Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2016, 16:00   #19
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Przy stoliku siedział już Halo i Mazzy. Oboje rozmawiali półgłosem popijając piwo z kufli.
Netrunner widząc wracającego kumpla sięgnął po butelkę wódki i polał.
- Co jest Luc, wyglądasz jakbyś ducha zobaczył - spytała ruda.
- Gorzej - odpowiedział. - Ale mi się pomóc nie da. Mów Mazz co z tobą się dzieje, widać, że coś niedobrze. - Golnął ze szklanki krzywiąc się.
Dziewczyna zmierzyła go spojrzeniem i łyknęła piwa.
- Ze mną? A co ma być ze mną?
- Nie wiem, przybita jesteś jakas taka i zła - odrzekł. - Żebym tylko ja to widział. - Spojrzał lekko w stronę baru gdzie Edi szalał wokół roześmianej barmanki.
- Nic mi nie jest - upierała się dziewczyna. - To ty jesteś na dobrej drodze do upicia się … Szybkiego i bolesnego. - Próbowała zmienić temat.

Edzio zdawało się, że dobrze się bawi. Kira, barmanka, dzieliła swą uwagę między niego a resztę klientów. Starała się robić to sprawiedliwie choć z różnym rezultatem, bo tłumek przy barze jednak wcale się nie zmniejszał. Edek wyglądał jak ogar goniący za zwierzyną. Widać priorytety się chwilowo zmieniły.
- Powiem co mi, jak powiesz co Tobie. Potem możemy uchlać się razem. - Luc zasalutował szklaneczką.
- O jezuuuu… ależ ty męczysz. - Mazz wstała od stolika i ruszyła na parkiet z zaciętym wyrazem twarzy. Wyglądała nieco… groźnie.
Halo odprowadził ją spojrzeniem i popatrzył na Luca.



- Dolać? - spytał niemalże czułym tonem.
- Dolać… - kiwnął głową. - Nie chce mówić, to nie. Nie będę drążył na siłę. Ale Ty pewnie wiesz, powiedz mi tylko czy to poważne? Czy też to tylko babskie humorki? Wszak to przyjaciółka - dodał najwyraźniej zmartwiony.
- Hmmm - Halo zastanowił się przez chwilę polewając przyjacielowi i zerkając ku parkietowi gdzie szalała jego ruda siostra - nie wiem czy powinienem. Ale przeżyje. Po prostu musi przetrawić. O co chodziło z tą hostessą? - Płynnie zmienił temat.
- Pamiętasz jak mówiłem, że na Filipinach dostałem holonagranie od Kiry, mojej zony? To ostatnie? - upił niewielki łyk. - Najwidoczniej zmieniła imię na “Leona”. - Skrzywił się lekko, choć chyba nie przez wódkę.
- Uuu - Halo zanurzył usta w piwie i łyknął sporego łyka. Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć ale zmienił zdanie. Znowu otworzył usta do wypowiedzi i znowu zamknął. Wyglądał nieco jak wyłowiona z wody ryba.
- To … kicha… a co z… Ty masz dzieciaka nie?
Luc pokiwał lekko głową.
- Jest z nią? Tutaj? - Halo starał się nie rozdrapywać tematu, sączył powoli piwo.
- “Nie moja sprawa” - van den Heen naśladował ton głosu dziewczyny z którą jakiś czas temu przy Netrunnerze uparcie budował scysję. Scysję jaka przeszła w upokorzenie go przy girlsroomie.
- I co? Tak po prostu odpuścisz?
- Zjebałem Halo. - Golnął sobie kolejnego łyczka. - Jak ją zobaczyłem to coś we mnie wpadło. Poza tym co tu przy stoliku to jeszcze pod barem od dziwek ją zwyzywałem. Kurwa czemu.... co ona tu robi?
- Noooo…. - Halo oparł się o oparcie siedziska - … po mojemu to nazwałeś… - urwał. - Nie możesz pogadać z nią jeszcze raz i się dowiedzieć? Nie mówiłeś, że ona z jakimś korpem czy coś się zwąchała? Trochę daleko od tego do nNJ.
- Pójdę do niej teraz to wezwie ochronę. Widac wielka miłość z sukinkotem się skończyła.
- Zaczekaj do końca zmiany? Zamów ją do pokoju na godzinę? - Halo rzucał pomysłami - Albo ja … - spojrzał ostrożnie na Luca. - Wiesz, żeby ją zwabić tylko - uniósł ręce w powietrze w poddańczym geście.
- Hm... - Luc zamyślił się. - Może później...? Zobaczymy, ech pieprzone życie. - Odsunął lekko szklankę w połowie wypełnioną wódką. - Pogadajmy o czym innym. Matrix. Przerwała nam.
Halo nie ciągnął tematu ale atmosfera się faktycznie zważyła.
- No, Edi jakoś nie znalazł czasu na wprowadzenie w detale. O co konkretnie chodzi?
- Kropnęli mu kumpla, robią epickie akcje dysponując jakimś sprzętem klasy naprawdę wybitnie górnej. - Luc pochylił się do Halo. - Edi chce zemsty... no może nie aż tak. Wyrównania rachunków, to chyba lepsze określenie. Matrix robi się sławny. Jakby go ogarnąć to materiał z tego kupią stacje z topu.
- Hmm trzeba by się rozeznać nieco ile można by za to zgarnąć. Ale to dam ci znać rano. Temat… nie mówię nie. Trzeba by z ryżą pogadać. Będziesz potrzebował kogoś do ochrony dupy jakby co… - zamyślił się. - Coś jeszcze masz? - spojrzał kumplowi w twarz.
- Mam tylko tyle co po chwili rozmowy z Edim - Luc splótł ręce w piramidkę. - Ale wskazał ciekawy temat. Kasa. Duże transfery kredytów tam gdzie ich normalnie nie powinno być. Gdzie nie są naturalne - poprawił się. - To może być jakiś trop. Aaaa i mają jakąś superhakerkę. Dziewucha podobno jest wybitna. Ale ja na tym to już się zupełnie nie znam.
Halo wyglądał jakby dostał kapciem w twarz. Potem prychnął. Potem napił się piwa. Do końca.
- Chcesz coś jeszcze? - spytał - No to ja też słyszałem o jakiejś cizi, ale traktowałem to jako bajki do włożenia razem z całą resztą opowieści dziwnej treści.
Przycinał wezwanie obsługi na panelu.
- To co? Ryzykujemy gniew Edka? - spojrzał ciekawie na Luca. - Kasa to fakt, może być niezłym tropem. Sprawdzić można też czy są dostępne jakiekolwiek nagrania, ślad, logi, cokolwiek z tego ich wjazdu do CNS. Tym mogę się zająć.
- To poszperaj, ja pogadam jeszcze z Callmee. - Solo-reporter wzdrygnął się lekko. - Będzie jakieś głębsze info, to ogarniemy czy w to wejść. Czy może nie za grube. Nawet dla Eda nie odsikam się na prezesa Arasaki. If You know what i mean - dokończył.
- Bardzo dosłownie - mruknął Halo, a do stolika podeszła Rose:
- Co podać?
- Piwo jeszcze raz dla mnie. Luc? - Halo upewniał się.
Solo-reporter wstał.
- Później - rzucił. - Idę wypieprzyć trochę Valisa ze łba na parkiecie, wrócę niedługo. I zabierz wódk… - zwrócił sie do Rose. - Albo zostaw, pewnie się przyda - dokończył udając się w kierunku kłębiącego się tłumiku.

