszyła pewnym krokiem przez jeden z pogrążonych w ciemności korytarzy wychodzących z pomieszczenia. Nie odwracała się by sprawdzić czy goście podążają za nią lecz utrzymywała tempo pozwalające każdemu ją dogonić a nawet prowadzić rozmowy podczas drogi.
_______________ *Cholera. |