Ludzie podrygiwali w rytm muzyki tworząc na parkiecie pokaźny tłum oświetlany hololampami. Luc rozejrzał się za Mazz, którą zauważył w głębi, tańczącą pomiędzy dwoma typami, którzy patrzyli na siebie spode łba starając się wzrokiem wytłumaczyć sobie nawzajem, by rozważyć możliwość spieprzania z okolic drobnego rudzielca. Machnął jej dłonią ale nie zbliżał się, zjebka przy stoliku mu wystarczyła, w końcu i tak pewnie spotkają się tam po powrocie z parkietu. Cisnęło go trochę to co się z nią dzieje, ale gdy pogrążył się w tańcu jego myśli płynnie przeskoczyły do KiroLeony, dopiero po chwili zapamiętany w wywijaniu na parkiecie zdał sobie sprawę że myśli o tym co stało się raptem kilka minut temu i skupił się na Edzie, widocznym z dali. By zająć myśli czymkolwiek innym. Tańczył tak nie żałując sobie aby wywietrzyć jak najwięcej tego co wypił.
W pewnym momencie poczuł czyjeś dłonie na sobie, przesuwające się po jego torsie i barkach. Ciało wtulające się w jego plecy. Gdy odwrócił głowę by sprawdzić “kto u licha”, ujrzał charakterystyczną czuprynę Mazz, która właśnie opierała swoje czoło między jego łopatkami. Ruda wyglądała jakby szukała pocieszenia, ale nie chciała o nie prosić. A może chciała milcząco przeprosić za wcześniejszy wybuch?
Odwrócił się obejmując lekko dziewczynę, wciąż kołysząc się ale już nie w rytm szalonego nTechno.



Jej głowa była teraz na wysokości jego torsu, Położył dłoń na rudych kudłach czochrając je powoli i delikatnie.
- Nie pytam - rzekł jej do ucha przytulając lekko.
- Ok. - Pokiwała głową. Przez chwilę dreptali w miejscu otoczeni podskakującym i podrygującym tłumem ciał. Nagle Mazz ni z gruszki ni z pietruszki pociągnęła Luca w dół, gwałtownie i łapczywie pocałowała po czym… odwróciła się na pięcie by zniknąć w tłumie. Gdy próbowała przecisnąć się między ludźmi jacy buszowali po parkiecie złapał jej przedramię i przytrzymał używając jedynie tyle siły by ją zastopować aby nie odczuła tego brutalnie. Gdy odruchowo się wstrzymała sam podszedł ten dzielący ich krok zamiast przyciągać ją do siebie.
Odwróciła głowę, a on spojrzał jej w twarz, w oczach miał pytania i lekkie… no nawet mocne, niezrozumienie tego co przed chwilą się zdarzyło. Przez ten ułamek sekundy gdy zaskoczona odwracała się od niego, wyłapał wyraz zagubienia, złości i jakby smutku. Luc objął ją tym razem obydwoma ramionami nie dając łatwego pola manewru do kolejnej próby odejścia, składając głowę na jej czuprynie. Wciąż nie pytał, choć gdyby był superbohaterem z komiksów Marvela z ubiegłego wieku, to patrząc na niego każdy mógłby rzec “Kapitan Pytajnik”.
Poddała się. Nie protestowała.
Płynnym ruchem wziął ją pod uda i w ten sposób na ręce. Zaczął przeciskać się przez ciżbę.
- Stolik czy priv, Mazz? - spytał cicho pochylając się między innymi po to by nie dostać cyberłapą od jakiegoś podchmielonego wywijającego tancerza.
- Priv - mruknęła.
Gdy zaczął się przedzierać z dziewczyną na rękach, tłumek zaczął się rozstępować. Tylko dzięki temu udało mu się zauważyć scenkę, przez którą chciał wydrapać sobie oczy.



Leona właśnie prowadzona przez jakiegoś podchmielonego, grubawego jegomostka, który klapnął ciężko na siedzisku w jednej z łóż. Typ rozłożył szeroko nogi z obleśnym uśmiechem wpatrując się w ciało dziewczyny. Dłonie zaczeły przesuwać się po jej udach, gdy mościł się wygodniej. Leona z kamienną miną i przyklejonym na twarzy sztucznym uśmiechem zaczęła powoli się poruszać w kuszącym, ociekającym seksem tańcu. Wypinała właśnie pośladki, wystawiając je na widok pocącego się kolesia. Pośladki, których kusa spódniczka nie miała szans osłonić. Zresztą nie miała przecież takiego zadania.
Luc przystanął tylko na chwilę, sekundę, dwie. W jego oczach zaczaił sie najpierw gniew, potem smutek. Podjął krok odwracając głowę. Mając ręce zaciśnięte wokół niesionej Mazz wydrapać oczu sobie nie mógł. Zazdrościł w tym momencie Callmee, bo mógłby je sobie wybić zwieńczonym penisem ogonem. Rozglądał się przez chwilę, patrząc na loże i kanapy przy stolikach ale wszystkie były zajęte.
Mógł podejść i wyjebać w pysk jakiegoś korposzczurka gdyby ten nie zareagował na grzeczne “spierdalaj” zwalniając im miejsce aby mogli pogadać tylko we dwoje. Ale wciąż widział stan Mazz, to nie był dobry moment na wszczynanie awantur.
Skierował się ku wyjściu. Mieli holo znaki więc mogli wrócić, a tam było paradoksalnie ciszej, spokojniej niż w gorącym NightClubie.
Ruda nie zauważyła jego zawahania. Za to wyczuła i usłyszała zmianę rytmu bicia jego serca. Uniosła głowę. Teraz to ona miała znaki zapytania w oczach. Irracjonalna myśl przemknęła Lucowi przez głowę, że w tym momencie stanowią idealnie pasujące klocki domina.
Wyszedł z dziewczyną na rękach.

Przed wejściem do klubu był niewielki tłumek palących i korzystających ze “świeżego powietrza”.
- Postaw… nie trzeba… - mruknęła Mazz gdy drzwi klubu zamknęły się za nimi i dało się rozmawiać.
Nawet mu przemknęło przez myśl, by powiedzieć coś w stylu: “No proste. Ile taki ciężar można dźwigać” lub “Mazz, znam parę chipów z naprawdę niezłą dietą”. Jednak bardziej niż wielu innych facetów wiedział kiedy zamknąć ryj i nie żartować, nawet gdy osoba do której miało byc to kierowane sama potrafiła na pogrzebie kumpla z oddziału opowiadać, że: “duży to on był, ale tylko w pionie, w długości to już dupy nie urywało”.
Postawił ją na ziemi i wyciągnął paczkę fajek, podstawił ją przed Mazz sam wyciagając fajka, ona też wzięła jednego i odpaliła od Lucowej zapalniczki.



- Martwię się, Mazz - powiedział zaciągając się.
- To przestań - burknęła, ale bez typowego dla niej ognia - Nic się nie stało. Szukałam czegoś. Nie znalazłam i mnie to męczy, ok? - wybuchnęła nagle, jakby nie mogąc znieść jego zaniepokojonego spojrzenia. - A ty? Co znowu się stało, że ci serce zgubiło rytm? Bo aż tak się o mnie nie martwisz.
- Martwię się - burknął. - Normalnie bym ci nie odpuścił z drążeniem co z tym ślicznym uśmiechem się stało. Pomógłbym szukać tego, czego nie znalazłaś. - Unikał odpowiedzi jak wcześniej ona sama. Siadł na krawężniku pociągając ja lekko ze sobą.
- Ej… - klapnęła obok i lekko trąciła Luca ramieniem - … gadaj - zamruczała buńczucznie. - Od tego masz kumpli.
Przekrzywił głowę składając ją jej na ramieniu. Milczał przez dłuższą chwilę.
Czekała cierpliwie… przez parę chwil. Potem klepnęła Luca po kolanie.
- No…? - ponagliło cicho.
- Pamiętasz tą sukę, przez którą prawie nie zginąłem na Fili? Jak dostałem holo i mi odjebało? Co rwałem się… no wiesz. Jak idiota naprzód w akcjach, póki mi nie wybiłaś tego ze łba? - odezwał się w końcu.
- Noooo…. - zawiesiła głos pytająco.
- Postanowiła zamienić New, na New New. Zeeland na York - kciukiem wskazał wejście do klubu.
- O kur…. - Mazz miała wypisane na twarzy “what the fuuuuuuuuuuuu…” - Ona … tu pracuje? Skąd wiesz? - nagle się ożywiła. Mogło to zwiastować kłopoty.
- Bo sobie właśnie nawrzucaliśmy. - Luc zaciągnął się fajkiem. - Znaczy ja jej, ona wymanewrowała mnie jak przedszkolaka nawet nie unosząc głosu. Wiesz już co ze mną. Mów co tobie.
Mazz machnęła ręką.
- Czekaj! Ale… a co z młodym? Też tutaj? Co ona tu robi? Przyjechała po podpis? - zmrużyła oczy ze złością. Nagle ponownie widać w nich było bojowy duch dziewczyny. - Gdzie ona jest? - zaczęła się podnosić.
Luc przycisnął ją do krawężnika ręką jaką wciąż obejmował.
- Młody: cytuję: “Nie moja sprawa”. Po podpis? Okey, może standardem jest przyjeżdżać po papiery angażując się jako stripizerka. Co robi? Wypina właśnie dupsko jednemu korpo. A cokolwiek chcesz zrobić, to wejdzie ochrona i ona znów wygra. Przytul mnie, cholernie tego potrzebuję.
Mazz przez chwilę miała wypisaną na twarzy krwawą zemstę ale posłusznie objęła Luca ciasno, wolną dłonią gładząc jego twarz.
- Nosz kurwa… - skwitowała całą sytuację.
Przez chwilę tuliła mężczyznę bez słowa.
- Zamierzasz dać jej ten rozwód? - spytała ostrożnie.
- Nie chcę wiązać laski sobą jak mnie nie chce. Nie dałem rozwodu jedynie ze złośliwego, zimnego i wyrachowanego skurwysyństwa. Teraz sam nie wiem czy to był taki dobry pomysł.
Mazz cmoknęła czubek głowy Luca.
- Może lepiej daj? - oparła policzek o jego czoło - Będziesz mógł wiesz… jakoś zamknąć rozdział za suką. W sumie i tak nie utrzymywałeś z nią kontaktu więc co za różnica?
- Ta, najlepiej teraz. - Solo-reporter strzelił niedopałkiem na ulicę. - Pójść do niej i powiedzieć, że ma ten rozwód. Najlepiej jeszcze na kolanach. I tak czuję się jak szczeniak co rzucił się do nóg z zębami, a dostał kijem. Dzięks. Kurwa! Poszedłem w ‘sakę na Fili by miała kasę, łeb mogli mi odstrzelić. I nara, Ty byś tak przecież nigdy nie zrobiła. Co z nią jest nie tak, żeby jeszcze popieprzać za mną w tej sytuacji do nNY? - wyciągnął kolejnego szluga.
- Ale … ona tu przyjechała za tobą? Wiesz to? Powiedziała ci? Jak chcesz to z nią pogadam. - Ruda dziewczyna starała się by zgrzytnięcia zębami nie było słychać.
- Nie Mazzie, w ogóle nie chcę o tym gadać, ok? - zapalił.
- Dobra, nie było tematu - mruknęła poluzowując lekko tulaka by dać Lucowi szansę na ruch. - Chcesz … wpaść do mnie dzisiaj? - spytała nie wiedząc jak zareaguje.
- Nie wiem, a zmieniłaś fuchę na grabarza? Bo waham się czy nie zrobić tak, że będąą ze mnie dziś pijane zwłoki.
- Żeby to pierwszy raz. - Zbyła to wzruszeniem ramion. - Pytam czy nie chcesz być dzisiaj sam czy wolisz wypłakiwać się w podusię. - starała się by jej standardowy rezon wypadał realistycznie.
- Jak z kimś to z tobą. Ale spytaj mnie za trzy kolejki - uśmiechnął się lekko, nawet nie smutno. - A ty? Mazz… o ciebie się nawet bardziej martwię niż o - zatoczył palcem wokół nie chcąc wracać do tematu.
- Eeee moje to wielkie gówno przy twoim dole błota. - Wyciągnęła paczkę papierosów i sama zapaliła też - takie tam…
- Kosza dostałaś? - spytał.
- Co?! - zdziwiła się zaszokowana z fajką lekko przylepioną do warg - Jakiego kosza? Od kogo? - oczy miała szeroko otwarte ze zdziwienia.
- Nie wiem, strzelałem. To może w drugą stronę, ciąża?
Mazz popatrzyła na Luca jak na raroga:
- Pogięło cię? Nieeeee … pamiętasz… - urwała, a on milczał przytulając ją lekko jakby dodając animuszu by w końcu powiedziała co jej leży na wątrobie.
- Na początku naszej służby dla 'saki na Fili, pamiętasz? Ciężko było z kasą. No i … żeby jakoś dożyć do wypłaty zrobiłam coś głupiego. Zastawiłam u cinkciarzy coś… jedyną rzecz jaka mi została po matce. Próbowałam ją wykupić zaraz po wypłacie ale ktoś to już kupił w między czasie. Od tego czasu szukam ale kiepsko idzie. Myślałam, że znalazłam człowieka ostatnio ale okazał się ślepym strzałem. Już pal licho z kasą. Wartość wiesz… - popukała się lekko zwiniętą w pięść dłonią po piersi. - Mówiłam, że wielkie gówno przy twoim syfie.
- Znajdziemy. Obiecuję.
- Mhm… - mruknęła cicho, raczej wyczuł mruknięcie niż usłyszał. - To jaki plan? Wracamy i chlejemy? Czy szukamy innej miejscówki i chlejemy?
- Wracamy, trzeba stawiać czoła własnym demonom. Nie będę zmieniał klubu tylko dlatego że… - Zgasił fajka.
- Luc… - spytała podnosząc się z krawężnika - … a ty coś do niej jeszcze nadal masz?
Wstał.
- Przecież wiesz, że jest młody, nie? - powiedział powoli kierując ją do środka gdzie ogarnęła ich muzyka.
Mazz nie skomentowała ale widział spojrzenie jakim go obrzuciła.
Chwyciła go za rękę i pociągnęła w tłum tańczących.



Na parkiecie zaczęła tańczyć tak jakby Luc był jedynym facetem w tłumie. Nie pozwalała innym kobietom zbliżyć się do niego, każdym ruchem zaznaczając terytorializm. Sugestywne ruchy, lekkie ocieranie, przesunięcie rąk. Gdyby Luc nie wiedział jak się rzeczy mają, uwierzyłby, że jest oznakowany i uwodzony. Z chęcią podjął tę grę. Pocałunek i to wtulenie się w czasie tańca jeszcze przed wyjściem “na szczere rozmowy” obudziło w nim stan zastanowienia, czy Mazz przypadkiem nie nabrała dziś ochoty na... ale po rozmowie wychodziło, że nie o to chodziło. A tu proszę, znów leciała w motyw zawłaszczenia go i niedwuznacznych zachęt. Nawet nie to, żeby był skołowany, po prostu podjął rękawicę. W tańcu położył ręce na jej biodrach i przycisnął ją do siebie.
Poczuł jak Mazz napiera na niego swoim ciałem. Pamiętał jej kształty, pamiętał jej dotyk. Dziewczyna spojrzała mu w oczy i przez chwilę w jej spojrzeniu widać było lekkie zaskoczenie. Błysk. Objęła Luca ramionami za szyję i nagle atmosfera zaczęła lekko iskrzyć. Ruda popatrzyła ponownie na twarz mężczyzny i wciąż ocierając się swym ciałem o jego zaczęła się sugestywnie osuwać po nim. Nie spuszczając wzroku, świdrując go spojrzeniem prawie kucnęła, lekko rozchylone usta znalazły się kilka centymetrów od jego krocza … Mazz zaczęła się podnosić z lisim uśmieszkiem na twarzy. Odwróciła się tyłem do Luca i zagryzając dolną wargę przegięła się lekko i otarła sugestywnie pośladkami.
Heen w pierwszej chwili objął ją w talli ustami kierując się do jej szyi. Przez głowę leciało mu stado myśli. Atmosfera była tak erotycznie napięta (szczególnie Mazz dokładnie czuła co się z nim dzieje napierając na jego lędźwie), że … Jedna myśl z wielu zabłyszczała niczym dioda. Jak ONA patrzy i widzi, to pomyśli, że jest żałosny i aby się odkuć na NIEJ, wciąż aktualnej żonie robi porno na parkiecie jakby z NIĄ rywalizował w konkursach lapdance. Z pierwszą lepszą ledwo co poderwaną sztuką. Z drugiej strony gdyby to przerwał, Mazz mogłaby pomyśleć, że on robi to dla Kiry, że wciąż coś do niej czuje, a ona sama wtedy wyszła by na idiotkę. Panicznie zapragnął jakiejś strzelaniny pod klubem, czy zamachu bombowego w jednej z loż. Choć może nie w tej, w której jakiś korpo podziwiał pośladki które dobrze znał i pamiętał.

Niestety jego modły i pobożne życzenia nie znalazły odzwierciedlenia w rzeczywistości. Za to dłonie Mazz zaczynały odnajdywać jego wrażliwe miejsca. Dziewczyna ponownie odwrócona przodem ukąsiła go leciutko w klatkę piersiową przez koszulkę i ponownie otarła, zasłaniając jednak jego reakcję przez wścibskimi spojrzeniami. Uniosła twarz jak do pocałunku.
Gdyby teraz to wszystko skończył inaczej niż tak jak sytuację kreowała ruda, to Leona, Kira, mogła by zrywać boki ze śmiechu myśląc, że przerywa by nie myślała, że on myśli… Kurwa! czemu wciąż jego mózg obracał się wokół niej?!
Przycisnął do siebie Mazz jeszcze mocniej tak, że tracąc dech otworzyła usta szerzej.
Wpił się w nie zachłannie.
Ruda w pierwszej chwili była lekko zaskoczona, wyczuł to w reakcji jej ciała, ale potem błyskawicznie odrzuciła wszelkie zahamowania. Łapczywe, głodne pocałunki oddawane Lucowi pochłonęły ją całkowicie. Z cichym mruknięciem uniosła jedną nogę by wcisnąć się jeszcze bliżej w ciało solo-reportera, dłonie wsunęła w jego włosy i pociągnęła by ułatwić sobie dostęp. Poczuł jej język eksplorujący jego usta z zapamiętaniem i jej ciało wgniecionie niemalże w jego ciało. Oddawał pocałunek unosząc ją w górę dłonią ściskającą jej pośladek, przez co straciła kontakt z podłożem. Luc zwolnił z ruchami by w tańcu nie wyłożyć się jak długi razem z dziewczyną.
Mazz oplotła go nogami i przesunęła ustami po jego policzku przerywając pocałunek. Spojrzała w oczy Luca i pogładziła jego twarz dłońmi czułym gestem. Pochyliła głowę i skubnęła zębami płatek prawego ucha partnera w… nie już definitywnie nie w tańcu. Ciepły oddech owionął szyję mężczyzny, a usta dziewczyny podążyły zaraz za nim. Ścisnął jej pośladek przesuwając powoli wbrew szybkiej muzyce językiem po jej szyi. Korzystając z tego, że oplata go nogami, a jego ręka przyciska ją do siebie, naparł mocniej podgryzając lekko skórę na szyi. Ruda jęknęła cicho wprost do jego ucha wywołując u Luca przyjemny dreszcz wzdłuż kręgosłupa.
- Trochę… - wydyszała, muskając wnętrze Lucowego ucha czubkiem języka - … nas chyba poniosło, Luc.. - głos jej lekko drżał, jakby próbowała się jeszcze kontrolować.

Słowa dziewczyny otrzeźwiły go lekko. Nie zmienił pozycji, nie puścił dziewczyny, skierował swoje usta ku jej ustom. Pocałował tym razem nie zachłannie, nie drapieżnie, ale głęboko i powoli bawiąc się jej językiem własnym. Dla stonowania i uspokojenia emocji i instynktu w jakie zaczęli wpadać pędząc ku już pełnemu i totalnemu zatraceniu. Wolną ręką mierzwił jej włosy.
Mazzy wciąż oplatała go swym ciałem i nie wyglądało jakby miała wkrótce przestać. Wisiała na nim mocno wtulona i odwzajemniała pocałunki. Palcami jednej dłoni muskała jego szyję i płatek ucha, smakowała usta i prowokowała powolnymi ruchami języka. Atmosfera skrzyła nadal i od całkowitego zapomnienia dzieliła ich oboje prawie niewidoczna linia.
Nie przestawał, bo jakoś po prostu nie potrafił i chyba nie chciał.
To już nie była Mazz, to była smartMazz sprzęgnięta z nim cyberzłączem jakie stanowiły ich usta. Jak łączność ze smartGunem, który na samo drgnięcie myśli wypluwał pestki tam gdzie patrzyły oczy. Podobnie ich ręce już bardziej powoli błądziły po sobie tam gdzie kierowało ich to co czuły usta.
Tyle że Luc oczy miał otwarte, choć bezsprzecznie pogrążony w pocałunkach całym sobą wydzielał ten strzęp uwagi na wypatrywanie w tłumie jednej twarzy. To było jak podświadomość, wypatrywał jej i chyba nawet w najgłębszych zakamarkach mózgu nie przemknęło mu, że po to by uczynić JĄ zazdrosną. Całował jedną myślał o drugiej, a jednocześnie jego skupienie zajmowała ta pierwsza. O Braindance fundowanym cyberpsycholom do tej pory tylko słyszał ale miał właśnie chyba niewielką degustację jak to ‘smakuje’. Tak bardzo chciał by to Kira była wczepiona w jego usta i tak bardzo nie chciał by przestała nią być Mazz. Jedno się nie zmieniło. Wciąż całował ją zapamiętale a jego dłoń gładziła plecy rudej i mierzwiła jej włosy.

- Przepraszam… - w pewnym momencie zapamiętałych pieszczot usłyszał głos, który wybił go z zapętlonych rozmyślań - … zapraszamy na pierwsze piętro. - dodał ten sam intruz wbijający się w ich małe uniwersum jakie sobie wykreowali.
- Hmm? - Mazz zastygła lekko z ustami na ustach Luca i otworzyła jedno oko.
- Na piętro? - równie zaskoczony odruchowo spytał Heen.
Za jego plecami stał miły pan, który właśnie czynił zapraszający gest wskazujący drogę.
- Tak. Na piętrze mamy wszystko czego państwu potrzeba w zacisznych pokojach do wyboru - powiedział.

W pierwszej chwili solo-reporter pomyślał czy by mu tak po prostu nie przyjebać.
W drugiej też.
W trzeciej odwinął się lekko, ale spojrzał na rudą.
Mazz odwzajemniła spojrzenie.
- Dotąd nie korzystałam z pokoi na godzinę - zaśmiała się łapiąc głupawę i chowając twarz w zagłębieniu jego szyi.
- Mmmmm… To samo mówiłaś, gdyśmy leżeli w tym leju po bombie na Fili, pod ostrzałem Mili. - Skubnął zębami płatek jej ucha wspominając jedną z najbardziej wariackich z ich 'przygód' - “Jeszcze nigdy nie pieprzyłam się w leju po bombie”.
Mazzy lekko zadrżała. Czy to na pieszczotę czy na wspomnienie przeżyć. Może na jedno i drugie.
- A macie tu takie… specjalne pokoje? - spytała pana, który cierpliwie oczekiwał na ich ruch.
- Owszem. Jakiś specjalny motyw państwa interesuje?
Dziewczyna spojrzała na Luca i z namysłem odpowiedziała:
- Mmmm, pielęgniarka do naprawy złamanego serduszka? - zażartowała.
Miły pan jednak skinął głową niewzruszony:
- Proszę za mną.
Mazz uniosła brew.
Zsunęła się z Lucifera i wsunęła dłoń w jego dłoń.
Ruszyła tyłem ciągnąc go za sobą, a on podążył za nią z lekkim uśmiechem. Nie rozglądał się tylko dlatego, że szła tyłem patrząc na niego inaczej wypatrywałby JEJ z nadzieją, że tego nie widzi. Albo że widzi, sam nie wiedział.
A mimo to szedł z ochotą, uśmiechając się i ustami i oczami.

Pan z obsługi poprowadził ich przez tłum mijając loże i bar po lewej stronie. Gdzieś przy barze mignął podgolony łeb Edka wciąż nawijającego barmance. Minęli również pokoik hostess i za zakrętem ruszyli schodami w górę. Ich kroki były wytłumione przez grubą dywanową wykładzinę.
Ujrzeli korytarz z licznymi drzwiami po obu stronach. Mazz spojrzała na Luca z uśmiechem na buźce.
- Jak w koszmarze… - mruknęła.
Miły pan poprowadził parkę do pokoju z nr. 4. Wstukał kod i drzwi się otworzyły.
Kolejny zapraszający gest.
Wsadzili głowy do środka z ciekawością sprawdzając jak wyglądają specjalne pokoje na godziny.



Przez chwilę milczeli oboje.
Nie komentując nawet tego co ujrzeli.
- A jest coś mniej skórzanego, a bardziej hmm… lekarskiego? - spytała Mazzy przekrzywiając lekko głowę oceniając przydatność pewnych elementów wystroju pokoju.
- Możemy zapewnić stroje, ale pokój niestety będzie standardowy - odpowiedział miły pan, a Luc w tym czasie ścisnął lekko pośladek dziewczyny.
- Strój ok… standardowy też - Mazz wtuliła się w Luca i odginając głowę w górę przesunęła jego drugą rękę na swoją pierś.
Pan z obsługi najwidoczniej nawykły do takich widoków zupełnie nie reagował.
- Proszę za mną.
Tym razem pokój okazał się standardowym pokojem jaki można znaleźć w każdym hotelu.
Duże łóżko z grubym materacem, dwa fotele, stolik, mini lodówka i … lustro w suficie. To ostatnie wskazywało, że faktycznie był to standard.
- Jaki rozmiar?
Pytanie padło właśnie gdy Mazz wspięła się na palce by sięgnąć ust Luca i zacisnęła palce na jego ewidentnym dowodzie zachwytu całą sytuacją.
- Mmm ci dwa… - wymruczała dziewczyna pomiędzy pocałunkami.
- Przepraszam?
- Trzydzieści dwa do cholery - warknęła mając chyba już dość widowni i chcąc przejść do konkretów.
- Zaraz przyniosę strój. - Facet zmył się.
Mazz pociągnęła Luca do łóżka i wspięła się na nie. Nie zamykali drzwi, co oddającemu pocałunki mężczyźnie wydało się zabawne. Ruda nie tak znowu dawno miała zdecydowanie ‘większą widownię’, nawet ciekaw był miny ochroniarza przynoszącego “ci dwa” w wersji “jestem chory pani doktor”. Wiedział jednak, że tego nie zobaczy, tracił kontrolę. Ruda przyciągnęła go do siebie sprawiając, że jego głowa znajdowała się teraz na wysokości jej piersi. Ujęła twarz kochanka w dłonie i ponownie wpiła się w jego usta.

Na parkiecie jeszcze myślał. Myslał o rzeczach o których chciał mysleć i o tych których w swoim łbie naprawdę nie chciał.
Jednocześnie.
Nie potrafił wybrnąć z sytuacji tam. Jakoś nie mógł wtedy opanować się by wziąć przyjaciółke do stolika gdzie (czy on tam w ogóle jeszcze czekał?) był Halo. Tu i teraz już w ogóle nie myślał o niczym poza drobnymi jędrnymi piersiami jakie uwolnił i w które wpił się ustami obniżając głowę i popychając Mazz na łózko z pozycji siedzącej do…
Jego usta zamknęły się na jej sutku.
Za plecami usłyszał lekki szelest.
To “Miły Pan” wrócił ze strojem i próbował udawać, że go wcale tam nie ma. Zawiesił wieszak na krześle i dyskretnie się wycofał, zamykając za sobą drzwi.
Nieuwagę wykorzystała ruda, ściągając z niego koszulkę i sięgając do paska jego spodni. Przez chwilę na ślepo mocowała się z klamrą, splatając swe nogi z jego nogami. Podirytowana mruknęła coś i próbowała przekręcić Luca na plecy. On poddał się temu gładząc jedną ręką pierś dziewczyny, drugą przenosząc na miękki pośladek. Zerknął na strój jaki ochroniarz zawiesił na wieszaku.
- Och jakże mnie boli Pani doktor - wymruczał.
Siedząca mu na udach Mazzy uśmiechnęła się najpierw złośliwie, gwałtownie rozpinając spodnie, a potem przybrała lekarski, profesjonalny wyraz twarzy.
- A gdzie dokładnie? Proszę powiedzieć… - zsunęła się z łóżka i ruszyła ku dyndającemu strojowi.
- Zamknij oczy - rozkazała. Odczekała chwilę aby się upewnić, że posłuchał.
Nie posłuchał.
Przez chwilę bezczelnie gapił się na jej piersi, potem powoli odwrócił kierując wzrok na przeciwległą ścianę.
- Pani doktor trafiała zwykle na potulnych pacjentów - zakpił. - Noż co za pech.
- Pacjenci pani doktor raczej słuchają bo nie lubią cierpieć - zachichotała Mazzy. - No, zamknij oczy inaczej nie będzie efektu - zamarudziła.
Zamknął opadając na łóżko.
Nie będzie efektu” - inny głos, inny czas. Pod powiekami zaś spojrzenie roześmianych oczu, podświetlonych porannym światłem słońca. Ciemne, krótkie kosmyki muskające skórę na jego twarzy i kłujące czasem w oczy. Śmiech odbijający się jakby echem i palec muskający delikatnie jego policzek.
- Grzeczny pacjent. - Słowa Mazzy przebijające się jak przez grubą watę.
- Więc boli, mówi pan. A gdzie? - Dłonie rudej muskająca uda i chwytające za spodnie.
- Musimy pana rozebrać do badania. - Stwierdzenie dziewczyny podczas ściągania jego spodni.

- Nie skończyłem medycyny, Pani tu jest lekarzem - powiedział ale jego myśli błądziły gdzieś obok, jakby wracał skądś, z daleka.
Mazz zaczęła zsuwać spodnie z Luca, gdy ten nagle uniósł się i pociągnął dziewczynę za rękę by opadła obok niego na łóżko.
Ruda ubrana w króciutki strój lekarski, ledwo zapinający się na biuście i zdecydowanie nie zakrywający siedzenia opadła na łóżko, tracąc równowagę.
- Hej! Bo zaadministruję specjalne leczenie! - oburzyła się z roześmianymi oczami - To ja tu mam leczyć, a pacjent ma słuchać. - Jej dłoń rozpoczęła testowanie i badanie przesuwając się w linii prostej po brzuchu ku części ciała, która (jak podejrzewała) boli najbardziej.
- Kocham cie Mazz - powiedział.
Dziewczyna zamarła z wyrazem twarzy jaki można było by opisać jedynie: WTF?!
- Luc? - spytała ostrożnie przerywając ruch dłonią.
- W pewien sposób, sam nie wiem jaki. - Przesunął dłonią po jej policzku. - Na tyle że nie… nie chcę myśleć o niej gdy… - pocałował ją lekko. - A ta suka od avanti w barze rozpierdala mi mózg.
Bynajmniej nie pozytywnie. -
Bo nie było to pozytywne, choć wszystkiego jej nie mówił. Pogłaskał tylko lekko po policzku przytulając. - Przepraszam Mazz. - Wyglądał jakby miał się rozkleić.
- Nadal ją kochasz, co? - spytała Mazz odsuwając się nieco by umościć się nieco wygodniej pół siedząc, pół leżąc. - Chodź tu - rozłożyła ramiona. Strój lekarki napiął się opinając jej ciało ciaśniej. - Idioto…
- Nie, nie kocham. - Ułożył się na jej piersiach i przez chwilę chciał się obrócić, rozsunąć jej nogi…
- Nie kocham - powtórzył próbując nie tyle jej odpowiedzieć co sobie to… wmówić.
- Mhm… - usłyszał jej pomruk rezonujący wprost do ucha - … to jak jej nie kochasz to co? Uwielbiasz? Lubisz? Chcesz spróbować to łatać? Rozwieść się? - zalewała Luca pytaniami. Szczupłe palce przeczesywały włosy. Cmoknęła czubek głowy w próbie pocieszenia.
Solo-reporter nie odpowiadał delektując się dotykiem palców pieszczących jego włosy
Palce wędrujące po jego czuprynie pieszczotliwie przesuwające się po skórze głowy. Wesoły śmiech. Inne miejsce inny czas.
- Nie chcę… nie chcę o niej myśleć Mazzie. - Wtulił się w nią mocniej chłonąc jej zapach. - A już na pewno nie przy tobie. Trzeba mi braindance Pani doktor.
Mazzy westchnęła.
- Wracamy do mnie? - spytała. - Szkoda kredytów na godzinne pokoje, a u siebie mam coś co mogłoby pomóc. - Podniosła twarz Luca wsuwając palce pod jego podbródek. - Chcesz? Obiecuję być grzeczna - uśmiechnęła się.
- Ja nie obiecuję.
- Atta boy - mruknęła i pocałowała lekko, czule, raz i drugi. - Chodź… - Spojrzała Lucowi w oczy i uśmiechnęła się leciutko.
- Jeżeli to co masz w domu nie jest wódką, to musimy zajrzeć gdzieś po drodze skarbie. Do jakiegoś sklepu. - Zaczął gramolić się spomiędzy jej piersi do pozycji siedzącej.
Po chwili z figlarnym błyskiem w oku odwrócił się do niej.
Spojrzał w jej oczy przekrzywiając lekko głowę..
- Stawiam whiskey, że nie wyjdziesz stąd w tym ubranku.
- Flaszkę? - roześmiała się. - Nie wiem czy ubranka są do zabrania.
- To będziemy musieli szybko spieprzać przez parkiet - przerwał jej z łobuzerskim uśmiechem.
- Spoko - podjęła wyzwanie - Ale whiskey ma być single malt - zakomenderowała zsuwając się z łóżka by zebrać swoje rzeczy. Przy okazji pochylając się i kusząc Luca widokiem nóg i wypiętych pośladków. - Gotowy? - wyprostowała się wsuwając buty na stopy.
- Jak nigdy. - Po prostu nie mógł odmówić sobie przesunięcia dłonią po jednej z dwóch ślicznych półkul jakie chwilę wcześniej był tak uroczo wypięty. Miał tylko tyle siły woli by nie zrobić tego ciut wcześniej.
- Dajesz, Luc - Mazzy spojrzała sugestywnie na jego usta i zakręciwszy kuperkiem ruszyła do drzwi. Luc zabrał jej ubranie, by wyglądała na przebraną hostessę, a ona napuszyła lekko włosy i pewnym krokiem podreptała z powrotem na dół wyglądając krótko za róg w dół schodów. Nikogo nie było więc przeskakując po dwa stopnie na raz zbiegła w dół. Z jedna dłonią opartą dumnie na biodrze, wypinając lekko biust ruszyła w głąb tłumu. Nie zauważyła otwieranych drzwi do kanciapki hostess. Luc za to już tak.

Zaklął cicho gdy tylko to zobaczył rozglądając się i osłaniając Mazz wzrokiem. Przyskoczył do otwierających się drzwi, zaglądając przez nie lekko.
- To nie toaleta? - spytał zasłaniając widok z wnętrza pokoiku na rudą jaka spieprzała ku wyjściu swoim tempem dalej.
W kanciapce podniósł się pisk i raban półnagich i nagich dziewcząt. W powietrze poleciało kilka soczystych przekleństw:
- To jest pomieszczenie służbowe!
- Wypierdalaj!
- Wezwiemy ochronę!
- Proszę natychmiast zamknąć drzwi!

- Co ty do kurwy nędzy wyprawiasz? - usłyszał za sobą.
Odwrócił się widząc swą ukochaną żonkę, żoneczkę, żonciunię z założonymi na piersiach rękoma i przyglądającą się mu z politowaniem.
- Alaistera szukam - odpowiedział bezczelnie.
- Zamknij debilu te drzwi! - doleciało go z kanciapki i jakaś większa hostessa podeszła by zatrzaskując je.
- Co za ojcowska intuicja. Szukać syna w burdelu. - Kira, od niedawna Leona, uśmiechnęła się kpiąco.
- Matkę synka tu znalazłem, więc hej!...
- No patrz... pasujemy znaczy do siebie jak ziarnka groszku - prychnęła.
Przez chwilę milczał. Myślał jakby się tu odciąć i po prostu nie wiedział z czego wybrać.
“Jak któryś klient wybrał wariant z groszkiem, to mnie do tego nie mieszaj”
“Pasujemy do siebie jak dziwka do księdza”
“Patrzę… jak każdy kto zapłaci 200 credsów ale mi nawet za darmo się nie podobało”.
W końcu wybrał.
- Przepraszam. Za dziwkę. Za wszystko. Dostaniesz papiery, Kiri - lekko odsunął ją kierując się tam gdzie kilka chwil wcześniej zniknęła Mazz.
Nie zauważył wyrazu jej twarzy na jego słowa.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline